Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

czwartek, 31 sierpnia 2017

Od Kai'ego "Świszczą lasy zielone..." cz. 1

Opowiadanie wchodzi w skład sztafety.

Sierpień 2020 r.
Węszyłem w poszukiwaniu tropu aż boleśnie słodkiego aromatu Róź Hery. Ostatnimi czasy w moich prywatnych zapasach zauważyłem dość poważne braki. Jako, że pełniłem wciąż funkcję wyroczni oraz nauczyciela tworzenia eliksirów, potrzebowałem jak najszybszego skorygowania tego problemu. Przeklinałem siebie w duchu, wiedząc, że powinienem był się za to zabrać znacznie wcześniej, szczególnie, że wiele z tychże roślin nie rosła w tym miesiącu. Ani nawet w tym roku, jak wynikało z moich obliczeń na podstawie gwiazd. Ponadto konieczny był mi taki ogrom kwiecia i owoców wszelkiej maści, że sam nie miałem zielonego pojęcia, jak zdołam wszystko to zebrać sam.
W końcu znalazłem. Zapach aż kuł moje delikatne nozdrza, ale przynajmniej miałem pewność, że to właśnie ta, a nie inna roślina. Z nosem wciąż przy ziemi pospiesznie skierowałem się w kierunku źródła aromatu, aż nie dostrzegłem ich dobrze ukrytych między gęsto zarośniętymi krzakami. Furknąłem, wiedząc, że będę musiał się przepychać między cierniami, ale czego to się nie robiło dla nauki. Podpełzłem bliżej, mrużąc oczy z niezbyt dotkliwego, acz natrętnego drapania. W końcu dotarłem do najobszerniejszego punktu z rozłożystymi kwiatami. Zabrałem się za ostrożne zrywanie ich za pomocą zębów i równie delikatne układanie ich w równy stosik pod moimi łapami.
Gdy skończyłem robotę, miałem ponad tuzin fioletowych róż, których płatki były u nasady nakrapiane kolorem różowym. Spojrzałem z dumą na swoje znalezisko, wziąłem w pysk i wyczołgałem się poza krzaki. Byłem cały podrapany, w moje futro wplątały się fiołkowe liście w kształcie serc, które z niesmakiem strząsnąłem. Wciąż wiedziałem, że moje włosy są w dość porządnym nieładzie, ale nie było sensu bym to poprawiał. W końcu był to zaledwie początek mojej wielkiej podróży ku odnalezieniu wszystkich składników. Przed oczami miałem wizję nigdy nienapisanej listy rzeczy, które były mi potrzebne. Nari żartobliwie nazwałaby to listą zakupów... Potrząsnąłem głową. Miałem o niej nie myśleć, bo to zawsze źle się kończyło. Szczególnie, że przypominała mi się również Achita, która zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach i Draven, któremu zrobiono pranie mózgu. Ilekroć do tego wracałem myślami i analizowałem na nowo, przechodziły mnie ciarki. Miałem przecież tak niezliczoną gamę możliwości, by ich ocalić, a ostatecznie nie zrobiłem nic. Wyrodny ze mnie ojciec.
Przystanąłem dopiero przy wejściu do mojej jaskini, gdy ujrzałem stojącą tam Navri, moją uczennicę. Wzrok miała spuszczony, spojrzenie jak zwykle puste. Czasem miewałem wrażenie, że jest ślepa.
- Coś się stało? - zapytałem przez łodygi kwiatów, jednocześnie podchodząc bliżej. Uniosła głowę, popatrzyła na mnie intensywnie swoimi żółtymi ślepiami, po czym oznajmiła:
- Ja w sprawie tego eliksiru na jad mantykory... Mówił pan, że skoro chcę się nauczyć jak go robić, mam przyjść pod wieczór.
- Ach, rzeczywiście - powiedziałem cicho, przypomniawszy sobie o epizodzie sprzed kilku dni, o którym niemalże zapomniałem. Wszedłem do środka, by odłożyć Róże Hery na odpowiednie im miejsce. Przebiegłem wzrokiem po półkach. Wtedy uświadomiłem sobie, że na to również nie posiadam składników.
- Przepraszam cię bardzo, ale niestety nie mam odpowiednich ziół - rzekłem, karcąc się w duchu za własny idiotyzm.
- Mogę iść z panem po nie. To również może mi się przydać - stwierdziła ochoczo. Spojrzałem na nią badawczo. Nie wyglądało to na propozycję wymuszoną. Navri była niezwykła. Jej chęci do nauki mnie zadziwiały.
- W porządku. Przyda mi się pomoc - Zrobiłem pauzę - Tata nie będzie się na ciebie złościł, w razie jakbyś przyszła później?
Pokręciła przecząco głową.
- Wie, że będę na zajęciach dodatkowych.
Wierzyłem jej. Pospiesznie przypomniałem sobie w myślach wszystkie składniki, a następnie wymaszerowałem z jaskini. Zdobycie ich nie powinno być trudne. Wszystkie mieściły się przy Wodopoju. Po drodze na miejsce próbowałem zagadywać małą, ale zwrotnie otrzymywałem jedynie pomruki bądź bardzo lakoniczne, wręcz wymijające odpowiedzi. Sam już nie bardzo wiedziałem, czy jest przez to niegrzeczna, czy może wykazuje się większą dorosłością niż ja. Już miałem powiedzieć sobie w duchu, że bez sensu jest ją dalej zadręczać nieistotnymi pytaniami, gdy sama postanowiła się odezwać:
