Myślałam co będzie jak moi rodzice znowu ukażą się w moim śnie... o co
ich zapytam? Może co się z nimi stało? Czy się mną opiekują? Myślałam
długo aż w końcu ocknęłam się z ''snu''
- Hej, As! Mam pomysł!
- Jaki?! - krzyknęła szybko wstając
- Skoro... moi rodzice byli w moim śnie...
- To...? - spytała
- To możemy iść tam... gdzie ich widziałam! - krzyknęłam uradowana
- A gdzie ich widziałaś?
Myślałam bardzo ciężko, aż krzyknęłam:
- W BIAŁYM POKOJU! - krzyknęłam szczęśliwa, lecz po chwili mój uśmiech zmienił się w smutek
- Eee... Tell... ja nie wiem jak ci to powiedzieć ale... nie wiem gdzie mogą być białe pokoje
- Jak to nie wiesz? - spytałam szeptem
- No nie wiem Tell... nie wiem.. - rzekła zakłopotana Astrid
- Oh... rozumiem... po prostu... rozumiem... - powiedziałam i podreptałam
do mojego drzewa na którym często przebywam... zasnęłam tam po wylaniu
mnóstwa łez. Znowu przyśnił mi się ten pokój! Znowu moi rodzice! Nie
byli przykuci do ściany jak po przednio, mogli zwyczajnie w świecie
się ruszać... zaczęłam skakać... nagle ktoś mnie zauważył... z tłumu
wilków wybiegła moja rodzina! Mama Tata i Rebecca! Byli tam oni wszyscy!
Przytulili mnie do siebie i mówili "Córciu jak się czujesz?'', "Siostrzyczko kochana! Dobrze że nic Ci nie jest!" Pomówiłam z nimi...
powiedzieli mi wszystko, lecz tata odszedł, a mama poszła za nim...
zostałam z Rebeccą... Rozmawiałam z nią tak jakby ciągle żyła! To
niesamowite! Chyba tylko ja tak potrafię? A może nie tylko ja? Nie wiem,
ale widziałam jak rodzina się ze mną żegna i życzy mi powiedzenia i
szczęśliwych dni... obudziłam się szczęśliwa... pobiegłam do jaskini
Astrid...
<Astrid?>
Zacieśnianie więzi
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)
piątek, 9 stycznia 2015
Od Telleni "Magia rodziny" cz. 9 (cd. Sohara)
- Soharko nie płacz... - powiedziałam sama powstrzymując łzy, żeby nie zobaczyła tego wadera
- Tell.. to nie takie proste... moi rodzice... już nie istnieją... - powiedziała Sohara patrząc w zachodzące słońce
- Sohara... ja wiem jak się czujesz... też nie miałam rodziny długo... ale ty miałaś ją przynajmniej dłużej... mogłaś ich poznać... moi rodzice też byli wspaniali... poświęcili życie żeby ratować... mnie i moją siostrę... - wyznałam, po czym odsunęłam się od Sohary a po moim pyszczku płynęły gorzkie łzy - ja... bardzo bym chciała żeby tu byli... może nie było tam dużo jedzenia... ale... była tam moja rodzina... - powiedziałam po czym zaczełam ocierać łzy łapką
Sohara się nie odezwała... siedziała zamyślona, ja powiedziałam do niej że idę już spać i poczekam na nią w jaskini
***
Kiedy do jaskini wróciła Sohara, było bardzo ciemno
- Sohaaara - ziewnęłam - Co ty tutaj robisz?
- Nic... zamyśliłam się i tyle - powiedziała po czym położyła się obok mnie
***
- Już dzień! Mogę zrobić dla Sohary niespodziankę! - pomyślałam po czym udałam się na Szczenięcą Polankę i zerwałam dla wadery wielokolorowe kwiatki. Znalazłam jakiś sznureczek i zacisnęłam w nim kwiaty i zaniosłam dla Sohary...
- Może jeszcze coś jej do jedzenia znajdę? - ponownie pomyślałam i poleciałam do lasu... po godzinie upolowałam sześć myszek, dwa zające i jedną wiewiórke... całkiem ładnie jak na mnie... ledwo uniosłam to do jaskini... poczekałam aż moja przyjaciółka się obudzi
***
W końcu Sohara obudziła się, jak ujrzała te kwiaty i jedzenie od razu zerwała się na równe nogi
- Kto to przyniósł?
