Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

piątek, 29 maja 2015

2-lecie watahy

Tak, nieco spóźniona informacja. 29 maja 2015 roku WMW skończyło 2 lata. Przez ten czas przez nasz skromny próg przeszło ok. 200 wilków... Dużo? Powiedzmy. Zależy jak dla kogo.
A więc festyn czas rozpocząć! odwołać.
Prosiłam o 30 opowiadań z maja, a pojawiło się zaledwie 11. Bardzo mi przykro, ale na festyn poczekacie sobie jeszcze rok. Nie miejcie do mnie pretensji, gdyż to nie moja wina... Nie spełniliście mojej prośby, więc możecie mieć pretensje tylko i wyłącznie do siebie. Z ciekawostek powiem, że rok temu też miał się odbyć festyn, ale ostatecznie został odwołany, gdyż tylko 3 osoby na bodajże 60 pisało op. na ten temat. Reszta nawet się tym nie zainteresowała, stąd też się wzięły moje obawy odnośnie tego roku, które mogli zaobserwować już wcześniej co niektórzy członkowie watahy.
Zaczęłam rysować specjalnego arta z tej właśnie okazji na WMW, lecz z nawały pracy (i ciągłych wyjazdów) pojawi się on nieco później, a mianowicie dopiero za kilka dni. Cierpliwie oczekujcie na niego. Będzie w tym poście.

<miejsce na obrazek>

środa, 27 maja 2015

Od Nari "Spotkanie" cz.1 (cd. Astrid)

Siedziałam sama w jaskini. Mówiąc sama mam na myśli, że Kai gdzieś wyszedł i męczyła mnie samotność. Po kilku minutach miałam dość tego bezczynnego siedzenia i wyszłam z jaskini. Szłam sobie po terenach watahy. Było dość zimno, ale to mi nie przeszkadzało. Uwielbiałam jesień, tak jak każdą porę roku. Pod łapami miałam dywan z kolorowych liści. Były żółte, pomarańczowe i czerwone. Siedziałam wokół ich, a gdy zobaczyłam całą stertę liści to nie mogłam się oprzeć i wskoczyłam w nie. Uśmiechnęłam się sama do siebie, przypomniało mi się to jak byłam małym szczeniakiem. Rozglądałam się powoli, aby być pewna, że nikt mnie nie zauważył. Jak już się upewniłam, że nikogo nie ma, zaczęłam rozrzucać liście i tańczyć wokół nich. Kiedy już straciłam siły i byłam zmęczona, wyjęłam z włosów moje kolorowe dodatki, które nieco nie pasowały. Zostawiłam tylko jeden, którego barwa bardzo mi się podobała. Zamiast kwiatu we włosach mam mały liść. Nie wiedziałam co później robić, a nie chciałam się nudzić. Cierpliwie czekałam aż ktoś przyjdzie. Zauważyłam waderę o ładnej białej sierści. Jeśli się nie mylę była to Astrid. Przez chwilę patrzyłam na nią. Może bym ją lepiej poznała? Może byśmy się zaprzyjaźniły? Ruszyłam w jej stronę. Naprawdę byłam ucieszona jej widokiem.
- Witaj Astrid - przywitałam się trochę niepewnie.
- Cześć - odparła.
Spojrzałam na niebo. Było bardzo pochmurno. Nie było widać wcale słońca.
- Dzisiaj jest bardzo pochmurnie - powiedziałam sama do siebie.
As uśmiechnęła się i też spojrzała na niebo. Pomyślałam chwilę o czym z nią porozmawiać. Po kilku sekundach odezwałam się:
- Cieszę się, że cię tutaj spotkałam.
- Czemu? - zapytała.
- Nie lubię być sama.
- To tak jak ja - powiedziała.

