Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

wtorek, 10 kwietnia 2018

Od Torance "Czarne chmury imigrują do nas jak uchodźcy" cz.2 (Cd. Chętny)

Listopad 2019 r
- Kto ostatni nad Jeziorem ten glizda! - zawołała ze śmiechem Aoki i zerwała się biegiem w odpowiednią stronę.
Spojrzałam na dalej stojącą obok mnie Moone. Samica uśmiechała się lekko i patrzyła na znikającą za krzakami sylwetkę rudej wadery. Kiedy poczuła na sobie mój wzrok, potrząsnęła lekko pyskiem i zaczęła biec za Aoki.
Nie biegniesz z nimi? - zapytał As.
Potrząsnęłam głową. Nie widziałam w tym żadnego sensu. Obie wadery bardzo dobrze wiedziały, że mam słabszą kondycję fizyczną oraz krótsze łapy. Mogłabym dawać z siebie wszystko, a i tak zostałabym daleko w tyle.
Odczekałam jeszcze parę minut, żeby się upewnić czy na pewno są daleko. Dopiero wtedy ruszyłam do biegu. Nie zależało mi na prędkości, nie chciałam szybko znaleźć się nad Jeziorem, więc spokojnie truchtałam.
Tori...Co ty znowu kombinujesz?
- Ja? Nic - uśmiechnęłam się, a mój głos zabrzmiał znacznie weselej niż powinien. As na moją odpowiedź jedynie głośno westchnął, na co lekko się skrzywiłam. - Za głośno.
Samiec wymamrotał przeprosiny i kontynuował swoją tyradę.
Czyżbyś w końcu zauważyła, że to żmije, a nie wilki?
- As, wiem, że ich nie lubisz, ale to moje koleżanki.
Powtarzaj za mną: One cię wykorzystują. Jesteś dla nich niczym.
- Dzięki za mowę motywacyjną. Czuję się dzięki tobie o niebo lepiej. Wiesz co? Chyba utopię się w tym jeziorze – wymamrotałam i przyspieszyłam. Teraz już nie truchtałam, a naprawdę szybko biegłam... Lub szybko jak na moje standardy.
Ode mnie i tak nie uciekniesz – powiedział basior.
- Próbować zawsze mogę.
Powodzenia.
- Czy ty zawsze musisz mieć ostatnie słowo?
Tak.
Westchnęłam głośno. Losie, jak ten pchlarz mnie czasem irytował... Ech, tego się chyba nie da opisać.
Mijałam w miarę szybkim tempie tereny watahy. Wiedziałam, że nie mam szans na dogonienie moich koleżanek, ale nie przeszkadzało mi to. W końcu dobiegłam do Jeziora, przy którym czekały samice. Siedziały przed taflą wody i patrzyły się na swoje odbicia. Kiedy usłyszały, jak się zbliżam podniosły wzrok i spojrzały na mnie z uśmiechem.
- Jesteś glizdą – stwierdziła Aoki i wstała. Dosłownie po chwili stała już koło mnie. Samica górowała nade mną wzrostem i to wykorzystywała. Patrzyła na mnie z góry, a jej spojrzenie było jednocześnie groźne i rozbawione. Dziwna mieszanka.
- Dzięki?
Wadera nie odpowiedziała. Zamiast tego rzuciła się na mnie i już po chwili czułam, jak jej długie łapy przygwożdżają mnie do ziemi. Pisnęłam zaskoczona i próbowałam się uwolnić. Na marne. Choć młodsza, Aoki była znacznie silniejsza. Nie miałam szans. Ruda nachyliła pysk do mojego pyska.
- Zabić glizdy! - zawołała.
Moje serce podskoczyło ze strachu tylko po to, by zaraz zamrzeć w bezruchu.
Wadera wykonała szybki ruch i poczułam jak chwyciła zębami moją sierść na szyi. W tym momencie poczułam jak wracają do mnie siły. Odepchnęłam Aoki wszystkimi łapami. Zaskoczona wadera odskoczyła.
- Hej, Tori! Żartowałam. Wyluzuj – powiedziała.
- To nie było śmieszne – wycharczałam. Zaschnięte gardło skutecznie utrudniało mówienie.
- Wiemy. Przepraszamy – wtrąciła Moone. Odwróciłam pysk w jej stronę. To nie od niej chciałam usłyszeć przeprosiny, ale trudno.
Uspokój się, Tor. Wdech i wydech. - nakazałam sobie w myślach. Od razu po wypowiedzeniu pierwszego zdania poczułam wypełniający mnie spokój. Poczułam się jak w dziwnym letargu. Zamknęłam oczy i zaczęłam się relaksować.
W pewnym momencie poczułam jak coś mnie popycha. Z mojego gardła wydobywał się krzyk zaskoczenia. Ułamek sekundy później byłam zanurzona w lodowej wodzie jeziora. Całkowicie zdezorientowana zaczęłam instynktownie ruszać łapami. Płynęłam powoli ku górze. Kiedy wynurzyłam się na powierzchnie i złapałam duży haust powietrza, rozejrzałam się dookoła. W wodzie koło mnie były moje koleżanki, a na brzegu... Na brzegu siedział Shen i śmiał się z nas jak skończony idiota. Czyli to była jego sprawka.
- To było śmieszne – podsumował ze śmiechem. Samiec cały czas się śmiejąc nie zauważył, że kipiąca ze złości Aokigahara wychodzi z wody i kieruje swoje łapy w jego stronę.
Wadera rzuciła się na Shena i już po chwili samiec był przygwożdżony do kamieni tak jak ja kilka minut wcześniej.
- Zabiję cię! - krzyczała a z jej pyska skapywała piana – Przez pół godziny układałam swoje futro!
Na jej słowa poczułam krzywy uśmiech wstępujący na mój pysk. Aoki i jej priorytety. Może zachorować, ale kogo to obchodzi? Będzie musiała od nowa układać futerko!
- Aoki, spokojnie – Moone wyszła z wody i stanęła koło przyjaciółki. – Nie warto tracić czasu na takich debili.
Ruda samica prychnęła z niezadowoleniem i ociągając się wypuściła Shena spod swoich łap. Samiec skorzystał z okazji i w zaskakująco szybkim, jak na niego, tempie wstał. Otrzepał się lekko z ziemi przylegającej do jego sierści. Na jego pysku cały czas widniał ten głupi uśmiech. Kiedy Aoki go zobaczyła, nie powstrzymała ponownego ataku furii. Zamachnęła się łapą i podrapała basiora po pysku.
- Przestańcie! - wtrąciłam.
- Psy tu nie mają głosu – odkrzyknął jedyny basior w towarzystwie. Zacisnęłam zęby ze wściekłości. Naprawdę, będzie mi wypominać psie pochodzenie? Co za... Agh!
- To, że jesteście wilkami nie znaczy, że jesteście lepsi od psów!
- Chcesz się przekonać? - jego oczy zalśniły groźnie. - Ale w sumie nie powinienem bić wader. Chociaż... Ty nie jesteś waderą, tylko suką.
- W jakim sensie suką? - Moone zmarszczyła brwi. Gdyby nie pewien stojący nieopodal pchlarz pewnie bym się uśmiechnęła na słowa wadery. Kochana Moonia...
- W obydwu.
- Nie żyjesz!
Skoczyłam na Shena i przygniotłam do ziemi. Wściekłość dodała mi sił. Samiec próbował się wyrwać, ale nadaremno. W końcu się uspokoił. Zdawał się czekać na mój ruch. Rozluźniłam odrobinę łapy. Shen wykorzystał chwilę i odepchnął mnie mocno tylnymi łapami. Odskoczyłam zaskoczona tym atakiem. Basior zerwał się do lotu. Jego skrzydło cudem ominęło pysk Aokigahary, na co wadera fuknęła jeszcze bardziej niezadowolona.
