Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

niedziela, 15 lutego 2015

Od Castiel'a "Mam nadzieję, że to tylko chory sen" cz. 1 (cd. chętna wadera)

Półprzytomnym wzrokiem rozejrzałem się wokół siebie. Niewiele mi to dało, biorąc pod uwagę fakt, iż moje oczy nie mogły przyzwyczaić się do otaczającego mnie mroku. Powietrze wypełniał ostry zapach miedzi, a ziemia wręcz lepiła się od gęstej cieczy.
Starając się zlokalizować swoje położenie niepewnie ruszyłem przed siebie. Mimo wielu starań, nie natrafiłem na nic znajomego. Jakby tego było mało, nie słyszałem szumu drzew, odgłosów jakichkolwiek stworzeń... nawet własnego oddechu. Przemieszczałem się nadzwyczaj cicho i bezszelestnie, jakbym unosił się nad powierzchnią. Ale przecież to niemożliwe! Musi być jakieś racjonalne wyjaśnienie...
Przyśpieszyłem w celu narobienia, choć najmniejszego hałasu. Jak się niestety spodziewałem nic z tego nie wyszło. Nie mogąc już wytrzymać przenikliwej ciszy usiłowałem wrzasnąć, jednak coś mi to uniemożliwiało. Nie byłem w stanie wydać jakiegokolwiek dźwięku. Za każdym razem gdy otwierałem pysk, miałem nieprzyjemne wrażenie, że ktoś chwyta mnie za szyję i ściska na tyle mocno, że z trudem zachowywałem przytomność. Powoli zacząłem panikować. Nie dość, że nie miałem bladego pojęcia gdzie się znajduję, to jeszcze ktoś usiłował mnie udusić...
Bez zastanowienia zacząłem biec w wybranym przez siebie kierunku, mając złudną nadzieję, że w ten sposób uda mi się wydostać z tej mrocznej otchłani. Gdy rozpędziłem się wystarczająco, zostałem brutalnie zatrzymany przez coś twardego i szorstkiego. Ignorując ból głowy i pyska spowodowany mocnym uderzeniem, podniosłem się i zbliżyłem do sprawcy moich cierpień. Łapą natknąłem się na korę potężnego pnia drzewa. Uradowany znaleziskiem przywarłem do niego czołem w celu chwilowego odpoczynku i poukładania sobie bieżących wydarzeń. Gdy to uczyniłem drzewo ot tak zniknęło, pozostawiając mnie samego w ciemności.
Zaczęło mi się kręcić w głowie, przez co z trudem utrzymywałem równowagę. Dziwne rozmazane światełka wirowały przed mymi oczami, tym samym doprowadzając do szaleństwa. Bliski załamania, mocno zaciskając powieki, osunąłem się na ziemię...
Gdy ponownie otworzyłem oczy, wszystko wróciło do normy. Leżałem na wilgotnej trawie wewnątrz gęstego lasu. Znów słyszałem szum drzew, szelest spowodowany gwałtownymi ruchami istot czyhających w krzakach i... ciężkie bicie swojego serca.
Nie zwlekając już ani chwili dłużej, wstałem porządnie się otrzepując. Całą sierść miałem posklejaną i lepką od ciemnoczerwonej cieczy... Krew?
Zszokowany, dokładnie zmierzyłem wzrokiem każdą część ciała, wyszukując dotkliwego zranienia. Bezskutecznie, co nie do końca mnie ucieszyło. Skoro to nie jest moja krew... to czyja?
Rozglądnąłem się wokół w celu odnalezienia jakiegoś martwego stworzenia. Niczego nie znalazłem, co jeszcze bardziej mnie zmartwiło.
Oszołomiony, postanowiłem opuścić to miejsce i powrócić do mijanej wcześniej polany. Może tam przypomnę sobie, co działo się przez ostatnie kilka godzin...? Choć najpierw zdałoby się obmyć z tego paskudztwa...
- Gabrielu... - zawołał kojący głos.
Zatrzymałem się w pół kroku i obejrzałem za siebie. Między drzewami zobaczyłem zarys mrocznej sylwetki wilka. Zbliżyłem się do wadery, wciąż zachowując bezpieczną odległość.
