Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

sobota, 11 kwietnia 2015

Od Midnight'a "Wyprawa na tereny wrogów" cz.6

- Co ty taki dzisiaj nie rozważny?! - krzyknąłem odpychając Yusufa. Wkurzyłem się na niego, bo ciągle mu po ranku odwalało.
- Spokój! - krzyknęła Kiiyuko. Była wyraźnie oburzona całym tym zajściem, więc postanowiłem dać sobie z tym spokój. Szliśmy ciągle przez kamieniste drogi, a przed nami roztaczały się szerokie pasma gór. Łapy przez kamienie krwawiły czasami, ale nie chcieliśmy zatrzymywać pochodu. Droga była mozolna, aż wreszcie coś się stało...
Ujrzeliśmy wysoką wieże strażniczą, która mierzyła prawie 75 metrów.
- Czy ktoś z was umie wejść na te drzewo aby sprawdzić czy jesteśmy na miejscu? - mówiąc na to popatrzyła się na mnie i Yusufa, a on kątem oka popatrzył się na mnie. No kurde no... Wbiegłem na nie, a następnie wspinałem się po każdej grubej gałęzi. Wreszcie ujrzałem ogromne królestwo promieniujące mrokiem. Wszędzie było widać solidne mury i wieże strażnicze.
- I co widzisz? - krzyknął ktoś z dołu.
- Nasz cel...-odpowiedziałem krótko i zwięźle. Drzewo nagle zaczęło się mocno bujać. Popatrzyłem na pobliskie drzewo i wskoczyłem na nie raniąc sobie ręce.
- Ale ze mnie wiewiórka - zaśmiałem się po cichu. Zeskoczyłem z gruchotem na ziemię. Zamieniłem się w wilka.
- Rozbijemy tutaj obóz... - powiedział Rafael.
- ...a jutro pójdziemy do miasta - dokończyła Kiiyuko. Położyłem się ciężko na ziemię i odpiąłem apteczkę. Przemyłem sobie dwie rany na łapie. Teraz patrzyłem na gwiazdy, a one mieniły się na wszystkie kolory.
- Ah, Shaylin... - powiedziałem po cichu i zasnąłem powoli zsuwając się z leża...
Obudził mnie jakiś dziwny szmer koło mnie. Otworzyłem szybko oczy, a tam stał Yusuf oblewający mnie lodowatą wodą. Wstałem piszcząc z zimna.
- Zemsta jest słodka! - zaśmiał się głośno i okrutnie. Popatrzyłem się na niego w stylu "to tyle?" Otrzepałem się z wody i poszedłem zapolować. Jakoś ta pobudka nie zrobiła na mnie wrażenia. Od kilku chwil obserwowałem jedzącą trawę jelonka na skraju lasu. Po cichu zakradłem się do niego i wgryzłem w gardło. Śmierć była natychmiastowa. Przytargałem moją zdobycz do obozowiska. Wszyscy byli już przebudzeni.
- Macie śniadanie! - krzyknąłem i cisnąłem między Rafaela, a Percy'iego. Ja nie miałem ochoty jeść.
- A ty nie jesz? - krzyknęła Patty odgryzając duży kawał mięsa.
- Ja już jadłem - odpowiedziałem spokojnie i zająłem się zeskrobywaniem kory z drzewa. Chociaż takie zajęcie mogłem sobie znaleźć. Wyjąłem z torby małe zdjęcie mojej rodziny. Był tam mój ojciec, matka, siostra i ja...
- No dobra! Zbieramy się! - krzyknął Rafael donośnym i twardym głosem. Spakowałem wszystko, Yusuf zgasił ognisko, a Percy dojadł swój kawałek.
- No to w drogę! - powiedziałem i poszliśmy wszyscy w stronę dużej wieży prowadzącej do złej watahy...

<Ktoś z wyprawy?>

Uwagi: Tradycyjnie literówki. Znowu te "dziury" w tekście.

