Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

wtorek, 11 lipca 2017

Od Scirron „Nowa ścieżka” cz. 1 (dla chętnych)

Kwiecień 2020
Moja podróż trawa już długo. Ostanie tygodnie wlokłem łapę za łapą dniem i nocą powoli. Przede mną rozpościerała się wielka pustynia, a ja ze spuszczonym łbem brnąłem w morzu piasku. Ostatni postój miałem trzy dni temu w oazie z drobnym obiadem w postawie wyczerpanego gołębia czy tam sępa. Ptak to ptak nie ma różnicy jaki. Teraz zrozumiałem, że wpakowałem się niezłe bagno. Pustynia była większa, niż przypuszczałem. Wiedziałem, że jak najszybciej muszę się z niej wydostać, bo skończę marnie. Wędrowałem bez wytchnienia przez piaski pustyni, by dojść do kolejnej oazy lub rzeki, nie wiedząc, tak naprawdę gdzie dokładnie się kieruje, czy na północ? Południe? Wszystkie wydmy wyglądały tak samo, wręcz miałem wrażenie, że ciągle wspinam się na tą samą kupę piachu. Byłem spragniony, czułem tylko kurz w pysku zamiast śliny. Horyzont nic się nie zmienił, podróż była czystym piekłem. A nocą lodowato, gdyby nie puszyste futro zamarzłbym.
Po kolejnych gorących dniach padłem na ziemię wyczerpany. Po chwili poczułem zapach wilgoci, wody. Podniosłem łeb. Na moim pysku malowało się wielkie rozczarowanie oczywiście moją osobą. Parę metrów dalej znajdowała się mała rzeczka z drobnymi krzaczkami. Scirron, jak zawsze patrzysz w ziemię, a nie przed siebie - pomyślałem, wstając. Podchodząc do wody, rozglądałem się. Nic szczególnie ciekawego. Oprócz tego, że piaszczyste pagórki zmieniły się w niziny z drobnymi kępami wysuszonej trawy i paroma kaktusami. Zanurzyłem cały pysk w wodzie, by trochę się odświeżyć i ożywić umysł zimną wodą. Gdy piłem, zauważyłem ryby pływające w wodzie. Takie to ma życie, wyłowisz jej całą rodzinę, a ona i tak nie będzie pamiętać. Spojrzałem przed siebie. W oddali malowały się wysokie skaliste góry. Dobry znak, góry mogą oznaczać zmianę klimatu po ich drugiej stronie.
Postanowiłem chwilę odpocząć, zanim wyruszę w tamtą stronę. Robiło się ciemno. Położyłem się obok dużego kamienia mdlącą się by nic przed sem, nie zajęło mojego umysłu. Choć raz mógłbym przespać całą noc porządnie. Jednak nie było mi to dane również dzisiaj. Położyłem swój kamień obok siebie i przez jakiś czas wzrok spoczywał tylko na nim. Mienił się kolorami tak jak skupisko gwiazd w drodze mlecznej. Znów targały mną silne emocje bezsilności i smutku.
Przerwało je bladoniebieski blask dobiegający z wody. Zwróciło to moją uwagę. To, co zobaczyłem, było naprawdę dziwne i jeszcze do tą tego nigdy nie widziałem. Cała woda była pełna świecących jasnoniebieskich punkcików. Najpierw przyjęły kształt ryby potem, wyskoczyły na ląd pod postacią wilka, a ich kolor zmienił się na śnieżno biały. Stwór spojrzał na mnie błękitnymi oczami i uśmiechnął się. Zjeżyłem się, pokazałem kły nie. Byłem przygotowane na spotkanie tu kogokolwiek. Dałem to do zrozumienia, warcząc. Postać się zaśmiała i pobiegła za siebie. Sylwetka i śmiech przypominał mi jakąś waderę. Nie wiem, co mnie napadło, ale pobiegłem za nią. Zauważyła to, więc zwolniła. Przypominała szczęśliwego szczekania skała z kamienia na kamień, oglądając czy ja za nią podążam.
Nie zauważyłem, kiedy zmieniała się sceneria na las. Rozejrzałem się zdziwiony, gubiąc białego wilka z oczu. Las był bardzo gesty i ciemny. Poczułem niepokój, zostałem sam a wszędzie ciemno. Wtedy przez mglę, zobaczyłem kolejną waderę inną… Nagle obudził mnie huk burz. Zerwałem się z miejsca. Byłem nadal nad rzeką. Czy ja zawsze muszę mieć dziwne sny? Jeszcze brakuje tańczących myszy na lodzie. Burza przechodziła obok gór była strasznie daleko, ale przez pustkowia dobrze nosiło się echo. Resztę nocy nie zmrużyłem już oka.
***
W końcu dotarłem na tereny po drugiej strony góry. Trochę je zwiedziłem. Kawał dobrego terenu z dobrym klimatem. Obserwowałem okolicę z lotu paka. Zauważyłem parę wilków, pewnie jakaś wataha. No fajnie, jak zawsze mam szczęście. Wylądowałem dużo dalej od nich, nie miałem ochoty wchodzić im w drogę. Okręciłem trochę głową i resztę trasy postanowiłem iść. Nie uszyłem daleko, coś wbiło się w moją łapę. W myślach wykrzyczałem wszystkie przekleństwa, jakie znam. Spojrzałem na łapę, nic nie widziałem. Zrobiłem krok, łapa bolała. Przewróciłem oczami i kulejąc, toczyłem się dalej. Jednak po pewnym czasie łapa mi zaczęła puchnąć. Ciągle patrząc na swoją łapę, a nie na drogę wpadłem na jakąś waderę.

<ktoś?>

Uwagi: Brak daty i części w tytule! Liczby i cyfry w op. zapisujemy słownie. "Kurz" piszemy przez "rz". Nie rób z op. ściany tekstu, dziel je na akapity. Literówki.

 
Od Adminki: Wstawiłam to bez poprawek i uwag dlatego, że tak trochę laptop mi zdechł i nie wiem, kiedy zmartwychwstanie (tak, robię to z telefonu). Jak już będzie wszystko ok, możecie się spodziewać edycji tego posta z wymienieniem wszystkich błędów, które wypatrzę.