Czułam jak po moim ciele rozchodzi się wściekłość pod adresem pewnego idioty.
Powiedzcie, że jesteście tak samo wkurzone jak ja... - pomyślałam przyglądając się stojącym obok waderom.
Aoki odwróciła pysk w moją stronę. Jej oczy lśniły niebezpiecznie. Zrozumiałam ten przekaz bez słów. Spojrzałam na Moone. Wszystkie dogadałyśmy się za pomocą spojrzeń.
„Biegniemy?”. „Biegniemy”.
Goniłyśmy basiora przez nie mal całą watahę. Mijałyśmy tereny, kilka razy prawie wpadając na przechodzące wilki, które rzucały rozbawione lub zirytowane spojrzenia na trzy biegnące szczeniaki.
Starałam się nie odstawać za bardzo w tyle. Naprawdę, biegłam najszybciej jak potrafiłam! Niestety, ale moje wysiłki były trochę nadaremne. Długie łapy i całe życie treningów zrobiły swoje i moje towarzyszki były znacznie szybsze. Tak bardzo chciałabym im dorównać...
W końcu znalazłyśmy się w Górach. Rozglądałam się za młodym basiorem, gdzieś tutaj powinien być – widziałam jak ląduje. Tylko gdzie?
- Tam! - zawołała Aoki i wskazała łapą szeroką półkę skalną zaledwie pół metra niżej od miejsca w którym aktualnie stałyśmy. Shen siedział na jej skraju ciężko oddychając. Miał otwarty z pysk, z którego wystawał różowy język. Nawet z odległości kilkunastu metrów widziałam jak jego oczy błyszczą się z rozbawienia i samozadowolenia. Dupek.
Niewiele myśląc podbiegłam w stronę półki i skoczyłam w dół najciszej jak potrafiłam. Moje koleżanki podążały tuż za mną. Shen jakimś cudem nas nie usłyszał i siedział dalej spokojnie tuż przy przepaści.
Wymieniłam spojrzenia z towarzyszącymi mi waderami. Wszystkie rozpłaszczyłyśmy się na ziemi przygotowując mięśnie do skoku na samca. Na znak Aoki – poruszenie ogonem – skoczyłyśmy niemal w identycznym czasie. Yuki byłaby z nas dumna, gdyby nas zobaczyła w tamtej chwili. Już po chwili Shen był skutecznie przygwożdżony przez naszą trójkę. Szczypałyśmy go i ciągałyśmy w miarę delikatnie jego futro. Nie miałyśmy mieć kłopotów, jeśli coś mu się stanie. Po pewnym czasie dałyśmy sobie trochę luzu, z czego basior skorzystał i się nam wyrwał. Próbowałyśmy go dopaść po raz kolejny, ale dzięki skrzydłom dobrze unikał naszych ataków.
W pewnym momencie Aoki skoczyła na unoszącego się w powietrzu Shena. Basior podleciał jeszcze wyżej, więc samica natrafiła na krawędź półki skalnej. Aoki zaczęła tracić równowagę. Coraz bardziej przechylała się w stronę przepaści. Wadera starała się uchronić przed upadkiem – słyszałam dźwięk pazurów przejeżdżających po skale. Wraz z innymi szczeniakami skoczyłam by jej pomóc, ale było za późno – wadera przechyliła się i zaczęła spadać. Moone i Shen czym prędzej rzucili się za rudą samicą, ale nie byli wystarczająco szybki – Aoki upadła na ziemię. Dźwięk jej ciała uderzającego o poniższą półkę był przerażający, jednak pisk, który przy tym się wydobył...
- Wezwij kogoś dorosłego! - usłyszałam opanowany rozkaz. Kto to mówił? Głos był chłopięcy, więc to musiał być Shen. A do kogo...? Zmusiłam się, żeby oderwać wzrok od ciała nieprzytomnej przyjaciółki i spojrzeć na basiora. Spoglądał na Moone, więc prawdopodobnie to do niej należało to zadanie. Czarna samica skinęła głową i czym prędzej odleciała.
Shen w międzyczasie zleciał na dół i rozpoczął sprawdzanie w jakim stanie jest samica. Ja po raz kolejny spojrzałam w dół. Było zbyt wysoko, żeby skoczyć – chyba, że chciałam skończyć tak jak Aokigahara. Zaczęłam więc czym prędzej szukać jakiegoś bezpieczniejszego zejścia.
Z lewej strony półki zobaczyłam dość stromy stok prowadzący na znacznie niższą półkę – będącą mniej więcej na tej samej wysokości, co ta, na której znajdowała się Aoki. Biegiem ruszyłam w jej stronę i już po chwili ostrożnie z niej schodziłam.
Gdy się na niej znalazłam ruszyłam w stronę jej krawędzi. Półka na której byli moi znajomi znajdowała się o odległość dorosłego samca od tej, na której byłam ja. Cofnęłam się o kilka kroków w tył i zanim zdążyłam ogarnąć co właśnie zamierzam zrobić, rzuciłam się w szaleńczym biegu i... skoczyłam. Skok udał się bezbłędnie! No pomijając, że gdy znalazłam się na sąsiedniej półce poślizgnęłam się na skale i omal nie spadłam. Poza tym było idealnie!
Szybko jednak porzuciłam myśli o tym skoku i podbiegłam do Aokigahary. Samica miała zamknięte oczy. Z ulgą zauważyłam, że porusza się lekko przy wdechach i wydechach. Jednak gdy zwróciłam uwagę na inne szczegóły, coś przewróciło mi się w żołądku. Zmierzwiona sierść Aoki była w kilku miejscach zabrudzona bordową cieczą. Najwięcej jej było na prawej tylnej łapie samicy.
- Czy to krew? - nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Przecież... Nie mogło jej się nic stać, prawda?
- Nie, ketchup – głos Shena ociekał drwiną. Serio, w takiej chwili? Już chciałam mu jakoś odpowiedzieć, gdy przerwał mi łomot dużych skrzydeł tuż nad moją głową. Już po chwili Moone wylądowała tuż koło mnie.
- Nikogo nie mogłam znaleźć, jesteśmy na jakimś zadupiu.
- To co robimy? - spytał Shen. Moone wzruszyła ramionami i spojrzała na Aoki oceniając w jakim jest stanie.
As, proszę, pomóż mi – wzywałam w myślach samca. Poczułam jednak dziwną blokadę, której nie czułam nigdy wcześniej, gdy próbowałam się z nim skontaktować. Nie mogłam na niego liczyć, nie teraz...
- Może... zatamujemy krwawienie? - zaproponowała w końcu Moone.
- Tak, przydałoby się... Polecę po jakąś wytrzymałą roślinę, którą moglibyśmy to zrobić. Ty leć po wodę. Gdzieś tutaj powinien być strumień – samiec zaczął rozdzielać zadania. Moone skinęła głową i odleciała. Czekałam, aż samiec i mi przydzieli jakąś funkcję. Gdy jednak ten zaczął zbierać się do lotu przypomniałam się.
- Shen? A ja? Co mogę zrobić?
Basior spojrzał na mnie tak jakby dopiero teraz sobie przypomniał o mojej obecności. Zmierzył mnie wzrokiem oceniając do czego mogę się przydać. Czekałam z niecierpliwością na odpowiedź.
- Pilnuj jej.
- Ale... - zaczęłam, ale basior mnie zignorował i wzbił się w powietrze. Westchnęłam ciężko. Czeka mnie bardzo odpowiedzialne zajęcie...
Usiadłam tuż nad sylwetką Aoki, a mój wzrok wędrował od niej do nieba – wypatrując znajomych szczeniaków.

