Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Od Hitama "Śmiertelnie ważne obowiązki" cz. 3 (cd. Suzanna)

Kwiecień 2019 r.
- Fermitate umarł! Sprawował władzę w Watasze Magicznych Wilków przez okres około trzech lat. Niestety wilki z Watahy Czarnego Kruka w dużej mierze szybko przemijają. Ich życie jest znacznie krótsze od naszego... Pogrzeb odbędzie się jutro wieczorem. Prosiłabym o obecność. Ponadto wtedy zdecydujemy, kto ma zostać nowym samcem Alfa. Obawiam się, że nie zdołam pełnić tej funkcji całkowicie sama.
Po tych słowach już nie słuchałem, rozumiejąc, że jest to sprawa organizacyjna tycząca się wyłącznie Watahy Magicznych Wilków. Zerknąłem ku Ireng, która z paskudnym uśmiechem patrzyła na Suzannę.
- Na kogo zagłosujesz? - zapytałem szeptem.
- Na Nevila.
Wyrwało mi się coś w rodzaju prychnięcia.
- Zwariowałaś?
- Niech się pomęczy z tym idiotą. Ta śmieszna watażka rozsypie się w proch i to my przejmiemy te tereny. Poza tym chyba jest we mnie zakochany, bo słucha każdego mojego polecenia.
Zacisnąłem usta w wąską kreskę. Nie warto było się z nią kłócić, choć przyznam, że po raz pierwszy odczułem niechęć do jej decyzji tak silną, że zadecydowałbym kompletnie inaczej. Jaki był sens w niszczeniu stada, które nam pomagało?
- Zagłosujesz na niego, prawda, braciszku? - zapytała słodkim głosem.
- Tak, oczywiście.
Skłamałem. Po raz pierwszy chciałem zrobić coś naprawdę sam.
***
- Kolejne nudne zebranie uważam za otwarte - oświadczył podstarzały wilk o wyjątkowo kościstej budowie ciała. Tyle czasu już był w watasze, a ja wciąż nie miałem pojęcia, jak ma na imię. Zeszedł z wzniesienia. Jego miejsce zastąpił potężny samiec, którego imię każdy znał. Fort. Moje oczy pociemniały. Niezbyt go lubiłem, choć nie miałem pojęcia dlaczego. Złe przeczucia? Być może.
- Musimy odbyć głosowanie, kto ma teraz zostać nowym przedstawicielem Watahy Czarnego Kruka.
- Nevil, pamiętaj, Nevil - szeptała Ireng. Jak zwykle siedziała obok mnie. Miałem ochotę ją z całej siły popchnąć. Zamiast tego uniosłem nieznacznie podbródek. Odparcie tej pokusy było trudne. Nawet jeśli wiedziałem, że przegram potyczkę, bo siostra była ode mnie silniejsza.
- Hitamie, proszę, pomóż mi rozdać kawałki kory z ankietą - oznajmił basior, wyławiając wzrokiem moją postać z tłumu. Często prosił mnie o pomoc. Przynieś, zanieś, pozamiataj... - Chcemy zapobiec głosowania na danego wilka z lękiem przed tym, że ktoś krzywo popatrzy. Odpowiedzi mają być przede wszystkim szczere i przemyślane! Zatem postawienie krzyżyka oznacza głosowanie na mnie, kółka na Bezumstvo...
Wymieniał dalej, a ja przenosiłem w pysku kawałki kory. Przyznam, że wyłowiłem tylko i wyłącznie interesujące mnie imię, a mianowicie Premure. Nie wątpiłem w to, że będzie wspaniałym dowódcą. 
Ireng w końcu wstała i mi zaczęła pomagać, żeby sprawniej poszło. Z tym, że ja mruczałem uprzejme "proszę", czego nauczyłem się w Watasze Magicznych Wilków, a ona niekiedy tylko prychała. Czy ona się czegokolwiek tam uczy? Czy czegokolwiek uczy się w ogóle? Cokolwiek osiągnie w życiu? Tego nie wiedziałem. Z dnia na dzień coraz bardziej przypominała mi margines społeczny i zaczynałem się zastanawiać, jakim cudem wytrzymałem u jej boku tyle czasu. Może po prostu teraz zmądrzałem i dostrzegłem pewne rzeczy?
