Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

środa, 31 grudnia 2014

Od Shadow'a "Czy to koniec watahy?" cz.3

Słońce wstało, mieliśmy ładny jesienny dzień. Czekałem na swoją przemianę, ale nic takiego się nie stało. Najwyraźniej to dzięki tej roślinie Des stałem się w pełni Shadow'em. Świetnie! Cudownie! Doskonale! To kolejny dowód na to, że mój plan się powiedzie. Natychmiast potruchtałem pod jaskinię Kiiyuko i niepewnie zajrzałem do środka. Wadera spała głęboko. Zakradłem się bliżej, by się upewnić, że na pewno się nie zbudzi. Nic jednak się nie stało. Na moim pysku pojawił się szeroki uśmiech. Wyciągnąłem łapę i delikatnie zdjąłem medalion z jej szyi. Nawet tego nie zauważyła. Spała dalej. Wyszedłem z jej jaskini niesamowicie z siebie dumny. Miałem jeszcze pewną sprawę do załatwienia przed przekazaniem zdobyczy Asai.
***
Siedziałem sobie spokojnie w krzakach wiedząc, że zaraz powinni tutaj przyjść. Masa różu, która mnie otaczała nie przeszkadzała mi jakoś szczególnie. W końcu dostrzegłem dwa wilki idące w moją stronę. Była to śliczna wadera i parszywy basior. Sora i Tsume. Ten pacan pożałuje za to, że zabrał mi dziewczynę.
- Nie lubię różu - rozejrzał się z skawaszoną miną.
- Ja również - wilczyca zachichotała.
Usiedli. Sora miała na sobie jakiś czarny płaszcz, jednak nie było sensu, bym się bardziej się zastanawiał nad tym, skąd go wzięła.
- Głodna?
- No trochę.
Zaklaskał w łapy, a przed nimi pojawił się stół i lokaj z jedzeniem. Najwidoczniej nie zauważyli mnie. Obserwowałem więc dalej. Sorka zrobiła wielkie oczy.
- Czy to randka?
- Jeśli chcesz może i nią być - puścił jej oczko. Obrzydliwe. Na stole pojawił się świecznik.
- Smacznego - odgarnął jej włosy po czym dodał - Jesteś śliczna.
Wadera się zarumieniła. Nie wytrzymałem już dłużej. Zacząłem warczeć, co ujawniło moją obecność.
Tsume westchnął i powoli wstał.
- Tak, Shadow?
- ODEJDŹ OD NIEJ!
- Bo?
- Bo skręcę ci kark - warknąłem.
- Ojej, już cię boję - zmrużył oczy.
- Lepiej zacznij.
- Grozisz mi? - przekręcił łeb i zrobił gest łapą, który mnie poirytował  na tyle, aby warknąć na cały las - Takiś silny? To dawaj. Nie krzycz, bo innych zbudzisz. Ej, Shadow możesz mi wyjaśnić jakim sposobem jesteś tak wybitnie głupi?
Zacząłem szarżować w jego stronę. Wytworzył za sobą mur z ciemności tak, abyśmy nie zrobili krzywdy Sorze. Tsume gwałtownie odskoczył, przez co uderzyłem z całej siły w barierę.
Bolało jak cholera, ale się powoli podniosłem. Tsume miał najwyraźniej niezły ubaw.
- Z czego się tak ryjesz jak powalony wieprz?! - wrzasnąłem.
- Z twojej głupoty... Nie dasz mi rady. - dalej rechotał, zupełnie, jakby usłyszał najlepszy na świecie żart.
- Kto się śmieje ten się śmieje ostatni... - wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu.
- Taaak?... No co ty nie powiesz? - zaczął się śmiać jeszcze głośniej.
- Tak naprawdę, to nie przyszedłem tu po Sorę...
- A po co? - spoważniał i przestał się głupio ryć, zastanawiając się, co mam na myśli.
- Na czym ci zależy najbardziej na świecie? - syknąłem krążąc dookoła Tsume'a.
- Na Sorze...
- Nie wiesz chyba, o co mi chodzi...
- No nie za bardzo. Wiem tyle, że jesteś strasznym idiotą i nie powinienem ci wierzyć.
Prychnąłem.
- Czyli nie zależy ci na życiu watahy? Ani innych wilków? Oj, jak smutno... - syknąłem z wrednym uśmieszkiem.
- Jesteś za głupi, żeby zniszczyć naszą watahę... - odparł już nie do końca pewien tego, co mówi.
- Czyżby? Zastanów się dobrze...
- Nie muszę się zastanawiać, bo ja to wiem.
- No to wychodzi na to, że to TY jesteś głąbem. - zaćwierkałem radośnie.
- Nadal nie wiem, o co ci chodzi...
Rozwinąłem skrzydła i jeszcze przemówiłem do niego z uśmiechem:
- Kii pewnie już szuka tego medalionu... Bez niego nie ma mowy o wizycie w Niebie przed śmiercią, wiesz? Czyli twojego ojczulka już nic, ani nikt nie zatrzyma... A ty bez tego naszyjnika nie odzyskasz Łaski, czyli już NIKT wam nie pomoże.
Nim zorientował się, o co mi chodzi, oraz co kilka godzin wcześniej zrobiłem, ja byłem już wysoko na niebie, lecąc w stronę obłoków z medalionem Kii w łapie. Tsume nawet jeżeli by chciał, to nigdy by mnie nie dogonił, bo moje skrzydła osiągają niesamowitą prędkość. Już przegrał.

<C.D.N.>

Od Sagriny "Żadna sensacja cz.2" (cd.Ajax)

Basior wydawał mi się bardzo przyjazny, i też dość zabawny. No bo jak można pchać łeb gdzie popadnie?
- Fajne imię - odwzajemniłam uśmiech
- Nowa jesteś? Jeszcze cię tu nigdy nie widziałem - przyglądał mi się uważnie
- Em.. można tak powiedzieć... długa historia.. - skrępowałam się - Tak w ogóle to wszędzie musisz wkładać głowę? - zaśmiałam się
- Eee.. to nie jest śmieszne, jak mówiłem... patroluje teren - uśmiechnął się szarmancko
- Tak, tak, oczywiście.. Hih
- A ty jaką masz funkcję? - spytał
Podeszłam do niego.
- Morderca... - szepnęłam mu do ucha
- Ty mordercą? To dopiero ubaw... - zażartował
Spojrzałam na małe jeziorko, które było za basiorem. Bing! Miałam śmieszny plan.
- Tak sądzisz? Że taka różowa lala jak ja nie może być mordercą? - próbowałam ukryć śmiech
- Tak sądżż.. - uśmiechnął się
W pewnej chwili rzuciłam się na niego i wpadł do wody.
- Hahahah - tarzałam się ze śmiechu

<Ajax?>

Od Alexandra "Li Vane vel. Black Spirit" cz.2 (cd. Lithium Vane)

- Tak? - rzekłem wyłaniając się z cienia.
- Kim jesteś? - syknęła czarna wadera rozwijając swoje duże, czarne skrzydła. Widziała mnie najwyraźniej po raz pierwszy.
- Alfą...
- Nie wierzę ci! Co zrobiłeś z Kiiyuko?! - krzyknęła.
- Spokojnie... Nic jej nie jest.
- Mów natychmiast! - mówiąc to rzuciła się na mnie i przydusiła do ściany, tak, że nie mogłem się poruszyć.
- Możesz mnie łaskawie puścić?
- Nie, póki nie udowodnisz mi swojej niewinności. Powtórzę jeszcze raz: gdzie jest Kiiyuko?
- U Asai.
- Co proszę?! Zdrajca! - krzyknęła powalając mnie na ziemię. Nie broniłem się, żeby nie sprawić, żeby wadera jeszcze bardziej uznała mnie za potwora. Tak naprawdę sytuacja wyglądała inaczej... Przyznam, że naprawdę głupio to wyszło, bo źle zacząłem naszą pogawędkę (a raczej przesłuchanie)... Tak, udało mi się dowiedzieć tylko, że Kiiyuko przebywa obecnie u Asai. Niestety ta wadera pomyślała, że jestem jej szpiegiem, i że to ja wydałem właściwą Alfę wrogom.
- Nie jestem zdrajcom... Pozwól mi to wszystko wyjaśnić...
- Udowodnij mi najpierw, że warto cię wysłuchać.
Podniosłem się z ziemi.
- Należę do tej watahy. Być może mnie nie widziałaś, ale jestem tutaj dowódcą wojowników. Kiiyuko tutaj nie ma, ponieważ wyruszyła na tereny Asai, by odzyskać coś ważnego dla niej.
- Nie wierzę ci! - wadera wyszła szybkim krokiem z jaskini. Nie wiedziałem, co zrobić. Więc po prostu stałem dalej w miejscu i wpatrywałem się w wejście do jaskini, tak właściwie oczekując za niczym.

<Lithium?>

Od Alexandra "Powrót..." cz.2 (cd. Sagrina)

- Chciałam prosić o "pozwolenie" powrócenia do watahy. Zaprowadzisz mnie więc do Alfy? - poprosiła wadera.
- Sporo cię ominęło, dużo się w ostatnim czasie działo... Dlatego też ja jestem Alfą.
- A co z Kiiyuko? - przestraszyła się.
- Nic jej nie jest. Przynajmniej mam taką nadzieję... Wyruszyła na tereny Asai, niewiele mi wyjaśniając. Pośpiesznie mianowała mnie Alfą i odeszła mówiąc, że za jakiś czas wróci. Nic więcej mi nie jest wiadome.
- A więc... Mogłabym do was wrócić?
- Możesz. Mógłbym wiedzieć, co jest powodem twojego powrotu?
- Teraz to już nie gra żadnej roli. A co z Dragonem? - odparła.
- Dragon... Odszedł.
- Co? Dlaczego?
- Taką decyzję podjął... Woli podróżować po świecie, niż siedzieć w miejscu.

<Sagrina? Wiem, że krótko, ale nie bardzo wiedziałam jak odpisać.>

Od Dragona "To już koniec"

Dzisiaj nadszedł ten dzień. Od kilku ostatnich tygodni to planowałem i wreszcie dałem radę to zrobić. Odchodzę z watahy. Spędziłem tu najlepsze lata swojego życia. Zacząłem wszystko od początku, ale teraz to kończę. Sam nie wiem dokładnie dlaczego. Tak podpowiada mi serce. I tak zrobię. Od rana zaglądam do jaskiń przyjaciół. Żegnam się z nimi i zostawiam po sobie pamiątki tym najbliższym. Niektórzy płaczą. Niektórzy nie robią nic, tylko stoją i patrzą. Niektórzy pewnie w głębi duszy się cieszą. A niektórzy nawet próbują mnie zatrzymać. Ja jednak odchodzę i zdania już nie zmienię. Bardzo ich wszystkich kocham i z żalem opuszczam. Tak musi być. Tak chciał los.
Wieczorem, gdy już z wszystkimi się zobaczyłem postanawiam jeszcze raz przebiec się po terenach i zawyć, tak jak robiłem to zawsze z przyjaciółmi. Po okrążeniu watahy wybiegłem poza jej tereny i zacząłem iść. Szedłem i szedłem tak dalej przez długi czas...

<Na koniec, chciałam Wam powiedzieć, że spędziłam bardzo miło czas. Poznałam wspaniałych ludzi i  z trudem Was opuszczam. Niestety brakuje mi czasu na pisanie opowiadań i nie mogę dłużej zostać. Serdecznie Was pozdrawiam, i może czasem zajrzę, żeby pogadać. Do zobaczenia (lub nie). Pa.>

Od Dante "Gdzie ja jestem?!" cz. 2 (cd. Astrid)

- Dobra, dobra... A ty, Haro zluzuj portki.
- Dan, ale my nie nosimy spodni.
- Serio? - wytrzeszczyłem oczy udając zdziwienie.
- Serio. Nie udawaj już głupka. - odparła.
- Wow, codziennie dowiaduję się nowych rzeczy.
- Eh... Niedługo będziesz dorosły. Taka niewiedza przyniesie ci wstyd.
- Oj tam, oj tam. Przesadzasz. Na żartach się nie znasz? - uśmiechnąłem się najszczerzej jak tylko potrafię. Astrid zaczęła się śmiać, bo najwidoczniej mój niewinny uśmieszek zmienił się w jakiś iście psychopatyczny, lecz Haro to ani trochę nie ruszało.
- Skończ już wreszcie. To jest już nudne.
- A ty się w końcu uśmiechnij! Nie chcę, abyś była do końca życia takim smutasem.
- A ty spoważniej. Zachowujesz się gorzej niż szczeniak.
- Cheese! - rzekłem nie zważając na jej słowa. Łapy przyłożyłem do jej pyska w taki sposób, że uniosłem kąciki ust, aby wykrzywiły się w śmiechu.
- Rety, moja siostrzyczka się ślicznie uśmiecha! - powiedziałem zgodnie z prawdą. - Jeżeli będziesz z niego korzystać jak należy, to prędko znajdziesz sobie partnera.
Haro odepchnęła moje łapy powodując, że z jej pyska uśmiech natychmiast zniknął.
- Dorośnij. A teraz pozwól, że pójdę na dodatkowy trening, którego propozycję odrzuciłeś. Żegnam. - powiedziała odchodząc. Wyglądała na niezbyt zadowoloną. Najwidoczniej popsułem jej humor.
- Eh... Nie rozumiem jej. Kończą mi się już pomysły, jak mógłbym ją rozśmieszyć. Chociaż ten jeden raz...
- Na pewno coś wymyślisz. - uśmiechnęła się Astrid.
- Kiedyś. Nie dziś, nie jutro. Może za rok...
- Oj, już nie przesadzaj. Więcej wiary w siebie. A może byś mi przedstawił resztę watahy lub tereny?
- Jasne! - ożywiłem się.
- No to idziemy! - zaśmiała się.
***
- Ile tak właściwie masz lat? - zapytałem patrząc na horyzont z Klifu Zachodniego, dając się ponieść zapachowi niesionemu przez fale morza.
- Rok. A ty?
- Rok i dziesięć miesięcy. Jeszcze tylko mam dwa miesiące, żeby się wyszaleć...
- A chciałbyś być już dorosły?
- Oczywiście, że nie! - odwróciłem się w jej stronę. - Za dużo tych obowiązków i w ogóle...
- No w sumie racja. Jakie stanowisko chciałbyś przyjąć?
- Terminator.
- Co? - zapytała wadera ze śmiechem.
- Nie żartuj sobie z moich marzeń. - odparłem wyniośle unosząc podbródek.
- Ale jak to terminator? Bo nie bardzo rozumiem.
- Najlepszym i niezniszczalnym żołnierzem, postrachem wrogów. 
- To było tak od razu! - zaśmiała się. - Czyli wojownik?
- No.
- Jak sądzisz, uda ci się?
- Oczywiście, że tak! A ty, o czym najbardziej marzysz?

