Obudziłam się. Otworzyłam oczy i spojrzałam na swoją rodzicielkę. W jej oczach ujrzałam strach tak wielki, jak nigdy dotąd, dlatego sama zaczęłam się bać. No w końcu byłam szczeniakiem. Czułam zawsze to co matka. Nigdzie nie widziałam swojego rodzeństwa. Matka popchnęła mnie delikatnie nosem, abym wstała. Już po kilku chwilach biegłyśmy w kierunku północnym, chociaż nie wiedziałam dlaczego. W pewnym momencie ze ślizgiem wpadłam do błotnistej kałuży. Moje białe futerko było całe pomazane błotem. I tak musiałam podnieść się i biec dalej.
Szukałyśmy już chyba całe wieki pozostałych, raz wyła matka, raz ja. Odpowiadały za to nieznane
mi wilki, matka na pewno musiała je znać. Byłyśmy już daleko od naszej
nory.
Mijały sekundy, minuty, godziny a może nawet dni. Tak bardzo tęskniłam za
moimi siostrami i braćmi, marzyłam by ich znaleźć - by byli bezpieczni.
Zawsze narzekałam na ich obecność i teraz żałuję. Chciałabym się z nimi
pobawić, ale ich teraz nie ma. Mam nadzieję, że oni wrócą.
Gdzieś, kilometry przed nami padły strzały... Moja matka przyśpieszyła, ledwie dotrzymawałam jej kroku. Byłam już tak zmęczona i padnięta, że ledwie co żyłam. Mój brzuch przypominał o głodzie, lecz
ja musiałam o nim zapomnieć. Potykałam się o własne łapy, nawet
czasem przewracałam. Matka za każdym razem pomagała mi podnieść się. Byłam na siebie zła -
tylko ją spowalniałam.
- Mamo, biegnij! - krzyknęłam zdyszana - Zostaw mnie!
Padłam ze zmęczenia na ziemię. Nie miałam już siły nawet unieść łba. Stała nade mną. Polizała mnie po pysku. Wiedziała, że już nie wstanę, więc wyszeptała mi do ucha
- Kocham cię na
zawszę.
Ostatnimi resztkami siły spojrzałam na nią. W jej oczach malował
się smutek oraz pojawiły się łzy.
Jedna z nich spadła na mój nos. Chciałam powiedzieć jej, wszystko - że ją
kocham, że wszystko będzie dobrze. Mój pysk nawet nie drgnął. Powieki mi
opadły. Zanim jeszcze zasnęłam usłyszałam kolejne dwa strzały...
<C.D.N.>