Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

piątek, 16 października 2015

Od Trixi "Trixi błąkała się samotnie po nieznanym jej lesie..."

Błąkałam się samotnie po nieznanym mi lesie, przechodziłam właśnie pod jakimś jaskrawo-pomarańczowym drzewem i wpatrywałam się w nie jak zahipnotyzowana. Siedziałam tak dobre pół godziny. Nagle wyrwana z zauroczenia pięknem drzewa, zobaczyłam pod nim jakąś postać. Troszkę się z początku wystraszyłam... Czyżbym nie była tu sama? Już miałam uciec, kiedy nagle pomyślałam sobie: czy to się nie nazywa przyadkiem tchórzóstwo?... Jeszcze raz stanęłam i wpatrzyłam się w postać... Wreszcie po długich rozmyślaniach postanowiłam wykazać się odwagą:
- Hej! - krzyknęłam. Postać spojrzała na mnie nie nazbyt przyjaznym wzrokiem, jak na jej oko, w tempie błyskawicy znalazłam się przy niej.
- Z jakiej jesteś watahy? - Spytałam, jakby nigdy nic. Dopiero teraz mogłam dostrzec ją w całości. Była cała biała, na czole zwisała jej różowa grzywka, a tułów pokrywały iście zebrze paski. Zdziwiona tym pytaniem, odchrząknęłam i powiedziałam:
- Nie mam watahy... - Spojrzała na mnie zaciekawiona i powiedziała przyjaznym tonem:
- Może dołączysz do naszej?
- Chętnie - odpowiedziałam, bo co mi szkodzi spróbować?...
Troche się nachodziłyśmy, ale wreszcie dotarłyśmy do jakiejś ładnej jaskini.
- Pokażę ci gdzie twoja grotę - Powiedziała. Postanowiłam ją przy tej okazji poznać.
- Jak masz na imię? - Spytałam.
- Nazywam się Kiiyuko, a ty? - Spojrzała na mnie.
- Jestem Trixi ale możesz mówić mi Trix. Weszłyśmy do groty, była taka... neutralna... Od razu mi się spodobała!
- Mogłabyś mnie oprowadzić? - zapytałam. Kiiyuko postanowiła dokonać szybkiej prezentacji. I tak owo "szybka" prezentacja zajęła nam cały dzień. Teoretycznie znałam już wszystkie miejsca, ale nie do wszystkich Kii była w stanie mnie zaprowadzić. Z wilkami było trochę kłopotu, bo miałam słabą pamięć do imion, ale ostatecznie zdołałam poznać znaczną część watahy. Nie udało mi się tylko nawiązać jakiegokolwiek kontaktu z Kazumą, która od początku zrobiła na mnie złe wrażenie. A dokładnie przywitała mnie słowem "A mi to obojętnie". Nadeszła noc, Kiiyuko zaprowadziła mnie do mojej groty, a ja natychmiast pogrążyłam się w głębokim śnie bez marzeń.

Uwagi: W połowie i pod koniec zmieniłaś osobę, którą piszesz... Co prawda poprawiłam to, ale na przyszłość chcę powiedzieć, żebyś pisała w 1 os. lp. (ja). "Zahipnotyzowana" pisze się przez "h". "Pomyślała se"? Tak to jest, gdy mowa potoczna miesza się już z językiem występującym w literaturze. "Se" to skrócony wyraz "sobie" i to właśnie jego masz używać. "Wataha" pisze się przez "h". Wypowiedzi pisz od nowej linii... Masz wszystko w jednym ciągu. ;/ W op. nie używamy emotikon!

Od Vanessy "Zakochanie..." cz. 1 (cd. Toboe)

