Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

poniedziałek, 2 października 2017

Od Manahane "Chmury" cz. 2 (CD. Leah)

Maj 2020
Obudziłam się w wyśmienitym humorze. Ptaki zdawały się śpiewać radośniej niż wczoraj, a mnie otaczały zapachy maja. Z uśmiechem na twarzy postanowiłam, że spróbuję coś upolować - sama. Ostatnimi czasy trochę się rozleniwiłam i wszędzie chodzę na skróty. Moim celem był zając. Może nie najem się nim zbytnio, ale strasznie głodna nie jestem. Jest to bardziej dla satysfakcji niż zaspokojenia głodu.
Zaczaiłam się w krzakach. Kilka metrów przede mną znajdowało się małe stadko zajączków. Nie miałam konkretnego planu. Rzuciłam się w pogoń za nimi. Były zwinne i szybkie, lecz ja nie dawałam za wygraną. Skończyłam w przód i schwytałam jednego zająca. Zatrzymałam się, nie wiedząc co robić dalej. Nie zabijałam zwierząt, zazwyczaj robił to ktoś inny. Powoli wypuściłam stworzonko, a ono czym prędzej oddaliło się ode mnie i dogoniło swoją grupkę. Nie byłam zła na siebie. Nie umiem tego zrobić po prostu. Nie dzisiaj. Trochę pogorszył mi się humor, ale to przez nieistotny mały szczegół.
Zaczęłam iść w stronę Wrzosowej Łąki, gdzie miała odbyć się zbiórka. Gdy dotarła Leah, Suzanna zaczęła mówić:
- Możemy zaczynać. W szeregu zbiórka! - wykonaliśmy jej rozkaz. Spojrzałam na swoją przyjaciółkę. Ciężko dyszała. - Dzisiaj rozpoczniemy trening szybkościowy i wytrzymałościowy. Na początek będziecie biec przez Zielony Las, w stronę Rzeki Przyjaźni. Jak dotrzecie do Plaży, wrócicie tu. Bez żadnego skracania drogi! - ucieszyłam się na jej słowa. Tego mi właśnie brakowało. Męczącego biegu. - Gotowi? Start!
Zaczęliśmy biec. Yuki i Kai wystrzelili do przodu, nie zwracając uwagi na innych. Reszta została w tyle, a ja z Leah na końcu. Starałam dotrzymywać jej tempa, ponieważ dzisiaj nie wyglądała najlepiej. Było coraz cieplej.
- Cześć. - powiedziała, dalej biegnąc przed siebie.
- Hej. - dodałam, znacznie przyspieszając. Nie chciałam zostać w tyle. Chciałam wybiegać się i wyszaleć.
Biegliśmy prawie w ciszy, jedyne co było słyszalne to przyspieszone oddechu i sapanie. Wokół nas rozbrzmiewały także odgłosy lasu. W pewnym momencie było słychać ryk. Leah zatrzymała się i weszła trochę w głąb lasu, pomiędzy drzewa. Stała tak wpatrzona w kwiecistą polanę.
- Leah! Coś się stało? - zapytałam ze zmartwieniem i zawróciłam w jej kierunku. Jest strasznie rozkojarzona.
- Tak... Trochę się zapatrzyłam. - odpowiedziała i podbiegła do mnie, więc ruszyłyśmy dalej.
Gdy dobiegłyśmy do Rzeki Przyjaźni, Leah mruknęła, patrząc się w taflę wody:
- Potem ci coś tu pokażę. Odkryłam to kilka miesięcy temu.
Nie wiedziałam o co jej konkretnie chodzi. Spojrzałam jeszcze raz w stronę Rzeki.
Zmierzałyśmy w stronę plaży. Przybyłyśmy na nią lekko zdyszane. Leah przystanęła nad wodą. Wyraźnie widać, że się bardzo zmęczyła. W końcu ten bieg był naprawdę długi. Ja sama odczuwałam, że jestem na wyczerpaniu. Została jeszcze droga powrotna. Dałam znak Leah do dalszego biegu. Chciałam trochę nadgonić że względu na to, że reszta jest już pewnie połowę trasy stąd.
Dotarłyśmy na metę jak zwykle - ostatnie. Suzanna pożegnała nas tymi, jakże dodającymi otuchy słowami:
- Na dzisiaj to tyle, ale jutro już nie będzie tak łatwo. Spotkamy się również tutaj. Możecie się rozejść.
