Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

środa, 31 maja 2017

Czwarte urodziny WMW!

Dziś, 31 maja 2017 roku, Wataha Magicznych Wilków obchodzi już swoje czwarte urodziny! 
Uwierzycie, że ten czas tak szybko zleciał?! Do mnie to wciąż nie całkiem dociera. Tak wiele się zmieniło, choćby przez ten rok... Nawet jeśli aktywność nie należy do najwybitniejszych, to i tak Was wszystkich uwielbiam. Choćby za to, że chciało Wam się tu dołączyć i choćby sporadycznie coś napisać (choć i tak nalegam na pisanie częściej, bo wiadomo - im wyższe statystyki, tym większe szanse na większą ilość zainteresowanych).
Myślałam, co by tu Wam sprezentować... i zdecydowałam się na zniżkę 50% na wszystko w magicznym sklepie, włącznie z towarzyszami oraz zmniejszenie wymaganej ilości linijek op. o zbieraniu rzadkich przedmiotów/wyjątkowych roślin do 25 aż do dnia 7 czerwca!

Już teraz życzę wam wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Dziecka!

Pozdrawiam, Administratorka bloga: Simka Animka/Maruda/Avrille/Ishi/Suzanna

środa, 24 maja 2017

Od Navri "Jestem młodsza, ale nie gorsza" cz. 5

Wrzesień 2019 r.
Tata mówił, że już niebawem wrócę pod skrzydła Yuki, która tak lubiła nam się uprzykrzać. I że jeśli coś złego będzie się działo, mam mu natychmiast powiedzieć. Może nasza nauczycielka polowań już taka po prostu była z natury, ale sądząc po reakcji taty, jej zachowanie wcale do normalnych nie należało. Była zagrożeniem dla watahy? Tego nie wiedziałam. Sądziłam jednak, że nie może być aż taka zła. Nawet, jeśli rzekomo wszyscy w moim wieku dzielili wszystko na czarne i białe, dobre i złe... Choć, gdy czasem, wylegując się na nasłonecznionej skale, widziałam mijającą mnie Yuki, która spieszyła na udział w stadnym polowaniu, miałam tę świadomość, że wcale aż tak nie pragnie mojego upadku. Przynajmniej w to chciałam wierzyć. Nawet, jeśli rzuciła mi wściekłe spojrzenia. Chciałam w przyszłości, będąc już dorosłą, stanąć naprzeciwko niej, spojrzeć w oczy i dowiedzieć się, skąd ten gniew i nieco go ugasić, bo jak widać, wcale jej on nie służył.
Wstałam, przeciągnęłam się i zerknęłam na wysokość słońca. Zbliżał się czas na pierwszą wspólną lekcję kreatywności. Pierwszą, na której dowiem się, czy moje uśmiechnięte słoneczko było tak ładne, jak wtedy zapewniał mnie tata.
Tym razem szłam sama, z czego byłam bardzo dumna. Z zadowoleniem unosiłam podbródek, człapiąc umiarkowanym tempem na tak zwaną "łączkę zbiórek". Shen rzucił kiedyś, że to "Bananowy Las", lecz nikt nie wiedział o co mu tak dokładnie chodzi. Ja osobiście uważałam to za całkiem zabawne i zdarzało mi się używać tej nazwy. Basiorek, ilekroć słysząc tę nazwę z mych ust (była to jedna z niewielu rzeczy, którą umiałam powiedzieć wyraźnie), uśmiechał się do mnie krzywo. Chciałam odpowiedzieć tym samym, ale nie zwykłam unosić kącików ust na znak radości w obecności innych. Zamiast tego wpajałam w niego puste spojrzenie, przez co czuł się dość niezręcznie. Właściwie, to nie dziwiłam mu się. Każdy poczułby się w takiej sytuacji niekomfortowo.
 Tym razem i Shen przybył. Na mój widok uśmiechnął się szeroko, lecz jego oczy mówiły: "no, dalej, uśmiechnij się też". Tego jednak się już nie doczekał. Odwróciłam wzrok w kierunku dwóch wader, które już debatowały na jakiś bliżej nieokreślony temat. Zwolniłam kroku, nie chcąc tak szybko do nich się zbliżać. Ostatnimi czasy strasznie się ze sobą zżyły, przez co nie dopuszczały do siebie nikogo innego. Bywało to irytujące, szczególnie, że w takim wypadku zawsze do pary na zajęciach trafiał mi się dużo starszy Shen. W większości umiejętności mnie znacznie przewyższał, co bywało nieco denerwujące. Dodatkowo, był basiorem. Basiory w końcu bywają sprawniejsze fizycznie od wader. Co prawda aktualnie odbywaliśmy wspólnie wyłącznie lekcje logiki, jednak już na podstawie jego próbki umiejętności podczas polowań oceniłam, że to będzie twardy orzech do zgryzienia. Szczególnie, że niebawem wracam do Yuki.
Rozsiadłam się w najbardziej nasłonecznionym miejscu, jak to miałam w zwyczaju i spod przymrużonych powiek obserwowałam świat. Shen przysiadł gdzieś nieopodal. Czułam jego spojrzenie na plecach, jednakże udawałam, że nie jestem tego świadoma.
Nadciągała jesień. Drzewa traciły stopniowo liście, trawa żółkła, a słońce przygrzewało coraz słabiej. Nie wróżyło to dla mnie nic dobrego. Bez odpowiedniego słońca mogłam całkiem tracić ostrość widzenia. Bałam się trochę, że jeśli cały czas świat będzie tak ponury, prędko ta wada mi się utrwali i wcale nie zacznę widzieć dobrze, jak zapewniał tata.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie szelest w krzakach. Sądziłam, że to Alfa po prostu wcześniej przybyła na lekcje, jednak jakież było moje zdumienie, gdy moim oczom ukazały się dwie, całkowicie obce sylwetki. Wyższa była różowa wadera, która popychała nosem drobną rudą istotkę w naszym kierunku. Matka i szczeniak? Otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia. Jakim cudem był w watasze młody wilk, o którym nie było nam wiadomo? Nie lubowałam się w plotkach, jednak chyba takie rzeczy powinnam wiedzieć. Dyskretnie zerknęłam w kierunku kolejno Moone, Aoki i Shena. Na ich pyszczkach malowało się równie wielkie osłupienie. Bezdźwięcznie odetchnęłam z ulgą.
Ruda, wyjątkowo puszysta waderka nieśmiało się do nas zbliżyła, raz po raz spoglądając na samicę, która ją tutaj doprowadziła. Dopiero po kilku dłuższych chwilach spoglądania to na nią, to na jej opiekunkę, doszłam do wniosku, że tą drugą kojarzyłam z widzenia. Okazjonalnie odbywała pogawędkę z Yuki. Przymrużyłam oczy. Kto w takim razie był jej tatą? W Watasze Magicznych Wilków w końcu było niewiele członków. A może basior z Watahy Czarnego Kruka? Nie, nie było w niej za grosz dzikości, którą emanowały mroczne sylwetki wilków dołączonych do naszego stada.
- Cześć, jestem Tori... - odezwała się cicho nieznajome szczenię. Shen jako pierwszy poderwał się, by ją obwąchać, co mnie w sumie nieszczególnie zdziwiło.
- Oto nowa członkini naszego stada - odezwała się Alfa. Z skrzętnie skrywanym strachem odwróciłam się za siebie. Tak, to z całą pewnością była ona. Nawet nie zauważyłam, kiedy przybyła. Skinęła głową na różową waderę, dając znak, że może się już oddalić. Tak też zrobiła. Zwróciłam oczekujący wzrok na Alfę.
- Mam nadzieję, że się z nią dogadacie - dodała jeszcze przywódczyni, czując się najwidoczniej do tego zobowiązana. Wszyscy wbijaliśmy w Tori zaciekawione spojrzenia.
- Wygląda jak pies! - skomentowała głośno Aoki. Zmarszczyłam brwi. Jak co? - pomyślałam, pierwszy raz słysząc tę nazwę na uszy.
- Dziś będziemy lepić z gliny - zmieniła temat Alfa. - Użyjecie do tego tego samego materiału, który wydobyliście już wcześniej na lekcji wilczej historii.
Szczeniaki pojąwszy w locie, o czym mówi, pognały w kierunku zacienionego miejsca. Rzeczywiście, była tam pulchniejsza ziemia. Prawdopodobnie pod nią ukryli złożysko gliny, aby ta nie wyschła. Powoli poczłapałam tam, gdzie pozostali uczniowie. Nie wiedziałam tylko, dlaczego akurat na lekcji historii mieliby cokolwiek wykopywać. Moją nic nie rozumiejącą minę musiał dostrzec Shen, bo pogodnie mi wyjaśnił, w czym rzecz:
- Ostatnim tematem naszej lekcji wilczej historii były wykopaliska. Szukaliśmy w różnych rejonach watahy miejsc, w których znaleźlibyśmy coś wartościowego. Najlepszą rzeczą, jaką wygrzebała Aoki, był dziwny brązowy krążek. Pan Kai powiedział, że to prastary pierścień pokryty runami!
Po raz kolejny uderzyło mnie to, że tak wiele ciekawych rzeczy mnie omijało. Miałam nadzieję, że i ja odbędę lekcje z wykopalisk. Brzmiało to niezwykle intrygująco.
Nie musiałam nawet palcem kiwnąć, a pozostałe szczeniaki już uporały się z odkopaniem dołu. Zerknęłam z chłodnym zainteresowaniem do środka. Nic imponującego, zwykła dziura. Tylko, że odcień ziemi w pewnym momencie się zmieniał na znacznie jaśniejszy. To właśnie stamtąd wykopywały glinę. Nawet Tori zaczęła wyrażać zainteresowanie tematem zajęć. Ja osobiście przyznam, że nie przepadałam za tworzeniem sztuki, bo mi ona autentycznie nie wychodziła. Nie miałam do tego łapy.
Szczeniaki wykopawszy co chciały, zajęły się sobą. Zostałam sama. Wyglądało na to, że jednak zmuszona będę ubrudzić sobie futerko. Syknęłam z niezadowoleniem i wskoczyłam do dołu. Będąc w środku nie myślałam o tym, czy się wydostanę. Naszło mnie na to dopiero, gdy skończyłam (swoją drogą poszło mi to znacznie szybciej, niż sądziłam). Nie poddając się, wykonałam jednak jeden skok i... udało się. Byłam tym nieźle wstrząśnięta, ale nie chcąc tego ujawniać przed pozostałymi, po prostu pośpiesznie zabrałam się do pracy.