<Astrid?>

Od Tamorayna "Powrót Rodzinki cz.3 " (cd. Kiiyuko)

Stałem zdziwiony. Ostra jest.
- Pff.... Nic. - powiedział Jasper (ten powalony przez Kii) i się wyrwał. Teraz on ją przygwoździł do ziemi. - No mała tylko na to cie stać? - zapytał. I spojrzał na nią, potem na Altara i na końcu na mnie. Ujrzałem w jego oczach coś, czego nigdy tam nie było. A co widziałem w nie raz. Miał maślane oczy. Oooo..... Mojemu braciszkowi spodobała się Kiiyuko.
- Altar co tak się gapisz? Bierz Rayna. - syknął. Altar posłusznie rzucił się na mnie. Mam szczęście, że na niego trafiłem. Jasper był od niego silniejszy. Altar miał mniej, więcej tyle samo siły co ja, więc walka będzie równa.
- Co się go tak słuchasz? Ty jesteś przecież starszy. - syknąłem podczas walki do brata. Nie odpowiedział, ale zaczął się na tym skupiać. Szybko go obaliłem. Parę metrów dalej z Jasperem biła się Kiiyuko. Jasper widocznie dawał jej fory. Nie gryzł jej tylko delikatnie muskał jej sierść.
- Nie wiem czemu, słucham się tego pomiotu diabelskiego. - powiedział Altar, kiedy ja byłem na ziemi. Puścił mnie.
- Co ty robisz?! Bierz go! - warknął Jasper
- Nie. - powiedział Altar
- Co proszę?! - warknął. Zostawił Kii i rzucił się na brata (nie na mnie). Drapnął go pazurami po pysku i uciekł. Altar zawył z bólu i upadł na ziemie.
- Altar! - krzyknąłem i rzuciłem się DO niego. Kiiyuko spojrzała na mnie wymownie. Jej spojrzenie mówiło "On w końcu dobry czy zły?".
- Mam go dość. Zawsze tylko na mnie warczy i mnie gryzie i drapie. Ale nie tak dla zabawy. Na poważnie. To był jego pomysł by tutaj przyjść i zemścić się na Raynie i tej watasze. Ja nie chciałem i... Iii...... nie chcę. - zaniósł się płaczem

<Kiiyuko?>

Od Moonlight "Jak dołączyłam" cz. 3 (Alexander)

Alfa wydawał mi się trochę bardziej surowy, że będzie chciał mi ściąć głowę czy coś w tym stylu. A jednak Alfa jest miły, wilki z watahy też wydają się miłe. Przysiadłam na wyznaczonym miejscu, jaskinia była naprawdę piękna. Zasnęłam.
**************************************************
Obudziłam się i wyszłam na dwór, nagle zobaczyłam Alfę:
- Witaj Moon.
- Cześć.

<Alexander?>

Od Patricii "Wysłuchaj mnie cz.3" (Cd. Kai lub Nari)

Zrobiło mi się ciepło w okolicach serca. Miał o mnie takie dobre zdanie.
- Na serio tak o mnie myślisz? - spytałam
- Ech.... Tak. - powiedział - A ty co o mnie myślisz?
- Jesteś dobry, sympatyczny, energiczny i odważny. Aż grzeszący urodą i wdziękiem osobistym. Romantyk i dżentelmen. Zabawny, z tobą nie można się nudzić! Jesteś także bardzo inteligentny i mądry. Uparty, ale to jest bardziej zaleta, niż wada. - uśmiechnęłam się lekko skrępowana. Spojrzałam do jego oczu, ni to brązowych, ni to czarnych.
- Ech.... Taki nie jestem. - zaprzeczył skromnie
- Jesteś, jesteś. - powiedziałam uparcie.
- Patricio.... - powiedział. Zdanie przerwała mu Nari, która właśnie pojawiła się na łące.
- Kai! - powiedziała i rzuciła mu się na szyję
Patrzyłam na nich zdziwiona.
- Nie mówiłeś, że..... Mówiłeś tylko, że w niej tak samo jak we mnie.... - zwróciłam się skołowana do Kai'ego.
- Pati, to nie tak jak myślisz. - powiedział. Widocznie zrozumiał strzępki zdań, jakie powiedziałam.

<Kai? Nari?>

Od Ajaxa "Żadna sensacja" cz.1 (cd. Sagrina)

Był poranek. Patrolowałem. Nie jest to zbyt zadziwiające zajęcie... Wręcz nudne. Od tygodnia nie działa się żadna sensacja... Nigdy się nie działa.
Mimo tego staram się być uważny. Zaglądam do każdej nory, do jakiej zdołam wsadzić głowę. Właśnie zaglądałem do jednej.
- Cześć!
ŁUB!!!
- Aałaaa... - Trzymałem się za obolałą głowę.
- Co robisz? - Zapytała zupełnie obca mi wadera.
- Patroluję. A ty?
Chwilę milczała przyglądając mi się.
- Spaceruję sobie.. Jak masz na imię? Jestem Sagrina.
- Ajax. - Uśmiechnąłem się.

<Sagrina?>

Od Tamorayna "Pierwszy dzień w watasze cz.4 " (cd. Wissy)

- Nie idź za mną! - warknęła
Posłusznie stanąłem.
- Wissy. Ja nie chcę ci nic zrobić. Przysięgam. - powiedziałem. Ta mała wszystko źle odebrała. Myślała, że co? Chcę ją zabić, zjeść czy coś podobnego?
Ona na nic nie czekała. Wiała, że aż się za nią kurzyło. Ja się z miejsca nie ruszałem. Po paru minutach nudnego siedzenia, zobaczyłem Wissy zaglądającą zza krzewu. Wstałem i ruszyłem do tej roślinki i małej waderki, która się za nim kryła.
- O! Wissy. Co tak zaglądasz za mną? – spytałem z najbardziej miłym uśmiechem jaki tylko umiałem zrobić. – Uciekałaś przecież w inną stronę.
- Bo ja….. – jąkała się już mniej wystraszona.
- Tak? – spojrzałem na nią wyczekująco

<Wissy? Przestań się mnie bać pliss…..>

Od Percy'ego ''Ucieczka" cz. 9' (cd. Desari)

Rany zaczynają nieco piec, jednak nie przejmuję się tym. Przede mną rozciąga się las, za nim jezioro oraz góry. Na niebie góruje ogromny księżyc, a na około niego gwiazdy migocą bladym światłem. Badam dokładnie teren, nasłuchuję dźwięków śpiącego lasu. Nadchodzi delikatny podmuch wiatru. Małe gałązki roślin uginają się pod jego siłą, słychać kojący szum. Przymykam lekko oczy.
Zmieniam się w ludzką postać. Siedzę jeszcze chwilę pod ścianą, po czym wstaję ciężko. Podchodzę do Desari, patrzę na nią przez chwilę. Nasze spojrzenia krzyżują się. Wyciągam do niej rękę. Kładzie swą dłoń na mojej, nadal wpatrując się w moją twarz. Widzi mnie dopiero drugi raz jako człowieka, rozumiem że jest nieco zaciekawiona mojego wyglądu. Zmuszam ją do wstania jednym ruchem ręki.
- Znajdźmy inną kryjówkę. - mówię spokojnie ruszając.
- Dlaczego? - chce wiedzieć.
- Nic nie mów, nie protestuj. I tak tam się udamy. - szepczę.
- Tam, czyli...?
- Zobaczysz.
Prowadzę ją przez zarośla od ponad dziesięciu minut. Nagle pojawia się znajomy mi ''budynek'', a raczej pozostałości po nim. Może nie wygląda najlepiej, ale to odpowiednie miejsce. Wszystkie okna są wybite, drzwi prawie się trzymają. Mimo to, stoi tam jeszcze kominek.
- Rozgość się. - mówię idąc po drewno leżące na zewnątrz pod frontową ścianą.
Rozpalam ogień. Desari odgarnia śnieg z parapetu. Siada na nim rozglądając się. Płomienie liżą ciemne drewno. Przysuwam się do dziewczyny opierając się o ścianę. Milczymy.
- Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? - dziwi się.
Spoglądam na nią. Kolejny raz patrzymy sobie dłuższą chwilę w oczy. Uznaję to za doskonałą chwilę na powiedzenie prawdy. To, co ukrywałem przed wszystkimi, to, co ukrywałem przed samym sobą. Nie dawałem nic po sobie poznać i chyba mi to wychodziło...
- Najpierw chcę przeprosić za wszystko, co zrobiłem. Najbliższe nam niemiłe zdarzenie to moje chamskie zachowanie wobec ciebie.
Cisza. Okropna cisza. Decyduję się w końcu powiedzieć to, co planowałem.
- Ciągniemy to już długo, powiem wprost: czy zechciałabyś spędzić ze mną resztę swojego życia?

< Des? Chciałaś - masz. XD >

wtorek, 30 grudnia 2014

Od Wissy "Skąd jestem?" cz.2 (cd. Nutella)

Była noc. Zauważyłam brązową wilczycę, która spała na dworze, trochę się trzęsła z zimna. W końcu jest jesień. Zrobiło mi się jej szkoda, więc ostrożnie, stawiając łapę za łapą, krok za krokiem podeszłam tak cicho jak tylko mogłam i najostrożniej dotknęłam ją swoją łapą. Poruszyła się. Spróbowałam jeszcze raz. Nic. W końcu ugryzłam ją lekko w ucho, wadera się ponownie poruszyła, i w końcu obudziła się, ja cofnęłam się trochę, bo nie chciałam, żeby się przestraszyła.
- Um... Cześć - wyszeptałam przewracając oczyma.
- Czego chcesz? - odpowiedziała ziewając. Ja nie za bardzo wiedziałam co w zasadzie mam teraz odpowiedzieć, nie miałam pojęcia jak zacząć rozmowę, aż w końcu przestraszyłam się i zaczęłam się cofać, aż potknęłam się o kamień i upadłam. Leżałam sobie tak chwilę, aż nagle zapytałam się:
- Jesteś tam jeszcze?
- Nie, nie ma mnie - odpowiedziała ironicznie wilczyca jeszcze raz ziewając.
- Ah, um.. to.. ten... dobra, już nic.
- No dobra... Daj mi spaaać.. - rzekła wadera ziewając.
- Ty jesteś... Nutella? Tak? - zapytałam w końcu wahając się.
- No.
- Aha.. No to... Ten... Zimno Ci?
- Nie raz już przeżywałam takie rzeczy.
Zamyśliłam się, czy ona też miała takie życie jak moje? Czy mamy ze sobą coś wspólnego? Nie odpowiedziałam, zapytałam się tylko o to, o co miałam:
- Ch..Chcia..Chciałabyś moż..może przen...n.. przenocować u mnie? W mojej jaskini? Tam w każdym razie jest cieplej.. - Wykrztusiłam to..
- Pewnie! - odpowiedziała Nutella podnosząc uszy i machając ogonem.

<Nutella?>

Od Kiiyuko "Warto było tutaj przyłazić?" cz.4

- Ja tylko po opatrunki... Jestem ranny. - wykrztusił sparaliżowany ze strachu basior.
- Jasne, jasne... - syknęłam schodząc z niego. - Wiesz w jakie kłopoty się w ten sposób wpakowałeś?
- To znaczy? Nie mam pojęcia o czym mówisz.
- Rozejrzyj się i powiedz mi, czy warto było tutaj przyłazić.
Basior podnosząc się wykonał posłusznie moje polecenie. Chyba widział, że znajdujemy się w szpitalu od dawna opuszczonym przez ludzi. Nie był to taki normalny szpital, lecz wielki budynek, który sypał się w oczach. Ściany gdzie nie spojrzeć były naruszone, a wózki inwalidzkie czy reszta sprzętu tego typu nie nadawała się już do użytku. Metalowe elementy porosły w kilkuletniej już rdzy o barwie złoto-czerwono-pomarańczowej. Lampy ledwie co trzymały się na cienkich stalowych drucikach, urywające się z kabli przymocowanych do sufitu. Same żarówki były popękane. Wyglądało na to, że albo pękły pod wpływem wieku, albo szpital zamknięto z powodu jakiegoś ostrego spięcia co zaszkodziło ludziom przebywającym wówczas w ośrodku.
- Eee... Ja tylko po bandaże, nic więcej. Biorę i znikam.
- No i właśnie o to chodzi.
- Nie myślisz chyba, że tutaj straszy. - na jego pysku pojawił się drwiący uśmieszek.
- A skąd wiesz, że nie?
- Udajesz komandosa, a sama wierzysz w jakieś nieistniejące duchy!
- Po prostu siedź cicho to wszystko będzie dobrze. - syknęłam.
- Bo co? Jakiś duch nas dorwie? - drwił sobie ze mnie.
- Milcz. - rzuciłam zakrywając łapą jego usta. - Słyszysz?
Basior wytężył słuch, by usłyszeć to, co słyszałam już od kilku dobrych minut. Było to pewnego rodzaju szuranie, a może bardziej buczenie pochodzące z rur znajdujących się u dołu ściany, przy podłodze. Służyły one niegdyś do przeprowadzania wody do grzejników, aby było ciepło. Obecnie w sumie jakby dłużej nad tym się zastanowić, brzmiało to trochę jak czyszczenie albo ponowne napełnianie ich wodą. Było zimno jak nie wiem, a nic, a nic się nie nagrzewało.
- Słyszę... Co to może być?
- Nie wiem, ale wolę się tego nie dowiadywać.
- Może zawracajmy? - wyszeptał.
- Ciekawe jak? Popatrz.
Spojrzał w kierunku wskazywanym przez moją łapę. Drzwi, przez które wszedł do szpitala były przysłonięte czymś dużym, czarnym i oślizgłym. Jego usta wykrzywione w przerażająco szerokim uśmiechu zdobiły rzędy ostrych, białych kłów. Z niego całego wydobywały się jakieś czarne, śmierdzące opary.
- C-co to? - wykrztusił basior.
- Takie coś, z takim czymś, bez takiego czegoś. - prychnęłam. - Nie wiem.
- Nie pomagasz... Wiesz co, może lepiej uciekajmy? To coś wygląda, jakby miało zamiar nas pożreć!
- I kto teraz tu się boi? - zapytałam z wyższością posyłając do parszywego stworzenia kulę ognia. Ona jednak w niewyjaśniony sposób zniknęła zaraz przed zderzeniem się z potworem, dlatego też on nawet tego nie zauważył i zaczął się posuwać w naszym kierunku.
- Niech to!! - wrzasnęłam obracając się w przeciwnym kierunku i zaczęłam uciekać. Basior postąpił tak samo jak ja, kulając trochę przez zranioną łapę.
- Jak tak właściwie się nazywasz?! - krzyknął.
- Kiiyuko!
- Ja Midnight! - po tych słowach wyprzedził mnie, bo ja już zaczęłam powoli zwalniać.
- Uważaj! - wrzasnęłam jeszcze, nim wpadł w poślizg i wpadł na zardzewiały płotek wyrywając go. Spadł. Była tam klatka schodowa. W pierwszej chwili pomyślałam, że już po nim, bo było tam bardzo wysoko, zanim dostrzegłam, że zdążył się zaczepić łapą o krawędź i tak sobie dyndał.
- Ratunku! - wrzasnął.
- Ciii... Bo wszystko się teraz niesie i więcej takich stworów tu przylezie.
- To mnie wciągnij. - pisnął. Westchnęłam i zrobiłam co mówił.
- Kurde... - mruknął patrząc na ranę na łapie, która się rozszerzyła, a teraz nawet krwawiła.
- Poczekaj tu i się nigdzie nie ruszaj.
- Ok... - odparł kładąc głowę na łapach i nerwowo wszystko obserwując. Pilnował, czy nikt do nas nie idzie.