- Musiałaś mnie z kimś pomylić. - warknąłem nie mogąc rozpoznać przybyszki. - Moje imię brzmi...
- Wiem jak masz na imię. - wtrąciła cicho chichocząc.
Marszcząc brwi, podszedłem o jeszcze kilka kroków.
Kim ona jest?! Jej głos wydaje się taki znajomy, jednak nie potrafię...
- Castiel, nieprawdaż? - wyrwał mnie głos z zamyślenia. - Syn Mellody i Black'a. - dodała w zadumie. - Uroczo razem wyglądali.
- Skąd to wszystko wiesz? - burknąłem, na co odpowiedziała mi szyderczym śmiechem.
Z każdą chwilą wypełniało mnie coś w rodzaju zwiększonej irytacji. Sama obecność przybyszki doprowadzała mnie do stanu, którego nie potrafiłem opisać. Wzrastały we mnie negatywne emocje, które potęgując się w całość stawały się niczym bomba, mogąca w każdej chwili wybuchnąć.
- To przykre, wiesz? - mruknęła z nutą urażenia. - Byłam z tobą przez te wszystkie lata, a ty nawet nie masz pojęcia o moim istnieniu.
- Chyba nie do końca rozumiem do czego zmierzasz. - odparłem, usiłując wyszukać ją wśród ciemności, w które tak nagle się wtopiła. - Kim jesteś i czego ode mnie chcesz? - wysyczałem przez zaciśnięte zęby.
- Powiedzmy, że jestem twoim... "aniołem stróżem". - wyszeptała mi do ucha, na co lekko się wzdrygnąłem.
Odsunąłem się od wadery, w celu dokładnego zmierzenia jej wzrokiem.
Od razu mogłem stwierdzić, że widzę ją pierwszy raz w życiu. Siedziała nieopodal, nieustannie świdrując mnie swymi pustymi, błękitnymi ślepiami. Jej białe futro, mimo iż wszędzie wokół było mnóstwo błota, pozostawało bez żadnej skazy.
- Przestań mi się tak przyglądać, bo jeszcze poczuję się niezręcznie. - uśmiechnęła się niewinnie, po czym podnosząc się, z nieskazitelną gracją ruszyła w moim kierunku.
- Urocze. - prychnąłem, starając się nie zwracać uwagi na nienaturalną bliskość nieznajomej. - A więc...?
- Angie. - odparła, okrążając mnie.
- ...Angie. Co ty tu robisz?
- Otóż jestem tu po to, by spełnić twoje życzenie. - zachichotała, "przypadkiem" smagając mnie ogonem po pysku.
Był on na tyle puchaty, że z trudem powstrzymałem się od kichnięcia.
- Jakoś nie wyglądasz mi na złotą rybkę. - burknąłem z grymasem na pysku.
Wadera zachichotała cicho, po czym zaprzestając ciągłemu okrążaniu mnie, usiadła naprzeciwko.
- Głuptasie, mówiłam ci już, że jestem twoim...
- Anioły nie istnieją. - przerwałem jej.
- Jeszcze niedawno byłeś innego zdania.
- Co?
- Modliłeś się, by twoja siostrzyczka wróciła do świata żywych, nieprawdaż? Błagałeś o...
- Stul pysk! - warknąłem, z trudem panując nad własnymi emocjami.
- Ciśnienie ci skoczy. - zaśmiała się. - Tak więc jak już mówiłam, twoje prośby zostały wysłuchane. Odzyskasz swoją kochaną rodzinkę i chęć do życia. Co ty na to?
Kilka dni temu zapewne bez najmniejszego wahania bym się na to zgodził, ale teraz? Nie chciałem tego. A bynajmniej nie od niej... Nie wiedziałem dlaczego, ale jakaś część mnie podpowiadała mi, że to najzwyklejsze kłamstwo, dzięki któremu owa wadera bez problemu owinie mnie sobie wokół palca...
- Wybacz, ale jestem zmuszony odmówić. - mruknąłem, jednak nim zdołałem się podnieść i ruszyć w swoją stronę, wadera szepcząc coś pod nosem przyłożyła mi łapę do czoła, tym samym sprawiając mi niemiłosierny ból.
Jej oczy stały się krwistoczerwone, a futro czarne niczym smoła.
- Później się rozliczymy. - zaśmiała się szyderczo, po czym...

