Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

środa, 13 czerwca 2018

Od Gai "W poszukiwaniu schronienia" cz. 7

marzec 2021
Gdy w końcu dotarłam, słońce zaczynało już powoli wschodzić. Wędrówka trwała naprawdę długo i moje zmęczone od ciągłego biegu łapy zaczynały odmawiać posłuszeństwa. W końcu wycieńczona położyłam się za maskującym mnie krzakiem. "To chyba domy ludzi... W takim razie, na pewno trafiłam do miasta" pomyślałam. Gdy odpoczęłam chwilę, stwierdziłam, że nie było tu po co iść i już miałam zawrócić, gdy nagle... Usłyszałam rozpaczliwe szczekanie, piski i wycie. Te wszystkie odgłosy zaprowadziły mnie pod wielki, szary i dziwnie pachnący budynek. Przez moment myślałam, żeby uciekać, ale ciekawość zwyciężyła z przestrachem i spróbowałam otworzyć drzwi. Trochę logicznego myślenia... Trochę skakania... I udało się! Z triumfem weszłam do środka i skierowałam się ku dziwnym odgłosom.
Gdy czułam, że są tuż przede mną, Natknęłam się na... Kolejne drzwi! Wydałam z siebie dziwny dźwięk, przypominający szczeknięcie i zabrałam się do pracy. Gdy weszłam, aż podkuliłam ogon ze strachu... Wszędzie były równo poustawiane klatki ze smutnymi, szczęśliwymi, a nawet agresywnymi psami. Pomyślałam, że... Uwolnię choć parę psów. Lecz to zadanie nie było takie łatwe, jak się wydawało. Szarpałam, gryzłam, ale na nic to się zdawało i coraz bardzie traciłam nadzieję, że to kiedykolwiek się uda... Poddałam się. Bolały mnie zęby, łapy i wszystko to, czym próbowałam zniszczyć kratkę. Wtedy właśnie wszystkie psy z klatek zaczęły szaleńczo szczekać, a drzwi po przeciwnej stronie pomieszczenia otworzyły się na oścież. Pisnęłam rozpaczliwie. To człowiek! To on zamyka te wszystkie biedne psy w klatkach!
Niewiele myśląc zerwałam się ku otwartym jeszcze drzwiom, nie zważając na człowieka w nich stojących. "Byle by daleko od tego okropnego miejsca! Już nigdy nie zaufam ludziom! Czemu oni są tacy źli?!" pomyślałam z przestrachem i złością za razem biegnąc rozpaczliwie w drodze powrotnej do watahy. 
Mijałam wiele budynków i zdziwionych twarz przechodniów na mój widok. Nie zwracałam na to uwagi. Gdy ulica dobiegła końca poczułam się pewniej, ale została przede mną długa droga. Zmęczona przeżyciami zatrzymałam się przy pobliskim jeziorku i zaczęłam pić. W tej chwili przypomniałam sobie, że jestem bardzo głodna. Niestety, ale nigdzie nie było widać czegoś, co nadawałoby się do zjedzenia, więc z pustym brzuchem ruszyłam w dalszą drogę. Gdy naprawdę czułam, że wataha jest blisko, zapadł zmrok. "Pewnie się o mnie martwią" pomyślałam i zawyłam, przypominając sobie o mojej mocy. Bardzo się cieszyłam z jej względu cieszyłam. No... Z reszta, jak każdy inny magiczny wilk, który właśnie odkrył swoją pierwszą moc, nawet tą najprostszą!
Po kilku minutach widziałam już obrzeża watahy. Zastanawiałam się tylko, czy... Puścić się biegiem na Bonę, czy raczej pobiec do nory, w której spędziłam poprzednią noc... Zdecydowałam się, na to drugie. Chciałam się jakoś odwdzięczyć Soharze, Aoki i Navri, która może i nie mówiła dobrze i dużo, ale nadal była jedną z nas. "Była magicznym wilkiem i miała takie same prawa, jak my wszyscy w Watasze Magicznych Wilków. To właśnie, jest w niej najpiękniejsze: wszyscy jesteśmy tu równi." pomyślałam i przyspieszyłam biegu.
Gdy byłam przed norą zawahałam się, lecz jednak weszłam. Wszyscy spali. No cóż... Położyłam się i ja.