Od Midnight'a "Praca" cz.1

- No dobra. Zajmij się tym, a później złóż raport. - powiedział mój szef dając mi pomarańczową teczkę z napisem "Detektyw nr 3". Wkurza mnie ta dziwna nazwa. Powinno być napisane tłustym drukiem moje imię i nazwisko, a nie jakieś numerki. Ale takie jest życie, prawda? Wszedłem do samochodu, a tam czekał na mnie Yusuf. No chociaż miło, że ma się kolegę.
- To gdzie jedziemy? - spytał dojadając swoją kanapkę.
- Mamy sprawdzić jakieś magazyny na bezludziu - odpowiedziałem wyraźnie znużony, mówiąc te bezsensowne słowa. Inaczej sobie wyobrażałem tą pracę. Wyjechałem nowiutkim, srebrnym sedanem z parkingu firmy. Pozostało tylko połapać się, gdzie to jest...
- No jedź w lewo! - powiedział Yusuf patrząc na ogromną mapę naszpikowaną dziwnymi znakami.
- NO NIE MOGĘ NO! - krzyknąłem i nagle zobaczyłem te wielkie, zielone magazyny ułożone w rzędzie. On popatrzył się na mnie w stylu "a nie mówiłem". Nie cierpię tego, nawet jeśli ktoś miał rację. Wjechałem na mały chodnik mierzący dwa metry. Wysiadłem szybko z samochodu nie zważając, czy mój towarzysz również go opuścił. Do magazynu wszedłem dużymi, metalowymi drzwiami skrzypiącymi jak ze stu lat. Wszędzie leżały pudła i inne niepotrzebne nikomu rzeczy. W oddali spostrzegłem ogromne pudło, które pomieściłoby dwudziestu ludzi. Podbiegłem do niego i z hukiem je otworzyłem. W środku jak na złość nic nie było. Usłyszałem za mną kroki, więc szybko się odwróciłem. Tam stał Yusuf zalany potem i jeszcze czymś zielonym.
- Upadłem na puszki z farbą, a później uciekałem, bo wszystko się waliło - wydusił z siebie ledwo słyszalne słowa.
- Gdybyś poszedł za mną nie było by tego - odpowiedziałem z wielką ironią. Sam sobie to zrobił, więc ja do tego nic nie mam.
- Najwyraźniej ktoś już uciekł słysząc nas - powiedziałem i właśnie w tej chwili usłyszeliśmy kroki wychodzące z magazynu. Natychmiastowo pobiegliśmy w stronę drzwi i ujrzeliśmy odjeżdżający nowiutki, srebrny sedan. Nim zdążyliśmy coś zrobić już go nie było.
- Eee... co teraz? - spytaliśmy siebie jednocześnie. Wiedzieliśmy co musieliśmy zrobić. Drałować na piechotę piętnaście kilometrów. Zaczęliśmy natychmiastowo...
Deszcz lał i lał. Cali ociekaliśmy wodą i zimnem, gdy stanęliśmy przed biurem szefa. Wszedłem do niego powoli, bardzo powoli.
- Huhuhu... gadać co się stało - powiedział podnosząc wzrok znad gazety.

Uwagi: Literówki. Cudzysłowie piszemy za pomocą ", a nie podwójnych przecinków. "Dojedzając"? Nigdy nie słyszałam takiego słowa. Jak już to "dojadając". Zapominasz o przecinkach. Po co takie "dziury" w tekście? "Mierzący" piszemy przez "rz". Poćwicz pisanie wyrazów z cząstką "by". Ile razy mam ci mówić, że nie mówimy "weszedłem", tylko "wszedłem"? Momentami źle dobrałeś słowa, gdyż np. zdanie "wyciągając wzrok spod gazety" można zastąpić lepiej brzmiącym "podnosząc wzrok znad gazety".