<C.D.N.>

Od Telleni "Magia rodziny" cz.6 (cd. Sohara)

- Na pewno? - spytałam dla pewności Sohary
- Na pewno. - uśmiechnęła się do mnie wesoło
Wtuliłam się w jej miękkie futro i tak chciało mi się spać, że prawie tam zasnęłam.
- Sohara, pobawisz się ze mną? - spytałam podnosząc łepek do góry
- Nie mam zbytnio czasu, no ale nic nie zaszkodzi - uśmiechnęła się do mnie ponownie.
- Łii! - zaczęłam skakać jak wariatka i krzyczałam - W chowanego! W chowanego! - aż Sohara się zgodziła
- No dobrze mała ale tylko raz. - powiedziała i znacząco posmutniała
- Soharko, co się stało?
- Nic, na pewno nie znasz.
- Ale kogo?
- Ilorel.
- A to ktoś ważny dla ciebie?
- Tak...
- Przepraszam. - powiedziałam i zaczęłam podchodzić do klifu
- Tell, gdzie idziesz?
Nic nie powiedziałam tylko od razu jak dotarłam na kraniec klifu położyłam się
- Hej mała co jest? - powiedziała i usiadła blisko mnie
- Ciągle myślę o Rebecce i rodzicach
- Wiesz że mi jest bardzo przykro... choć ty ich nie zobaczysz, oni cie widzą, słyszą, i kochają, ciągle żyją, tylko nie jako wilki, tylko jako wspomnienie w twoim małym serduszku.
- Naprawdę? - powiedziałam podnosząc łepek w stronę Sohary
- Naprawdę, zawsze tak będzie, i jest.
- Tylko ty mnie rozumiesz.
- Czemu tylko ja?
- Bo tylko ty mnie kochasz z całej reszty szczeniaków.
- A skąd taka myśl, mała? - zapytała.
- Bo tylko ty ze mną rozmawiasz. Nikt jeszcze ze mną nie gadał, był tylko Dante, ale tylko dwa razy.
- Jesteś nowa, później będą z tobą rozmawiać.
-Ale kiedy? Ja jestem najmłodsza, nikt nie ma czasu, wszyscy chodzą na te lekcje, i szkolenia.
- Ty też będziesz. - odrzekła.
- TAK, TYLKO KIEDY?! ZA TRZY MIESIĄCE?! - powiedziałam i zaczęłam uciekać w stronę centrum watahy
- EJ, TELL! TO NIE TAK JAK MYŚLISZ! - po czym wstała i zaczęła mnie gonić

<Sohara?>

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Od Sohary "Magia rodziny" cz.5 (cd. Telleni)

- Może tak, może nie... - odparł Alex. Wygląda na to, że nie jest dziś w najlepszym humorze.
- Telleni, możesz już iść. Pobaw się z Dante. - rzuciłam przez ramię do małej waderki. Mała wykonała moje polecenie i w podskokach pobiegła na Szczenięcą Polanką. Jest tak samo energiczna jak Dante.
- A więc wujku, Telleni może zostać?
- Daj mi na razie święty spokój. Muszę... nad czymś pomyśleć.
- Nad czym?
- Nad niczym.
- Coś się stało? - zmartwiłam się. Nie na co dzień jest taki bojowy... Jestem jego siostrzenicą, więc to z doświadczenia wiem.
- Nic.
- No proszę, powiedz. Co ci szkodzi? - rzekłam idąc nadal za nim. Tak, byłam od niego mniejsza, ale na szczęście zostałam szkolona do walki zupełnie jak basior, dlatego też udawało mi się jakoś dotrzymać mu kroku. Chociaż przyznam, że nie było to łatwe. Alex milczał.
- Wujku...
- Iloriel odeszła.
Zatrzymałam się, bo aż zatkało mnie z wrażenia.
- Jak to odeszła? A co z Valką?!
- Ma jakieś poważne problemy i musiała wracać w swoje rodzinne strony. Na razie nie liczymy na to, że wróci. A nawet jeśli, to Valka wówczas będzie już pełnoletnia. - wyjaśnił z kamiennym wyrazem pyska. Wyglądało na to, że właśnie ta wiadomość jest powodem jego nieczułości.
- A co jeżeli ty też odejdziesz? Co wtedy z nią będzie?
- Zajmą się nią inne wilki lub... ty.
- Ja? - zdziwiłam się.
- Szczeniaki cię uwielbiają. Umiesz się nimi zająć.
- A-ale...
- Nie stękaj. Tak ma być, rozumiesz? Ja tak chcę. Mówię to w imieniu Valixy i Leo.
- Historia lubi się powtarzać... - wyszeptałam. Zauważyłam, iż moja historia jest bardzo podobna do Valki. No może pomijając fakt, że jej mama żyje, a moja już nie. Ojca też już nie mam... Nad delikatnym Leo przezwyciężyła jego mroczna strona: Shadow. Teraz terroryzuje naszą całą watahę. Moja i Dante mama nie wytrzymała tego wszystkiego i po prostu... Popełniła samobójstwo. Na szczęście mną i bratem zaopiekował się Alexander: brat bliźniak Valixy. Mimo tego, że momentami jest ciężko, jakoś dajemy sobie radę.
Z zamyślenia wyrwał mnie dopiero głos wujka. Przyjęłam jego propozycję i poszłam później z nim na Wschodni Klif. Przysiedliśmy na skale i rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Głównie to były wspominki starych dobrych czasów. Gdy zaczęło się już ściemniać w końcu (bo wcześniej mi po prostu wypadło to z głowy) zapytałam:
- To Telleni może u nas zostać?
- Może. Nie zostawimy przecież jej samej na lodzie, prawda?
- Masz rację.
- A teraz już powinnaś iść się kłaść spać. Jutro kolejny trening.
- Muszę jeszcze coś załatwić... - odparłam podnosząc się na równe łapy.
- Ok, byle szybko.
- Się rozumie! - rzuciłam już gnając w swoim kierunku. Domyśliłam się, że skoro Telleni do tej pory ufa najbardziej mi i Ice, to powinna być w okolicach jej jaskini, bo mnie w swojej nie było. No dobra, w mojej jaskini spał zapewne Dante, ale ona raczej wolała przytulić się do swojej... opiekunki.
Miałam rację... Drzemała w najlepsze wtulona w jej futro. Nie chcąc już jej budzić poszłam do siebie. Wieczorny spacer (a raczej sprint) pozwolił mi szybko zasnąć.
***
Z samego rana, jeszcze przed codzienną pobudką z wiadrem zimnej wody, sama wstałam i zawędrowałam pod jaskinię Ice cierpliwie oczekując, aż moja mała przyjaciółka się zbudzi. W okolicach godziny ósmej (twierdząc po położeniu słońca) w końcu ocknęła się. Uśmiechnęła się szeroko widząc mnie i wygramoliła się z uścisku lekarki.
- Sohara! - powiedziała zachwycona.
- Cii... Bo ją obudzisz.
- Ok. - szepnęła obracając łepek za siebie sprawdzając, czy czasem jej nie zbudziła. Nic takiego jednak się nie zdarzyło. Ice spała jak suseł. Wyszłyśmy na zewnątrz.
- Telleni, mam dla ciebie dobrą wiadomość. - oznajmiłam uroczyście.
- Jaką?
- Jesteś przyjęta do watahy!
- Naprawdę?
- Naprawdę!
- Taaak! - pisnęła skacząc z radości jak wariatka. Musiała się niezwykle cieszyć. No ale co się dziwić, skoro nie ma nikogo innego?... Po upływie minuty, Telleni w końcu spoważniała, a nawet może i posmutniała i powiedziała:
- Sohara... Śniło mi się coś strasznego.
- A cóż takiego?
I wtedy Telleni zaczęła swoją opowieść o swojej przerażającej przeszłości.
- Oh... Tak mi przykro... - szepnęłam przytulając Telleni do swojej piersi ledwie co powstrzymując łzy. - Ale wiedz, że teraz my jesteśmy twoją rodziną i zostaniemy przy tobie na dobre i na złe.

<Telleni?>

Od Nutelli "Skąd jestem?" cz.1 (cd. chętny szczeniak)

Chodziłam sobie drogą wesoła jak codziennie, nie będę pisać całej mojej historii, najważniejsze fragmenty dowiecie się później, teraz przejdźmy do reszty spraw.
- Gdzie tu może być jakaś wolna jaskinia? - wyszeptałam sama do siebie
Nagle usłyszałam jakieś głosy, jakby szczeniaki, duużo szczeniaków bawiących się razem. Wyjrzałam ukradkiem zza krzaków. Tam ujrzałam pięć wader i dwóch basiorów. Dwie wadery nie bawiły się tylko leżały, większa miała ponad rok, a mniejsza, około trzy miesiące, mniejsza podgryzała ucho większej, basiory gadały w najlepsze, reszta wader przewalały się na ziemie. Po chwili jedna z tamtych wader podeszła do pierwszych dwóch, mała waderka powiedziała:
- Coś tam jest. - powiedziała chowając się
- Ale co? - oparła największa
- Jakiś wilk.
Nagle ta największa wstała i podchodziła do mnie i powiedziała:
- Kim jesteś?! - warknęła.
- Jestem Nutella.
- Że jak?
- No Nutella, a co? Przeszkadza?
- Nie, nie... nic takiego - powiedziała powstrzymując swój śmiech
- A ty jak się nazywasz?
- O... tak... jestem Sohara, wiesz w ogóle gdzie jesteś?
- Nie, właściwie, nie mam zielonego pojęcia.
- Jesteś na terenie Watahy Magicznych Wilków!
- No... nieźle, a Ci tam to kto?
- A to jest cała nasza duma, czyli wszystkie szczeniaki jakie się w ogóle znajdują w tej watasze.
- Dużo was jest, prawda?
- Tak całkiem sporo, mamy w szczeniakach dwa basiory i pięć wader.
- No to wadery prowadzą. - uśmiechnęłam się nieco.
- Kochani, to jest Nutella. - zwróciła się do reszty.
- Cześć Nutella, jestem Dante! - wyszczerzył swoją mordkę.
- To mój brat, nie przejmuj się nim. - powiedziała
- To jest Astrid, niedawno dołączyła
- Hejka - odpowiedziała Astrid
- To Wissy i Valka
- Siemka! - powiedziały razem
- Wissy jest ślepa na jedno oko - powiedziała mi do ucha
- A to maleństwo to Telleni, najmłodsza z nas.
- Dzień Dobry - powiedziała przestraszona Telleni
- A... jeszcze trochę i nie pokazała Ci Wondersa!
Basiorek się raptownie odezwał:
- Cześć Nutella, jestem Wonders
- Cześć, Wonders.
- Ej... Sohara?
- O co gra Nutella?
- A w ogóle mogę tu zostać?
- Oczywiście! Teraz można do nas dołączyć! Jak chcesz to zostań członkinią.
Przez chwile milczałam namyślając się, ale w końcu powiedziałam:
- TAK! Zostanę tu!
Wszyscy zaczęli sie cieszyć, oprócz małej Telleni.
-Hej mała, o co chodzi, czemu się nie cieszysz?
- Chce mi sie baardzo spać - mruknęła mała po czym od razu ziewnęła.
- Ej, Sohara.
- Co Nutella?
- Mała chce spać.
- No faktycznie, późno jest.
- Hej Tell, chodź tu, idziemy już!
- Dobrze Sohara!
- A czemu jesteście tu sami? Bez opiekunów? - spytałam z ciekawością - A zwłaszcza ta mała?
- Bo to jest teren tylko dla nas.
- Aha... Chyba że tak - mruknęłam pod nosem
- Coś mówiłaś? - rzekła Sohara
- Nie nic.
No i tak szliśmy, i szliśmy aż doszliśmy do serca watahy
- To mówisz Sohara, że mogę dołączyć?
- Tak, możesz.
- A Alfy nie trzeba się spytać?
- Nie... Zresztą i tak naszą Alfą tymczasowo jest Alexander.
- A kto jest takim... stałym Alfą? - No bo przecież nie mogłam dołączyć i nie wiedzieć jak nazywa się Alfa.
- Jest nią Kiiyuko.
- Aha... A gdzie mogę zamieszkać?
- Nie wiem, Telleni czasem śpi u mnie, lub Ice, częściej u mnie, jak Kiiyuko wróci to się spytamy. Alexander ma mnóstwo roboty.
- Ja chyba zanocuje dzisiaj na świeżym powietrzu, nie raz tak spałam, więc jestem przyzwyczajona. - uśmiechnęłam się do wszystkich
- No jak wolisz. - rzekła Sohara

<Któryś szczeniak?>

Od Ajaxa "Tajemnica starej księgi" cz.14 (cd. Rose)

- Lepiej myślę w kątach. Usiądę w kącie i pomyślę. - Powiedziałem i tak zrobiłem. Rose była odwrócona do mnie tyłem, także myślała.
Po kilku sekundach myślenia na moją głowę spadła czarna, gładka szmata, zasłaniając mi oczy. Była dokładnie taka sama, jak ta, którą miała na sobie Liferia (a przynajmniej na taką wyglądała z bliska).
Przerażony natychmiast stargałem ją z głowy. Okropnie śmierdziała! Trzymając ją za koniuszek popatrzyłem na nią jednym okiem. Była cała pokryta krwią (nie wiem czyją) i poszarpana. Puściłem ją na ziemię i oparłem się o ścianę.
Coś mówiło mi, bym skierował wzrok w górę, więc to zrobiłem. Pod sufitem, na wysokim regale leżała ONA! Tajemnicza wadera, Liferia...
Jej pysk i łapy pokryte tą samą krwią, co szmata... A w jej pysku... Odcięta głowa... Jakiegoś wilka...
Jego krew kilka razy kapnęła na mój pysk. Byłem tak przerażony, że nie byłem w stanie się ruszyć, ani nic powiedzieć.
- A więc zaglądnęliście? - Uśmiechnęła się - Wasz błąd. Będziecie następni.
Wziąłem pierwszą lepszą książkę i w nią rzuciłem, a ona zniknęła.
- Ajax, co w ciebie wstąpiło? Czemu rzucasz książkami? - Zapytała Rose zdezorientowana.
- T-ty... Ty jej nie widziałaś?
- Kogo?
- Liferii... Była tam na regale i trzymała w głowie odciętą głowę wilka... P-powiedziała, że będziemy następni... - Powiedziałem cicho. Zaraz zorientowałem się, że krew tego wilka i szmata zniknęły...