***
Nudziłam się. Leżałam na zimnej trawie. Cała radość dzisiejszego poranka znikła. Mruknęłam zła na siebie. Czemu nigdy nie ćwiczyłam swoich umiejętności związanych z mocą? Nawet nie wiem jakie mogłabym rozwijać. Materia... Komu to potrzebne?
Wróciłam do jaskini. Można stwierdzić, że jest po prostu brzydka i ponura. Rozebrałam powoli posłanie i wyrzuciłam na zewnątrz jego niegdyś części. W sumie tylko ono znajdowało się w środku. Nie umiem organizować rzeczy, a w szczególności wyglądu wnętrz, a to było na mnie za wielkie. Próbowałam zmieść wszystko przed wejście do jaskini. Stamtąd wyniosłam wszystkie śmieci do lasu, czyli patyki i liście. Gdy w środku było już zupełnie pusto pozostałości mojego starego posłania spróbowałam złożyć na nowo w inny sposób. Zrobiłam stelaż, a środek wypełniałam do około dwóch trzecich wysokości równo drewnem. Resztę miejsca zapełniłam świeżym mchem. On niestety był jeszcze mokry, więc przykryłam go skórą sarny. Nikt przecież nie musi wiedzieć skąd ją wzięłam. Położyłam się, aby zobaczyć czy się nie zawali, lecz wszystko było w porządku - było mi wygodnie, że aż nie chciało mi się wstawać.
Wyjrzałam przez wejście. Zaczęło się ściemniać. Tak szybko minął czas, a przecież nie zrobiłam wiele.
Pewnym krokiem ruszyłam w stronę Wodopoju, aby się napić. Szczerze mówiąc trochę się zmęczyłam. W pewnym momencie zaczął silnie wiać wiatr, a na niebie pojawiły się ciemne chmury. Było chłodno. Nastawiłam uszu i zaczęłam się rozglądać. Zobaczyłam błysk pioruna. Zamarłam. Przyspieszył mi oddech. Nie wiedziałam co robić. Czym prędzej pobiegłam w stronę jaskiń, a dokładniej jaskini Leah. Stanęłam przy wejściu i szukałam ją wzrokiem. Gdy nasze oczy spotkały się zagrzmiało potwornie. Przestraszona wbiegłam w Leah i przytuliłam się do niej. Panicznie się bałam. Przyjaciółka wstrzymała oddech zaskoczona moim ruchem. Zaczęło padać. Zabłysło.
- Co się stało? - spytała Leah, a ja powoli oderwałam się od niej. Spojrzałam na nią speszona.
- Boję się burzy... - powiedziałam, trzęsąc się. Wadera spojrzała na mnie że smutkiem w oczach. Grzmotnęło. Dopiero teraz zobaczyłam porozrzucane książki po całej jaskini i... nóż... Odsunęłam się. Błysk.
- Leah? - zwróciłam się do mojej przyjaciółki. Grzmot. Nastała cisza. Słychać było tylko deszcz. Przestałam zwracać uwagi na burzę. - Chcesz to przemilczeć?
- Nie... Milczenie nie pomoże. Przecież nie powinnyśmy mieć przed sobą żadnych sekretów... - przełknęłam ślinę. Sekretów...
- Może zacznę? - zawahałam się.
- Hę? - zdziwiła się.
- Chyba nie myślisz, że jestem bezgrzeszna... - uśmiechnęłam się słabo. - Otóż... Wcale nie dostałam się tutaj przypadkiem. Zostałam wygnana że swojej rodzinnej watahy na prerii. To bardzo daleko stąd. Nie mam rodziny prócz ojca, który nawet mną się zbytnio nie zajmował. - mówiąc to, patrzyłam w oczy Leah. - Matki nie znam i nie mam rodzeństwa. Zostałam wygnana dlatego, że zabiłam Dakotę - córkę wodzą sprzymierzonej watahy. Wkurzyłam się na nią. Tego dnia jak zwykle pastwiła się nade mną i wypominała mi, że mam takiego ojca, że nic nie potrafię i jestem bezużytecznym stworzeniem. Nie wytrzymałam i rzuciłam się na nią z nożem... Nie żałowałam... Aż do teraz... Źle się czuję z myślą, że nigdy nie zobaczę już mojego przyjaciela Jakeo. Musiałam odejść bez słowa pożegnania... - z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Znów wtuliłam się w dużą waderę. Leah głośno przełknęła ślinę i zrobiła się ponura. - Każdy chciałby cofnąć czas... Ty pewnie Leah też, prawda?...
- Tak... Więc ja...

