Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

piątek, 31 lipca 2015

Od Yuki "Nowy wilk" cz. 4


 Wadera popatrzyła na mnie. Jej wzrok jak żywy ogień, nie mogłam na nią patrzeć. 
- Nightmare, nie wolno przyprowadzać wilków z innych watah! – krzyknęła wadera - Zabieram tego szczeniaka do Asai, przyda się jej on na tajną misję.
Przeraziłam się. Ja i jakaś tajna misja? Przecież nie potrafiłam zabrać komuś choćby jednego przedmiotu, nawet jak mnie błagał. Wadera chwyciła mnie za kark. Poczułam się jak mały kot. Nie mogłam się ruszyć.
- Nie piszcz – warknęła i wyniosła mnie z jaskini. Byłam zaniepokojona. Inne wilki patrzały się na mnie i wyglądały, jakby zaraz miały wybuchnąć ze śmiechu. Zauważyłam, że wadera wchodzi do jakiejś nory. Rzuciła mnie na ziemię. Spojrzałam  do góry. Nade mną stała czarna wadera.
- Rose, czemu przyniosłaś do mnie tego szczeniaka? - zapytała.
- Myślałam, że się przyda do tajnej misji - odpowiedziała Rose
- Myślisz, że ona będzie w stanie to zrobić?
- Ale Asai, ona jest mała i wygląda na sprytną. Będzie w stanie się zakradać - odpowiedziała do Asai
- Przekonałaś mnie, Rose – Asai spojrzała na mnie – A ty cho za mną.

Waham się. A co jeśli będę musiała kogoś zabić lub ukraść coś? - myślałam. Rose mnie popchnęła. Popędziłam za Asai. Dziwnie się czuję. Czarna weszła do „komory”. Siedział w niej czarno-czerwony basior.
- Shadow, mam szczeniaka do misji – powiedziała Asai
- To coś ma być szpiegiem?! Nie lepiej wziąć Jaspera lub Xandera?! - krzyknął ze zdziwieniem Shadow
- Wiesz, że szczeniaki niekiedy są bardziej inteligentniejsze od pełnoletnich? – zapytała się Asai
- NIE OBRAŻAJ PEŁNOLETNICH – krzyknął zbulwersowany Shadow
- No dobra, ale co myślisz o niej? – przewróciła oczami
- Nie nadaje się. No, ale może będzie mówiła co się dzieje w watasze? – W tej chwili mi ulżyło. Miałam tylko mówić co się dzieje w watasze.
- A jak się nazywasz? - rzekła Asai
- Y-Y-uk-Yuki - odpowiedziałam. Mój niepokój wrócił.
- Okej, Yuki. Jeżeli wydasz nasz plan Kiiyuko, to już nigdy nie zobaczysz światła dziennego ani swojego nosa – Asai powiedziała to, jakby to nie była groźba, lecz jakaś śmieszna historyjka. Boję się. Nigdy nikt mi nie groził oślepnięciem.
- Co 3 dzień, gdy księżyc będzie na górze, przychodź do Śnieżnego Lasu. Spotkasz tam Shadow'a i opowiesz mu wszystko, co się dowiedziałaś o watasze. Shadow cię zaniesie do Śnieżnego Lasu i da mapę, jak się dostać do centrum watahy i spotkać Kiiyuko - Powiedziała Asai. Popatrzyłam na Shadow'a. Był trochę zdziwiony, tak samo jak ja. Asai podniosła z ziemi dwa koszyczki mojego rozmiaru, założyła na plecy i włożyła do jednego mięso i buteleczki z wodą, a do drugiego zwinięty rulonik. Zamknęła koszyczki i powiedziała:
- Bierz ją zanim noc się skończy - Wykonała ruch popędzający. Wnet poczułam, że się unoszę Czułam jak skóra mi się napręża. Zaczęło mnie boleć. Pisnęłam, zauważyłam, że Asai wzdycha.
- Shadow, tak się nie trzyma szczeniaków. Za kark, a nie grzbiet - Powiedziała.
- Och, sorry - Odpowiedział Shadow. Puścił mnie i złapał za kark – Nie wieziłem – powiedział sepleniąc. Wyszedł z jaskini i wzbił się w powietrze. Księżyc oświecał cały las. Widziałam jak jakiś obcy wilk zabija jelenia. Zauważyłam piękny strumyk przepływający przez las. Och, jest tak pięknie. Nigdy nie widziałam tak pięknego krajobrazu - pomyślałam. Zaczęło się robić zimno, zaczął padać śnieg. Zobaczyłam, że księżyc już zachodzi. Shadow zaczął obniżać lot i po chwili wylądował.
- Okej, ja cię tutaj zostawiam i masz być w tym miejscu za trzy dni wieczorem - powiedział i wzbił się w powietrze. Zachciało mi się spać. Popatrzyłam na księżyc: już wchodził w horyzont. Poczekałam parę minut, aż słońce wzejdzie. W tym czasie wyłożyłam mapę.
- O nie, farba się rozmazała przez wilgoć w powietrzu - powiedziałam załamując się - I co teraz? Będę się błąkała cały ten czas! - płakałam aż do wschodu słońca. Moje łzy zamarzały w locie. Nagle spadł na mnie śnieg z gałązki. Podniosłam się otrzepałam. Zrozpaczona pogodziłam się z losem. Wtedy zauważyłam w pomarańczowym
(od słońca) śniegu coś błyszczącego. Podeszłam. Leżały tam kolczyki. Zaintrygowana podniosłam dziwną biżuterię i schowałam do pustego koszyka po mapie. 
Błąkałam się cały ranek, aż w końcu wyszłam ze Śnieżnego Lasu. Byłam strasznie głodna, więc zmęczona wyjęłam mięso zjadłam kawałek i wypiłam buteleczkę wody. Resztę wrzuciłam do koszyka. Zrobiłam z trawy łoże i się położyłam spać. 
Obudziłam się popołudniu, po czym poszłam ścieżką, którą znalazłam rankiem w Śnieżnym Lesie. Pod wieczór weszłam na polanę. Bolały mnie strasznie łapy. Zobaczyłam przechadzającą się pomarańczową waderę. Podbiegłam do niej i powiedziałam:
- Przepraszam, może wiesz którędy do Alfy Watahy Magicznych Wilków? - zapytałam się jej.
- Alfa tej watahy to właśnie ja - Odpowiedziała z uśmiechem - Czego chcesz ode mnie?
- Czy mogłabym dołączyć do watahy?
- Tak, jasne - odpowiedziała - A co jest w tych koszykach?
- Kolczyki znalezione w lesie i prowiant - odparłam gdyby nigdy nic
- Mogę zobaczyć kolczyki?
- Tak - wyciągnęłam i pokazałam je Alfie. Pysk wadery z wesołej zmieniła się na zdziwioną.
- Czy ty wież, że te kolczyki to Kolczyki Żywiołu?
- A te kolczyki żywiołu są drogocenne? - zapytałam się
- To są unikaty! - Krzyknęła - Dzięki nim możesz mieć nowy żywioł. 

Pisnęłam ze szczęścia.
- Pomożesz mi je założyć? - Zapytałam się Alfy
- Jak najbardziej - Odparła i założyła mi kolczyki. - Teraz pomyśl, jaki chcesz żywioł, lecz nie mów - Pomyślałam, że chce żywioł Materii. Poczułam energię wstępującą we mnie i po chwili nic nie widziałam. Rozmazało się. Zauważyłam tysiące małych atomów krążących obok mnie. Zaczęłam się wznosić i świecić promieniami. Po chwili upadłam. Spróbowałam się przeteleportować za Alfę. Nic nie zauważyłam, a już byłam za nią. Skoczyłam ze szczęścia i odtańczyłam taniec radości.
- Dziekuje, że mi założyłaś kolczyki. Jestem ci wdzięczna - Podziękowałam - A, i jestem Yuki
- Miło mi. Ja jestem Suzanna. Możesz na mnie mówić Ishi lub Pestka. Teraz już niestety muszę iść, obowiązki mnie wzywają.
- Pa - odpowiedziałam ze szczęśliwa. Później poszłam poszukać miłej jaskini i w niej zasnęłam.

<C.D.N>

Uwagi: Przecinki. Mieszasz czasy. Powtórzenia wyrazów. Niektóre zdania powinnaś rozdzielić na dwa. "Zauważyłam" piszemy razem i przez "ż"! Określenie "przekręciła oczami" jakoś mi nie pasuje. Bardziej "przewróciła oczami". Nie zapominaj o znakach interpunkcyjnych na końcu wypowiedzi, jeśli ma to być pytanie (?) lub krzyk (!). Nie używaj języka potocznego (np. Oł sry). W przypadku Shadow'a jeszcze to wybaczę, ale lepiej to zastąpić przyjaźniejszą dla oka formą (Och, sorry). Śnieżny Las to nazwa - powinnaś to pisać z wielkiej litery. "Centrala watahy"? Nie lepiej "centrum"? Nie środkuje się tekstu Spacjami! Pomarańczowy śnieg? Powinnaś to sprecyzować, w jakim sensie pomarańczowy. Pierwsze pół op. jest całkiem niezłe, ale później zawiera mnóstwo błędów. Czyżby było pisane "na odwal się"? Shadow w D. odmienia się przy użyciu apostrofa (czyli zamiast Shadowa, pisz Shadow'a) Alfa to zwrot grzecznościowy - pisz ten wyraz z wielkiej litery. Wataha Magiczych Wilków to nazwa, więc wymagane jest pisanie z wielkich liter. Zadnia kończ kropką. Nałogowo używasz słowa "Alfa". Zbyt "zmiliłaś" Suzannę. Nie powinna tak łatwo się zgodzić na przyjęcie nowego wilka... No, ale cóż, mówi się trudno. Mimo wszystko Twój styl znacznie się poprawił. Widać efekty.

niedziela, 26 lipca 2015

Od Suzanny "Nowy wymiar" cz. 2 (cd. Yui)

