Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Od Sohary "Magia rodziny" cz.5 (cd. Telleni)

- Może tak, może nie... - odparł Alex. Wygląda na to, że nie jest dziś w najlepszym humorze.
- Telleni, możesz już iść. Pobaw się z Dante. - rzuciłam przez ramię do małej waderki. Mała wykonała moje polecenie i w podskokach pobiegła na Szczenięcą Polanką. Jest tak samo energiczna jak Dante.
- A więc wujku, Telleni może zostać?
- Daj mi na razie święty spokój. Muszę... nad czymś pomyśleć.
- Nad czym?
- Nad niczym.
- Coś się stało? - zmartwiłam się. Nie na co dzień jest taki bojowy... Jestem jego siostrzenicą, więc to z doświadczenia wiem.
- Nic.
- No proszę, powiedz. Co ci szkodzi? - rzekłam idąc nadal za nim. Tak, byłam od niego mniejsza, ale na szczęście zostałam szkolona do walki zupełnie jak basior, dlatego też udawało mi się jakoś dotrzymać mu kroku. Chociaż przyznam, że nie było to łatwe. Alex milczał.
- Wujku...
- Iloriel odeszła.
Zatrzymałam się, bo aż zatkało mnie z wrażenia.
- Jak to odeszła? A co z Valką?!
- Ma jakieś poważne problemy i musiała wracać w swoje rodzinne strony. Na razie nie liczymy na to, że wróci. A nawet jeśli, to Valka wówczas będzie już pełnoletnia. - wyjaśnił z kamiennym wyrazem pyska. Wyglądało na to, że właśnie ta wiadomość jest powodem jego nieczułości.
- A co jeżeli ty też odejdziesz? Co wtedy z nią będzie?
- Zajmą się nią inne wilki lub... ty.
- Ja? - zdziwiłam się.
- Szczeniaki cię uwielbiają. Umiesz się nimi zająć.
- A-ale...
- Nie stękaj. Tak ma być, rozumiesz? Ja tak chcę. Mówię to w imieniu Valixy i Leo.
- Historia lubi się powtarzać... - wyszeptałam. Zauważyłam, iż moja historia jest bardzo podobna do Valki. No może pomijając fakt, że jej mama żyje, a moja już nie. Ojca też już nie mam... Nad delikatnym Leo przezwyciężyła jego mroczna strona: Shadow. Teraz terroryzuje naszą całą watahę. Moja i Dante mama nie wytrzymała tego wszystkiego i po prostu... Popełniła samobójstwo. Na szczęście mną i bratem zaopiekował się Alexander: brat bliźniak Valixy. Mimo tego, że momentami jest ciężko, jakoś dajemy sobie radę.
Z zamyślenia wyrwał mnie dopiero głos wujka. Przyjęłam jego propozycję i poszłam później z nim na Wschodni Klif. Przysiedliśmy na skale i rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Głównie to były wspominki starych dobrych czasów. Gdy zaczęło się już ściemniać w końcu (bo wcześniej mi po prostu wypadło to z głowy) zapytałam:
- To Telleni może u nas zostać?
- Może. Nie zostawimy przecież jej samej na lodzie, prawda?
- Masz rację.
- A teraz już powinnaś iść się kłaść spać. Jutro kolejny trening.
- Muszę jeszcze coś załatwić... - odparłam podnosząc się na równe łapy.
- Ok, byle szybko.
- Się rozumie! - rzuciłam już gnając w swoim kierunku. Domyśliłam się, że skoro Telleni do tej pory ufa najbardziej mi i Ice, to powinna być w okolicach jej jaskini, bo mnie w swojej nie było. No dobra, w mojej jaskini spał zapewne Dante, ale ona raczej wolała przytulić się do swojej... opiekunki.
Miałam rację... Drzemała w najlepsze wtulona w jej futro. Nie chcąc już jej budzić poszłam do siebie. Wieczorny spacer (a raczej sprint) pozwolił mi szybko zasnąć.
***
Z samego rana, jeszcze przed codzienną pobudką z wiadrem zimnej wody, sama wstałam i zawędrowałam pod jaskinię Ice cierpliwie oczekując, aż moja mała przyjaciółka się zbudzi. W okolicach godziny ósmej (twierdząc po położeniu słońca) w końcu ocknęła się. Uśmiechnęła się szeroko widząc mnie i wygramoliła się z uścisku lekarki.
- Sohara! - powiedziała zachwycona.
- Cii... Bo ją obudzisz.
- Ok. - szepnęła obracając łepek za siebie sprawdzając, czy czasem jej nie zbudziła. Nic takiego jednak się nie zdarzyło. Ice spała jak suseł. Wyszłyśmy na zewnątrz.
- Telleni, mam dla ciebie dobrą wiadomość. - oznajmiłam uroczyście.
- Jaką?
- Jesteś przyjęta do watahy!
- Naprawdę?
- Naprawdę!
- Taaak! - pisnęła skacząc z radości jak wariatka. Musiała się niezwykle cieszyć. No ale co się dziwić, skoro nie ma nikogo innego?... Po upływie minuty, Telleni w końcu spoważniała, a nawet może i posmutniała i powiedziała:
- Sohara... Śniło mi się coś strasznego.
- A cóż takiego?
I wtedy Telleni zaczęła swoją opowieść o swojej przerażającej przeszłości.
- Oh... Tak mi przykro... - szepnęłam przytulając Telleni do swojej piersi ledwie co powstrzymując łzy. - Ale wiedz, że teraz my jesteśmy twoją rodziną i zostaniemy przy tobie na dobre i na złe.

