Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Od Asgrima "Echa przeszłości" cz. 2

Wrzesień 2018r.
Z uśmiechem obserwowałem, jak nowa obskakuje kilkoro szczeniaków, które miały przyjemność przyjść dzisiaj nieco przed czasem i poznać od razu tę nieco nadpobudliwą wilczycę. Nie mogłem też powstrzymać rozpływającej się po moim ciele ulgi, że w końcu dała mi spokój i mogę odetchnąć. Niby dzielił nas jedynie miesiąc, ale przy niej czułem się, jakby był już dorosły i przyglądał się harcom szczeniaka, którym była. I którym tak właściwie ja też byłem.
W porównaniu do mojej nowej znajomej schodziłem ostrożnie – pomimo urodzenia i wychowania się w typowo górzystych terenach, nadal zdarzało mi się potykać. Nie miałem najmniejszej ochoty na dotkliwe spotkania typu nos-ziemia, więc...
- Cześć! – uśmiechnąłem się do znajomych, gdy znalazłem się na dole.
W odpowiedzi uzyskałem kilka „hej” i skinięć głowami. Nic nadzwyczajnego, do chwili aż nadeszło typowe pytanie, gdy dochodził ktoś nowy i nowa osoba była płci przeciwnej, niż uczeń wyznaczony do przyprowadzenia jej... Spodziewałem się go przez połowę drogi i nie mogłem powstrzymać jęknięcia, gdy zostało wypowiedziane.
- Stary, cóż to za piękną waderę przyprowadziłeś? Zarywałbym, ale jak tak na was patrzę, to bylibyście tak uroczą parą, że chyba sobie odpuszczę... - jeden z moich kolegów zaczął standardową gadkę, a ja westchnąłem z boleścią, zdając sobie sprawę, że nie mogę się odezwać, dopóki nie skończy... – Chociaż... Chyba już teraz jest coś na rzeczy, nie? Z takim uwielbieniem nie patrzyłeś na żadną inną.
Zerknąłem na rudą samicę, która z zaciekawianiem obserwowała rozgrywającą się scenę. Chyba poczuła na sobie mój wzrok, bo już po chwili odwzajemniła spojrzenie. W jej oczach dostrzegłem... Czyżby to był wstyd?
- Taa... - przewróciłem oczami i uśmiechnąłem się. Miałem ochotę skomentować, że ta mała jest nie na moje siły. Była zbyt irytująca... Jednak w ostatniej chwili powstrzymałem się i z mojego pyska wyrwało się jedynie kilka słów, w które i tak ktoś się wciął – Chyba jednak...
- Chwila! Co tutaj się dzieje? - ruda zmierzyła nas zdezorientowanym wzrokiem, a ja wymieniłem rozbawione spojrzenia z resztą szczeniaków.
W końcu basior, który rozpoczął całą scenkę, zlitował się nad wilczycą i wytłumaczył jej, o co chodziło. Gdy Hal skończył krótką opowieść, Młoda skinęła łbem ze zrozumieniem.
- Ale... On? - skrzywiła pysk w grymasie, jednak błyszczące oczy zdradzały, że żartowała.
- A co? Nie jestem wystarczająco fantastyczny? - posłałem jej szeroki uśmiech.
Wadera otworzyła szerzej oczy i przyglądała mi się znowu zszokowana. W tym momencie nie przypominała zbytnio tej samicy, której poznałem.
- Nie.
- Oj, As... To dziewczę chyba jednak nie odwzajemnia twoich uczuć. Przykro mi – oczywiście, że skomentować musiał to Hal. W sumie... Reszta i tak już straciła zainteresowanie.
- Możesz ją brać – wzruszyłem ramionami – Nie obchodzi mnie to, tak szczerze mówiąc.
- Wszyscy już są?
Naszą rozmowę przerwał niski, dość zachrypnięty, choć nadal ładny głos. Zwróciłem pysk w stronę wysokiej wilczycy o długiej, brunatnej sierści. Wadera po kolei mierzyła nas spojrzeniem jasnoniebieskich oczu.
