Wrzesień 2018r.
Z uśmiechem obserwowałem, jak nowa obskakuje kilkoro szczeniaków, które miały przyjemność przyjść dzisiaj nieco przed czasem i poznać od razu tę nieco nadpobudliwą wilczycę. Nie mogłem też powstrzymać rozpływającej się po moim ciele ulgi, że w końcu dała mi spokój i mogę odetchnąć. Niby dzielił nas jedynie miesiąc, ale przy niej czułem się, jakby był już dorosły i przyglądał się harcom szczeniaka, którym była. I którym tak właściwie ja też byłem.
W porównaniu do mojej nowej znajomej schodziłem ostrożnie – pomimo urodzenia i wychowania się w typowo górzystych terenach, nadal zdarzało mi się potykać. Nie miałem najmniejszej ochoty na dotkliwe spotkania typu nos-ziemia, więc...
- Cześć! – uśmiechnąłem się do znajomych, gdy znalazłem się na dole.
W odpowiedzi uzyskałem kilka „hej” i skinięć głowami. Nic nadzwyczajnego, do chwili aż nadeszło typowe pytanie, gdy dochodził ktoś nowy i nowa osoba była płci przeciwnej, niż uczeń wyznaczony do przyprowadzenia jej... Spodziewałem się go przez połowę drogi i nie mogłem powstrzymać jęknięcia, gdy zostało wypowiedziane.
- Stary, cóż to za piękną waderę przyprowadziłeś? Zarywałbym, ale jak tak na was patrzę, to bylibyście tak uroczą parą, że chyba sobie odpuszczę... - jeden z moich kolegów zaczął standardową gadkę, a ja westchnąłem z boleścią, zdając sobie sprawę, że nie mogę się odezwać, dopóki nie skończy... – Chociaż... Chyba już teraz jest coś na rzeczy, nie? Z takim uwielbieniem nie patrzyłeś na żadną inną.
Zerknąłem na rudą samicę, która z zaciekawianiem obserwowała rozgrywającą się scenę. Chyba poczuła na sobie mój wzrok, bo już po chwili odwzajemniła spojrzenie. W jej oczach dostrzegłem... Czyżby to był wstyd?
- Taa... - przewróciłem oczami i uśmiechnąłem się. Miałem ochotę skomentować, że ta mała jest nie na moje siły. Była zbyt irytująca... Jednak w ostatniej chwili powstrzymałem się i z mojego pyska wyrwało się jedynie kilka słów, w które i tak ktoś się wciął – Chyba jednak...
- Chwila! Co tutaj się dzieje? - ruda zmierzyła nas zdezorientowanym wzrokiem, a ja wymieniłem rozbawione spojrzenia z resztą szczeniaków.
W końcu basior, który rozpoczął całą scenkę, zlitował się nad wilczycą i wytłumaczył jej, o co chodziło. Gdy Hal skończył krótką opowieść, Młoda skinęła łbem ze zrozumieniem.
- Ale... On? - skrzywiła pysk w grymasie, jednak błyszczące oczy zdradzały, że żartowała.
- A co? Nie jestem wystarczająco fantastyczny? - posłałem jej szeroki uśmiech.
Wadera otworzyła szerzej oczy i przyglądała mi się znowu zszokowana. W tym momencie nie przypominała zbytnio tej samicy, której poznałem.
- Nie.
- Oj, As... To dziewczę chyba jednak nie odwzajemnia twoich uczuć. Przykro mi – oczywiście, że skomentować musiał to Hal. W sumie... Reszta i tak już straciła zainteresowanie.
- Możesz ją brać – wzruszyłem ramionami – Nie obchodzi mnie to, tak szczerze mówiąc.
- Wszyscy już są?
Naszą rozmowę przerwał niski, dość zachrypnięty, choć nadal ładny głos. Zwróciłem pysk w stronę wysokiej wilczycy o długiej, brunatnej sierści. Wadera po kolei mierzyła nas spojrzeniem jasnoniebieskich oczu.
Gdy jej wzrok znalazł się na naszej małej grupce, jej oczy zalśniły w sposób, który nie wiedziałem, jak zinterpretować. Cała ta nauczycielka była dla mnie wielką zagadką. Dołączyła już jakiś czas temu, bo w miesiącu, w którym się narodziłem. Podobno, kiedy dołączyła była w ciąży, cokolwiek to miało znaczyć.
- A więc mamy nową uczennicę? - samica bez przerwy wpatrywała się w Małą.
- T... Tak... - wyjąkała w odpowiedzi ruda. Wyglądała jakby zaraz miała zemdleć, więc chyba nikogo nie zdziwi, że instynktownie zbliżyłem się do niej, by w razie potrzeby ją podtrzymać. Ktoś w końcu musiał – Jestem Tori.