<Telleni?>

Od Nutelli "Skąd jestem?" cz.1 (cd. chętny szczeniak)

Chodziłam sobie drogą wesoła jak codziennie, nie będę pisać całej mojej historii, najważniejsze fragmenty dowiecie się później, teraz przejdźmy do reszty spraw.
- Gdzie tu może być jakaś wolna jaskinia? - wyszeptałam sama do siebie
Nagle usłyszałam jakieś głosy, jakby szczeniaki, duużo szczeniaków bawiących się razem. Wyjrzałam ukradkiem zza krzaków. Tam ujrzałam pięć wader i dwóch basiorów. Dwie wadery nie bawiły się tylko leżały, większa miała ponad rok, a mniejsza, około trzy miesiące, mniejsza podgryzała ucho większej, basiory gadały w najlepsze, reszta wader przewalały się na ziemie. Po chwili jedna z tamtych wader podeszła do pierwszych dwóch, mała waderka powiedziała:
- Coś tam jest. - powiedziała chowając się
- Ale co? - oparła największa
- Jakiś wilk.
Nagle ta największa wstała i podchodziła do mnie i powiedziała:
- Kim jesteś?! - warknęła.
- Jestem Nutella.
- Że jak?
- No Nutella, a co? Przeszkadza?
- Nie, nie... nic takiego - powiedziała powstrzymując swój śmiech
- A ty jak się nazywasz?
- O... tak... jestem Sohara, wiesz w ogóle gdzie jesteś?
- Nie, właściwie, nie mam zielonego pojęcia.
- Jesteś na terenie Watahy Magicznych Wilków!
- No... nieźle, a Ci tam to kto?
- A to jest cała nasza duma, czyli wszystkie szczeniaki jakie się w ogóle znajdują w tej watasze.
- Dużo was jest, prawda?
- Tak całkiem sporo, mamy w szczeniakach dwa basiory i pięć wader.
- No to wadery prowadzą. - uśmiechnęłam się nieco.
- Kochani, to jest Nutella. - zwróciła się do reszty.
- Cześć Nutella, jestem Dante! - wyszczerzył swoją mordkę.
- To mój brat, nie przejmuj się nim. - powiedziała
- To jest Astrid, niedawno dołączyła
- Hejka - odpowiedziała Astrid
- To Wissy i Valka
- Siemka! - powiedziały razem
- Wissy jest ślepa na jedno oko - powiedziała mi do ucha
- A to maleństwo to Telleni, najmłodsza z nas.
- Dzień Dobry - powiedziała przestraszona Telleni
- A... jeszcze trochę i nie pokazała Ci Wondersa!
Basiorek się raptownie odezwał:
- Cześć Nutella, jestem Wonders
- Cześć, Wonders.
- Ej... Sohara?
- O co gra Nutella?
- A w ogóle mogę tu zostać?
- Oczywiście! Teraz można do nas dołączyć! Jak chcesz to zostań członkinią.
Przez chwile milczałam namyślając się, ale w końcu powiedziałam:
- TAK! Zostanę tu!
Wszyscy zaczęli sie cieszyć, oprócz małej Telleni.
-Hej mała, o co chodzi, czemu się nie cieszysz?
- Chce mi sie baardzo spać - mruknęła mała po czym od razu ziewnęła.
- Ej, Sohara.
- Co Nutella?
- Mała chce spać.
- No faktycznie, późno jest.
- Hej Tell, chodź tu, idziemy już!
- Dobrze Sohara!
- A czemu jesteście tu sami? Bez opiekunów? - spytałam z ciekawością - A zwłaszcza ta mała?
- Bo to jest teren tylko dla nas.
- Aha... Chyba że tak - mruknęłam pod nosem
- Coś mówiłaś? - rzekła Sohara
- Nie nic.
No i tak szliśmy, i szliśmy aż doszliśmy do serca watahy
- To mówisz Sohara, że mogę dołączyć?
- Tak, możesz.
- A Alfy nie trzeba się spytać?
- Nie... Zresztą i tak naszą Alfą tymczasowo jest Alexander.
- A kto jest takim... stałym Alfą? - No bo przecież nie mogłam dołączyć i nie wiedzieć jak nazywa się Alfa.
- Jest nią Kiiyuko.
- Aha... A gdzie mogę zamieszkać?
- Nie wiem, Telleni czasem śpi u mnie, lub Ice, częściej u mnie, jak Kiiyuko wróci to się spytamy. Alexander ma mnóstwo roboty.
- Ja chyba zanocuje dzisiaj na świeżym powietrzu, nie raz tak spałam, więc jestem przyzwyczajona. - uśmiechnęłam się do wszystkich
- No jak wolisz. - rzekła Sohara