<Rose?>

Od Sagriny " Powrót..." cz.1 (cd. Alexander)

Szłam powoli między drzewami. Słyszałam śpiew ptaków, szum traw. Wiatr lekko łaskotał mnie w pysk. Czułam woń wilków z "mojej watahy" . Przyśpieszyłam chód, po chwili zaczęła bieg. Ujrzałam Sorę, ale jak najszybciej ominęłam ją i pobiegłam dalej. Chyba mnie zauważyła, ale nie mogę spojrzeć jej w oczy. To co zrobiłam było niewybaczalne, przynajmniej ja tak myślałam. Odeszłam bez słowa nie żegnając się z nikim, ale musiałam odejść. Udałam się do jaskini Kii. Nikogo tam nie zastałam. Zrobiłam trzy kroki w tył. Ktoś stał za mną. Powoli się odwróciłam, ujrzałam Alexandra.
- Witaj Alexandrze, nie wiem czy mnie pamiętasz... - położyłam uszy po sobie
- Pamiętam, aż tak nie mam słabej pamięci...
- Chciałam prosić o "pozwolenie" powrócenia do watahy. - próbowałam nie patrzeć mu w oczy.

<Alexnader?>

Od Lithium Vane "Li Vane vel. Black Spirit" cz.1 (cd. Alexander)

Musiałam powiedzieć Alfie o czymś. Muszę na jakiś czas jakby... zniknąć. Chodzi o coś, co jest moją powinnością.
"Naznaczona Czarnym Duchem"
Wyszeptałam to i te trzy słowa znów zaczęły dzwonić mi w uszach. Śmierć Mamy. Debiru w jej jaskini. Krew...
Stop. To dla mnie za dużo. Przeszłość znów zaczęła powracać.
"Swej matki ostatnim oddechem"
To było pewne, Black Spirit musi powrócić. I to właśnie muszę przekazać Alfie.
Znikam.
Weszłam do jaskini Alfy i rozejrzałam się. Gdzie jest Alfa Kiiyuko?
- Alfo...?

<Alexander?>

Od Desari "Ucieczka cz. 8" (cd. Percy)

Przebudziłam się w środku nocy z towarzyszącym głośnym, niespokojnym zaczerpnięciem tlenu. Rozejrzałam się zaniepokojona po każdej ze ścian jaskini. To nie Azarath, to Ziemia. Westchnęłam z ulgą. Następną niewiadomą było to, jak się tu znalazłam, lecz szybko odpowiedziałam sobie na to pytanie, gdy przy wejściu dostrzegłam sylwetkę znajomego basiora. Zmrużyłam oczy wyostrzając odrobinę wzrok: był ranny, zmieniał opatrunek. Mogłam mu pomóc, ale nie miałam zamiaru spojrzeć na niego twarzą w twarz. Poza tym siła w moich łapach nie pozwalała mi dźwignąć się nań. Po kilku minutach bezsensownego wpatrywania się w ogień ciężar powiek niewyobrażalnie wzrósł, czego następstwem był twardy sen. Wstałam dopiero, gdy pojedynczy, ciepły promień słoneczny, któremu udało się przebić przez kłębiaste chmury zapowiadające deszcz otulił czubek mojego nosa. Instynktownie odwróciłam łeb w kierunku wylotu groty. Uśmiechnęłam się minimalnie, gdy zauważyłam tam drzemiącego Percy'ego. Bezszelestnie do niego podeszłam i obejrzałam ranę. Gdy w głowie dobrałam już odpowiednie zioła uśmierzające ból przez myśl mi przeszło, że jest nawet słodki, kiedy śpi.
- Nawet jeśli, to TYLKO kiedy śpi... - burknęłam niemo do siebie. Wróciłam do miejsca dzisiejszego noclegu. Chwyciłam w zęby ucho od torby i podnosząc ją delikatnie ruszyłam znów do niego. Chyba się ocknął, kiedy zmieniwszy się w człowieka uniosłam lekko jego łapę, ale nie zważałam na to.
- Nie musisz tego robić... - mruknął sycząc cicho z bólu, gdy rozwinęłam bandaż. Skarciłam go tylko wzrokiem i wróciłam do oczyszczania rany wodą utlenioną. Później wzięłam w ręce tłuczek i w moździerzu przerobiłam na maść części roślin o leczniczych właściwościach. Nałożyłam stworzoną papkę na skaleczenie i zawinęłam je dokładnie świeżym opatrunkiem. Następnie przyłożyłam do zabandażowanej łapy błyszczące maną dłonie. Moje oczy zalśniły zauważalnie, moc skierowałam na zakażoną kończynę. Chwilę potem przypomniałam sobie o draśniętym przeze mnie policzku, do którego również naprowadziłam odrobinę życiodajnej energii. Po muśnięciu opuszkami palców jego zadrapania na pysku usiadłam obok otulając rękami kolana i opierając na nich głowę. Przez cały ten czas nie odezwałam się słowem, patrzyłam tylko na niego obojętnie, chociaż gdzieś w moich oczach widoczna była troska.

<Percy? Czekam na prośbę o chodzenie. :c>

Od Wissy "Pierwszy dzień w watasze cz.3" (cd. Tamorayn)

Patrzyłam się na tego dużego wilka z wielkim przerażeniem. Nie wiedziałam co robić, moje serce z przerażenia tak mocno biło, że myślałam, iż wyskoczy. Wilk był biało - czarny, miałam już uciekać, ale zdałam sobie sprawę, że to nic nie da, w końcu i tak mnie dogoni. I pomyślałam "dlaczego milczał, kiedy go spytałam o to, czy kogoś zabił?". Teraz przelatywały po mojej głowie setki myśli, "czy był jednym z nich, czy wrócił po mnie, czy kłamał z tym, że chce mnie zjeść, a może po prostu chce się mnie pozbyć?". Patrzyłam na niego, zaczęłam się cofać, on szedł w moją stronę... Pogroziłam mu tylko...
- Odejdź albo Cię ugryzę! - powiedziałam drżącym głosem cicho, ale wystarczająco głośno, żeby usłyszał.
- Ale ja Ci nic nie chcę zrobić. - odpowiedział spokojnie i stanął w miejscu. Ja cofnęłam się jeszcze trochę, po czym on krzyknął:
- Uważaj! Tam jest wo... - nie zdążył dokończyć, a ja potknęłam się i zrobiłam fikołka do kałuży... Ale nie zdążyłam zrozumieć co się stało, bo zauważyłam, że unoszę się nad kałużą, w między czasie poczułam uszczypnięcie.. Trzymał mnie delikatnie w pysku, myślałam że chce mnie zjeść, zdrętwiałam, myślałam że już po mnie, ale poczułam grunt pod łapami. To nie zmienia faktu, że bałam się jeszcze bardziej... Nagle powiedział do mnie:
- No i widzisz? Nie ma się czego bać. A teraz chodź do jaskini, trzeba Cię osuszyć. - mówił z uśmiechem. Ja teraz myślałam że chyba padnę. Chciał mnie wziąć do jaskini i mógł przecież zjeść mnie tam, żeby nikt nie widział. Rozszerzyłam swoje oczy, lekko uchyliłam pysk, i czym prędzej uciekłam, biegłam tak szybko, że myślałam, że go zgubiłam. Myliłam się, bo zauważyłam, że tak naprawdę biegnie cały czas koło mnie.
- Źle mnie zrozumiałaś! - rzekł do mnie, ja w końcu zrozumiałam, że on mnie chyba prześladuje.

<Tamorayn?>

Od Rose "Tajemnica starej księgi" cz. 13 (cd. Ajax)

Z księgi wypadło mnóstwo małych, pożółkłych karteczek zapisanych małym, choć równym pismem. Był tylko jeden problem... nie dało się tego odczytać. W pierwszej minucie nie wiedziałam o co chodzi, ale Ajax podsunął mi ciekawą propozycję.
- A może to odbicie lustrzane? - spytał nieśmiało
- No jasne! Lustro! Miałam tu jakieś. - obrzuciłam rozhisteryzowanym moją głupotą spojrzeniem - O tu jest.
Tekst nadal był nieczytelny. Co prawda były normalne słowa, ale przeważającą większość była zapisana niezrozumiałym językiem.

<Ajax? Ulysess'a Moore'a się naczytałam i stąd te karteczki>

Od Kai'ego "Wysłuchaj mnie" cz.2 (cd. Patricia)

- Em... - mruknąłem drapiąc się nerwowo po głowie. Nie miałem pojęcia, co odpowiedzieć.
- Przepraszam... Widzę, że nie jestem w twoim typie. - mruknęła zawstydzona.
- Nie to chciałem powiedzieć.
- A co?
- Jesteś ładna, i to nawet bardzo. Wydajesz się być miła i fajna, ale jest taki mały, malusieńki problem.
- Jaki?
- I ty mi się podobasz i Nari też...
- Oh.
- No więc właśnie nie mam pojęcia co zrobić. - rzekłem opuszczając łeb i patrząc na swoje łapy. Patricia milczała zmuszając mnie tym samym do dalszego mówienia.
- Mam wrażenie, że czas pokaże. Muszę poznać lepiej każdą z was, by określić, która mi się jednak podoba bardziej, a jak na razie jesteśmy w punkcie wyjścia, bo podobacie mi się obydwie tak samo bardzo.
- Mogę się ciebie zapytać o to, jak mnie widzisz?
Popatrzyłem na nią i po chwili namysłu odparłem:
- Urocza, zabawna, przyjacielska, szczera, miła i sympatyczna. Lubiąca spędzać czas wspólnie z innymi wilkami, dość tolerancyjna, zawsze pomagająca innym w potrzebie.

<Pati? Nie wiedziałam jak odpisać. xd>

Od Kiiyuko "Powrót Rodzinki" cz. 2 (cd. Tamorayn)

- Czyli mówisz, że myślałeś, że zabiłeś braci, ale jakimś cudem przeżyli?
- Tak.
- Hm... Może ktoś jakimś cudem się nad nimi zlitował i ożywił?
- Tego nie wiem. Miałem nadzieję, że ty mi to powiesz.
Zamyśliłam się. Naprawdę, nie miałam pojęcia, jak to jest możliwe. Może wówczas uderzenie było słabsze, niż mu się wydawało i jakoś się wykaraskali?
- Wybacz, ale nie wiem. Możemy się tylko domyślać. Czego od nas tak właściwie chcą?
- Wspominali o jakiejś zemście...
- To niedobrze. - zmartwiłam się. - To nie wróży niczego dobrego. Może spróbuj się z nimi jakoś dogadać?
- Chcieli mnie zabić.
- A no tak. Może zadowolą się czymś w zamian?
- Tego nie wiem.
- A gdzie teraz mogą przebywać?
- Gdzieś się powinni plątać w okolicach twojej jaskini, bo wiedzą że tutaj jestem i tylko czekają aż wyjdę. A co, chcesz do nich iść? - Rayn wytrzeszczył na mnie oczy zdumiony.
- Zgadłeś. Nie powinni mi niczego zrobić, bo w końcu jestem nieśmiertelna i rany mi się bardzo szybko goją. Nie ma obaw. Będę cię osłaniać.
- Trochę głupio się czuję z świadomością, że wadera będzie mnie osłaniać i to w dodatku Alfa... Powinno być na odwrót. - mruknął.
- Nie przejmuj się tym. Takie życie. Idziemy.
- Jasne...
Wyszliśmy powoli z mojej jaskini. Na pobliskiej skale stało dwóch silnych basiorów z wścipskimi pyskami. Nie ma innej możliwości: to są jego bracia.
- Ej, Rayn! Swoją dziewuszkę przyprowadziłeś?! Wiedz, że to był błąd! Ją też zabijemy! - krzyknął jeden z nich rechocząc.
- Nie jestem jego dziewczyną, ani też partnerką. Nazywam się Kiiyuko i jestem Alfą Watahy Magicznych Wilków, na której tereny się wdarliście. Grzecznie was proszę o zawrócenie z powrotem tam, skąd przybyliście. Nie jesteście tutaj mile widziani.
- Oh, naprawdę? A co jeżeli nie? - syknął drugi z nich przybliżając się trochę. Rayn stał za moimi plecami bacznie przyglądając się wszystkiemu.
- A może chcieliby panowie coś w zamian? Tylko bez żadnych ofiar czy zakładników. I macie zostawić Tamorayna w spokoju, inaczej będziecie mieli do czynienia ze mną.
- Z tobą? A co nam taka mała różowiutka waderka zrobi? - zaśmiał się ten pierwszy. Rzuciłam się na niego z pazurami na pierwszym planie i przygwoździłam go do ziemi nie wysilając się szczególnie, tak że nie mógł się poruszyć. Ten drugi wskazywał na to, że się mnie zaczyna bać (no cóż, chyba zauważył moją niesamowitą siłę i szybkość, której na pierwszy rzut oka nie widać).
- Ja? Ah, nic. A więc jak będzie? - syknęłam mu prosto w twarz.

<Tamorayn? Wątpię, aby ci dwaj razem wzięci byli silniejsi od mojej Kii. :D>

niedziela, 28 grudnia 2014

Od Kai'ego "Spacer czy randka?" cz.2 (cd. Nari)

- To randka czy spacer? - zapytałem z uśmiechem.
- Spacer.
- Ah, to szkoda... Liczyłem na randkę.
- Serio?
- Tak, serio. No to gdzie idziemy?
- A może ty coś zaproponujesz? - zapytała Nari.
- Spoko. Może nad Wodospad?
- A czemu akurat tam?
- Nie myłem się dziś.
- Oh. - odparła zmieszana. Tsa... Jestem taki odpychający. Brudas ze mnie, muszę to niestety przyznać. Nie przepadam za kąpielami. Tym razem zrobię wyjątek. Bo lepiej być szczerym, prawda?
- No to idziemy? - zapytałem ruszając w stronę Wodospadu.
- Tak, tak. - odparła już idąc za mną.
***
- To co? Wskakujemy? - zapytała z uśmiechem.
- No nie wiem... - mruknąłem. - Woda to zło.
- Oj, daj już spokój... Wepchnę cię na trzy.
- Ok... - odparłem zamykając oczy. Hm... Wygląda na to, że mam większy opór do mycia się, niż myślałem.
- Raz...
Zrobię to.
- Dwa...
Nie uda się.
Nagle, gdy Nari jeszcze nie doliczyła do trzech, równo z liczbą "dwa" zostałem wepchnięty siłą pod Wodospad.
- Khe... Khe... - krztusiłem się wodą zaraz po wynurzeniu się, a po chwili dodałem z wyrzutem:
- Nari! Do trzech nie umiesz liczyć?!
- Umiem, umiem... - odparła krztusząc się ze śmiechu.
- To co to miało być?!
- Inaczej byś się zaparł i nie dałabym rady cię wepchnąć.
Nie wytrzymałem i też zacząłem się śmiać z własnej głupoty. Gdy już się trochę uspokoiliśmy zacząłem pływać w kółko pieskiem.
- Wskakuj! Woda jest świetna!
- Em... - zawahała się stojąc na kamieniu dzielącym ją od wody. Pewnie się waha, czy wskakiwać czy nie, bo jak tak, to będzie przemoczona do suchej nitki i będzie musiała układać swoją idealną fryzurę od nowa. Wyciągnąłem swoją mokrą łapę w jej stronę i wepchnąłem ją do małego jeziorka. Mam nadzieję, że nie będzie na mnie za to zła...