Moje dzieło jest co najmniej szpetne - powiedziałam do siebie w myślach, patrząc tępo na wymyślne figury innych szczeniaków. Czułam olbrzymi wstyd, gdy Alfa przechodziła obok mojej rzeźby. Była niebezpiecznie przechylona i sprawiała wrażenie zniewieściałej. Sama nie wiedziałam, co przedstawia. Początkowo miał to być kapelusz... Inni zrobili wazy, figurki z jaszczurkami, króliczkami czy inne rzeczy, których co prawda określić nie potrafiłam, lecz imponowały mi.
- Mhm... - to jedyny dźwięk, jaki wydała z siebie Alfa, widząc moją pracę. Na końcu usiadła na swoim ulubionym kamieniu i po chwili namysłu oceniła każdą z rzeźb. Moja, o dziwo, została uznana za "dobrą", zupełnie jak ta zrobiona przez Tori. Zerknęłam na nią, jednak zdawała się nie zwrócić na to najmniejszej uwagi. Nie zamierzałam się również wykłócać z nauczycielką. W końcu prośba o gorszy stopień byłaby co najmniej dziwna...

<C.D.N.>

Uwagi: Nie jestem pewna, czy można "słyszeć na uszy".

piątek, 19 maja 2017

Od Aurelliah "Exept for..." cz. 1 (cd. chętny)

Uwaga, Aurelliah nie umie mówić po polsku!
Październik 2019 r.
Jak Biscuit to robił? - zastanawiałam się, stojąc nad na oko dwumetrowym dołem. Do drugiego brzegu dzieliło mnie mniej więcej tyle samo, jednak jakoś nie miałam chęci na poszukiwanie kłody dość długiej, by posłużyła mi za most. W końcu wysłali mnie na przeczesywanie terenów. Skąd o tym wiedziałam? Przywódczyni na mnie nakrzyczała, wskazując skromny tłum różnobarwnych psowatych (wciąż nieco mnie to dotykało - w końcu pomimo lekkiej niechęci do zwierząt od zawsze w moich oczach były one dzikimi i niezależnymi stworzeniami, a nie... nawet nie wiem, jak to nazwać), który dzielił się na pojedyncze postacie, z czego każda podążała w dowolnie przez siebie wybranym kierunku.
Teraz, siedząc tak na rowem, wracałam myślami do swojego życia w USA. Wszystko było czyste, poukładane... a teraz? Brud, wymaganie przesadnego wysiłku fizycznego i przede wszystkim totalny chaos. Nic tu już nie rozumiem. Nie chodzi już nawet o język, którym się posługują, a o panujące tutaj reguły. Właściwie, to chyba nawet nie chcę rozumieć. Zbyt boję się, że to zbyt bardzo namąci mi w głowie.
Najgorsze były jednak posiłki. Znosili truchło jakiejś sarny czy zająca na centralną łąkę, a wszyscy bez namysłu zabierali się do jedzenia. Ja zwykle stałam z boku i patrzyłam na puste spojrzenie Bogu winnemu zwierzęciu, walcząc z mdłościami. Do zjedzenia czegokolwiek przekonałam się dopiero po kilku dniach, kiedy, przymierając głodem, o mało nie straciłam przytomności. Wzięłam zajączka i odciągnęłam z dala od spojrzeń tych wścibskich istot. Tam, używając krzemienia często wykorzystywanego przez pozostałe (prawdopodobnie) wilki, rozpaliłam ognisko i upiekłam mięso. W końcu zdarzało mi się takowe jeść w luksusowych restauracjach... W końcu to prawie to samo, prawda?
Mimo tego, że jakoś powoli zaczynało się układać, czułam olbrzymią niechęć do swojego życia. Jedyne co mnie ratowało, był fakt, że czasem, towarzysząc Herbertowi w treningach sprawnościowych, dostrzegałam pewne, dość intrygujące szczegóły. Niekiedy sam mi o czymś mówił. Na przykład o sztuce przetrwania w trudnych warunkach. Słuchałam jednym uchem, a teraz tego żałuję. Wciąż miałam na łapie poparzenie przy pierwszej, dość nieudolnej próbie wzniecenia ognia. Biscuit, choć na takiego nie wyglądał, posiadał wielką wiedzę w zakresie radzenia sobie w tego typu sytuacjach. Również w samoobronie. Z tego, co udało mi się dowiedzieć, szkolił się pod okiem doktora Kingdoma. Gdyby mi tego nie powiedział, prawdopodobnie nawet bym na to nie wpadła, że miał dość niestandardową pracę po godzinach. Fakt, miał dość imponującą sylwetkę, lecz...
Pokręciłam głową, starając się wyrwać z zasłony wspomnień. Świętej pamięci doktor Kingdom nie jest mi teraz do niczego potrzebny, ani tym bardziej jego zagadkowe życie. Po raz kolejny, mrużąc paskudne, wilcze ślepia, zlustrowałam okolicę. Byłam święcie przekonana, że Biscuit by to przeskoczył. Tak, z całą pewnością by to zrobił. Wziąłby rozbieg, odbił się od tej kłody i bez problemu wykonał jeden długi sus... Miałam tę sytuację przed oczami. Wyglądało dość łatwo, bym spróbowała tego samego.
Cofnęłam się, przygotowałam do startu... I ruszyłam. Kilka metrów i odbiłam się od kłody, jednak musiałam coś źle wymierzyć, bo nie dość, że się pośliznęłam, to jeszcze zahaczyłam łapą. To zadziało się szybko. Huk, szum i plusk świadczący o lądowaniu w błocie. Otwierając ślepia, uświadomiłam sobie to, że wpadłam do rowu i miałam zmiażdżoną jedną kończynę. Rozchodził się po niej niewyobrażalny ból. Mimo woli z mojego gardła wydało się żałosne wycie. Odpowiedziało mi jedynie echo. Byłam sama.
Sapałam z bólu i zdenerwowania, próbując się wydostać, ale nic z tego. Z trudem powstrzymywałam piekące łzy. Cóż za żałosny koniec... - pomyślałam, po czym wpadłam na pomysł, by zamiast ciągnąć za zmiażdżoną łapę, spróbować zepchnąć kłodę. Udało się już po kilku wyjątkowo długich minutach. Drewno się stoczyło, z pluskiem wpadając do głębszego błota. Poczułam, że przez ten czas moje serce biło jak oszalałe. W końcu zwróciłam wzrok ku łapie. Byłam pielęgniarką - przeszło mi przez myśl - powinnam wiedzieć, co zrobić w takich wypadkach. Wzięłam wdech i wydech dla uspokojenia. Tak wiele czasu minęło od mojej ostatniej służby w przychodni...
Czułam, jak do łapy napływa krew. To już był dobry znak. Spróbowałam ją wyprostować... i udało się. Wydałam z siebie głośne westchnienie ulgi. Bolała, jednak nie wyglądała na złamaną ani nawet skręconą. Posiniaczona z całą pewnością, ale to nic poważnego. Powinnam co prawda udać się do lekarza, jednak czułam wstyd zbyt wielki, aby to zrobić. To zwykłe obicie - mówiłam w myślach. Powoli podniosłam się z ziemi, wciąż starając się porozciągać zbolałe mięśnie. Trochę drżały, ale rzeczywiście miałam ją sprawną.
Zerknęłam w górę. Musiałam się wdrapać na ścianę stromego rowu, aby przejść na drugą stronę. Wzdrygnęłam się, patrząc na brudną wodę zalegającą mi pod łapami. Była zimna, brudna i śmierdząca. Gdybym wiedziała, jak to się skończy, wolałabym już poszukać tego mostu.
Wdrapałam się na kłodę i otrzepałam się. Zrobiłam to dość niezgrabnie, gdyż wciąż nie przywykłam do tego życia. Wolałam już nawet nie myśleć o tym, co się stało z projektem mojego filmu. Szlag go pewnie trafił. Co z Biscuitem? Też nie wie, gdzie jestem. Prawdopodobnie jestem właśnie poszukiwana. Może policja zacznie przeszukiwać pobliskie lasy. I co ja wtedy zrobię? Przecież im nie pokażę, że jestem mną, jakkolwiek to dziwnie nie brzmi. Jak miałabym to niby ukazać?
Warknęłam pod nosem, starając się wyzbyć tych czarnych myśli. Powoli zaczęłam się wspinać po podmokłym gruncie. Może nigdy tu nie dotrą, ja jakoś wrócę do dawnej postaci i udam, że nic poważnego się nie stało, a ja chciałam uciec na chwilę od problemów. Przynajmniej taką miałam nadzieję. Z "Astro" mogę się już pożegnać, ale...
Wtedy właśnie stanęłam na szczycie wzniesienia, dostrzegając coś, co wmurowało mnie w ziemię. Nieopodal stał równie fikuśny wilk, jak ja i wbijał we mnie rozbawione spojrzenie. Nie zauważyłam go? Zniżyłam głowę, starając się w ten sposób pokazać nieme powitanie i prędko minąć obserwatora, który możliwe, że widział moją naprawdę żałosną wpadkę. Wtedy jednak się odezwał:
- Hej.
Rozpoznałam ten wyraz. Brzmiał nieco dziwnie, bo akcent i intonacja ciut różniła się od tej doskonale mi znanej. Domyślając się, że jednak moje podejrzenia co do znaczenia owego słowa mogły być słuszne, odparłam:
- Hey.
I pospiesznie go wyminęłam. Nagle jednak usłyszałam niepokojący mnie dźwięk. Sama nie mogłam doprecyzować, cóż to takiego było. Dość cichy, jednakże czułe wilcze ucho wyłapało go w najmniejszym szczególe. Obróciłam się przez ramię, by dostrzec, iż psowaty, który chwilę temu był... no, psowatym, wstawał z klęczków, poruszając ramionami w okrężnych ruchach, widocznie starając się rozluźnić mięśnie. Był człowiekiem. Stuprocentowym człowiekiem. Czułam się tak, jakbym miała zaraz zemdleć. Wilkołaki? Nie, to wszystko jest już totalnie chore. Odwrócił twarz się w moją stronę z uśmiechem malującym się na całkowicie ludzkiej twarzy. Właściwie, to dopiero teraz zorientowałam się, iż była to kobieta. Fakt, moje umiejętności rozróżniania płci kończyły się zwykle niepowodzeniem. Choćby przez to, że nie chciałam każdemu zaglądać pod ogon.
Powiedziała coś, lecz nie miałam zielonego pojęcia, co. Miałam szeroko rozwarte oczy, nie wiedząc jak zareagować. Widząc, że czekała na reakcję, postanowiłam pospiesznie pokiwać głową. Zaśmiała się cicho. Powiedziałam coś nie tak? Czułam się w taki sposób, jakby łapy miały się pode mną zaraz zarwać.
Wtedy stała się kolejna rzecz, której nigdy bym się nie spodziewała. To przyprawiło mnie o kolejny zawrót głowy, tym razem tak silny, że aż się zatoczyłam. Ponad dłonią wilkołaczki (o ile istnieje takie określenie) unosiło się świecące coś, czego w żaden sposób nie mogłam konkretnie nazwać. Przypominało to magiczną moc, dokładnie taką, jaką prezentowano zwykle na wielkim ekranie. 
Miałam już urojenia? Nie, nie sądzę. Zaczęłam uciekać.