Niedługo potem skończyłem robotę i z własnym kawałkiem usiadłem na miejscu, obracając się tak, by Ireng nic nie widziała. Naskrobałem dwie pionowe kreski, oznaczające Premure, po czym szybko zabrałem się za zbieranie kawałków. Moja siostra bliźniaczka zmarszczyła brwi, widząc mój pośpiech, ale na szczęście nic nie powiedziała. Tym razem pomagał mi Eitrao.
- Hitam, pomożesz nam liczyć - powiedział swoim niskim głosem Fort, kiedy wkładałem przedmioty do podstawionych mi toreb. Mówił to tak, jakby było to tajemnicą.
- Przecież nie umiem...
- Będziesz tylko wszystko segregować jak należy. Ufamy tobie jak nikomu innemu.
Skinąłem głową nadal zdumiony. Miałem pomagać radzie starszych w decyzji odnośnie spraw watahy. Nie spodziewałem się, bym kiedykolwiek doznał tego zaszczytu.
Odczekaliśmy aż wszyscy się rozejdą, włącznie z Ireng, która posłała mi na odchodnym niedowierzające spojrzenie, a następnie podążyliśmy ku ruinom dawnej twierdzy Asai. Wciąż niezmiernie się cieszyłem, że uwolniliśmy się spod jej rządów, nawet jeśli byłem zbyt młody, by cokolwiek z wtedy pamiętać.
Zagłębiliśmy się w mroki korytarzy, które oświetlił prędko kulą ognia jeden ze staruszków. Światło lekko się chwiało, ale prawdopodobnie wynikało to z braku siły samca. Chciałem mu pomóc, ale nie wiedziałem nawet jak. Przemilczałem więc tę sprawę, skupiając się na obserwowaniu poważnych pysków starszych. Niesamowite. Tydzień wymykania się Ireng i już wylądowałem tutaj. To była zdecydowanie dobra decyzja.
Zatrzymaliśmy się dopiero w obszernej sali cuchnącej pleśnią. W uchwyty w ścianach były wsadzone pochodnie, które wraz z naszym pojawieniem się zapłonęły niebieskim ogniem. Fort. To na pewno sprawka Forta - pomyślałem, skręcając za nim. W końcu nie stronił od ciskania błękitnymi płomieniami gdy się tylko zdenerwował. W sumie był kimś w rodzaju mojego przewodnika, więc szedłem krok w krok za nim. Zatrzymałem się dopiero, kiedy on się zatrzymał i odczekałem, aż wilki noszące w torbach na grzbiecie kawałki kory z wynikami ankiety je wypakują. Zaraz potem zabrałem się do pracy.
Skończyłem dopiero po czasie dostatecznie długim, by moje oczy były odrobinę zmęczone i zaczęły się kleić. Reszta wilków obecnych w sali o czymś żywo dyskutowała. Zerknąłem raz jeszcze na wszystkie stosy. Na Nevila głosowały zaledwie dwie osoby, pewnie moja siostra i on sam. Żenujące. Premure miał imponującą ilość, lecz bez umiejętności liczenia potrafiłem stwierdzić, że bezkonkurencyjnie wygrał wilk, którego znaku niestety nie znałem. Nie wsłuchiwałem się w końcu w gadanie Forta. Zacząłem tego żałować. Inaczej wiedziałbym już wcześniej, kto zwycięży. Oto kolejna cenna wskazówka na przyszłość - ZAWSZE słuchaj tego, co ktoś ma do powiedzenia, bo może ci umknąć cenna informacja.
Odwróciłem się ku starszym siedzącym w okręgu. Akurat zrobiło się cicho, więc pozwoliłem sobie na odchrząknięcie i oznajmienie:
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale już skończyłem.
Część z nich uśmiechnęła się z politowaniem i utkwiło wyczekujące spojrzenia w moich wieżyczkach. Odsunąłem się, gdy zbliżył się ów basior, który rozpoczął wcześniej zebranie. Mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem, obszedł całą kolekcję, po czym uśmiechnął się szeroko. Spojrzał na mnie w zamyśleniu, po czym poczłapał ku pozostałym. Patrzyłem na niego pytająco. Dlaczego nic nie mówił? Wymienił z resztą porozumiewawcze spojrzenia. Jedni wciąż mieli nieobliczalny wyraz pysku, inni westchnęli z ulgą. A ja nadal nic nie wiedziałem.