<Nari?>

Od Percy'ego ''Ucieczka cz. 7'' (cd. Desari)

Rozglądam się nerwowo. Chwilę potem ruszam pędem wprost na Desari, próbuję ją stąd zabrać. Używam kilku mocy, by sobie pomóc. Kilka metrów dalej zatrzymuję się. Słyszę cichy głos w zaroślach. Stawiam uszy zaciekawiony skradając się do nich. Pojawia się para oczu, lecz zaraz znikają. Czekam chwilę, po czym ruszam dalej z ciałem wadery.
Docieram do jaskini. Rozpalam ogień, samicę kładę pod jedną ze ścian. Siadam blisko ognia wpatrując się w niego. Spoglądam co jakiś czas na wilka - nadal nic.
Mija kilka godzin. Cały czas podtrzymuję palenisko tak, aby nie zgasło. Zapada powoli noc. Jaskinia rozjaśnia się. Spoglądam jeszcze raz na Desari. Zero reakcji. Postanawiam pilnować schronienia przez całą noc. Podchodzę cicho do wyjścia i uzbrajam się w cierpliwość. Patrzę na księżyc. Przypominam sobie o mojej nodze. Zdejmuję prowizoryczny opatrunek. Widzę napuchniętą ranę. Mniej krwawi, ale infekcja nie ustępuje. Potrzebna mi jest natychmiastowa pomoc, ale wolę zostać tu i chronić innych. Nie mam już rodziny, więc chyba nie mam po co i dla kogo żyć. Chyba.

<Des?>

Od Telleni "Zabawa z Dante!" cz.1 (cd. Sohara lub Dante)

Minęły zaledwie dwie godziny od kiedy przyszłam, a raczej przyjechałam na plecach Sohary, ciągle chodziła zza Alexandrem, podreptałam do Dantego żeby się z nim w coś pobawić
- Cześć Dante... - powiedziałam piskliwie
- Cześć Tell! Jak się czujesz? - powiedział jak głupek.
- Dobrze, a ty?
- Ja też! Fajnie że może dołączysz.
- Ja też się ciesze, Dante - powiedziałam nieco zasmucona
- Tak, Tell? O co chodzi?
- A co jeżeli nie będę mogła zostać? Co ze mną będzie?
- Nic, na pewno zostaniesz, Alexander nie jest taki, nie znasz go więc skąd wiesz jaki on jest?
- No jest samcem Alfa, a Alfa musi być twardy. Ja nigdy bym nie była Alfą, nie będę nawet Betą, nie umiem taka być. - powiedziałam cichutkim głosem z spuszczonym łebkiem.
- Na razie jesteś małą waderą, skąd wiesz co będzie w przyszłości? Ja niedługo będę dorosły. Sohara mówi, że nie zmądrzeję na razie, ale to nie do rzeczy! Chociaż może prawda. - powiedział zaciekawiony - W końcu gadam od rzeczy!!! Oł Yeee! Umc, umc Ye!
- Ej, Dante!
- Co?
- Chcesz się bawić?
- Jasne!
- A w co? - zapytałam.
- Nie wiem.
- Chowanego! - wykrzyknęłam z szerokim uśmiechem. To była moja ulubiona zabawa!
- Dobra.
- Ty liczysz, Dante.
No i tak Dante liczył do dwudziestu. W końcu zaczął mnie szukać, szukał i szukał. Nagle mnie znalazł.
- Jak ty to zrobiłeś, że mnie tak szybko znalazłeś?
- Nie wiem. - powiedział jak głupek.
- Heh... Dobre. Dante jest już późno prawda?
- No chyba tak, ja idę spać, pa Telleni!
- Pa, Dante. - Powiedziałam smutnie
- Ale gdzie ja będę spać? - pomyślałam - Może obok jaskini Ice?
Potruchtałam szybko do jaskini Ice, złapałam w pyszczek kilka razy liście, złożyłam w jedno miejsce, i zasnęłam. Obudziłam się w środku nocy, było bardzo zimno, cała się trzęsłam, weszłam cichutko do Ice. Było tam cieplutko. Nagle Ice się obudziła i zauważyła mnie
- Hej Telleni, co ty tu robisz? Nie powinnaś teraz spać?
- Ale na dworze jest zimno, i nigdzie nie mogłam znaleźć Sohary.
- Możesz dziś zostać u mnie, połóż się obok mnie. - powiedziała z uśmiechem Ice
- Dobrze.
Zasnęłam od razu kiedy poczułam miękkie futro Ice. Czułam się jak u mamy, wtedy te straszne wspomnienia wróciły: jak podłożyli nam ogień, jak zabili mi rodzinę, jak zabrali mi Rebeccę... To było straszne. Postanowiłam, że jak tylko się obudzę powiem o tym wszystkim Soharze.


<Sohara? Dante?>

Od Astrid "Gdzie ja jestem?!" cz. 1 (cd. Sohara lub Dante)

Kręciłam się po terenach z nosem przy ziemi. Gdzie oni? Gdzie mama, tata i moja siostra? Gdzie ja jestem? Nikogo nie widzę. Jestem już zmęczona. Kładę się na ziemi, pod drzewem, które rośnie tuż przy jeziorze. "Nie dam się. Jak ktoś mnie znajdzie albo mu skopię zadek albo zanurkuje do jeziora. Zależy...." zasypiam z bojowymi myślami. Sen ten sam od tygodni.
Idę z rodziną. Szukamy nowej watahy. Rodzice idą z przodu. Ja z moją siostrą, bliźniaczką Anari idziemy tyłem i wąchamy cudne kwiaty. Wszyscy jesteśmy zmęczeni. Kładziemy się i zasypiamy. Ja wstaje cały czas śpiąc. Lunatykuje. Odchodzę od rodziny i znowu się kładę. Otwieram oczy. Jestem sama.
 I znowu budzę się wystraszona. Wspomnienia wracają. Jestem jednak gdzie indziej.
- Ktoś idzie. - powiedziałam wystraszona do siebie. Zrywam się na równe nogi. Zbliża się do mnie wadera. Jeszcze szczeniak, choć zbliżający się do dorosłości. Była brązowa.
- Kim jesteś?! - warknęłam groźnie. Niech sobie nie myśli, że ja taka nieszkodliwa.
- Spokojnie. Jestem Sohara. - powiedziała spokojnie - A ty kim jesteś?
- Astrid. - odpowiedziałam już spokojniej.
- Astrid. Czy wiesz na terenie jakiej watahy jesteś? - spytała
- Niee...
- Na terenie Watahy Magicznych Wilków. - powiedziała, jakby zdradzając mi sekret
- Słyszałam o niej! To ta wataha, tej wadery. Kiiyuko! Dobrze powiedziałam? - spytałam
- Tak! Tylko teraz jest pod opieką Alexandra. - powiedziała wadera
- Szukaliśmy jej z rodziną. Przed tym jak ją zgubiłam. - łza stanęła mi w oku.
- Nie płacz. Znajdziesz ich. Na pewno! - powiedziała Sohara
W naszą stronę zaczął zbliżać się niebieski basior. Wyglądał gdzieś na wiek Sohary.
- Kto to? - spytałam wskazując basiora
- Mój brat Dante. - przewróciła oczami
Dante szedł przed siebie. Odwrócił głowę do tyłu i dalej szedł. Przywalił głową w drzewo.
- Auu... - zawył
Było to słychać tu gdzie stałam
- Głupszy bardziej już chyba być nie może. - westchnęła Sohara
Nic nie powiedziałam, bo się śmiałam jak głupia. Otrząsnął głowę i ruszył biegiem do nas.
- Siemka Sohara! Kogo znowu ukradłaś? - spytał
- Nikogo nie ukradłam, Dante. - zaprzeczyła Sohara
- Jestem Astrid. - powiedziałam zwijając się ze śmiechu
- Witaj. Ja jestem Dante. - powiedział
- Ej, Dante. Ty może uważaj na drzewa, bo jak cię kiedyś zabiję to zobaczysz. - powiedziałam basiorowi
- Astrid, to ty nie wiesz? - udawał zdziwionego - Tutaj drzewa to same zazwyczaj schodzą z drogi.
- Braciszku, ty już chyba nie możesz być mądrzejszy. Straciłam nadzieję. - przewróciła oczami Sohara
- Wiem, że jestem mądry. Nie to co ty. - powiedział ze śmiechem
- Jeeju. Nie kłóćcie się!! - krzyknęłam

<Sohara, Dante? Przestaniecie się kłócić?>

sobota, 27 grudnia 2014

Od Kiiyuko"Czy to już?" cz.4 (cd. Cynayed)

Patrzyłam z przerażeniem w ślad za Cyndim. Ranię innych podświadomie. Jest coraz gorzej. Wybuchnęłam jeszcze większym płaczem. To wszystko moja i tylko i wyłącznie moja wina! Mam coraz bardziej dosyć samej siebie! Jak się oszpecić tak, żeby żaden basior na mnie już nie spojrzał? Popatrzyć sobie twarz? Wydłubać oczy? Nie, to bez sensu. Nie byłabym w stanie tego sobie zrobić. Poczłapałam smętnie do swojej jaskini. Miałam uczucie, jakbym miała zaraz zemdleć. To wszystko przez ten płacz. Nie marzyłam teraz o niczym innym, jak położyć się i spać. Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Objęcia Morfeusza porwały mnie niemalże natychmiastowo...

<Cyndi?>

Od Wondersa "Jak dołączyłem do watahy" cz.1

Była zimna noc, byłem sam w norce, nie miałem nawet rodziny, przez otwór padał śnieg, a na zewnątrz przechodziła mała wilczyca. Chciałem jej pomóc, ale pomyślałem: a co jeżeli ona jest zła? Więc jej nie pomogłem, musiała sama zapolować na jelenie, nagle jeden z małych jeleni kopnął ją w głowę, kiedy przekręciła łepek w stronę mojej norki miała na pyszczku ranę otwartą, sączyło się z niej trochę krwi.
- Czy to Telleni? - wyszeptałem pod nosem
- Nie, to niemożliwe, ale miesiąc temu zaatakowały ją i jej rodzinę stado, zabiły jej rodziców i siostrę, chyba.
Wtedy pomyślałem, czy jej teraz nie pomóc. Może to nie ona? Skąd mam to wiedzieć?
Mała wilczyca przeszła później dwa kilometry (podążałem za nią) i wdrapała się na drzewo.
- Raczej nie ona, ona tak nie potrafi wdrapać się na drzewo sama.
Od razu zasnąłem, śnił mi się ten moment kiedy jej nie pomogłem, jak kopnął ją ten jeleń, byłem przerażony. Nigdy nie śniło mi się nic takiego
- AAA! O Boże... to był tylko sen. Jest już ranek, raczej jej nie ma.
Wyjrzałem z norki i faktycznie, nie było jej.
- Jestem głodny... Muszę iść po coś do jedzenia. Tylko gdzie jest jakiekolwiek jedzenie? Może w środku lasu coś jest? Przynajmniej jeden zając. Może mi sie poszczęści?
Nagle przede mną stanął basior w moim wieku
-Kim jesteś? - spytałem z przerażeniem
- Jestem Simbo, a ty?
- Wonders.
- Miło mi Cię poznać Wonders, masz rodzine?
Nie wiedziałem co odpowiedzieć, bo... nie wiedziałem czy żyją.
- Nie.
- Ja też nikogo nie mam.
- Więc jedziemy tym samym wagonem.
- Na to wygląda.
- Szukam wilczycy o imieniu Telleni, może ją widziałeś? Ma tylko trzy miesiące.
Już miałem powiedzieć ''nie'' ale ją widziałem, trudno było mi skłamać
- Tak, poszła w tą stronę. - wskazałem łapką drzewo
- Ale tam jest krew, na pewno to była ona?
- Tak, to była ona. - spuściłem łepek w dół.
- A co jej się stało?
- Kopnął ją jeleń.
- DOROSŁY?!?
- Nie, taki średni.
- O Boże, o Boże, o Boże, O BOŻE! W CO JĄ KOPNĄŁ?!
-W głowe - odpowiedziałem przerażony
- POMOGŁEŚ JEJ!?
-Nie - odpowiedziałem naprawdę przerażony.
-COŚ TY NAROBIŁ!? ONA JEST JESZCZE SZCZENIAKIEM! JEST MŁODSZA OD CIEBIE, ONA TYLE PRZESZŁA A TY JĄ JESZCZE ZOSTAWIŁEŚ W POTRZEBIE!!
- Tak... Zostawiłem ją - przekręciłem łepek w lewo zamykając oczy.
- TY ĆWOKU!! - zaczął biec w moją stronę z wyszczerzonymi zębami.
- Ooo nie... TRZEBA UCIEKAĆ!
Uciekałem ile sił miałem w łapach, choć Simbo ciągle mnie doganiał, nagle ostro skręciłem w prawo, a Simbo wpadł prosto w krzaki
- Zgubiłem go... - wyszeptałem zasapany - Raczej na długo. Mam taką nadzieje.
- TY, WONDERS! LEPIEJ UCIEKAJ!

<C.D.N.>

Od Alexandra "Jak dołączyłam [Moonlight]" cz. 2 (cd. Moonlight)

- To od teraz będzie twoja jaskinia. Nieopodal mieszkają inne wilki. - wyjaśniłem wskazując łapą na dużą wnękę w kamieniu.
- Super. - odparła zaglądając z zaciekawieniem do środka.
- A jak ci się podoba nasza cała wataha?
- Jest świetna. Chciałabym poznać jak najwięcej wilków. - uśmiechnęła się. - A ty? Jak się tak właściwie nazywasz?
- Alexander, samiec Alfa Watahy Magicznych Wilków.
Wytrzeszczyła na mnie oczy.
- Serio? Nie wiedziałam, że jesteś Alfą... Przepraszam. - zaczerwieniła się. Roześmiałem się.
- Nic nie szkodzi. W każdym razie wkrótce Alfa się zmieni. Wtedy będziesz musiała ją traktować z należytym szacunkiem, nie mnie.
- Twoja córka lub syn?
- Nie... - uśmiechnąłem się. - Ja jestem Alfą tylko na zastępstwo. Wcześniejsza jest na... pewnej misji.
- Jakiej misji?
- Tego nie wiem. Miejmy nadzieję, że prędko wróci.
- A jak się nazywa? - zapytała. - Głupio by było, jakbym nie wiedziała, jak nazywa się Alfa watahy, do której należę.
- Kiiyuko.
- Ah...
- Coś jeszcze chciałabyś wiedzieć?
- Raczej nie.
- Dobrze. Do zobaczenia. - odparłem odchodząc w swoim kierunku.