<Jakaś chętna? Błagam, niech ktoś odpisze, bo jestem na próbnym, a jakoś nie idzie pisanie tych op. bo nikt nie odpowiada...>

poniedziałek, 15 maja 2017

Od Torance "Porzucona" cz. 3 (Cd. Zirael)

Sierpień 2019 r
Samica miała bardzo jasne, różowe futro. Jej grzbiet, podbrzusze i łapy były białe, a ogon fioletowy. Podobnie jak ja miała dłuższą sierść na głowie, jednak u niej była ona w tym samym kolorze co ogon. Wyglądałaby bardzo cukierkowo i słodko, jednak jej budowa ciała – tak różna od sylwetek psów! - mówiła, że jest lepsza w boju od niejednego kundla. A oczy... Jej oczy były czarne i zimne. Kryło się w nich coś takiego, coś co dobitnie ostrzegało, by z nią nie zadzierać. Było w nich jednak coś jeszcze, coś czego nie potrafiłam nazwać.
Żadna z nas się nie ruszyła. Jedna lustrowała wzrokiem drugą i próbowała porównać nasze wyglądy do czegoś co znamy, czegoś ze świata każdej z nas. I chyba żadna nie pasowała. Lub przynajmniej stojąca przede mną samica ani trochę nie pasowała do świata, w którym dotychczas żyłam.
- Lis? - zapytała trochę niepewnie. Przechyliłam łebek w zaskoczeniu. Ja? Lisem? Czy o czymś nie wiedziałam? Podobno byłam podobna do tych stworzeń, dużo ludzi tak mówiło, ale... Po prostu nie. Nie czułam się lisem, byłam psem. W końcu oprzytomniałam na tyle, by uświadomić sobie, że wypadałoby odpowiedź.
- N-nie...
- Pies?! - wykrzyknęła nagle wilczyca. Była widocznie z siebie bardzo zadowolona, że rozwiązała zagadkę mojego gatunku. Byłoby to trochę zabawne, gdyby nie... Och, chwila. Nie byłoby. Przynajmniej nie miałam już powodu czuć się dziwnie z tym, że nie wiedziałam na początku z jakiego gatunku jest moja rozmówczyni.
- Tak – odpowiedziałam, na co samica się uśmiechnęła, a jej oczy zalśniły cieplejszym blaskiem. Jest bardzo wesoła i miła. Czy wszystkie wilki są takie?
„Raczej nie.” - odpowiedziałam sama sobie.
- Zirael – przedstawiła się bladoróżowa wstając. Już myślałam, że poda mi łapę, jak robią to czasem na powitanie ludzie. - Wilk z Watahy Magicznych Wilków.
Zmarszczyłam brwi. Nie pomyliłam się, samica była z tego gatunku. Tylko... Skąd ja o tym wiedziałam? A wataha...? O! Chodzi o sforę! Mieliśmy takie na mieście, w ich skład wchodziły bezpańskie psy. Czyli... Ich, to znaczy magicznych wilków, musi być więcej! I to gdzieś niedaleko! Nie wiedziałam czy powinnam się z tego cieszyć czy też nie.
Wilczyca spojrzała na mnie wyczekująco. Kurcze, powinnam się w końcu przedstawić.
- Tori – powiedziałam trochę się wahając. Nie byłam pewna, czy nie powinnam używać pełnego imienia. Stwierdziłam jednak, że nie. Zdrobnienie też jest spoko.
Nagle Zirael podeszła do drzewa, do którego przymocowana była moja smycz. Wystraszona, ale jednocześnie bardzo zaciekawiona przyglądałam się jak samica przegryza smycz. Zrobiła to tak szybko, że było to aż niesamowite. Musiała mieć bardzo ostre zęby... Teraz samica obróciła się i skierowała swoje długi kroki w moją stronę. Co chciała zrobić, chyba nie...?
Spojrzałam w jej oczy, teraz takie ciepłe i przyjazne. Chyba chodziło o moją obrożę, ale nawet jeśli to niech się lepiej nie zbliża. Zresztą – nie chcę jej tracić. To tak jakbym wyrzekła się samej siebie.
- Nie, zostaw ją. Proszę.
- Jak chcesz – mruknęła Zirael wzruszając lekko ramionami. Pewnie nie rozumiała mojego zachowania, ale trudno. Ja sama nie zawsze je rozumiałam...
- Chcesz pójść ze mną do mojej watahy? - zapytała. Wyczuwałam od niej duże podekscytowanie. Zachowywała się tak przyjaźnie, była taka miła, a jednak coś mi nie dawało spokoju. No właśnie, znowu owe, tajemnicze „COŚ”. Czym ono było? Propozycja wisiała w powietrzu, czułam, że muszę się na nią zgodzić, więc to zrobiłam. Co prawda trochę niechętnie, ale się zgodziłam. Wiedziałam, że jakaś część mojej osobowości nie pozwoliłaby mi odmówić. Nie ma mowy.
Spojrzałam jeszcze w stronę, z której przyszłam. Gdzieś tam znikła Anna, gdzieś tam był mój dom, moje życie.
- Czekasz na kogoś? - zapytała znowu Zirael.
Miałam ochotę przytaknąć. Czekam. Czekam na Annę. Przyjdzie tutaj...
„A co jeśli nie?”
Postawiłam uszy, ktoś coś powiedział. Jakiś głos, słyszałam głos. Nie, wydawało mi się. Musiało mi się wydawać, w końcu w okolicy nikogo nie było. Jednak ten tajemniczy głos miał rację. Wiedziałam to, jednak bałam się do tego przyznać, bo to by oznaczało koniec. Koniec mojego życia, wszystkiego co znałam. Mój koniec. Ten, ten... Który nadszedł. Spuściłam łeb przytłoczona rzeczywistością w jakiej się znalazłam i pokręciłam głową. Nie czekam.
- No to w tę stronę - powiedziała z łagodnością i spokojem, o jaki bym ją nie osądzała. Skinęłam głową i się podniosłam. Zirael spojrzała na mnie przez ramię. Czekała. Ruszyłam w jej stronę, a kiedy się z nią zrównałam – ta zaczęła i w stronę, z której przybyła.
Szłyśmy przez las w całkowitej ciszy. Nie przeszkadzało mi to, a Zirael była całkowicie oddana swoim myślom. Tak więc, ciszę przerywały jedynie wspaniałe odgłosy otaczającego nas „Przeklętego Lasu”. Otaczało mnie pełno ciekawych zapachów, że ledwo się powstrzymywałam, by nie zostawić towarzyszki i nie pobiec za interesującą wonią.
„Nie jest tak źle, prawda? Fajnie by było tu zostać...”
Podskoczyłam ze strachu. Ten głos... Znowu ten głos. O psy i wilki! Pomocy! Co to ma być?! Nie możliwe, by mi się zdawało, to nie był głos moich myśli, więc... więc co to było? Głos nie brzmiał na kobiecy. Brzmiał jak chłopięcy, jednak również tak inaczej, niż każdy jaki słyszałam dotychczas. Coś w nim było innego. Może to to, że mówi w „moim” języku? Nie, chyba jednak to nie to.
- Wszystko w porządku? Co się stało? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Zirael. Samica przystanęła i teraz patrzyła na mnie z niepokojem. Powinnam powiedzieć jej prawdę?
- Słucham? Nie, nic. Wszystko jest ok - skłamałam. Zirael wzruszyła ramionami i się odwróciła. Wskazała mi gestem łapy, bym ruszyła lekko przed nią. Zrobiłam co mi kazała. W tej chwili złapało mnie poczucie winy. Nie powinnam tego robić. Wilczyca była w stosunku do mnie tak miła, nie znała mnie, a pomogła mi. Gdyby nie ona, prędzej czy później umarłabym pod tym drzewem, a tak? Mam nadzieję na nowe życie. A jak ty, idiotko się odwdzięczasz? Okłamujesz ją. Co prawda, zdaję sobie sprawę, dlaczego to zrobiłam boję się tego co może oznaczać to, że słyszę ten dziwaczny głos.
„Wszystkie działania mają swoje konsekwencje. Nawet najmniejszy szczegół może odmienić całe twoje życie.”
Tym razem nawet nie ruszyłam uchem, kiedy Głos się odezwał. Poczułam z tego powodu ogromną dumę, dopóki nie zdałam sobie sprawy z tego, co usłyszałam. W tym momencie cała radość ze mnie uleciała niczym powietrze z przekłutego balonika. Zastąpiły ją dwie gule, jedna w brzuchu, druga w gardle. Gule nie do przełknięcia, spowodowane nasilonym poczuciem winy i świadomością co zrobiłam. Otworzyłam oczy szerzej i stanęłam. Czułam jak moje ciało się napina, jakby w wyczekiwaniu. Nie miałam jednak w tej chwili nad nim władzy. Serce, które w ciągu ostatnich minut ciągle na zmianę to przystawało, to znowu biło szaleńczo, przeżyło kolejny zawał.
Próbowałam się ruszyć, odzyskać panowanie nad sobą, uspokoić się. Nie wychodziło mi to, nie potrafiłam nic zrobić, mogłam tylko stać i czuć jak serce mi wali. Czy to ma być kara za moje kłamstwo? W głowie zabrzmiało echo ostatnich dwóch zdań wypowiedzianych przez Głos. Zdań, które nie wiedzieć czemu wywołały u mnie tak dziwaczną reakcję.
- Tori! Hej, mała! Co ci jest? Tori?! - słyszałam jakby z daleka starszą samicę. Jej głos był zdenerwowany, martwiła się. Martwiła się o coś, ale już zapomniałam o co. Chyba o mnie, ale nie mam pewności. Nic już nie wiem.
„Wszystkie działania mają swoje konsekwencje. Nawet najmniejszy szczegół może odmienić całe twoje życie.”
Tylko te dwa zdania bez przerwy krążyły po mojej głowie. Poza nimi nie było nic innego. Tylko one...