Następnie wyszliśmy z twierdzy. Tym razem to Fort użyczył światła. Rzeczywiście to on musiał zapalić tamte pochodnie - pomyślałem pospiesznie. Cały czas głowiłem się nad wynikiem głosowania. Spojrzenie tamtego staruszka nic nie znaczyło, w końcu lubił patrzeć w dość nonszalancki sposób na inne wilki - analizowałem - nic jednocześnie nie miał na myśli. Przyszło mu do coś głowy, to się uśmiechnął. Całkowicie zwyczajna rzecz. A pozostali? Prawdopodobnie już wcześniej rozważali, kto może wygrać. Ich zdanie musiało się potwierdzić. Skoro zwycięzcą nie był Premure, to kto? Czy był ktoś, na kogo starszyzna patrzyła pobłażliwie? Kto angażował się dostatecznie mocno, by być godnym miana przywódcy? Nie chodziło na pewno o Forta, w końcu nikt nie patrzył na niego...
Starzec o płomiennym futrze kazał nam się zatrzymać na szczycie jednego z ocalałych murów twierdzy.
- Wilki! Wilki drogie! - krzyknął. Podszedłem bliżej skraju muru. Ze zdumieniem zauważyłem, że niemal wszystkie wilki musiały czekać na dole na werdykt. Te, których tam nie było, pospiesznie przybyły na miejsce. - Głosy już policzone, mamy nowego władcę!
W dole przeszedł szum wyrażający zaciekawienie nowiną. Fort podszedł również bliżej krawędzi. Miał znacznie donośniejszy głos od drżącego staruszka, więc ten z wdzięcznością ustąpił mu miejsca.
- Z całą pewnością każdy z was go zna i docenia jego młodzieńczy potencjał! Wraz z całą radą starszych uznaliśmy go jako słuszny wybór i godną przyszłość Watahy Czarnego Kruka - Zrobił dramatyczną pauzę, podchodząc jeszcze bliżej - Pokłońcie się przed nową Alfą Watahy Magicznego Kruka: Hitamem!
Wszyscy z jakiegoś powodu pokornie wykonali polecenie Forta. Na jedną, okropną minutę zapanowała cisza. W moim mniemaniu to wszystko zabrzmiało jak wyjątkowo paskudne nieporozumienie.

<Suzanna?>

Od Bony "Nowy Dom"

Sierpień 2020 r.
- Spadaj wilczku, jesteś za wielka do naszych zabaw. - powiedział Marko.
- Ale dlaczego? - zapytałam ze łzami w oczach. Nie rozumiałam dlaczego inne lisy nie chciały się ze mną bawić. Mówiły, że to przez to, bo jestem taka duża, ale ja im nie wierzyłam. Na pewno musi chodzić o coś więcej. Tylko co? Wróciłam do nory z płaczem. Moja lisia mama spytała co się stało, a ja opowiedziałam jej wszystko. Chciałam iść spać, ale po mojej głowie krążyła myśl o ucieczce. Po paru godzinach myślenia zdecydowałam o tym że opuszczę stado lisów i poszukam innego. Rano byłam już gotowa by odłączyć się od lisów. Wszyscy spali, więc miałam szansę. Zrobiłam to co miałam w planach i uciekłam.
*Pół roku później*
Niedawno skończyłam dwa i pół roku, więc jestem dorosła. Wyśmienicie. W końcu czuje się odpowiedzialna i nie mam aż takich wyrzutów sumienia po pozostawieniu przyszywanej matki. Za braćmi nie tęsknię.
Szłam sobie spokojnie przez las, gdy nagle zauważyłam łąkę na której stały łanie z młodymi. Zaczęłam biec w ich stronę, aby upolować choć jedną. Gdy tak biegłam, nagle się z kimś zderzyłam. Upadłam. Noga bolała mnie niemiłosiernie. Gdy na nią spojrzałam nic szczególnego nie zauważyłam. Podniosłam głowę. Zauważyłam stojące nade mną dwie wadery. Jedna o szaro-niebieskim, druga szaro-czarnym futrze. Spojrzałam na nie pytająco, a one one zrobiły zdziwione miny.
- Wszystko dobrze? - spytała szaro-niebieska wadera.
- Chyba tak - powiedziałam, wstając.
- Jak się nazywasz?
- Bona... Bona Caeli.
- Ja jestem Leah, a to jest Yuki - uśmiechnęła się
- UWAŻAJ JAK BIEGASZ TY SU*O!!! PRZEZ CIEBIE UCIEKŁY NAM ŁANIE!!! - wrzasnęła Yuki.