<Moonlight?>

Od Telleni "Jak dołączyłam do watahy?" cz.4 (cd. Alexander lub Sohara)

Sprawy potoczyły się jak potoczyły, trafiłam do wilczycy o imieniu... Ice? Zaniosła mnie tam jakaś wadera starsza ode mnie, miała na imię Sohara. Od razu ją polubiłam
- Oczywiście, że się nią zajmę. - powiedziała Ice
- Dziękuję, jest jeszcze malutka, ma trzy miesiące.
- Hmm... ciekawe, jak masz na imię mała?
Siedziałam cicho bo bardzo się bałam, cała się trzęsłam ze strachu.
- Wiesz co Ice, ona się chyba boi.
- Masz rację, Sohara. A jak ona ma na imię?
- Telleni.
- Ładne imię, a ma kogoś?
- Była sama.
- No... To zobaczę co mogę zrobić. Poczekasz trochę?
- No oczywiście.
Jak Sohara wyszła z jaskini poczułam się strasznie i chciałam do niej iść, ale Ice mnie zatrzymała łapiąc za kark.
- Ej, a ty dokąd? Musze cie zbadać.
Zaczęłam piszczeć jak najgłośniej mogłam
- Ice, z Telleni wszystko w porządku? - spytała Sohara
- Po prostu się boi, może przyjdź tu, przy tobie mniej się boi.
- No dobrze, to wejdę.
Po dziesięciu minutach wyszłam stamtąd razem z Soharą. Ice powiedziała że nic mi nie będzie, straciłam troszkę krwi, ale niezbyt dużo
- Spokojnie Telleni, nic Ci nie będzie.
- Sohara?...
- Tak? - spojrzała na mnie.
- Zostanę tu? Z tobą?
- Nie wiem... Nie obiecuje, trzeba się spytać Alexandra.
- A on jest miły?
- Tak, jest miły.
- A co jak mnie nie przyjmie? Co ze mną będzie?
- Nie wiem. - odpowiedziała Sohara smutna.
- Sohara! Gdzie jesteś? - zawołał basior.
- Telleni, to był głos Alexandra. Zaraz się spytam czy możesz zostać.
- Ooo, Sohara tu jesteś, szukaliśmy Cię.
- Ale kto?
- No ja, Dante, Wissy i Valka, podobno znalazłaś małą waderę. Czy to prawda?
- Tak.
- A gdzie ona jest? - zapytał.
- Za mną.
Wtedy Sohara odsunęła się odrobinę na bok, a ja siedziałam na ziemi baaardzo wystraszona.
- Kim jesteś, malutka? - spytał miłym głosem Alexander.
- T-Telleni.
- Nie ma się czego bać mała, jestem Alexander, samiec Alfa.
- Wujku, ona jest ranna. Ice powiedziała, że kopnął ją jeleń w średnim wieku, rozciął jej kawałek pyska.
Wujku? Czy tak zwracają się do niego inne wilki?
- No... Pewnie musiała sama polować, a tak w ogóle, gdzie ją znalazłaś?
- Przy najbliższym drzewie na klifie.
- W takim razie dała rade się wspiąć. To jest jakiś plus.
- Nie wiem co ją spotkało, ale na pewno coś złego, może kiedyś nam o tym opowie?
Alexander nic nie odpowiedział, tylko odszedł ode mnie.
- Hej! Gdzie idziesz? - zapytała Sohara.
- Do jaskini.
- A co z małą?
- Nic ''z małą'', Sohara. - odparł.
- Ale czy ona zostanie w watasze?

<Alexander? Sohara?>

Od Sohary "Jak dołączyłam do watahy? [Telleni]" cz.3 (cd. Ice lub Telleni)

Siedziałam tak i udawałam, że słucham bezsensownego gadania mojego brata (Wissy i Valka gapiły się na niego z zafascynowaniem), gdy nagle dostrzegłam jakiś podejrzany, jaśniejszy punkt na pobliskim drzewie. No nic, nie mając niczego innego do roboty podniosłam się z ziemi i potruchtałam pod konar.
- Hej, ty tam! Jak się nazywasz? - rzuciłam zadzierając głowę do góry próbując wypatrzyć, co tam się przede mną chowa. Zwierzątko poruszyło się trochę. Wyglądało na zbyt przestraszone, by zejść na dół.
- Słyszysz?
- Słyszę. - pisnęło cicho.
- Kim jesteś?
- Telleni.
Wyglądało na to, że był to wilk. Wytężyłam bardziej wzrok, próbując jak najwięcej zobaczyć przez gęste liście. Nic z tego... Zbyt gęsto.
- Zejdziesz tu do nas na dół? Chciałabym cię zobaczyć.
- Boję się... I główka mnie boli.
Hm... Najwyraźniej była to malutka wadera, bo mało jaki dorosły lub nastoletni (tak jak ja) mówi tak cicho i piskliwie. Nie używam już zdrobnień tak jak kiedyś, gdy byłam jeszcze małym szczenięciem. Dobrze, że potrafiłam się dobrze wspinać na drzewa. Wbiłam pazury w korę i sprawnymi ruchami podciągałam się do góry. Już za kilka sekund siedziałam na tej samej gałęzi co ona.
- A więc, Telleni nie jesteś stąd, mam rację?
- Tak...
- Ja nazywam się Sohara. Jesteś na terenach Watahy Magicznych Wilków. Skoro głowa cię boli, to chyba dobrze by było, jakbym cię zabrała do naszego lekarza. - uśmiechnęłam się.
- Nie wiem czy sama dojdę.
- W takim razie wskakuj na mój grzbiet i mocno się trzymaj. Możesz wbić nawet swoje pazurki.
- Ale to będzie cię boleć...
- A ile masz miesięcy?
- Zdaje się, że 3.
- No więc nie powinnaś mieć raczej zbyt długich pazurów. To po prostu dla twojego bezpieczeństwa. Nic mi nie będzie.
- Skoro tak mówisz... - mruknęła i wdrapała się na mój grzbiet. Tak jak myślałam, jej pazury nie były jeszcze zbyt długie, więc praktycznie ich nie poczułam. Ostrożnie zeszłam na dół, pilnując, aby małej Telleni nic się nie stało. Zaczęłam iść w stronę jaskini, w której przyjmowała Ice, ale reszta szczeniaków mnie zaczepiła.
- Gdzie byłaś? Szukaliśmy cię! - wykrzyknął Dante.
- Pomagam Telleni.
- To ta mała na twoim grzbiecie? - zapytał wpatrując się w skuloną waderkę.
- Tak... - pisnęła.
- Siemasz Tell! Jestem Dante! - wyszczerzył się. Jak zawsze zachowuje się tak jak na głupka przystało. Wywróciłam oczami.
- A teraz pozwólcie, że zaprowadzę ją do Ice, bo źle się czuje.
- Mam nadzieję, że do nas dołączy i że będziemy miały z kim się bawić! - zaśmiała się Valka. No tak, Wissy i Valka są najmłodsze z naszej całej watahy, bo ja i Dante niedługo wkroczymy w dorosłość i będą musiały się bawić tylko we dwie, a tak to będą miały kolejną koleżankę.
Za 3 minuty już byłam u Ice. Na szczęście była w swojej jaskini, więc nie musiałam jej daleko szukać.
- Dzień dobry, Ice. Mam tutaj dla ciebie małą pacjentkę... Mogłabyś się nią zająć?

<Ice? Telleni?>

Od Moonlight "Jak dołączyłam" cz. 1 (cd. Alexander)

Szłam w poszukiwaniu jakiegoś schronienia czy czegoś podobnego. Nagle wpadłam na jakiegoś wilka, to był basior
- Oj przepraszam.
- To ja przepraszam, szukasz czegoś?
- Schronienia...
- Może chcesz dołączyć, do mojej watahy?
- TAK! - krzyknęłam jak jakaś psychopatka.
- To znaczy... Tak chętnie - poprawiłam się.
- To choć - zaczął iść w jedną stronę.
Szliśmy trochę czasu, ale dotarliśmy.

<Alexander?>

Od Telleni "Jak dołączyłam do watahy?" cz.2 (cd. Dante, Sohara, Valka lub Wissy)

Pod warstwą chmury było słychać tajemniczy głos, Rebecca powiedziała:
- Telleni, poczekaj tu.
- S-siostra... J-j-ja s-sie b-boje.
- Nie ma czego, dopóki jestem przy tobie.
Nagle ten sam tajemniczy głos się odezwał:
- KTO TAM JEST!!! GADAĆ!!!
Nagle mi się przypomniało, że ten głos wcześniej słyszałam
- Rebecca...
- Tak?
- To jeden z-z...
- Jeden z kogo?
- Tych... tych... wilków, co naszych rodziców... - przełknęłam z przestraszeniem ślinę.
Nagle Rebecca stała jak słup na chmurze, a ten głos był bliżej i bliżej.
- Rebecca... on tu idzie. Rebecca powiedz coś, REBACCA!
Gdy ugryzłam ją w łapę otrząsnęła się
- AAAAŁ!
- Przepraszam...
- Nic się nie stało... dobrze że to zrobiłaś.
Od razu po tym jak Rebecca odpowiedziała na samą góre chmury wdarł się wilk z resztą swoich kumpli.
- TO ONE! ŁAPAĆ JE!
- TELLENI! UCIEKAJ!
Rebecca złapała mnie za kark i odleciała w dół do gęstego lasu.
- Dobrze, tu nas nie znajdą. - wysapała.
- Jesteś pewna?
- Tak... jestem pewna - uśmiechnęła się do mnie.
- Idę po coś do jedzenia, zaczekaj tu.
Po czym Rebecca wyszła z nory, którą wykopała. Wkrótce nastała ciemna i zimna noc.
- G-gdzie jest R-rebecca? J-jest t-tu b-bardzo zi-zimno. - szepnęłam sama do siebie.
Obok przebiegło stado wilków które goniło Rebecce, rzuciła mi jedzenie, na którym wyryła jakiś napis.
Mam iść w głąb lasu? Ale po co? No ale tak kazała Rebecca to tak trzeba. - pomyślałam. Wychyliłam łepek, ale Rebecca znikneła razem z stadem w tumanach pyło i piasku.
- To głąb lasu jest w tą stronę. Raczej coś tam jest... chyba.
Gdy nastał dzień padłam pod drzewem jakbym umarła... Już mi się zdawało, że lecę w górę jako dusza, lecz było inaczej. Leciałam na grzbiecie białego wilka, nad jego głową było żółte kółko z dziurą w środku.
- Kim jesteś?
Wilk nic nie odpowiedział.
- Jestem Telleni, a ty?
- Kailes.
- Miło mi cię poznać Kailes
- Wiem kim jesteś,w jakim jesteś wieku, jaką masz rodzinę oraz kto zabił twoich rodziców.
- Wiesz kto to zrobił?
- Tak, to był Anastazy.
-Anastazy?
- Żądny krwi samiec Alfa bez współczucia, który ma serce dosłownie z kamienia.
- On jest zrobiony?
- Zrobił go Wilczed, był szalony, zjadł jagody Kamienta, stworzył go pod ich wpływem. To był niewypał.
- Dobrze, to powiedz mi jak dobrze mnie znasz.
- Masz na imię Telleni, jesteś waderą urodzoną pod wpływem magii. Twoja matka chciała mieć jeszcze jedną córeczkę, ale nie mogła zajść w ciąże. Poprosiła więc o miksturę, wypiła ją i po trzech miesiącach urodziłaś się ty, masz teraz dwa miesiące. Ojciec: Oliversi, Matka: Olejn, Siostra: Rebecca.
- A nie powinnam się urodzić się po dziewięciu miesiącach?
- Powinnaś, ale tak działa ten eliksir.
- Aha... A tak w ogóle, gdzie my lecimy?
- Do Watachy Ametystu, tam nauczą cie jak przetrchwać.
- Aaa... A muszę tam lecieć?
- Tak, musisz.
- No dobrze.
- Już jesteśmy, będziesz się uczyć z czwórką Wader: Alpen, Tessi, Wonder, Mensi oraz siódemką Basiorów: Ules, Wax, Moles, Perten, Toren, Kaun i Sedar.
- Raczej będzie fajnie - wybełkotałam pod nosem.

 ~Miesiąc później
Opuściłam to plemię razem z Wonder, Sedarem, Waxem i Alpen, cała reszta była nadal członkami watahy.
- Co teraz? - spytała Alpen.
-Raczej się rozejdziemy - odpowiedziałam.
-A musimy? - powiedział Sedar.
-Tak.. Tak musimy zrobić... - rzekłam.
Pożegnaliśmy się i po prostu... rozeszliśmy się
- Jestem zmęczona, może wejdę na to drzewo? Raczej nie dam rady, ale spróbować nie zaszkodzi.
Udało się wejść na drzewo z tamtą na skale siedział szczeniak lub dwa, może trzy, nie mam pojęcia nie byłam pewna, bo byłam bardzo obolała i rozkojarzona po polowaniu na jedzenie, w czasie poranka, gdy kopnął mnie w głowę młody jeleń.

<Dante? Sohara? Wissy?>

piątek, 26 grudnia 2014

Od Tamorayna "Pierwszy dzień w watasze cz.2 " (cd. Wissy)

Ujrzałem małą waderę. Siedziała zamyślona przyglądając się innym przerażonymi oczami. Podszedłem do niej.
- Witaj. - powiedziałem stając za nią.
Odwróciła się wystraszone.
- Kkk... Kim jesteś? - spytała
- Jestem Tamorayn. Przepraszam nie chciałem cię wystraszyć. Jak ty się nazywasz? - uśmiechnąłem się. Wadera źle to odebrała.
- W.... Wissy.
- Nie bój się mnie. Nie zjem cię przecież. - powiedziałem
Wadera nie odpowiedziała tylko uciekła.
- Wissy! - zawołałem ją. Uciekała jeszcze szybciej. Ruszyłem za nią. Szybko ją dogoniłem.
- Zostaw mnie! - powiedziała
- Mała. Ja ci nic nie zrobię.
- Zabiłeś kiedyś kogoś? - zapytała. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Chciałem powiedzieć "nie", ale to nie byłaby prawda. Siedziałem cicho.
- Wissy. Proszę, nie bój się mnie. Chciałem cię tylko zagadać, dodać otuchy, bo tak siedziałaś wystraszona. Nie chciałem cię jeszcze bardziej wystraszyć. Rozumiesz?

<Wissy?>

Od Wissy "Pierwszy dzień w watasze" cz.1 (cd. chętny)

Czułam się osamotniona, wszyscy patrzyli się na mnie, jak na niewiadomo kogo, ale pomyślałam, że to normalne, zawsze tak było, jest i chyba będzie. Zapewne każdy nowy wilk tak się czuł. Boję się, że któryś mnie uzna za coś smacznego, no bo jak tu się nie oprzeć młodemu mięsie? Sama lubie świeże, pyszne mięso. Zresztą - co kogo obchodzi malutka istota, mała i niedoceniana, przesadnie nieśmiała, z wieloma ranami na psychice, po wielu przejściach, patrząca na wszystko jak na zagrożenie, niewidoma na lewe oko, mała, smutna wilczyca? Nie chcę zagadywać do kogoś pierwsza, bowiem chcę, żeby ktoś podszedł do mnie. Ale mam wobec tego pewne postanowienie - dopóki tutaj będę, nie mam zamiaru nikomu ufać, boję się, że jest tu ktoś, kto zabił moje rodzeństwo i rodziców, że ten ktoś, wróci i po mnie, nigdzie nie czuję się bezpiecznie, wszędzie widzę te same czarne wilki, z połyskującymi w mroku oczyma, poszarpanymi uszami, pozlepianym krwią futrem, lekko błyszczącym w świetle... Pamiętam, jakby to było wczoraj, a tak naprawdę aż 4 miesiące temu...

