Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

piątek, 24 listopada 2017

Od Lind "Spełni się" cz. 1


Wrzesień 2020
Alfabetyczne ułożenie książek podobno pomaga odnaleźć te właściwe. Może jednak warto było się go nauczyć? 
Przechodziłam obok kolejnych regałów z wykrzywioną głową. Przejeżdżałam znużonym już wzrokiem po grzbietach opisanych tytułami rozpoczynającymi się na literę "K". Wszystko co mogłoby być  użyteczne, przeplatało się niestety z myląco brzmiącymi nazwami ludzkiej literatury. Dwa magiczne koty śledziły z zainteresowaniem moje ruchy dookoła półek. Nie zamierzałam się poddać, jak już tyle czasu tu spędziłam. 
Nagle zatrzymałam się. Czy mi się zdawało, czy widziałam właśnie... Cofnęłam się kilka kroków. A niech mnie!
Ściągnęłam pośpiesznie grubą książkę z regału. Tomisko wyślizgnęło mi się z pyska i uderzyło z hukiem o drewnianą podłogę. Koty poderwały się z miejsca, a ja pochyliłam się nad wydaniem i jeszcze raz przyjrzałam z zachwytem tytułowi. Miałam przez chwilę wrażenie, że oczy płatają mi figla. Nie, nie ma mowy o pomyłce.
"Kronika Jesieni Tysiąclecia"
Bez namysłu wrzuciłam wydanie do torby i ruszyłam w stronę wyjścia z Biblioteki. Zrezygnowałam z poszukiwania tego, po co tu pierwotnie przyszłam. Co odwlecze to nie uciecze, czy jakoś tak. Wyszłam na zewnątrz, na szary i poszarpany nawałnicami świat. 
Miałam teraz do wyboru podróż górą, pośród szalejącego wiatru i deszczu, lub dołem, kawałek nad poziomem wody, która przykryła niemalże wszystkie niżej położone tereny. Wybrałam od razu opcję pierwszą. Udało mi się jakoś pokonać odległość dzielącą mnie od jaskini, jednak czułam się cały czas jak listek rzucany na prawo i lewo przez nieokiełznany żywioł. 
Właśnie. Mój żywioł. Byłam zaskoczona jak mało nad nim czasem panuję. Chyba czas się wziąć za jakieś ćwiczenia. 
Uważając na książkę, wylądowałam w brudnej, odpychająco wyglądającej wodzie i wpłynęłam do swojego lokum. U mnie sięgała mniej więcej do łokci. Nie powiem, że mi się to podobało, jednak przestałam narzekać, kiedy usłyszałam coś o całkowicie zalanych norach, niezdatnych obecnie do mieszkania. Nie wiedziałam, czy to tylko plotka, czy fakt, jednak dał mi dość do myślenia - mogło być znacznie gorzej. 
Wskoczyłam na posłanie, umiejscowione trochę wyżej na potrzeby uchronienia od zimnej cieczy. Otrzepałam się i wycisnęłam wodę z włosów po czym położyłam się na bok i otworzyłam książkę. Z nostalgią wróciłam do historii, której nie miałam możliwości poznać w dzieciństwie do końca. Zabroniły mi wtedy wyrwane i poszarpane strony ostatnich rozdziałów. Zapomniałam o świecie, zapomniałam o nawałnicach na zewnątrz. Wrócili starzy znajomi ze stronic. 
Wszystko, co planowałam rano, rzuciłam na dalszy plan. 
***
"Zobaczył korony drzew, wykonane wreszcie z prawdziwego złota..."
- Uch, kto tu postawił ten sufit? - usłyszałam nagle. 
Podskoczyłam i ześlizgnęłam się niechcący z posłania. Moje przednie łapy wylądowały w wodzie. Przeszły mnie dreszcze, przecież dopiero co się wysuszyłam. Zwróciłam oczy w stronę wejścia. Stał tam Dante, pochylając głowę z powodu nisko zawieszonego sklepienia. Aha, znów nie zauważyłam gościa przez lekturę. Zaskoczył mnie. Zeszłam cała na zatopioną podłogę i uśmiechnęłam się jak gdyby nigdy nic się nie stało. W sumie cieszyłam się na widok tego miłego basiora.
- E.... Hej, Lind - mruknął basior.
- Cześć, co cię do mnie sprowadza, Dan? - upewniłam się, że książka nie wyląduje w wodzie.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam... - poprawił ułożenie pasa zakrytego prawie zupełnie przez różnoraką broń. - Ja po mięso. Sama mówiłaś, żebym...