- Co u Aoki?
To pytanie mnie zdumiało. Zawsze miałem wrażenie, że waderki te były rywalkami. A może właśnie o to chodziło? Miałem pod swoją opieką małą Aoki od kiedy... no właśnie, od kiedy? Od kiedy mi powiedziała, iż mama ją zostawiła na skraju Watahy Magicznych Wilków gdy była mała i w ten sposób tutaj trafiła. Dopiero wtedy połączyłem fakty, ale wciąż nie odważyłem się jej powiedzieć, że prawdopodobnie jestem jej dziadkiem.
- Dobrze. Robi postępy - urwałem, domyślając się o co mogło jej tak naprawdę chodzić - Pozwoliłem jej przenocować dziś w jaskini Moone.
Pokiwała głową, rozumiejąc. Wtedy dotarliśmy na miejsce. Przy Wodopoju jak zwykle przebywało kilka wilków, tym razem były to trzy wadery, z czego jedna jak zwykle przyprawiła mnie o chwilowe zawieszenie. Wciąż myliłem z pewnej odległości niepozorną Manahane z zającem. Oderwałem wzrok od wpatrzonych w nas samic, którym prawdopodobnie przerwaliśmy w rozmowie i zwróciłem się ku Navri.
- Musisz znaleźć coś, co przypomina bardzo długi szczypior, duże rozłożyste liście o błyszczącej powierzchni, a pod spodem całkiem turkusowe oraz liście herbaciane. Nie zrywaj niczego, póki mi nie pokażesz.
Skinęła głową, rozumiejąc, a ja sam zacząłem poszukiwać przy brzegu małego, niepozornego żyjątka, zwanego ślimakiem nadwodnym. Jego śluz miał działanie lecznicze.
- Zabrakło zapasów, co? - zapytała kąśliwie Manahane, na co furknęła z niezadowoleniem jedna z jej towarzyszek. Nie przerywając poszukiwań, odpowiedziałem spokojnie:
- Kiedyś to się musiało stać.
Dalej przebierałem łapami, odgarniając kamyki, które miały niestety dokładnie tę samą barwę, co skorupa ślimaka. Znalezienie go wbrew pozorom wcale nie było takie proste.
- Może panu pomożemy? - zapytała szybko wadera. Podniosłem na nią wzrok. Miała jasne futro i wyjątkowo barwną grzywkę.
- Lind, tak? - upewniłem się.
- Tak - odparła. Pokiwałem w zadumie głową.
- Nie sądzę, by było to konieczne. Navri musi nauczyć się rozróżniać odpowiednie rośliny. Jest to część jej szkolenia.
Przez chwilę stały tak i patrzyły na mnie, nie wiedząc prawdopodobnie co odpowiedzieć. Za chwilę odezwała się trzecia z samic, dotychczas milcząca:
- Nie uczono w moich stronach wiele o ziołach, a sam pan przed chwilą przyznał, że zapasów jest mało. Może dołączyłybyśmy się do pomocy w dalszym gromadzeniu?
Przyjrzałem jej się uważnie. Rzeczywiście jej gęste futro nie wskazywało na to, by pochodziła z rejonów urodzajnych w magiczne rośliny, z jakich słynęło centrum Peralli. Miała, o ile się nie mylę, na imię Leah i przybyła do watahy jakiś czas temu. Kątem oka dostrzegłem, że Navri choć nos miała wetknięty między gęste krzewy, to zastrzygła uszami. Nasłuchiwała.
- Wszelka pomoc jest wskazana - Uśmiechnąłem się przyjaźnie - Lecz nie gwarantuję, że zdobycie wszystkich ziół będzie łatwe lub nawet możliwe - Zrobiłem pauzę - Żeby nie było, że wracacie z pustymi łapami, możemy się na końcu równo podzielić.
Lind spojrzała ochoczo na swoje koleżanki.
- Co wy na to, kompania?
Manahane uśmiechnęła się jakby w wymuszony sposób, a Leah odrzekła:
- Czemu nie.
- Wyśmienicie. Możemy się spotkać jutro rano, przy Kamieniu pod Górą - Widząc ich niewiedzące spojrzenia, przypomniałem sobie, że należą do watahy od czasu tak krótkiego, że nie wiedzą jeszcze, czymże jest Kamień. - To głaz tuż przy ścieżce prowadzącej w kierunku szczytu. Bliżej jednak znajduje się ścieżynki ku jaskiniom mieszkalnym.
Dopiero wtedy wyrwało im się coś w rodzaj "aaa". Uśmiechnąłem się ponownie, widząc, że skojarzyły obiekt z konkretną nazwą.
- To właśnie tam Alfa przemawiała gdy miało się odbyć nieplanowane wcześniej zebranie. Gdy sytuacja była wyjątkowo ciężka.
Lind otworzyła szerzej ślepia, zerkając ku równie zaintrygowanym koleżankom, lecz żadna z nich nie zapytała. Może i to nawet lepiej.
- Ja też mogę się dołączyć? - zapytała cicho Navri - I znalazłam ten szczypiorek.
Zamyśliłem się, po czym wydałem wyrok:
- O ile tata ci pozwoli i dasz się zwolnić z jutrzejszych zajęć.

<Leah? Została do zwerbowania jeszcze Yuki>