- P-rzepraszam. J-ja nie ch-chciałam - przestraszyłam się, a do moich oczu napłynęły łzy.
Nagle przybiegły dwa basiory. Jeden beżowy, a drugi niebieski.
- Co się stało!? - zapytał beżowy basior.
- TA OTO TUTAJ GÓW**ARA WŁAŚNIE POZBAWIŁA NAS OBIADU. - prychnęła Yuki, odbiegając na kilka metrów.
- Daj spokój Yuko, każdemu się zdarza. - powiedział, patrząc na mnie z uśmiechem niebieski basior.
- Tak w ogóle jak się nazywasz? Bo ja jestem Shiryu, a to jest Dante.
- Bona Caeli.
- Może zaprowadzimy cię do Alfy? - zapytała Leah
- No proszę jeszcze jej pomagacie?! - wściekła się Yuki.
Ja tylko pokiwałam łbem na znak, że się zgadzam.
No i poszliśmy.
Alfa nazywa się Suzanna. Ma miedziano-brązowe futro, które jest bardzo gęste. Przez brzuch do brody ciągnie się beżowy pasek.
Czoło przysłania jaj falowana grzywka. Czuć było od niej autorytet, choć nie była zbyt wysoka.
- Jak się nazywasz?- spytała Alfa
- Bona Caeli. Czy mogę dołączyć? - spytałam niepewnie
***
Zostałam przyjęta. Jestem atakującą. Teraz chodzę po lesie i zwiedzam. Nagle słyszę kroki. To chyba jakaś wadera.
- Hej, co tu robisz? - zapytała jasna wadera z kolorową grzywką.
- Zwiedzam teren.
- Jak się nazywasz? Bo ja jestem Lind. - uśmiechnęła się.
- Bona Caeli. - powiedziałam odwzajemniając uśmiech.
- Może cię oprowadzę?
- Ok.
Gdy mnie oprowadziła poszłam do jaskini. I tak to się zaczęło.

Uwagi: Nie "wilczaku", tylko "wilczku". "Się" piszemy przez "ę". "Szczególnego" piszemy przez "ó". "Uśmiechnęła" piszemy przez "ę". "Prychnęła" piszemy przez "ch". Generalnie bardzo często zapominasz o "ę". Sporo literówek (a przynajmniej mam nadzieję, że to literówki). Yuko z odległości 100 m nie słyszałaby tak dobrze rozmów.

Od Aokigahary „Bunty” cz. 3 (c.d Kai)

Styczeń 2020 r.
 Po tym jak Kai odbił piłeczkę, upadł na ziemię. Przerażona, podbiegłam do staruszka i szturchnęłam nauczyciela nosem. Co jeśli dostał zawał czy złamał sobie biodro?
- Nic Panu nie jest? – Zapytałam.
- Nic się nie stało… - Odpowiedział po chwili. Ulżyło mi, chociaż nie tak bardzo. Mielibyśmy wtedy wolne zajęcia Eliksirów.
- Na pewno nic się nie stało? – Szturchnęłam Nauczyciela jeszcze raz nosem.
– Zaraz wstanę, tylko muszę chwilę odsapnąć. – Powiedział staruszek. Zaskomlałam i szturchnęłam wilka jeszcze raz.
- Nie popędzaj mnie, zaraz wstanę…
- Dobrze… - Odsunęłam się od basiora i w pysk zabrałam kauczuk. Zaczęłam go podgryzać, ale tak by nie przekuć go kiełkami. Po długiej chwili znudziło mi się już czekanie. Chwyciłam w pysk piłeczkę i zmierzałam do wyjścia.
- Aokigaharo, mogłabyś oddać piłkę? – Zapytał wstając z ziemi. – Należała kiedyś do moich szczeniaków, a to jedyna pamiątka po nich… - Powiedział trochę ciszej. Puściłam kauczuk i szturchnęłam go, a on pokulał się w głąb jaskini.
- A Pana szczeniaki są już dorosłe?
- Tak, ale widziałem je tylko raz po długim czasie, ale nie zobaczę ich już ponownie… - Posmutniał.
- Niech Pan się nie smuci, mnie z kolei porzuciła Mama, a każdy z watahy jest w jakimś stopniu osamotniony… - Powiedziałam, próbując sobie przypomnieć jak wyglądała moja mamusia.
- W jaki sposób cię porzuciła? – Zapytał.