Gdy jej wzrok znalazł się na naszej małej grupce, jej oczy zalśniły w sposób, który nie wiedziałem, jak zinterpretować. Cała ta nauczycielka była dla mnie wielką zagadką. Dołączyła już jakiś czas temu, bo w miesiącu, w którym się narodziłem. Podobno, kiedy dołączyła była w ciąży, cokolwiek to miało znaczyć.
- A więc mamy nową uczennicę? - samica bez przerwy wpatrywała się w Małą.
- T... Tak... - wyjąkała w odpowiedzi ruda. Wyglądała jakby zaraz miała zemdleć, więc chyba nikogo nie zdziwi, że instynktownie zbliżyłem się do niej, by w razie potrzeby ją podtrzymać. Ktoś w końcu musiał – Jestem Tori.
- Vestar – przedstawiła się nauczycielka i odwróciła wzrok. Niemal widziałem, jak jej myśli powędrowały w stronę dzisiejszej lekcji – Dzisiaj rozpoczniemy naukę liter. Będą wam one potrzebne do badania oraz spisywania ksiąg, kiedy już odkryjecie swoje zdolności zmiany w formę ludzką.
Powiedziawszy to, usiadła i rozpoczęła zmianę. Jej kończyny wydłużały się na naszych oczach, ciemnobrązowa sierść przerzedzała się na rzecz jasnej skóry, uszy i ogon znikały. Było w tym coś magicznego i każdy z nas nie mógł się doczekać, kiedy sami będziemy mogli zmienić tak diametralnie swoją postać.
Po chwili przed nami siedziała kobieta, którą prawdopodobnie pomylilibyśmy ze zwykłym człowiekiem, gdyby nie to, że pachniała wilkiem. Vestar wstała powoli i przeciągnęła się. Była wysoka, nawet jak na człowieka. Futro na głowie – chyba nazywali je włosami...? - miała naprawdę długie, bo do miejsca, z którego powinien wyrastać ogon, którego ona nie miała, oraz proste. Było również tej samej, brunatnej barwy, co jej wilcza sierść.
Taak, ta kobieta robiła wrażenie. Zdecydowanie.
Vestar wzięła do swojej dziwnej łapy patyk i nakazała się nam zbliżyć, co zrobiliśmy bez najmniejszego sprzeciwu. Pomimo młodego wieku i niedługiego stażu w Zakonie, wilczyca osiągnęła dość wysokie stanowisko.
Kobieta usiadła z powrotem na ziemi i zaczęła wyrysowywać coś patykiem na wydeptanej ścieżce, gdzie nie było zbyt wiele trawy. Jej ruchy były lekkie i wyćwiczone, co budziło mój podziw. W końcu jej łapy były tak dziwne, a jej zdawało się to nie przeszkadzać!
Po chwili przed nauczycielką można było dostrzec coś w rodzaju trójkąta z przedłużonymi dwoma bokami. Był to dość osobliwy widok.
- To jest litera „A”. Używa się jej na początku zdania oraz przy zapisie pierwszej litery imienia. Poza tymi przypadkami zapisuje się ją w następujący sposób – wyjaśniała, rysując kolejny znaczek. Był on już całkiem inny i nawet nie wiedziałem, jak mógłbym go opisać słowami. - Podobnie do „a” wygląda „ą”. Jednak różni się ona wymową i ogonkiem po prawej stronie.
Kobieta szybkim ruchem dorysowała wspomniane ogonki do poprzedniej litery.
- Czy wszystko jest jasne?
Moim zdaniem nie było to takie trudne i chyba nie tylko ja tak uważałem, bo wiele osób skinęło łbami czy też krótko przytaknęło. Szybko pokiwałem pyskiem, dając znak, że i dla mnie nie był to problem.
Wilczyca nie czekając dłużej, przeszła do kolejnej litery. Tym razem była jeszcze dziwniejsza od poprzedniej i według naszej nauczycielki było to „B”.
Komu się chciało to wymyślać? - pomyślałem, czując, że to chyba jednak nie było tak proste, jak na początku mi się zdawało.

