marzec 2021r
Po jakimś czasie, który
ciągnął się w nieskończoność, dotarliśmy pod sporą jaskinię.
Słońce, które zdążyło wzejść i wyłonić zza chmur, oświetlało teraz ziemię. Nie miałem jednak
zbyt wiele czasu na cieszenie się pogodą, bo szary basior popchnął
mnie w stronę jaskini.
- Dzień dobry – odezwał
się, wchodząc za mną. Wykrzywiłem pysk w krzywym uśmiechu. Słowo
daję, pan perfekcyjny i małomówny zaczynał mnie powoli irytować...
- Dzień dobry –
odpowiedział kobiecy głos z głębi jaskini. Skierowałem wzrok w
stronę, z której się wydobył i zobaczyłem dość ładną waderę.
Choć niska i słabo zbudowana, samica miała w sobie to coś, coś
przez co budziła autorytet. Miedzianobrązowa sierść przypominała
mi swoim wyglądem puszek, w którym skrywają się pisklęta lub
małe kotki. Wadera miała beżowy pas ciągnący się między innymi
przez pierś. Musiałem przyznać, była ładna, ale coś w jej
wyglądzie budziło we mnie niepokój. Odpowiedź uzyskałem, gdy
wilczyca skierowała na mnie spojrzenie niesamowicie ciemnych oczu i
ledwo powstrzymałem się żeby nie skulić się pod tym spojrzeniem.
Ta wadera, choć drobna z budowy, mogła być bardzo niebezpieczna i
prawdopodobnie była.
- Dzień dobry –
przywitałem się patrząc prosto w oczy wilczycy. Chciałbym
powiedzieć, że byłem przy tym bardzo szarmancki i niesamowity, ale
prawda była taka, że mało co, a mój głos by zadrżał.
Alfa powoli skinęła
głową przyglądając mi spod zmarszczonych brwi. Następnie – ku
mojej uldze – zwróciła wzrok w stronę pana
jestem-bardzo-poważny-i-poważnie-traktuję-swoje-obowiązki. Ten
stał niewzruszony.
- Magnus, tak? - spytała
basiora na co ten skinął głową – Kto to jest?
- Nie mam pojęcia. Byłem
na patrolu w Górach i napotkałem się na niego, kiedy spał.
Utrzymuje, że stracił pamięć i nie wie kim jest, oraz dziwny głos
kazał mu iść w stronę naszej watahy w poszukiwaniu Tori.
Wadera znowu skinęła
głową i przeniosła wzrok z powrotem na mnie.
- Dobra robota, Magnus.
Wróć do swoich obowiązków.
Ciemnoszary wilk lekko się
ukłonił i wyszedł z jaskini. Ledwo powstrzymałem parsknięcie na
ten widok. Alfa zauważając moje hamowane rozbawienie, zmroziła mnie
spojrzeniem.
- Opowiedz, co pamiętasz.
- Em... No to obudził
mnie taki głos kobiecy, muszę przyznać, że taki przyjemny nawet,
ale jego moc, o wilki. Kazał mi się kierować na południe, a ja
musiałem to zrobić, więc ruszyłem. Poza tym jakoś tak wyszło,
że dowiedziałem się, że nic nie pamiętam, zaczynając od tego
gdzie byłem, przez własne imię jak i brzmienie własnego głosu.
No i ruszyłem na poszukiwania tej całej Tori, bo chyba tylko ona
zdoła mi pomóc z tą amnezją czy co to tam jest, brakiem pamięci,
no. I jakoś tak się po drodze okazało, że mistrzem polowania to
ja nie jestem, także dlatego tak wyglądam. Pierwszego dnia
wyglądałem naprawdę w porządku, możesz mi, pani Alfo, wierzyć.
No i po kilku dniach wędrówki, nie wiem po ilu, obudził mnie ten
cały Magnus i przyprowadził tutaj – ledwo powstrzymałem się
przed dodaniem na końcu „ta-dam”.
