Marzec 2023 r.
Pogoda paskudna tak jak wcześniej, z innymi wilkami widywałem się praktycznie tylko na polowaniach, humor dalej mi nie dopisywał. W zasadzie to nic się nie zmieniło od czasu, gdy z powodu burzy większość watahy zaczęła spędzać praktycznie cały swój czas w jaskiniach.
Jedyną nowością była informacja o przenosinach, co po tak długim czasie niepewności wstrząsnęło w posadach naszym kruchym spokojem.
Niby nic się jeszcze nie zmieniło, ale niemal czuć było coś innego w atmosferze, zmianę w nas samych. Cała ta monotonna szarość, która towarzyszy nam już tak długo, nagle rozjaśniła się całą swoją paletą odcieni. Nawet samotnie w czterech ścianach z upiornym oknem na nieuniknioną zagładę, niemal można odczuć niezwykłe ożywienie całej naszej małej społeczności.
Rzecz jasna, odczułem to. I były to chyba najwspanialsze chwile w życiu, które pamiętam. Miałem wrażenie, że ktoś wyrwał mnie z monotonnego półsnu w autobusie, otoczonym deszczową aurą, gdzie po prostu nie da się odpłynąć w pełni. Chodziłem w kółko po całej jaskini z niesamowitej, stłumionej ekscytacji, powoli narastającej gdzieś w głębi świadomości. Spakowałem do torby kilka pamiątek i zestaw rzeczy, które na pewno będę chciał zachować, z niecierpliwością czekałem na każde polowanie czy patrol, uprzątnąłem nawet świecącą już pustkami jaskinię, pozostawiając na wierzchu tylko książki i posłanie. Aż w końcu nie zostało mi już nic poza pełnym napięcia oczekiwaniem.
Jednak tym razem nie potrafiłem tego znieść. Czułem się nieprzyjemnie rozbudzony i pełen energii, powrócił zapał do pracy, której nawet po wyczerpujących łowach było po prostu za mało. Musiałem szybko znaleźć sobie zajęcie, inaczej chyba bym nie wytrzymał.
I tak oto jest. Niewielki, szaro-biały hipogryf, podążający za mną trochę niepewnie stawiając łapy. Szpony? Kopyta? Po prostu kroki? Cieszyłem się jak dzieciak, który dostał wymarzony prezent, pogodnie i radośnie, niemal płynąc w rześkim powietrzu. Niesamowite uczucie.
A doszło do tego w sposób, o który nigdy bym się nie podejrzewał.
Chyba nigdy nie podjąłem decyzji tak szybko. Podczas bezcelowego kręcenia się po jaskini przez myśl przemknęły mi zasłyszane gdzieś wieści o możliwym wyginięcia niektórych gatunków z naszych, nie tak już odlegle, starych terenów. Nie wiadomo, czy żyją gdzieś jeszcze, więc to szczytny cel i tak dalej. Na krótko po sprawdzeniu obecności wymknąłem się z jaskini.
Ruszyłem w stronę gór, w myślach układając listę stworzeń naturalnie je zamieszkujących, jak i tych, które z powodu burzy się tam przeniosły. Starałem się utrzymywać stałe tempo, ale ostatecznie zwolniłem z truchtu do szybkiego marszu po tym jak niemal się wywróciłem. Zignorowałem obitą lewą, przednią łapę, myślami błądząc po potencjalnych kryjówkach niknących stworzeń.
Czasami, bardzo rzadko, zazwyczaj podczas polowań, widywałem niektóre z tych niesamowitych bestii. Dwa gryfy i xerale, po jednym smoku latającym i hydrze. Udałem się w miejsca, w których je widywałem, ale z marnym skutkiem. Raz mignęły mi dwa czy trzy gnolle, przez co trochę zrzedła mi mina, jednak poza tym nie widziałem nawet kozic.
Czas mijał. Nie spodziewałem się natychmiastowych efektów, starałem się zachować cierpliwość. Z niepokojem patrzyłem na chmury i coraz wyższe urwiska. Dalej nic.