Pod koniec lekcji czułem się, jakby mój mózg miał mi wybuchnąć od natłoku informacji. Rozumiałem badanie ksiąg, czytanie i wiele innych rzeczy tego typu. Nadal wydawało to mi się bardzo interesujące, ale nauka o jakimś „p” czy innym „d” zdecydowanie nie była fajna! A najgorsze w tym wszystkim było to, że według Vestar mieliśmy się teraz tego bardzo często, dopóki wszyscy nie opanujemy rozróżniania powyższych liter. Już na samą myśl odechciewało mi się wszystkiego.
Och, a teraz jeszcze musiałem odprowadzić pewnego małego rudzielca. Całe szczęście, że Mała była zbyt zmęczona, żeby gadać, biegać i robić nie wiadomo co jeszcze.
- Mas na imię As, tak? - odezwała się, gdy byliśmy już koło jej jaskini.
Powoli skinąłem łbem.
- Tak.
- Brzmi ładnie – stwierdziła, uśmiechając się. Podziękowałem kolejnym skinieniem głowy i już miałem iść, gdy usłyszałem głos Młodej – Przyjdzies po mnie też jutro? Prooosę.
- Mhm – mruknąłem, praktycznie jej nie słuchając. Dopiero po chwili dotarł do mnie sens jej pytania. Już chciałem za nią wołać, że jednak nie, ale zrezygnowałem, gdy zobaczyłem, jak się rozpromieniła.
- Dzięki! To do jutra! - zawołała i odbiegła, podskakując, w stronę jaskini. Zastanawiało mnie, skąd miała tyle siły na takie rzeczy...
Chyba mogę się przemęczyć jeszcze jeden dzień... - pomyślałem, ziewając. W przeciwieństwie do Młodej, ja byłem wykończony...

C.D.N.

Uwagi: Brak.

Od Valkoinena "Skrzydlata wadera" cz. 3 (CD. Lind)

Czerwiec 2021
Wadera siedząca naprzeciwko mnie wpatrzyła się w moje bladoniebieskie oczy, oczekiwała jakiejś odpowiedzi. Nie wiedziałem, ile byłbym w stanie opowiedzieć. To wszystko nadal było dla mnie zbyt trudne. Opuściłem wzrok na jej mrożoną herbatę. Kubek był naprawdę duży, a jej łapki przy nim takie malutkie. Zdawało mi się, że wilczyca była zadowolona ze spotkania, ale łapy nie dałbym sobie uciąć. Jedną z nich bawiła się jeżdżąc po drewnianym blacie. Byłem jak kot, zupełnie nie mogłem oderwać wzroku od poruszającego się obiektu.
- Wcześniej mieszkałem z dwiema siostrami i rodzicami. W naszym domu wybuchł pożar, kiedy byłem w drugiej części jaskini, z której dało się uciec. Jednak pozostali zostali w środku.
- Chyba nie powinnam pytać. Przykro mi z ich powodu.
- Nie mogłaś przecież wiedzieć – spojrzałem na nią. Widać było, że lekko się zakłopotała. - Znalazł mnie basior, As.- Uśmiechnęła się, na pewno poznała go już. Gdyby nie jego upartość i moje zmęczenie tamtego dnia, chyba byśmy się polubili. Chociaż i tak go w pewnym stopniu polubiłem.
- Może pogadajmy o czymś przyjemniejszym – kontynuowałem po kilku chwilach milczenia – masz towarzysza, prawda?
- Mieliśmy pogadać o czymś przyjemniejszym – powiedziała delikatnie roześmiana. Jej śmiech od razu na mnie przeszedł. - Ting co prawda nie jest aż taki zły. Czasem się mnie słucha. Myślę, że tylko sprawia wrażenie takiego, jakim jest.
- To jaki jest?
- Na co dzień jest bardzo złośliwy, rzuca też niemiłymi uwagami. Jednak sądzę, że jakby przyszło co do czego to potrafiłby walczyć o mnie. Nie widziałam wcześniej, żeby był dla kogoś taki miły, jak dla mnie.