Od razu odpowiedziałam:
- Ja - uśmiechnęłam się do niej szeroko
- Ale... jak... jak ty to? Wszystko sama upolowałaś? - spytała z niedowierzaniem wadera
- Po prostu wcześnie wstałam
- A te kwiatki dla kogo mała? - spytała po czym spojrzała na mnie
- Dla ciebie Soharko! - krzyknęłam i podałam jej kwiatki
- Ohh... Jakie to słodkie... Dziękuje Telleni - rzekła wadera po czym wyjęła jeden z nich o moich kolorach i dała go mi - a to dla ciebie mała - podała mi go i uśmiechnęła się do mnie
- Nie ma za co... - powiedziałam
<Sohara? Poprawa z poprzedniej części :D >
- Tell.. to nie takie proste... moi rodzice... już nie istnieją... - powiedziała Sohara patrząc w zachodzące słońce
- Sohara... ja wiem jak się czujesz... też nie miałam rodziny długo... ale ty miałaś ją przynajmniej dłużej... mogłaś ich poznać... moi rodzice też byli wspaniali... poświęcili życie żeby ratować... mnie i moją siostrę... - wyznałam, po czym odsunęłam się od Sohary a po moim pyszczku płynęły gorzkie łzy - ja... bardzo bym chciała żeby tu byli... może nie było tam dużo jedzenia... ale... była tam moja rodzina... - powiedziałam po czym zaczełam ocierać łzy łapką
Sohara się nie odezwała... siedziała zamyślona, ja powiedziałam do niej że idę już spać i poczekam na nią w jaskini
***
Kiedy do jaskini wróciła Sohara, było bardzo ciemno
- Sohaaara - ziewnęłam - Co ty tutaj robisz?
- Nic... zamyśliłam się i tyle - powiedziała po czym położyła się obok mnie
***
- Już dzień! Mogę zrobić dla Sohary niespodziankę! - pomyślałam po czym udałam się na Szczenięcą Polankę i zerwałam dla wadery wielokolorowe kwiatki. Znalazłam jakiś sznureczek i zacisnęłam w nim kwiaty i zaniosłam dla Sohary...
- Może jeszcze coś jej do jedzenia znajdę? - ponownie pomyślałam i poleciałam do lasu... po godzinie upolowałam sześć myszek, dwa zające i jedną wiewiórke... całkiem ładnie jak na mnie... ledwo uniosłam to do jaskini... poczekałam aż moja przyjaciółka się obudzi
***
W końcu Sohara obudziła się, jak ujrzała te kwiaty i jedzenie od razu zerwała się na równe nogi
- Kto to przyniósł?
Od razu odpowiedziałam:
- Ja - uśmiechnęłam się do niej szeroko
- Ale... jak... jak ty to? Wszystko sama upolowałaś? - spytała z niedowierzaniem wadera
- Po prostu wcześnie wstałam
- A te kwiatki dla kogo mała? - spytała po czym spojrzała na mnie
- Dla ciebie Soharko! - krzyknęłam i podałam jej kwiatki
- Ohh... Jakie to słodkie... Dziękuje Telleni - rzekła wadera po czym wyjęła jeden z nich o moich kolorach i dała go mi - a to dla ciebie mała - podała mi go i uśmiechnęła się do mnie
- Nie ma za co... - powiedziałam
<Sohara? Poprawa z poprzedniej części :D >
Od Noriny "Kapitan musi odejść" cz. 1 (cd. chętny)
Siedziałam jako człowiek w mojej kapitańskiej kajucie. Po chwili
usłyszałam pukanie do drzwi. Po chwili wszedł mój chłopiec
pokładowy, James.
- Czego do stu krakenów chcesz, James?!
- Kapitanie, załoga chce cię widzieć.
Założyłam mój kapelusz, wzięłam muszkiet oraz kordelas (ostrożności nigdy za wiele) i wyszłam do załogi. Nagle usłyszałam...
- Dobra robota James!
Po chwili zostałam popchnięta w stronę deski.
- Nie możecie tego zrobić! Jestem waszym kapitanem!
- Już nie.
James podszedł do mnie i ściągnął mi kapelusz. Po chwili sam go założył.
- Teraz ja tu jestem kapitanem.
- Niech żyje kapitan James!
Zmieniłam się w wilka i skoczyłam ku James'owi. Nie zdążyłam go nawet drasnąć, ponieważ zostałam, dosłownie, wykopana za burtę. Z trudem dopłynęłam do brzegu, a gdy już odnalazłam ląd, pobiegłam w stronę lasu.
***
Włóczyłam się już jakiś czas. Nagle wpadłam na jakiegoś wilka.
- Na sto bałwanów morskich! - po chwili dodałam:
- Nie wiedziałam, że ktoś tu mieszka.
<ktoś chętny?>
- Czego do stu krakenów chcesz, James?!