<Astrid? Sorki, że takie nudne. Nie wiedziałam co napisać xd> 


Uwagi: brak

Od Astrid "Szkoła..." cz. 6

Piątek to dzień praktyk, tak długo przeze mnie wyczekiwany. W mieście było jedno przedszkole współpracujące z naszą uczelnią, w którym było 5 grup. 6 osób idzie natomiast do podstawówki. Mi trafiła się druga klasa, Seth'owi trzecia, niestety w tej samej szkole. Olivia - pierwsza w drugiej podstawówce. Sandy i Shelby przejęły przedszkole.
Uradowana ruszyłam ku podstawówce. Seth - Bogu dzięki! - szedł jakieś 15 metrów za mną. Po krótkiej wędrowce weszłam do szkoły prosto z dzwonkiem. Byłam pod podziwem dzieci, które nic sobie z niego nie robiły, pobiegły tylko do klas. Ja sama już się przyzwyczaiłam do tego dźwięku.
Powoli weszłam do pokoju nauczycielskiego. Niektórzy zmierzyli mnie wzrokiem, jednak niziutka staruszka uśmiechnęła się na mój widok - jako jedyna to zrobiła.
- Dzień dobry... - powiedziałam niepewnie.
- Cześć Astrid. - powiedziała staruszka - Jestem Matylda Pyłek, miło mi cię poznać. Idziesz do mnie na praktyki.
Kiwnęłam głową i skierowałam się do drzwi, by wyjść i ruszyć za nią do klasy.
Przywitał mnie widok jakiejś 30 dzieciaków. No to się wrobiłam...

<C.D.N> 

Uwagi: literówki i brak polskich znaków

piątek, 22 maja 2015

Festyn? A może i nie?

Cześć wszystkim... Mam ważną wiadomość. Pewnie i tak nikt tego nie przeczyta (prócz kilku osób, w tym Des, As, Nari i kilku nowych wilków), ale i tak chcę to powiedzieć głośno na forum strony. Jak widzicie WMW nam przygasa i to nawet bardzo, i nie wiem, co robić... No ale ja nie o tym. Chodzi tu o festyn. Tak się na niego cieszyłam, miałam tyle niespodzianek dla Was... Tyle że zaczęłam ostatnio wątpić. Mamy 8 op. w miesiącu do tego czasu (już jest 22 dzień!) i to jeszcze od TYLKO 5 osób (bo reszta jakimś cudem milczy... No ci co mają nieobecność to jeszcze, ale reszta? Zapomniała? Mamy przecież aż 39 członków!). Postanowiłam sobie, że festyn odbędzie się, ale pod jednym warunkiem... Na WMW łącznie ma się pojawić do 28 maja (czyli od początku maja licząc) przynajmniej 30 op. Niby to nie dużo, ale dla tych 5 osób (pozostałe 34 z małymi wyjątkami, czyli nieobecnością się lenią), które mają na to tydzień, to niezłe wyzwanie. Może reszta też się weźmie w garść i co nieco napisze? Wiem, że niedługo zakończenie roku szkolnego i trzeba się uczyć, ale chyba usiąść i pisać przez tą godzinkę chyba nie zaszkodzi. Cóż... na zachętę kilka słów o festynie:
Planowałam:
  • by trwał od 29 maja, aż do zmiany Alfy (z Kiiyuko i Rafaela na Suzannę), czyli 30 czerwca,
  • żeby raz na kilka dni pojawiała się jakaś ciekawostka odnośnie WMW,
  • stworzyć na ten czas kilka nowych magicznych i rzadkich przedmiotów,
  • zorganizować nowe tereny działające tylko do tego 30 czerwca,
  • większe ilości zdobywanych pkt. za op.
  • stworzenie kilku nowych, specjalnych przygód i konkursów,
  • by 30 czerwca został zaprezentowany oficjalny, wilczy patron WMW.
Apeluję o przemyślenie sprawy!
Pozdrawiam wszystkich serdecznie,
Alfa Kiiyuko (wkrótce Suzanna)