Przechadzałam się po terenach, by skontrolować, czy wszyscy pełnią swoje obowiązki, gdy zobaczyłam nową waderę. Zwała się o ile mnie pamięć nie myli Jiu. Zagląda do wnętrza spróchniałego drzewa. Skoro była nowa, to powinnam ją mieć na oku, by nie zrobiła niczego głupiego. Odwróciłam na chwilę głowę, by upewnić się, czy aby na pewno nikt nie postanowił sobie, żeby jej pilnować. Prócz kilku drzew nic, a tym bardziej nikt tam się nie znajdował. Następnie westchnęłam, obróciłam pysk w jej stronę, ale... zwyczajnie jej nie było.
- Jiu?! - zakrzyknęłam w nadziei, że zaraz wyjdzie z pniaka lub zza krzewów, ale nic takiego się nie stało. No nic, muszę jej szukać. Zajrzałam w krzaki, obeszłam wszystkie drzewa, a nawet patrzyłam w korony drzew czy trawę. Bez skutku. Najwyraźniej musiała się ukryć w tym starym drzewie. Zmarszczyłam brwi już nieco niezadowolona z faktu, że poświęciłam na jej poszukiwania tyle czasu, po czym weszłam do środka. Tu mnie spotkało coś, czego się nie spodziewałam: grunt pod łapami zapadł mi się, a ja wpadłam do jakiegoś dołu, czy bardziej tunelu. Mocno zdezorientowana spadałam coraz bardziej w jego głębię, zaskoczona na tyle, że nawet z mojego gardła nie wydobył się pisk. Ponadto moje zdumienie powiększało oślepiające liliowe światło z brokatem z bliżej nieokreślonego źródła, które towarzyszyło mi przez cały "lot", zakończony niezbyt przyjemnym upadkiem w wysoką trawę. Mruknęłam pod nosem tylko kilka nieprzyjemnych słów i zbolała dźwignęłam się na łapy. Kolejne zdziwienie. Byłam w jakimś innym, dość dziwnym świecie. Wszystko było tu ciemne i mroczne, można powiedzieć - wymarłe. Sama uświadomiłam sobie, że moje łapy były nieco dłuższe, niż zwykle. Czym się stałam?
- Hej! - usłyszałam z odległości kilkunastu metrów krzyk, który o mało mnie nie przyprawił o zawał. Wilk, bądź inny gadający zwierz pędził w moją stronę. Powoli się odwróciłam. Przede mną już stała uradowana wadera machająca radośnie ogonem, niczym rozbrykany szczeniak. Tak szybko podbiegła? Wyglądało, że tak. Nie kojarzyłam jej nawet z widzenia.
- A ty, to kto? - zapytałam nieufnie.
- Yui, a ty?
Zaraz... a to nie czasem ta Jiu, której szukałam? Ups. Znowu pomyliłam imiona. W dodatku wyglądała inaczej, niż początkowo. Po jakiego grzyba ten mroczny świat miałby zmieniać wilki w różowe lalusie, tak jak teraz Yui?
- Pestka.
- Jaka znowu Pestka? - wytrzeszczyła na mnie swoje złote oczy.
- Jakaś. - mruknęłam. Miałam dziś zły dzień. Nie miałam nawet zamiaru podawać jej mojego właściwego imienia. Niech żyje w błędzie. Lubię nabierać innych.
- No więc, Pestko... może ty wiesz, co tutaj się dzieje?
Prychnęłam.
- Przed chwilą tutaj się pojawiłam, a ty już mnie pytasz o jakieś bzdury? Jesteśmy w jakimś mrocznym świecie. I co? Wystarczy, że się stąd wydostaniemy. Tyle w temacie.
- Ale...
- Ale co?
- Jakaś skrzydlata wadera powiedziała, że musimy uratować ten świat, bo jest nieszczęśliwy.
- A co nam do tego?
Yui się zamyśliła. Obserwowałam ją spod na wpół przymkniętych oczu.
- No... właściwie to nic. Tak naprawdę jest inny, taki słodki...
- Słodki w jakim sensie?
- Wszędzie były cukierki, wata cukrowa, czekolada...
- Już do niedługa.
- Co masz przez to na myśli?
- To, że wszystko zeżrę, zaraz po tym, jak "uratujemy" ten świat.
- Zaraz... co?! - wykrzyknęła w osłupieniu wadera.
- Co "co"?
- Jak to wszystko "zeżresz"?!
- Bo bardzo lubię słodycze. - wyszczerzyłam się kpiąco. Miała niezwykle zabawną minę.
- Ale, że aż tak?
- Owszem. Co w tym złego? Zabronisz mi? - warknęłam. Yui się skuliła
- No nie.
- Więc właśnie. Gdzie ta cukrowa kraina? Te sowy bez głów zaczynają być wnerwiające. - Mówiąc to rzuciłam niezadowolone spojrzenie pod adresem jednego z tych dziwacznych ptaków, które latały jak na złość tuż nad głowami.
- Nie wiem... zostałam tutaj przeniesiona za pomocą portalu...
- To użyj go ponownie i się przeniesiemy tam. Jestem głodna. Mam smaka na lizaka.
- Ale nie umiem...
- To się naucz.
Wadera nie odpowiedziała, tylko stała niezadowolona wpatrując się w swoje łapy. Pewnie w duchu przeklinała, że nie może mieć lepszego towarzysza.
- Co tak patrzysz? Czekasz, aż ziemia się rozstąpi?
- Nie.
- No to rusz się wreszcie. Idziemy. - rzekłam pewna siebie.
- Ok... - odrzekła prawie niesłyszalnie.
W milczeniu szłyśmy przez ciemne łąki i lasy, niecierpliwie oczekując na pojawienie się różowej krainy.

<Yui? Suza ma dziś zły dzień - będzie Ci tak przez cały czas marudzić, niczym Kazuma :D>

Tak wygląda w tym wymiarze Suzi (jak ja nie cierpię dawać do op. obrazków... ale jak trzeba, to trzeba):

sobota, 25 lipca 2015

Od Lily "Mirian" cz. 1 (cd Astrid)

Dzisiaj wybrałam się z przyjaciółką Celasi do parku. Nadal bałyśmy się Mirian. Gdy doszliśmy do parku spotkaliśmy kolegę Derase, zagraliśmy w piłkę, gdy nagle moja koleżanka nagle zaczęła się śmiać jak najęta. Pytaliśmy się jej z czego się tak śmieje, lecz ona nadal się śmiała. My się pytaliśmy o co jej chodzi, gdyż ona nam nie opowiadała. Nagle powiedziała "Mirian w chmurach z różowym króliczkiem". My również z popatrzeliśmy w niebo i powiedzieliśmy, że chyba ma jakieś zwidy, lecz gdy jeszcze raz popatrzeliśmy w niebo dostrzegliśmy ją, czyli Mirian. Miała jakby była smutna, a za chwile popatrzeliśmy: była radosna, póżniej też zła i zdziwiona. Zaskoczył to nas, jeszcze chwilę popatrzyliśmy w nią i nagle się ulotniła zniknęła w chmurach. Pomyśleliśmy, że pójdziemy zobaczyć jaskinie koło szkoły. Gdy tam doszliśmy, nagle firana zawieszona w oknie się poruszyła. Z krzykiem uciekaliśmy.

Uwagi: literówki. "Jakby" piszemy przez "k". To jest op. do watahy, więc "w domu nie mógł czekać na nich ciepły obiad". Niektóre zdania na siłę przedłużasz.

Od Nari "Chyba dobra wiadomość" cz.2

Nie mogłam już się doczekać porodu, kiedy w końcu zobaczę moje kochane dzieci. Razem z Kai'm mieliśmy już gotowe parę imion dla szczeniaków. Byłam ciekawa do kogo będą bardziej podobne czy do mnie czy do mojego partnera. Byłam te kilka dni podekscytowana, bo to przecież moja pierwsza ciąża. Chciałam tak jak każda przyszła matka, aby urodziło się bez żadnych problemów.
I o to pobliskiego ranka miał przyjść długo oczekiwany dzień. Kai poszedł po coś do jedzenie. Tak się martwiłam, że późno wróci, a on przyniósł mi jedzenie do jaskini, żebym za bardzo się nie zmęczyła, a najadła do syta. Byłam najedzona i miałam ochotę się zdrzemnąć, ale nagle złapały mnie okropne boleści brzucha.
- Nari? - zapytał Kai spoglądając na mnie.
- To chyba teraz... - odpowiedziałam.
- To ja może pobiegnę po Yusufa lub Ice?
Pokiwałam tylko głową, a mój partner ruszył jak z procy. Wiedziałam, że ból będzie narastał wraz z stresem i strachem.
***
Po tym jak przyszedł Yusuf, poród nie trwał długo i obyło się bez większych problemów.
- Po wszystkim - powiedział, gdy ból całkiem zniknął.
Mimo wszystko byłam wykończona. Gdy poczułam, że dwa małe pyszczki pochłaniają mleko, uśmiechnęłam się. Moja kochana Achita i synek Draven. Kai przyjrzał się naszym dzieciom i szeroko się uśmiechnął. Kiedy skończyły pić, przyjrzałam im się. Słodziutkie małe wilczątka.
- Przyzwyczaisz się do bycia ojcem? - zapytałam basiora z uśmiechem.
- Jasne - odpowiedział Kai.
- A ja nie wiem czy będę dobrą mamą. Zobaczymy...
- Dobra, a teraz się zdrzemnij, bo widzę jaka zmęczona po tym jesteś.
- Nie jestem - ziewnęłam.
- Nie, wcale - odpowiedział ze śmiechem i przytulił mnie.
Po kilku minutach jednak zasnęłam z zadowoleniem, że zostałam mamą.

Uwagi: literówki...

Od Youmiko "Nazywam się Youmiko" cz.2


Doczekałam się odpowiedzi! Nareszcie skończyła się moja tułaczka!
Poznałam młodą Alfę. Ma na imię Suzanna. Fajna z niej wadera. Gdy dowiedziałam się jak brzmi odpowiedź odchnęłam z ulgą i poszłam w kimono lecz nie mogłam zasnąć.
Dlatego też patrzałam w gwiazdy. Uśmiechnęłam się w głębi duszy i pomyślałam, że
rodzice są ze mnie dumni i że czuwają nade mną. W tym samym momencie ujrzałam spadającą gwiazdę. Była prześliczna! Przypomniała mi o pięknych chwilach z rodziną. Nagle zrobiło mi się zimno. Schowałam się w przytulnej jaskini i spróbowałam określić która jest godzina. Była około 1:00. Przez dłuższą chwilę nie mogłam zasnąć ale po jakimś czasie udało mi się. Wstałam dosyć wcześnie. Była jakaś 6 - 7 rano. Poszłam poszukać coś do jedzenia w pobliskim lesie. Szczęście, że się nie zgubiłam. Nie znam za dobrze tutejszych terenów. Próbowałam gonić wiewiórkę, lecz uciekła na drzewo. Znalazłam martwego jelonka. Zrobiło mi się go troszkę szkoda. Tak czy inaczej podjadłam go trochę ponieważ byłam już głodna. O tej godzinie zwykle jadałam śniadanie. Nie poznałam jeszcze żadnego wilka, prócz Alfy, wręcz nawet unikałam innych wilków.
Już jestem spokojna ponieważ wiem, że od teraz jestem członkiem watahy i mam nadzieję, że kiedyś znajdę jakąś przyjaciółkę lub przyjaciela.

Uwagi: "Alfa" to zwrot grzecznościowy, pisz więc ten wyraz z wielkiej litery. "Czuwają" piszemy przez "u". "Momencie" piszemy przez "en". "Ujrzałam" piszemy przez "rz". "Ponieważ" piszemy przez "ż". "Watahy" piszemy przez "h". "Przyjaciółkę" piszemy przez "ó". "Nie mogłam", "nade mną", "nie poznałam" piszemy osobno. Poćwicz przecinki.

Od Ripple "Z przygodą do celu" cz. 3

Wilk szybował, a za nim ciągną się tęczowy pas.
- Ej, oddawaj mi tą bransoletkę!
- Najpierw mnie złap!
Nie wiedziałam jak. W końcu wymyśliłam, że wygnę choinkę i będzie to taka wyrzutnia. Zrobiłam tak i złapałam wilka oraz bransoletkę.
- Teraz bransoletko, zobaczymy na co cię stać. Gdy biegłam do jaskini, wypadła mi z pyska. Gdy mocniej spadła na ziemi, stworzyła małą tęczę. Wzięłam ją i poszłam do Suzanny. Spotkałyśmy się w Parku.
- Witaj, Suzanno. - powiedziałam grzecznie
- Dzień dobry.
- Chciałabym ci powiedzieć, że znalazłam rzadki lub magiczny przedmiot!
- Tak? A pokażesz mi go? Ale ładna bransoletka. Jak ją znalazłaś?
- Na początku wielkiej tęczy!
- A jakie ma zastosowanie?
- Dodaje żywioł tęczy. Gdy założy się ją, działa 1 godz.
- Podaj przykład.
- Teraz pokażę jak zrobić tęczę. - podskoczyłam, upuszczając bransoletkę
- Mała ta tęcza, a można mieć tęczowe włosy?
Nie wiedziałam jak to zrobić, więc spróbowałam dać tęczówkę (tak to nazwałam) na włosy, ale nic. Założyłam bransoletkę i się denerwowałam, a włosy mi płonęły tęczowym ogniem.
- No, no. Fajne to jest. Na razie musisz zostawić u mnie, żeby jeszcze to sprawdzić. Ale dziękuję ci, że przyszłaś z tym do mnie.
- Proszę bardzo!
Do jaskini poszłam po kartkę, żeby napisać usprawiedliwienie za nieobecność w szkole. Następnie poszłam po parę ziół, żeby się napić herbaty.
- Czemu jeszcze nie mam rodziców zastępczych? Tak mi ich brakuje! - mówiłam do siebie
Usnęłam.
Gdy obudziłam się o 13:30 poszłam do biblioteki wypożyczyć książki o:
Wilkach, które znalazły magiczny lub rzadki przedmiot,
Wilkach, które wyruszyły na tereny wrogów,
Wilkach, które zabijały smoki.
- Dużo książek, może ci pomóc? - spytała się Yuko
- Poprosiłabym, bo są ciężkie!
Poszłyśmy do mnie. Pobawiłyśmy się trochę i odprowadziłam nową koleżankę do domu. W drodze powrotnej spotkałam Alfę.
- Ripple, twój przedmiot został zatwierdzony do przedmiotów. Gratulacje!
- Naprawdę? Super! Moje marzenie się spełniło!

Od Yui ''Festiwal Tanabata" cz. 1

Przed przeczytaniem - załóżmy, ze zdarzenie miało miejsce 7.07.2015 r., gdyż w ten dzień jest opisywany festiwal.