Obudziło mnie głośne krakanie. Leniwie uniosłem powieki i chcąc przewrócić się na drugi bok wylądowałem na białym puchu. Jęcząc i wijąc się na lodowatym śniegu, wzniosłem wzrok ku drzewu z którego właśnie spadłem. Gdy ponownie spojrzałem przed siebie, moim oczom ukazał się właściciel irytujących odgłosów. Ptak stał niedaleko mojego pyska i wpatrywał się we mnie otępiałym wzrokiem.
- Przeklęte ptaszysko! Przez ciebie przez tydzień nie będę mógł chodzić! - warknąłem podnosząc się gwałtownie i usiłując "pacnąć'' sprawcę moich cierpień, czego szybko pożałowałem, bowiem obrażenia, jakie zadał mi morderca Lucy, ponownie przypomniały mi o swej obecności.
Z grymasem na pysku, spojrzałem na rozorany bok. Głębokie cięcia rozchodziły się wzdłuż żeber, co jakiś czas zbaczając z kursu i zmierzając w stronę kręgosłupa. Mimo, iż z ran przestała sączyć się krew, moje ciało wciąż przeszywał niemiłosierny ból. Tak intensywny, jakby ponownie rozszarpywały je dziesiątki, ostrych jak brzytwa kłów i pazurów...
Powoli zacząłem żałować, że się obudziłem. Miałem cichą nadzieję, że jest to kolejny chory sen, w którym straciłem ostatnią bliską mi osobę...
Po raz kolejny łzy napłynęły mi do oczu, więc starając się już więcej o tym nie myśleć ze spuszczoną głową ruszyłem przed siebie, co było kolejnym błędem. Dlaczego? Bo zaledwie po kilku krokach, jak na złość musiałem w coś wleźć, poprawka "w kogoś" wleźć.
- Jasna chole*a! Uważaj jak... - uniosłem wzrok.
Moim oczom ukazała się nieznajoma wadera.
- Kim jesteś? - spytała podejrzliwie.
- Istotą żywą, bynajmniej jak na razie. - burknąłem, kątem oka zerkając na rozcięty bok.
- Może konkretniej? - domagała się.
- Wolałbym nie.
- Jak masz na imię? Co tu robisz?
- Jeśli dobrze mi się zdaje, moje imię nie jest ci potrzebne do szczęścia. Co tu robię? Hm...Wpadam na natrętnych przechodniów. - uśmiechnąłem się złośliwie i kuśtykając wyminąłem nieznajomą.
Ku mojemu zdziwieniu, wyprzedziła mnie tym samym zagradzając mi drogę. Uważnie zmierzyła mnie wzrokiem.
- Słuchaj no, paniusiu. Nie wiem czego ode mnie chcesz, ale jak widzisz nie do końca jestem w nastroju na zabawy z tobą, więc pozwól że się oddalę. - usiłowałem ponownie ją wyminąć, jednak gdy tylko mi się to udało, zakręciło mi się w głowie i niemal osunąłem się na ziemię.
- Klękasz przede mną? - uniosła jedną brew w wyrazie zdziwienia.
- Jasne, bo przecież nie mam nic lepszego do roboty od klękania przed małolatami. - rzuciłem ironicznie, ignorując ból głowy.
- Nazwałeś mnie ''małolatą''? - obruszyła się. - Nie sądzę byś był ode mnie starszy. Ile więc masz lat cwaniaku?
- To złociutka nie jest pytanie jak na pierwszą randkę. - uśmiechnąłem się bezczelnie.
Wilczyca spiorunowała mnie wzrokiem. Byłem prawie pewny, że jeśli usłyszy jeszcze jeden tekst w tym stylu, źle się to dla mnie skończy... A może właśnie na tym mi zależało? Czy jeśli ją rozwścieczę, byłaby zdolna do tego, by skrócić mój marny żywot?
Jakby się nad tym porządnie zastanowić, nawet jeśli mi się to nie uda, pozostaje jeszcze powolne wykrwawianie się gdzieś z dala od wszelkich istnień...
- Czy przypadkiem nie miałeś się oddalić? - warknęła.
- Owszem, więc czy raczyłabyś się wreszcie odsunąć?