Ten dzień zaczął się jak każdy inny. Wstałam ze świadomością, że w końcu muszę popracować nad moimi mocami. Przecież w chwilach, gdy się zdenerwuje lub przestraszę, mogę komuś coś zrobić!
Nawet nie myśląc o śniadaniu, udałam się na małą "wycieczkę", po terenach watahy. Chciałam znaleźć jakieś spokojne miejsce, jednak wszędzie było tłoczno. Dopiero w Magicznym Ogrodzie było pusto. Odetchnęłam i skupiłam się na małym drzewku. Pozwoliłam na to, by myśl o nim wypełniła cały mój umysł. A potem wyobraziłam sobie, jak drzewko staje w płomieniach. Zacisnęłam przy tym powieki, więc gdy je otworzyłam i spostrzegłam, że drzewko naprawdę się pali, zaczęłam podskakiwać z radości. Zdekoncentrowałam się i płomienie zniknęły. Ale to i tak było coś.
Teraz postanowiłam poćwiczyć trochę żywioł wiatru. Wyobraziłam sobie małe tornado, przemieszczające się po Magicznym Ogrodzie. Nie mogłam pozwolić moim myślom obijać się we wnętrzu czaszki, o nie; teraz musiały "sproszyć" się w kupę i dokładnie skoncentrować. Nigdy nie próbowałam opanować tej trudniejszej magii, więc zdziwiłam się widząc tornado, które zaczęło szybko wirować. Kilka mniejszych drzewek zostało wyrwane z ziemi. Wszędzie latały przedmioty, których znaczenia nie znałam. Chciałam sprawić, by tornado znikło, ale te tylko powiększyło się i siało okropne spustoszenie. Zdążyłam tylko pomyśleć, że znów straciłam kontrolę, gdy nagle wielka powietrzna siła uderzyła we mnie.
***
Znowu znajduję się w szpitalu. Poznałam to miejsce po charakterystycznym zapachu. Uderzyłam się łapą w głowę. Potem zaczęłam analizować bandaże i tego typu rzeczy znajdujące się na moim ciele. Było tego naprawdę dużo. Zapewne tamto tornado "porzuciło mnie" dopiero w samym centrum watahy. Stąd tyle obrażeń.
W tym momencie do pomieszczenia weszła lekarka. Od razu zasypałam ją pytaniami:
- Kiedy będę mogła stąd wyjść? Mogę chodzić? Czy ktoś już opanował to tornado?
Lekarka uspokoiła mnie.
- Tak, tornado zostało "opanowane", na razie radziłabym ci nie chodzić, a wyjść stąd będziesz mogła zapewne za około tydzień - wyjaśniła.
- Dobrze... - Mruknęłam. - Ale strasznie będzie mi się tu nudzić.
- Trzeba było nie wywoływać tornada - wzruszyła ramionami (tak, wiem, anatomia wilka) lekarka i wyszła. Może i miała rację...
***
Minęły trzy tygodnie. Od czasu drugiego wypadku nie próbowałam ćwiczyć ujarzmiania moich żywiołów. Może to i dobrze, przynajmniej nie muszę narażać się na niebezpieczeństwo. Ale w końcu muszę ujarzmić moce. Może ktoś z watahy pomógłby mi? Ale kto w takim razie? Mało osób tu znam...
W tym zamyśleniu wpadłam na jakiegoś basiora. Zrobiłam się cała czerwona ze wstydu i wybąkałam ciche:
- Przepraszam...
Po raz pierwszy w życiu przy basiorze odebrało mi mowę. Dlatego, że był to najprzystojniejszy basior, jakiego kiedykolwiek widziałam. I... Zakochałam się z punktu.

<Toboe? Xd> 

Uwagi: "Walnęłam" to nie jest właściwe słowo. Przynajmniej w op. nie używa się takich określeń. Lepiej zastosować wyraz "uderzyłam".

Od Kirke "Kim jestem?" cz.3 (cd. Vanessa)