Uwagi: Pamiętaj o akapitach! Zaczynaj je ilekroć pojawia się nowy temat, jakby nowa myśl. Źle się czyta ściany tekstu. "Niewiele" piszemy razem. Końcówka nie ma sensu - choćby dlatego, że Navri urodziła się w WMW, jest magicznym wilkiem, no i... jest waderą. "Wataha Magicznych Wilków" piszemy wielkimi literami.

Od Asgrima "Utracone Wspomnienia" cz. 2 (Cd. Torance)

marzec 2021r
Po jakimś czasie, który ciągnął się w nieskończoność, dotarliśmy pod sporą jaskinię. Słońce, które zdążyło wzejść i wyłonić zza chmur, oświetlało teraz ziemię. Nie miałem jednak zbyt wiele czasu na cieszenie się pogodą, bo szary basior popchnął mnie w stronę jaskini.
- Dzień dobry – odezwał się, wchodząc za mną. Wykrzywiłem pysk w krzywym uśmiechu. Słowo daję, pan perfekcyjny i małomówny zaczynał mnie powoli irytować...
- Dzień dobry – odpowiedział kobiecy głos z głębi jaskini. Skierowałem wzrok w stronę, z której się wydobył i zobaczyłem dość ładną waderę. Choć niska i słabo zbudowana, samica miała w sobie to coś, coś przez co budziła autorytet. Miedzianobrązowa sierść przypominała mi swoim wyglądem puszek, w którym skrywają się pisklęta lub małe kotki. Wadera miała beżowy pas ciągnący się między innymi przez pierś. Musiałem przyznać, była ładna, ale coś w jej wyglądzie budziło we mnie niepokój. Odpowiedź uzyskałem, gdy wilczyca skierowała na mnie spojrzenie niesamowicie ciemnych oczu i ledwo powstrzymałem się żeby nie skulić się pod tym spojrzeniem. Ta wadera, choć drobna z budowy, mogła być bardzo niebezpieczna i prawdopodobnie była.
- Dzień dobry – przywitałem się patrząc prosto w oczy wilczycy. Chciałbym powiedzieć, że byłem przy tym bardzo szarmancki i niesamowity, ale prawda była taka, że mało co, a mój głos by zadrżał.
Alfa powoli skinęła głową przyglądając mi spod zmarszczonych brwi. Następnie – ku mojej uldze – zwróciła wzrok w stronę pana jestem-bardzo-poważny-i-poważnie-traktuję-swoje-obowiązki. Ten stał niewzruszony.
- Magnus, tak? - spytała basiora na co ten skinął głową – Kto to jest?
- Nie mam pojęcia. Byłem na patrolu w Górach i napotkałem się na niego, kiedy spał. Utrzymuje, że stracił pamięć i nie wie kim jest, oraz dziwny głos kazał mu iść w stronę naszej watahy w poszukiwaniu Tori.
Wadera znowu skinęła głową i przeniosła wzrok z powrotem na mnie.
- Dobra robota, Magnus. Wróć do swoich obowiązków.
Ciemnoszary wilk lekko się ukłonił i wyszedł z jaskini. Ledwo powstrzymałem parsknięcie na ten widok. Alfa zauważając moje hamowane rozbawienie, zmroziła mnie spojrzeniem.
- Opowiedz, co pamiętasz.
- Em... No to obudził mnie taki głos kobiecy, muszę przyznać, że taki przyjemny nawet, ale jego moc, o wilki. Kazał mi się kierować na południe, a ja musiałem to zrobić, więc ruszyłem. Poza tym jakoś tak wyszło, że dowiedziałem się, że nic nie pamiętam, zaczynając od tego gdzie byłem, przez własne imię jak i brzmienie własnego głosu. No i ruszyłem na poszukiwania tej całej Tori, bo chyba tylko ona zdoła mi pomóc z tą amnezją czy co to tam jest, brakiem pamięci, no. I jakoś tak się po drodze okazało, że mistrzem polowania to ja nie jestem, także dlatego tak wyglądam. Pierwszego dnia wyglądałem naprawdę w porządku, możesz mi, pani Alfo, wierzyć. No i po kilku dniach wędrówki, nie wiem po ilu, obudził mnie ten cały Magnus i przyprowadził tutaj – ledwo powstrzymałem się przed dodaniem na końcu „ta-dam”.
Wilczyca przyglądała mi się z niechęcią, kiedy opowiadałem. Nie wierzyła mi?
- Prawdziwy z ciebie mistrz opowieści.
- Wiem – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu, na co ta przewróciła oczami i westchnęła.
- Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? Może powinnam od razu przegonić cię z terenów mojej watahy, jak myślisz?