środa, 20 maja 2015

Od Astrid "Szkoła" cz. 5

Środa, no i z górki - powiedział ktoś kiedyś. Szczerze to uważam podobnie. Środa to dzień na rozwijanie swoich umiejętności i uczenia się nowych. Całkiem ciekawe. Na współpracy z dziećmi często przydają się umiejętności plastyczne, bo maluchy przeważnie lubią coś kleić, wycinać, bazgrolić. Ale nie tutaj. Według dyrektorów przydać nam się może umiejętność gry na flecie, dbania o roślinki itp. Jednym słowem - masakra!
Na korytarzu mijałam się z Seth'em jak obcy ludzie. Sandy i Shelby - jak się okazało podrabiane siostry - zachorowały. Reszty tak dobrze nie znałam. Na przerwach najczęściej biegłam pod moje ulubione drzewo - stary i rozłożysty dąb - żeby poczytać i skrobnąć własne wiersze... Tak było i tym razem, choć może znowu nie było tak podobnie.
Biegnąc wpadłam na wysoką, smukłą blondynę. Dziewczyna miała na imię Olivia Prescot i za bardzo za mną nie przepadałam.
- Naucz się chodzić, ciamajdo! - syknęła Olivia.
- Przepraszam... - mruknęłam.
- Nie wybaczę... Chyba, że padniesz na kolana! - zamyśliła się blondyna.
- Jeszcze czego! Nie ma mowy! Tobie radziłabym uważać pod nogi, bo zaraz ty padniesz. Tylko, że na swoją wytapetowaną mordę! - odparowałam wskazując na jej kozaczki o wysokim obcasie.
- Ostro... - wypaliła przechodząca obok ruda dziewczyna. Natomiast Olivie chyba zatkało. Niestety, ale nie na długo. Zabrała mi "moją książkę" z wierszami i otworzyła w połowie.
- Hej, hej! Słuchajcie co napisała tutaj niebieskowłosa oferma! - zawołała i zaczęła czytać...
Myślałam, że się spalę ze wstydu kiedy skończyła. To było o NIM, Seth'cie i Dolores. Olivia wreszcie oddała mi książkę.
- Słabe te wierszyki, ale jakże słodkie. - wysyczała i odeszła kręcąc tyłkiem na boki...

<C.D.N> 

Uwagi: Przy wyrazie "umiejętności" używamy "ę". "Rozłożysty" piszemy przez "ż". Literówkiiii...

niedziela, 17 maja 2015

Od Astrid "Szkoła..." cz. 4

Wtorek, dzień drugi... Ehh... Jak mi się nie chce... Nie pamiętam nawet co jest dzisiaj, jakie są zajęcia.
Z jaskini wyszłam ze zmrużonymi oczami. Psychicznie umierałam... Ruszyłam ku miastu i szkole. Wpadałam na ludzi. Wszyscy patrzyli na mnie dziwacznie. Wyglądałam prawdopodobnie jak zombie. W końcu, gdzieś koło szkoły wpadłam na coś. Nikt nie pomyślał o tym, by mi pomóc czy coś.

***

- Astrid, co ty robisz?! Chodnik nie wydaje mi się do spania! - zawołał ktoś. Znałam ten głos. Chciałam ujrzeć jego właściciela. Długo walczyłam z powiekami, by się otworzyły. Wreszcie to zrobiły... Po czym znowu zamknęły. Czułam w sobie coś złego. Te uczucie... Potem zgubiłam mój rozum i ciało. Zostały one zastąpione Dolores. Tamta, zabrała mi umysł.

***

- Aa... Astrid?! Czym ty jesteś?! - zawołał przerażony chłopak, którego nie znałam. Pewnie przyjaciel Astrid...
- Jestem Dolores, tej idiotki już tu nie ma... - mruknęłam wstając z kamienia. Podeszłam do chłopaka. - A ty to...?
- Seth. - przedstawił się - Czym ty jesteś?
- Biorąc pod uwagę twoje zachowanie - tym samym co ty. Lub podobnym. Nie jesteś człowiekiem. - stwierdziłam.
- Zmiennokształtny. - przyznał.
- Magiczny Wilk. - uśmiechnęłam się podchodząc do niego. Zanim się obejrzał przytykałam już swoje usta do jego. Podczas tego zachowania, zaczęłam zmieniać się z powrotem w As. Ugh...