Spałam, nie działo się kompletnie nic, byłam przytulona do moich dwóch braci. Wszyscy zapadli w głęboki sen. Śniło mi się, że ja i mama pływałyśmy w wodzie, której nawet nie widziałam na oczy. Miałam wtedy 1 miesiąc, nie wychodziłam nawet z norki, norka była ciasna, spali tam tylko moi bracia, siostra i ja. Obudziłam się, bo usłyszałam huczenie sowy. Byłam tak przestraszona, że wtuliłam się bardziej i trzęsąc się patrzyłam się w granatowe niebo. Było bardzo ciemno, widać było tylko białe światło, dokładnie biały okrąg. Właśnie rozmyślałam, co będę robić jutro - może będę dokuczać moim braciom? Albo podgryzać uszy mojej mamie? Albo może gryźć ogon taty? Albo wykopywać większą norę? Miałam dużo ciekawych pomysłów, chciałam, żeby było już rano, żebym mogła się w końcu pobawić. Ale nagle zobaczyłam małe zwierzątko, nie widziałam go wcześniej, ale teraz mogę powiedzieć, że była to mysz.. Patrzyła się na mnie, nie mogłam się powstrzymać i pomyślałam - zawsze mama mi przynosiła jedzenie, pokażę jej, że sama umiem! - po czym po raz pierwszy wyszłam z nory. Nie mogłam uwierzyć, dotknęłam łapką trawy, poczułam tą wilgoć, bez wahania wyskoczyłam z norki. Trochę niezręcznie stawiałam kroki, ale w końcu doszłam do małego krzaczku. Myszka wbiegła do niego, ja też postanowiłam, że to zrobię. Trochę się poraniłam ostrymi gałęziami, miałam pełno niebolesnych ran, które później dokładnie wylizałam. Coś mnie nagle tknęło, czułam w sercu, że muszę tutaj zostać, że nie mogę się ruszyć, nie mogę zaszczekać, zapiszczeć.. Że nie mogę robić nic oprócz oddychania i patrzenia na śpiących rodziców. Wokoło panowała głucha cisza, obok moich uszu ocierał się przelatujący obok mnie wiatr, popadłam w coś, co nazwałabym "stanem ciszy", siedziałam, przekrzywiłam swoją głowę w stronę księżyca. Usłyszałam coś, co na zawsze mnie zmieniło - mnie, i moje życie. Wszystko działo się szybko, nie zdążyłam się zapoznać z sytuacją, a już widziałam moją rodzinę, nie ruszającą się, którą rozszarpywały czarne wilki, widziałam wszystko, moją siostrę, braci, mamę, tatę... Widziałam, jak z ich ciał wylatywały dusze, jak podmuch wiatru zabrał ciała, jak księżyc nagle zamarł, wszystko stanęło w miejscu, nawet ja.
Ostatnią rzeczą było to, że wiatr zabrał i mnie, z moich łez byłaby największa rzeka, najdłuższa i najgrubsza. Czułam, jakbym leciała, popadłam w depresję, nie mogłam ruszyć pyskiem, ani łapą. Ocknęłam się dopiero po kilku godzinach, kiedy podszedł do mnie biały wilk. Pamiętam, że tłumaczył mi, co teraz ze mną zrobi, że nauczy mnie wszystkiego, czego powinni nauczyć mnie rodzice. Początki były trudne, przed oczami nadal miałam te obrazy, bałam się każdego ruchu białego wilka, nie wiedziałam czego się spodziewać, wszystko było inne niż zawsze, nie mogłam przestać myśleć o ich śmierci, wiedziałam, że jestem inna, niż inne szczenięta, z którymi wilk chciał mnie zapoznać, siedziałam cicho, każdego dnia leciały z moich oczu żałosne łzy, powracała ta sama sytuacja, jak byłam szczęśliwa... kiedy bawiłam się z rodzeństwem... kiedy ja i mama lizałyśmy się nawzajem... Teraz jest już koniec tych wszystkich wspaniałych chwil spędzonych wraz z rodziną, przez kogoś, na kim się zemszczę, ale boję się, że będą zbyt silni...
Wilk po miesiącach nauki uznał, że muszę zacząć już inne życie, bez żadnych wspomnień, trafiłam tutaj, jestem tu i boję się, że tutaj będzie gorzej, że będą powracać smutne wspomnienia, widząc wilki spokrewnione ze sobą i szczęśliwe. Każdego kogo widzę, to myślę, że mnie zabije, pierwszy dzień mija, wilki będące tu, rzucają na mnie krzywe spojrzenia, będę się raczej trzymać na uboczu, dopóki nie przyzwyczaję się do tego, że jestem wśród nieznajomych.

<Kto chce?>

Od Patricii "Wysłuchaj mnie cz.1" (Cd. Kai)

- Powiem mu! Niech się dzieje co chce, ja i tak to zrobię! - myślałam idąc na Wrzosową Łąkę - Albo, nie. On już pewnie kogoś ma.
Szłam jednak dalej. Dam przecież sobie radę. To tylko parę słów. Parę słów i albo szczęście albo smutek. Które się wydarzy? Co się stanie? Może go nie będzie... Szczerze, w głębi duszy modliłam się, by go nie było. Weszłam na pole fioletowych kwiatów. Jakby mgiełek. Był tam. Leżał na trawie (bardziej kwiatach), cały przykryty wrzosami i patrzył w niebo. Wyglądał tak nieziemsko! Zrobiło mi się niedobrze. Chciałam odejść. Już się odwróciłam.
- Patricia! - zawołał mnie swoim nieziemskim głosem. Wstał i podbiegł do mnie. To uczucie. Przywitaliśmy się normalnie.
- Kai, proszę wysłuchaj mnie. - powiedziałam spokojnie
- Ok. Słucham. - powiedział i usiadł
Spojrzałam na niego. Nie! Nie zrobię tego!
- Nie dobra nic. - odpowiedziałam zdenerwowana
- No powiedz. Proszę. - spojrzał na mnie
- Plobomasz di pie.... - powiedziałam
- Co? Nie rozumiem
- Pomomasz ni cie.... - powtórzyłam odrobinę wyraźniej
- Dalej nie rozumiem.
- Podobasz mi się! - krzyknęłam. Mój głos rozchodził się z wolna po rozległej łące.

<Kai? Co powiesz?>

Od Midnight'a "Dołączam" cz.3 (cd. Kiiyuko)

- Poradzę sobie! - krzyknęła i uciekła. Powiedziała to tak bez uczuć że trochę się zasmuciłem. Ale takie jest życie! Byłem jeszcze trochę rozkojarzony ale jakoś sobie radziłem. Nocowałem w jakiejś jaskini, której podłoże była bardzo twarde. Jednak lepsze to niż leżenie na ziemi, nie? Obudziłem się tak nad ranem. Zauważyłem że moja noga ciągle krwawi. NO KURDE. Chciałem wziąć bandaż i środki dezynfekcji, ale zauważyłem jedną okropną rzecz. NIE MAM ICH! Trzeba skądś skołować. Pobiegłem szybko przed siebie. Z nogą nie było tak źle, ale infekcja mogła się już pojawić. Wbiegłem po kryjomu do jakiegoś szpitala. Wszędzie było ciemno. Mam szczęście! - pomyślałem. Nagle po prostu ktoś przytrzasnął mnie do ziemi. Popatrzyłem się szybko w górę. JAKAŚ WADERA MA TAKĄ KRZEPĘ?!
- Co się robi tutaj w nocy?! - zapytała wyraźnie wkurzona.

<Kiiyuko?>

Od Shaylin "Niesamowite spotkanie" cz. 4

Od tego spotkania minął rok. Nic ciekawego się nie działo. Poza tym tylko spotykałam na swojej drodze duchy wilków, rodziny. Kontaktowały się ze mną podczas wizji. Nauczyłam się sama polować, ale i tak nie znalazłam swojego rodzeństwa. Szukam na okrągło. Ale ślad po nich zaginął. Martwię się o nich, ale są już dorosłymi wilkami, tak jak ja. Muszą sobie radzić na razie beze mnie. A co do daru... hmm... przyzwyczaiłam się już do widoku zakrwawionych, przejechanych, utopionych, zamarzniętych wilków. Pomagam im. Rozmawiam z nimi. Dużo dowiedziałam się o ich historiach. A szczególnie zaciekawiła mnie historia pewnego wilka - nie pamiętam jego imienia. Była to wadera, żyjąca 100 lat przede mną. Jej opowiadanie było tak okropne... Czułam się z nią jakoś związana. Ale jedyne co miałam wypełnić, to odnaleźć ich - zdrowych. Po prostu musiałam...
***
 Nastał świt. Moje oczy rozbłysły na widok kolorów. Jak to możliwe? Przecież jeszcze wczoraj był śnieg. A tu kwiaty każdego koloru tęczy, zielone drzewa z pięknym brązowym
pniem. Och! Przede mną przebiegła wiewiórka. Jej rudy kolorek futerka przyciągał wzrok.
Aż zachciało się żyć. Dookoła mnie rosły sobie w zwolnionym tempie rośliny. Jaki to był widok.
Uśmiechnęłam się. Cudownie. Słońce urosło w moich oczach. Miałam ochotę poturlać się po
świeżutkiej trawie. Zrobiłam to. Czułam się szczeniakiem,ale już nim nie byłam. Jest taka piękna pogoda, że najchętniej wygrzewała i leniuchowałabym. Ale na to nie mam czasu.
Znów posmutniałam. Moje życie nie będzie lepsze... Ktoś mnie wołał.
- Czego? - zapytałam rozzłoszczona. Poczułam zimny przewiew wiatru. Znajomy mi od dawna.
- Mogę ci pomóc. - szepnął znany mi duch
- Skąd mam wiedzieć, że mi pomożesz skora ja nawet nie wiem jak się nazywasz?
- Wrighless się nazywam. Wiem gdzie możesz ich znaleźć... tylko ja to wiem, kochana.
- Więc gdzie?
Rozpłynął się i już go nie było...

Od Tamorayna "Powrót Rodzinki cz.1 " (cd. Kiiyuko)

Spacerowałem po watasze. Ostatnio było spokojnie, w watasze panowała mała melancholia . Przynajmniej koło mnie. Nagle podbiegł do mnie Kai. Przywitaliśmy się po czym powiedział:
- Tamorayn. Kiiyuko cię szuka.
- Mnie? Po co? - spytałem. Zrobiłem coś złego?
- Nn... Nie... Nie wiem. - powiedział
- Ok. Dzięki za wiadomość. Gdzie ona? - spytałem\
- W jaskini. - powiedział szybko odbiegłem. Weszłem do jaskini w takich nerwach jak wtedy, kiedy miałem się jej pytać czy mogę dołączyć do watahy.
- Dobrze, że jesteś. - powiedziała
- O co chodzi? - spytałem
- Są problemy w watasze.... - mówiła, nie dałem jej dokończyć
- Czemu mi to mówisz? - spytałem
- Bo to po części chodzi o ciebie. - powiedziała
- O mnie? Jak? - nie rozumiałem.
- Do watahy pojawiło się dwóch wilków. Mają wiele zadrapań. Jest to 2 basiorów. Niszczą tereny i mogą zaatakować członków. Mówią, że cię znają. Mało tego, mówią, że jesteś ich bratem.
- Co?? Oni przecież nie żyją.
- Widocznie jednak żyją. - powiedziała Alfa. - Chcę, byś pogadał z braćmi.
- Spróbuje. - powiedziałem i wyszedłem. Pobiegłem do lasu. Byli tam. Obydwaj. Altar i Jasper.
- Ooo.... Jest nasz braciszek. - uśmiechnęli się chytrze
- Czego chcecie? - warknąłem
- A nic. - powiedział Jasper. - Nic. Tylko zemsty.
- Chciałeś nas zabić. I zabiłeś ojca. Z nami ci się nie udało. - powiedział Altar i rzucili się na mnie. Obaliłem ich i pobiegłem do Alfy.
- I co? - zapytała - Jak ci poszło?
Opowiedziałem jej o tym zdarzeniu i o mojej przeszłości. Wadera była zamyślona.

<Kiiyuko?>

Od Ajaxa „Tajemnica starej księgi” cz. 12 (cd. Rose)

Rzadko słucham muzykę. Nie jestem melomanem. Rose ma niesamowity głos, kiedy śpiewała czułem się... Inaczej niż zwykle. Tak jakoś wesoło.
Kiedy skończyła, popatrzyła na mnie.
- To było... Po prostu niesamowite! - Krzyknąłem, a od razu po tym ćwierćnuta zaświeciła białym światłem, jednym z tych, od których bolą oczy.
W tamtym właśnie momencie wstrzymałem oddech. Byłem podekscytowany, a zarazem przerażony. Serce waliło mi jak oszalałe.
Na tamtej stronie było...

<Rose? Nie mam pojęcia, co może być na tamtej stronie :'D>

Odświeżenie WMW

UWAGA!
Wilki, które nie zgłosiły mi, że chcą zostać lądują w zakładce Odeszli. Mogą oni jeszcze wrócić, ale w ramach pokuty muszą napisać op. o tym, jak proszą Alfę o możliwość powrotu.