Ach, wiosna... Taka przyjemna pora roku... Szkoda, ze nie jest jeszcze wystarczająco ciepło na kąpiele bez zagrożenia choroby. Tylko tego mi brakuje... Nie wiedząc co robić, postanowiłam zmienić się w człowieka i odwiedzić moich przyjaciół. Po drodze wstąpiłam jeszcze na chwile do domu, by przebrać się w coś luźnego i uprzedzić Onodere. Podczas szukania czegoś do ubrania chwyciłam za komórkę i zadzwoniłam pod jej numer.
- Cześć! - odezwałam się uradowana
-Yui? Czeeść! Jak tam dzisiejszy dzień?
- Ah, nie miałam nic do roboty, wiec pomyślałam ze wpadnę do Ciebie na chwile.
- No jasne, nie ma sprawy! Są tez u mnie Sata, Futaba i Touma.
- Okej. Zaraz do was dołączę. - Powiedziałam, gdy akurat skończyłam się przygotowywać. Czas ruszać! Po około 15 minutach nareszcie doszłam do dość sporego, dwupiętrowego domu. Należał on do rodziców Onodery i jej starszego brata Hinaty, który był na studiach w innym mieście. Przed mieszkaniem czekała na mnie niska, krótkowłosa brunetka o drobnej sylwetce i szerokim uśmiechu. Była to Onodera. Obok niej stała nieco wyższa, długowłosa blondynka ze skrzyżowanymi rękoma i zniecierpliwionym wyrazem twarzy - Futaba. Z okna widać było chłopaków. Dobrze zbudowanego, dosyć cichego i spokojnego szatyna Sate oraz ''mniejszego'', ciągle wesołego i głośnego ciemnego blondyna Toume. Wszyscy czekali już tylko na mnie.
- Ile można na Ciebie czekać? - powiedziała niezadowolona Futaba już na przywitaniu.
- Te się ciesze z twojego widoku. - Odpowiedziałam wesoło.
- Nie przesadzaj Futaba, nie czekałyśmy tak długo! - wtrąciła się szybko Onodera.
- Gdyby się tyle nie grzebała już dawno byśmy były na zakupach!
- Zakupy? Idziemy po coś konkretnego ? - spytałam, olewając marudzenie przyjaciółki, niestety żadna nie zdążyła mi odpowiedzieć, bo Touma zaczął się drzeć do nas z okna.
- Futaabaaa! Onodeeraaa! Yuuui! Długo będziecie tam stały? Zaraz zdechnę z tym nudziarzem! - krzyczał do nas, próbując sprowokować Sato, jednak ten nawet nie wysilił się, by podnieść głowę znad lektury.
- Juuż idziemy! - Odkrzyknęłyśmy w tym samym czasie, wybuchając przez to śmiechem.
- Kobiety... - powiedział do sam do siebie
Gdy już weszłyśmy do góry, Futaba wytłumaczyła nam, po co idziemy konkretnie do miasta i jakie wydarzenie ma miejsce dzisiejszego wieczoru (oczywiście tylko ja nie pamiętałam...)
- Święto Tanabata... Jak mogłam o nim zapomnieć?
- Tez tego nie rozumiem! Cały rok jęczysz, ze wszyscy mamy iść, a sama o nim zapominasz! - marudziła blondynka
- A no jakoś tak wyszło... W następnym roku będę pamiętać! - Usprawiedliwiałam moja sklerozę.
- Głuuptas! - powiedział Touma, po czym wytargał mi włosy.
- Eeej! Wiesz jak ciężko je rozczesać? - Spytałam z pretensja w glosie, która mi nie wyszła. Znając moja reakcje, Touma uśmiechnął się szeroko, na co zrobiłam się cała czerwona.
- Dobra, starczy tych wygłupów. Chodźmy do miasta, póki mamy czas. - rzekł Sato, przerywając lekturę i zbierając się do wyjścia. Wszyscy się zgodziliśmy i po chwili jako cała paczka szliśmy do miasta. Na miejscu rozdzieliliśmy się - chłopacy poszli szukać dla siebie ubrań, a my po dłuższej sprzeczce zdecydowałyśmy się ubrać kimona. Nie są one najtańsze, ale warto kupić nowe na taką okazje. Po długim szukaniu znalazłam idealna Yukate! Była jasnoniebieska w kwiaty, z takim samym pasem.
- Wyglądasz w niej pięknie! - Pochwaliła mnie Onodera
- Tak, cudnie się na tobie prezentuje! - Przyznała jej Futaba, co mnie mocno zaskoczyło!
- Wy tez wyglądacie świetnie! - wykrztusiłam szybko z siebie po kilku sekundach ciszy. Futaba zdecydowała się na różową yukate we wzorki o tym samym, jednak trochę ciemniejszym kolorze, oraz jasnoróżowym pasie, za to Onodera wybrała żółtą yukate w motyle o takim samym pasie. Po zakupach postanowiłyśmy znaleźć chłopaków i ustalić miejsce oraz godzinę spotkania...

Słowniczek:
festyn Tanabata - festyn odbywający się siódmego dnia siódmego mięsiaca. Wtedy to Japończycy wiesząja na drzewkach kartki z życzeniami, wierząc w ich spełnienie.
Kimono - Japoński strój ludowy. Ubierany często przez młode kobiety. Noszony również przez mężczyzn. Zakładany na różnego rodzaju festiwale (Wtedy zakładamy Yukate, czyli jeden z rodzajów kimona) czy tez inne wydarzenia kulturowe. Wyglądem przypomina długa suknie z wielkim pasem na brzuchu i długimi rękawami.Wersja dla mężczyzn wygląda trochę inaczej. Przykłady:
Damskie: 
http://img2.sprzedajemy.pl/540x405_kimono-damskie-yukata-z-japonii-31761107.jpg

Męskie:


Uwagi: polskie litery!! WMW nie znajduje się w Japonii, więc imiona i w ogóle idea festiwalu wydała mi się nieco... dziwna.

piątek, 24 lipca 2015

Od Midnight'a "Bohater cz.2" (cd. Vicky)

Chodziłem sobie normalnie po watasze, jak to zawsze. Nie miałem co robić, więc bawiłem się w straszenie ciemności. Fajna zabawa, tylko dość głupia, bo na poziomie szczeniaka. No, ale zabawy za moje dzieciństwo mi się należą, prawda? 
Nagle usłyszałem potężny ryk, więc wytrenowanie wskazywało na ukrycie za drzewem. Poczekałem tam chwilkę i doznałem osłupienia. Zapach krwi i wejście szponów do ciała. Pobiegłem w ich stronę i... rzuciłem zaklęciem światła. On na chwile osłupiał i padł martwy. Zobaczyłem wreszcie ofiarę ataku.
           Leżała głową do ziemi. Złapałem ją i spytałem czy wszystko w porządku. Ona tylko coś wybełkotała i zwymiotowała. Wziąłem ją na grzbiet i pognałem do szpitala. Na szczęście był blisko, więc miałem szczęście. Gdy już tam byłem zrobiłem chyba najgłupszą rzecz na świecie. Wyważyłem drzwi i wszedłem do środka. Stał tam jeden lekarz patrzący na mnie jak na przybysza z kosmosu.
- Jest ranna, potrzebuje lekarza! - krzyknąłem. Wbiegliśmy na sale gdzie nikogo nie było i położyłem ją na leżaku. Sprawdzałem już wcześniej kilka razy czy oddycha i ma puls, więc zobaczyłem jeszcze raz.
- Wszystko w porządku - powiedział lekarz - wyjdzie z tego.
- To dobrze - zaśmiałem się. Tak naprawdę chciało mi się płakać, więc wyszedłem robić to gdzie indziej. 
         Szedłem właśnie do domu. Nie płakałem, bo to było by dziecinne. Teraz chciałem sobie usiąść i odpocząć, jednak znowu ją zobaczyłem. Miała niezłe blizny po tym demonie. 
- To ty mnie dzisiaj uratowałeś? - spytała z dziwnymi oczyma. 
- Dokładnie tak - zaśmiałem się - jak cię zwą?
- Vicky, a ciebie? 
- Mam na imię Midni... Mid, po prostu Mid - ponownie się zaśmiałem - chcesz się przejść?
- Okej - odpowiedziała i poszliśmy w stronę Plaży. Tylko teraz: o czym z nią gadać?
<Vicky brak weny :( ledwo co napisałem do końca xd?>

Uwagi: jeszcze chwilę temu była w szpitalu, a już z niego wyszła i jej rany są zabliźnione? Popracuj nad dialogami.

Od Valixy ''Pierwsze dni''

Minęło kilka dni odkąd dołączyłam do watahy.
- Ale nuda... - westchnęłam ponuro.
Nagle mnie olśniło!
- Pójdę się bawić sama, przecież można bawić się w pojedynkę! - powiedziałam z entuzjazmem.
Więc ruszyłam szukać przygód. Potem poszłam gonić wiewiórkę, która wskoczyła na drzewo. Byłam trochę zdenerwowana.
- Poczekam i odpocznę przynajmniej chwilę - powiedziałam, chociaż nikogo nie było.
I czekałam, czekałam, aż się doczekałam. Wiewiórka zeszła z drzewa, więc ponownie zaczęłam ją gonić. Potem znudziło mnie to i poszłam odpocząć trochę. Zrobiło się ciemno, więc poszłam spać. Kolejnego dnia poszłam szukać przygód na Wrzosowej Łące, lecz jak się okazało, niczego interesującego tam nie znalazłam. I tak było fajnie, bo pobawiłam się trochę, a później poszłam do domu, bo zrobiło się ciemno...
- Nie wierzę, że to już piąty dzień w watasze - powiedziałam wesoła.
Poszłam się chwile pobawić, pobiegać i gonić wiewiórkę potem poszłam do Parku.

Uwagi: wilki które nie mogą się zmieniać w człowieka nie mają prawa chodzić do Miasta!

Od Moon "Moja rodzina" cz.2 (cd. chętny)

Gdy usłyszałam ten głos, od razu rozpoznałam że to Moonstar, tylko jej nie widziałam. Oczywiście cała jaskinia była pokryta lodem, a na ścianach były półki skalne, na których wylegiwała się moja siostra.
- Czego tu szukasz? – zapytała władczym tonem – … przecież uciekłaś ode mnie.
- Prawda, ale mam do ciebie pytanie.
- Ha, ha bardzo śmieszne! Tyle przeszłaś aby się o coś zapytać?
- W sumie nie miałam tak daleko. Niedaleko jest moja wataha.
- No to widzę, że nasza Moon znalazła sobie schronienie. A teraz do rzeczy i zadaj mi to pytanie.
- Czy wiesz kim byli moi rodzice?
Moostar nie śmiała się jak za zwyczaj z mojego pytania, tylko normalnie odpowiedziała:
- A więc naszym ojcem był Alex. Był dzielnym wojownikiem i Alfą bardzo potężnej watahy. Miał żywioł ognia. A nasza matka nazywała się Sophie. Miała żywioł śniegu. – powiedziała łagodnie, lecz od razu się zmieniła – Posłuchaj czy mogłabyś stąd już iść? Nie chce mi się słuchać kolejnych pytań.
Bez żadnego słowa wyszłam z jaskini. Ciągle myślałam nad tą sytuacją i nie wiem czemu, ale najbardziej interesuje mnie, że moim ojcem był przywódcą watahy. Po chwili oddalając się od groty, usłyszałam, jak ktoś szepcze moje imię. Nagle zauważyłam przed sobą jakąś waderę. Była cała biała, w dodatku miała poważny wyraz twarzy, lecz później jej mina zmieniła się w uśmiech.
- Córeczko – zawołała - Moja mała córeczko!
Jak to powiedziała, gwałtownie mnie… przytuliła? W końcu zrozumiałam, że to moja mama. Lecz gdy ją przytuliłam, po prostu zniknęła! Rozpłynęła się niczym śnieg. Poczułam ogromny smutek, aż zaczęłam płakać. Nie znałam jej, lecz za nią tęskniłam. Kiedy przestałam płakać, śnieg zaczął się dziwnie zachowywać i tworzyć przed moimi oczami jakieś obrazki. Na pierwszym obrazku był pokazany mój ojciec. Nie pamiętałam, jak wyglądał lecz tak podejrzewałam. Na drugim była moja matka. Gdy obrazki zniknęły, płatki śniegu zaczęły lecieć prosto na mnie, a potem nastała ciemność! Ale nie na długo. Po chwili znalazłam się w jakiejś jaskini. W jaskini była moja mama, tata siostra, lecz wyglądała jakby miała 1 rok! Wszyscy patrzyli się na coś znajdującego się na podłodze. Przybliżyłam się i zobaczyłam małą… siebie? Wyglądałam na bardzo małą, możliwe, że byłam nawet noworodkiem! Nagle mama odwróciła się w moim kierunku i powiedziała:
- Ty zawsze będziesz moim szczeniakiem.
- Moon! – zawołał ktoś.
Otworzyłam oczy i znalazłam się z powrotem na górze, a w oddali widziałam sylwetkę jakiegoś wilka, który mnie wołał. Lecz ktokolwiek to by nie był, dałabym się mu zabrać do watahy! Jeszcze nie wiem za wiele o moich rodzicach!