- Coś się wydarzyło? - zapytał Shen, gdy tylko wrócił. Pokręciłam głową w zaprzeczeniu. Nie zdarzyło się nic. Całkowite nic.
Basior skinął w zadumie pyskiem.
- To zaczekajmy na Moone, zaraz powinna się zja... - przerwał, gdy zauważył zbliżającą się czarną sylwetkę. Samica trzymała w pysku mech, z którego ściekała woda. Nie odzywając się do nas, wylądowała i podbiegła do Aoki. Czym prędzej zaczęła przemywać jej futro mchem.
Gdy samica była jako-tako wymyta, porwałam duży podłużny liść przyniesiony przez Shena i zaczęłam go zawiązywać z pomocą pyska i łap, wokół tylnej łapy Aoki – tej, z której wypłynęło najwięcej krwi. Zadanie nie było łatwe, ale jakoś się z nim uporałam.
- Hm... To co teraz?
- Może spróbujcie ją zanieść do watahy. Powinniście dać razem radę... - zaproponowałam nieśmiało.
- Czy ja ci wyglądam na latającego konia pociągowego? – prychnął niezadowolony. W odpowiedzi posłałam mu spojrzenie o łatwym przekazie: „tak”.
- Nie, Tor. Mogłaby nam wypaść, a kolejny upadek z wysokości to nie jest, to czego ona teraz potrzebuje... - powiedziała czarna wadera.
Skinęłam głową na znak, że rozumiem.
- To zanieśmy ją normalnie, po ziemi.
- Może być – zgodziły się wilki.
Uzgodniliśmy, że będziemy nieść ją na zmianę, gdy tylko jedno się zmęczy, to drugie przejmuje samicę na swoje barki i niesie ją dalej. Pierwsze wtedy ma chwilę odsapnięcia, jednak cały czas idzie i wraz z trzecią osobą pilnuje, by Aoki nie spadła. Pierwsza miałam być ja, potem Shen, a trzecia Moone.
Położyłam się na ziemi, a moi znajomi przerzucili Aoki przez mój tułów. Gdy ta w miarę bezpiecznie leżała powoli wstałam, co okazało się trudniejsze niż myślałam. Cały czas się bałam, że wadera przechyli się i spadnie. A na dodatek była ona dość ciężka.
Wzdychając cicho ruszyłam w drogę, a za mną pozostałe dwa szczeniaki...

