Urodziłam się w miejscu, gdzie tylko ptaki były i moi rodzice oraz
rodzeństwo. Znajdowało się ono w lesie, gdzie ziemia była połączona z
piaskiem i drzewa wyrastały z jeziora powstałego z wodospadu. Była obok
niego niewielka jaskinia, gdzie mieszkałam. Była w środku trochę
nierówna i wilgotna, ale podłoże było okryte liśćmi. Moja siostra, która
była ode mnie o dwa lata starsza, ściany udekorowała kwiatkami i liśćmi
lilii. Wyglądała pięknie i lubiłam się w niej bawić. Gdy miałam trzy
lata to urodziły się bliźniaki i miałam teraz siostrę i dwóch braci.
Kilka miesięcy później las stracił zielony kolor, poszarzał. Kłębki dymu
wiły się po całym lesie. Ptaki pouciekały. Chciałam to sprawdzić, ale
mama się na to nie zgodziła.
- Musimy się na to przygotować. Może być to stworzenie potężniejsze od nas. - powiedział tata.
- Przygotujemy się tak, aby przetrwać. - odparła siostra.
- Ale zajmie nam to bardzo długo, a czasu jest niewiele, bo się tu udusimy! - wykrzyknęłam.
Spojrzeli na mnie i na siebie mówiąc: "Czas to pieniądz!". W ciągu niecałego miesiąca byliśmy przygotowani. Wyruszyliśmy o świcie i zobaczyliśmy stertę drzew powalonych, a wśród nich ogromnego smoka. Gdy chrapał, to z jego nozdrzy wydobywał się czarny dym, który zatruwał las. Braciszkowie nie zwarzając na wielkość smoka, rzucili się na niego. Nie bolało to poczwarę, lecz tylko ją obudzili. Była bardzo zdenerwowana i zaczęła ziać ogniem. Moją siostrę straciłam jako pierwszą, bo nie potrafiła latać. Spłonęła. Smok podniósł się i obracając się zmiótł moich rodziców daleko od miejsca zamieszkania poczwary. Tata, mając skrzydła, przyleciał i używając swojej mocy próbował zamrozić smoka. Ja mu w tym chciałam pomóc, ale to nic nie dało, bo on zaczą płonąć, szybko lód się roztopił i nie miałam żywiołu lodu. Spalił mojego tatę koszmarnym ogniem. Zostałam ja i bracia. Sprowadziłam chmury burzowe, żeby odgonić smoka. Była to bardzo zła decyzja. Podjęłam ją w pośpiechu, a jej skutkiem było zmiażdżenie moich braci i wygonienie smoka. Płakałam przy nich bardzo długo. Nie wybaczę sobie tego do końca życia! Siedziałam smutna w jaskini patrząc się w ciemność nocnego nieba. Rok później pamiętając o rodzinie, chciałam dołączyć do watahy. Znalazłam ją bardzo daleko od miejsca z dzieciństwa. Nazywała się Wataha Magicznych Wilków. Pytając Alfę, prosiłam o dołączenie, a odpowiedź była dla mnie radująca. Byłam szczęśliwa, że dołączyłam do tej watahy, ponieważ brakowało mi rodzeństwa i rodziców. Płakałam za nich wielkimi łzami, a tu nagle się raduje, bo mam kolejną rodzinę. Zwiedzałam piękne tereny, śpiewałam z ptakami, co było moim ulubionym zajęciem. Szłam lasem podobnym do moich dawnych wspomień, widziałam szczeniaki bawiące się w śniegu, zakochanych i radosnych. Wyglądało to pięknie, a ja jedyna na chmurze sobie leżałam. W lesie, o którym wspominałam, biegały sobie stworzonka i dźwięk dawał powiew wiatru świerzy. Stanęłam i rzekłam: "Vita veluti ventos.*". Moje futro, włosy i ogon zaczęły pięknie falować i troszeczkę się świecić, co było przewidziane z powodu mojego żywiołu. Chciałabym tak stać bez końca, ale czas szybko miną i musiałam iść spać do mojej nowej jaskini.
*Vita veluti ventos. (jęz. łaciński) - Życie jest jak powiew wiatru.
Uwagi: Lepiej pisać "lubiłam", niż "lubiałam". "Świeży" piszemy przez "ż".
- Musimy się na to przygotować. Może być to stworzenie potężniejsze od nas. - powiedział tata.
- Przygotujemy się tak, aby przetrwać. - odparła siostra.
- Ale zajmie nam to bardzo długo, a czasu jest niewiele, bo się tu udusimy! - wykrzyknęłam.
Spojrzeli na mnie i na siebie mówiąc: "Czas to pieniądz!". W ciągu niecałego miesiąca byliśmy przygotowani. Wyruszyliśmy o świcie i zobaczyliśmy stertę drzew powalonych, a wśród nich ogromnego smoka. Gdy chrapał, to z jego nozdrzy wydobywał się czarny dym, który zatruwał las. Braciszkowie nie zwarzając na wielkość smoka, rzucili się na niego. Nie bolało to poczwarę, lecz tylko ją obudzili. Była bardzo zdenerwowana i zaczęła ziać ogniem. Moją siostrę straciłam jako pierwszą, bo nie potrafiła latać. Spłonęła. Smok podniósł się i obracając się zmiótł moich rodziców daleko od miejsca zamieszkania poczwary. Tata, mając skrzydła, przyleciał i używając swojej mocy próbował zamrozić smoka. Ja mu w tym chciałam pomóc, ale to nic nie dało, bo on zaczą płonąć, szybko lód się roztopił i nie miałam żywiołu lodu. Spalił mojego tatę koszmarnym ogniem. Zostałam ja i bracia. Sprowadziłam chmury burzowe, żeby odgonić smoka. Była to bardzo zła decyzja. Podjęłam ją w pośpiechu, a jej skutkiem było zmiażdżenie moich braci i wygonienie smoka. Płakałam przy nich bardzo długo. Nie wybaczę sobie tego do końca życia! Siedziałam smutna w jaskini patrząc się w ciemność nocnego nieba. Rok później pamiętając o rodzinie, chciałam dołączyć do watahy. Znalazłam ją bardzo daleko od miejsca z dzieciństwa. Nazywała się Wataha Magicznych Wilków. Pytając Alfę, prosiłam o dołączenie, a odpowiedź była dla mnie radująca. Byłam szczęśliwa, że dołączyłam do tej watahy, ponieważ brakowało mi rodzeństwa i rodziców. Płakałam za nich wielkimi łzami, a tu nagle się raduje, bo mam kolejną rodzinę. Zwiedzałam piękne tereny, śpiewałam z ptakami, co było moim ulubionym zajęciem. Szłam lasem podobnym do moich dawnych wspomień, widziałam szczeniaki bawiące się w śniegu, zakochanych i radosnych. Wyglądało to pięknie, a ja jedyna na chmurze sobie leżałam. W lesie, o którym wspominałam, biegały sobie stworzonka i dźwięk dawał powiew wiatru świerzy. Stanęłam i rzekłam: "Vita veluti ventos.*". Moje futro, włosy i ogon zaczęły pięknie falować i troszeczkę się świecić, co było przewidziane z powodu mojego żywiołu. Chciałabym tak stać bez końca, ale czas szybko miną i musiałam iść spać do mojej nowej jaskini.
*Vita veluti ventos. (jęz. łaciński) - Życie jest jak powiew wiatru.
Uwagi: Lepiej pisać "lubiłam", niż "lubiałam". "Świeży" piszemy przez "ż".