***

Otworzyłam oczy zagubiona. Przede mną stał Seth całujący mnie. Albo to raczej ja to robiłam. Odepchnęłam go.
- O co chodzi? - spytał rozmarzony.
- Co to miało być?!
- To była Dolores... - westchnął. Przeklęłam ją w duchu... i uciekłam na lekcje. Nie mogłam się doczekać ich końca. Były nudne, jak diabli. Takie tam bzdety, jak postępować z dziećmi, nakłaniać je do nauki. Seth cały czas na mnie patrzał. Nie miałam czasu, by pogadać z Sandy i Shelby. Nie miałam zresztą siły, by je o to spytać. Gdy zadzwonił wreszcie dzwonek uciekłam jak najszybciej z sali, szkoły i miasta.
- Dolores, jak ty mogłaś mi to zrobić? Przecież wiesz, że ja się nim nie interesuje. Wolę innego... - mruknęłam do ukrytej we mnie wadery.

<C.D.N.> 


Uwagi: "Zmrużyć" pisze się przez "u". "Przeklęłam" pisze się przez "lę".

piątek, 15 maja 2015

Od Jaldabolda "Co to za miejsce..."

Wkroczyłem na nieznane mi tereny. Spojrzałem w rozgałęzione korony drzew. Światło przedzierało się smugami, nawet niewidoczne przez pożółkłe liście. Nic dziwnego, była dosyć ciężka pora roku. Wstrząsnął mną dreszcz gdy zaszumiały liście. Nie było najcieplej, a długa podróż była wystarczająco męcząca. Teraz, muszę brodzić w lekkich kałużach po kostki, oczekując cudu. Czuje że jestem tutaj na "terenie zajętym". Od dawna nie mogłem pozbawić się wrażenia, że czyjeś oczy śledzą każdy mój krok. Lecz to pewnie zmęczenie, paranoja albo te przeklęte duchy. Przekląłem pod nosem kiedy znowu się potknąłem. Nie no, nie dam rady iść przed siebie bez snu. Kij z pożywieniem, jestem wytrzymalszy niż myślałem, ale kolejna noc z marszu wykończy mnie całkowicie. Porozglądałem się za kilkusekundowym miejscem na odpoczynek. Wreszcie znalazłem pewien wygodny korzeń i mogłem pozwolić sobie choćby na wyprostowanie łap. Oparłem się plecami o drzewo i podziwiając kolorowy krajobraz, zbierałem siły na dalszą podróż. Właściwie to nie wiem czemu podróżuje. Moja wcześniejsza wataha rozpadła się, teraz łażę po świecie. Nie wiem czy chce być ponownie w grupie, ale ta samotność przyprawia mnie o koszmary nocne. Brakuje mi przyjaciół, znajomych czy nawet szarych wilków.
- Ugh, to nie czas na wspominki. - Westchnąłem zamykając oczy. Wspomnienia o domu nie są najlepszą rzeczą na utrzymaniu się przy życiu. Kiedy to nagle usłyszałem ciche warczenie zza sobą.
Wczepiłem się w drewno jak mokry kociak przed ponowną kąpielą. Natychmiast poczułem przypływ adrenaliny.
- Dobra Jal. Bez paniki. - Otworzyłem oczy szeroko i wziąłem głęboki wdech. Wypuściłem powietrze z płuc z głębokim świstem, odwróciłem się, zrobiłem jeden krok zza drzewo i nagle stanąłem w oko w oko z wilkiem.