<Ktoś chętny?> 

Uwagi: pojedyncze błędy.

Od Moon "Samokontrola" cz.3 (cd. Blue)

Gdy odchodziłam, usłyszałam jedynie, jak Blue mnie zawołała, a potem poszłam do swojej jaskini i jak zawsze z błyskawiczną szybkością zasnęłam.

***Rano***

Obudziły mnie promienie słońca dochodzące do mojej jaskini. Od razu postanowiłam zjeść jakieś śniadanie, choć nie czułam głodu. Postanowiłam pójść do Zielonego Lasu, lecz gdy miałam wychodzić, usłyszałam jak ktoś mnie wołał:
- Moon! Moon! - zawołała Blue biegnąca w moim kierunku.
- Witaj Blue. - powiedziałam - Czego tu szukasz?
- Coś wczoraj mówiłaś, że nauczysz mnie jak żyją ludzie i pomożesz mi wybrać jakiś zawód.
- Tak, już sobie przypomniałam! To może wybierzemy się do miasta?
- Spoko. - powiedziała wadera, po czym udałyśmy się w kierunku miasta.
Kiedy doszłyśmy do granicy między lasem a miastem, z łatwością przemieniłam się w człowieka, ale Blue nie.
- No dalej - zachęcałam waderę – to nic trudnego.
Blue przemieniła się w człowieka i bez żadnego słowa ruszyłyśmy do miasta. Było tam na co patrzeć, więc Blue rozglądała się wszędzie. Dla mnie nie było to nic ekscytującego, gdyż widuję takie widoki codziennie.
- No to może znajdziesz jakąś pracę w gazecie – zaproponowałam – ja tam znalazłam swoją.
- A ty jaką masz pracę? – zapytała.
- Jestem kelnerką. – odpowiedziałam.
Blue pokiwała tylko głową na znak, że rozumie, jednak widać było, że raczej nie wie, kto to jest ta kelnerka. Poszliśmy na chwilę do kiosku, aby kupić gazetę. Blue wiedziała, że nie może się zachowywać tak jak w naturze wilków, więc stała tylko pod ścianą. Gdy już załatwiłam wszystko, poszłyśmy do kawiarni.
- Co to za miejsce? – zapytała Blue.
- Jesteśmy w kawiarni. Posiedzimy tu sobie i znajdziemy dla ciebie pracę.
Położyłam gazetę na stole i przewróciłam na stronę, na której były wszystkie osoby, które poszukują nowych pracowników do jakiejś pracy. Były tam możliwości aby zostać: policjantką, ekspedientką, nauczycielem, fotografem, żołnierzem i lekarzem. Na szczęście były tam zawody, które wczoraj zaproponowałam Blue.
- To co wybierasz?
- Sama nie wiem – powiedziała niechętnie patrząc na gazetę.
Po chwili zobaczyłam, jak Blue coś z uwagą czyta. Widocznie coś znalazła, a po chwili dodała:
- Jaka to jest ulica?
- Łączna 23 – powiedziałam patrząc na znak, na którym była napisana nazwa ulicy.
- Czyli to na tej ulicy – powiedziała, po czym złapała mnie za rękę i zaciągnęła mnie pod jakiś budynek. Widocznie znalazła jakąś pracę.

<Blue?>

Od Lily "Spacer" cz. 1

Pewnego dnia wybrałam się z przyjaciółką Cerasi na wycieczkę do lasu koło starej szkoły w Mieście, przy której znajduje boisko. Gdy weszłyśmy do tego lasu nagle poczuliśmy, że niespodziewanie ogarnął nas strach:
- Ty też to czujesz? - Zapytała Cerasi
- Tak.
Popatrzeliśmy się na siebie i uciekłyśmy na boisko. Tam czułyśmy się bezpieczne. Nie wiedząc co zrobić, bo stałyśmy tam już od kilku dobrych minut, spytałam się czy opowiedzieć jej straszną historię. Cerasi z entuzjazmem zgodziła się. Legenda była to taka:
Kiedyś, gdy nasza szkoła nie była zbudowana, stał tam dom. Mieszkała w nim dziewczynko o imieniu Mirian. Kochała ona zwierzęta. Pewnego dnia, jeden z jej szczeniaków poszedł do lasu, a ona wraz z nim, lecz w tym lesie był zabójca, który czaił się na Mirian. Zabójca zabił dziewczynę, a jej szczeniaka pokroił ich w kostkę. 
Gdy tylko skończyłam, usłyszałyśmy niepokojący dźwięk. Przestraszone uciekłyśmy. Zatrzymaliśmy się w pobliżu Parku w Mieście. Wtedy usłyszałyśmy głos jakiegoś wilka, który krzyknął "Pomocy". Przeraziliśmy się, lecz wtedy dobiegł do naszych uszu dźwięk nadjeżdżającego ambulansu. Przestraszone byłyśmy ogromnie. Mnie wydawało się, że ktoś za nami podąża. Gdy odwracałyśmy się, ja widziałam jakąś elipse. Nasz starach po tym zdarzeniu trwał cały tydzień.

<C.D.N.>

Uwagi: nałogowo używasz słowa "nagle": pojawia się nawet 2 razy w jednym zdaniu! Gdy pojawiają się dwie dziewczyny i żadnego przedstawiciela drugiej płci, nie warto używać określenia "poszliśmy" itd., tylko "poszłyśmy". Op. nie ma ani ładu, ani składu, a tym bardziej chronologii... musisz nad tym sporo popracować. Zaraz... jaki wilczy ambulans? To wataha, tu nie ma miast, budynków, szkół, ani boisk!

czwartek, 9 lipca 2015

Od Eter'a "Słodkie sny" cz. 3 (Cd. Lithium)

Opowiedziała mi wszystko, o jej ojcu, matce i watasze. Nie zostawiłbym jej samej nawet gdyby jej ojciec chciał mnie zabić. Wyszedłem z jaskini, spojrzałem w niebo i wzleciałem. Myślałem nad tym co właśnie usłyszałem, latałem dobre parę godzin. Było już ciemno, udałem się więc w góry... Tamto miejsce, gdzie zawsze przebywaliśmy. Jeziorko było we krwi. Ja tak samo, Lith wpatrzona w krew. Podszedłem, ona zniknęła. A w "wodzie" odbicie Debiru. Zmieniłem się w demona nad którym już panowałem, wskoczyłem do jeziorka. On uciekał do podziemi. Ja byłem szybszy. Złapałem go i wypłynęliśmy na powierzchnię, gdy ja i on byliśmy na ziemi. Zaczęła się krwawa walka. Po jakimś czasie on stał ledwo na łapach jak i ja. Miał zadawać ostateczny cios, aby mnie zabić. Lithium niestety to dotknęło, a nie mnie. W tej chwili zmieniłem się w normalnego. Postawiłem łapy mocno na ziemi, łeb miałem przez chwilę pochylony. "Serce waliło młotem. Puls zaszalał. Krew wypływała". Już co się działo potem nie pamiętam. Ale gdy się obudziłem, nie miałem w ogóle siły, Debiru leżał zabity, a Lith nie ruszała się leżąc na ziemi. Poderwałem się jak błyskawica byłem przy niej.
- Ona... ona nie żyje?! - Powiedziałem sprawdzając puls jej.
Zacząłem wyć, jak nigdy dotąd. Nagle obudziłem się w górach nad jeziorkiem. Wszystko było jak powinno. Lith przyszła mówiąc:
- Gdzieś ty był całą noc! Każdy cię chyba szukał!
- Byłem po drugiej stronie - Powiedziałem uśmiechając się
- Chyba głębokie są te twoje rany i coś ci się przyśniło? - odpowiedziała śmiejąc się
- Dawno nie słyszałem jak się śmiejesz, wiesz?
- Naprawdę?
To co mi się przytrafiło, to była śmierć kliniczna. Rany nie przychodzą od tak, to co mi się śniło to było jak ja umarłem.

<Lith? Sory że tak późno odpowiedź ale sama wiesz co się działo> 

Uwagi: niewiele z tego op. zrozumiałam, ale już nie poprawiałam niczego prócz znaków interpunkcyjnych i błędów ortograficznych, żeby się nie okazało, że źle coś zinterpretowałam.

Od Eter'a "Już wróciłem, na nowo zaczynam" cz.1 (cd. Lithium)

Musiałem zniknąć, przemyśleć dużo rzeczy. Nie mogłem powiedzieć Lithium, nie chciałem jej martwić. Teraz wróciłem, nie wiem jak zareagują. Podszedłem do jej jaskini.
- Halo? Jest tu ktoś? - Nikogo nie było, więc udałem się aby jej poszukać. Rozglądałem się, ale jej spotkałem. Poszedłem do Alfy, aby się zapytać czy mogę powrócić. Zgodziła się, szukałem Lithium wszędzie, ale jej nie było. Wcieliłem się w postać ze skrzydłami i wzniosłem się do góry, zobaczyłem ją jak latała. Podleciałem mówiąc:
- Lith to naprawdę ty?!
- Kim jesteś? - Zapytała trochę przestraszona.
- To ja! Eter! - Powiedziałem lądując. Zmieniłem się, aby być bez skrzydeł.
- Jak to?! Przecież odszedłeś?! - Zaskoczona odpowiedziała.
- Przepraszam, że zniknąłem bez słowa. Ale to było zbyt bolesne, nie dał bym rady spojrzeć c w oczy i powiedzieć "Odchodzę na jakiś czas". Uwierz mi.
- Okey, tylko prawdziwy Eter wie z kim walczyliśmy. Kto to był? - Zapytała poważnie
- To był król śmierci, a ty jesteś jego córką. - Odpowiedziałem nie wahając się ani chwili.
- Tak to naprawdę ty! - Wykrzyknęła po czym przytuliłem ją.
- Mam nowe moce, zdobyłem je w podróży, patrz. - Powiedziałem robiąc tornado z wody oświetlając je. Ona spoglądała i po chwili powiedziała:
- Jak je zdobyłeś?
- Kiedyś ci opowiem, a teraz chodź.
- Gdzie? - Zapytała
- Wiem do czego służy berło!
- Jak to?
Szliśmy chwilkę przez las, łąkę i ścieżkę. Dotarliśmy do miejsca w którym było berło.
- Wiec jak to działa? - Pytała
- Masz berło?
- Tak - Powiedziała podając mi berło
- Ty musisz to zrobić... - Powiedziałem cicho
- Dlaczego ja?! - Pytała zaskoczona i przerażona.
- Bo ty jesteś córką króla śmierci. - Odpowiedziałem
Jej mina nie pokazywała na szczęśliwą.
- To co mam zrobić?
- Weź berło i wypowiedz: Scepter of Darkness want to release your shadow!
- Scepter of Darkness want to release your shadow! - Wypowiedziała te słowa, był błysk potem ciemność i byliśmy tak jak staliśmy tylko, że przed nami był Cień Mroku. Ona trzymała berło. Cień podszedł do Lith i powiedział
- Kto wypowiedział te słowa?
- J... ja... - odpowiedziała z lękiem.
- Kim ty jesteś, by uwolnić Cień Mroku?! - Jak to powiedział zebrały się chmury.
- Ja... jestem...
- To jest Lithium, ale to ja jej powiedziałem aby przeczytała słowa z kartki, więc ją zostaw!
- Ty to Lithium Vane? - Powiedział to jakby się bał.
- T... tak.
- Ty jesteś córką króla śmierci?!
-No t...tak.
- Ja lepiej już zniknę... - Powiedział Cień.
- Zaczekaj! - Powiedziałem bez przemyślenia.
- Po co?
-Kim ty tak w ogóle jesteś? - zapytałem
- Ja jestem Cieniem Mrocznego Berła. Na imię mam Dark Shadow's, czyli Mroczne Cienie.
Uciekliśmy, on odszedł. Przeszliśmy się później trochę, aby pomyśleć co się właściwie stało.
- Lith? - Zapytałem cicho
- Tak?
- Czy ty wiesz co to był za Cień?
Odpowiedziała milczeniem.
- Jeśli coś ci się stanie przez ten cień lub Debiru, wiesz że nie będę miał wyboru?
- Jakiego wyboru? - Zapytała tak jakby się czegoś bała
- Nie ważne...