<Wadero?> 

Uwagi: "Niemożliwe" piszemy razem.

Od Kiiyuko "Wyprawa na tereny wrogów" cz. 2 (cd. ktoś z wyprawy)

- Wreszcie jesteś! - krzyknął lekko już zniecierpliwiony Yusuf. No cóż, miał prawo do zniecierpliwienia, bo w końcu czekamy na spóźnialskiego Mida już od 30 minut.
- No jestem, jestem. Wybaczcie za to spóźnienie. Zaspałem trochę i szykowanie mi zajęło odrobinę time'a.
- Wybaczamy. W końcu i tak jest bardzo wcześnie. - powiedziałam patrząc w stronę dopiero wchodzącego, bladego słońca. Mrużyłam delikatnie oczy, by uniknąć wady wzroku spowodowanego przez ostre promienie.
- To i tak duże poświęcenie, że nie spanikowaliście i że jednak zdecydowaliście się wziąć udział w tak niebezpiecznej misji. - rzekł mój partner mierząc wzrokiem wszystkich przybyłych.
- Ta... - mruknęła niezainteresowana Patty patrząc gdzieś tam w głąb lasu. Wszędzie, tylko nie na nas. Percy po prostu milczał, tak jak ma to w swoim zwyczaju. Jedynie Yusuf i Midnight wyrażali jakieś poczucie obowiązku co do słów Rafaela. Było to widoczne gołym okiem, gdyż dumnie wypinali pierś.
- Tak więc wydaje mi się, że powinniśmy się jakoś przygotować, żeby nas nie zidentyfikowali, gdy już dotrzemy na miejsce. Miałam w planach to, byśmy się jakoś "przebrali" za wilki chcące przejść na "ciemną stronę mocy". - rzekłam poważnym tonem patrząc uważnie na każdego z członków wyprawy.
- To w takim razie jak mamy się za nich "przebrać"? - zapytała Patty marszcząc co nieco zdezorientowana brwi.
- Percy...
- Tak? - zapytał unosząc głowę.
- Doszły do mnie słuchy, że potrafisz zmienić swoją postać na dowolną inną. Czy to prawda?
Odpowiedział potakującym skinieniem głowy.
- W takim razie może mógłbyś chociaż spróbować również nas przemienić? - zapytałam. Popatrzył na nas z lekkim niepokojem.
- Nie mam tego jeszcze wyćwiczonego do perfekcji, więc nie gwarantuję, że się uda.
- W takim razie czy zgadzacie się na to, bez względu na to, czy uda się Percy'emu, czy nie? - zwróciłam się do reszty wilków. Po krótkim namyśle zgodziły się potakując niepewnie głowami. Popatrzyłam znacząco na białego basiora.
- Działaj więc.
Percy zamknął oczy, starając skupić w sobie jak najwięcej energii. Po kilkunastu sekundach na jego ciele zaczęły się pojawiać świecące bladym światłem runy.
- Połóżcie swoje łapy na moim grzbiecie... - wyszeptał ledwie słyszalnie. Natychmiast wykonaliśmy jego polecenie, nie wiedząc czego mamy się spodziewać. Przymknęliśmy oczy po zgodnej wymianie spojrzeń. Po upływie zaledwie 5 sekund poczuliśmy charakterystyczne mrowienie na całym ciele połączone z delikatnym łaskotaniem. Wyraźnie coś zaczynało się dziać. Uczucie to zaczęło się od łapy położonej na pulsującym grzbiecie Percy'ego, a skończyło na czubku ogona.