<Któryś szczeniak?>

Od Ajaxa "Tajemnica starej księgi" cz.14 (cd. Rose)

- Lepiej myślę w kątach. Usiądę w kącie i pomyślę. - Powiedziałem i tak zrobiłem. Rose była odwrócona do mnie tyłem, także myślała.
Po kilku sekundach myślenia na moją głowę spadła czarna, gładka szmata, zasłaniając mi oczy. Była dokładnie taka sama, jak ta, którą miała na sobie Liferia (a przynajmniej na taką wyglądała z bliska).
Przerażony natychmiast stargałem ją z głowy. Okropnie śmierdziała! Trzymając ją za koniuszek popatrzyłem na nią jednym okiem. Była cała pokryta krwią (nie wiem czyją) i poszarpana. Puściłem ją na ziemię i oparłem się o ścianę.
Coś mówiło mi, bym skierował wzrok w górę, więc to zrobiłem. Pod sufitem, na wysokim regale leżała ONA! Tajemnicza wadera, Liferia...
Jej pysk i łapy pokryte tą samą krwią, co szmata... A w jej pysku... Odcięta głowa... Jakiegoś wilka...
Jego krew kilka razy kapnęła na mój pysk. Byłem tak przerażony, że nie byłem w stanie się ruszyć, ani nic powiedzieć.
- A więc zaglądnęliście? - Uśmiechnęła się - Wasz błąd. Będziecie następni.
Wziąłem pierwszą lepszą książkę i w nią rzuciłem, a ona zniknęła.
- Ajax, co w ciebie wstąpiło? Czemu rzucasz książkami? - Zapytała Rose zdezorientowana.
- T-ty... Ty jej nie widziałaś?
- Kogo?
- Liferii... Była tam na regale i trzymała w głowie odciętą głowę wilka... P-powiedziała, że będziemy następni... - Powiedziałem cicho. Zaraz zorientowałem się, że krew tego wilka i szmata zniknęły...