Nie wiem ile czasu minęło czasu odkąd rozdzieliłam się z Shayle... Nie patrzę na czas. Ale jeśli się nie mylę minęły około 2-3 dni. Pewnie się zaczęli martwić, czemu mnie tak długo nie ma. Ale ja muszę się dowiedzieć kim jestem. Nie mogę przestać szukać. Często tak mówię... Nagle usłyszałam jakieś szumy. Szumy, które rozumiałam. Odpowiedział mi na moje myśli... chwila... moje myśli?!
- Kto tam? - powiedziałam patrząc wokoło. Szum mi odpowiedział. Czy ja naprawdę zwariowałam? Rozumiałam szumy! Czy to przez to, że jestem tutaj zbyt długo?! Na moje myśli to coś też mi odpowiedziało.
- Kim jesteś?! - warknęłam wściekła. Kto mądry czyta mi w myślach, co?! A ten ktoś mi odpowiedział. Nadal szumem, a ja go rozumiałam.
- A więc... nazywasz się Riven? A po grzyba się pojawiłeś po roku i kim do jasnej cholery jesteś?!- powiedziałam z warkotem. Odpowiedział mi znowu szum. Czemu ja go rozumiem? Czemu teraz się wybudził? I czemu tyle myślę skoro ten bałwan mnie słyszy?! Odpowiedział mi na moje wszystkie pytania.
- Do jasnej czy możesz już iść?! Nie wiem, może... AŁ! - kiedy mówiłam, dostałam od kogoś śnieżką. 
- To ty tak?! Pokaż się!- warknęłam patrząc w stronę rzuconej śnieżki. Wnet pod moimi łapami zaczął się pojawiać napis. Jestem tu, tam, wszędzie przy tobie.
- Ty... jesteś duchem?! - spytałam wystraszona. Odpowiedział mi i opowiedział coś o sobie. 
- Czyli, że się już nie odczepisz? Wspaniale... - powiedziałam zniechęcona podróżą. Znowu rzucił we mnie śnieżką.
- Ej! Możesz prze... - zamilkłam i zobaczyłam zasypane śniegiem bramę. Podeszłam do nich.
- Możesz je odgrodzić? - spytałam. Chwila... czy ja właśnie poprosiłam go o pomoc?! Kirke, ogarnij się! Zobaczyłam, że brama jest odśnieżona. 
- Nawet nie odpowiadaj na moje myśli... - powiedziałam i weszłam do środka. Nagle wszystkie pochodnie zaczęły się zapalać. Na posadce na końcu korytarza stał list. Podbiegłam do niego, gdy nagle Riven mnie zatrzymał.
- Czego znowu?! Tam jest list, ja muszę do tego dojść! - warknęłam. Riven rzucając kamieniem uruchomił zapadnię, na którą bym wpadła, gdyby nie on.
- Dzięki... ale się przyzwyczajaj do takich pochwal - powiedziałam i szłam tym razem ostrożnie. Gdy była jakaś pułapka, pomagał mi ją ominąć. Dotarłam do listu. Był zaadresowany... do mnie? Ale jak? Kto by znał taką nie potrzebną, jak ja? Jestem zwykłym szczeniakiem, za nie długo waderą bez mocy, bez talentu i bez wiedzy o sobie. Po co ktoś adresował do mnie list i zostawiał w takiej wielkiej... świątyni? Mogę chyba tak to nazwać. Oczywiście Riven... "przyjaciel", który się wybudził musiał mi odpowiadać na moje myśli... bo jakby nie inaczej.
- Wiesz Riven... nie wiem czy wiesz, ale potrzebuje prywatności. Więc mógłbyś jaśnie łaskaw chociaż udawać, że nie słyszysz moich myśli? Proszę? - powiedziałam do niego trochę zdenerwowana. Ale trochę do serca wzięłam do jego słowa...  Musisz wytrzymać, wiem, że to trudne, ale w końcu poznasz prawdę. Chwila... prawdę? Czyli, że on zna moją przeszłość?!
- Riven! Czemu ty ukrywasz prze de mną kim jestem co?! - warknęłam. Bo ja nie znam jej tak dużo, byś się dowiedziała tego, co chcesz. 
- Grrr... Dobra niech będzie... - popatrzyłam na list i go otworzyłam po czym zaczęłam czytać.
Witaj
Jeśli to czytasz, znaczy że dostałaś wiadomość. Pewnie się teraz zastanawiasz, kim była wadera znajdująca się na zdjęciu, prawda? Ta wadera jest... a raczej była twoją matką zanim cień nią zawładnął. Tutaj nie będzie napisane kim jesteś i kim byli twoi rodzice. Ani twoja przeszłość. Dopiero teraz się zaczyna twoja podróż, Kirke. Musisz teraz odnaleźć nie tylko siebie, ale i to kim jest twój towarzysz i jak liczysz się dla świata.