Wilki wyrzucone:
  1. Onurix
  2. Iloriel
  3. Sofija
  4. Sambo
  5. Sofferenza Morte
  6. Darkness
  7.  Sagrina
  8. Aramisa
  9. Tiffany
  10. Serena
  11. Moonlight
  12. Valka (zostaje, lecz została zaadoptowana przez Anastazję arabek)
  13. Origa
  14. Saraia
  15. Behemoth

Przykro mi, że jest ich aż 15. ;-;

czwartek, 25 grudnia 2014

Świąteczne życzenia ^^

Życzę naszej watasze dużo zdrowia, szczęścia, i spełnienia marzeń nie tylko na te święta ;)
Od Jamayi i Cynayeda
Hmmm... No cóż czas leci,
a ja nie mogę nic sklecić.
Marny ze mnie poeta,
bo nie mam wigoru Muppeta, ale
spróbuję, choć pewnie
mi się nie uda.
Życzę wam wszystkim,
żeby was smoki nie unicestwiły,
byście byli szczęśliwi,
znaleźli miłość swego życia,
by polowania wam się udawały,
a zaklęcia wychodziły,
i by było miło
być i żyć wśród was.
Od Rose 
Szczęśliwych, kojących, przeżytych w zgodzie ze światem i z sobą samym, pełnych życia i miłości świąt Bożego Narodzenia oraz niesamowitego, niezapomnianego, niepowtarzalnego sylwestra życzy… Jeszcze żeby prezenty były wielkości (bachdzo dużej XD) pozdrawiam ;)
 WASZ MID XD

W środku nocy, o północy, nasze wilczki 
i te w lesie, przemówiły ludzkim głosem. 
Ja w piżamie, przerażona, ale jednak odrobinę wzruszona. 
Bo to przecież moje pieski, te od trzeciej szkolnej ławeczki.
A właśnie, oto nasze "laseczki":
Kiiyuko roześmiana, Nari zapłakana, Lucy wzruszona, 
Ice zapatrzona, Desari obojętna, Karibu rozśpiewana,
Sora ciekawska, Rose poważna, Patricia zagubiona,
Lithium tajemnicza, Jamaya zabawna, Shaylin odważna,
Samawati samodzielna i Anastasia bystra.
Oho, nadchodzą faceci, niech ich tylko nie zaatakują dzieci...
Kai zdziwiony, Ajax zagubiony, Rafael uroczyście,
Alexander szlachetny, Tsume zakochany, Midnight zażenowany,
Tamorayn powoli, Percy melancholijnie, Yakome wprost ważnie,
a Cynayed po prostu rozważnie.
Na końcu dumnie, do pary, kroczą dwa szczenięta, 
całkiem niepodobne bliźnięta: Sohara i Dante! 
Krok krok za ich łapami drepta mała Telleni!
A cóż to? Kolejny mały wilczek. Nie znam go, więc patrzę uważnie.
Nagle ten podnosi łepek. Nowicjusz? Ah, nie. To... Ishi?
"Wszystkiego dobrego, uśmiechu na twarzy, bo słońce nie parzy,
życzę i Tobie, nie zapomnę lecz i o sobie. 
Bo choć leniwa, to pokazać Ci mogę,
to czego Kiiyuko już nie powie, a mianowicie
kilka prezentów, które masz pod choinką, 
spędź te święta szczęśliwie z rodzinką."
- życzy mi ona. Lecz już ani słowa nie pragnę już więcej,
bo chcę po prostu i dla Was więcej weny, byście coraz prężniej i prężniej
mogli się rozwijać, bym mogła Was coraz bardziej podziwiać.
Od Kiiyuko i Kai'ego


A to specjalnie dla Was taki mały arcik (rysowałam sama! Obowiązują prawa autorskie!) z okazji Świąt Bożego Narodzenia. ^^


wtorek, 23 grudnia 2014

Od Nari "Spacer czy randka?" cz.1 (cd. Kai)

Tego dnia postanowiłam wziąć się na odwagę i pokazać Kai'emu, że jest dla mnie kimś więcej niż przyjacielem. Podobał mi się on, i to bardzo. Gdy tylko się obudziłam, poszłam na Wrzosową Łąkę. Oczekiwałam, aż on tu przyjdzie. Po kilku minutach nareszcie się pojawił. Kiedy go tylko zobaczyłam, nie mogłam oderwać od niego wzroku. Kai jest taki słodki. Niby basior jak basior, ale ma w sobie to coś, dzięki czemu większość wader zwyczajnie ulega jego urokowi. Nadal nie mogę dotrzeć do tego, jak on to robi. Może to sprawia jego równie cudny charakter przyciągający do siebie jak magnes? Albo jednak wygląd równy bogom? Nie mam pojęcia, ale jednak najbardziej w świecie pragnęłabym tego, aby był mój. Z trudem otrząsnęłam się. Powoli do niego podchodziłam, myśląc, co dokładnie powiedzieć. Już miałam powiedzieć "cześć", gdy nagle potknęłam się o kamień. Dobrze, że nie było tam więcej wilków. Przeturlałam się po łące i wpadłam prosto na Kai'ego! Na szczęście złagodził on trochę mój upadek. Był nieco zdziwiony moją obecnością, a może całą tą sytuacją.
- Oj, przepraszam! Niezdara ze mnie - powiedziałam lekko zawstydzona i szybko się podniosłam. Wzięłam się w garść i zapytałam odważnie - Kai, co powiedziałbyś na randkę ze mną? To znaczy na wspólny spacer.

<Kai?>

Od Rose „Demony w snach, demony w duszy” cz. 1

Obudziłam się spocona na posłaniu. To co mi się śniło…
Z kamiennego labiryntu nie dało się wyjść. Użyłam zaklęcia Oculusa (kto nie czytał Baśnioboru – marsz mi czytać) , nie ma wyjścia. Waliłam łapami w ścianę i gdybym miała głos wyłabym jak zrozpaczony pies. Po co ja czytałam głupawe kroniki zamiast usiąść do zaklęcia lotu. Jak to było?
„Strach przekuj w siłę, siłę przekuj w moc, moc przekuj w zemstę”.

Uśmiechnęłam się smutno – Malcolm, kochany kuzyn, ojczym. Zaczęłam biec przed siebie. Z podłogi podrywały się wielokolorowe motyle i trzepocąc skrzydłami powoli oddalały się w szarą pustkę na górze. Łzy płynęły mi z oczu potokami, kiedy tak biegłam przez niekończący się labirynt śmierci. Szybkim zaklęciem błyskawicy powaliłam maszkary czekające za zakrętem. Przez chwilę czułam się jakby to wiatr popychał mnie i szeptał mi do ucha słowa otuchy. Nagle przede mną wyrosły z ziemi tak okropne demony, że chciało się oderwać się od nich wzrok, by nie prześladowały cię w koszmarach. Jeden był jaszczurem, drugi baranem, a trzeci… krzyżówką bobra, karczocha, gąsienicy i antylopy. Pierwszy i największy uśmiechnął się szeroko odsłaniając zniszczone, czarne kły.
- Podoba ci się u nas? – zapytał ochrypłym głosem, po czym zakasłał i wypluł ponad pół litra zielonej flegmy
Cofnęłam się zniesmaczona.
- Na dziesięć gwiazdek dałabym – 10. – odparłam i przybrałam kamienną minkę, którą zawsze stosowałam w kłótniach
- No to szkoda – dodał trzeci charcząc tak, że ledwo go zrozumiałam – Bo zostaniesz tutaj na wieki.
- A tak w ogóle, witaj w swoim starym domu! – drugi rozłożył ramiona i podszedł do mnie i poślizgnął się na flegmie pierwszego
Skrzywiłam się z obrzydzeniem.
- Ohydni jesteście.
Nagle w mojej głowie rozległo się nie mniej niż tysiąc głosów, a raczej szeptów.
- Nie krzyw się, przecież w duszy sama nim jesteś. – mówiły

W biegu złapałam torbę i wybiegłam.
- To tylko sen, Rose. To tylko sen. – powtarzałam sobie, ale jakoś nie chciałam w to uwierzyć.
Przede mną wyłoniło się zbiorowisko wilków. Miały torby i najwyraźniej pakowały jakieś paczki. Nie zaszczyciły mnie nawet spojrzeniem, a ja biegłam dalej…

<C.D.N>

Od Telleni "Jak dołączyłam do watahy?" cz.1

Gdzieś na wolnym terenie, żyłam sobie razem z rodziną, mamą Snow, tatą Fill oraz starszą siostrą Rebeccą. Byliśmy biedni, brakowało nam jedzenia, dlatego tata prawie nigdy nie jadł, a ja zawsze byłam najedzona razem z Rebeccą, bo "szczeniaki są najważniejsze". Pewnego razu przeciwna nam wataha z południa znalazła naszą kryjówkę. Wtedy mama powiedziała do Rebecci, kiedy nasz koniec był już bliski:
- Rebecca, zabierz stąd swoją siostrę i uciekaj jak najdalej dasz rade.
- Mamo ale jak to? A co z wami?
- O nas sie nie martw. - odrzekł tata.
- Zgoda, ucieknę z nią.
- Tylko bardzo szybko. Złap ją za kark i uciekaj.
- Ale... - zaczęła moja siostra z przerażeniem, ale nasz tata jej przerwał:
- TERAZ!
Więc Rebecca mnie zbudziła i powiedziała:
- Siostra Wstawaj!
- Ciemu?
- Musimy IŚĆ. Teraz.
- Dzie? - zapytałam nadal zaspana.
- Gdzieś daleko.
- Dobie.
Nagle ktoś z tej tamtej watahy krzyknął:
- Szukać Bachorów! Ale JUŻ!
- Uciekamy!
Złapała mnie za kark i uciekła razem ze mną gdzieś na daleki zachód. Gdy nadszedł zachód słońca zatrzymałyśmy się na chmurze, bo siostra miała skrzydła
- Siotla kak mne boi.
- Wiem, przepraszam. - odparła zmartwiona.
- To ić.
- KTO TAM JEST!! - usłyszałyśmy.

<C.D.N>

Od Rose „Tajemnica starej księgi” cz. 11 (cd. Ajax)

Przez chwilę moje oczy rozbłysły czerwonym światłem, a po ciele przebiegł zimny dreszcz. Poczułam, że pragnę ją otworzyć, a nóż kryje się w niej ukryty skarb, a te pogłoski o umieraniu są łgarstwem. Już wyciągałam po nią łapy, kiedy uświadomiłam sobie, że zaślepiła mnie chciwość. Cofnęłam łapy i zmarszczyłam nos. Rozejrzałam się niespokojnie.
- Coś się stało? – spytał poddenerwowany Ajax
- Ta księga jest zła do szpiku… kartek – mruknęłam – Znam te rodzaje ksiąg. Lepiej nie otwierać jej po zmroku, na dworze.
Kiedy już znaleźliśmy się w bibliotece przygryzając wargi powoli i ostrożnie otworzyłam księgę. Wyglądała niewinnie. Nagle przez okno do pomieszczenia wpadł zimny wiatr i przekartkował księgę. Zatrzymał się na rozdziale „Demony w wilczym ciele”. Spojrzałam na kartkę i zamarłam. Na obrazku widniałam ja. Z ust Ajax’a wydobyło się ciche piśnięcie.
- Ajax… - zaczęłam się tłumaczyć.
- Ja nie jestem… - wydukał – Nie jestem demonem. – spojrzał na mnie ze strachem i poczuciem winy
- Ale to ja jestem na tym obrazku – zamknęłam oczy
- Nie, to ja. – mruknął i już miał zamykać księgę, gdy ja w olśnieniu zablokowałam jego łapę.
- Na tym obrazku jest każdy i zarazem nikt. Każdy widzi siebie.
Następna strona nie chciała się otworzyć, a na niej widniała tylko ćwierćnuta.
- Zablokowanie na śpiew. – pochwalił Ajax – Dobra, śpiewaj panienko, bo ja mam piskliwy głos
Spojrzałam na niego jakby naprawdę był demonem
- No coś ty. – odparłam z oburzeniem – Muszę?!
Basior kiwnął głową. Westchnęłam i poszperałam w głowie.
- Znam tylko dwie, zaśpiewać?
- Wystarczy jedna.
Wzięłam głęboki wdech i zaśpiewałam piosenkę, którą nauczył mnie Malcolm:




<Ajax? Jak śpiewam?>

Od Cynayeda "Czy to już?" cz.3 (cd. Kiiyuko)

Słyszałem głośny szloch na cmentarzu więc przydreptałem i zobaczyłem Kiiyuko.
- O co chodzi Ślicznotko? - powiedziałem chyba zbyt głośno.
Odwróciła się z wielkimi oczami po których jeszcze spływały gorące łzy.
Zapadła cisza. Jąkając się powiedziała:
- Bo Trey, nie znasz go, on odkrył Tajemnicze Podziemia, a teraz już go nie ma... Zginął, tak samo jak część dawnej watahy, z czasów jeszcze naszej świetności.
Znowu padła na mnie jeszcze większym szlochem. Więc przytuliłem ją, a ona odsunęła się tym razem bez płaczu. Zawstydzona i chyba nie wiedziała o co mi chodzi.
- Więc Ślicznotko już nie płacz. Z płaczem takiej damie nie do twarzy.
Musnąłem ją w usta i zawstydzony odwróciłem się. Ona podeszła i poklepała mnie to garbie.
- Wiem że nie mam żadnych szans... Nie będę się wysilał i zostawię cię w spokoju.
Po tych słowach polało mi się kilka gorzkich łez i z płaczem ile sił w łapach pognałem do siebie zraniony własnymi słowami.
<Kiiyuko?>

Od Kiiyuko "Czy to już?" cz.2 (cd. chętny)


- Proszę, to dla ciebie. - powiedział zarumieniony Cyndi wręczając mi do łapy kryształowego kwiatka.
- Jej... To... Miłe. - odparłam nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Pewnie był tam po prostu tylko w celach poznawczych, a daje mi tego kwiatka tylko dlatego, że roślinka ta nie jest mu do niczego potrzebna, a ja jestem waderą, więc mogłoby mnie to zainteresować.
- Ty też jesteś miła. I nie tylko miła, lecz i piękna. - dodał jeszcze bardziej zawstydzony uśmiechając się zakłopotany. Ta wypowiedź zaprzeczyła całkowicie mojej wcześniejszej teorii. Wytrzeszczyłam oczy patrząc na niego zdumiona. Basior nie wiedząc co jeszcze powiedzieć, odwrócił się i pobiegł w swoim kierunku, do swojej jaskini. Popatrzyłam na kwiatka, który na moich oczach zmienił się w niebieski, lśniący kryształ. I co dalej? Podoba mi się Rafael, ale najwidoczniej ktoś ma mnie jeszcze na celowniku. Mam się też zacząć spotykać z tym drugim, by zadecydować, z kim powinnam być? Nie, to szaleństwo... Ale też nie potrafię ani jednemu, ani drugiemu odmówić. Co więc mam począć? Pokręciłam przecząco głową, próbując się wyzbyć tych myśli. Może nie będę musiała decydować? Jak na razie postanowiłam o tym wszystkim zapomnieć.
Wróciłam do swojej jaskini, postawiłam kryształ obok swojego legowiska. Położyłam się i zamyślona patrzyłam na klejnot błyskający bladą, szafirową poświatą. Czyżby był zaczarowany? Nie, to głupie. Przecież on jest zaczarowany, bo powstał od kwiata rosnącego w podziemiach mojej watahy. Kiedyś już przyniósł mi taki sam Trey, w dniu, kiedy odkrył Tajemnicze (teraz już nie tak tajemniczych, bo zostały dokładnie przez nas zbadane) Podziemia. No właśnie... Trey. Dźwignęłam się na łapy i smętnie podreptałam na cmentarz. Zatrzymałam się przy nagrobku, przy którym postawiony był kryształ identyczny, jak ten w mojej jaskini. Na kamieniu wyryte było koślawym pismem imię "Trey", które sama zanotowałam, używając swojego pazura. W moich oczach zebrały się szkliste łzy. Przespacerowałam się dalej czytając po kolei następne imiona moich przyjaciół: "Lejsi", "Zan", "Mady", "Tara", "Splintel", "Shelly", "Roxana", "Vane", "Blade", "Water", "Bella", "Pipper", "Amber", "Kasha", "Luna", "Lyka", "Lodavicka", "Tasha", "Victoria", "Mike", "Asuna", "Yuuko", "Tauriel", "Ifus", "Senari", "Melissa", "Anda", "Dejan"... Ja ich wszystkich pamiętam, w przeciwieństwie do niektórych innych wilków, bo teraz to mało kto wiedziałby o kogo chodzi, jakbym o którymś z nich wspomniała. Każdy kiedyś będzie zapomniany. Nie wytrzymałam dłużej tej myśli i zaniosłam się głośnym szlochem i nawet nie usłyszałam, gdy ktoś do mnie podszedł...

<chętny?>