- Coś się stało? - jakiś wilk podbiegł w naszą stronę, gdy tylko nas zobaczył. Nie byłam w stanie rozpoznać go. Byłam tak zmęczona, że nawet nie wiedziałam, czy to samica. To nie miało znaczenia. Wilk był dorosły. Pomoże nam, prawda?
Ach, Aoki... Ona była taka ciężka, a my przeszliśmy spory kawał drogi wraz z nią. Nie robiliśmy przerw. Cały czas w ruchu. Miałam dość. Tak bardzo dość...
- O-ona... spadła... - wycharczałam przez zaschnięte gardło.
- Skąd? Jak? - wilk zmierzył mnie dziwnym spojrzeniem. Oni mi nie ufali, nie wszyscy...
- W górach. Pr-próbowała na mnie skoczyć... - powiedział Shen. Był w niewiele lepszym stanie niż ja.
- Czemu miałaby to robić? - wilk zmarszczył czoło i przymrużył podejrzliwie oczy,
- Ta-takie sprzeczki...
- Pomóż nam, proszę – włączyła się Moone.
Wilk jakby przypomniał sobie o w dalszym ciągu nieprzytomnej Aoki i zwrócił się ku niej.

<Ktoś chętny? :P>

Uwagi: Literówki i brak Spacji po trzech kropkach.