<Lithium? Powracam!>

Uwagi: nie "alphy", tylko "Alfy". Jesteśmy w Polsce! Choć a chodź to nie jedno i to samo. Wypowiedź milczącą nie zaznaczasz trzema kropkami, tylko narracją, że postać milczy.

Od Nari "Co tu robisz?" cz.6 (cd. Mizuki)

Rozglądałam się wokoło lasu, aż zobaczyłam Mizuki. To właśnie jej szukałam. Nie śledziłam jej, przyszłam tutaj akurat odpocząć. Dobrze, że przez przypadek ją tutaj spotkałam. Spoglądałam na nią. Miałam cały czas wrażenie, że ona mnie unika. Teraz szłam za nią, aż do momentu, kiedy się odwróciła.
- Śledzisz mnie? - zapytała.
- Nie, tylko idę za tobą - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Jesteś taka ciekawska, że musisz wiedzieć?!
- Niekoniecznie. Po prostu chciałam się z tobą spotkać, więc spokojnie.
Wadera trochę się uspokoiła.
- Przeszkadzam ci lub cię denerwuję? - zapytałam.
- Nie - odpowiedziała krótko i poszła dalej.
Szłyśmy przez jakiś czas wcale się do siebie nie odzywając. Gapiłam się na słońce, które po jakimś czasie zaczęło mnie razić.
- Wiesz co? Już nie chcę tego wiedzieć - przerwałam ciszę.
- Czego? - zapytała lekko marszcząc brew.
- O tym wilku z podobnymi znakami na plecach co ty masz.
- To po co zaczynasz temat skoro nie chcesz niby wiedzieć? - zapytała lekko podenerwowana.
Spojrzałam na jej oczy i znowu jakby entuzjazm ze mnie wyparował.
- Nie mam pojęcia. A powiesz mi przynajmniej jak ten wilk się nazywał? Chcę zobaczyć czy go znam...
- Na pewno go nie znasz.
- Skąd możesz wiedzieć?
Między nami znowu pojawiła się długa, dość niezręczna cisza. W końcu to Mizuki ją przerwała i powiedziała:

<Mizuki? Brak weny i nudne jak zawsze> 

Uwagi: widać że nie masz weny... Roi się od niesamowicie ciekawych informacji, które już ci pokazywałam wcześniej.

Od Blue "Samokontrola" cz. 3 (cd. Moon)

Spojrzałam zdziwiona na Moon.
- Nie ma czegoś takiego jak żywioł chaosu! Jest woda, ogień, ziemia, wiatr, ale nie chaos...
- Blue! To co teraz wymieniłaś to są żywioły, które spotyka się najczęściej. Ty natomiast masz jedną z tych rzadszych umiejętności, a jest ich multum! Na przykład muzyka, miłość, natura lub wiedza. Wilki z żywiołem chaosu mają różne moce, które uaktywniają się najczęściej wtedy, gdy czują się zagrożone lub są wściekłe - tłumaczyła mi Moon
- A moc telekinezy? Też może do tego żywiołu należeć? - spytałam jeszcze niepewna, czy Moon mówi prawdę.
- Myślę, że tak. A w jakich okolicznościach użyłaś jej po raz pierwszy? - spytała wadera, zanurzając łapy w lodowatym jeszcze morzu.
Odpowiedź znałam doskonale. Chociaż minął od tamtego wydarzenia ponad rok, dalej przed oczami widziałam moją siostrę, leżącą bez ruchu na ziemi i wystraszonych rodziców, biegnących w naszą stronę.
- Gdy miałam około półtora roku, bawiłam się z Echo na łące... - zaczęłam niepewnie, podczas gdy wadera usiadła naprzeciw mnie. Zerknęłam na nią po czym ciągnęłam dalej patrząc na zachodzące słońce. - Miał on już wtedy z 10 miesięcy. Oprócz niego mam też młodszą siostrę - Deltę. Ona i Echo są bliźniakami.
- Jesteś od nich starsza o 8 miesięcy? - przerwała mi Moon.
- Yhm. Za dwa miesiące staną się pełnoletni.
- Spoko. Mów dalej. - powiedziała wadera, rozmyślając o czymś zaciekle.
- Echo i ja zawsze byliśmy nierozłączni. Często pakowaliśmy się w kłopoty, a odziedziczyliśmy to po naszemu tacie, który też zawsze lubił robić różne psikusy. Mama natomiast zawsze była dobrze ułożona, jak przystało na Alfę.
- Twoja mama była Alfą?! - spytała zdziwiona.
- Tak, ale to nic nadzwyczajnego. Moja wataha liczyła wtedy kilkanaście wilków, więc dorosłych par nie było zbyt wiele do wyboru - wytłumaczyłam pospiesznie bazgroląc jakieś obrazki w piasku. - Na czym to ja skończyłam... Aha. Już wiem. Matka była dobrze wychowana, nigdy nikogo nie obrażała, ani nie podnosiła głosu. Jej ukochaną córka stała się Delta. Starała się ją wychować na przyszłą Alfę. Ona jednak zawsze zazdrościła nam (mi i Echo), że się tak dobrze dogadujemy, i że jesteśmy ulubieńcami taty. Ciosem dla niej stał się jednak fakt, że szaman z zaprzyjaźnionej nam watahy, powiedział, że to ja zostałam powołana do tego stanowiska. To była najgorsza wiadomość jaką usłyszałam w życiu. Uciekłam wtedy do lasu, aż w końcu znalazł mnie Echo. Udało mu się mnie jakoś przekonać żebym z nim wróciła, ale gdy znaleźliśmy się na naszym terytorium, spotkaliśmy naszą siostrę. Delta podeszła do nas szybkim krokiem i zaczęła mnie wyzywać. Śmiesznie to wyglądało, no bo w końcu była wtedy jeszcze szczeniakiem.
W pewnej chwili nie wytrzymałam i wpadłam w furię. Rzuciłam ją za pomocą telekinezy na skałę. Zsunęła się nieprzytomna na ziemie. Echo był tak przerażony, że stał nieruchomy niczym słup i patrzył się na siostrę. Chwilę później przybiegli rodzice. Na szczęście skończyło się tylko na jednej, złamanej łapie. Od tamtego czasu działy się ze mną podobne rzeczy i ani ja, ani moi rodzice nie wiedzieliśmy jak... no wiesz... walczyć z tymi mocami.
Moon spojrzała na mnie przenikliwym wzrokiem.
- Potem uciekłaś? - spytała wstając.
- Skąd wiesz? - zdziwiłam się reakcją koleżanki.
- Albo mogłaś uciec albo mogli cię wyrzucić. Stawiłam na to pierwsze ze względu na twój charakter. I tak - u ciebie telekineza  pochodzi dzięki żywiołowi chaosu. Ja już muszę iść, bo jestem zmęczona. Spotkajmy się jutro to nauczę cię, jak żyją ludzie i pomogę ci potem wybrać zawód. Myślę, że do ciebie najbardziej pasowałby zawód żołnierza lub policjanta. Kiedyś znałam dwa basiory, które należały do sił specjalnych dzięki temu, że jako wilki jesteśmy zwinni, szybcy i wytrzymali. Może tobie też się uda tam dostać.
- Yyy... okej. - powiedziałam niepewnie, bo nie zrozumiałam niczego co powiedziała do mnie wadera.
- Nieważne. Na razie skup się na twoim żywiole. Widziałam kiedyś w bibliotece taką świetną księgę pt. "Tajemnice wilczej magii". Wypożycz sobie ją. Wilczyca odpowiedzialna za bibliotekę powinna jeszcze tam być. Dobrej nocy! - powiedziała Moon po czym pobiegła w swoją stronę.
- Nawzajem i dzięki za pomoc! - krzyknęłam jeszcze za nią, po czym poszłam do biblioteki i wypożyczyłam ową księgę. Zasnęłam czytając 5 rozdział z możliwych 50.

<Moon?>

 Uwagi: brak

Od Valixy "Dołączyłam"

Dziś mój pierwszy dzień w watasze. Boję się trochę tego, co mnie spotka. W końcu nie mam nikogo do zabawy, bo zobaczyłam, że nie ma żadnego innego szczeniaka oprócz mnie. Zapytałam samą siebie, gdzie jestem i zauważyłam, że się zgubiłam. Zaczęłam się bać jeszcze bardziej i pytałam każdego napotkanego wilka, czy mogę się na chwile schować pod dachem, lecz nikt się nie zgodził. Na szczęście znalazłam pustą małą grotę, więc tam weszłam i poszłam spać. Kolejnego dnia poszłam sobie biegać. Po drodze zobaczyłam chyba Alfę, ale nie byłam pewna czy to aby na pewno ona, więc wróciłam do swojego poprzedniego zajęcia. Próbowałam się nie zgubić ponownie, ale nie do końca to się udało, bo zaczęłam zwiedzać tą niesamowitą watahę i wiedziałam już gdzie co jest.
Nagle coś się ruszyło w krzakach. Wystraszyłam się, tak bardzo, że aż uciekłam do krzaka, ale to była zwyczajna wiewiórka. Potem zaczęłam ją nieco zezłoszczona gonić, ale wiewiórka była szybsza i sprytniejsza ode mnie, bo weszła na drzewo i chciała tam zostać, póki sobie nie pójdę. Jednak wiewiórka dała się złapać w pułapkę, bo dała się nabrać na sztucznego orzecha. Próbowała go zjeść, ale jej się nie udało i zaczęła mnie gonić, a ja uciekałam. Pobiegłam to groty żeby się schować przed wiewiórką, choć była niegroźna.
- Dobrze że jej tu już nie ma - powiedziałam do siebie zdyszana.

~Korekta (dość spora): Ishi

Uwagi: poplątaniec faktów i zdarzeń... Za często używasz "i", "lecz" oraz "nagle", nawet w niewłaściwych miejscach. Pisz krótsze zdania, by oddzielać od siebie właściwie wydarzenia.

Od Yui "Inny wymiar" cz 1

Pewnego, o dziwo, ciepłego poranka wylegiwałam się leniwie w swojej malej, przytulnej jaskini. Nie miałam pomysłu na to, co by mogłabym robić. Po jakimś czasie postanowiłam jednak wyjść na szybki spacer po okolicy. Przechadzając się po dobrze już znanych terenach, zauważyłam dziurę w drzewie. Mimo obaw postanowiłam zbadać nowe znalezisko.''Może będę miała nowe miejsce do przesiadywania?'' - myślałam. Niestety (a może stety) czekała na mnie niespodzianka... Zamiast maleńkiego zakątka w głębi drzewa, czekał tam na mnie tunel, do którego (jak to w takich historiach) wpadłam. Zaczęłam spadać i spadać, a wokół mnie pojawiało się dużo dziwnych, ale pięknych rzeczy. Kiedy magiczne przejście się skończyło, wylądowałam w lesie. Wszystko było tam zrobione z przeróżnych słodkości - waty cukrowej, lizaków, lodów i wiele więcej. Sama również zmieniłam swoja postać. Byłam cala różowa z białymi odcieniami!

 You can look but you can't touch... by Sinasni
 (obrazek tylko chwilowy, na koniec opowiadania Yui wróci do swojej starej postaci)

- C-co się ze mną stało?! - zawołałam na głos, nie kryjąc zdziwienia.
- Wylądowałaś w magicznej krainie, gratulacje! Wraz z innym wilkiem musicie pokonać zło w tym wymiarze. - odezwała się dziwnie wyglądająca skrzydlata wadera.
- Huh?! Jakie zło, kraina wygląda na szczęśliwą...
- No właśnie - wygląda. Nie jest tak chociażby w 1 procencie, ale przekonasz się o tym niedługo... Ups! Czas mi się kończy, muszę uciekać. Wszystkiego dowiesz się po drodze, nie bój się pytać tutejszych o pomoc. Nie tracąc więcej czasu, wyślę cię do nowego towarzysza podróży. Powodzenia!
- Ej, poczekaj! Mam tyle pytań... - niestety nie zdążyłam wykrztusić nic więcej, gdyż zostałam wepchnięta w portal, który przeniósł mnie do mroczniejszej wersji tego świata... Niezbyt przyjemny widok wzbudził u mnie poczucie zagrożenia. W końcu te wszystkie sowy-zombie i inne zwięrzęta bez głów czy kończyn nie są zbytnio potulne... Po dłuższej tułaczce po lesie, znalazłam ścieżkę prowadząca przez pole. Nie była ona zbyt długa, a na jej końcu widać było niewyraźną sylwetkę innego wilka. Uradowana lekko przyspieszyłam kroku w kierunku postaci. Może to ten towarzysz? może on/ona wie coś więcej na temat tego, co tu zaszło? - pomyślałam.
- Hej! - krzyknęłam z daleka, jednak nie doczekałam się odpowiedzi. Postanowiłam więc podejść trochę bliżej. Po chwili okazało się, ze to... Nie, niemożliwe. Może jednak? Tak! Ta tajemnicza sylwetka należała do...