- Już? - zapytał szeptem Mid.
- Już. - odparł Percy lekko odsuwając się od nas na znak, że możemy już go puścić. Wzięłam łapę z jego nagrzanego grzbietu i popatrzyłam w dół, na swoje łapy. O dziwo przybrały one całkowicie czarną barwę z pojedynczymi złocistymi wzorami przypominającymi trochę błyskawice.
- Dziękujemy. - powiedział Rafi w naszym imieniu.
- I jak? - rzekłam spoglądając z zainteresowaniem na pozostałych. Oni również skupiali się głównie na obserwowanie swojego "nowego wcielenia". Znaczy się... Nie wiedziałam kto kim jest. Wpadłam na pomysł, jak ich wszystkich rozpoznać.
- Rafael?
Na te słowa głowę uniósł basior, który ani trochę nie przypominał mojego partnera. Był cały w kolorze nocy, a na jego ogonie i ramionach wyrosło coś podobnego do kolców o czerwonym ubarwieniu. Grzywka z niebieskiej przybrała kolor wojny i krwi. Oczy błyskały złowieszczym złotem.
- Mid?
Tym razem popatrzył na mnie dziwnym, dzikim spojrzeniem wilk, któremu z środka czoła wystawały dwa rogi, mogące służyć za wieszak na ubrania. Ten tym razem był srebrno-popielaty. Jego sierść wydawała się być sztywna i szorstka, przypominająca wyglądem trochę druty. Z coraz mocniej bijącym sercem mówiłam dalej:
- Percy?
Dało się zauważyć to, że Percy nie uległ wielkiej zmianie, gdyż po prostu przeszedł przemianę do swojej już mi znanej wersji: czarnego basiora z dwoma parami grubych rogów. Jego oczy zaczęły świecić czerwienią, a medalion na jego szyi był tego samego koloru. W ogon wplecione były pojedyncze czerwone róże.
- Yusuf?
Za tym razem popatrzył na mnie śnieżnobiały basior, w którym tylko wyróżniały się całkowicie czerwone oczy, pozbawione źrenic czy tęczówek. Smukła sylwetka zupełnie do niego nie pasowała, bo na co dzień był wilkiem dość... masywnym. Zdaje się, że wyglądał chyba najbardziej upiornie z nas wszystkich.
- Pa... - zaczęłam, ale nie musiałam już kończyć, gdyż ona sama zwróciła na siebie moją uwagę krzycząc spanikowana:
- O nie! Jestem różowa!
Rzeczywiście była cała czarna w pojedyncze, neonoworóżowe wzory. Zdawały się one świecić w ciemności. Czyżbyśmy mieli prywatną latarkę? Oczy kolor miały oszalałego nieba przed burzą.
- Pat, wyluzuj. Będziesz w takim stanie przez... No właśnie, ile? - zapytał "nowy" Yusuf.
- Tego jeszcze nie wiemy. Obstawiam coś koło tygodnia. - rzekłam, po czym zorientowałam się, że wszyscy posyłali mi dziwne spojrzenia.