- Kapitanie, załoga chce cię widzieć.
Założyłam mój kapelusz, wzięłam muszkiet oraz kordelas (ostrożności nigdy za wiele) i wyszłam do załogi. Nagle usłyszałam...
- Dobra robota James!
Po chwili zostałam popchnięta w stronę deski.
- Nie możecie tego zrobić! Jestem waszym kapitanem!
- Już nie.
James podszedł do mnie i ściągnął mi kapelusz. Po chwili sam go założył.
- Teraz ja tu jestem kapitanem.
- Niech żyje kapitan James!
Zmieniłam się w wilka i skoczyłam ku James'owi. Nie zdążyłam go nawet drasnąć, ponieważ zostałam, dosłownie, wykopana za burtę. Z trudem dopłynęłam do brzegu, a gdy już odnalazłam ląd, pobiegłam w stronę lasu.
***
Włóczyłam się już jakiś czas. Nagle wpadłam na jakiegoś wilka.
- Na sto bałwanów morskich! - po chwili dodałam:
- Nie wiedziałam, że ktoś tu mieszka.
<ktoś chętny?>
Od Lithium Vane "Za tych, których odebrał nam los." cz.1 (cd. Kiiyuko)
Minęło sporo czasu zanim zrozumiałam, że Alexander tak naprawdę nie był
szpiegiem. On się poświęcił za swego przywódcę. Co ja narobiłam?
Rzuciłam się na Boga ducha winnego wilka. Czy tylko ja jestem tak
świetna i wspaniała, by rzucać się na pierwszego i oskarżać go o bycie
szpiclem?
Czy tylko ja...wpędzam innych w sidła wroga...?
Nie było mi łatwo, ale teraz wiem, że Black Spirit musi powrócić. Bez względu na wszystko. Zrobię to dla tych, którym jestem to winna. Mamie, Alexandrowi... tym, których odebrał mi los. Powiem Alfie, że mam wobec niektórych dług.
Było już ciemno, kiedy wymknęłam się do lasu. Chciałam zobaczyć, czy zdołam przywołać ducha z Otchłani i go tam znów odesłać. Zaczęłam od chochlika.
- Dziecię zesłane do Otchłani, przybądź tu, gotowe na moje rozkazy. - wyrecytowałam zaklęcie przywołania, oczekując na znak od ducha.
Nagle ziemia lekko zadrżała, a z niej wydostał się chochlik. Podziałało. Teraz musiałam go jedynie odesłać tam, skąd go przyniosło.
- Odejdź dziecko Cienia tam...
- Vane?
<Kiiyuko?>
Czy tylko ja...wpędzam innych w sidła wroga...?
Nie było mi łatwo, ale teraz wiem, że Black Spirit musi powrócić. Bez względu na wszystko. Zrobię to dla tych, którym jestem to winna. Mamie, Alexandrowi... tym, których odebrał mi los. Powiem Alfie, że mam wobec niektórych dług.
Było już ciemno, kiedy wymknęłam się do lasu. Chciałam zobaczyć, czy zdołam przywołać ducha z Otchłani i go tam znów odesłać. Zaczęłam od chochlika.
- Dziecię zesłane do Otchłani, przybądź tu, gotowe na moje rozkazy. - wyrecytowałam zaklęcie przywołania, oczekując na znak od ducha.
Nagle ziemia lekko zadrżała, a z niej wydostał się chochlik. Podziałało. Teraz musiałam go jedynie odesłać tam, skąd go przyniosło.
- Odejdź dziecko Cienia tam...
- Vane?
<Kiiyuko?>
Od Shaylin "Nowe dzieje" cz. 1
Byłam na terytorium watahy - na Wschodnim Klifie. Podziwiałam piękne widoki. Było niesamowicie.
Słyszałam szum fal, odbijało się jakby echem. Mogłabym tu siedzieć dniami i nocami.
Wszystko było takie fascynujące, piękne, niesamowite i wyjątkowe. Byłam tam razem z duchem - Wriglesse'm. Powtarzał mi jak zawsze, że mam uważać na wszystko i wszystkich.
- No przecież wiem, ale ten wypadek to nie moja wina... - odburknęłam
- Pamiętam cię Shaylin, nigdy nie byłaś tak zadziorna.
Co on ma na myśli?
- W przeszłych stuleciach. - dopowiedział
- Jaka byłam?
- Coż... nie taka jak teraz.., - machnął łapą.
- Kim byłam, co robiłam?
- Damą rodu Fallenów... i... moją przyjaciółką... -spojrzał w dół klifu na wodę.
- Serio?