Od godziny siedzieliśmy w restauracji. Na zmianę opowiadaliśmy sobie nasze historie w watasze. Nie miałem ich za dużo, także mówiła więcej, szczerze mówiąc odpowiadało mi to. Lind (jej imię zapamiętałem bardzo szybko) często wspominała o swoim towarzyszu. Słuchałem jej słów z uwagą, zresztą ona moich też. Jednak częściej to ona opowiadała. Uzgodniliśmy, że za kilka dni może pójdziemy na festyn i jeszcze większe może pójdziemy zrobić jakieś konkurencje. Za każdym razem, kiedy wspominała o basiorze zwanym Crane coś we mnie pękało. Przed naszym spotkaniem natknęła się na basiora. Kiedy powiedziała o tym moje ciało naprężyło się, nie wiedziałem nawet czemu tak się dzieje.
- Z twoich opowieści wynika, że dużo czytasz – powiedziałem spoglądając się na jej kolorowe piórka.
- Całkiem sporo – uśmiechnęła się w moją stronę, a w środku mnie coś szalało. Chyba jest dla mnie... ważna, chyba tak, nic więcej, Valk, powiedziałem do siebie. Wątpię, żebym miał u niej jakieś szanse. - Umiesz czytać?
Właśnie w tym momencie przyszła chwila, w której miałem się przed nią zbłaźnić. Zobaczy, jakim jestem debilem i już więcej nie będzie chciała się ze mną zadawać.
- Nie umiem – powiedziałem ze wstydem i szybko zacząłem się tłumaczyć - Wiesz, właśnie chciałbym się nauczyć. Jednak najpierw będę uczył się liczenia.
- To wcale nie będzie takie trudne – spojrzała na mnie z pokrzepiającym wzrokiem. Chyba dostrzegła, że nie wiem, czy nawet nauczyłbym się liczenia.
Spojrzałem się na nasze talerze. Wzrok Lind również powędrował w ich kierunku. Nie chciałem, żeby doszła do tego samego wniosku co ja. Na dworze zaczęło się ściemniać. Całkiem dawno temu zaczęło zachodzić słońce. Teraz niebo było prawie czarne. W restauracji nie było wcale wiele wilków. Większość poszła do baru. Uznałem jednak, że dam jej wybór. Chyba stwierdziła, że jak na nasze pierwsze... spotkanie koleżeńskie restauracja będzie lepszym miejscem. Może stwierdziła, że nie będzie mnie ściągać na złą drogę, przeszło mi przez myśl. Poczułem jak moje drugie wcielenie się zaśmiało. Nie, ono nie wyraża uczuć, ty gamoniu.
Podeszła do nas mroczna wilczyca, dam głowę, że nie jest taka młoda, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka zdawać.
- Gołąbeczki coś jeszcze zamawiają?
Moje usta prawie miały skwaszoną minę. Nie przeszkadzało mi to określenie, ale nie wiedziałem, jak sprawa miała się z Lind. Kątem oka spojrzałem na waderę. Z jej sylwetki nie dało się nic dostrzec. Jej pysk też nic nie wskazał. Dziwne, może jednak... nie Valk, lepiej skończ.
- Tak właściwie to nie jesteśmy parą – powiedziała Lind, a Yuki, jeżeli dobrze pamiętałem spojrzała się, jakby to ją wcale nie obchodziło. Miała rację, jest w pracy, a nie na pogawędce. - Nie, to wszystko, zaraz i tak wychodzimy.
Nasze talerze były puste, a wilczycy została jeszcze końcówka mrożonej kawy. Błagałem, żeby nie kończyła tego za szybko. Kelnerka odeszła od nas i ruszyła w kierunku innego stolika. Lind poprawiła grzywkę nalatująca jej na oczy i spojrzała na mnie pytająco.
- Twoje kolorowe piórka to naprawdę nie są skrzydła? - powiedziałem podejmując się tematu sprzed kilku chwil. Wadera uśmiechnęła się.
- Naprawdę, są to tylko zwykłe kolorowe piórka. Unosi mnie moja moc, nie do końca one. Skrzydła naprawdę byłyby mi niepotrzebne.