Wilczyca przyglądała mi
się z niechęcią, kiedy opowiadałem. Nie wierzyła mi?
- Prawdziwy z ciebie
mistrz opowieści.
- Wiem – wyszczerzyłem
zęby w uśmiechu, na co ta przewróciła oczami i westchnęła.
- Skąd mam wiedzieć, że
nie kłamiesz? Może powinnam od razu przegonić cię z terenów
mojej watahy, jak myślisz?
Drgnąłem przestraszony.
Czułem jak moje oczy otwierają się szerzej. Ogon zadrżał
nerwowo.
- Sam się wyniosę, ale
błagam o pomoc. Niech mi Alfa powie, jest tutaj wadera o imieniu
Tori? Jeśli tak, to mógłbym ją zobaczyć? Ona może za mną
poświadczyć. Albo ktokolwiek czytający w myślach, jeśli to ci
nie wystarczy, Alfo.
W moim głosie bez trudu
można było usłyszeć strach i prośbę. Brzmiałem jak
przestraszony szczeniak błagający o litość. I w sumie tak też
się czułem.
Spojrzałem wprost w te
nieruchome, ciemne oczy. Ignorując strach wpatrywałem się w nie
czekając na odpowiedź. Przez mój umysł przepływało wiele myśli.
Zaczynając od tak przyziemnych jak uroda wilczycy, przez strach i
respekt w stosunku do niej, po błaganie o pomoc. Błagam, niech mnie
od razu nie przegania.
- Powiedzmy, że ci
wierzę. Owszem, należy do tej watahy wadera, do której zwracają
się podobnie – w jej głosie wyczułem lekkie zawahanie. Czyżby
miała problem w zapamiętywaniu imion?
- Mógłbym ją zobaczyć?
Samica skinęła głową.
- Powinna być właśnie
na patrolu. Mój partner – drgnąłem zaskoczony. Przecież
wyglądała tak młodo, a już miała partnera? Może spotkała
miłość swojego życia bardzo wcześnie? Jednak jej beznamiętny
ton jakoś nie pasował mi do tej wizji – powinien niedługo tędy
przechodzić. Zaprowadzi cię.
Skinąłem na znak, że
rozumiem i uśmiechnąłem się szeroko.
- Co mam robić w tym
czasie?
- Siedzieć i postarać
się mnie zanadto nie irytować. Mam nadzieję, że to zadanie cię
nie przerośnie.
Odwróciłem pysk i
przewróciłem oczami. Oczywiście, że mnie nie przerośnie. Jestem
bardzo, ale to bardzo cierpliwy!
Wadera tymczasem wróciła
do swoich zajęć. Początkowo się jej przyglądałem, ale szybko
okazało się, że nawet uroda wilczycy nie jest wystarczającym
powodem, by patrzeć tak długo jak siedzi pochylona nad jakąś
książką w niemal całkowitym bezruchu. Moje pytanie co takiego
czyta, skwitowała jedynie spojrzeniem o prostym przekazie. „Nie
twoja sprawa”.
Skierowałem, więc wzrok
na swoje łapy i starając się powstrzymać chęć uderzania nimi o
ziemię, siedziałem nudząc się przeokrutnie. Na Eydis, kiedy
przyjdzie ta druga Alfa?
Chwila... Eydis?! Kim była
Eydis? - niemal wykrzyczałem. Dosłownie w ostatniej chwili się
powstrzymałem i skończyło się na cichym, nieartykułowanym
odgłosie. Alfa słysząc go, zmroziła mnie spojrzeniem.
- W gardle mi zaschło –
usprawiedliwiłem się w pierwszy sposób jaki przyszedł mi do
głowy. Wadera burknęła coś cicho i wróciła do lektury.
Wracając... Czułem, że
Eydis to był ktoś ważny w moim życiu. Ktoś komu należy się
szacunek. Postać mityczna. Bogini. Musiałem być jej wyznawcą, nie
ma innej opcji.