Drgnąłem przestraszony. Czułem jak moje oczy otwierają się szerzej. Ogon zadrżał nerwowo.
- Sam się wyniosę, ale błagam o pomoc. Niech mi Alfa powie, jest tutaj wadera o imieniu Tori? Jeśli tak, to mógłbym ją zobaczyć? Ona może za mną poświadczyć. Albo ktokolwiek czytający w myślach, jeśli to ci nie wystarczy, Alfo.
W moim głosie bez trudu można było usłyszeć strach i prośbę. Brzmiałem jak przestraszony szczeniak błagający o litość. I w sumie tak też się czułem.
Spojrzałem wprost w te nieruchome, ciemne oczy. Ignorując strach wpatrywałem się w nie czekając na odpowiedź. Przez mój umysł przepływało wiele myśli. Zaczynając od tak przyziemnych jak uroda wilczycy, przez strach i respekt w stosunku do niej, po błaganie o pomoc. Błagam, niech mnie od razu nie przegania.
- Powiedzmy, że ci wierzę. Owszem, należy do tej watahy wadera, do której zwracają się podobnie – w jej głosie wyczułem lekkie zawahanie. Czyżby miała problem w zapamiętywaniu imion?
- Mógłbym ją zobaczyć?
Samica skinęła głową.
- Powinna być właśnie na patrolu. Mój partner – drgnąłem zaskoczony. Przecież wyglądała tak młodo, a już miała partnera? Może spotkała miłość swojego życia bardzo wcześnie? Jednak jej beznamiętny ton jakoś nie pasował mi do tej wizji – powinien niedługo tędy przechodzić. Zaprowadzi cię.
Skinąłem na znak, że rozumiem i uśmiechnąłem się szeroko.
- Co mam robić w tym czasie?
- Siedzieć i postarać się mnie zanadto nie irytować. Mam nadzieję, że to zadanie cię nie przerośnie.
Odwróciłem pysk i przewróciłem oczami. Oczywiście, że mnie nie przerośnie. Jestem bardzo, ale to bardzo cierpliwy!
Wadera tymczasem wróciła do swoich zajęć. Początkowo się jej przyglądałem, ale szybko okazało się, że nawet uroda wilczycy nie jest wystarczającym powodem, by patrzeć tak długo jak siedzi pochylona nad jakąś książką w niemal całkowitym bezruchu. Moje pytanie co takiego czyta, skwitowała jedynie spojrzeniem o prostym przekazie. „Nie twoja sprawa”.
Skierowałem, więc wzrok na swoje łapy i starając się powstrzymać chęć uderzania nimi o ziemię, siedziałem nudząc się przeokrutnie. Na Eydis, kiedy przyjdzie ta druga Alfa?
Chwila... Eydis?! Kim była Eydis? - niemal wykrzyczałem. Dosłownie w ostatniej chwili się powstrzymałem i skończyło się na cichym, nieartykułowanym odgłosie. Alfa słysząc go, zmroziła mnie spojrzeniem.
- W gardle mi zaschło – usprawiedliwiłem się w pierwszy sposób jaki przyszedł mi do głowy. Wadera burknęła coś cicho i wróciła do lektury.
Wracając... Czułem, że Eydis to był ktoś ważny w moim życiu. Ktoś komu należy się szacunek. Postać mityczna. Bogini. Musiałem być jej wyznawcą, nie ma innej opcji.
Czułem jak wypełnia mnie szczęście. Przypomniałem sobie coś! Dzięki ci, Eydis! Dziękuję ci, pani za to! Miałem ochotę odtańczyć taniec szczęścia, ale to chyba nie spodobałoby się siedzącej niedaleko waderze. A wolałbym jej bardziej nie podpadać.
- Magnus jest na patrolu – moje przemyślenia przerwał czyiś męski głos. W progu jaskini stał czarny basior. Jego żółto-pomarańczowe oczy badawczo lustrowały jaskinię, a przy tym i moją sylwetkę.
- Wiem – wadera podniosła wzrok znad książki i spojrzała na, jak przypuszczałem, swojego partnera – Znalazł tego wilka.
- Kim jest?
- Utrzymuje, że nie pamięta. Prosi również, by go zaprowadzić do Torance. Z tego co pamiętam, wadera ma teraz patrol. Zaprowadź go do niej. Zobaczymy, czy ta kojarzy tego osobnika.
- Halo, ja tutaj jestem – mruknąłem cicho, tak by para Alf mnie nie usłyszała.
Basior skinął głową. Następnie skierował wzrok na mnie i pokazał gestem łapy, że mam podążyć za nim. Zerwałem się z miejsca jak oparzony i podbiegłem truchtem do wilka, który czekał na mnie z lekkim uśmiechem na pysku. Totalnie inne przywitanie niż w wypadku jego partnerki.