<Zirael?>

Uwagi: Prosiłabym o używanie pełnego imienia do tytułów op.

sobota, 6 maja 2017

Od Sohary "Powrót Purpurowego Huraganu" cz. 5

Wrzesień 2019 r.
Nadchodziła jesień. Po upalnym lecie czułam wyraźnie różnicę. Przez te wszystkie miesiące - które już się złożyły na przeszło rok - wciąż nie całkowicie ochłonęłam. Nadal nie mogłam przemówić sobie do rozsądku, że wcale nie jestem obserwowana, że w Watasze Magicznych Wilków jestem bezpieczna. W końcu, będąc opiekunką młodych, wymagało się ode mnie zapewnienia szczeniakom tego poczucia, którego sama nie posiadałam. Jak więc mogłam w pełni sprawować swą funkcję? Niby w oczach innych wilków byłam osobą pracowitą i godną zaufania, jednakże wewnętrzny strach nie dawał mi normalnie żyć.
Wszystko przez tę pieprzoną chatę.
Tego dnia byłam zwolniona ze stanowiska. Szczeniaki popędziły na lekcje, a ja zostałam całkowicie sama na Szczenięcej Polanie. Łeb miałam położony na łapach, a chłodny wiatr dął mi w uszy. Tak, zdecydowanie zbliżała się jesień. Tak właściwie, to z jakiegoś powodu, w przeciwieństwie do większości wilków, darzyłam tę porę roku całkowicie nieuzasadnioną sympatią. Lubiłam patrzeć na kolorowe liście. No i aż tak nie lubiłam palącego gorąca. To chyba tyle z mojej listy walorów najulubieńszej pory roku.
Moje myśli pogalopowały ku Navri. Niezwykle ciekawiło mnie, jak sobie radziła, szczególnie na tle znacznie starszych uczniów, ale od odejścia Astrid ciężko było mi podejść do Dana i normalnie z nim porozmawiać. Jego oczy wyrażały inteligencję, którą albo przez te lata ignorowałam, albo która objawiła się stosunkowo niedawno. Do tego ta aura zrozumienia bijąca od niego, którą dało się wyczuć już z pewnej odległości. Na pewno wydoroślał, zmądrzał i zmężniał... Wstyd przyznać, ale przerażało mnie to. Tak właściwie, to żyłam z ciągłym wrażeniem, że moje życie wywróciło się do góry nogami już od tego feralnego dnia, w którym zawitałam w przeklętym, podstarzałym domu. Zatrzymanie się tam było błędem. Teraz akceptowanie jakichkolwiek zmian było dla mnie niezwykle trudne. Dlaczego, tego już uzasadnić nie mogłam. Wszystko jakby pędziło, a ja nie mogłam za tym nadążyć.
W moich dalszych rozmyślaniach przeszkodził mi szelest w pobliskich krzakach. Bezszelestnie zerwałam się z miejsca, a kiedy hałasy nie ustały, ostrożnie zbliżyłam się do celu. W porządku. To był tylko łaciaty królik. Stwierdziwszy, że tak właściwie, to jestem całkiem głodna, zaczaiłam się na niczego nieświadomego gryzonia. Jednakże mój fart nie trwał wcale aż tak długo, gdyż na ułamek sekundy przed atakiem, musiał mnie jakimś cudem dostrzec. Zaczął uciekać. No nic, nawet najlepszym się to zdarza - przez myśl, gdy rozpoczęłam za nim pościg. Przebierając tymi swoimi małymi, puchatymi łapkami, leciał sprintem przez Zielony Las.
Zorientowałam się, że coś jest nie tak dopiero, kiedy znajome zapachy stopniowo zanikały, a oczy zaczynały mnie kompletnie bez powodu piec. Zwolniłam kroku, szybko mrugając. Szczypanie stopniowo zanikało. Dopiero wówczas zauważyłam, że łaciate futerko króliczka robiło się coraz jaśniejsze, a wręcz przejrzyste. Z przerażeniem pomieszanym z podziwem patrzyłam, jak znika w tumanie błękitnego pyłu, który zdawał się jaśnieć własnym światłem. Zatrzymałam się, kompletnie osłupiała.
- Witaj, Soharo - usłyszałam znajomy, niski głos. Usunęłam się w bok, z dala od jego właściciela, jednak obracając pysk w jego kierunku. Wszyscy, tylko nie on - pomyślałam z narastającą paniką. Pierwsze, co zobaczyłam, to lśniący medalion, który za pomocą lewitacji nie tylko się zamknął, ale również sam zawiesił się na szyi dość wysokiego basiora. Widząc go w pełni okazałości, zawróciło mi się w głowie. Czyli jednak również zmienia się w wilka - pomyślałam. Jego białe futro było poprzecinane ciemnymi wzorami, a sylwetka wskazywała na doskonałą formę. Koszmarnie przypominał mi wujka Alexandra, jednakże miał w sobie coś... obcego. Dzikiego. Groźnego. Efekt potęgowały jego tajemnicze i cholernie bystre oczy koloru orzechu, które znałam aż zanadto dobrze. Ilekroć widziałam je w snach, nigdy nie zwiastowały niczego dobrego. Były dla mnie od tych kilku miesięcy zwiastunem pecha.
- Niezła sztuczka, prawda? - przemówił, uśmiechając się delikatnie. Zupełnie, jakby uważał, że zaraz się spłoszę i ucieknę. Zdałam sobie sprawę z tego, że nie czułam się ani trochę lepiej, wiedząc już teraz, jak wygląda bez maski i w dodatku w wilczej formie. Przybierając tę postać uzmysłowił mi pewną rzecz, której raczej wolałam nie wiedzieć. Przez ten cały czas odrzucałam nawet tę możliwość, gdyż wydawała mi się zbyt nierealna, by była prawdziwa. Może przekonywałam się do nieprawdziwości owej teorii, chociażby dlatego, że nie chciałam, by okazała się być prawdziwa.
Ledwo trzymając nerwy na wodzy, zapytałam:
- Czego ode mnie chcesz?
- Niczego szczególnego. Tylko się zapoznać, porozmawiać... - mówił, powoli obchodząc mnie dookoła. Było w nim coś bardzo drapieżnego. Coś, co zdecydowanie mi się nie podobało.
- To przez ciebie mam te wszystkie problemy, prawda?
Mlasnął z niezadowoleniem.
- Poniekąd tak, choć wiele zależy od tego, jak się na to spojrzy. Chciałem ci tylko uzmysłowić, że nie jesteś doceniana tak, jak doceniana być powinnaś. Drzemie w tobie wielka siła woli, która dotychczas się marnowała. Ma dużo więcej, dużo pożyteczniejszych zastosowań, niż by się tobie zdawało. Wszyscy cię oszukiwali co do twojej zwyczajności. Tak jest zawsze. Rujnują marzenia, starając się wpoić regułkę na idealne życie - mówił coraz szybciej, a ja widziałam, że w jego oczach płonie ogień żądny zemsty - Regułkę, która sprawia, że świat nie idzie w tym kierunku, co powinien. Pokolenie nijakości, które niczego nie dokonuje, sądząc, że albo to idzie na nic, albo że jest to niemożliwe. Nic nie jest niemożliwe. Szczególnie dla ciebie. Płynie w tobie niezwykła krew, a o tym najwidoczniej nikt cię nie nie uświadomił.
- Pozbawiłeś mnie przyjaciela...
- Chciałaś chyba powiedzieć "chłopaka" - Zaśmiał się cicho - Zrobiłaś to całkowicie sama.
Serce mi łomotało jak oszalałe. Miał rację. Miał pieprzoną rację. Aż po prostu trudno mi było w to uwierzyć.
- Jak się wdarłeś do moich snów?
Uśmiechnął się tajemniczo.
- Znam pewne sztuczki... Niby niczemu większemu nie służą, a jednak są niezwykle przydatne.
Wzięłam głęboki wdech. Już od początku wiedziałam, że ta rozmowa nie będzie należeć do najprostszych. Cały czas umysł krzyczał "uciekaj!", lecz serce nakazywało dalej stać i słuchać, cóż miał mi do powiedzenia. Poczułam się wręcz zaintrygowana.
- W takim razie... Czego takiego miałam się dowiedzieć?
- Dysponuję naprawdę olbrzymią wiedzą w rozległych tematach, a to niewłaściwy czas i miejsce do takich rozmów.
- Nigdzie się stąd nie ruszam - syknęłam, wyczuwając ukrytą prośbę o przemieszczenie się gdzieś, najpewniej z dala od Watahy Magicznych Wilków - A ten dom? To też twoja sprawka?
- Niecałkowicie - mruknął - Choć przyznam, że poruszanie zwłokami za pomocą czaru do najprostszych sztuk nie należało.
Zawróciło mi się w głowie. A jednak. Słusznie obarczałam go winą za ten cały dzień, który zapadnie mi w pamięci na naprawdę długo.
- Kto to był? - zapytałam półgłosem. Robiło mi się słabo na samo wspomnienie zgniłych, brutalnie ukatowanych zwłok, które miast oczu miały dwie czarne perły. Basior aż przystanął, spuszczając smutny wzrok. Czyli jednak to nie była żadna atrapa, lalka czy ucharakteryzowany mechanizm. Jego postawa tylko utwardziła mnie w przeczuciu, że mam rację. Że cokolwiek stało się tej kobiecie, nie było to wyłącznie moim urojeniem, a to wydarzyło się naprawdę.
On jednak nadal stał w bezruchu, dziwnie zadumany. Choć miałam pewne podejrzenia, odnośnie tego, kim mógł dla mnie być, teraz uzmysłowiłam sobie, że wyglądał na góra pięć czy sześć lat... Coś mi tu nie pasowało. Co jeśli umiał zmieniać postać i się pod kogoś podszywa, tylko po to, by zyskać moje zaufanie? A może już po prostu popadam w paranoję?
- Kto to był? - powtórzyłam, czując coraz większe nerwy. Intuicja głośno mówiła mi, że ta wiedza wcale mi się nie spodoba.
Gdy w końcu podniósł na mnie wzrok, lustrując mnie uważnie swoimi czujnymi, orzechowymi oczyma, przeszły mnie dreszcze.
- Valixy Purpura, twoja matka.

