W tym dziwnym dniu byłam jakaś taka zmęczona. Chodziłam sobie po lesie. Nagle zobaczyłam czarny cień. Wystraszyłam się.
Chciałam jak najszybciej wycofać się i wrócić do watahy. Nagle poczułam
przeszywający całe moje ciało ból. Nic nie widziałam, tylko ciemność.
Chyba straciłam przytomność. Gdy obudziłam się stała nade mną czarna
postać. To chyba był Shadow. Jego głos był niski. Powiedział, że mam się
trzymać z daleka i nic nie mówić reszcie watahy, bo pożałuję. Zniknął.
Wróciłam cała roztrzęsiona do watahy. W połowie drogi zrobiło mi się
słabo. Dalej nic nie pamiętam, ale gdy po 3 dniach obudziłam się i
wróciłam do siebie była przy mnie Kiiyuko, Valixy i... Alexander. Nic nie
mówili.
- Już jesteś bezpieczna. Napadła cię obca wataha. - powiedziała Kiiyuko
- Nie. to był Shadow. Jestem pewna. Musimy być ostrożni. Nie miałam nic mówić.
- Co...? - Kiiyuko o mało nie zemdlała.
- Przygotujemy się, a ty odpoczywaj. - powiedział ku mojemu zdziwieniu Alex.
- Zaparzę ci ziółka. - powiedziała cicho Kiiyuko.
- A ja otworzę okno-duszno tu. - jak na komendę rzekła Valixy.
- Alex, no dalej rusz się. Popraw łóżko. Strzep poduszkę. Pronto! - znów Valixy zaczęła rządzić bratem.
- Nie możemy zwlekać. ON może wrócić. Trzeba powiadomić Trey'a i resztę watahy. Lecę po niego.
- A ja ogłaszam zebranie. - odparła już spokojna Kiiyuko.
<Kiiyuko, jak zebranie?>