- Rzeczywiście nic nie pamiętasz? - spytał samiec, kiedy oddaliliśmy się od jaskini Alf.
- Niestety. Totalna pustka... No może kilka pajęczyn się znajdzie – uśmiechnąłem się krzywo – A tak serio, to obudziłem się z wymazaną pamięcią w jakimś lesie. Jakiś głos kazał mi iść w stronę tej watahy i odnaleźć niejaką Tori. No to poszedłem, bo co miałem innego zrobić? Potem znalazł mnie pan idealny, znaczy się, Magnus. Nawet sobie nie wyobrażasz jakie to straszne uczucie, kiedy budzisz się i nie wiesz nic. Gdzie jesteś, kim jesteś. Nie pamiętasz nawet własnego głosu.
Czułem, że mój głos, w którymś momencie zaczął drżeć, jednak nie przejąłem się tym zbytnio. Opowiadałem tę historię już trzeci raz, a dopiero teraz dotarło do mnie, co opowiadam. Wcześniej trzymałem to wszystko na dystans, ale w tym samcu było coś takiego, że mu ufałem. Może to dlatego, że jako jedyny z wilków, które spotkałem po utracie pamięci nie zdawał traktować mnie z góry, traktował mnie po prostu normalnie.
- Rozumiem... Sądzisz, że Torance jest osobą, której szukasz?
- Mam nadzieję.
Przez chwilę szliśmy w ciszy. Każdy z nas zatopiony we własnych myślach, takich, które nie były raczej przeznaczone dla tego drugiego. Co jakiś czas mijaliśmy jakieś wilki, które zajmowały się swoimi sprawami, jednak gdy Alfa ich mijał, zawsze chociaż skinęły głową. Na mnie spoglądali z obojętnością lub zaciekawieniem. Odpowiadałem im uśmiechem i zaciekawionym spojrzeniem. Już na pierwszy rzut oka było widać, że coś się szykuje. Niektóre wilki biegały w różne strony nosząc w pyskach jakieś przedmioty. Ciekawe, ciekawe...
- Alfo? - zapytałem przerywając ciszę.
Zaskoczony basior skierował na mnie wzrok.
- Możesz mi mówić po imieniu.
- Spoko, tylko jest taki mały problem... Jak masz na imię?
- Nie powiedziałem ci? - zapytał zdziwiony. Pokręciłem głową. - Przepraszam. Jestem Hitam.
- Dobra... W takim razie, Hitam, co się tutaj dzieje?
- Co masz na myśli? - zmarszczył brwi.
- Widać, że coś organizujecie, że coś się dzieje.
- Ach, to. Owszem, organizujemy festyn. Różne konkurencje, loterie, sklepiki, restauracja czy bar - takie sprawy. Myślę, że idzie nam nieźle i niedługo rozpocznie się on oficjalnie – wyjaśnił czarny basior.
Skinąłem głową.
- To zdecydowanie ciekawe przedsięwzięcie.
- Tak, raczej tak...
Znowu pogrążyliśmy się w ciszy. Tym razem jeszcze baczniej przyglądałem się poczynaniom wilków z watahy. Festyn to naprawdę coś, a widząc zaangażowanie członków wyjdzie świetnie. Fajnie byłoby zobaczyć go, kiedy będzie w pełni... czynny? Niestety, ale wątpię, że mógłbym tutaj zostać. Chociaż gdyby ta Tori była moją Tori, to czemu nie?
- Hitam? - basior skierował wzrok na mnie. Miałem nadzieję, że nie zdążyłem go już zirytować. - Mógłbym dołączyć do twojej watahy?
W oczach wilka pojawił się jakiś blask, którego nie wiedziałem jak zinterpretować. Następnie samiec zmarszczył brwi i zaczął zastanawiać się nad odpowiedzią.
- Ale najpierw muszę odnaleźć Tori – zaznaczyłem. - No wiesz... Chciałbym najpierw poznać chociaż własne imię.
- Jasne. Myślę, że nie ma problemu. W Watasze Magicznego Kruka przyjmujemy nowych najpierw na okres próbny, więc jeśli chcesz, mógłbyś spróbować.
- Dzięki. Bardzo chcę – uśmiechnąłem się szeroko. Czyżbym miał znaleźć dom? - Tylko jest mały problem... Nie umiem zbytnio polować.
Hitam starał się nie okazać zdziwienia, ale widziałem, że był zaskoczony. Nie spodziewał się tego, a ja nie spodziewałem się po sobie, że mu to od razu powiem. Nie lubiłem przyznawać się do słabości, ale z dwojga złego wolałem powiedzieć to jemu niż pewnej ładnej wilczycy o przerażających oczach. A im szybciej, tym lepiej, nie?
- Nie martw się. Nauczysz się.
- Oby...