Przyjaciel K.
Tak ja zwariowałam. Albo to sen z którego się wybudzę. Ten ktoś zamiast mi powiedzieć wprost kim jestem piszę mi, że dopiero zaczynam swoją podróż. Do czego?! Do prawdy?! Aż tak muszę się poświęcać, co?! Oczywiście... musisz mi odpowiadać, prawda Riven?! Musisz po prostu musisz!
- Dobra Riven już cicho! - warknęłam. Odwróciłam kartkę z listem. Tam też było coś napisane: Tam gdzie wody nie ma, tam gdzie góry nie dosięgają. Kolejna podpowiedź siedzi na największej z nich. Oczywiście zagadki... jak ja je kocham... 
- A ty Riven nawet nie odpowiadaj... - powiedziałam i poszłam w stronę zerwanego mostu. I teraz problem. Jak przejść przez urwany most? Nie umiem latać ani tak dobrze skakać. Nagle zobaczyłam po drugiej stronie jakiegoś wilka. Czerwono-czarny patrzący na mnie. Natychmiast przeskoczył bez problemu w moją stronę i mnie złapał jedną łapą.
- Czego tu szukasz, smarkulo?! - spytał z złowieszczym uśmieszkiem. Zaczęłam puszczać zły, gdy Riven nagle go odepchnął, a ja mogłam uciec. Niestety basior natychmiast ruszył za mną w pościg i mnie przygwoździł do ściany.
- Czego uciekasz? - spytał patrząc na mnie groźnie. 
- J...ja szukałam tu czegoś... - powiedziałam wystraszona.
- Bidulka nie może polecieć na drugą stronę, co? Heh... wiesz, pomogę ci jak mi podasz jeden powód bym Cię nie zabił... - powiedział, patrząc na mnie. Natychmiast wyciągnął pazury i podrapał mnie w brzuch tak, że zostały mi ślady i zaczęła lecieć krew. Basior uśmiechnął się chytrze, a ja... nie reagowałam. Czułam ból, ale go nie okazywałam po sobie... czyżby to był mój... talent? Czy ja naprawdę odkryłam swój talent?! 
- Jeśli mnie wypuścisz... to nie naskarżę swoim, że mnie zaatakowałeś - powiedziałam patrząc na niego. 
- A jeśli ci powiem, że to mi nic nie da? - powiedział i powoli ściskał łapię którą mnie trzymał za szyję. 
- To wtedy zaintryguje Riven... - powiedziałam. Riven natychmiast odepchnął go, puszczając mnie.
- Dobra... ale jeśli wydasz komuś, że Cię zaatakowałem... możesz się pożegnać ze swoim nędznym życiem smarkulo... - powiedział i wziął mnie za kark i pobiegł w stronę wąwozu. Natychmiast zamknęłam oczy. Gdy przeskoczył przez niego to mnie puścił. Kiedy otworzyłam oczy nie było go. Moja rana cały czas krwawiła. Ledwo wstałam. Krew kapała na ziemię, a moja sierść robiła się na brzuchu czerwona. Od razu poszłam w stronę watahy.
*****
Im bliżej byłam watahy, tym bardziej widziałam niewyraźnie przez utratę krwi. Szłam, kołysząc się. Cały czas czułam obecność mojego... ducha? Jeśli mogę tak to ująć. Ciągle był przy mnie. Kiedy zobaczyłam jakiegoś wilka słyszałam bicie swojego serca i zaczęłam dyszeć. Nic nie widziałam, wszystko było rozmazane.
- Kirke! - krzyknęła jakaś wadera, biegnąc w moją stronę. Nie przyglądnęłam się jej... dalej film się urwał. Ledwo żywa co jakiś czas usłyszałam jakieś głosy.
- Do le---rza już! - słyszałam wszystko nie wyraźnie. Ale chyba to była Alfa. 
- Za--- opa--- ---ko! - tylko to pamiętam, mówiła chyba Kiiyuko. Po czym obudziłam się w jakiejś jaskini z opatrzoną raną. Koło mnie leżała jakaś czarna wadera z skrzydłami jak u nietoperza. Nie miałam sił by wstać, więc postanowiłam nie wstawać, lecz położyć się tak bym mogła popatrzeć na nią.

<Vanessa? Tak dokończę twoje cd ;)> 

Uwagi: Jest sobie brama, stoi na samym środku wśród śniegu, nie wiadomo na czyje podwórze prowadzi, nie ma mowy o żadnym płocie ogradzającym działkę... A tu nagle okazuje się, że brama to wejście do jakiejś... jaskini? Jeśli jeszcze się nie domyśliłaś, o co mi chodzi - twoje opisy są zbyt ubogie.