Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

piątek, 15 maja 2015

Od Jaldabolda "Co to za miejsce..."

Wkroczyłem na nieznane mi tereny. Spojrzałem w rozgałęzione korony drzew. Światło przedzierało się smugami, nawet niewidoczne przez pożółkłe liście. Nic dziwnego, była dosyć ciężka pora roku. Wstrząsnął mną dreszcz gdy zaszumiały liście. Nie było najcieplej, a długa podróż była wystarczająco męcząca. Teraz, muszę brodzić w lekkich kałużach po kostki, oczekując cudu. Czuje że jestem tutaj na "terenie zajętym". Od dawna nie mogłem pozbawić się wrażenia, że czyjeś oczy śledzą każdy mój krok. Lecz to pewnie zmęczenie, paranoja albo te przeklęte duchy. Przekląłem pod nosem kiedy znowu się potknąłem. Nie no, nie dam rady iść przed siebie bez snu. Kij z pożywieniem, jestem wytrzymalszy niż myślałem, ale kolejna noc z marszu wykończy mnie całkowicie. Porozglądałem się za kilkusekundowym miejscem na odpoczynek. Wreszcie znalazłem pewien wygodny korzeń i mogłem pozwolić sobie choćby na wyprostowanie łap. Oparłem się plecami o drzewo i podziwiając kolorowy krajobraz, zbierałem siły na dalszą podróż. Właściwie to nie wiem czemu podróżuje. Moja wcześniejsza wataha rozpadła się, teraz łażę po świecie. Nie wiem czy chce być ponownie w grupie, ale ta samotność przyprawia mnie o koszmary nocne. Brakuje mi przyjaciół, znajomych czy nawet szarych wilków.
- Ugh, to nie czas na wspominki. - Westchnąłem zamykając oczy. Wspomnienia o domu nie są najlepszą rzeczą na utrzymaniu się przy życiu. Kiedy to nagle usłyszałem ciche warczenie zza sobą.
Wczepiłem się w drewno jak mokry kociak przed ponowną kąpielą. Natychmiast poczułem przypływ adrenaliny.
- Dobra Jal. Bez paniki. - Otworzyłem oczy szeroko i wziąłem głęboki wdech. Wypuściłem powietrze z płuc z głębokim świstem, odwróciłem się, zrobiłem jeden krok zza drzewo i nagle stanąłem w oko w oko z wilkiem.
- Em.. Cześć? - Uśmiechnąłem się, jednak od razu wylądowałem na ziemi.
Wilk popchnął mnie na ziemie i łapami przytrzymywał, jeszcze nie zgniłe liście zatańczyły na wietrze.
- Kim jesteś? - Zawarczał nad mną, nisko pochylając łeb przy moim pysku.
- Jal... Jaldabold. Możesz ze mnie zejść? Proszę, dziękuję? - Zmarszczyłem brwi i zmierzyłem go wzrokiem. Nie chcę walki, ale nie będę od razu się poddawał. Odepchnąłem jego łapy z swoich ramion i wstałem z błota. Spojrzałem na swoje oblepione futro. - Dzięki. - Mruknąłem i strząsnąłem z łap chodź odrobinę brudu. Tego mi było potrzeba, dawki cholernego, mokrego błota w jesienną porę roku.
- To tereny Watahy Magicznych Wilków. Czego szukasz?- Gospodarz terenów podszedł blisko do mnie, przysięgam że widziałem w jego paszczy jego ostatnie śniadanie. Spojrzałem mu w oczy jednak, cofnąłem się o krok. Odkaszlnąłem i z szarmanckim uśmiechem, pomimo bólu nóg odpowiedziałem.
- Podróżowałem. Postanowiłem odpocząć, jednak nie chciałem naruszać żadnego prywatnego terytorium. - Mówiłem prawdę,wyraźnie akcentując każde słowo jednak powoli je artykułując. Walka to ostatnia rzecz jaką bym w stanie mógł znieść. A tym bardziej z najedzonym, wypoczętym, wyrosłym basiorem.
- Sam? Kto podróżuje sam? Przyznaj się, jesteś tu szpiegiem.
- Hola hola! - Podniosłem łapy w obronnym geście. - Szpiegiem?! Oszalałeś? Nie mam watahy, rozpadła się. - Teraz to i mi trudno było powstrzymać spokojny ton. Ja szpieg? To już nie można przechodzić przez las tak?!
Na szczęście cała ta wrzawa zaalarmowała innego wilka. Wilczycę. Kiedy spokojnym krokiem przybliżyła się, drugi wilk skłonił głowę. Odwróciłem się do niej, potem spojrzałem ponownie na basiora i znowu na waderę. To była chyba ważna osoba jeżeli taki cwaniak jej się kłania. Wilczyca zmierzyła go wzorkiem. Widać było w jej oku błysk energii lecz również i wyrozumiałości.
- Dobrze słyszałam? Nie masz watahy? - Odezwała się patrząc prosto w moje oczy.
Kiwnąłem powoli głową. Nie wiedziałem jak mam się stosować. Ta cała sytuacja i tak wydawała się bardzo dziwna.
- No to już masz. - Uśmiechnęła się.
Podniosłem brwi z zdumienia. Nie wiedziałem co odpowiedzieć. To się stało dosyć szybko. Usłyszałem nawet jak temu drugiemu opada szczęka na ziemie.
Wilczyca patrzyła na mnie z uśmiechem. To pewnie musiał być zabawny widok.
Chciałem już podziękować, odpowiedzieć, ale wilczyca, chyba Alfa złapała mnie za ramię i poklepała.
- Chodź, pokażę ci tereny.
I musiałem posłusznie pójść za nią, przywyknąć że mam dom.