<Ktoś z wyprawy? Jak Kii ma wyglądać? Opisze ktoś? ;p>

Kto ile napisał op. w tej przygodzie?
- Kiiyuko: 1
- Rafael: 0
- Midnight: 1
- Patty: 0
- Yusuf: 0 
- Percy: 0

Od Rafaela "Wycieczka na basen" cz. 1 (cd. Kiiyuko)

Pewnego dnia, mając już serdecznie dość żałoby, dla ocieplenia trochę klimatu postanowiłem, że zabiorę Kii razem ze sobą do pracy. Tym razem miałem dyżur na basenie.
- Pakuj się! - powiedziałem do Kii, gdy znalazłem się w naszej jaskini.
- A po co? Przeprowadzamy się gdzieś? - zapytała zdziwiona.
- Jedziemy na termy poza miasto. - wyszczerzyłem się. - Po pierwsze mam tam dzisiaj dyżur. Po drugie jest to świetne zajęcie spędzać czas w ciepłej wodzie w taki dzień, jak ten, a po trzecie... - podszedłem do niej blisko - chcę cię zobaczyć w samym bikini. - musnąłem swoim nosem jej. Wadera się zaśmiała, po czym zaczęła się szykować.
***
Dwie godziny później, znajdowaliśmy się na termach gdzieś na obrzeżach miasta. Kiedy się przebrałem w kąpielówki i zmoczyłem pod prysznicem, poszedłem ścieżką, która prowadziła mnie na baseny. Rozejrzałem się, ale dziewczyny jeszcze nie było. Stwierdziłem, że poczekam na nią w jaccuzzi. Po paru minutach zauważyłem Kiiyuko wchodzącą na salę. Jeju... nie mogłem od niej oderwać oczu. Mogę się przyznać tutaj przed wszystkimi, że dosłownie pożerałem ją wzrokiem. Jest tak cholernie piękna. Pomachałem do niej i gdy mnie zauważyła uśmiechnęła się, po czym ruszyła w moim kierunku.
- Przepraszam skarbie, ale jak widzisz, nie zmieścisz się już tutaj. - odezwała się jedna z blondynek siedzących koło mnie.

<Kii?>

Od Patricii "Impreza się skończyła" cz.2 (Cd. chętny)

Siedziałam na chłodnej, szarej skale i myślałam o tym co się wydarzyło.
- Jestem martwa? - spytałam siebie
- No, ale jak to?! To nie jest mój czas! - zdenerwowałam się
Postanowiłam iść do biblioteki i poczytać o wywinięciu się od śmierci. Powoli wyszłam z jaskini. Ujrzałam Kii i Kai'ego rozmawiających ze sobą. Ice zemdlała.
- Kto się zajmie lekarką? - pomyślałam
Kiiyuko i Kai umilkli i spojrzeli na mnie. Nikt się nie odezwał. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam ku bibliotece. Kiedy przechodziłam obok nich cofnęli się o krok.
- Tchórze. - pomyślałam
Szłam dalej. Czułam na sobie ich wzrok. Nie obejrzałam się.
- Pati...? - usłyszałam głos Kai'ego
Ruszyłam biegiem.
- Nie chcę z nim rozmawiać! Nie teraz! - pomyślałam
Po paru minutach stałam przed wejściem do biblioteki. Odwróciłam głowę. Nie biegli za mną, uff...
Weszłam do pomieszczenia z milionami książek.
- Cześć! - zawołała do mnie Rose
- Hej. - podeszłam do niej
- Szukasz czegoś? - zapytała
- Tak. - odpowiedziałam - Rose, znasz jakieś książki o odrodzeniu, wywijaniu się od śmierci...?
- Hmm... Daj mi się zastanowić. - powiedziała i się zamyśliła
Czekałam dobre parę minut.
- Śmierć - zagadki, historia, ciekawostki! - wykrzyknęła niespodziewanie
Wystraszona podskoczyłam.
- Co?
- Tak się nazywa książka, "Śmierć - zagadki, historia ciekawostki". - powiedziała
- Aaa... Gdzie ona jest? - zapytałam
- Tam, na samym końcu. - wskazała mi kierunek - Taka czarna.
Ruszyłam we wskazanym kierunku.
- Dzięki Rose. - mruknęłam patrząc na regał, same czarne...
Po 15 minutach szukania ksiąg znalazłam ją.
- Rose! - usłyszałam
Spojrzałam ku biurku bibliotekarki.
- Tak? - zapytała Rose
- Chodź szybko. To ważne! - znowu ktoś ją wołał
Kto to był? Nie znam go lub jej...
- Już idę Zuko. - powiedziała, z jej głosy wywnioskowałam, że przewróciła oczami.
Zapomniana przez chwilę księga leżała przede mną. Powoli ją otworzyłam. Czytałam spokojnie. Połowy z tego nie rozumiałam. Napisane to było starym językiem.
- Przydałoby się tłumaczenie na mowę współczesną. - westchnęłam głośno
- Halo! Kto tu jest?! - odezwał się czyiś głos
- Kurczę. - mruknęłam
- Nikogo tu nie ma. - powiedział ktoś inny
- Właśnie. - pomyślałam
- Ktoś jest! Czuje to! - upierała się pierwsza osoba
Usłyszałam kroki. Schowałam się za regałem. Wilk jednak mnie znalazł.