Czułem jak wypełnia mnie
szczęście. Przypomniałem sobie coś! Dzięki ci, Eydis! Dziękuję
ci, pani za to! Miałem ochotę odtańczyć taniec szczęścia, ale
to chyba nie spodobałoby się siedzącej niedaleko waderze. A
wolałbym jej bardziej nie podpadać.
- Magnus jest na patrolu –
moje przemyślenia przerwał czyiś męski głos. W progu jaskini
stał czarny basior. Jego żółto-pomarańczowe oczy badawczo
lustrowały jaskinię, a przy tym i moją sylwetkę.
- Wiem – wadera
podniosła wzrok znad książki i spojrzała na, jak przypuszczałem,
swojego partnera – Znalazł tego wilka.
- Kim jest?
- Utrzymuje, że nie
pamięta. Prosi również, by go zaprowadzić do Torance. Z tego co
pamiętam, wadera ma teraz patrol. Zaprowadź go do niej. Zobaczymy,
czy ta kojarzy tego osobnika.
- Halo, ja tutaj jestem –
mruknąłem cicho, tak by para Alf mnie nie usłyszała.
Basior skinął głową.
Następnie skierował wzrok na mnie i pokazał gestem łapy, że mam
podążyć za nim. Zerwałem się z miejsca jak oparzony i podbiegłem
truchtem do wilka, który czekał na mnie z lekkim uśmiechem na
pysku. Totalnie inne przywitanie niż w wypadku jego partnerki.
- Rzeczywiście nic nie
pamiętasz? - spytał samiec, kiedy oddaliliśmy się od jaskini Alf.
- Niestety. Totalna
pustka... No może kilka pajęczyn się znajdzie – uśmiechnąłem
się krzywo – A tak serio, to obudziłem się z wymazaną pamięcią
w jakimś lesie. Jakiś głos kazał mi iść w stronę tej watahy i
odnaleźć niejaką Tori. No to poszedłem, bo co miałem innego
zrobić? Potem znalazł mnie pan idealny, znaczy się, Magnus. Nawet
sobie nie wyobrażasz jakie to straszne uczucie, kiedy budzisz się i
nie wiesz nic. Gdzie jesteś, kim jesteś. Nie pamiętasz nawet
własnego głosu.
Czułem, że mój głos, w
którymś momencie zaczął drżeć, jednak nie przejąłem się tym
zbytnio. Opowiadałem tę historię już trzeci raz, a dopiero teraz
dotarło do mnie, co opowiadam. Wcześniej trzymałem to wszystko na
dystans, ale w tym samcu było coś takiego, że mu ufałem. Może to
dlatego, że jako jedyny z wilków, które spotkałem po utracie
pamięci nie zdawał traktować mnie z góry, traktował mnie po
prostu normalnie.
- Rozumiem... Sądzisz, że
Torance jest osobą, której szukasz?
- Mam nadzieję.
Przez chwilę szliśmy w
ciszy. Każdy z nas zatopiony we własnych myślach, takich, które
nie były raczej przeznaczone dla tego drugiego. Co jakiś czas
mijaliśmy jakieś wilki, które zajmowały się swoimi sprawami,
jednak gdy Alfa ich mijał, zawsze chociaż skinęły głową. Na
mnie spoglądali z obojętnością lub zaciekawieniem. Odpowiadałem
im uśmiechem i zaciekawionym spojrzeniem. Już na pierwszy rzut oka
było widać, że coś się szykuje. Niektóre wilki biegały w różne
strony nosząc w pyskach jakieś przedmioty. Ciekawe, ciekawe...
- Alfo? - zapytałem
przerywając ciszę.
Zaskoczony basior
skierował na mnie wzrok.
- Możesz mi mówić po
imieniu.
- Spoko, tylko jest taki
mały problem... Jak masz na imię?
- Nie powiedziałem ci? -
zapytał zdziwiony. Pokręciłem głową. - Przepraszam. Jestem
Hitam.
- Dobra... W takim razie,
Hitam, co się tutaj dzieje?
- Co masz na myśli? -
zmarszczył brwi.