<dokończy ktoś? Ktokolwiek chce?>

Uwagi: brak polskich znaków... Pisz w 1. os. lp.!

Od Moon "Moja rodzina" cz.1

Ostatnio więcej czasu spędzałam w jaskini. Byłam odcięta od świata, chociaż była wiosna. Nie raz widziałam wilki bawiące się w jeziorze, nawet im zazdrościłam tej dobrej zabawy, lecz jestem typem wilka, który woli spędzać czas samotnie. Rozmyślałam także nad moją rodziną. Znałam jedynie moją siostrę, z którą nie widziałam się od momentu, kiedy od niej uciekłam. Postanowiłam, że ją odwiedzę. Wiedziałam jedynie, że mieszka daleko w górach, ale nie było dużo do myślenia, po prostu zerwałam się na równe łapy i pognałam z jaskini na północ. Niektóre wilki patrzyły się na mnie, jak pędzę na przód, ale nie chciało mi się zatrzymać i wytłumaczyć, dlaczego tak biegnę. W końcu dotarłam do Śnieżnego Lasu i to właśnie za nim leżały góry, w których mieszka moja siostra. Góry te nie były podobne do tutejszych gór. Panowała ta wieczna zima i ciągle tam padał śnieg. Kiedy już widziałam koniec lasu, nagle coś zaczęło mnie kłuć w boku i zadawać potworny ból, aż upadłam na ziemię. Poczułam obecność Kazumy, która na moje nieszczęście, była strażniczką terenów.
- A dokąd się wybierasz? – zapytała, przyciskając mnie łapą do ziemi.
- Puszczaj, to ci wszystko opowiem – wymamrotałam.
O dziwo, Kazuma mnie puściła, a ja zaczęłam jej opowiadać:
- No bo widzisz Kazuma, ja nie znam moich rodziców i właśnie dlatego chcę się udać do mojej siostry, gdyż ona może coś o nich wiedzieć.
- Ja też nie znam i nie chcę znać moich rodziców – odparła.
- Serio?
-Tak serio, a teraz idź do tej swojej siostry – powiedziała władczo.
Nie powiedziałam jej nic, tylko zaczęłam biec w stronę gór. Zdziwiłam się, że tym razem Kazuma była miła jak na swój charakter, ale nie zastanawiałam się nad tym długo. W końcu dotarłam do najwyższej góry, gdzie widniało kilka zagłębień, co mogło oznaczać, że to są jaskinie. Zaczęłam więc wspinać się. Nie trwało to długo, gdyż dzięki mojej mocy wiatr nie zdmuchnął mnie z góry. W końcu dotarłam do jaskini gdzie od razu przywitał mnie głos:
- Witaj siostro.

<C.D.N.>

Od Ivette "Moja historia" cz. 1 (Cd. Suzanna)

- Mamo! - zawołałam przerażona.
- Co się stało Ivette? - zapytała moja mama.
- Zo... b-b... Zobacz! - rzuciłam z płaczem.
Mama zmartwiona przybiegła.
- Co znow...? - nie skończyła, ponieważ zobaczyła martwe ciało mojego ojca. Leżał cały w krwi.
Chwilę potem był prowizoryczny pogrzeb.
- Margo zawsze zostanie w naszych wspomnieniach. - powiedział samiec Alfa watahy, do której należałam razem z rodzicami.
- Tata. - wyszeptałam płacząc stojąc nad grobem ojca.
I wtedy się obudziłam.
- Co się stało Iv? - zapytała mama.
- Znowu śniła mi się śmierć taty. - przyznałam.
- Oj. Zapomnij o tym. - powiedziała niewzruszona wadera.
- Jak mam to niby zrobić?! Jak mam zapomnieć o tacie?! - wykrzyczałam z rozpaczą. Mama nie wytrzymała już takich moich reakcji na wspominki o tacie.
- Normalnie. On żyje! - wykrzyczała. Myślałam, że będzie gadka o tym, że jest w moim sercu itp. Ale nie, nie tym razem. Mama znowu wykrzyczała, że moim ojciec nie jest Margo tylko Tenebris - samiec Alfa. Że akurat przechodziła koło naszej jaskini Sasha (która była okropnie agresywna i łatwo oddawała się emocjom) - partnerka Tenebrisa nagle wpadła do jaskini i na miejscu zamordowała moją mamę. Potem pobiegła do swojego partnera, który też zginął od jej kłów.
- Co pani zrobiła?! Ty wariatko! Co ty sobie uważasz! Matka dobrze mówiła, że jesteś okropna, ale nie myślałam, że aż tak! - zawołałam zdenerwowana na Sashe.
- Radzę ci uciekać póki możesz. - wysyczała wadera. Wykonałam jej polecenie. Uciekłam jak najdalej się dało. Byłam zdenerwowana i zrozpaczona. W końcu wykończona usiadłam gdzieś pod drzewem.
Nie wiem co było, dalej obudziłam się rano szturchana przez jakiegoś dorosłego wilka.
- Kim jesteś?! - zawołałam.
- Jestem Yusuf, a ty jesteś...? - powiedział wilk.
- Zagubiona w tym terenie. Jest tu jakaś wataha? - wypaliłam.
- Jest, jeśli chcesz zaprowadzę cię do Alfy.
- Spoko. - wzruszyłam ramionami.
- Ale najpierw powiedz swe imię. - dał warunek Yusuf.
- Ok. Mam na imię Iv. Zadowolony? - zapytałam.
- Tak. Jesteś okropnie pyskata, wiesz?
- Wiem. To gdzie ta Alfa?
- Chodź. - mruknął basior i ruszył.
Truchtałam za nim. W końcu doszliśmy do jaskini. Przed nią stała biało-różowa wadera.
- Dzień dobry Kiiyuko. To jest Iv, chcę dołączyć do watahy. - powiedział basior z szacunkiem. To była ta Alfa?
- Dobrze. Suzanna jest w środku. Idź tam, mała. - powiedziała wadera. Czyli jednak nie ona.
- Suzi. - zawołała jeszcze wadera nazwana Kiiyuko.
- Nie jestem mała. - mruknęłam.
- Co mamo?! - wykrzyczała wspomniana Suzi.
- Masz gościa. - powiedziała Kiiyuko.
- Kogo? - spytała.
Wtedy tam weszłam.
- Yyy... Dzień dobry, mogę dołączyć do watahy? - spytałam już mniej pewna siebie. Ta wadera z niesamowitą szybkością wzbudziła mój strach i jednocześnie szacunek, którego boję się okazać.

<Suzanna?> 

Uwagi: nie wiedzieć czemu, to op. wydaje mi się strasznie plastikowe. Co się stało z Twoją dotychczasową swobodą pisania?

Od Arii "Jak dołączyłam do watahy" cz.1 (cd. Suzanna)


To był kolejny dzień który spędzałam na łące, lubiłam tam przychodzić. Wszędzie pełno kolorowych kwiatów i różnych zwierząt i jeszcze ten piękny las otaczający łąkę. To wszystko sprawiało że czułam się jakby to był mój drugi dom. Właśnie plotłam wianek ze stokrotek, gdy nagle z lasu wyłonił się mały jelonek. Uwielbiam robić zdjęcia, a to wydawało mi się być do tego idealną okazją. Powoli wstałam i sięgnęłam po aparat. Niestety zwierzę wystraszyło się i uciekło. Postanowiłam że nie przepuszczę takiej okazji i pobiegłam za nim. Biegłam chwilę i zdążyłam się już rozpędzić i kiedy przede mną pojawił się korzeń. Nie wyhamowałam i potknęłam się o niego. Upadłam i poturlałam się wprost do jeziora. Było zadziwiająco głębokie, a ja po biegu i upadku nie miałam sił by wypłynąć. Czułam że tracę powietrze. Ostatkami sił próbowałam się wynurzyć jednak to było na nic. Przed oczami zaczęły mi się pojawiać czarne plamki. Traciłam już przytomność, gdy usłyszałam głos:
- Nie martw się, nie pozwolę ci umrzeć
Ostatnie co pomyślałam to: ten głos brzmi jak babcia.
                                  ***
Obudziłam się leżąc na miękkiej trawie i zobaczyłam przyglądającą mi się z troską starszą kobietę
- Babciu, przecież ty nie żyjesz!
- Przybyłam z zaświatów na kilka dni by pomóc ci opanować twoje magiczne moce 

- Jakie moce? - wstałam, by ją przytulić i właśnie zrozumiałam, że nie jestem już człowiekiem.
- Co do licha?!
- To był jedyny sposób, by cię uratować...
- Ale czym ja jestem?
- Emm... chyba magicznym wilkiem.
- Ale co z moją rodziną? Przecież nie mogę tak tam wrócić - głos mi się łamał, w końcu nie wytrzymałam i się rozpłakałam.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze, przyzwyczaisz się, a teraz musimy rozpocząć trening. Nie mamy wiele czasu, ale na pewno szybko opanujesz moc, którą napotkasz... muszę wracać, żegnaj.

- Nie, proszę, zostań! - krzyknęłam, ale ona już rozpłynęła się w powietrzu - Dobra, Aria choć raz posłuchaj się dorosłych - pomyślałam, po czym skierowałam się na północ. 
***
Biegnę i biegnę ciągle na północ. Zadziwiające jest to, że prawie w ogóle się nie męczę, ale to dobrze. Nie zamierzam się zatrzymywać, póki nie dotrę do celu. Znowu się zamyśliłam i nie patrzyłam przed siebie. Pech chciał, że akurat wtedy z lasu wyszła wadera. Oczywiście wbiegłam prosto na nią.
- O Boże! Przepraszam, nie chciałam!

<Suzanna ? +sory za z taranowanie XD >

Uwagi: "wyhamowałam" pisz przez "h". Zapominasz o przecinkach. "Póki" piszemy przez "ó". Nie środkuj mi tekstu Spacjami. ._.

środa, 8 lipca 2015

Od Syriusza "Praca" cz. 1

Wyszedłem z lasu i zamieniłem się w człowieka. Skierowałem się potem do miasta. Postanowiłem poszukać jakiejś pracy.
***
Szedłem ulicami już kilka godzin, a żadnej pracy, która by mi odpowiadała, nie znalazłem. Po chwili uderzyłem głową w słup. Zakląłem pod nosem. Chcąc, nie chcąc spojrzałem na słup i znalazłem to, czego szukałem. Pracę w sklepie z artykułami do robienia kawałów. Od razu tam pobiegłem. Sklep był na szczęście jeszcze otwarty. Wszedłem do środka. Ekspedientka spojrzała na mnie.
- Czego pan potrzebuje? Mamy bardzo wielki wybór.
- Szczerze mówiąc jestem zainteresowany pracą.
- Ma pan jakieś kwalifikacje, co do różnych akcesoriów?
- W szkole z bratem i kolegami płataliśmy innym figle. A potem pracowałem przez jakiś czas, jako komik. - Skłamałem, co do szkoły i pracy, jako komik.
- Dobrze, będzie pan zatrudniony na okres próbny, trwający miesiąc, potem szef zastanowi się, czy zatrudni pana na stałe. A i jeszcze jedno. Jak pan się nazywa?
- Syriusz, Syriusz Black.
<C.D.N.>

Uwagi: nie "zaknląłem", tylko "zakląłem". Pisz dłuższe op.!