 Uwagi: literówkiii

Od Vaither'a "Jak dołączyłem"


Wolno szedłem przed siebie, ruchem ciała nieświadomie zlewając się z poruszającymi się cieniami drzew. Dla niewprawnego oka pozostawałem niewidoczny. Przydatna umiejętność, której nauczyłem się lata temu. Potrzebna przy podchodzeniu zwierzyny w lesie. Zmarszczyłem nos czując obcy zapach. Chyba wszedłem na terytorium jakiejś watahy. Cóż, ich sprawa. Zaraz i tak stąd zniknę. Jak zawsze. Nigdzie nie zagrzałem miejsca od czasu mojej pierwszej watahy. Miałem cichą nadzieję, że nikogo nie spotkam. A nawet jeśli... dam sobie radę. Zamarłem w bezruchu, zlewając się z cieniem. Usłyszałem cichy szelest, wyraźnie nie wydany przez ptaki. Przypadłem do ziemi kryjąc się w trawie. Zobaczyłem biało-różowo-czarną młodą waderę. We wszechobecnej zieleni pozostawała bardzo widoczna. Wyczuła mnie dopiero, kiedy nieomal nadepnęła mi na ogon. Podniosłem się i spojrzałem na nią wyzywająco, acz spokojnie. Skrzywiła się nieco. Widziałem w jej oczach nieme pytanie "Co on tu robi?".
Przekrzywiłem łeb i postanowiłem niczego nie ułatwiać. Milczałem tylko spokojnie ją obserwując. Jeśli się na mnie rzuci, zdążę ją odeprzeć. Machnąłem ogonem i nieco się wyprostowałem. Wprawiłem tym w ruch mięśnie grające ładnie pod skórą, bez cienia zbędnego tłuszczu. Mogłem się wydawać nawet trochę zbyt chudy, ale to była kwestia zbyt długiego głodowania.
- Kim... Kim jesteś? - Spytała niepewnie
- Zrobisz mi krzywdę? - zapytałem z przekonaniem
Ona na to:
- Ależ skąd. Po prostu pytam, jak się nazywasz. - odpowiedziała pełna szczerości i sympatii.
- Nazywam się Vaither - rzuciłem szybką wiadomość, mając nadzieję, że mnie wypuści.
- A jakaś krótsza wersja? - zastanawiając się odpowiedziała.
- Vai. - odpowiedziałem jeszcze szybciej.
- Aha, ja jestem Kiiyuko. - przedstawiła się przyjacielsko.
Wydała się miła, ale skoro to teren watahy, to w każdej chwili może wezwać całe stado do pomocy, co mnie zmartwiło, bo ewidentnie była na patrolu.
- Więc witaj, mogę już iść? Chcę tylko tędy przejść. Za pół godziny już mnie tu nie będzie. - szybko zaproponowałem.
- Poczekaj chwilę. Masz jakąś watahę? Bo zwykle takie wilki nie pałętają się same po terytoriach innych watah. - zapytała
- Nie, nie mam watahy.- odparłem z nadzieją, że w końcu sobie pójdę.
- A nie chciałbyś może dołączyć do watahy? Bo widzisz, tej watasze przyda się młody, silny i piękny basior. Poza tym chyba i tak nie masz gdzie iść? - zaproponowała
Myślałem pięć minut nad tą propozycją, a ona siedziała przede mną i obserwowała mnie.
- Właściwie, to czemu nie. Tyle, że muszę iść do waszej bazy, rozmawiać z Alfą i jeszcze ją przekonać. - odpowiedziałem od niechcenia.
- W porządku, więc tak. Po pierwsze, nie koniecznie do bazy, tylko do miejsca, w którym przebywa Alfa. Po drugie, już z nią porozmawiałeś. I po trzecie także ją przekonałeś, więc jesteś przyjęty do watahy! - wykrzyknęła, a potem zawyła radośnie. 

Uwagi: Po "..." stawiaj Spację.