Wrzesień 2019 r.
Tata mówił, że już niebawem wrócę pod skrzydła Yuki, która tak lubiła
nam się uprzykrzać. I że jeśli coś złego będzie się działo, mam mu
natychmiast powiedzieć. Może nasza nauczycielka polowań już taka po
prostu była z natury, ale sądząc po reakcji taty, jej zachowanie wcale
do normalnych nie należało. Była zagrożeniem dla watahy? Tego nie
wiedziałam. Sądziłam jednak, że nie może być aż taka zła. Nawet, jeśli
rzekomo wszyscy w moim wieku dzielili wszystko na czarne i białe, dobre i
złe... Choć, gdy czasem, wylegując się na nasłonecznionej skale,
widziałam mijającą mnie Yuki, która spieszyła na udział w stadnym
polowaniu, miałam tę świadomość, że wcale aż tak nie pragnie mojego
upadku. Przynajmniej w to chciałam wierzyć. Nawet, jeśli rzuciła mi
wściekłe spojrzenia. Chciałam w przyszłości, będąc już dorosłą, stanąć
naprzeciwko niej, spojrzeć w oczy i dowiedzieć się, skąd ten gniew i
nieco go ugasić, bo jak widać, wcale jej on nie służył.
Wstałam, przeciągnęłam się i zerknęłam na wysokość słońca. Zbliżał się
czas na pierwszą wspólną lekcję kreatywności. Pierwszą, na której dowiem
się, czy moje uśmiechnięte słoneczko było tak ładne, jak wtedy zapewniał mnie
tata.
Tym razem szłam sama, z czego byłam bardzo dumna. Z zadowoleniem
unosiłam podbródek, człapiąc umiarkowanym tempem na tak zwaną "łączkę
zbiórek". Shen rzucił kiedyś, że to "Bananowy Las", lecz nikt nie
wiedział o co mu tak dokładnie chodzi. Ja osobiście uważałam to za
całkiem zabawne i zdarzało mi się używać tej nazwy. Basiorek, ilekroć
słysząc tę nazwę z mych ust (była to jedna z niewielu rzeczy, którą umiałam powiedzieć wyraźnie), uśmiechał się do mnie krzywo. Chciałam odpowiedzieć
tym samym, ale nie zwykłam unosić kącików ust na znak radości w
obecności innych. Zamiast tego wpajałam w niego puste spojrzenie, przez
co czuł się dość niezręcznie. Właściwie, to nie dziwiłam mu się. Każdy poczułby się w takiej sytuacji niekomfortowo.
Tym razem i Shen przybył. Na mój widok uśmiechnął się szeroko, lecz jego oczy mówiły: "no, dalej, uśmiechnij się też". Tego jednak się już nie doczekał. Odwróciłam wzrok w kierunku dwóch wader, które już debatowały na jakiś bliżej nieokreślony temat. Zwolniłam kroku, nie chcąc tak szybko do nich się zbliżać. Ostatnimi czasy strasznie się ze sobą zżyły, przez co nie dopuszczały do siebie nikogo innego. Bywało to irytujące, szczególnie, że w takim wypadku zawsze do pary na zajęciach trafiał mi się dużo starszy Shen. W większości umiejętności mnie znacznie przewyższał, co bywało nieco denerwujące. Dodatkowo, był basiorem. Basiory w końcu bywają sprawniejsze fizycznie od wader. Co prawda aktualnie odbywaliśmy wspólnie wyłącznie lekcje logiki, jednak już na podstawie jego próbki umiejętności podczas polowań oceniłam, że to będzie twardy orzech do zgryzienia. Szczególnie, że niebawem wracam do Yuki.
Rozsiadłam się w najbardziej nasłonecznionym miejscu, jak to miałam w zwyczaju i spod przymrużonych powiek obserwowałam świat. Shen przysiadł gdzieś nieopodal. Czułam jego spojrzenie na plecach, jednakże udawałam, że nie jestem tego świadoma.
Nadciągała jesień. Drzewa traciły stopniowo liście, trawa żółkła, a słońce przygrzewało coraz słabiej. Nie wróżyło to dla mnie nic dobrego. Bez odpowiedniego słońca mogłam całkiem tracić ostrość widzenia. Bałam się trochę, że jeśli cały czas świat będzie tak ponury, prędko ta wada mi się utrwali i wcale nie zacznę widzieć dobrze, jak zapewniał tata.
Nadciągała jesień. Drzewa traciły stopniowo liście, trawa żółkła, a słońce przygrzewało coraz słabiej. Nie wróżyło to dla mnie nic dobrego. Bez odpowiedniego słońca mogłam całkiem tracić ostrość widzenia. Bałam się trochę, że jeśli cały czas świat będzie tak ponury, prędko ta wada mi się utrwali i wcale nie zacznę widzieć dobrze, jak zapewniał tata.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie szelest w krzakach. Sądziłam, że to Alfa po prostu wcześniej przybyła na lekcje, jednak jakież było moje zdumienie, gdy moim oczom ukazały się dwie, całkowicie obce sylwetki. Wyższa była różowa wadera, która popychała nosem drobną rudą istotkę w naszym kierunku. Matka i szczeniak? Otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia. Jakim cudem był w watasze młody wilk, o którym nie było nam wiadomo? Nie lubowałam się w plotkach, jednak chyba takie rzeczy powinnam wiedzieć. Dyskretnie zerknęłam w kierunku kolejno Moone, Aoki i Shena. Na ich pyszczkach malowało się równie wielkie osłupienie. Bezdźwięcznie odetchnęłam z ulgą.