-Tak. Nigdy bym cię nie okłamał... razem uciekliśmy... - unikałam jego wzroku.
- Gdzie?
Zastanawiał się nad odpowiedzią.
- W czas.
- Wriglesie..po co?
- Musiałem cię uratować przed niebezpieczeństwem.
- Mnie? Dlaczego?
- Bo wiedziałem co twój tamten ojciec chciał zrobić...
- Ojciec? Co on?...
- Skazać cie na nie szczęście... a potem na śmierć.
I znowu kolejny cios w serce... Czy w każdym z moich poprzednich żyć nie byłam bezpieczna? - pomyślałam.
- Czemu całe swoje przeklęte życie dowiaduje się o samych zły pełnych morderstw i brutalności rzeczach? Czy to jakieś cholerne żarty? Czy ja w ogóle istnieje? Bo słyszę, że były poprzednie. Ja... Czy ja zwariowałam? A może ja was nie widzę tylko wyobrażam, że jednak jesteście?
- Nie, to co mówisz to nie prawda... tylko ty nas widzisz i tylko ty nas rozumiesz... bez ciebie nie dalibyśmy rady... twoja matka w ciebie wierzy, ja w ciebie wierze i inni w ciebie wierzą. Jesteś naszą nadzieją. Mogłem ci tego nie mówić, ale chciałem żebyś wiedziała.
- Czemu nie było cię wtedy rok?
- Nie mogłem..
Wolałam nie pytać o to.
- Shay. Twoje rodzeństwo żyje... dbałem także o nich. Oni mają się dobrze, żyją razem i nie musisz ich szukać, bo prędzej czy później znajdziecie się..
- Nie wyganiam cię... ale chcę zostać sama. Wróć kiedy chcesz, ale ja muszę odpocząć psychicznie.
- Żegnaj... - odpowiedział i zniknął uśmiechając się do mnie...
<C.D.N.>
Słyszałam szum fal, odbijało się jakby echem. Mogłabym tu siedzieć dniami i nocami.
Wszystko było takie fascynujące, piękne, niesamowite i wyjątkowe. Byłam tam razem z duchem - Wriglesse'm. Powtarzał mi jak zawsze, że mam uważać na wszystko i wszystkich.
- No przecież wiem, ale ten wypadek to nie moja wina... - odburknęłam
- Pamiętam cię Shaylin, nigdy nie byłaś tak zadziorna.
Co on ma na myśli?
- W przeszłych stuleciach. - dopowiedział
- Jaka byłam?
- Coż... nie taka jak teraz.., - machnął łapą.
- Kim byłam, co robiłam?
- Damą rodu Fallenów... i... moją przyjaciółką... -spojrzał w dół klifu na wodę.
- Serio?
-Tak. Nigdy bym cię nie okłamał... razem uciekliśmy... - unikałam jego wzroku.
- Gdzie?
Zastanawiał się nad odpowiedzią.
- W czas.
- Wriglesie..po co?
- Musiałem cię uratować przed niebezpieczeństwem.
- Mnie? Dlaczego?
- Bo wiedziałem co twój tamten ojciec chciał zrobić...
- Ojciec? Co on?...
- Skazać cie na nie szczęście... a potem na śmierć.
I znowu kolejny cios w serce... Czy w każdym z moich poprzednich żyć nie byłam bezpieczna? - pomyślałam.
- Czemu całe swoje przeklęte życie dowiaduje się o samych zły pełnych morderstw i brutalności rzeczach? Czy to jakieś cholerne żarty? Czy ja w ogóle istnieje? Bo słyszę, że były poprzednie. Ja... Czy ja zwariowałam? A może ja was nie widzę tylko wyobrażam, że jednak jesteście?
- Nie, to co mówisz to nie prawda... tylko ty nas widzisz i tylko ty nas rozumiesz... bez ciebie nie dalibyśmy rady... twoja matka w ciebie wierzy, ja w ciebie wierze i inni w ciebie wierzą. Jesteś naszą nadzieją. Mogłem ci tego nie mówić, ale chciałem żebyś wiedziała.
- Czemu nie było cię wtedy rok?
- Nie mogłem..
Wolałam nie pytać o to.
- Shay. Twoje rodzeństwo żyje... dbałem także o nich. Oni mają się dobrze, żyją razem i nie musisz ich szukać, bo prędzej czy później znajdziecie się..
- Nie wyganiam cię... ale chcę zostać sama. Wróć kiedy chcesz, ale ja muszę odpocząć psychicznie.
- Żegnaj... - odpowiedział i zniknął uśmiechając się do mnie...
<C.D.N.>
Subskrybuj:
Posty (Atom)