Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

czwartek, 15 czerwca 2017

Od Kai'ego "Bunty" cz. 2 (cd. Aokigahara)

Styczeń 2020 r.
Tego dnia o mało nie zaspałem na własne zajęcia w szczenięcej szkole. Właściwie nic nowego, bo z tygodnia na tydzień nieprzerwanych poszukiwań odpowiedzi na dręczące mnie pytania spałem coraz krócej. Na wpół przytomny wędrowałem na Szczenięcą Polanę, gdzie byliśmy umówieni ze szczeniakami w dni dość ciepłe i pozbawione opadów, by nie musieć przenosić się do żadnej z jaskiń. W myślach powtarzałem sobie materiał przygotowany wcześniej, który mieliśmy omówić na zajęciach. Skupienie się na tym było dość trudne, bo wciąż mój umysł usilnie próbował walczyć z obcym żywiołem. Nawet bariery ochronne nic nie dawały. Iskry prędzej czy później się przebijały i dalej wysysały życie z istot znajdujących się w odległości kilku metrów.
Szczeniaki już były na miejscu. Żaden z nich się nie przepychał, wszyscy ze spokojem rozmawiali. Byli dość duzi, by wiedzieć, że takie wybryki są co najmniej nie na miejscu. Shenvedo, Winteren... I to tyle.
- Gdzie dziewczyny? - zapytałem, odkładając zgarnięte przez siebie tomiszcze na głaz służący mi za mównicę.
- Pewnie się spóźnią - wymamrotał zniesmaczony Shenvedo. Zabrałem się za otwieranie księgi na właściwej stronie, wciąż zerkając na basiorów. Do dorosłości brakowało im naprawdę niewiele. Cieszyłem się, że Winteren dołączył do watahy. Shenvedo w końcu miał rówieśnika. Wyraźnie nie dogadywał się z samiczkami. Musieli się pokłócić. Nawet bez zaglądania do ich myśli doszedłem do takiego wniosku. Gniewne spojrzenia były u nich na porządku dziennym. Shenvedo i Winteren z kolei myśleli o sobie raczej neutralnie, ale umieli się porozumieć. Tak zwana męska solidarność.
Nie chcąc dłużej ingerować w ich życie prywatne, przebiegłem spojrzeniem po fragmencie, od którego chciałem rozpocząć moją opowieść.
- Chyba nie ma sensu, by na nie czekać. Najwyżej ominie je trochę materiału - oznajmiłem. Szczeniaki już zasiadły na swoich stałych miejscach. Ich pyszczki wyrażały maksymalne skupienie. Wyczuwałem, że ich umysły również są otwarte na nową wiedzę. Doskonale.
- Dzisiejszym tematem lekcji jest Stado Gładkiego Poroża. Czy ktoś pamięta z poprzednich lekcji, jakiej rasy byli jego członkowie?
- Jelenie szlachetne. Ich poroża wykonane były z diamentu - odpowiedział bez chwili namysłu Winteren. Pokiwałem z uznaniem głową. Zdawał się być bardzo inteligentnym chłopakiem.
- I roztaczały aurę - dodał Shen.
- Otóż to. Umiały rozpoznać również cudzy nastrój, przez co były doskonałymi wizjonerami - Przebiegłem spojrzeniem po klasie - Dlatego też ich tradycja wytrwała tak długo. Początki kronik sięgają wiele wieków w tył. Mówi się, że są tak stare, że pamiętają początki istnienia elfów. Pierwszym znanym władcą, który doprowadził do rozkwitu był Herediusz II. Zajął się on polepszaniem stosunków z okolicznymi stadami i opanowywaniem większej wiedzy. Ich tereny się rozrosły dzięki pokojowej polityce - inne watahy dobrowolnie wręcz oddawały im swoje miejsce zamieszkania, by jelenie mogły sprawić, iż będzie się tam żyć znacznie lepiej. Tak się stawało, a Stado Gładkiego Poroża zasłynęło w całej okolicy. Kolejnym ważnym wydarzeniem, legendarnym wręcz było...
Urwałem, widząc zbliżającą się Aoki, Moone i Torance.
- Przepraszamy za spóźnienie! - krzyknęły chórem.
- Spóźnionych odpytuję - oznajmiłem beznamiętnym tonem.