- A, tak! Mięso! - potrząsnęłam głową. - Masz rację, całkowitą rację - wymamrotałam pośpiesznie i paroma susami dotarłam do jednej z półek wydrążonych w skale. - Miałam ci oddać tamte dwa zające - złapałam wiatrem wspomniane właśnie zwierzaki. - Daruj, że skazałam cię wtedy na dodatkowe godziny bieganiny.
- Żaden problem... - odparł bez przekonania i dodał na końcu zdania jakiś dziwny epitet. To chyba miał być komplement, ale nie mam pewności. Nie usłyszałam wszystkiego. Tak czy inaczej przejął ode mnie zapas mięsa. 
- Czy to jest Bransoletka Życzeń? - zwrócił uwagę na przedmiot leżący w zasięgu wzroku.
- To? Tak się nazywa? - zdziwiłam się. 
- Taak, to ona... - zmrużył oczy. - Farciara z ciebie.
- Słucham? - spojrzałam zmieszana na basiora, wciąż niezbyt rozumiejąc, co ma na myśli. 
- Nie wiesz do czego to służy? - popatrzył okrągłymi oczami na moje przeczące ruchy głową. - Spełnia życzenia, tak jak nazwa wskazuje - oznajmił, jakby spotkał właśnie kogoś, kto nie wie, że w dzień Słońce świeci. 
Chwila... On tak na poważnie? Spełnianie życzeń realnie, nie jak w lukrowanych bajkach, które opowiadała mi Jen na dobranoc? 
Uderzyłam ogonem w brudną taflę wody. Wtem coś otarło się o moją łapę. To była ryba. 
- Cóż... Ciekawe, bardzo ciekawe. Dzięki za informacje, Dan - powiedziałam bez wyrazu, cofając się o kilka kroków. 
Nie wiedziałam czy wierzyć w jego słowa. Wyjątkowo zapaliła mi się lampka niepewności z tyłu głowy. Chyba jednak powinnam ten jeden raz poszukać jakiegoś potwierdzenia. 
Uderzyłam jeszcze raz ogonem w wodę, płosząc łuskowate stworzonko. 
- Dzięki.
****
- Czyli... Dan wie o czym mówi? - zapytałam.
- On? Zwykle nie - Mana rzuciła kamień na wodę. Cicho syknęła niezadowolona, kiedy nie odbił się od tafli ani razu. - Ale to o Bransoletce Życzeń, to prawda. Masz dokładnie jedno życzenie, które spełni się. 
- Tak po prostu? - wciąż jakoś trudno mi było uwierzyć. Pierwszy raz od jakiegoś czasu chyba. Czyżbym... dorosła już zupełnie?
- Powinno. Jeśli nie będzie to tylko hologram - mruknęła w odpowiedzi - Ale zwykle tak nie jest. Czego chcieć więcej? 
- Dobre pytanie - usiadłam na trawie. 
- Rozumiem nie wiesz jeszcze do czego jej użyjesz? - zainteresowała się Hane spoglądając na Bransoletkę. 
- Coś tam chyba mam - odparłam. 
Manahane ponownie spróbowała "puścić kaczkę". Tym razem udało jej się. Zadowolona spojrzała na mnie i podsunęła mi inny kamyk. Rzuciłam go, chociaż byłam już na wpół nieobecna myślami. Zdołałam osiągnąć podobny efekt jak fioletowa wadera. Mam nadzieję, że nie zauważyła jak pomogłam sobie żywiołem. 
Gdzieś daleko zabrzmiał grzmot. Położyłam po sobie biedne uszy. Kolejna fala deszczu nadciąga.
Wieczorem udałam się do parku, a właściwie wysepek nad parkiem. Miałam tyle szczęścia, że chwilowo nie padało zbyt mocno, a spomiędzy ciężkich chmur wysunął się Księżyc. Znów przypomniałam sobie o poczuciu rozbicia. Znów, ponowie, jeszcze raz. Za dużo, za dużo tego! 
"Dobra, czas się skupić na życzeniu", pomyślałam. Przysiadłam na kamieniu i zaczęłam się zastanawiać. Jak je sformułować... Jak... 
Nie spodziewałam się trudności na tym etapie. Planowałam po prostu wypowiedzieć to życzenie i wrócić do jaskini z uśmiechem na pysku. Tymczasem przesiedziałam minuty, godziny, jakkolwiek liczy się czas, na ziemnej skale, szarpana wichrem.
W końcu przyszło. Zerwałam się z entuzjazmem na równe łapy i wypowiedziałam je głośno.
 
<CDN>
 
Uwagi: "Aha" piszemy przez "h".