<Leah?>

Uwagi: Brak dopisku do kogo jest skierowane op. na końcu! Wystąpił błąd w formatowaniu i tekst ci się trochę rozjechał. "Nie wiedząc" piszemy osobno. "Dyszeć" a "oddychać" to praktycznie to samo (przynajmniej w tym kontekście)... Gdy mówimy o dwóch samicach, nie używamy formy męskiej! (np. zamiast poszliśmy pisz poszłyśmy). Powinnaś stawiać przecinki gdy mówimy o dwóch czynnościach w jednym zdaniu (np. Przeżuwała jedzenie, idąc.)

Od Bona "Spotkanie" cz. 1 (cd. Lind)

Sierpień 2017 r.
Obudziłam się w nocy, bo śnił mi się koszmar. Wstałam i poszłam na krótki spacer by się uspokoić choć trochę. Śniło mi się, że ludzie znajdują moją lisią mamę i ją porywają, a potem ją torturują. Miałam tak wielkie wyrzuty sumienia po tym co zrobiłam dla mojej kochanej mamy, że chciałabym tam teraz pobiec i ją przeprosić. Lecz nie wiedziałam gdzie gdzie ona jest. Gdy wróciłam starałam się zasnąć. Po pięciu minutach wiercenia się usnęłam. Spałam, i spałam, i nie mogłam się obudzić. Wreszcie wstałam.
*Po południu 
O nie, zaraz się spóźnię na polowanie. - pomyślałam. Szybko pobiegłam w miejsce spotkań i się zaczęło polowanie tym razem na zające.
Jestem atakującą, więc ukryłam się w krzakach. Leah zaczęła gonić zające, ja zaczęłam je atakować, a Dante zabił chyba dwa lub trzy. Więc polowanie udane.
- Polowanie się udało, juhu! - ucieszyłam się.
- Ty się tak nie ciesz, jeszcze dużo polowań przed tobą - powiedział Dante.
- Jak wam spłoszyłam obiad to mnie broniłeś, a teraz?
- Ja już lecę, pa - powiedział, idąc w swoją stronę.
- Pa - powiedziałam zmieszana
Ja też poszłam w swoją stronę. Miałam zamiar iść na spacer, gdy nagle usłyszałam skrzeczenie. Poszłam w stronę dźwięku. Był to hipogryf. Spojrzał na mnie i odleciał.
Moja mina mówiła pewnie wszystko i nic. Jak dobrze że nikt nie był ze mną, bo było by niezręcznie. Wróciłam do jaskini i poszłam spać.
W nocy przyśnił mi się ten sam koszmar. Chwile poleżałam i znowu zasnęłam.Obudziłam się i poszłam na spacer, lecz tym razem zamiast hipogryfa spotkałam Lind.
Trochę porozmawiałyśmy, a następnie poszłyśmy dalej. I znowu usłyszałam skrzeczenie, tylko o wiele głośniejsze i mniej piskliwe niż tamto które słyszałam wczoraj.
Gdy się odwróciłam zobaczyłam wielkiego hipogryfa.
- Zwiewamy stąd!! - krzyknęłam, biegnąc w stronę gęstego lasu.
*10 min później
- Chyba go zgubiłyśmy.
- Tak. Może wracajmy do reszty.
<Lind?>