- Proszę pana, ale spóźniliśmy się przez Aoki! - pisnęła Torance. Pospiesznie zerknąłem do jej wspomnień. Wystarczyło kilka rozmazanych wizji, a dostanie się do nich wcale nie było tak trudne choćby dlatego, że były świeże. Wyglądało na to, że nie kłamała. Wizja Moone pokrywała się z tą Torance, więc to mnie jeszcze bardziej upewniło, iż spóźnienie nie było z ich winy.
Nagle doszedł do mnie wciąż dziecięcy, acz znajomy głos. Szumowina. Zwróciłem karcący wzrok ku Aoki.
- Aokigahara, wyrażaj się.
Co ten zgrzybiały staruch bredzi? - ponownie usłyszałem. Czasem zaczynałem żałować, że mam dostęp do cudzych przemyśleń.
- Aoki, powiedziałem coś. Masz opanować swój język, inaczej dostaniesz dużo trudniejsze pytania.
- Proszę pana, ale ona nic nie mówi - skomentował niezbyt zorientowany Winteren.
- Ale myśli - odparłem, nie odrywając spojrzenia od Aokigahary.
Ten staruch mógł w każdym momencie wiedzieć o czym ja myślę. Muszę uciec!
- Nawet o tym nie myśl, nie uciekniesz z moich lekcji.
A więc nasz pan od historii jest jakimś mutantem czytającym w myślach? Może jeszcze demonem? Cóż, to by się zgadzało z jego wiekiem. Nie powiem, nieco mnie to zażenowało. Racja, była jeszcze młoda, a to nie była riposta na poziomie, lecz kreatywność uczniów niekiedy mnie zadziwiała.
- Powiedz mi proszę coś o dziejach Wschodu. Ze szczegółami geograficznymi - powiedziałem spokojnie. To ją chyba nieco zbiło z tropu.
- Nie mam zamiaru - syknęła.
- W takim razie coś prostszego. Chciałbym się dowiedzieć od ciebie czegoś o granicach dziesięciu najbliższych stad i poznać ich mieszkańców.
- A pan sam nie wie? Chyba powinien nauczyciel wiedzieć. Mogę się założyć, że taki staruch jak pan był przy powstaniu Watahy Magicznych Wilków.
- Nie byłem. Znajdowałem się wówczas za granicą - Tu się zaśmiałem. Uszy jej nieznacznie drgnęły. Czułem, że już powoli zaczyna rezygnować. - Bierzesz wszystko zbyt poważnie. Krzywdy ci nie robię i robić nie zamierzam, ale w moim obowiązku leży zdawanie raportów Alfie. Niestety tym razem dowie się, że nie poszło ci najlepiej, a tego chyba nikt by nie chciał.
- G*wno mnie obchodzi pana zdanie oraz Alfy.
Ten tekst przyprawił mnie o przyspieszenie pulsu. Zamknąłem ślepia, po czym wziąłem wdech i wydech. Musiałem się uspokoić. Naprawdę nie chciałem jej robić żadnej krzywdy, ale w takich nerwach po mojej mocy wszystko było możliwe. Jako, że była jeszcze młoda, jedno uderzenie mogłoby ją zabić.
- Aoki, bardzo cię lubię, więc nie rób mi tego, proszę.
- Czego mam nie robić?
Poczułem się jeszcze bardziej skonsternowany. Co miałem jej powiedzieć? Prawdę? Że jestem niebezpieczny? Inny, banalniejszy powód zdawał się być lepszym wyjściem.
- Opuszczać się w nauce, celowo przeszkadzać w lekcji i pyskować. Ma to jakikolwiek cel? Tylko tracimy swój czas. Teraz już usiądź na swoim miejscu i zapomnijmy o całej sprawie - oznajmiłem po dłuższej chwili.
- Nigdy nie zapomnę - syknęła i usiadła na swoim miejscu. Patrzyłem na nią przez dłuższą chwilę, po czym zerknąłem w kierunku, gdzie zasiadali chłopcy.
- Na czym stanąłem?
- Mówił pan o drugim ważnym wydarzeniu rozwijającym Stado Gładkiego Poroża - powiedział z opanowaniem Shenvedo. Skinąłem głową, przypominając sobie. Uśmiechnął się przyjaźnie, widząc moją reakcję.
