listopad 2019r
Weszłam do sporej jaskini, którą zajmowałam wraz z innymi szczeniakami. W środku była jedynie Moone, która zmierzyła mnie ponurym spojrzeniem. „Czego tu chcesz?” - zdawała się mówić. W odpowiedzi przewróciłam oczami i rozejrzałam się w poszukiwaniu Sohary.
Jasna samica leżała w kącie i chyba drzemała. Kiedy do niej podeszłam, otworzyła oczy i rozejrzała się nagle zaniepokojona. Gdy zauważyła, że to tylko ja, cicho odetchnęła.
- Cześć, Soharo – powiedziałam, uśmiechając się.
- Hej, Tori. Gdzie byłaś?
Nie odpowiedziałam od razu. Zamiast tego położyłam się obok niej i wtuliłam w jej jasną sierść. Zapach, który wokół niej się roztaczał, kojarzył mi się z polnymi kwiatami i otwartą przestrzenią. Wilczyca spięła się na chwile zaskoczona, by następnie opatulić mnie delikatnie łapą. Lubiłam Soharę, ale to jednak nie było to, o czym marzyłam.
Zaczęłam cicho opowiadać, żeby Moone nic nie usłyszała. Nie chciałam, żeby ona i Aokigahara miały kolejny pretekst do dokuczania mi. Odkąd ruda samica wylądowała w Wilczym Szpitalu, sytuacja była dość napięta. Moone niemal codziennie ją odwiedzała i po spojrzeniach, które mi posyłała, wiedziałam, że mnie obgadują. Ach, no i Aoki, gdy ją odwiedzałam, była jeszcze bardziej wredna niż wcześniej.
Zdałam sobie sprawę, że myśląc o moich byłych koleżankach, zamilkłam. Czym prędzej wróciłam do opowieści, w której wyjaśniałam opiekunce ostatnią sytuację z Yuko i jak ta zaproponowała, żeby przejęła nade mną opiekę. Sohara była dobrą słuchaczką – nie przerywała mi, a jedynie uśmiechnęła się od czasu do czasu, żeby dodać mi odwagi.
Kiedy skończyłam, miałam łzy w oczach.
- Soharo... Ja naprawdę cię lubię. Miło jest mieszkać z Shenem i w ogóle, ale...
Nie dałam rady dokończyć. Łzy spłynęły, gardło się zacisnęło.
- Wiem, mała... W razie, gdybyś zmieniła zdanie, przyjmiemy cię z powrotem. Nie martw się – wilczyca przytuliła mnie – No i masz nas odwiedzać, dobrze?
- Dobrze – chlipnęłam, wtulając się w ciepłą sierść samicy. Już wiedziałam, że będzie mi jej brakować...
W pysku trzymałam swój różowy kamień, który znalazłam podczas mojej pierwszej kąpieli nad Wodospadem. Z uśmiechem przypomniałam sobie, jak błyszczał się na słońcu, gdy go wydobyłam. Owszem, teraz również połyskiwał, jednak w niczym to się miało do tego, gdy był mokry...
Miałam za sobą pożegnanie z Soharą. Nie obyło się bez łez z mojej strony i bez jej pokrzepiających uśmiechów. Chciałam powiadomić jeszcze Shena o mojej wyprowadzce, ale ten gdzieś się zawieruszył, a nasza – teraz jego i innych szczeniaków... - opiekunka odchodziła z tego powodu ze zmysłów. W razie, gdybym go spotkała, miałabym mu przekazać, że ma się szybko udać do wspólnej jaskini.
Westchnęłam cicho i weszłam do jaskini, którą od dzisiaj miałam dzielić z Yuko.
- Co tak długo? - usłyszałam jej zrzędliwy głos, gdy tylko postawiłam łapę w grocie.
Spojrzałam na nią wymownie i zrobiłam zeza, żeby zwrócić uwagę na kamień, który trzymałam w pysku. Wilczyca wskazała łapą na jakiś kąt, do którego się czym prędzej udałam. Odłożyłam tam mój kamień i odwróciłam w stronę mojej nowej opiekunki...
- Musiałam pożegnać się z Soharą – wyjaśniłam krótko. Nachmurzone – zresztą jak zwykle – spojrzenie samicy złagodniało. Między nami zaległa cisza, którą postanowiłam przerwać - Yuko?
- Znowu się zaczyna... - westchnęła wyraźnie niezadowolona wadera. Jednak kiedy odezwała się ponownie, jej głos nie brzmiał tak nieprzyjemnie jak zwykle – Czego chcesz?
- Możesz jeszcze mnie czegoś nauczyć? - poprosiłam cicho.
Yuki w odpowiedzi zmrużyła oczy i wydała z siebie jakiś dziwny, nieartykułowany odgłos, który skojarzył mi się odrobinę z burczeniem w brzuchu.
- Liczenia, dokładniej – powiedziałam szybko, zanim wilczyca zruga mnie za zbyt małą precyzję.
Przyjrzałam się mojej opiekunce. Czarna wyprostowała się i zmierzyła mnie spojrzeniem od łap po czubek uszu. Jej jaskrawozielone oczy błysnęły w sposób, który nie wiedziałam do końca jak zinterpretować. Cała ta wilczyca to była jedna wielka i trochę niebezpieczna zagadka.
W końcu skinęła delikatnie głową i wskazała mi łapą, żebym podeszła bliżej. Zrobiłam to najszybciej, jak umiałam.
- Dwa plus dwa.