Uwagi: Nieprawidłowy tytuł i brak daty! "Wreszcie" piszemy przez "ci". "Później" i "wróciłam" piszemy przez "ó". "Niezręcznie" piszemy razem. "Stąd" piszemy razem i przez "s". Masz poważny problem z przecinkami, a miejscami nawet z dzieleniem zdań. Nie zapisuj myśli jak normalny dialog! Liczby i cyfry w op. zapisujemy słownie. Ten dialog nie ma zbytnio sensu, mogłabyś go kilka razy przemyśleć i zedytować tak, by miało ręce i nogi. Mnóstwo literówek, w związku z czym następnym razem nie przyjmę opowiadania w takim stanie.

Od Lind "Świszczą lasy zielone... " cz. 5 (cd. Kai)

Sierpień 2020
- Co to jest? To się świeci! - wskazałam łapką jeden ze słoików. Babcia przerwała na chwilę rozcierać jakieś dziwne liście w moździerzu  i popatrzyła na półkę.
- Tam na górze? To Szałwia Wschodu - odparła, wracając do poprzedniej czynności. - Naturalny blask magicznej aury - wyjaśniła.
- Skąd ją masz? - zaciekawiłam się. - Koło naszego domu świecą tylko świetliki. 
Szuranie moździerza znów ustało.
- Nie mogę ci odpowiadać na wszystkie pytania - usłyszałam.
- Dlaczego? - opuściłam uszy, podchodząc do Babci.
- Nie przygotowałam się.
Nie rozumiałam tej odpowiedzi. Jak to ma działać? Babcia nie wie skąd to jest? Nie wie jak to ubrać w słowa? J a k to działa?
- A co robisz tutaj? - oparłam pyszczek na blacie. 
- Rozcieram miętę i rumianek. 
- Aa... - popatrzyłam kątem oka na półkę. 
Czemu Babcia dotąd trzymała to śmierdzące zielskiem pomieszczenie zamknięte przede mną? Co w tym takiego szczególnego?
- Posegregowałaś już liście?
- Tak... - odpowiedziałam od niechcenia i odeszłam od stołu, przy którym pracowała Babcia. Wróciłam przed wielki regał z mnóstwem słoików. Wydał mi się najciekawszym elementem pomieszczenia. 
Jedne naczynia były większe od drugich. Moją uwagę zwrócił tym razem najmniejszy. W środku były czerwone, bardzo cienkie listki. Naczynie owinięto etykietką, jednak było to podpisane zbyt niewyraźnym pismem. 
- Babciu... A co to, to małe? 
- Hm? - odwróciła się. - To Smocze Ziele.
- Fajnie brzmi - ucieszyłam się. 
- A jeszcze fajniej działa - zamyśliła się Babcia. - Słyszałam, że osoba, od której to mam, po spożyciu tych ziół, była w stanie wspiąć się bez niczyjej pomocy na niemalże szczyt wielkiej góry. 
- Łał....  Gdzie to można zdobyć?
***
Siedziałam właśnie z Leah i Manahane nad Wodopojem, kiedy usłyszałam już z daleka dwa głosy - dorosłego basiora i młodej wilczycy. Na chwilę wyłączyłam się z rozmowy o niczym i skupiłam na słowach odległych wilków. Postawiłam uszy, niepożądane dźwięki przestały do mnie chwilowo docierać.
- Co u Aoki? - zapytała młodsza.
- Dobrze, robi postępy - odparł basior.- Pozwoliłem jej przenocować dziś w jaskini Moone.
Słyszałam, jak się zbliżają. Ugh... I tak niezbyt wiem kim są wspomniane wilki, mruknęłam do siebie w głowie. Rozluźniłam się i spróbowałam wrócić do normalnej rozmowy. Podejrzewam, że któraś z koleżanek mogła zauważyć moje chwilowe odpłynięcie, jednak żadna nie odniosła się do tego. Może to i lepiej...