W końcu niemal wpadliśmy na małą wilczycę. Pierwsze co zauważyłem, to długie rude futro i niesamowicie drobna sylwetka – wadera sięgała mi do szyi. Na śnieżnobiałej piersi wadery odznaczał się czarny krawat z sierści. Musiałem przyznać, że chociaż nie powalała wzrostem, samica była nawet ładna. Kiedy ją zobaczyłem, poczułem jak coś skręca mnie w żołądku, a po głowie zaczęło chodzić wrażenie deja vu.
- Dzień dobry, Hitam – powiedziała kiwając w stronę samca głową. - Nic nowego się nie wydarzyło.
Basior w odpowiedzi skinął głową. Następnie zerknął na mnie. Wilczyca skierowała wzrok na mnie i otworzyła szeroko oczy. Jej pysk lekko się otworzył. Ja natomiast stałem zamurowany patrząc w lodowoniebieskie oczy wadery czując jak moje serce podchodzi do gardła i bije coraz szybciej.
- As? Co ty tutaj robisz? - zapytała moja przyjaciółka.

<Torance?>

Uwagi: "Słońce, które zdążyło wzejść i wyłonić z chmur, za którymi się wcześniej kryło, oświetlało teraz ziemie." - to zdanie wygląda na bardzo niezdarne i są aż trzy błędy - nie "z", a bardziej "zza", "ziemię", a nie "ziemie", oraz powtórzenie "który". By tego uniknąć, mogłabyś wyciąć po prostu "za którymi się wcześniej kryło". "Góry" w WMW to nazwa miejsca, więc pisze się ją wielką literą. Pogubiłaś kilka przecinków.