<C.D.N.>

Uwagi: Brak.

piątek, 5 maja 2017

Od Zirael "Wśród traw i krzewów" cz. 1 (cd. chętny)

Wrzesień 2019 r.
Powoli widać było pierwsze oznaki jesieni, choć słońce nadal przygrzewało. Zwierzyny w lesie nie brakowało, tylko chęci, by ją upolować były znikome. Przeciągnęłam się, by za chwilę pobiec w głąb cienistego lasu i rzucić się na najbliższą zdobycz. Była nią sarna. Została już wcześniej zraniona, nie była w stanie umknąć. Zaciągnęłam ją do jaskini, w której chowaliśmy nasze zapasy - przywitała mnie zimna pustka - i pobiegłam po więcej. Niedawno zostałam wybrana do grupy polowań, a że ostatnio nikt nie polował, chciałam zebrać trochę zapasów. Zmarszczyłam brwi, widząc wylegujące się wadery niedaleko spiżarni.
- Hej! Jak nie macie co robić, to może pomożecie z zapasami? - zapytałam uśmiechając się przyjaźnie. Chciałam zrobić dobre wrażenie, żeby dały się przekonać, jednak po chwili odbiegły chichocząc.
- Nie to nie! - krzyknęłam i rzuciłam się pędem na polanę. Ile już wilki głodują? Nikt mi nie wmówi, że nie musi jeść. Za tydzień może dwa ktoś padnie jak nic. Nie zmieniało to jednak nastawienia wilków, które teoretycznie nie były przydzielone do tej profesji - ale czy to znaczy, że nie mogą pomóc?
Odetchnęłam głęboko omiatając wzrokiem polanę. Liście nadal mieniły się zielenią, a trawa pozostawała żyzna. Położyłam się na brzuchu i czekałam. Wdychałam wciąż świeże powietrze czekając na ruch. Zmrużyłam oczy. W końcu po chwili zauważyłam jelenia. Skrzywiłam się. Nie pamiętam żebym na nie polowała od wypadku. No cóż - z brzuchem przy ziemi powoli i bezszelestnie zbliżałam się do mojej ofiary. Wyprężyłam się i skoczyłam na grzbiet. Wgryzłam się, a zwierzę zawyło z bólu. Jeleń jeszcze przez chwilę próbowała mnie zrzucić, kiedy się przewrócił. Dobrałam się do jego szyi i jego jęki ucichły. Dumnie stałam i spoglądałam na martwe oczy zwierzęcia. Jeszcze nigdy polowanie nie sprawiło mi takiej przyjemności. Aczkolwiek zaciągnięcie go do spiżarni nie było już takie przyjemne.
Było mi mało. Dawno nie miałam świeżej krwi w pysku, nie chciałam przestać. Wybrałam się na łąkę gdzie odszukałam kotlinki. Bardzo powoli poruszałam się w ich pobliżu aż natrafiłam na dwa zające. Wyczaiłam się. Wiedziałam, że wyczuwają ruch, choć wzrok mają słaby. Zbliżałam się bardzo powoli, prawie wcale. W końcu skoczyłam miażdżąc jednego pod łapami a drugiego raniąc kłami. Skręciłam pierwszemu kark i rzuciłam się za drugim. Dogoniłam go po paru metrach i wróciłam z obiema zdobyczami do jaskini. Byłam wyczerpana całym uganianiem się za zwierzyną, zwłaszcza że dawno tego nie robiłam. Skierowałam swe kroki do jaskini.
Na skraju lasu zobaczyłam wilka.
- Nocne polowanie, co? - rzuciłam i zmęczona weszłam do chłodnej jaskini.

<Do kogokolwiek z grupy polowań kto lubi polować nocą :)>

Uwagi: Nieprawidłowo zapisujesz tytuł op.: brakowało aż kilku elementów. Ponadto istnieje dokładny podział, kto jaką funkcję w polowaniach pełni, więc o ile Zirael faktycznie przypada dyżur wieczorny, tak niezbyt mi pasuje do Sierry i Suzanny lekceważenie swoich nowych obowiązków. Dodam jeszcze, że bonus w postaci dodatkowych SG czy ogólnie przyjętym po 5 pkt. pożywienia dla wszystkich aktualny jest wyłącznie w wypadku opisania WSPÓLNEGO polowania grupy polowań (czyli musisz opowiedzieć o tym, jak dany wilk wypełnił swoje zadanie na danym dyżurze). Tak czy inaczej zebrałaś łącznie 60 pkt., co daje po 4 pkt. dla każdego. Niby różnica niewielka, jednakże tak na przyszłość przestrzegam.

czwartek, 4 maja 2017

Od Dante "Kiedy zaśpiewa słowik" cz. 3 (cd. Moone)

