Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

niedziela, 24 kwietnia 2016

Bianco "Zanim dołączyłam tutaj..."

Urodziłam się w miejscu, gdzie tylko ptaki były i moi rodzice oraz rodzeństwo. Znajdowało się ono w lesie, gdzie ziemia była połączona z piaskiem i drzewa wyrastały z jeziora powstałego z wodospadu. Była obok niego niewielka jaskinia, gdzie mieszkałam. Była w środku trochę nierówna i wilgotna, ale podłoże było okryte liśćmi. Moja siostra, która była ode mnie o dwa lata starsza, ściany udekorowała kwiatkami i liśćmi lilii. Wyglądała pięknie i lubiłam się w niej bawić. Gdy miałam trzy lata to urodziły się bliźniaki i miałam teraz siostrę i dwóch braci. Kilka miesięcy później las stracił zielony kolor, poszarzał. Kłębki dymu wiły się po całym lesie. Ptaki pouciekały. Chciałam to sprawdzić, ale mama się na to nie zgodziła.
- Musimy się na to przygotować. Może być to stworzenie potężniejsze od nas. - powiedział tata.
- Przygotujemy się tak, aby przetrwać. - odparła siostra.
- Ale zajmie nam to bardzo długo, a czasu jest niewiele, bo się tu udusimy! - wykrzyknęłam.
Spojrzeli na mnie i na siebie mówiąc: "Czas to pieniądz!". W ciągu niecałego miesiąca byliśmy przygotowani. Wyruszyliśmy o świcie i zobaczyliśmy stertę drzew powalonych, a wśród nich ogromnego smoka. Gdy chrapał, to z jego nozdrzy wydobywał się czarny dym, który zatruwał las. Braciszkowie nie zwarzając na wielkość smoka, rzucili się na niego. Nie bolało to poczwarę, lecz tylko ją obudzili. Była bardzo zdenerwowana i zaczęła ziać ogniem. Moją siostrę straciłam jako pierwszą, bo nie potrafiła latać. Spłonęła. Smok podniósł się i obracając się zmiótł moich rodziców daleko od miejsca zamieszkania poczwary. Tata, mając skrzydła, przyleciał i używając swojej mocy próbował zamrozić smoka. Ja mu w tym chciałam pomóc, ale to nic nie dało, bo on zaczą płonąć, szybko lód się roztopił i nie miałam żywiołu lodu. Spalił mojego tatę koszmarnym ogniem. Zostałam ja i bracia. Sprowadziłam chmury burzowe, żeby odgonić smoka. Była to bardzo zła decyzja. Podjęłam ją w pośpiechu, a jej skutkiem było zmiażdżenie moich braci i wygonienie smoka. Płakałam przy nich bardzo długo. Nie wybaczę sobie tego do końca życia! Siedziałam smutna w jaskini patrząc się w ciemność nocnego nieba. Rok później pamiętając o rodzinie, chciałam dołączyć do watahy. Znalazłam ją bardzo daleko od miejsca z dzieciństwa. Nazywała się Wataha Magicznych Wilków. Pytając Alfę, prosiłam o dołączenie, a odpowiedź była dla mnie radująca. Byłam szczęśliwa, że dołączyłam do tej watahy, ponieważ brakowało mi rodzeństwa i rodziców. Płakałam za nich wielkimi łzami, a tu nagle się raduje, bo mam kolejną rodzinę. Zwiedzałam piękne tereny, śpiewałam z ptakami, co było moim ulubionym zajęciem. Szłam lasem podobnym do moich dawnych wspomień, widziałam szczeniaki bawiące się w śniegu, zakochanych i radosnych. Wyglądało to pięknie, a ja jedyna na chmurze sobie leżałam. W lesie, o którym wspominałam, biegały sobie stworzonka i dźwięk dawał powiew wiatru świerzy. Stanęłam i rzekłam: "Vita veluti ventos.*". Moje futro, włosy i ogon zaczęły pięknie falować i troszeczkę się świecić, co było przewidziane z powodu mojego żywiołu. Chciałabym tak stać bez końca, ale czas szybko miną i musiałam iść spać do mojej nowej jaskini.