Od Astrid "Nowa" cz. 2 (Cd. Lily/Dante)

Nadszedł kwiecień, zapach wiosny wisi w powietrzu. Drzewa pokrywają liście, rośnie nowa trawa i wyrastają kwiatki. Patrząc na te cuda, aż serce się raduje. Nic też dziwnego, że gdy tylko rano się obudziłam (były okolice 7 rano) pobiegłam nad Wodospad, by zażyć dłuższej niż wcześniej kąpieli. Kiedy tam dotarłam rzuciłam się do wody. Była chłodna, ale i tak o wiele cieplejsza niż zaledwie miesiąc temu. W wodzie siedziałam przez prawie godzinę (długo bawiłam się żywiołem wody). Kiedy tylko wyszłam i się wytrzepałam zauważyłam z dala sylwetkę, która z pewnością należała do wadery. Po jakimś czasie ukazała mi się nowa Alfa WMW - Suzanna.
- Dzień dobry. Jak tam poszły ostatnie polowania, Alicjo, tak? - spytała Suzi.
- Dzień dobry. Nie Alicjo, tylko Astrid. - wysiliłam się na uśmiech. Nie lubiłam jak ktoś mylił moje imię. Jakoś zawsze mi się to źle kojarzyło. Nie wiem tylko czemu. - W miarę dobrze. A jak tam bycie Alfą, droga Suzanno?
- Nie Suzanno, bardzo proszę. Mów do mnie jak chcesz byle nie obraźliwie i po imieniu. - jęknęła niezadowolona. - Też dobrze.
- Spoko. - mruknęłam.
- A więc Adixio, radziłabym ci iść zawołać resztę zespołu do polowań i wybrać się na nie. - Ishi znowu pomyliła moje imię.
- Mam na imię Astrid. - westchnęłam - Już idę. Cześć.
- Astrid, spróbuje zapamiętać. - usłyszałam tylko te słowa nowej Alfy.
Pobiegłam po resztę jak kazała mi Suzi.

* Po polowaniu i śniadaniu. Podczas polowania na obiad. *

- Astrid, ty biegnij na lewo, coś tam szeleści! - powiedział dość głośno Tsume
- Jasne, już biegnę. - powiedziałam i pobiegłam. Rzeczywiście coś tam było. Zrobiłam koło i zaskoczyłam owe stworzenie od tyłu. Spodziewałam się sarny lub jakiegoś zająca, a tutaj siedziała (to z pewnością była ona) i gapiła się na mnie biała wadera przetykana fioletem w okolicach szyi, pyska, grzbietu i końcówki ogona.
- Heej... - powiedziała wadera.
- Cześć, kim jesteś? - spytałam
- Ja? Lily. A ty?
- Ja jestem...
- Astrid! Znalazłaś coś? - zawołał do mnie Dante.
- Właśnie znalazłam. - przyznałam ze śmiechem - Chodź zobaczyć!
Po chwili basior wychylił się zza krzaków. Spojrzał zdziwiony na mnie, potem na Lily i znów na mnie.
- Kto to? - spytał ciekawy.
- To jest Lily. Właśnie miałam się jej przedstawić, ale ty zrobiłeś to za mnie. - uśmiechnęłam się spoglądając z ukosa na Dante.
- Aha... No to cześć Lily. Ja jestem Dante.
- Ja to jak pewnie już wiesz, Astrid. - wróciłam wzrokiem do wadery - Wiesz, że jesteś na terenach WMW?
- WMW? - spytała.
- Wa... - zaczęłam jednak znowu Dante mnie uprzedził.
- Watahy Magicznych Wilków.
- Dzięki Dante, ale też bym chciała coś do niej powiedzieć. - prychnęłam ze śmiechem zwracając się do niebieskiego basiora.
- Zresztą nie ważne. Jak się tu znalazłaś? Nie kojarzę cię z okolic. - spytałam
- Ja też jej nie widziałem. - znów wcisnął swoje trzy grosze basior. Spojrzałam na niego z udawanym groźnym spojrzeniem.
- Dante, proszę zamknij się i daj mówić Lily. - powiedziałam.

<Lily, opowiesz coś o sobie? Dante, zamkniesz się czy nie? xD> 

Uwagi: Suzanna aż tak nie myli imion i nie ma aż takiej sklerozy... zapomina ich po kilku godzinach lub dniach, nie sekundach. Można do niej mówić Suzanna, bo na to pozwala - gryzie jednak przy zwrocie "Suzi". Nie "szeleszczy", tylko "szeleści"

Od Yusuf'a "Wieczór legend" cz.2 (cd. Lithium Vane)

Chciałem jak najciszej otworzyć drzwi z racji, iż to jednak biblioteka i tu cisza powinna być rutyną. Potrzebowałem na lato kiedy zbliża się oto sezon burz przestudiować parę ksiąg, przy blasku świeczki lub ewentualnie księżyca. Nigdy nie przychodziłem w to miejsce, gdyż posiadałam swoje księgi, ale oczywiście, wszystkich nie mogę posiadać. Wiedza na temat ziół była niezbędna przy byciu (sexy) pielęgniarką, nie to tak tylko sobie żartuje. Nie jestem aż takim narcyzem. Nie mam pojęcia dlaczego skradałem się do półki z księgami, ale w połowie drogi ktoś podłożył mi sztylet pod gardło. Ja to mam szczęście. Westchnąłem, jakby do siebie i płynnym ruchem z gracją asasyna przerzuciłem sobie napastnika przez ramię. Nóż trochę zranił mnie w ramię, ale dla mnie taka ranka to tylko draśnięcie. Moim napastnikiem okazała się wadera, a w tej postaci raczej kobieta. Kojarzyłem ją, trochę ją trudno złapać. Taki nie uchwytny wiatr. Zabrałem jej sztylecik, którym mógłbym sobie... Nie ważne.
- No proszę jaki mam łup mimo, że przyszedłem tu po coś innego. Jaki był powód napaści na moją skromną osobę?
- Bezpieczeństwa nigdy nie za wiele - mruknęła poirytowana
- Faktycznie - potwierdziłem jej słowa podając jej dłoń, żeby ją podnieść. Z widoczną niechęcią mi ją podała i pogardliwie na mnie patrząc. Delikatnie, ale jednak dynamicznie postawiłem ją na nogi.
- Mogłeś się tak nie skradać, to było podejrzliwe.
- W bibliotece chyba powinno się tak zachowywać nieprawdaż? Potrzebuję ksiąg o ziołach na poparzenia i porażenia mózgowe, czyli sezonowo burzowe, są tu takie?
Skinęła lekko głową, zaraz utonęła w szafkach i półkach pełnych nieznanych mi lektur i po chwili wróciła z dwoma lekturami w dłoni i warstwą kurzu na kruczo-czarnych włosach.
- Mam wrażenie, że należysz do tej grupy osobników nudzących się przy zbiorowisku liter, wiekowości i kurzu.
- To masz złe wrażenie. Uwielbiam książki.
Mruknęła coś do siebie niewzruszona moją odpowiedzią. Wzruszyłem tylko ramionami. Ruszyła do wyjścia, lecz ją wyprzedziłem i jak na mężczyznę przystało otworzyłem damie drzwi.
- Masz ochotę na drobne ognisko?
- Hmm. Jeśli pozwolisz mi chociaż połowę lektury przeczytać, to bardzo chętnie.
Skinęła głową w porozumieniu, a ja ślepo za nią podążałem. Nie mam się czego bać, bo błagam... Nie jestem, aż taki słaby. Nawet z najgorszych warunków potrafię się wykaraskać. Takie już moje pieprzone szczęście.

<proszę c:> 

Uwagi: LITERÓWKI! "Przerzuciłem" pisz przez "rz". "Nieznanych" piszemy razem. "Po chwili" piszemy osobno. Na przyszłość - opanuj się trochę z tymi komentarzami z typu "sexy".

Od Yuki "Nowy wilk" cz. 3

 Przez dwie minuty patrzyłam jak Sasha płakała. Myślałam, co tu robić, gdy nieznajoma płacze, a ja leżę. Normalnie brak kultury. Aż nagle usłyszałam czyjeś kroki. Weszła do nory obca mi wadera zaczęła krzyczeć na Sashe i kazała jej się uspokoić. Skuliłam się, ponieważ się mocno bałam tej wadery. Nagle obca wadera zabrała ze sobą Sashę. Słyszałam łkanie, krzyki, jęki, coś podobnego to strzałów, śmianie się psychopaty, śmianie się tłumu i bardzo dziwne dźwięki. Nagle Nightmare odwrócił się  i zapytał:
- Pomożesz nam się wydostać z tej watahy?
- A jak mam wam pomóc? - zapytałam się czując strach w sobie
- No ja i Sasha nie jesteśm…-przerwał mu okropny krzyk z bólu - Możesz chodzić?
- Nie wiem, ale spróbuję. - odpowiedziałam i próbowałam wstać. Po paru próbach wstawania w końcu się udało. Bolała mnie trochę przednia prawa łapa, ale wytrzymałam. Spróbowałam zrobić krok, lecz upadłam.
- Nie jest AŻ tak źle - powiedział basior - No ale jak będziesz chodziła i biegała?
- Nie wiem, może trzeba trochę poczekać – odpowiedziałam - ale szczerze nie chce mi się.
 - A tak w ogóle jak się nazywasz? - zapytał się
- Yuko -  Odpowiedziałam. Nagle zauważyłam waderę z Sashą w pysku. Trzymała ją za kark. Sasza była cała posiniaczona i ranna. Miała rany cięte bardzo głębokie.
- Następnym razem nie przeszkadzaj, bo zostaniesz skamieniałym grimem i zginiesz z rozmiażdżoną czaszką - powiedziała do skulonej z bólu Sashy.

(C.D.N)

Uwagi: "Spadłam z pozycji stojącej"? Jak już, to upadłam. "W ogóle" piszemy osobno! Pisz dłuższe op.

Od Setha "Pierwsze dni w watasze" cz.1 (cd. Lithium Vane)

Była piękna pogoda, a słońce zmierzało ku zachodowi.
- Teraz zakręt w prawo, prosto dwadzieścia metrów i w prawo. - Powtarzałem w myślach, te wskazówki dał mi mój nauczyciel, który wychowywał mnie od młodości. Gdy nadszedł czas, żeby go opuścić, bo otrzymałem informację jak trafić do Watahy Magicznych Wilków. Dostałem też list do Alfy z tej watahy. Gdy już myślałem, że zgubiłem drogę moim oczom ukazały się wilki. Podszedłem do jednej z wader i powiedziałem:
- Witaj, chciałem rozmawiać z tutejszą Alfą.
- Jesteś nowy? Już cię zaprowadzam.
Wadera zaprowadziła mnie do Alfy. Alfą była młoda wadera.
- Co cię sprowadza, drogi wilku? - zapytała mnie. Podałem waderze kopertę, otworzyła ją i zaczęła czytać...
- To list do mojej mamy, mówiła mi o tym profesorze.
- Jestem Alfą od niedawna, profesor zapewne nie wie. - wytłumaczyła się. Alfa nagle zniknęła, po chwili przyprowadziła inną waderę.
- To właśnie moja mama - wyjaśniła
-Witaj, widziałam list od profesora, możesz tu dołączyć. - powiedziała mama wadery.
- Dziękuję - powiedziałem
- Lith, oprowadź go po watasze - powiedziała alfa
- Dobrze, Suzanno - wadera pokiwała głową. Poszedłem za wilczycą, która pokazała mi tereny watahy. Zobaczyłem też swoją jaskinię. Przy okazji do wiedziałem, że owa wadera ma na imię Lithium Vane, ale mogę na nią mówić Lith. Sam powiedziałem je, że na imię mi Seth. Gdy nastała noc wszedłem do swojej jaskini i położyłem się spać.
*Rano*
Wstałem i wyszedłem upolować coś na śniadanie. Miałem farta. Złapałem dorodnego jelenia. Było mi żal, że nie zjem całego, bo zwyczajnie nie dam rady. Nagle przede mną przebiegła znajoma wadera
- Lith, pomożesz?! - zawołałem
- W czym, Seth?
- W tym - wskazałem jelenia
- Nie ma sprawy - powiedziała i zabraliśmy się do jedzenia. Po skończonym posiłku Lith powiedziała...

<Lithium Vane?> 

Uwagi: Jest taki cudowny klawisz jak Enter. Polecam na przyszłość. Nie zapominaj o przecinkach! Niektóre zdania możesz podzielić na dwa. Nie ma takiego wyrazu jak "oczą", tylko "oczom". Nie "podeszłem" tylko "podszedłem". Nie "weszłem", tylko "wszedłem". Nie "wyszłem", tylko "wyszedłem". "Alfa" to zwrot grzecznościowy, więc pisz to z wielkiej litery. Unikaj powtórzeń wyrazów. "Na imię" pisze się osobno! "Mi" to nie jest zwrot grzecznościowy - pisz ten wyraz z małej litery.