- Vestar – przedstawiła się nauczycielka i odwróciła wzrok. Niemal widziałem, jak jej myśli powędrowały w stronę dzisiejszej lekcji – Dzisiaj rozpoczniemy naukę liter. Będą wam one potrzebne do badania oraz spisywania ksiąg, kiedy już odkryjecie swoje zdolności zmiany w formę ludzką.
Powiedziawszy to, usiadła i rozpoczęła zmianę. Jej kończyny wydłużały się na naszych oczach, ciemnobrązowa sierść przerzedzała się na rzecz jasnej skóry, uszy i ogon znikały. Było w tym coś magicznego i każdy z nas nie mógł się doczekać, kiedy sami będziemy mogli zmienić tak diametralnie swoją postać.
Po chwili przed nami siedziała kobieta, którą prawdopodobnie pomylilibyśmy ze zwykłym człowiekiem, gdyby nie to, że pachniała wilkiem. Vestar wstała powoli i przeciągnęła się. Była wysoka, nawet jak na człowieka. Futro na głowie – chyba nazywali je włosami...? - miała naprawdę długie, bo do miejsca, z którego powinien wyrastać ogon, którego ona nie miała, oraz proste. Było również tej samej, brunatnej barwy, co jej wilcza sierść.
Taak, ta kobieta robiła wrażenie. Zdecydowanie.
Vestar wzięła do swojej dziwnej łapy patyk i nakazała się nam zbliżyć, co zrobiliśmy bez najmniejszego sprzeciwu. Pomimo młodego wieku i niedługiego stażu w Zakonie, wilczyca osiągnęła dość wysokie stanowisko.
Kobieta usiadła z powrotem na ziemi i zaczęła wyrysowywać coś patykiem na wydeptanej ścieżce, gdzie nie było zbyt wiele trawy. Jej ruchy były lekkie i wyćwiczone, co budziło mój podziw. W końcu jej łapy były tak dziwne, a jej zdawało się to nie przeszkadzać!
Po chwili przed nauczycielką można było dostrzec coś w rodzaju trójkąta z przedłużonymi dwoma bokami. Był to dość osobliwy widok.
- To jest litera „A”. Używa się jej na początku zdania oraz przy zapisie pierwszej litery imienia. Poza tymi przypadkami zapisuje się ją w następujący sposób – wyjaśniała, rysując kolejny znaczek. Był on już całkiem inny i nawet nie wiedziałem, jak mógłbym go opisać słowami. - Podobnie do „a” wygląda „ą”. Jednak różni się ona wymową i ogonkiem po prawej stronie.
Kobieta szybkim ruchem dorysowała wspomniane ogonki do poprzedniej litery.
- Czy wszystko jest jasne?
Moim zdaniem nie było to takie trudne i chyba nie tylko ja tak uważałem, bo wiele osób skinęło łbami czy też krótko przytaknęło. Szybko pokiwałem pyskiem, dając znak, że i dla mnie nie był to problem.
Wilczyca nie czekając dłużej, przeszła do kolejnej litery. Tym razem była jeszcze dziwniejsza od poprzedniej i według naszej nauczycielki było to „B”.
Komu się chciało to wymyślać? - pomyślałem, czując, że to chyba jednak nie było tak proste, jak na początku mi się zdawało.
Pod koniec lekcji czułem się, jakby mój mózg miał mi wybuchnąć od natłoku informacji. Rozumiałem badanie ksiąg, czytanie i wiele innych rzeczy tego typu. Nadal wydawało to mi się bardzo interesujące, ale nauka o jakimś „p” czy innym „d” zdecydowanie nie była fajna! A najgorsze w tym wszystkim było to, że według Vestar mieliśmy się teraz tego bardzo często, dopóki wszyscy nie opanujemy rozróżniania powyższych liter. Już na samą myśl odechciewało mi się wszystkiego.
Och, a teraz jeszcze musiałem odprowadzić pewnego małego rudzielca. Całe szczęście, że Mała była zbyt zmęczona, żeby gadać, biegać i robić nie wiadomo co jeszcze.
- Mas na imię As, tak? - odezwała się, gdy byliśmy już koło jej jaskini.
Powoli skinąłem łbem.
- Tak.
- Brzmi ładnie – stwierdziła, uśmiechając się. Podziękowałem kolejnym skinieniem głowy i już miałem iść, gdy usłyszałem głos Młodej – Przyjdzies po mnie też jutro? Prooosę.
- Mhm – mruknąłem, praktycznie jej nie słuchając. Dopiero po chwili dotarł do mnie sens jej pytania. Już chciałem za nią wołać, że jednak nie, ale zrezygnowałem, gdy zobaczyłem, jak się rozpromieniła.
- Dzięki! To do jutra! - zawołała i odbiegła, podskakując, w stronę jaskini. Zastanawiało mnie, skąd miała tyle siły na takie rzeczy...
Chyba mogę się przemęczyć jeszcze jeden dzień... - pomyślałem, ziewając. W przeciwieństwie do Młodej, ja byłem wykończony...
Uwagi: Brak.