Grudzień 2018 r. i styczeń 2019 r.
Obudził nas szczenięcy wrzask:
- Pobudka!
Jednocześnie poczułem na grzbiecie małe łapki, delikatnie przyciskające mnie mocniej do ziemi. Odruchowo zerwałem się z ziemi, o mało nie zrzucając Moone, o której wizycie uświadomiłem sobie chwilę potem. Nocowała u nas? Nie mogłem sobie przypomnieć.
- Czemu przychodzisz tak wcześnie? - zapytała Astrid. W tym czasie pozwoliłem waderce zgramolić się z mojego grzbietu.
- Przecież nie jest już rano! Pora wstawać! - wrzasnęła, niezdarnie zeskakując na ziemię. Nagle znieruchomiała, namyślając się nad czymś zawzięcie. - Chciałam się coś jeszcze spytać.
- Tak?
- A jak będzie się nazywać moja nowa koleżanka?
- Najprawdopodobniej Narvi - oparła Astrid z uśmiechem. Zerkała w kierunku małej Navri, która ku mojemu zaskoczeniu wciąż całkowicie niewzruszenie drzemała. Była taka drobna... Maleńka kruszynka.
- A czy przypadkiem nie miałaś iść do szkoły? - zapytałem, przypomniawszy sobie, że Moone musiała być w wieku szkolnym. Uśmiechnęła się głupkowato, wyraźnie przyłapana na gorącym uczynku.
- No... powinnam.
- Więc idź! - powiedziałem, udając srogość. Zaśmiała się i wybiegła z jaskini.
- Do widzenia!
- Do zobaczenia, Moone - odpowiedziałem, jednak ona już tego nie usłyszała. Za to Navri się ocknęła, czym powiadomiła nas głośnym popiskiwaniem. Wyglądało na to, że zgłodniała.
***
Słońce już chyliło się ku zachodowi, kiedy wróciłem do jaskini. Cały dzień jak zwykle ganiałem to za naszą Alfą, to za niezwykle chyżym Fermitate. Było go wszędzie pełno, a po jego sposobie prowadzenia rozmowy z wilkami z dawnej Watahy Czarnego Kruka, nie mogłem przewidzieć, czy szykują się do bójki, czy może braterskiego uścisku. Wciąż niecałkowicie opanowałem zwyczaje tam panujące, więc zdarzało się, że stojąc z boku i pilnując bezpieczeństwa Alfy, miałem tak namącone w mózgu, że później nawet przyjmowanie prostych poleceń do wiadomości było wyzwaniem.
Wystające skały w jaskini rzucały długie cienie na postacie się tam znajdujące. Prócz Astrid ze zwiniętą białą kulką u boku, która wciskała się w jej bok jak tylko mogła, w środku ujrzałem również znajomą waderkę z krótkim, czarnym futerkiem. Skakała wesoło to w prawo, to w lewo, na co Navri patrzyła z szeroko otwartymi oczami.
- Moone! - powiedziałem z nieskrywanym zaskoczeniem. Spojrzała na mnie z przestrachem, ale kiedy zobaczyła, że się uśmiecham, nieco się uspokoiła.
- Przyszłam się pobawić!
- Mówiliśmy, że...
- Próbowałam jej to wyjaśnić, ale się uparła - wtrąciła As - Navri raczej nie chce się bawić, ale też jej nieszczególnie przeszkadza.
- Czemu nie chce się bawić? Wszystkie szczeniaki to uwielbiają - jęknęła młoda.
- Jest jeszcze za mała - powtórzyłem, zerkając na partnerkę. Była dziwnie zamyślona.
- Ile mam czekać? Miesiąc? Chcę już! - narzekała dalej.
- Masz chyba inne koleżanki. Navri dołączy do was trochę później, kiedy wystarczająco dorośnie do wspólnych zabaw - upierałem się dalej. W końcu westchnęła ze zrezygnowaniem.
- W sumie pan Kai kazał nam zapytać starszych członków watahy o to, jak powstała Wataha Magicznych Wilków.
- Naprawdę? - aż usiadłem, zainteresowany.
- Tak, może za to podwyższyć ocenę - Spojrzała na mnie z nadzieją.
- I rozumiem, że ty bardzo tego potrzebujesz?
Pokiwała pospiesznie głową. A więc to tak - pomyślałem, uświadomiwszy sobie, że Moone musiała być strasznym nieukiem. To pewnie przez brak opiekuna. Nie miał kto jej kontrolować i zachęcać do działania. Może by tak...? Zerknąłem na As, jednak nie umiała czytać w myślach. Wciąż wyglądała na dość nieobecną. Przyrzekłem sobie w duchu, że gdy tylko Moone zajmie się czymś innym, zapytam, w czym rzecz.
- Miło, że uważasz mnie za dość starego, by pytać o takie rzeczy - zaśmiałem się nieco ironicznie. Wyrwało jej się westchnięcie wskazujące na zawstydzenie.
- Muszę cię rozczarować, bo nie mam aż tylu lat, by być tego świadkiem. Z tego co mi wiadomo, nikt z Watahy Magicznych Wilków nie pamięta takich rzeczy.
Wyglądała na tym bardziej zdołowaną.
- ALE - zacząłem głośno, przez co gwałtownie uniosła łepek - Krąży wiele opowieści na ten temat, a jako, że leży to w podstawie programowej nauczania szczeniaków, posiadam takie informacje. W razie, jakbym coś pomylił, Astrid może mnie zawsze poprawić. Przyznaję, że nigdy do najlepszych uczniów nie należałem.
I trochę tego żałuję - przemknęło mi przez myśl, ale nie wypowiedziałem tego na głos. Moone patrzyła na mnie lśniącymi, różowymi oczami. Może były one fioletowe...? No, nieistotne.
- Watahę Magicznych Wilków założyła kilkanaście lat temu Kiiyuko, która jakiś czas temu nas niestety opuściła - zacząłem - Prawdopodobnie powodem była po prostu chęć zrzeszenia jakichś towarzyszów i osiedlenia się na stałe. Chadzały plotki, iż Kiiyuko w rzeczywistości nie pochodzi z Ziemi, stąd jej przesadzone zainteresowanie światem.
- Jak to? - poruszyła się waderka o ciemnym futerku.
- Niektóre jej zachowania początkowo rzekomo nie wskazywały, aby była Ziemianką.
- Jakie na przykład?
- Moja mama - To słowo z trudem przeszło mi przez gardło - Była jedną z pierwszych członkiń tego stada. Kiedy byłem mały, czasem żartobliwie wspominała o tym, że Kiiyuko czasem skakała z drzew, sądząc, że poleci. Innym przykładem była próba jedzenia siłą woli lub narzekanie na typowo wilcze posiłki. To jednak pozostaje dla mnie zwykłą teorią, bo nie jestem w stanie ocenić, czy miała rację, czy po prostu zebrało jej się wtedy na żarty.
- Nie masz mamy? - zapytała po chwili wahania Moone. Wyglądało na to, że zauważyła zmianę tonu mojego głosu. Pokręciłem przecząco głową. Poczułem, że As porusza się niespokojnie. - Ja też nie. Ale nie martw się, w watasze jest fajnie.
- To na pewno - zaśmiałem się, starając się zamaskować zbierające się do oczu łzy. Łzy za kimś, kogo nawet dokładnie nie pamiętałem, bo odszedł tak dawno. Uśmiechała się przyjacielsko, zerkając to na mnie, to na Navri, która zdążyła w międzyczasie zasnąć.
- Dziękuję za pomoc - skłoniła się lekko - To mogę się z nią pobawić?
Zaśmiałem się.
- Jeszcze nie teraz.
Nieco rozczarowana wyszła, ale po postawionych uszach poznałem, iż była jednak zadowolona świadomością możliwości nabycia pozytywnej oceny.
- Może byśmy ją tak przygarnęli? - zagaiłem, kiedy miałem pewność, że nas nie usłyszy.
- Jeśli chcesz, by była szczeniakiem bez matki, to proszę bardzo - odpowiedziała As cicho. Spojrzałem na nią w zdumieniu.
- O czym ty mówisz?
- O tym, co słyszysz. Muszę odejść - oznajmiła, podnosząc wzrok. Dopiero teraz dostrzegłem, że ciemne kręgi spod jej oczu wcale nie zniknęły, a co jedynie się pogłębiały. Zadrżałem. Moja mama też z dnia na dzień zniknęła. Nie chciałem powtórki z rozrywki.
- Ale... dlaczego?
- Tego już nie mogę powiedzieć - Pokręciła głową - Zostanę jeszcze kilka tygodni, aż Navri nie będzie mogła chociażby częściowo jeść jak inne wilki. Grzmiało mi w głowie. As miała odejść...?
- Wierzę w ciebie. Jesteś dość silny, by sobie z tym poradzić - Posłała mi zmęczony uśmiech. Wciąż nie wierzyłem w to, co właśnie dane było mi usłyszeć.
*** Miesiąc później ***
Leżałem w jaskini, dając się nieco nagrzać słabymi, styczniowymi promieniami słońca. Topiły śnieg pokrywający cienką, lepką warstwą całą okolicę. Choć świat o tej porze roku powinien być biały, tak ten nasz był szaro-zielono-biały. Dziwnie wyblakły i bez wyrazu. Może sam sobie to wmawiałem, od kiedy odeszła As. Pożegnała się z nami raptem kilka dni temu, a ja miałem wrażenie, jakbym był sam od wieków. 
Navri o dziwo w ogóle się tym nie przejęła. Całkowicie spokojnie spała u mojego boku. Nieznacznie urosła od swoich urodzin, jednak wciąż wyglądała na tak samo słabowitą, jak wcześniej. Jako, że miewałem długie dyżury na stanowisko, często zostawiałem ją u Sohary. I ją ostatnimi czasy opóźniły siły, ale wiedząc, że nie uzyskam odpowiedzi na pytanie, co się stało, nawet nie próbowałem zagadywać. Grunt, że przyjmowała Navri z otwartymi ramionami.
Postawiłem uszy, słysząc, że ktoś się zbliża. Już chwilę później zza rogu wyłoniła się drobna, acz doskonale mi znana sylwetka waderki, która odwiedzała nas tak często, jak tylko mogła. Lubowała się w szczególności bawić kolekcją srebrnych łyżeczek Astrid.
- Tooo... mogę się pobawić z Navri?
Po chwili wahania skinąłem głową. Wiedziałem, że raczej nic z tego nie wyjdzie, ale wyglądała na uradowaną. W końcu obiecywałem jej to już od miesiąca.

<Moone?>

Uwagi: Brak.

