Piąte op. na wrześniowy Tematyczny Weekend!
Chowałam się w krzakach i patrzyłam na wszystkich ludzi... To znaczy wszystkie wilki... Znaczy ludzi, znaczy wilki jako ludzi! Znaczy.... A nie ważne... Chodzili po plaży i przygotowywali jakieś... Nie do końca wiem co to jest. Mój wilczy mózg zaczął już się przegrzewać od tych wszystkich nowych rzeczy. Widziałam część z nich już wcześniej ale... Jakim słowem je nazwać? Zdaje się, że ludzie to nazywali...
- Podobają ci się dekoracje? - Usłyszałam głos za mną. Tak się przestraszyłam, że wskoczyłam w krzaki i schowałam się głęboko między nimi. Ugh... Jak ja nienawidzę siebie... Wiele bym dała, żeby nie być już tylko strachliwym szczeniakiem. Łzy napłynęły mi do oczu. Miałam ochotę teraz zostać w tych krzakach i spokojnie się wypłakać, jak zwykle bez powodu. Jednak nie zdążyłam jeszcze do końca zebrać myśli, a znowu usłyszałam głos.
- Jesteś tam? - spytała dziewczyna pochylając się, żeby mogła zobaczyć czy nadal siedzę w tych krzakach. Z niechęcią wyszłam i stanęłam przed nią z podkulonym ogonem. Przede mną stała dziewczyna ubrana w czarną sukienkę z czarnymi włosami.
Nie wiem dlaczego, ale zaczęłam bać się jeszcze bardziej. Potajemnie kopnęłam się we własną łapę.
"Shayle... Weź się ogarnij!"
- Kim jesteś? - zapytała. Nie znosiłam tego pytania. Może i było to najzwyklejsze w świecie przedstawienie się ale nie lubiłam na nie odpowiadać. No bo w końcu, dlaczego mam zdradzać swoje imię komuś kogo nie znam? Ale patrząc na nią przez dłuższą chwilę, i pozostając nadal w jednym kawałku postanowiłam jednak się przedstawić.
- Jestem Shayle. A ty jesteś...?
- Li Vane. Nie widziałam Cię wcześniej...
No, czyli wracamy do kolejnej serii pytań których nie znoszę. Grr....
- Jestem tu nowa... Co oni robią?- zapytałam odwracając głowę do tych wszystkich ludzi i... Dekoracji.
- Emm... Nasza emerytowana Alfa urządza imprezę, nie do końca wiemy z jakiego powodu... Może chcesz pomóc?
To pytanie dało mi do myślenia. Pomóc? Ja? Jako wilk i tak jestem wystarczająco bezużyteczna, a nawet jeśli potrafię zmieniać się w człowieka, to nie wiem jak to zrobić.
- No jasne - zmusiłam się na sztuczny uśmiech.
- Świetnie! Idź na scenę i pomóż rozwieszać dekoracje - powiedziała, odchodząc. Westchnęłam i mój uśmiech momentalnie znikł. Może i jestem nieśmiała, ale nawet jak kogoś znam, nie lubię towarzystwa... Dotrzymując jednak obietnicy, spokojnym truchtem zaczęłam iść w stronę sceny.
Patrzyłam na pudło pełne dekoracji każdego rodzaju. Od czego by tu zacząć? Wszystkiego tu pełno... Lampki, jakieś papierki, konfetti, wstążki, kartki, kredki, ołówki, serpentyny...
"Zaraz... Kredki i ołówki?!" Wreszcie jedyna dobra rzecz jaka mnie dziś spotkała. Uwielbiałam rysować. Wzięłam dość sporą kartkę, położyłam na środku sceny i wzięłam wszystkie potrzebne rzeczy. Biorąc ołówek w pysk chciałam zacząć rysować ale ołówek zatrzymał się centymetr od kartki... Co ja mam narysować? Zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu czegoś ciekawego. W sumie to zwyczajne rzeczy. Piasek, drzewa, woda... Ale mój wzrok zatrzymał się na zachodzie słońca. Nigdy nie widziałam piękniejszego. Słońce odbijało się od tafli wody, powoli znikając za horyzontem... W tej chwili mnie olśniło. Zaczęłam robić szkic i po chwili przeszłam do kolorowania. Minęła chwila czasu i zdałam sobie sprawę, że właśnie zasnęłam.
*****
Słyszałam nad sobą jakieś szepty. Na początku zbytnio mnie to nie obchodziło, ale gdy usłyszałam swoje imię, podniosłam głowę i zobaczyłam, że nade mną stoi kilku ludzi i patrzą na mnie... Nie potrafię określić tego jak... Ze zdziwieniem? Z niedowierzaniem? Jednak zdałam sobie sprawę, że patrzą to na mnie, to na coś co najwidoczniej znajdowało się przede mną. Odwróciłam wzrok i zobaczyłam swój rysunek. No w sumie nic specjalnego... Zachód słońca, woda i odbijające się w niej promienie a w słońcu, wystający kawałek ponad jego krawędź mikrofon.
"Co oni w tym widzą? Tylko kolejny mój bazgroł..."
Po chwili jednak zdałam sobie sprawę, że to jeden z moich lepszych rysunków. Cudem co prawda to to nie jest, ale jak na szczeniaka to było dzieło sztuki... W końcu ktoś z ludzi się odezwał.
- Shayle, ty to narysowałaś?
"Nie, magiczny elf z lasu przyszedł i narysował za mnie, po czym umazał mnie kredkami żeby myśleli, że to ja..." Zażartowałam w myślach.
- Tak... I skąd znasz moje imię? - odpowiedziałam nieco zmęczona.
- Li Vane mi powiedziała. Jestem Kiiyuko. Masz prawdziwy talent - powiedziała z uśmiechem. W sumie wydawała się być miła. Dałam sobie spokój z komentowaniem tej sytuacji, choć i tak moje myśli ponownie zostały przerwane.
- Zgodzisz się, żebyśmy powiesili twój rysunek nad sceną?
Czy się zgodzę? Będę zaszczycona mój Panie... Mianuj mnie jeszcze na rycerza... Ugh... Znowu zaczęłam żartować z byle czego. Dlaczego ja to robię? Czy we wszystkim muszę dostrzegać śmieszną sytuację której tam nie ma? Nie mam pojęcia. Ale za to, wiem, że ktoś docenia mój talent. Chociaż... Czy można to nazwać talentem? Raczej śmiesznym przypadkiem który pozwolił szczeniakowi narysować coś podobnego. Ale właściwie, niedługo kończę 2 lata. Wtedy już zaczną traktować mnie poważniej niż robią to teraz. Nie pragnę chwały ani tym bardziej władzy, w sumie jestem tu po to żeby znaleźć przyjaciół. Tylko jakoś nie korzystam zbytnio z tej okazji...
- Jasne. Możecie go powiesić gdzie chcecie, jest wasz - uśmiechnęłam się. W końcu zdobyłam się na szczery uśmiech. Jednak nagle usłyszałam jakiś głośny trzask. Przestraszyłam się i schowałam się za scenę. Grr... Nienawidzę tego... Dlaczego ja się tego boję? Czas w końcu się zmienić...
"Shayle, ty durna wadero... Komuś po prostu coś spadło... Ogarnij się"
<Kiiyuko?>
Uwagi: Nie jesteśmy w krajach anglojęzycznych! "Alfa" piszemy w spolszczonej wersji. Poćwicz nad przecinkami. :)
Uwagi: Nie jesteśmy w krajach anglojęzycznych! "Alfa" piszemy w spolszczonej wersji. Poćwicz nad przecinkami. :)