- Co? - zamrugałam oczami całkiem zdezorientowana – Plus...?
- Coś na wzór „i”.
- Nie można tego w ten sposób mówić? - mruknęłam.
Yuko westchnęła przeciągle i przewróciła oczami.
- Nie. Łatwiej będzie, gdy od razu nauczysz się takich nazw. Można mówić jeszcze „dodać”. To, co teraz będziemy przerabiać, nazywa się „dodawaniem” - wilczyca zamilkła na chwilę – Pytałam cię o coś.
- Och, faktycznie. To będzie cztery, prawda? Wspominałaś o tym, gdy przerabiałyśmy tę liczbę.
Yuko skinęła z aprobatą głową. Widząc, to czułam, jak wypełnia mnie duma. Udało mi się!
- Skoro tyle pamiętasz, przejdźmy do czegoś trudniejszego... Dwanaście dodać dziewięć.
Uśmiech, który wcześniej wkradł się na mój pysk, zamarł. Czemu była tak okrutna i zadawała od razu tak trudne pytania?
Bo to Yuki – mruknęła jakaś część mojej osobowości.
Główkowałam naprawdę długo i widziałam, jak Yuki zaczyna się niecierpliwić. W końcu postanowiłam powiedzieć cokolwiek.
- Dziewiętnaście?
Czarna samica spojrzała na mnie w taki sposób, że skuliłam się całkiem wystraszona i pisnęłam. Yuko słysząc to, roześmiała się, a w jej głosie pobrzmiewało rozbawienie i irytacja. Nawet nie chciałam wiedzieć, co ją tak rozbawiło...
- Zastanów się jeszcze raz – poradziła, kiedy się uspokoiła.
Wyprostowałam się i zerknęłam na wszystkie swoje pazury.
- Czternaście... Piętnaście... Szesnaście... - liczyłam cicho, przenosząc wzrok z jednej łapy na drugą, gdy brakowało mi na jednej pazurków. Po jakimś czasie podniosłam wzrok i wyszczerzyłam zęby w uśmiechu – Dwadzieścia jeden.
- Jesteś pewna? - spytała chłodnym tonem wilczyca.
Otworzyłam oczy ze zdziwienia. Liczyłam przecież bardzo dokładnie... Postanowiłam jednak policzyć to jeszcze raz, a gdy ponownie wyszedł mi ten sam wynik, zmarszczyłam brwi.
- Tak – zaryzykowałam i serce omal nie zamarło mi w piersi, gdy Yuki zmierzyła mnie kolejnych chłodnym spojrzeniem, a następnie uśmiechnęła. Tego się nie spodziewałam.
- Dwadzieścia trzy dodać siedemnaście.
Ponownie zerknęłam na swoje pazury, jednak szło mi o wiele szybciej, niż poprzednim razem.
- Czterdzieści – powiedziałam, gdy po raz drugi przejrzałam wszystkie pazurki.
Yuki skinęła głową z aprobatą i zaczęła mnie przepytywać. Każde kolejne działanie, było coraz trudniejsze. Co jakiś czas dawała mi podobne liczby do dodania. Zanim zrobiło się późno, umiałam już dodawać w pamięci bez konieczności zerkania na pazurki. Było to bardzo przydatne przy takich sześćdziesięciu, na przykład.
- Teraz zajmiemy się odejmowaniem. Jest to przeciwieństwo dodawania. Znak, który się pisze między działaniami to minus – niespodziewanie Yuki zaczęła tłumaczyć. Byłam przygotowana na kolejną dawkę dodawania, więc gdy ta nie podała mi kolejnego działania, otworzyłam pysk ze zdziwienia – Teraz jesteśmy tutaj dwie, ale gdyby jedna z nas wyszła, w jaskini zostałaby jedna osoba.
Zamknęłam pysk i zaczęłam przetwarzać, co powiedziała moje opiekunka. Musiałam przyznać, że nie było to takie głupie.
- W takim razie, gdybym obcięła ci trzy łapy, ile łap by ci zostało?
Wyobraziłam sobie Yuki, która rzuca się na mnie i odgryza mi trzy kończyny. Wzdrygnęłam się. To byłoby coś okrutnego i bardzo, bardzo bolesnego. Postanowiłam więc wyobrazić sobie, że moje trzy łapy znikają. To również nie było zbyt przyjemne, ale w każdym razie lepsze od pierwszej wizji.
- Jedna.
Uczyłyśmy się tak do późnego wieczora. Na koniec łeb bolał mnie tak mocno, jakby coś się tam przegrzało. Gdy powiedziałam to Yuko, ta stwierdziła, że to przez to, że zbyt rzadko używam swojego mózgu. Trochę mnie to przeraziło, ale gdy dostrzegłam błysk w oczach opiekunki, odetchnęłam z ulgą. Znowu próbowała mnie nabrać.
- Na jutro nazbieraj patyków. Będą nam potrzebne – powiedziała Yuki, niedługo po tym, jak zarządziła koniec na dziś i rozkazała mi iść spać.
W odpowiedzi kiwnęłam łbem.
- Jasne – mruknęłam, ziewając. Byłam wykończona – Dobranoc i dziękuję, że mnie przygarnęłaś. I za lekcje.
Odeszłam do swojego kąta i zwinęłam się w nim w kłębek.
- Nie ma za co – usłyszałam, zanim zasnęłam. Ton czarnej samicy był łagodny i kojący.
C.D.N.
Uwagi: Brak.