Od Mizuki "Pierwsze spotkanie" cz. 6 (cd. Shayd)

Po tym jak basior mnie przytuliłam poczułam się dziwnie, nie nawykłam bowiem do takich sytuacji.
- Dobranoc Mizuki - dodał odchodząc
- Dobranoc - odpowiedziałam niepewnie
Po tym jak Shayd oddalił się od mojej jaskini położyłam się i myślałam o całym dzisiejszym dniu.
- Co ty wyprawiasz, Mizuki? - powiedziałam sama do siebie po czym usnęłam
Mimo że poszłam spać tak późno to obudziłam się około godziny siódmej rano. Wyszłam z jaskini, nade mną było piękne błękitne niebo, a ptaki głośno ćwierkały. Wszystko wybudziło się do życia, po dość mroźnej zimie. Wzięłam głęboki wdech i poczułam zapach pięknych kwiatów. Nigdy zbytnio nie lubiłam wiosny ale teraz... może to głupio zabrzmi ale miałam wrażenie jakby coś we mnie się zmieniło, sama nie wiedziałam w sumie co. Wybrałam się na spacer, po drodze usłyszałam pięknie szumiący wodospad, a w nim śmiech dwóch wilków. Nie interesowało mnie kto to jest więc poszłam dalej. Po niedługim spacerze doszłam do Plaży Wschodniej, do moich uszu dochodziły odgłosy fal uderzających o płyciznę. Weszłam do wody i zanurkowałam, płynęłam tuż przy samym dnie. Po krótkim pływaniu wyszłam na brzeg i otrzepałam się z wody. Później poszłam w góry i zaczęłam biegać, czułam coś dziwnego pierwszy raz biegłam tak szybko i bez większego zmęczenia. Było to bardzo dziwne, ale i przyjemne uczucie. Moje łapy nie chciały się zatrzymać. Biegłam cały czas na przód. Wiatr dość silnie wiał, a mój ogon i włosy zaczęły delikatnie unosić się w górę. Poczułam dziwne szczęście choć i tak nie dawałam po sobie tego poznać. W pewnym momencie spotkałam Shayda, lecz nie zatrzymałam się okrążyłam go tylko nie zwalniając.
- Mizuki? - spytał zdziwiony
- Tak, dalej choć a nie zadajesz dziwne pytania - dodałam i pobiegłam dalej
Po chwili Shayd mnie dogonił. Spojrzałam mu w oczy i co zobaczyłam? Zdziwienie oczywiście... Biegliśmy coraz dalej i szybciej, miałam wrażenie, że moje łapy się palą do biegu. Za nami unosiła się chmura kurzu, wywołana zbyt dużą prędkością z jaką biegliśmy. Po jakiejś godzinie biegu, zatrzymaliśmy się by odpocząć. Nie byłam zbyt zmęczona, ale zrobiło mi się gorąco, zatrzymaliśmy się koło jednego z piękniejszych górskich źródeł. Napiłam się wody i zjadłam odrobinę jagód, które rosły zaraz brzy źródle. Chwilę później wsadziłam pyszczek do źródła, ale tylko po to, by nie był brudny od jagód.
- Mizuki? - powiedział przerywając ciszę Shayd, mówiąc to spojrzał mi w oczy
- Tak? - odpowiedziałam po czym również spojrzałam mu w oczy

<Shayd? Poznaj drugą stronę Mizu xD> 

Uwagi: "niepewnie" piszemy razem. Zapominasz o przecinkach, niektóre zdania są za długie.

wtorek, 7 lipca 2015

Od Toboe "Zabawa w śniegu" cz.4 (cd. Ripple)

Ślizgaliśmy się po topniejącym śniegu śmiejąc się w głos. A cała zabawa odbywała się pod czujnym okiem mojej mamy. I tak nie miała lepszego zajęcia do roboty. Minął nam tak cały wieczór. Lubią tą nową. Jest miła i przyjazna. Tylko ja, jak to ja znowu zapomniałem jej imienia.
****
Jutro będę miał dwa lata! Będę dorosły! A to oznacza jedno... Będę mógł zostać strażnikiem lub kimś innym ważnym! Ostatnimi czasy bardzo zżyłem się z rodzicami, a tata codziennie wieloma godzinami szkolił mnie w walce. Na początku nie wychodziło mi to zbyt dobrze. No, ale trening czyni mistrza! Obiecałem ojcu, że nawet jak będę dorosły będę do niego chodził na praktyki walki, ale moim ulubionym zajęciem jest poranne i wieczorne bieganie z mamą. Dziś na wieczorny bieg nie mogła przyjść, miała jakąś sprawę z tatą do wyjaśnienia. Dlatego też teraz biegnę sam. Przemierzałem trasę, którą wspólnie z matką ustaliłem. Tak często tędy podążaliśmy, aż wydeptaliśmy szlak. Zachód słońca przedzierający się przez drzewa, momentami mnie oślepiał i nie widziałem jak biegnę. Słyszałem jak coś z górki się sturla, lecz nie miałem pojęcia co. Dopiero wtedy jak się o to coś potknąłem zdałem sobie sprawę, że to Ripple. Moja koleżanka.
- Ałć! - krzyknęła.
Leżeliśmy na sobie zwinięci w chiński paragraf, ja dodatkowo z pyskiem w piachu. Po paru minutach jęków i stęków "rozplątaliśmy" się, lecz ja nadal leżałem żebro mnie bolało, ponieważ waderka włożyła mi miedzy nie łapkę.
- Mogłeś uważać.
- Mogłaś uważać.
Powiedzieliśmy w tym samym momencie, lecz długo ta powaga nie potrwała, zaraz wybuchnęliśmy śmiechem. Powoli się podniosłem na trzęsących się nogach, przez adrenalinę.
- Wybacz Rippi, ale biegam może porozmawiamy potem, co?
- A mogę się do ciebie dołączyć?
- Nie nadążysz za mną - mruknąłem nieprzekonany.
- Proszę daj mi chociaż spróbować - jęknęła błagalnie.
Westchnąłem ciężko delikatnie kręcąc głową. W sumie wzrostem prawie mi dorównuje, ale siłą i wytrzymałością, raczej nie. Mocno zwolnię tempa, aby mogła być minimum chociaż siedem metrów za mną.
- Niech cię będzie, ale streszczaj się, zaraz słońce zajdzie.
- Ale ty przecież się chyba nie boisz?
Nie miałem ochoty odpowiadać, przecież to pytanie jest zupełnie bez sensu. Ja się nigdy nie boję, ale dbam o innych bezpieczeństwo i jestem ostrożny. Mama mówi, że nawet aż za bardzo ostrożny.

<Rippi? Tobi już jest prawię dorosły, pamiętaj o tym i myśli inaczej niż szczeniak> 

Uwagi: brak

poniedziałek, 6 lipca 2015

Od Midnight'a "Dołączenie?!" cz.3 (cd. Suzanna lub Kiiyuko)

Co miałem zrobić? Wróciłem do starej watahy, która wzbogacała się beze mnie. No i jeszcze Shaylin odeszła. No ale Yusuf chociaż jest, więc jest z kim pogadać. Ogólnie nie odebrałem jeszcze broni, ale to szczegół. Większość jest w mojej jaskini. Pobiegłem nad wodospad gdzie zauważyłem tego szarego wilka, który rzucał kamieniami. Zacząłem się okropnie śmiać. On popatrzył się na mnie i powiedział:
- Witaj w domu! - odpowiedział żartobliwym tonem.
- No chyba... - powiedziałem niepewnym głosem.
- A co się stało? - spytał.
- Widziałeś Shaylin? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Nieco go zdziwiło, ale co tam.
- No nie... - odpowiedział jakoś niepewnie - A co się stało? - spytał po raz kolejny.
Jednak ja nie chciałem go już słuchać. Miałem już wszystkich dość. Shaylin mnie opuściła - taka jest prawda. Wyrwałem się do lotu i odleciałem w siną dal. Nie mógł mnie dogonić, bo nie miał skrzydeł. Tym lepiej.
Leciałem gdzie skrzydła mnie poniosą. W gardle czułem ogromną gulę. Musiałem ją gdzieś wypłakać. Przecież nie mogę pokazywać jakim mięczakiem jestem. Pierwsze co mi wpadło do głowy to Mroczny Las. Tam nikt nie będzie mi przeszkadzał. Tak więc tam się udałem. Byłem bardzo od niego oddalony, lecz nie czułem zmęczenia. Po chwili rozpacz zamieniła się w totalną złość. Miałem ochotę wszystkich pozabijać winiąc ich za nią. Jednak było to chwilowe, bo gdy zjawiłem się w Mrocznym Lesie nie miałem na nikim się wyżyć.
Siadłem na najbliższym drzewie. Płakałem, nie wstydzę się tego. Robiłem to co mogło wyrzucić ze mnie tą rozpacz. Robiłem to sekundy, minuty, a może nawet godziny sugerując się słońcem. Jednak uczucie minęło z dziwnym akcentem. Coś świeciło na gałęzi tak okropnie jak oko demona. Jednak podniosłem się z ziemi, na której nie było niczego. Nawet trawy. Podszedłem po cichu i sięgnąłem po przedmiot. Był to taki pierścień z czarnym kamieniem w środku. Był ładny, a zarazem tajemniczy i ujęty klątwą. Jednak założyłem go, ponieważ i tak było mi to wszystko obojętne. Pierwsze wrażenie? Zwykły pierścionek.
Dziwiąc się tym pierścieniem nie usłyszałem jak jakieś kreatury podchodziły do mnie. Machnąłem nim tak dla zabawy, no i się zaczęło.
- Ja go zabije i zjem mózg - powiedział jeden głośnym szeptem.
- A dlaczego niby ty?! - oburzył się drugi.
- Bo jestem od ciebie lepszy! - powiedział wkurzony - Ty nawet mrówki byś nie zabił!
- Ta?! to ciebie ZABIJE I ZJEM Z WIELKĄ CHĘCIĄ! - krzyknął i rzucił się na pierwszego. Nie zauważyli, że ja już oddalałem się od nich z ogromnym zdziwieniem. Co mogło się stać? Ten temat nie dawał mi spokoju.
Byłem już na "normalnych" terenach naszej watahy. Wczoraj była koronacja Suzanny na Alfę. Nawet dobrze. Może będą nowe rzeczy. Nie lubię zmian, ale niektóre czasami są fajne. Postanowiłem również spytać się jej co to za pierścień. Tylko nie wiedziałem co może się stać.
Gdy byłem już koło ich jaskini jakoś zaswędziła mi się łapa, więc podrapałem się tą łapą na której miałem pierścień. 
- Dlaczego zdjęłaś naszyjnik? - usłyszałem lekko podniesiony głos Kiiyuko.
- Przeszkadzał mi - powiedziała zdenerwowana Suzanna - i dlaczego jest taki ciężki?! - wkurzyła się.
- A diament to piórko?! - zaczęli już ogólnie krzyczeć na siebie. 
-Co cię tutaj sprowadza? - powiedziała Kiiyuko, która nagle popatrzyła się na moją łapę, gdzie miałem pierścień - Z TYM?!.
- Eee... nic... - nie wiedziałem o co jej chodzi.
- Skąd to masz? - pokazała na mój pierścień Kiiyuko.
- No… z Mrocznego Lasu... - nie wiedziałem o co chodzi.
- Widziałem to kiedyś… - pomyślałem.
- To było jakiejś książce - dopowiedziała Suzanna.
- Ja wam powiem co to jest! - powiedziała donośnym tonem "emerytowana" Alfa Kiiyuko.
- Wiem co to! - oznajmiła.
- To pierścień Niezgody! - krzyknęła "nowa" Alfa trzymając otwierając książkę na jakiejś stronie.
- A dokładniej co to jest? - spytałem ciągle nie wiedząc o co im chodzi.
<Kiiyuko albo Suzanna jak chcecie xd?>

Uwagi: Zapominasz o przecinkach. Unikaj powtórzeń wyrazów. "Niepewnie", "nieco" piszemy razem. Mroczny Las to miejsce, więc nazwę piszemy z wielkiej litery. Nie "podeszłem" tylko "podszedłem". Cudzysłowia nie tworzymy z przecinków!