<Rose?>

Od Sagriny " Powrót..." cz.1 (cd. Alexander)

Szłam powoli między drzewami. Słyszałam śpiew ptaków, szum traw. Wiatr lekko łaskotał mnie w pysk. Czułam woń wilków z "mojej watahy" . Przyśpieszyłam chód, po chwili zaczęła bieg. Ujrzałam Sorę, ale jak najszybciej ominęłam ją i pobiegłam dalej. Chyba mnie zauważyła, ale nie mogę spojrzeć jej w oczy. To co zrobiłam było niewybaczalne, przynajmniej ja tak myślałam. Odeszłam bez słowa nie żegnając się z nikim, ale musiałam odejść. Udałam się do jaskini Kii. Nikogo tam nie zastałam. Zrobiłam trzy kroki w tył. Ktoś stał za mną. Powoli się odwróciłam, ujrzałam Alexandra.
- Witaj Alexandrze, nie wiem czy mnie pamiętasz... - położyłam uszy po sobie
- Pamiętam, aż tak nie mam słabej pamięci...
- Chciałam prosić o "pozwolenie" powrócenia do watahy. - próbowałam nie patrzeć mu w oczy.

<Alexnader?>

Od Lithium Vane "Li Vane vel. Black Spirit" cz.1 (cd. Alexander)

Musiałam powiedzieć Alfie o czymś. Muszę na jakiś czas jakby... zniknąć. Chodzi o coś, co jest moją powinnością.
"Naznaczona Czarnym Duchem"
Wyszeptałam to i te trzy słowa znów zaczęły dzwonić mi w uszach. Śmierć Mamy. Debiru w jej jaskini. Krew...
Stop. To dla mnie za dużo. Przeszłość znów zaczęła powracać.
"Swej matki ostatnim oddechem"
To było pewne, Black Spirit musi powrócić. I to właśnie muszę przekazać Alfie.
Znikam.
Weszłam do jaskini Alfy i rozejrzałam się. Gdzie jest Alfa Kiiyuko?
- Alfo...?

<Alexander?>

Od Desari "Ucieczka cz. 8" (cd. Percy)

Przebudziłam się w środku nocy z towarzyszącym głośnym, niespokojnym zaczerpnięciem tlenu. Rozejrzałam się zaniepokojona po każdej ze ścian jaskini. To nie Azarath, to Ziemia. Westchnęłam z ulgą. Następną niewiadomą było to, jak się tu znalazłam, lecz szybko odpowiedziałam sobie na to pytanie, gdy przy wejściu dostrzegłam sylwetkę znajomego basiora. Zmrużyłam oczy wyostrzając odrobinę wzrok: był ranny, zmieniał opatrunek. Mogłam mu pomóc, ale nie miałam zamiaru spojrzeć na niego twarzą w twarz. Poza tym siła w moich łapach nie pozwalała mi dźwignąć się nań. Po kilku minutach bezsensownego wpatrywania się w ogień ciężar powiek niewyobrażalnie wzrósł, czego następstwem był twardy sen. Wstałam dopiero, gdy pojedynczy, ciepły promień słoneczny, któremu udało się przebić przez kłębiaste chmury zapowiadające deszcz otulił czubek mojego nosa. Instynktownie odwróciłam łeb w kierunku wylotu groty. Uśmiechnęłam się minimalnie, gdy zauważyłam tam drzemiącego Percy'ego. Bezszelestnie do niego podeszłam i obejrzałam ranę. Gdy w głowie dobrałam już odpowiednie zioła uśmierzające ból przez myśl mi przeszło, że jest nawet słodki, kiedy śpi.
- Nawet jeśli, to TYLKO kiedy śpi... - burknęłam niemo do siebie. Wróciłam do miejsca dzisiejszego noclegu. Chwyciłam w zęby ucho od torby i podnosząc ją delikatnie ruszyłam znów do niego. Chyba się ocknął, kiedy zmieniwszy się w człowieka uniosłam lekko jego łapę, ale nie zważałam na to.
- Nie musisz tego robić... - mruknął sycząc cicho z bólu, gdy rozwinęłam bandaż. Skarciłam go tylko wzrokiem i wróciłam do oczyszczania rany wodą utlenioną. Później wzięłam w ręce tłuczek i w moździerzu przerobiłam na maść części roślin o leczniczych właściwościach. Nałożyłam stworzoną papkę na skaleczenie i zawinęłam je dokładnie świeżym opatrunkiem. Następnie przyłożyłam do zabandażowanej łapy błyszczące maną dłonie. Moje oczy zalśniły zauważalnie, moc skierowałam na zakażoną kończynę. Chwilę potem przypomniałam sobie o draśniętym przeze mnie policzku, do którego również naprowadziłam odrobinę życiodajnej energii. Po muśnięciu opuszkami palców jego zadrapania na pysku usiadłam obok otulając rękami kolana i opierając na nich głowę. Przez cały ten czas nie odezwałam się słowem, patrzyłam tylko na niego obojętnie, chociaż gdzieś w moich oczach widoczna była troska.