- Coś jeszcze potrafisz? - spytałem kierując wzrok na przesuwające się łapy.
- Nie tak mało – odparła. Nagle obok moich łap talerz wzniósł się w powietrze i wylądował na środku, pomiędzy nami. Ze swoim zrobiła to samo, a ja nie wiedziałem co się dzieje.
- To ja je w takim razie odniosę – powiedziałem. Wstałem z miejsca i chciałem zabrać talerze.
Wilczyca była znacznie szybsza i wzniosła talerze nad naszymi głowami.
- Najpierw do nich dosięgnij – powiedziała z triumfem w głosie.
- Myślisz, że tak łatwo się poddam? - Spytałem zaczepnie.
- Tak właśnie myślę – powiedziała wyciągając język.
Razem z moją genialnością wymyśliłem plan, na który nic nie mogła poradzić. Skoczyłem i położyłem waderę na ziemi. Brodę umiejscowiłem na jej klatce piersiowej. Przytrzymałem jej łapy moimi.
- I co teraz zrobisz mądralo? - Chyba pożałowałem tego pytania.
Pchnęła mnie wiatrem do tyłu, a ja o mało nie upadłem na stolik obok. Dziewczyna się zaśmiała, a ja zobaczyłem, jak wypuszcza z powietrza talerze. Całkowicie o nich zapomniała. Wypuściłem moje drugie wcielenie i jak zawsze spróbowałem nim czegoś dotknąć. Rozwinięcie tej mocy średnio mi wychodziło. Czasem mi się zdarzało, ale nie tym razem. Przez moment trzymało naczynia, jednak moja jeszcze słaba moc nie umiała ich dłużej utrzymać. Talerze upadły z hukiem na ziemię, a wszyscy dookoła skupili na nas wzrok. Popatrzyliśmy na siebie kryjąc uśmiechy.
- Uciekajcie mi lepiej z tej restauracji! – krzyknęła głośno Yuki. Skarciła nas wzrokiem i pokiwała głową z niedowierzaniem.
Dwa razy nie trzeba było nam powtarzać. Wilczyca, która przed momentem dalej leżała na ziemi szybko podniosła się i spojrzała na mnie z delikatnym uśmiechem.
- Chodź, tak będzie lepiej. - Pokiwała zgodnie głową. Ruszyła ze mną równym krokiem i szliśmy obok siebie łapa w łapę. Wszyscy wokół nas wyprowadzali nas wzrokiem. Ledwo mnie przyjęli do tej watahy, a ja już wszystko psuję.
- Kiedyś to może być naprawdę dobre wspomnienie. – Pokiwałem z uśmiechem głową. Na pewno nie będzie to nasze jedyne wspomnienie, pomyślałem.
Wszystko byłoby prostsze jakbym wiedział chociaż, czy się jej podobam. Nie musiałbym się ciągle zastanawiać nad tym, co powinienem w danym momencie zrobić. Może przyszła tutaj, tylko żeby być miłą, a tak naprawdę jestem dla niej palantem?
Zna przeciwka obserwował nas pewien basior. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Nie wiedziałem, o co mu chodziło. Wpatrywał się w naszą dwójkę już od kilku chwil. Wskazałem Lind łapą na niego, a ona przytaknęła, że go zna. Wilk powoli podchodził bliżej.
Z niewiadomych przyczyn moja sierść się jeżyła, przybrałem wojowniczą posturę. Ciągle wzrok miał wbity we mnie, a ja w niego. Lind poczuła, że coś jest nie tak.
- Nazywa się Crane – wytłumaczyła samica. Kiwnąłem głową, zdawało mi się, że jakoś go nie polubię. W szczególności, jak zobaczyłem jego wzrok zmierzający na Lind. - Pochodzi z tej drugiej watahy.
Dzieliło nas od niego zaledwie kilka kroków. W pewnym momencie stanął i spojrzał na nas. Uśmiechnął się według mnie szyderczo i otworzył pysk, gotowy do rozmowy. No to się zaczyna.

<Lind>

Uwagi: Wciąż są problemy z podziałem zdań i oddzieleniem narracji od myśli.