<Kim jesteście? Ujawnijcie się... XD> 

Uwagi: brak

Od Sarah "Nowy dom" cz. 1 (cd. chętny)

Kolejny dżdżysty poranek. Większość terenów pokrywała szara mgła, ale mimo tego wszystko dobrze widziałam. Mając świadomość, że w końcu znalazłam jakąś watahę, udałam się na poszukiwanie jakiegoś schronienia, jaskini, a także innych wilków, które tutaj należą. Cóż, szukanie dobrego domu, w którym w żaden sposób nie będę nikomu przeszkadzać był dla mnie nie lada wyzwaniem. Odkąd uciekłam z poprzedniej watahy, nie udało mi się jeszcze tego dokonać...
Mijając nader tajemniczy las i przebrnąwszy się przez ogromną i równie cudną łąkę, dotarłam na przepiękny wodospad. Panowała tam cicha, miła i spokojna atmosfera. Nagle zobaczyłam, jak promienie ledwo wschodzącego słońca, wychodzącego zza mgły, odbijają się o wodę. To wszystko wyglądało tak ślicznie. Pomyślałam sobie, że może wyruszę w kierunku przeciwnym do tego, którego trzymałam się na początku. Jak postanowiłam tak zrobiłam. Na moje szczęście, po niespełna kilku minutkach wędrówki, zauważyłam w oddali sylwetkę jakiegoś wilka. Z tak dużej odległości trudno było określić, czy to basior, czy może jednak wadera. "Jej, w końcu kogoś znalazłam" pomyślałam i po chwili podbiegłam uradowana do nieznajomego.

<Ktoś?> 

 Uwagi: brak

Od Lotty "Dołączenie"

Jestem Lotta mam pół roku. Pochodzę z Alaski, byłam tam kiedyś używana jako "pies", chociaż tak naprawdę jestem magicznym wilkiem. Moja rola polegała na ciągnięciu wielkich sań w których były różne towary dla każdego. Po jakimś czasie, gdy skończyłam "pracę" to poszłam do mojej mamy. Mama ciągneła ogromne sanie do tajemniczej wioski. W połowie drogi zauważyła, że jestem z tyłu. Niestety, nie można już było zawrócić. Gdy dotarliśmy na miejsce, okazało się, że dobrze zrobiłam wchodząc do sań, ponieważ na Alasce wybuchła wojna, moją siostrę już zabito. O mojej rodzinie nic nie powiem więcej, ponieważ w tej tajemniczej wiosce zostałam adoptowana przez starszą panią (w tej wiosce były tacy ludzie...) która była bardzo dla mnie miła. Karmiła mnie, zrobiła dla mnie posłanie, bawiła się ze mną: no poprostu była dla mnie jak mama. Pewnego dnia starsza pani zemdlała, ale dzięki mojej mocy przemieniłam się w wybraną przez siebie postać - człowieka i zadzwoniłam po karetkę. Gdy karetka przyjechała to byłam wilczurkiem, a starsza pani umarła. Uznałam, że jeśli nie mam nikogo to znajdę jakąś watahę która mnie przyjmie. Minęły dwa lata. Ja byłam wojowniczką oraz malarką. Dotarłam do Watahy Magicznych Wilków. Co przez te dwa lata mnie spotkało? To już potem opowiem. Wspomnę też o nowych przygodach.

Uwagi: Podpis pod op. jako wilk nie jest konieczny. To nie jest list. Przed znakami interpunkcyjnymi nie stawiamy Spacji. Cudzysłowie piszemy za pomocą ", a nie dwóch przecinków. "Zauważyła" piszemy przez "ż" i "u". "Zawrócić" piszemy przez "ó". Wyraz "zemdlała" nie ma w sobie litery "n". "Watahę" piszemy przez "h".