środa, 3 maja 2017

Od Navri "Jestem młodsza, ale nie gorsza" cz. 4

Wrzesień 2019 r.
Kolejne kilka dni później miała się odbyć moja pierwsza lekcja logiki. Trochę się bałam ośmieszenia niewiedzą, bo tata mówił, że jest dość ciężko, ale starałam się nie zniechęcać zbyt prędko. Z drugiej jednak strony zawsze mogło się okazać, że radzę sobie lepiej od pozostałych i będę rozumieć bzdury, które wygadują. Zajęcia odbywały się po południu, więc tata zaoferował, że mnie zaprowadzi. Zgodziłam się. Kiedy tylko pojawiliśmy się na polanie, szczeniaki mierzyły mnie dziwnymi spojrzeniami. Pewnie przez to, że nie chciałam chodzić sama. Co ja za to mogę, że jestem młodsza od nich? Miałam pełne prawo do przychodzenia na zajęcia w obecności taty. Co prawda byłam już prawie w wieku, w którym normalnie rozpoczyna się naukę, a pozostałe szczeniaki przychodziły same, bo zwyczajnie były sierotami, ale ja zwyczajnie chciałam korzystać z tego, że mam wsparcie w postaci rodzica. Nie czułam się zobowiązana do przepraszania ich.
Usiadłam w pewnej odległości od nich, żeby uniknąć rozmowy. Tata odszedł z powrotem do pracy. Westchnęłam cicho i zwróciłam wzrok w kierunku rówieśników. Aoki przepychała się po przyjacielsku z Moone, a Shen się tylko temu przyglądał. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, że coś się między nimi zmieniło od czasu, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Utkwiłam w nim spojrzenie, lecz kiedy zerknął na mnie, od razu udałam, że z zacięciem obserwuję niebo. Próbowałam przekonać samą siebie, że niczego nie widział.
- Proszę zająć miejsca! - usłyszałam znajomy, wiecznie jakby niezadowolony z życia, ton głosu. Szczeniaki zebrały się z trawy i usiadły przed większymi kamieniami wystającymi spod ziemi. Ja tylko na nich patrzyłam, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Odwróciłam się do Alfy. Wskazała mi kamyk na samym tyle. Chyba był to odpowiednik ludzkich ławek w szkole.
- Dziś, ze względu na to, że mamy nową uczennicę, pobawimy się w trudne pytania.
Szczeniaki zareagowały raczej neutralnie na to oświadczenie. Cierpliwie czekałam na wyjaśnienia.
- Ja pytam, wy odpowiadacie. Pytania są podchwytliwe, więc musicie się skupić - Oznajmiła, przechodząc między kamieniami - Na początek coś prostego. Aoki! Masz osiem ciastek, zjadłaś trzy. Ile masz lat?
- Nie umiemy liczyć, proszę pani! - zbulwersowała się ruda. Alfa westchnęła dramatycznie. Z trudem powstrzymałam kpiący uśmieszek.
- Shenvedő! Jeśli są dwie grupy wilków. Jedne są białe, drugie czarne. Jakiego koloru jest przywódca?
- Czarny!
- Źle! Moone, który wielki wilczy przywódca stał do dołu łapami?
- Yyy... Piorun!
Alfa aż przystanęła. Niestety nie bardzo wiedziałam, co ją tak zastanowiło. Może żaden przywódca nie miał tak na imię? Shen wydał z siebie coś w rodzaju prychnięcia. Moone zrozumiawszy swój błąd, zawstydziła się.
- Teraz ty, Navri - spojrzała na mnie bardziej pobłażliwie - Jabłko spada. W którą stronę?
- Chyyba w dół - mruknęłam ledwo słyszalnie, ale to było zbyt oczywiste, więc zwątpiłam. Z drugiej jednak strony cieszyłam się, że się nie przejęzyczyłam. Alfa stanęła na przedzie klasy i podsumowała:
- Trzy na cztery odpowiedzi były nieprawidłowe. Czy potraficie wskazać, które i dlaczego?
- No... tylko Navri odpowiedziała dobrze, bo miała najprostsze - powiedziała z niechęcią Aoki.
- Tak? A dlaczego wasze w takim razie były nieprawidłowe?
- Aoki ma rok z kawałkiem, a to nie wymaga większych umiejętności liczenia - stwierdziła Moone - Pierwsza część pytania była dodana w formie haczyka.
- Mhm - mruknęła Alfa.
- Na podstawie tych dwóch danych nie da się stwierdzić koloru futra przywódcy - poprawił swój błąd Shen.
- Jesteś pewien?
Po chwili wahania przytaknął.
- A wy? Zgadzacie się? - zwróciła się do mnie, Aoki i Moone. Tylko czarnowłosa się powstrzymała od poparcia wniosku Shena. Chyba zwątpiła.
- Co z tym władcą? - dopytywała nauczycielka.
- Wszystkie wilki chodzą z łapami do dołu - oznajmił Shen.
- Czy zgadzacie z podanymi przez was uzasadnieniami? Ktoś chce wnieść jakieś poprawki?
Szczeniaki pokręciły przecząco łebkami, więc zrobiłam dokładnie to samo.
- W takim razie muszę wam przyznać rację. Teraz przejdziemy do innej kategorii trudnych pytań.
Tu rozległy się jęki niezadowolenia. Wyglądało na to, że ten etap był bardziej wymagający. Aż zadrżałam z podniecenia. Nie mogłam się doczekać.
- Skoro twierdziliście, że Navri miała najprostsze pytanie, niech teraz zacznie - Zbliżyła się do kamyka, przy którym siedziałam. - Musisz uzasadnić swoją opinię na podany przeze mnie temat. Otóż chciałabym cię zapytać, co sądzisz o przeniesieniu terenów watahy w inne miejsce.
Zapowietrzyłam się aż. Nie umiałam w pełni mówić, więc mimo, że w mojej głowie układała się już odpowiedź, nie mogłam wydusić z siebie nic poza jednym zdaniem:
- Weeef porząttttkuuu.
Zabrzmiało to na tyle idiotycznie, że wszystkie szczeniaki zaczęły się śmiać. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Spuściłam łepek, starając się go ukryć między ramionami.
- Spokój proszę! - zarządziła Alfa, a wszyscy uczniowie zamilkli. Widziałam, że powstrzymuje się od skomentowania tej sytuacji, ale ostatecznie nie powiedziała nic. Zrobiłabym im kazanie?
- Moone, a ty co sądzisz o stałym, choć częściowym zamieszkaniu członków watahy wśród ludzi?
- Że... - zaczęła, ale urwała, formułując odpowiedź - ...że wszystko zależy od decyzji większości. Ma to swoje wady, jak i zalety.
- Shen, jakie są te wady i zalety?
- Wadą jest unicestwienie wilczej kultury, zaniedbanie naszych magicznych zdolności, zbytnie ucywilizowanie się i pozbycie się naszej godności przodków. Zaleta to... em... możliwość stałego zarobku?
- Aoki, chcesz coś dodać?
Ruda wadera wyglądała tak, jakby została wytrącona z jakiegoś transu. Nie uważała.
- Możliwość... znalezienia pracy?
- Teraz też jest to możliwe - powiedziała ze spokojem Alfa.
- No to... - zająknęła się - Zachorowanie od papierosów?
- To jest wada, a ja pytam o zalety - oznajmiła nauczycielka. Dopiero wtedy Aoki olśniło.
- No to... Rozwój wiedzy wszechstronnej, poznawanie zwyczajów ludzi, bezpieczeństwo przed napaściami kłusowników, brak większych konkurencji o teren między stadami, uwspółcześnienie zwyczajów, poznanie nowszych technologii i nie znanych nam dotąd rozwiązań.
Alfa skinęła głową.
- Ktoś chce coś jeszcze dodać?
Cisza. Wydała z siebie pomruk wyrażający zrozumienie i przeszła się po klasie.
- Aokigahara, proszę o uważanie na lekcji na przyszłość.
Zawstydzona pokiwała głową. Reszta lekcji przebiegała w podobny sposób. Szłoby mi naprawdę dobrze, gdyby nie kłopoty z mówieniem. Przy pytaniach wymagających krótkich odpowiedzi, pokroju "tak", "nie" i "może", szło mi bezproblemowo, ale kiedy było wymagane uzasadnienie, już zaczynał się problem. Chciałabym umieć rozmawiać z wilkami telepatycznie. Może wtedy życie byłoby prostsze. Nie byłam co prawda niemową, ale niesprawność języka była frustrująca. Nawet jeśli często bym trenowała, szanse na mówienie perfekcyjnie były nikłe. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Dlatego też lekcje logiki były dla mnie czymś pomiędzy przyjemności, a koszmarem. Niby wszystko wiedziałam, rozumiałam bzdury, które zdarzało się palnąć reszcie klasy, ale przy każdej większej próbie odpowiedzi musiałam się nieźle najeść wstydu. Może powinnam się wybrać do nauczyciela magii? Może by coś zaradził i nauczył telepatii? Podobno ma żywioł, który na to pozwala, więc może by we mnie jakiś podobny pobudził? Kto wie? Właściwie to nie taki głupi pomysł.
- Navri, przybiega do ciebie wilk, który twierdzi, że zbliżają się obce wojska. Co robisz?
- Sprawdzzzam - mruknęłam, wyrwana z zamyślenia.
- Ty też powinnaś bardziej uważać na lekcji, ale część racji mogę przyznać. Jakieś inne pomysły?
- Można od razu iść do Alf, żeby one ustaliły, czy informacja jest prawdziwa, czy nie - zaproponował Shen.
- Albo kazać przekazać temu wilkowi tę nowinę Alfom, a samemu sprawdzić - dodała Moone, choć miała na myśli dokładnie to samo, co ja.
Na to również nauczycielka odpowiedziała zamyślonym skinieniem głowy.
- Waszym zadaniem domowym będzie zastanowienie się nad rozwiązaniem konfliktu, w którym jedna ze stron dokonała kradzieży na drugiej, a druga dopuściła się ataku w ramach zemsty.
Szczeniaki westchnęły zawiedzione. Mnie to nie robi żadnej różnicy, przynajmniej będę miała czym się zająć w wolnym czasie. Po zakończeniu lekcji Alfa odprawiła nas do jaskiń. Już słońce powoli zachodziło, ale udało mi się dotrzeć do domu. Jednak na coś zdało się bezcelowe bieganie po Zielonym Lesie.

<C.D.N.>

Uwagi: Brak.