- Em.. Cześć? - Uśmiechnąłem się, jednak od razu wylądowałem na ziemi.
Wilk popchnął mnie na ziemie i łapami przytrzymywał, jeszcze nie zgniłe liście zatańczyły na wietrze.
- Kim jesteś? - Zawarczał nad mną, nisko pochylając łeb przy moim pysku.
- Jal... Jaldabold. Możesz ze mnie zejść? Proszę, dziękuję? - Zmarszczyłem brwi i zmierzyłem go wzrokiem. Nie chcę walki, ale nie będę od razu się poddawał. Odepchnąłem jego łapy z swoich ramion i wstałem z błota. Spojrzałem na swoje oblepione futro. - Dzięki. - Mruknąłem i strząsnąłem z łap chodź odrobinę brudu. Tego mi było potrzeba, dawki cholernego, mokrego błota w jesienną porę roku.
- To tereny Watahy Magicznych Wilków. Czego szukasz?- Gospodarz terenów podszedł blisko do mnie, przysięgam że widziałem w jego paszczy jego ostatnie śniadanie. Spojrzałem mu w oczy jednak, cofnąłem się o krok. Odkaszlnąłem i z szarmanckim uśmiechem, pomimo bólu nóg odpowiedziałem.
- Podróżowałem. Postanowiłem odpocząć, jednak nie chciałem naruszać żadnego prywatnego terytorium. - Mówiłem prawdę,wyraźnie akcentując każde słowo jednak powoli je artykułując. Walka to ostatnia rzecz jaką bym w stanie mógł znieść. A tym bardziej z najedzonym, wypoczętym, wyrosłym basiorem.
- Sam? Kto podróżuje sam? Przyznaj się, jesteś tu szpiegiem.
- Hola hola! - Podniosłem łapy w obronnym geście. - Szpiegiem?! Oszalałeś? Nie mam watahy, rozpadła się. - Teraz to i mi trudno było powstrzymać spokojny ton. Ja szpieg? To już nie można przechodzić przez las tak?!
Na szczęście cała ta wrzawa zaalarmowała innego wilka. Wilczycę. Kiedy spokojnym krokiem przybliżyła się, drugi wilk skłonił głowę. Odwróciłem się do niej, potem spojrzałem ponownie na basiora i znowu na waderę. To była chyba ważna osoba jeżeli taki cwaniak jej się kłania. Wilczyca zmierzyła go wzorkiem. Widać było w jej oku błysk energii lecz również i wyrozumiałości.
- Dobrze słyszałam? Nie masz watahy? - Odezwała się patrząc prosto w moje oczy.
Kiwnąłem powoli głową. Nie wiedziałem jak mam się stosować. Ta cała sytuacja i tak wydawała się bardzo dziwna.
- No to już masz. - Uśmiechnęła się.
Podniosłem brwi z zdumienia. Nie wiedziałem co odpowiedzieć. To się stało dosyć szybko. Usłyszałem nawet jak temu drugiemu opada szczęka na ziemie.
Wilczyca patrzyła na mnie z uśmiechem. To pewnie musiał być zabawny widok.
Chciałem już podziękować, odpowiedzieć, ale wilczyca, chyba Alfa złapała mnie za ramię i poklepała.
- Chodź, pokażę ci tereny.
I musiałem posłusznie pójść za nią, przywyknąć że mam dom.

 Uwagi: literówkiii

Od Vaither'a "Jak dołączyłem"