Ruda, wyjątkowo puszysta waderka nieśmiało się do nas zbliżyła, raz po raz spoglądając na samicę, która ją tutaj doprowadziła. Dopiero po kilku dłuższych chwilach spoglądania to na nią, to na jej opiekunkę, doszłam do wniosku, że tą drugą kojarzyłam z widzenia. Okazjonalnie odbywała pogawędkę z Yuki. Przymrużyłam oczy. Kto w takim razie był jej tatą? W Watasze Magicznych Wilków w końcu było niewiele członków. A może basior z Watahy Czarnego Kruka? Nie, nie było w niej za grosz dzikości, którą emanowały mroczne sylwetki wilków dołączonych do naszego stada.
- Cześć, jestem Tori... - odezwała się cicho nieznajome szczenię. Shen jako pierwszy poderwał się, by ją obwąchać, co mnie w sumie nieszczególnie zdziwiło.
- Oto nowa członkini naszego stada - odezwała się Alfa. Z skrzętnie skrywanym strachem odwróciłam się za siebie. Tak, to z całą pewnością była ona. Nawet nie zauważyłam, kiedy przybyła. Skinęła głową na różową waderę, dając znak, że może się już oddalić. Tak też zrobiła. Zwróciłam oczekujący wzrok na Alfę.
- Mam nadzieję, że się z nią dogadacie - dodała jeszcze przywódczyni, czując się najwidoczniej do tego zobowiązana. Wszyscy wbijaliśmy w Tori zaciekawione spojrzenia.
- Wygląda jak pies! - skomentowała głośno Aoki. Zmarszczyłam brwi. Jak co? - pomyślałam, pierwszy raz słysząc tę nazwę na uszy.
- Dziś będziemy lepić z gliny - zmieniła temat Alfa. - Użyjecie do tego tego samego materiału, który wydobyliście już wcześniej na lekcji wilczej historii.
Szczeniaki pojąwszy w locie, o czym mówi, pognały w kierunku zacienionego miejsca. Rzeczywiście, była tam pulchniejsza ziemia. Prawdopodobnie pod nią ukryli złożysko gliny, aby ta nie wyschła. Powoli poczłapałam tam, gdzie pozostali uczniowie. Nie wiedziałam tylko, dlaczego akurat na lekcji historii mieliby cokolwiek wykopywać. Moją nic nie rozumiejącą minę musiał dostrzec Shen, bo pogodnie mi wyjaśnił, w czym rzecz:
- Ostatnim tematem naszej lekcji wilczej historii były wykopaliska. Szukaliśmy w różnych rejonach watahy miejsc, w których znaleźlibyśmy coś wartościowego. Najlepszą rzeczą, jaką wygrzebała Aoki, był dziwny brązowy krążek. Pan Kai powiedział, że to prastary pierścień pokryty runami!
Po raz kolejny uderzyło mnie to, że tak wiele ciekawych rzeczy mnie omijało. Miałam nadzieję, że i ja odbędę lekcje z wykopalisk. Brzmiało to niezwykle intrygująco.
Nie musiałam nawet palcem kiwnąć, a pozostałe szczeniaki już uporały się z odkopaniem dołu. Zerknęłam z chłodnym zainteresowaniem do środka. Nic imponującego, zwykła dziura. Tylko, że odcień ziemi w pewnym momencie się zmieniał na znacznie jaśniejszy. To właśnie stamtąd wykopywały glinę. Nawet Tori zaczęła wyrażać zainteresowanie tematem zajęć. Ja osobiście przyznam, że nie przepadałam za tworzeniem sztuki, bo mi ona autentycznie nie wychodziła. Nie miałam do tego łapy.
Szczeniaki wykopawszy co chciały, zajęły się sobą. Zostałam sama. Wyglądało na to, że jednak zmuszona będę ubrudzić sobie futerko. Syknęłam z niezadowoleniem i wskoczyłam do dołu. Będąc w środku nie myślałam o tym, czy się wydostanę. Naszło mnie na to dopiero, gdy skończyłam (swoją drogą poszło mi to znacznie szybciej, niż sądziłam). Nie poddając się, wykonałam jednak jeden skok i... udało się. Byłam tym nieźle wstrząśnięta, ale nie chcąc tego ujawniać przed pozostałymi, po prostu pośpiesznie zabrałam się do pracy.
Moje dzieło jest co najmniej szpetne - powiedziałam do siebie w myślach, patrząc tępo na wymyślne figury innych szczeniaków. Czułam olbrzymi wstyd, gdy Alfa przechodziła obok mojej rzeźby. Była niebezpiecznie przechylona i sprawiała wrażenie zniewieściałej. Sama nie wiedziałam, co przedstawia. Początkowo miał to być kapelusz... Inni zrobili wazy, figurki z jaszczurkami, króliczkami czy inne rzeczy, których co prawda określić nie potrafiłam, lecz imponowały mi.
- Mhm... - to jedyny dźwięk, jaki wydała z siebie Alfa, widząc moją pracę. Na końcu usiadła na swoim ulubionym kamieniu i po chwili namysłu oceniła każdą z rzeźb. Moja, o dziwo, została uznana za "dobrą", zupełnie jak ta zrobiona przez Tori. Zerknęłam na nią, jednak zdawała się nie zwrócić na to najmniejszej uwagi. Nie zamierzałam się również wykłócać z nauczycielką. W końcu prośba o gorszy stopień byłaby co najmniej dziwna...
<C.D.N.>
Uwagi: Nie jestem pewna, czy można "słyszeć na uszy".