<Percy? Czekam na prośbę o chodzenie. :c>

Od Wissy "Pierwszy dzień w watasze cz.3" (cd. Tamorayn)

Patrzyłam się na tego dużego wilka z wielkim przerażeniem. Nie wiedziałam co robić, moje serce z przerażenia tak mocno biło, że myślałam, iż wyskoczy. Wilk był biało - czarny, miałam już uciekać, ale zdałam sobie sprawę, że to nic nie da, w końcu i tak mnie dogoni. I pomyślałam "dlaczego milczał, kiedy go spytałam o to, czy kogoś zabił?". Teraz przelatywały po mojej głowie setki myśli, "czy był jednym z nich, czy wrócił po mnie, czy kłamał z tym, że chce mnie zjeść, a może po prostu chce się mnie pozbyć?". Patrzyłam na niego, zaczęłam się cofać, on szedł w moją stronę... Pogroziłam mu tylko...
- Odejdź albo Cię ugryzę! - powiedziałam drżącym głosem cicho, ale wystarczająco głośno, żeby usłyszał.
- Ale ja Ci nic nie chcę zrobić. - odpowiedział spokojnie i stanął w miejscu. Ja cofnęłam się jeszcze trochę, po czym on krzyknął:
- Uważaj! Tam jest wo... - nie zdążył dokończyć, a ja potknęłam się i zrobiłam fikołka do kałuży... Ale nie zdążyłam zrozumieć co się stało, bo zauważyłam, że unoszę się nad kałużą, w między czasie poczułam uszczypnięcie.. Trzymał mnie delikatnie w pysku, myślałam że chce mnie zjeść, zdrętwiałam, myślałam że już po mnie, ale poczułam grunt pod łapami. To nie zmienia faktu, że bałam się jeszcze bardziej... Nagle powiedział do mnie:
- No i widzisz? Nie ma się czego bać. A teraz chodź do jaskini, trzeba Cię osuszyć. - mówił z uśmiechem. Ja teraz myślałam że chyba padnę. Chciał mnie wziąć do jaskini i mógł przecież zjeść mnie tam, żeby nikt nie widział. Rozszerzyłam swoje oczy, lekko uchyliłam pysk, i czym prędzej uciekłam, biegłam tak szybko, że myślałam, że go zgubiłam. Myliłam się, bo zauważyłam, że tak naprawdę biegnie cały czas koło mnie.
- Źle mnie zrozumiałaś! - rzekł do mnie, ja w końcu zrozumiałam, że on mnie chyba prześladuje.

<Tamorayn?>

Od Rose "Tajemnica starej księgi" cz. 13 (cd. Ajax)

Z księgi wypadło mnóstwo małych, pożółkłych karteczek zapisanych małym, choć równym pismem. Był tylko jeden problem... nie dało się tego odczytać. W pierwszej minucie nie wiedziałam o co chodzi, ale Ajax podsunął mi ciekawą propozycję.
- A może to odbicie lustrzane? - spytał nieśmiało
- No jasne! Lustro! Miałam tu jakieś. - obrzuciłam rozhisteryzowanym moją głupotą spojrzeniem - O tu jest.
Tekst nadal był nieczytelny. Co prawda były normalne słowa, ale przeważającą większość była zapisana niezrozumiałym językiem.

<Ajax? Ulysess'a Moore'a się naczytałam i stąd te karteczki>

Od Kai'ego "Wysłuchaj mnie" cz.2 (cd. Patricia)