- Widać, że coś
organizujecie, że coś się dzieje.
- Ach, to. Owszem,
organizujemy festyn. Różne konkurencje, loterie, sklepiki,
restauracja czy bar - takie sprawy. Myślę, że idzie nam nieźle i
niedługo rozpocznie się on oficjalnie – wyjaśnił czarny basior.
Skinąłem głową.
- To zdecydowanie ciekawe
przedsięwzięcie.
- Tak, raczej tak...
Znowu pogrążyliśmy się
w ciszy. Tym razem jeszcze baczniej przyglądałem się poczynaniom
wilków z watahy. Festyn to naprawdę coś, a widząc zaangażowanie
członków wyjdzie świetnie. Fajnie byłoby zobaczyć go, kiedy
będzie w pełni... czynny? Niestety, ale wątpię, że mógłbym
tutaj zostać. Chociaż gdyby ta Tori była moją Tori, to czemu nie?
- Hitam? - basior
skierował wzrok na mnie. Miałem nadzieję, że nie zdążyłem go
już zirytować. - Mógłbym dołączyć do twojej watahy?
W oczach wilka pojawił
się jakiś blask, którego nie wiedziałem jak zinterpretować.
Następnie samiec zmarszczył brwi i zaczął zastanawiać się nad
odpowiedzią.
- Ale najpierw muszę
odnaleźć Tori – zaznaczyłem. - No wiesz... Chciałbym najpierw
poznać chociaż własne imię.
- Jasne. Myślę, że nie
ma problemu. W Watasze Magicznego Kruka przyjmujemy nowych najpierw
na okres próbny, więc jeśli chcesz, mógłbyś spróbować.
- Dzięki. Bardzo chcę –
uśmiechnąłem się szeroko. Czyżbym miał znaleźć dom? - Tylko
jest mały problem... Nie umiem zbytnio polować.
Hitam starał się nie
okazać zdziwienia, ale widziałem, że był zaskoczony. Nie
spodziewał się tego, a ja nie spodziewałem się po sobie, że mu
to od razu powiem. Nie lubiłem przyznawać się do słabości, ale z
dwojga złego wolałem powiedzieć to jemu niż pewnej ładnej
wilczycy o przerażających oczach. A im szybciej, tym lepiej, nie?
- Nie martw się. Nauczysz
się.
- Oby...
W końcu niemal wpadliśmy
na małą wilczycę. Pierwsze co zauważyłem, to długie rude futro
i niesamowicie drobna sylwetka – wadera sięgała mi do szyi. Na
śnieżnobiałej piersi wadery odznaczał się czarny krawat z
sierści. Musiałem przyznać, że chociaż nie powalała wzrostem,
samica była nawet ładna. Kiedy ją zobaczyłem, poczułem jak coś
skręca mnie w żołądku, a po głowie zaczęło chodzić wrażenie
deja vu.
- Dzień dobry, Hitam –
powiedziała kiwając w stronę samca głową. - Nic nowego się nie
wydarzyło.
Basior w odpowiedzi skinął
głową. Następnie zerknął na mnie. Wilczyca skierowała wzrok na
mnie i otworzyła szeroko oczy. Jej pysk lekko się otworzył. Ja
natomiast stałem zamurowany patrząc w lodowoniebieskie oczy wadery
czując jak moje serce podchodzi do gardła i bije coraz szybciej.
- As? Co ty tutaj robisz?
- zapytała moja przyjaciółka.
<Torance?>
Uwagi: "Słońce, które zdążyło wzejść i wyłonić z chmur, za którymi się wcześniej kryło, oświetlało teraz ziemie." - to zdanie wygląda na bardzo niezdarne i są aż trzy błędy - nie "z", a bardziej "zza", "ziemię", a nie "ziemie", oraz powtórzenie "który". By tego uniknąć, mogłabyś wyciąć po prostu "za którymi się wcześniej kryło". "Góry" w WMW to nazwa miejsca, więc pisze się ją wielką literą. Pogubiłaś kilka przecinków.