Od Tsume'a "Pogromcy smoków" cz.3 (cd. ktoś z wycieczki)

Z mgły wyłonił się ogromny kontur postaci, a w tym samym czasie Kai szedł do tyłu przed nami gadając o nieistotnych w tej chwili tematach. Instynktownie wytworzyłem pole siłowe koloru czarnego. Na jego ścianie widać było wiele dusz zmarłych lub opętanych. Czy widać dusze? Oczywiście niektórzy otrzymali dar aby je widzieć. Płomień złotego smoka zbił się z polem wytwarzając ogromny huk mieszany z krzykami dusz. Kai, Patty i ja również się lekko skuliliśmy, ale nadal trzymałem wszystko siłą duchową i psychiczną. Pat mruknęła jakieś przekleństwo pod nosem, a Kai stęknął cicho.
- SPI*RDALAJ TY PRZEBRZYDŁA KREATURO! - wrzasnęła Pat.
Skubana. Ta to ma decybele. Przeniosłem na nią rozbawiony wzrok z jedną kufą w górę. Ona też na mnie spojrzała i zapytała wzrokiem czy coś nie tak. Pokiwałem głową na znak, że "nie, wszystko okej".
- Kai, wszystko dobrze? - spytałem kiedy monstrum odleciało sobie na dobre po pary minutach nic nie wznoszącego strzelania kulami w ścianę.
- Tak. Bardzo urocze przywitanie - wywrócił aktorsko oczami.
- Potwierdzam - mruknęła wadera - Może już chodźmy?
- Jestem za - stwierdziłem "puszczając" pole.
***

Każdy znalazł swoje malutkie miejsce w najmniejszej jaskini jaką znaleźliśmy, po to aby żadne jaszczury nam nie zrobiły wjazdu na chatę. Przez całą wycieczkę do krainy smoczusi będziemy się gnieździć w takich miejscach - małych, ciasnych i śmierdzących.
- Przenocujemy noc tutaj - odparła Pat - A ra...
- A rano wyruszamy dalej w drogę, bla bla bla - skończył za nią Kai.
Patty warknęła coś, widocznie wkurzona tym co zrobił. Wieczny okres, ech koobiety. Zapewne jak to ona knuła sobie w myślach, jak to by zabiła basiora, a następnie co zrobiłaby z jego szczątkami. Skinąłem tylko i ułożyłem się spać. Kai po chwili dosłownie smacznie chrapał, a wadera próbowała się jakoś ułożyć. Ja sobie tylko czuwałem z zamkniętymi powiekami. Zanosiło się na bezsenną nockę, znowu.

<coś się zanosi na ciekawą przygodę :c >

Uwagi: kilka mało istotnych błędów

Od Leyaniry "Dołączenie" cz.2 (cd. Dakar)

Stanęłam jak wryta i spojrzałam na obcego.
- Ch-h-hyba się p-p-panu c-coś pom-myliło
On nie jest twoim ojcem, usłyszałam w głowie swój własny głos, nie może nim być. Ale w tej samej chwili basior odezwał się.
- Wyglądasz zupełnie jak twoja matka... - Spojrzał mi w oczy.
- Tata! - Pojawiła się Katherine.
Mam tego dość - pomyślałam sobie.
- NIE JESTEM TWOJĄ CÓRKĄ! - Zaczęłam wykrzykiwać, co leży mi na sercu. - MYŚLISZ, ŻE W TO UWIERZĘ?! Najpierw przychodzi Nox - cześć, jesteśmy rodzeństwem! A teraz ty! I... Jeszcze ta Kete!...
- Ona nie żyje - posmutniał nagle mój niby "tata".
- Wiem - Rzuciłam siostrze ostre spojrzenie - Zostań sobie z tym swoim "tatusiem" - i odbiegłam.
Uciekałam przed rzeczywistością. Nie zatrzymałam się, aż otoczyły mnie ciemności lasu. Znalazłam mały strumień i zatrzymałam się, by się napić, a basior tak po prostu wyłonił się z wody. Wydałam z siebie zduszony okrzyk. Najpierw go nie poznałam, bo wyglądał, no cóż... inaczej, ale gdy tylko dotknął ziemi przeistoczył się w coś zupełnie innego.
- Nox jest w drodze...
- Powiedz mi prawdę.

<Dakar?>

Uwagi: brak