- Em... - mruknąłem drapiąc się nerwowo po głowie. Nie miałem pojęcia, co odpowiedzieć.
- Przepraszam... Widzę, że nie jestem w twoim typie. - mruknęła zawstydzona.
- Nie to chciałem powiedzieć.
- A co?
- Jesteś ładna, i to nawet bardzo. Wydajesz się być miła i fajna, ale jest taki mały, malusieńki problem.
- Jaki?
- I ty mi się podobasz i Nari też...
- Oh.
- No więc właśnie nie mam pojęcia co zrobić. - rzekłem opuszczając łeb i patrząc na swoje łapy. Patricia milczała zmuszając mnie tym samym do dalszego mówienia.
- Mam wrażenie, że czas pokaże. Muszę poznać lepiej każdą z was, by określić, która mi się jednak podoba bardziej, a jak na razie jesteśmy w punkcie wyjścia, bo podobacie mi się obydwie tak samo bardzo.
- Mogę się ciebie zapytać o to, jak mnie widzisz?
Popatrzyłem na nią i po chwili namysłu odparłem:
- Urocza, zabawna, przyjacielska, szczera, miła i sympatyczna. Lubiąca spędzać czas wspólnie z innymi wilkami, dość tolerancyjna, zawsze pomagająca innym w potrzebie.

<Pati? Nie wiedziałam jak odpisać. xd>

Od Kiiyuko "Powrót Rodzinki" cz. 2 (cd. Tamorayn)

- Czyli mówisz, że myślałeś, że zabiłeś braci, ale jakimś cudem przeżyli?
- Tak.
- Hm... Może ktoś jakimś cudem się nad nimi zlitował i ożywił?
- Tego nie wiem. Miałem nadzieję, że ty mi to powiesz.
Zamyśliłam się. Naprawdę, nie miałam pojęcia, jak to jest możliwe. Może wówczas uderzenie było słabsze, niż mu się wydawało i jakoś się wykaraskali?
- Wybacz, ale nie wiem. Możemy się tylko domyślać. Czego od nas tak właściwie chcą?
- Wspominali o jakiejś zemście...
- To niedobrze. - zmartwiłam się. - To nie wróży niczego dobrego. Może spróbuj się z nimi jakoś dogadać?
- Chcieli mnie zabić.
- A no tak. Może zadowolą się czymś w zamian?
- Tego nie wiem.
- A gdzie teraz mogą przebywać?
- Gdzieś się powinni plątać w okolicach twojej jaskini, bo wiedzą że tutaj jestem i tylko czekają aż wyjdę. A co, chcesz do nich iść? - Rayn wytrzeszczył na mnie oczy zdumiony.
- Zgadłeś. Nie powinni mi niczego zrobić, bo w końcu jestem nieśmiertelna i rany mi się bardzo szybko goją. Nie ma obaw. Będę cię osłaniać.
- Trochę głupio się czuję z świadomością, że wadera będzie mnie osłaniać i to w dodatku Alfa... Powinno być na odwrót. - mruknął.
- Nie przejmuj się tym. Takie życie. Idziemy.
- Jasne...
Wyszliśmy powoli z mojej jaskini. Na pobliskiej skale stało dwóch silnych basiorów z wścipskimi pyskami. Nie ma innej możliwości: to są jego bracia.
- Ej, Rayn! Swoją dziewuszkę przyprowadziłeś?! Wiedz, że to był błąd! Ją też zabijemy! - krzyknął jeden z nich rechocząc.
- Nie jestem jego dziewczyną, ani też partnerką. Nazywam się Kiiyuko i jestem Alfą Watahy Magicznych Wilków, na której tereny się wdarliście. Grzecznie was proszę o zawrócenie z powrotem tam, skąd przybyliście. Nie jesteście tutaj mile widziani.
- Oh, naprawdę? A co jeżeli nie? - syknął drugi z nich przybliżając się trochę. Rayn stał za moimi plecami bacznie przyglądając się wszystkiemu.
- A może chcieliby panowie coś w zamian? Tylko bez żadnych ofiar czy zakładników. I macie zostawić Tamorayna w spokoju, inaczej będziecie mieli do czynienia ze mną.
- Z tobą? A co nam taka mała różowiutka waderka zrobi? - zaśmiał się ten pierwszy. Rzuciłam się na niego z pazurami na pierwszym planie i przygwoździłam go do ziemi nie wysilając się szczególnie, tak że nie mógł się poruszyć. Ten drugi wskazywał na to, że się mnie zaczyna bać (no cóż, chyba zauważył moją niesamowitą siłę i szybkość, której na pierwszy rzut oka nie widać).
- Ja? Ah, nic. A więc jak będzie? - syknęłam mu prosto w twarz.

<Tamorayn? Wątpię, aby ci dwaj razem wzięci byli silniejsi od mojej Kii. :D>