- Ach, tak... - odparłem, wracając do mojego wykładu.
***
Po lekcjach historii miałem chwilę wytchnienia. Udałem się na spacer, by jakoś uspokoić nerwy. Zdecydowałem, że polowanie będzie idealnym rozluźnieniem. Może w ten sposób pozbędę się swoich nadmiernych pokładów wewnętrznej energii i przestanę się bać, że zrobię coś któremuś ze szczeniaków. Czekała mnie w końcu jeszcze lekcja tworzenia eliksirów. Całe szczęście, że zdecydowałem o temacie zajęć już kilka dni temu i teraz nie musiałem sobie tym zawracać głowy.
 Zamyśliłem się tak, że o mało nie przeciąłem drogi grupce szczeniąt, która musiała mieć akurat lekcje polowania. Wywnioskowałem to na podstawie Yuki, która szła na samym przedzie, mówiącą coś znudzonym głosem. Kiedy już w końcu będę mogła się udać na drzemkę - myślała równie zrzędliwym tonem. Uśmiechnąłem się pod nosem. Wciąż do końca nie wiedziałem, czy ona nie czasem zwyczajnie minęła się z powołaniem. Maluchy na szczęście mnie nie zauważyły. Były zbyt przejęte naśladowaniem Yuki i robieniem za jej plecami głupich min. Czy one naprawdę sądziły, że ona tego nie widzi? Potrząsnąłem głową i skręciłem we własnym kierunku.
Poszukiwanie stada saren było dość zajmujące. Szczególnie ze wzgląd na wszechobecny chłód nie było ich aż tak wiele. Zakradłem się do najstarszej ze sztuk, chwiejnie idącej na rozdygotanych, wychudzonych nogach. Zabicie jej będzie oznaką miłosierdzia. Kiedy się zbliżyła, wykonałem w końcu skok, ale w tym samym momencie zrobiło się jasno. Gdy moje opuszki łap zetknęły się z warstwą zgniłych liści, z zrezygnowaniem zmieszanym ze strachem zauważyłem, że tym razem powaliłem największe stado. Dziesięć sztuk. Zrobiło mi się słabo. Wszystkie wierzgały przez dłuższą chwilę nogami, aż już całkowicie z nich życie nie uleciało. Straciłem apetyt. Chyba powinienem w takim wypadku wszystkie przytaszczyć do spiżarni watahy.
Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Stałem tak przez dłuższy czas, patrząc na nieruchome pyski saren. Większość z nich nawet powiek nie zamknęło. Co jest ze mną nie tak? Mam jakieś wewnętrzne zapędy do destrukcji? Dlaczego nie mogę nad tym zapanować? Mogę tym zrujnować watahę. Ponownie zdenerwowany obróciłem się na pięcie i wywędrowałem ze spiżarni.
Nagle doznałem olśnienia. Było już popołudnie. Miałem przecież poprowadzić lekcje tworzenia eliksirów! Popędziłem do swojej jaskini, by zabrać fiolki i niezbędne składniki. Tam jednak zastał mnie niecodzienny widok. Aokigahara, dokładnie ta sama, która jeszcze rano mi pyskowała, teraz bawiła się kauczukiem. Jedyną pamiątką po moich szczeniakach. Szczeniakach. Teraz już pewnie całkiem martwych.
Najpierw chciałem na nią nakrzyczeć i wyrzucić, ale coś mnie przed tym powstrzymało. Finalnie stałem i po prostu patrzyłem, nie mając pojęcia cóż uczynić. Niespodziewanie piłeczka obrała mój kierunek. Odruchowo delikatnie chwyciłem go w zęby, następnie podrzuciłem i odbiłem nosem. Robiłem tak zawsze podczas zabaw ze swoimi pociechami. Aoki rozbawiona popędziła za kauczukiem, wciąż go odbijając. Kiedy zdałem sobie sprawę z tego, co zrobiłem, padłem na ziemię i ukryłem oczy pod łapami. Oddech ponownie zaczął mi ciążyć, a ja walczyłem z mdłościami. Nie, nie chciałem do tego wracać. Już zdążyłem przeboleć. Jednak to znowu wróciło.

<Aoki?>