*Vita veluti ventos.  (jęz. łaciński) - Życie jest jak powiew wiatru.

Uwagi: Lepiej pisać "lubiłam", niż "lubiałam". "Świeży" piszemy przez "ż".

Od Rey "Nowa znajomość" cz. 1 (cd. Sohara)

Pewnego ranka gdy się obudziłam pomyślałam, że warto było by poznać kogoś nowego. Poszłam do lasu poszukać jakiejś wadery z którą mogłabym się zaprzyjaźnić. Szłam dobre pół dnia po lesie, ale nie znalazłam nikogo kto by chciał pogadać. Gdy szłam zamyślona nagle wpadłam na jakąś waderę:
- Oj, przepraszam - powiedziałam zawstydzona.
- Nic się nie stało... Jestem Sohara.
- Ja nazywam się Rey... miło mi cię poznać - powiedziałam uśmiechnięta.
- Kiedy dotarłaś do naszej watahy? Jeszcze nigdy cię tu nie widziałam.
- Chyba jakieś trzy, cztery tygodnie temu poznałam Ishi, która mi zaproponowała dołączenie do watahy.
- To fajnie... A jak tu dotarłaś? - zapytała.
- Długa historia, ale Ci ją opowiem...
Zaczęłam jej opowiadać o rodzicach potem o Kle, a na końcu doszłam do siostry i Kerniego. Powiedziałam jej również o tym co mi mówiła siostra.
- Hm... Dużo w życiu przeszłaś - powiedziała po cichu.
- A ty... jak tu się dostałaś? - zapytałam.
- Wolę o tym nie mówić...
- Przepraszam, jak cię uraziłam...
- Nie nic się nie stało - uśmiechnęła się.
- Może pójdziemy na klif? Bardzo fajne miejsce.
- No pewnie chodźmy! Kto będzie tam ostatni, to zgniłe jajo!
- Nie mogę biec... Moja łapa jeszcze nie wyzdrowiała - powiedziałam po cichu.
- Zapomniałam. Chodźmy powoli - uśmiechnęła się.
Już dobrze znałam drogę na klif, więc zaprowadziłam tam Sohare. Gdy doszłyśmy i usiadłyśmy na brzegu urwiska zaczęłyśmy rozmowę:
- Aaa... Masz jakąś moc? - zapytałam.
- Tak, potrafię przenosić się w czasie.
- Naprawdę!? Ja umiem tylko wzniecać ogień.
- To też coś! Cały czas przy sobie masz broń, i to taką której nie trzeba dźwigać - zaśmiała się.
- Heh... W sumie lepsze to niż nic - uśmiechnęłam się.
- Ja umiem też się teleportować.
- Wow, też bym chciała tak umieć. Nie musisz nigdzie chodzić wystarczy, że pomyślisz o tym miejscu i już tam jesteś.
- Jaki piękny zachód słońca... Dawno takiego nie widziałam.
- Piękny, ale zbliża się noc, musimy wracać do watahy.
- Niestety... Musimy już iść, po ciemku nie za dużo widać - zaśmiała się.
- Chodźmy.
Szybkim krokiem wróciłyśmy do jaskini. Po drodze znalazłyśmy krzaki z borówkami. Zjadłyśmy trochę i poszłyśmy dalej.
- To co, widzimy się jutro? - zapytała Sohara.
- No pewnie, a czemu nie.
- To do jutra, pa!
- Do zobaczenia - pożegnałam się i odeszłam.
Weszłam do jaskini położyłam się w swoim ulubionym miejscu i zasnęłam.

<Sohara?>

Uwagi: Liczby i cyfry w op. zapisujemy słownie. "Choć" a "chodź" to nie jedno i to samo. Ze spraw czysto technicznych... Sohara urodziła się w WMW, więc właściwie nie ma czego opowiadać, jak tu się dostała... tym bardziej, że należy do watahy od 5-ciu lat i zna wszystkie tereny.