Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

poniedziałek, 17 grudnia 2018

Od Lind "Obowiązki strażnika terenów" cz. 1

Marzec 2022
Dookoła mnie panowała ciemność. Taki był urok wszystkich ostatnich nocy. Warstwy fioletowych chmur już od miesiąca nie znikają z nieba. Bardzo rzadko odsłaniają Słońce, a co dopiero oczekiwać widoku księżyca czy gwiazdy po zmroku. Kłęby dziwnie zabarwionej pary wodnej może nie byłyby wielkim problemem, gdyby nie przywiodły tu ze sobą stale nasilających się wichrów, których nawet wspólnymi siłami nie zdołaliśmy uspokoić.

Szłam powoli wzdłuż brzegu Wschodniej Plaży. Tony piachu uciekały mi spod łap i starały się dotrzeć do mojego pyska niczym rój wściekłych much. Nie próbowałam powstrzymać całej burzy piaskowej, ale użyłam mocy, żeby utworzyć barierę z powietrza dookoła swoich oczu, uszu i nosa. Z każdym kolejnym smagnięciem gwałtownego wiatru odnosiłam wrażenie, iż zaraz i ja zostanę porwana w górę, tak jak okruchy skalne. 
Lecieć z taką samą lekkością, będąc jednocześnie pozbawionym wyboru, dokąd trafisz. W ten sposób można przebyć ogromne odległości, ale równie dobrze można spaść od razu na ziemię i zniknąć pośród miliardów podobnych sobie...
Potrząsnęłam głową. Nie czas na rozmyślanie o losie ziarnka piasku podczas burzy. Muszę skupić się na swoim zadaniu. Mam przebyć wyznaczoną trasę i pilnować, czy nikt nieproszony nie zakrada się na nasze terytorium. Przy takiej pogodzie, marne szanse, że cokolwiek zobaczę, ale przecież zostały mi jeszcze inne zmysły.
Nagle poczułam pod poduszkami łap zimne, twarde podłoże. Zatrzymałam się zdziwiona. Już dotarłam do podnóża Gór? Mogłabym przysiąc, że Wschodnia Plaża była znacznie dłuższa. Przecież pokonuję jej długość codziennie przy okazji nocnej warty. Ruszyłam dalej przed siebie, gotowa w każdej chwili napotkać pionową ścianę skalną. Jednakże czas mijał, a grunt ani myślał się podnieść. Chwilami zdawało mi się nawet, że schodzę coraz niżej.
"Czyżbym przez tę fatalną widoczność pomyliła kierunki?", pomyślałam zdezorientowana.
Postanowiłam wzbić się w powietrze, ponad chmurę piasku z plaży i zorientować w terenie. Przywołałam skrzydła, po czym od razu wystartowałam. Powinnam była się jednak spodziewać, że szalejący wiatr nie odpuści okazji i zacznie targać mną na wszystkie strony. Tak więc, wykonałam kilka niezamierzonych pełnych obrotów i innych niekontrolowanych akrobacji. Oczywiste, iż mój błędnik natychmiast zwariował od tego wszystkiego. Zupełnie straciłam orientację, gdzie jest góra, a gdzie dół. Dopiero po czasie zdołałam odzyskać kontrolę nad kierunkiem lotu i z pewną trudnością, wyleciałam z burzy piaskowej, z całych sił ignorując mdłości. 
Wyżej wiatr nie był wiele słabszy, jednak stąd mogłam przynajmniej zlokalizować ostre szczyty gór. Jak się okazuje, wcale nie zboczyłam z trasy mojego codziennego patrolu. Zmierzałam cały czas w dobrym kierunku. Odetchnęłam z ulgą i ostrożnie wróciłam na ziemię. Szkoda, że nie mogłam pozostać w powietrzu. Suzanna wyraziła się jasno; przez większą część obchodu tej granicy terenów, mam trzymać się ziemi. Pomiędzy Górami a Plażą Wschodnią jest zbyt wiele miejsc do ukrycia się. Zwłaszcza teraz, kiedy nie można już tu polegać na zmyśle wzroku. Pokręciłam pyskiem, wspominając słowa Alfy. 
"W taką pogodę nikt o zdrowych zmysłach nie próbowałaby przedrzeć się przez plażę" - mruknęłam sama do siebie w myślach.
Dopiero wtedy zrozumiałam, dlaczego już teraz czułam pod łapami skały, a grunt się obniżał. Połowa piasku plaży została rozegnana na cztery strony świata przez ten dziwny, nieokiełznany wicher. Jak mogłam nie wpaść na to od razu? 
W końcu dotarłam do ścieżki prowadzącej na łańcuch górski. Zaczęłam wspinać się coraz wyżej. Po krótkim marszu tą trasą wyrwałam się z męczącej chmury wirującego piachu. Stopniowe odzyskiwanie orientacji w terenie było niezwykłym uczuciem. Po prostu odzyskiwałam wzrok. Dodatkowo, kamienna ściana zablokowała dużą część wiatru, więc stawianie kolejnych kroków przychodziło znacznie lżej. Prawdziwa ulga. Wkrótce dotarłam do odcinka szlaku, gdzie skały doszczętnie już przesiąkły specyficznym zapachem członków Watahy Czarnego Kruka. Znalazłam się blisko przydzielonych im jaskiń. Podobno wiele osobników tego stada przyzwyczaiło się do nocnego trybu życia. Jednakże moje dzisiejsze obserwacje przeczyły tym pogłoskom. Wokół ich nor panowała absolutna pustka. Wycie wiatru przerywały tylko pojedyncze pomruki śpiących wilków. Zazdroszczę im, że nie mają problemów z zaśnięciem w takich warunkach. 