poniedziałek, 1 maja 2017

Podsumowanie kwietnia

Kolejny miesiąc istnienia WMW. Wiecie, że już za miesiąc ta strona skończy 4 lata? Ja nadal nie przyjmuję tego do wiadomości. Tak szybko zleciało, tak wiele się zdarzyło... No, ale ja nie o tym. Pewnie już spodziewacie się mojego słynnego kazania.
Pojawiła się propozycja sztafety, a nawet już opublikowałam tematy. Jednakże zgłosiło się raptem kilka osób, a wszyscy inni, którzy również wcześniej wyrazili chęć uczestniczenia, milczą. Może byście tak to najzwyczajniej w świecie przejrzeli już teraz, by później nie było płaczu, że ktoś o czymś nie wiedział i wszystkie miejsca są pozajmowane? Nie ma co zwlekać do wakacji, bo jak już pisałam - im wcześniej się tym zajmiecie, tym lepiej.
Kolejną sprawą jest kwestia pożywienia. Zrobiłam kolejną aktualizację i pomimo dodatkowych punktów od wilków, które napisały z własnej woli op., w którym polują dla reszty stada i tak przeszło połowa członków przymiera głodem. Osoba z najmniejszą ilością punktów pożywienia ma aktualnie jedynie 15% zdrowia... z wygłodzenia właśnie. Wiedząc, iż zajdzie taka sytuacja, zarządziłam zgłoszenia chętnych osób do stanowisk polowań. Pozostałe miejsca zostały zajęte przez losowo przeze mnie wybrane wilki. To, czy Wasza postać obrała jakąś funkcję, możecie zobaczyć tutaj. Wracając. Chodzi głównie o to, że jedyną osobą, która należała do grup polowań, był Shiryu, który w dodatku nawet nie pisał. Chciałam zaangażować w to więcej osób, by te miały możliwość ogarnięcia reszty watahy, bo to co się właśnie dzieje, jest jakąś masakrą. Niech ktoś zacznie serię o polowaniach, a pozostali niech to kończą, bo inaczej już za miesiąc będziemy zmuszeni powiedzieć "pa pa" wielu postaciom... Na zachętę powiem, że za jedno op. o grupowym polowaniu daje po 5 pkt. pożywienia na osobę, a członkowie danego dyżuru otrzymują po 5 SG wynagrodzenia.
Kolejna sprawa związana ze zmianami, tym razem już nieco przyjemniejszymi - w ostatnim op. Suzanny (tak, po pół roku w końcu coś napisałam) rozważała możliwość nauczania czytania i pisania. Dlaczego? Ano dlatego, że wilki NIE POSIADAJĄ TEJ ZDOLNOŚCI, a naprawdę wiele z Was tego wciąż nie rozumie i w ten oto sposób jest całe mnóstwo błędów z tym związanych. Skąd istoty wychowane w lesie dokładnie znają godziny czy dzień tygodnia? Nie wiecie? Ja też nie. Po dłuższym namyśle stwierdziłam, że te lekcje w sumie mają sens - w ten oto sposób zrobiłam ankietę z pytaniem, czy chcielibyście coś takiego i czy ma to być wyłącznie dla chętnych dorosłych i młodzieży, czy może ma to zostać dodatkowo wprowadzone do szkoły jako normalny przedmiot (choć przestrzegam, że wówczas zdobycie średniej 6.0 będzie trudniejsze). Czekam na Wasze opinie. To właśnie po przyjęciu tego pomysłu dodam punkt przy formularzu wilka, czy umie czytać i pisać. Na uzyskanie tych umiejętności należy napisać wcześniej wspomniane 6 op. Tylko żebyście mnie nie wystawili. Żadnych świerszczy wysłuchiwać nie zamierzam. Macie być aktywni i kropka.
Tak apropo aktywności... Dziś w sumie jest słodko-kwaśno, bo najpierw dostaliście ode mnie opieprz, a teraz na dobry początek miesiąca Was pochwalę. Był to najlepszy miesiąc w tym roku i najlepszy kwiecień w dziejach WMW (dla porównania: 2014 = 8; 2015 = 24; 2016 = 18)! Tak trzymać, a będzie naprawdę dobrze!
Ach, i proszę, odpisujcie na op. chociażby do chętnych. Przyjemnie się patrzy na osoby chętne do kończenia. Wiecie, sporo nowych wilków zniechęca się do watahy, kiedy nikt mu nie odpisuje na op. Bardzo chciałabym się tym zająć, ale nie bardzo mogę. Jak doskonale wiecie - posiadam również inne strony, którym administruję, a dodatkowo mam zaczęte dokładnie 29 serii... Wyręczcie mnie, błagam. Będzie mi niezmiernie miło.
To chyba tyle, co miałam do powiedzenia. Całkiem sporo tego wyszło i nawet nie tak beznadziejnie sformułowane, jak zwykle to mi wychodzi przy podsumowaniach... No, nieważne. See ya!

Aktualnie: 24/45 (cel osiągnięty w 53%)
Łącznie: 44/142 (wszystkie cele osiągnięte w 31%)
Docelowa liczba op. na maj: 100
◀ 33 op. = wprowadzenie fabuły
◀ 44 op. = dodanie nowej playlisty na watasze
◀ 55 op. = wymiana nagłówków
◀ 66 op. = wymiana bannera
◀ 77 op. = aktualizacja 2 zakładek
◀ 88 op. = wykonanie 3 ilustracji
◀ 99 op. = aktualizacja 2 zakładek
◀ 110 op. = wymiana magicznymi przedmiotami z innymi blogami (CK/BK, WPR, WCW, WNS)
◀ 121 op. = wykonanie 3 ilustracji
◀ 132 op. = aktualizacja 3 zakładek
◀ 142 op. = wykonanie 3 ilustracji
◀ 154 op. = aktualizacja 2 zakładek
◀ 165 op. = zmiana menu
Co miesiąc ilość wymaganych op. do zmian wzrasta o 10% (tak, żebym się nie napracowała zbytnio).
Co muszę już zrobić za Waszą aktywność?: wprowadzić fabułę, dodać nową playlistę

Zapraszam na moje cztery (właściwie prawie pięć) inne blogi:
(o ile oczywiście ktoś ma sporo czasu i będzie nadal aktywny i tu, i tam)
Sposób na szkołę każdego dnia: Blog opowiada o codziennym życiu zwyczajnych, polskich uczniów szkoły podstawowej i gimnazjum. Jeśli ktoś chce odpocząć od siekanki japońskich animu&mango czarodziejek, magicznych wilczków, czy idealnych biszi boiów i kałai dziewczynek, jest to idealna odskocznia. PILNIE POSZUKIWANI NOWI CZŁONKOWIE!
Czarne Królestwo: To same uniwersum, co Wataha Magicznych Wilków, jednak w innym klimacie, bardziej zbliżonym do średniowiecza (uściślając: można to uznać za mieszankę wszystkich epok). Królestwo to dopiero budująca się kraina, którą możesz wspomóc swoją postacią. Wszyscy członkowie są wyjątkowo ze sobą zżyci. Uroki mniejszych blogów. PILNIE POSZUKIWANI NOWI CZŁONKOWIE!
Klany Kotów Magicznego Kryształu: Cztery kocie klany w klimatach książek Erin Hunter pt. "Wojownicy". Niezwykle klimatyczne miejsce. Blog nie całkiem mój, bo jestem tam wyłącznie moderatorem oraz przywódcą Klanu Deszczu. OTWARCIE 7 MAJA (jednak już możecie się powoli zapoznawać z owym blogiem): PILNIE POSZUKIWANI CHĘTNI DO DOŁĄCZENIA!
Sekrety Magii: Tu akurat nie można dołączyć. Są tam moje opowiadania. Jeśli ktoś chce się bliżej zaznajomić z moją twórczością poprzez czytanie mojej ukochanej opowieści, którą plotę już od dzieciaka, to serdecznie zapraszam. Czekam również na komentarze z Waszymi opiniami na temat tej historii.
Aktualnie powstaje jeszcze jeden projekt. Ktoś może już go widział, ktoś może nie... W każdym razie zdradzę tyle, że wracamy na stare śmieci. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Ponadto zapraszam do korzystania z zapoznania oraz innych przygód czy sztafety. Przypominam również o konkursach.

Wilki, które brały czynny udział w pełnionym stanowisku:
RADA ŻYWIOŁÓW
Obecni na zebraniu: -
Kto napisał op.: -

POLOWANIA
Rano: -
Popołudnie: -
Wieczór: -
Dodatkowo op. o polowaniu dla watahy napisał Dante, dzięki czemu dla członków należy się łącznie 199 pkt.

SZPITAL
Kto napisał op.: -

WOJSKO I PATROL
Kto napisał op.: -

ROZRYWKOWE I INNE
Kto napisał op.:

SZKOŁA
Kto napisał op. (z nauczycieli): -

PRACA W MIEŚCIE
Kto napisał op.: -

*****************************
Leniwe Alfy:
Suzanna: 1 (+0 = 1)
---------------------------------------------
Shenvedő Ashe: 9
Navri: 4 (+1 = 5)
Shiryu: 2 (+1 = 3) <-- Beta
Aokigahara: 2 (+0 = 2)
Kai: 1 (+1 = 2) <--- Gamma
Moone: 1 (+1 = 2)
Dante: 1 (+0 = 1) <--- Delta +szczeniak
Zirael: 1 (+0 = 1) 
Yuki: 1 (+0 = 1)
Torance: 1
Aurelliah: 1
Sohara: 0 (+1 = 1)
Sarah: 0 (+0 = 0)
Sierra: 0 (+0 = 0)

Za zostanie Betą dostaje się 15 SG i 40 pkt., Gammą 10 SG i 30 pkt., a Deltą 5 SG i 20 pkt.

Okres próbny ukończyli:
Navri: 4 (5)
**********
Shenvedő Ashe: 9

Skreślone są te, które nie przeszły. Wilki, które napisały poniżej 3 op. i są dość długo na watasze zostają wyrzucone, a te mające powyżej 4 op. są już pełnoprawnymi członkami. Zaznaczone na fioletowo mają drugą szansę.
Tak, ilość napisanych op. podczas okresu próbnego też ma znaczenie! 

Dodaję po 6 pkt. umiejętności i 3 pkt. mocy każdemu wilkowi (jak to zawsze czynię po podsumowaniu) za kolejny miesiąc członkostwa. 

ZAPOZNANIE, MAJ 2017

Tak dla przypomnienia - aby otrzymać bonus, należy napisać op. do osoby wskazanej przez strzałkę.
Za op. należy się bonus + 3 pkt. do wszystkich umiejętności i + 1 pkt. do mocy (liczy się tylko za pierwsze op., ale oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby kontynuować serię dalej. Ba! To jest nawet wskazane). Temat na op. jest absolutnie dowolny.
Abym zaliczyła op. do tej oto "promocji", wystarczy napisać pod skończonym op. "ZAPOZNANIE, MAJ 2017". :)
  1. Kai → Zirael
  2. Dante → Shendvedő Ashe
  3. Sohara →Yuki
  4. Suzanna → Sierra
  5. Yuki → Aurelliah
  6. Sarah → Kai
  7. Moone → Aokigahara
  8. Aokigahara → Navri
  9. Zirael → Sohara
  10. Shiryu → Sarah
  11. Sierra → Shiryu
  12. Navri → Suzanna
  13. Shendvedő Ashe → Torance
  14. Torance → Dante
  15. Aurelliah → Moone
W razie pytań... zapoznanie z kwietnia wciąż jest aktualne. Jego ważność zakończy się dopiero w momencie ogłoszenia zapoznania czerwcowego, więc wciąż można na nie pisać op. Link: klik!