Wolno szedłem przed siebie, ruchem ciała nieświadomie zlewając się z poruszającymi się cieniami drzew. Dla niewprawnego oka pozostawałem niewidoczny. Przydatna umiejętność, której nauczyłem się lata temu. Potrzebna przy podchodzeniu zwierzyny w lesie. Zmarszczyłem nos czując obcy zapach. Chyba wszedłem na terytorium jakiejś watahy. Cóż, ich sprawa. Zaraz i tak stąd zniknę. Jak zawsze. Nigdzie nie zagrzałem miejsca od czasu mojej pierwszej watahy. Miałem cichą nadzieję, że nikogo nie spotkam. A nawet jeśli... dam sobie radę. Zamarłem w bezruchu, zlewając się z cieniem. Usłyszałem cichy szelest, wyraźnie nie wydany przez ptaki. Przypadłem do ziemi kryjąc się w trawie. Zobaczyłem biało-różowo-czarną młodą waderę. We wszechobecnej zieleni pozostawała bardzo widoczna. Wyczuła mnie dopiero, kiedy nieomal nadepnęła mi na ogon. Podniosłem się i spojrzałem na nią wyzywająco, acz spokojnie. Skrzywiła się nieco. Widziałem w jej oczach nieme pytanie "Co on tu robi?".
Przekrzywiłem łeb i postanowiłem niczego nie ułatwiać. Milczałem tylko spokojnie ją obserwując. Jeśli się na mnie rzuci, zdążę ją odeprzeć. Machnąłem ogonem i nieco się wyprostowałem. Wprawiłem tym w ruch mięśnie grające ładnie pod skórą, bez cienia zbędnego tłuszczu. Mogłem się wydawać nawet trochę zbyt chudy, ale to była kwestia zbyt długiego głodowania.
- Kim... Kim jesteś? - Spytała niepewnie
- Zrobisz mi krzywdę? - zapytałem z przekonaniem
Ona na to:
- Ależ skąd. Po prostu pytam, jak się nazywasz. - odpowiedziała pełna szczerości i sympatii.
- Nazywam się Vaither - rzuciłem szybką wiadomość, mając nadzieję, że mnie wypuści.
- A jakaś krótsza wersja? - zastanawiając się odpowiedziała.
- Vai. - odpowiedziałem jeszcze szybciej.
- Aha, ja jestem Kiiyuko. - przedstawiła się przyjacielsko.
Wydała się miła, ale skoro to teren watahy, to w każdej chwili może wezwać całe stado do pomocy, co mnie zmartwiło, bo ewidentnie była na patrolu.
- Więc witaj, mogę już iść? Chcę tylko tędy przejść. Za pół godziny już mnie tu nie będzie. - szybko zaproponowałem.
- Poczekaj chwilę. Masz jakąś watahę? Bo zwykle takie wilki nie pałętają się same po terytoriach innych watah. - zapytała
- Nie, nie mam watahy.- odparłem z nadzieją, że w końcu sobie pójdę.
- A nie chciałbyś może dołączyć do watahy? Bo widzisz, tej watasze przyda się młody, silny i piękny basior. Poza tym chyba i tak nie masz gdzie iść? - zaproponowała
Myślałem pięć minut nad tą propozycją, a ona siedziała przede mną i obserwowała mnie.
- Właściwie, to czemu nie. Tyle, że muszę iść do waszej bazy, rozmawiać z Alfą i jeszcze ją przekonać. - odpowiedziałem od niechcenia.
- W porządku, więc tak. Po pierwsze, nie koniecznie do bazy, tylko do miejsca, w którym przebywa Alfa. Po drugie, już z nią porozmawiałeś. I po trzecie także ją przekonałeś, więc jesteś przyjęty do watahy! - wykrzyknęła, a potem zawyła radośnie. 

Uwagi: Po "..." stawiaj Spację.