Aż w końcu burza się zniecierpliwiła.
Lunęło tak nagle, że dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z kropel niebieskiej wody, uderzających w mój grzbiet. Rozejrzałem się szybko, z narastającym niepokojem stwierdzając, że nie mam gdzie się skryć. Przyspieszyłem do ostrożnego biegu, panicznie rozglądając się z jakimś tymczasowym schronem. Przede mną ciągnęła się stroma ścieżka biegnąca przy skale, z jednej strony otoczona morderczą pustką. Spojrzałem w dół. Stromy zjazd i półka skalna. Jest pewna szansa, że znajduje się tam większa wnęka w skale, o ile nie pomyliłem miejsc. Jeśli zdecydowałbym się tam zejść, a nie znalazłbym niczego odpowiedniego, nie byłbym w stanie wrócić na górę, przynajmniej nie podczas opadu. Gdzieś dalej, idąc z traktem, na pewno znajduje się coś odpowiedniego, ale jest zdecydowanie za daleko, bo o jakieś dwadzieścia minut stąd, żwawym truchtem pod górę.
Nie zdążyłem zarejestrować co właściwie się stało w tamtym momencie. Właściwie to równie dobrze mogłoby nie wydarzyć się nic. Efekt byłby taki sami. Ot, załamanie w czasie i przestrzeni, małe ustępstwo w sposobie działania Wszechświata. Dla mnie jedno i to samo. W jednej chwili stałem tam, na ścieżce, powoli moknąc, w drugiej wpatrywałem się w lepki mrok, zalegający w wąskiej wyrwie w ciele góry, dźwigając swoje obolałe jestestwo na nogi. Starając się nie myśleć o tym, że za mną najpewniej znajduje się teraz kilkudziesięciometrowa przepaść, czym prędzej wbiegłem do jaskini. Przejście było węższe niż te do których byłem przyzwyczajony, na tyle szerokie, by pomieścić dwa stojące w ścisku, dorosłe wilki. W norze pachniało czymś ostrym, ale nie drażniącym. Zapach był bardzo wyrazisty, delikatnie przeplatał się z mocną, metaliczną wonią, nie odbierając przy tym pełni ani sobie, ani jej. Istniały oddzielnie, równocześnie tworząc wspólnie delikatną, nieco wilgotną tkankę.
Otrzepałem się niezgrabnie. W oczekiwaniu na przejście deszczu, w miarę możliwości doczyściłem i ułożyłem futro.
Przez dłuższy czas nie działo się nic. Prawie zasnąłem, wsłuchując się w spokojny szum deszczu, gdy nagle u wejścia groty rozległ się trzepot skrzydeł. Zerwałem się na nogi i cofnąłem, bacznie obserwując wejście.
To właśnie wtedy szczęście się do mnie uśmiechnęło. U wylotu nory stał nieduży, przygarbiony hipogryf. Ptasia "połowa" przypominała nie do końca udaną, ale dość ciekawą krzyżówkę orła z sokołem, ze znaczną przewagą tego drugiego. Wewnętrzna część skrzydeł, gardziel i pierś pokrywało białe pierze w czarne cętki, zaś grzbiet był jasnoszary. Zad, szerokie kopyta okryte długim, gęstym włosiem i masywne nogi stworzenia przywodziły na myśl konia pociągowego.
Hybryda nie wyglądała tak, jakby miała złe zamiary, wręcz przeciwnie, byłem niemal pewien, że szukała pomocy. Zagubiona w całym tym chaosie, nie znacząca wiele istota dostrzegła w wilkach ratunek.
Gdy tylko przestało padać, wyszedłem z jaskini, bogatszy o nowy rodzaj radości. Po kilku długich próbach udało mi się pokonać stromiznę i wrócić na ścieżkę.
Wtedy mój towarzysz tylko patrzył.
<C.D.N.>
Uwagi: brak