Wspinałam się dalej. Przywołałam znów skrzydła, tym razem żeby wlecieć na nieco oddaloną półkę skalną. Wiatr zaszumiał głośniej. Zastrzygłam uszami i zbliżyłam nos do ziemi. W dalszym ciągu nic szczególnego nie zwróciło mojej uwagi. Jedynie coraz wyraźniej słyszałam i czułam uderzenia zimnego wichru. Do tego dziwnego typu, dręczącego nasze terytorium nie pałałam miłością, więc niechętnie zbliżałam się do szczytów wyznaczających granicę. Ani na chwilę nie rozganiałam utworzonych z żywiołu skrzydeł. Może znów zarzuci mną jak suchym liściem, ale przynajmniej nie skręcę karku, jeśli potknę się i spadnę. Chociaż... Kilka lat temu spadłam z większej wysokości i jakoś żyję... ale nie chcę tego powtarzać. 
Stanęłam na szczycie. Ledwo, ale zdołałam utrzymać równowagę, pomagając sobie nieco skrzydłami. Nagle kątem oka zauważyłam jakieś światło. Obróciłam głowę w tamtą stronę. Odgarnęłam włosy i dostrzegłam promienie słoneczne wyłaniające się spomiędzy szarofioletowych chmur. 
- Wschód. Nareszcie. - szepnęłam. Moja warta lada chwila się kończy. Muszę już tylko dotrzeć do końca tego łańcucha górskiego i przez resztę dnia jestem wolna. Łatwizna. 
Ruszyłam znów przed siebie, wbijając w miarę możliwości pazury w podłoże. Interesujące, ile czasu można stracić przez - delikatnie mówiąc - kiepskie warunki pogodowe. Zwykle docierałam do tego miejsca na długo przed wschodem Słońca. Niezależnie od pory roku. 
*** 
"Tarcie cząsteczek wody i lodu... napięcie elektryczne...wyładowanie... piorun..." 
Brzmi to dosyć abstrakcyjnie. Elektryczność powstająca z wody i lodu. Co lepsze, teoretycznie ja mogę przyczynić się do wytworzenia "wyładowania elektrycznego" używając mocy powietrza. Oczywiście, jeśli wierzyć tej książce i wyjaśnieniom Joela. Naprawdę cieszę się, że mamy w watasze kilka wilkołaków obeznanych w podstawach różnych dziedzin ludzkiej nauki. 
Zamknęłam leżący przede mną tom i odpłynęłam w świat własnych myśli. Powinnam wreszcie spróbować wytworzyć "napięcie elektryczne". "Należy wprawić cząsteczki w ruch, zwiększyć tarcie"... Jeśli się uda, to zupełnie jakbym opanowała dwa żywioły, albo nawet trzy, mając we krwi zaledwie jeden. Coś niezwykłego...
Wtem przypomniałam sobie o czymś jeszcze. Zaczęłam znów kartkować wypożyczony z Biblioteki egzemplarz. Szukałam fragmentów o tarciu w odniesieniu do temperatury materiału. Po upływie niecałej minuty znalazłam właściwy akapit. Zaczęłam znów czytać i skupiłam całą uwagę na interesującej treści. Ktokolwiek dopisał na okładce tego wydania podtytuł "Poznaj swój żywioł" naprawdę wiedział co robi. 
Nagle do jaskini wdarł się wyjący wiatr z zewnątrz i przewrócił połowę stron książki. Moim oczom ukazała się karta tytułowa. Westchnęłam. Że też nie mam czym zasłonić tego wielkiego wejścia do jaskini. Wstałam i wyjrzałam na zewnątrz. Nic się nie zmieniło; nadal jest szaro i pusto, a dookoła fruwają uschłe elementy roślin i tumany kurzu. Ile to jeszcze będzie trwało? Czym w ogóle jest ten dziwny wiatr i jeszcze dziwniejsze chmury unoszące się nad naszym terytorium? Czy jedno zjawisko ma bezpośredni związek z drugim?
Kiedy tak zadawałam sobie pytania bez odpowiedzi, w mojej głowie pojawił się nowy pomysł. Skierowałam wzrok w kąt jaskini, gdzie siedział mój towarzysz. Trzymał na kolanach Wichurę Płomieni i ostrożnie polerował jej brzegi.
- Powiedz mi Ting... - zaczęłam rozmowę.
- Co mam ci powiedzieć, Pierzasta? - odmieniec podniósł nieznacznie głowę i spojrzał na mnie. Jednocześnie przerwał wykonywaną dotychczas czynność. 
- Myślisz, że dałoby się użyć mocy Wichury... - skinęłam na wspomniany artefakt - ... żeby poradzić coś na tę nienaturalną zawieruchę? 
- Myślę, że to byłoby możliwe, gdyby ktoś najpierw zapanował nad tą skumulowaną energią. Znasz kogoś, kto już to zrobił? - spytał na wpół złośliwym tonem. Wiedział dobrze, iż ten drażni mnie najbardziej ze wszystkich dostępnych. 
- Muszę w ogóle odpowiadać na to pytanie? - rzuciłam. - Nie, bo energia wciąż jest w naczyniu - prychnęłam. 
- To najpierw pomyśl o okiełznaniu mocy Wichury, potem o jej wykorzystaniu, Pierzasta - odparł Ting spokojnym głosem. - Żebyś mogła coś upolować, musisz poczekać aż wyrosną ci zęby.

<CDN>

Uwagi: kilka przecinków.