sobota, 9 maja 2015

Od Astrid "Szkoła..." cz. 3


Lekcje były dość ciekawe. Pięć godzin zostało podzielone równo na dwóch nauczycieli. Zdecydowanie bardziej podobały mi się lekcje z Franceską. Prowadziła je bardzo ciekawie, a jej wesoła postura, aż zachęcała do nauki. Pan Adolf był natomiast całkowitym przeciwieństwem współpracowniczki. Stary, marudny i surowy pesymista. Czas u niego ciągnął się niemiłosiernie, za to u Franceski mijał niespodziewanie szybko. W końcu nadeszła trzynasta piętnaście... Koniec zajęć... No i oczywiście ten okropny dzwonek.
- "DRRRRYYYYYN!!!" - zawołał jakiś brunet razem z dzwonkiem. Znowu zwiłam się z bólu.
- Auuuuuu! - zawołałam wystraszona.
- Astrid! - spojrzała na mnie Sandy.
- Co ci jest? - spytała Shelby.
- Za głośno... - mruknęłam - W... Mojej starej szkole nie było takich dzwonków... - łgałam.
Dziewczyny spojrzały na mnie podejrzliwie, jednak nic nie powiedziały. Za to pomogły mi wstać z krzesła i wyjść z budynku.
- Dzięki. - powiedziałam dość cicho.
- Nie ma za co. - roześmiała się Sandy.
- Heh... Ja już pójdę. - odezwała się chwilę potem druga dziewczyna. - Pa.
- Pa... - powiedziałam do znikającej za zakrętem Shelby.
- No to... Gdzie mieszkasz? Jesteś chyba nowa, co? - zaczęła mnie wypytywać brunetka.
- Tak, jestem nowa w mieście. Mieszkałam wcześniej na wsi. Aktualnie mieszkam w starej leśniczówce, w lesie. Razem z przyjaciółmi gospodarujemy teraz mały dom... - wyjaśniłam kłamiąc jak najęta. Starałam się łgać jak najbliżej prawdy. Nie mogłam przecież jej powiedzieć prawdy o sobie...
- Aha...Wilki cię nie zaatakowały? - spytała zaciekawiona.
- Wilki? - powtórzyłam zakłopotana.
- No taaak. Podobno mieszka ich tu pełno. - powiedziała mówiąc coraz ciszej. W końcu zniżyła głos do szeptu - Zresztą one są magiczne.
Po wypowiedzeniu tych słów wystraszona uciekła. Dużo to mi dało do myślenia. Czyli ludzie nas kojarzą... Jutro, we wtorek muszę pogadać z Sandy.

< C.D.N.> 

Uwagi: brak

Od Ms.Darkness "Dołączenie"

Od czego by tu zacząć nie wiem... pamiętam tylko tyle, że byłam strasznie zła po tym jak wataha, w której poprzednio byłam mnie wygnała. Nie wiem do końca czy chciało mi się złościć, śmiać czy płakać. Byłam tam Betą, a teraz wszystko muszę zaczynać od początku. No cóż, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem... Podczas poszukiwania nowej watahy, do której mogłabym dołączyć miałam wiele wątpliwości, ale szybko zostały rozwiane. Podeszła do mnie pewna wadera i powiedziała:
- Widzę, że coś cię martwi. Co się stało?
- Nie nic po prostu nie mam gdzie spać ani czego jeść...
Już na pierwszy rzut oka wadera wzbudziła we mnie szacunek.
- Nie martw się! Może chciałabyś dołączyć do mojej watahy?
- Bardzo dziękuję! Na pewno nie będę sprawiać kłopotu?
- Hmm... no jeszcze się przekonamy - powiedziała z uśmiechem.
- Tak ogólnie zapomniałam się przedstawić: mam na imię Darkness...
- Miło mi, ja mam na imię Kiiyuko... to choć zwiedzimy watahę.
- No dobre chodźmy.

Uwagi: nie pisz każdego zdania od akapitu. "Choćmy"? Nie ma takiego wyrazu. Jest "chodźmy", bądź "choć" lub zamienne "chociaż".

