- Jiu?! - zakrzyknęłam w nadziei, że zaraz wyjdzie z pniaka lub zza krzewów, ale nic takiego się nie stało. No nic, muszę jej szukać. Zajrzałam w krzaki, obeszłam wszystkie drzewa, a nawet patrzyłam w korony drzew czy trawę. Bez skutku. Najwyraźniej musiała się ukryć w tym starym drzewie. Zmarszczyłam brwi już nieco niezadowolona z faktu, że poświęciłam na jej poszukiwania tyle czasu, po czym weszłam do środka. Tu mnie spotkało coś, czego się nie spodziewałam: grunt pod łapami zapadł mi się, a ja wpadłam do jakiegoś dołu, czy bardziej tunelu. Mocno zdezorientowana spadałam coraz bardziej w jego głębię, zaskoczona na tyle, że nawet z mojego gardła nie wydobył się pisk. Ponadto moje zdumienie powiększało oślepiające liliowe światło z brokatem z bliżej nieokreślonego źródła, które towarzyszyło mi przez cały "lot", zakończony niezbyt przyjemnym upadkiem w wysoką trawę. Mruknęłam pod nosem tylko kilka nieprzyjemnych słów i zbolała dźwignęłam się na łapy. Kolejne zdziwienie. Byłam w jakimś innym, dość dziwnym świecie. Wszystko było tu ciemne i mroczne, można powiedzieć - wymarłe. Sama uświadomiłam sobie, że moje łapy były nieco dłuższe, niż zwykle. Czym się stałam?
- Hej! - usłyszałam z odległości kilkunastu metrów krzyk, który o mało mnie nie przyprawił o zawał. Wilk, bądź inny gadający zwierz pędził w moją stronę. Powoli się odwróciłam. Przede mną już stała uradowana wadera machająca radośnie ogonem, niczym rozbrykany szczeniak. Tak szybko podbiegła? Wyglądało, że tak. Nie kojarzyłam jej nawet z widzenia.
- A ty, to kto? - zapytałam nieufnie.
- Yui, a ty?
Zaraz... a to nie czasem ta Jiu, której szukałam? Ups. Znowu pomyliłam imiona. W dodatku wyglądała inaczej, niż początkowo. Po jakiego grzyba ten mroczny świat miałby zmieniać wilki w różowe lalusie, tak jak teraz Yui?
- Pestka.
- Jaka znowu Pestka? - wytrzeszczyła na mnie swoje złote oczy.
- Jakaś. - mruknęłam. Miałam dziś zły dzień. Nie miałam nawet zamiaru podawać jej mojego właściwego imienia. Niech żyje w błędzie. Lubię nabierać innych.
- No więc, Pestko... może ty wiesz, co tutaj się dzieje?
Prychnęłam.
- Przed chwilą tutaj się pojawiłam, a ty już mnie pytasz o jakieś bzdury? Jesteśmy w jakimś mrocznym świecie. I co? Wystarczy, że się stąd wydostaniemy. Tyle w temacie.
- Ale...
- Ale co?
- Jakaś skrzydlata wadera powiedziała, że musimy uratować ten świat, bo jest nieszczęśliwy.
- A co nam do tego?
Yui się zamyśliła. Obserwowałam ją spod na wpół przymkniętych oczu.
- No... właściwie to nic. Tak naprawdę jest inny, taki słodki...
- Słodki w jakim sensie?
- Wszędzie były cukierki, wata cukrowa, czekolada...
- Już do niedługa.
- Co masz przez to na myśli?
- To, że wszystko zeżrę, zaraz po tym, jak "uratujemy" ten świat.
- Zaraz... co?! - wykrzyknęła w osłupieniu wadera.
- Co "co"?
- Jak to wszystko "zeżresz"?!
- Bo bardzo lubię słodycze. - wyszczerzyłam się kpiąco. Miała niezwykle zabawną minę.
- Ale, że aż tak?
- Owszem. Co w tym złego? Zabronisz mi? - warknęłam. Yui się skuliła
- No nie.
- Więc właśnie. Gdzie ta cukrowa kraina? Te sowy bez głów zaczynają być wnerwiające. - Mówiąc to rzuciłam niezadowolone spojrzenie pod adresem jednego z tych dziwacznych ptaków, które latały jak na złość tuż nad głowami.
- Nie wiem... zostałam tutaj przeniesiona za pomocą portalu...
- To użyj go ponownie i się przeniesiemy tam. Jestem głodna. Mam smaka na lizaka.
- Ale nie umiem...
- To się naucz.
Wadera nie odpowiedziała, tylko stała niezadowolona wpatrując się w swoje łapy. Pewnie w duchu przeklinała, że nie może mieć lepszego towarzysza.
- Co tak patrzysz? Czekasz, aż ziemia się rozstąpi?
- Nie.
- No to rusz się wreszcie. Idziemy. - rzekłam pewna siebie.
- Ok... - odrzekła prawie niesłyszalnie.
W milczeniu szłyśmy przez ciemne łąki i lasy, niecierpliwie oczekując na pojawienie się różowej krainy.
<Yui? Suza ma dziś zły dzień - będzie Ci tak przez cały czas marudzić, niczym Kazuma :D>
Tak wygląda w tym wymiarze Suzi (jak ja nie cierpię dawać do op. obrazków... ale jak trzeba, to trzeba):