Z zarośli wynurzyły się dwa wilki. Czyli jednak zmierzali prosto nad Wodopój. Jak na komendę, wszystkie trzy zamilkłyśmy i skierowałyśmy wzrok w stronę szarego basiora z czerwonymi akcentami na czuprynie, mającego na oko więcej niż osiem lat. Dreptała za nim nieduża, chuderlawa, biała wadera o oklapniętych uszach. Wilka na sto procent widziałam już, jednak nie byłam pewna tego, w kwestii młodszej ode mnie wilczycy.
Tak czy inaczej, szary zatrzymał się i popatrzył dziwnym wzrokiem w naszą stronę. Trwało to dwie, może trzy sekundy, później jak gdyby nigdy nic zwrócił się do towarzyszki. Mówił jej coś o roślinach, wyjaśnił to i owo, na co wilczyca pokiwała głową i odeszła kawałek. Tymczasem basior podszedł do brzegu zbiornika wodnego i zaczął rozgarniać łapami kamienie.
Zauważyłam wtedy jeszcze jedną osobę, to była Yuki. Stała nad wodą i piła. Czyli jednak... Miałam dziwne przeczucie, że słyszałam z daleka trzecią osobę, jednak mogłoby się wydawać że czarna wadera nie przyszła z tamtą dwójką. Zanim zdołałam się nad tym wszystkim zastanowić, odezwała się Mana. Moja uwaga powróciła na pozostałe wilki.
- Zabrakło zapasów, co? - zapytała Hane z przekąsem. 
- Kiedyś to musiało się stać - odparł spokojnie tamten.
- Może panu pomożemy? - zapytałam, połączywszy fakty, że chodzi o zbieranie składników do eliksirów i tym podobnych.
Wyprostował się i popatrzył w moją stronę. 
- Lind, tak? 
- Tak - odparłam. Jak to jest, że on pamięta moje imię, a ja jego wcale? Nie, że będę się przyznawać...
- Nie sądzę, by to było konieczne - powiedział. - Navri musi się nauczyć rozróżniać odpowiednie rośliny. Jest to część jej szkolenia.
Zapadła chwilowa cisza. 
- Nie uczono w moich stronach wiele o ziołach, a sam pan przed chwilą przyznał, że zapasów jest mało - mruknęła Leah. - Może dołączyłybyśmy do pomocy w dalszym gromadzeniu?
Basior wyglądał przez moment, jakby się zastanawiał.
- Wszelka pomoc jest wskazana - stwierdził, przywołując uśmiech na pysk. - Lecz nie gwarantuję, że zdobycie wszystkich ziół będzie łatwe lub nawet możliwe.  Żeby nie było, że wracacie z pustymi łapami, możemy się na końcu równo podzielić - dodał.
Spodobała mi się ta perspektywa. Plus, zawsze to jakieś nowe doświadczenie.
- Co wy na to, kompania? - zapytałam Leah i Manahane. 
Fioletowa wadera zdobyła się na jako-taki uśmiech.
- Czemu nie - powiedziała srebrzysta wilczyca. 
- Wyśmienicie. 
Basior wyjaśnił nam gdzie się spotkamy i jak to będzie zorganizowane. Kiedy wszystko było już ustalone, rozeszliśmy się. Każdy w swoją stronę. 
***
W swojej jaskini, długo wymiatałam piach, używając ogona jak miotły. Wcześniej układałam papiery, zbierałam w jedno miejsce wszystkie "znajdźki" z watahy (były porozkładane dosłownie wszędzie) i przygotowałam  kolejne zapasy mięsa do upieczenia przy najbliższej okazji. 