Od Ajaxa "To już koniec'' cz. 1


To wszystko... Tak bolało. Otworzyłem lekko oczy. ,,Co się stało?’’ pomyślałem. Przede mną stało kilka wilków. Czułem się słabo, wszystko bolało mnie tak niesamowicie bardzo, że nie dało się tego wytłumaczyć. Usłyszałem rozmowę:
- Co mu się stało?
- Nie mam pojęcia. Znalazłam go w tym stanie niedaleko stąd...
Co ja tam robiłem, co mi się stało? Nie potrafiłem się ruszyć. Byłem cały we krwi, której nikt nie mógł zatamować. Nie panowałem nad oczyma, które same się zamknęły. Nie chciałem jeszcze odejść, udało mi się je otworzyć.
Przede mną stanął wilk, który zauważył, że chcę coś powiedzieć.
- Weź to ze sobą... – powiedziałem tylko do nieznajomego, podsuwając do niego łapą błękitny medalion. W nim świeciła niezliczona ilość białych światełek. Wilk był zdziwiony, ale o nic nie pytał. Tym razem nie chciałem już otwierać oczu, zamknąłem je. Słyszałem głosy wilków, potem stawały się coraz bardziej odległe i... Cisza.

< Tak... Ajax zabity przez nieznane stworzenie, sklerotyk jeden. Wybaczcie, ale odchodzę. :/ To niesamowita wataha warta uwagi, ja nie dość, że nic nie piszę, to jeszcze żal mi ludzi czekających na swoją kolej do dołączenia. Było mi tu naprawdę wesoło i nigdy nie zapomnę ciekawych zdarzeń, jakie miały tu miejsce. Pamiętajcie ludzie, że zawsze możecie się ze mną skontaktować na hw – odpisuję każdemu. Do zobaczenia. ;) >

Od Alex "Jak się tu znalazłam?" cz. 1 (cd. Kiiyuko)

Obudziłam się nocą w mojej watasze, byłam jeszcze mała. Obudziła mnie kłótnia mojej siostry z matką i ojczymem. Usłyszałam jedynie to że chcą mnie porzucić w głębi ciemnego lasu, a starsza siostra tego nie chciała, mówiła że nie mogą tego zrobić, że są okropni. A następnie usłyszałam jęki siostry, chyba z bólu. Prawie dobrze znam całe moje dzieciństwo. Usłyszałam kroki, była to matka.
Powiedziała do mnie szeptem "Niech mrok zrobi z tobą, co chce". Następnie wzięła mnie i zaniosła do ciemnego lasu, odłożyła mnie i uciekła. Wtedy zasnęłam, a gdy się obudziłam nie było już ciemno, a wręcz przeciwnie! Było jasno, aż tak że światło raziło mnie w oczy! Zauważyłam jelenia, to od niego wydobywało się to światło. Zamiast ponurego lasu był zielony pięknie pachnący las. Jeleń do mnie wyszeptał: "Nie martw się, już nigdy nie będziesz samotna. Obiecuję Ci, w razie potrzeby sama się obronisz. Pamiętaj, nie jesteś sama". Nie zrozumiałam tego zbytnio, ale wreszcie dorosłam. Wychowywał mnie ten jeleń, wrreszcie byłam samodzielna i odeszłam.
Minął rok od mojej wędrówki, wreszcie byłam pełnoletnia. Pewnego dnia idąc lasem zauważyłam wilczycę, podeszłam bliżej nie patrząc pod łapy. No przecież się nie potknę! NO WŁAŚNIE NIE! Potknęłam się prosto na waderę. Co za wstyd, no ale cóż.
- Uważaj na następny raz jak chodzisz, tak poza tym co tu robisz? - Zapytała Wadera.
- Podróżuję sama od roku poszukując kogoś kto mnie chociaż trochę pocieszy... - odpowiedziałam smutna.
- Jak Ci na imię?
- Alex, a tobie? - odpowiedziałam bez zastanowienia.
- Kiiyuko, hmm... - namyślała się przez chwilę. - Może dołączysz do moje watahy?
- Oczywiście! - uśmiechnęłam się skacząc z radości.

<Kiiyuko?>

Uwagi: nie pisz każdego zdania od nowego akapitu. Zamiast: - Podróżuję sama od roku poszukując kogoś kto mnie chociaż trochę pocieszy... odpowiedziałam smutna. pisz: - Podróżuję sama od roku poszukując kogoś kto mnie chociaż trochę pocieszy... - odpowiedziałam smutna. Chodzi tu o ten myślnik.