Na ogół nie znoszę sprzątania, ale to, co było w mojej jaskini, po prostu źle świadczyło o mnie.  Skończywszy położyłam się na posłaniu i zaczęłam kolejny wieczorny powrót pamięcią do domu Babci. Ostatnimi czasy robiłam to coraz częściej. 
Babcia też zbierała zioła, robiła z nich różne leki i tym podobne, jednak nigdy nie nauczyła mnie tego wszystkiego. Nawet pomimo faktu, że sama ją o to prosiłam, miałyśmy zacząć od lata bodajże. Plany zmieniły mi się drastycznie, kiedy zainteresowałam się Kanionem Magmy i dyrdymałami związanymi z tym. Podporządkowałam wszystko wykuwaniu map, zasad zachowania w różnych sytuacjach i doskonalenia moich umiejętności pod ten kierunek. Rety... ja poświęciłam w s z y s t k o, co mogłam mieć zamiast tego. Skierowałam wzrok na pierwszy rysunek ze sterty. Przedstawiał Tinga, była to scena odzwierciedlająca fragment naszej walki. 
Przegrałam ją, dużo straciłam, ale miał mi zostać chociaż ten głupi słoik.
MIAŁ.
W ten oto sposób, tego wieczoru wróciła mi złość na tamten błąd. Chociaż... Ile czasu już minęło? Cztery miesiące? Westchnęłam i położyłam głowę na łapach. Spróbowałam zasnąć.
Najszybszy z nich wszystkich, nie może widzieć ciosu, jeśli chcesz mu go zadać. 
*** 
Zdołałam się nie spóźnić na umówione wczoraj spotkanie. Na miejscu czekał już Kai, a z nim także Yuki, Navri i Leah. Kiedy dołączyła do nas także Manahane, wyruszyliśmy w stronę Zielonego Lasu. Po drodze przewodniczący dzisiejszej wyprawy wymieniał różne nazwy roślin. Było widać, że Navri była bardzo skupiona na zapamiętaniu jak największej ilości nazw. Ja w sumie nie przykuwałam do tego aż takiej uwagi. I tak nie wiem jak wyglądają, po co mi nazwy?
Chociaż większość określeń wypadała mi drugim uchem, jedno zwróciła moją uwagę. Wydawało mi się, że już to słyszałam...
- Chciałabym zobaczyć ten cały Dzwoneczek Słońca - mruknęłam. 
- Czemu by nie spróbować go odnaleźć? - zaśmiał się Kai.
- Więc gdzie może być? - kontynuowałam temat.
- Gdzieś bardziej w środku lasu. Na razie rozejrzyjmy się za tymi, które są w pobliżu.
- Takimi jak ten? - wtrąciła niepewnie Navri. 
Zatrzymaliśmy się. Najmłodsza uczestniczka wyprawy wskazywała kwiat o pomarańczowych płatkach i małych listkach.
- Tak! Przegapilibyśmy go. Świetnie, Navri - basior pochwalił drobną waderę. 
- Jak się nazywa ten okaz? - zapytała Hane.
- Aurantiaco spica, właściwe spolszczenie nie jest w użyciu - wyjaśnił Kai.
- Czerwony... Cierń? - próbowałam użyć mojej dość ograniczonej znajomości łaciny.
- No... niezupełnie - odparł, ostrożnie wykopując roślinę. 
Leah wyglądała jakby też próbowała w głowie przetłumaczyć nazwę. Tymczasem Yuki stała z boku, jakby tylko czekała niecierpliwie, aż pójdziemy dalej. Tymczasem ja spróbowałam przypomnieć sobie skąd kojarzę nazwę tamtego wspomnianego wcześniej Dzwoneczka. Coś... Jakiś dziwny epizod.
Nie da mi to spokoju.
Chodźmy dalej...
<Kai?>

Uwagi: Rozwijaj skróty (np., itp., itd., WMW).