- Chyba przyszła na obrzeża watahy i po prostu mnie porzuciła. – Basior przyjrzał mi się uważniej.
- To było w poprzednie lato? Czyż nie?
- Chyba tak… - Powiedziałam po dłuższym namyśle, a pan tylko pokiwał głową. Był zamyślony. – A co?
- Nic… Tylko sprawdzałem swoją pamięć… - Rzekł, po czym zesztywniał tak jakby go piorun trzepnął. – Przepraszam, muszę iść na lekcje…
- Mogłabym się trochę tutaj pobawić piłeczką? – Spytałam. Basior skinął głową, po namyśleniu po czym wyszedł z jaskini. Złapałam kauczuk i rzuciłam o ścianę. Odbił się i poleciał w moją stronę. Otworzyłam pyszczek by chwycić piłeczkę, lecz zamiast trafić do środka, walnął mnie w policzek. Pisnęłam skacząc na bok. Zniżyłam łeb, po czym zaczęłam prawą łapą trzeć o bolące miejsce. Gdy ból się zmniejszył wróciłam do zabawy. Ganiałam za piłeczką, turlałam się oraz skakałam tak długo, aż nie poczułam zmęczenia. Chęć zwinięcia się w kulkę w rogu jaskini coraz mocniej rosło. Położyłam się przy ścianie, trzymając pomiędzy łapkami kolorowy kauczuk i ostrożnie go podgryzając. Powieki stawały się coraz cięższe. Chyba nikomu nie zaszkodzi jak położę się na chwilę…
***
Usłyszałam dosyć wyraźny szelest. Nie potrafiłam go opisać, gdyż w swoim życiu nie słyszałam czegoś podobnego. Czułam że mam coś w ustach. Otworzyłam lekko ślepia. Byłam przyzwyczajona do widoku skały zawieszonej nad moim legowiskiem, lecz zamiast jej, zobaczyłam dużą przestrzeń. Jak tu trafiłam?! A nie… Przecież zasnęłam po zabawie kauczukiem, a piłeczkę miałam w ustach… Puściłam ją, po czym ziewnęłam, tym samym podnosząc się z ziemi. Wyrzuciłam przed siebie łapki, tym samym się rozciągając.
- Dzień dobry, śpiąca królewno – usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się w stronę źródła dźwięku. Zobaczyłam nauczyciela historii, uśmiechającego się w charakterystyczny sposób. Sympatyczny, ale zarazem przyjazny.
- Ile spałam? – Zapytałam, po czym opuściłam łepek i potarłam przednimi łapkami o oczy.
- Gdzieś całe popołudnie. – Odpowiedział. Dopiero teraz zobaczyłam dziwny przedmiot przed łapami nauczyciela.
- Co to? – Zapytałam podchodząc do tego czegoś.
- To jest książka
- A co robi książka?
- Uczy cię nowych rzeczy – powiedział.
- To taki przenośny nauczyciel? – Basior zaśmiał się, po czym powiedział:
- Coś w tym rodzaju.
- Czyli mogłabym mieć przenośnego pana? – Zapytałam.
- Poniekąd, ale to nie całkiem to samo – rzekł. Spojrzałam w środek książki, ale jedyne co zobaczyłam to dziwne znaczki.
- Ale przecież w środku nie ma wilka. – Zasmuciłam się.
- Właśnie dlatego powiedziałem, że to nie jest to samo. Prawdziwy nauczyciel odpowie na twoje pytanie gdy zapytasz, pochwali gdy zaczynasz coś pojmować i wytłumaczy w razie niezrozumienia. Książka za to jest ciągiem zapisanych słów, który może nie tylko odpowiedzieć na twoje pytanie, gdy uważnie go poszukasz, ale i również rozjaśnić wiele spraw, o których dotychczas nie miałaś pojęcia. – Wytłumaczył.
- A jak rozczytać słowa? – Spytałam.
- Tego już trzeba się nauczyć.
- A Pan potrafi czytać?
- Skoro od kilku godzin leżę tak z książką przed łapami, to chyba oczywiste, że tak – orzekł, po czym znowu się zaśmiał.
- A pan skoro jest nauczycielem, może mnie nauczyć czytać? – Poprosiłam.
- Mogę – odpowiedział. Położyłam się obok staruszka. Zaczął tłumaczyć i mówić jak się czyta poszczególne literki. Wraz z postępem czasu stawałam się coraz bardziej senna. Przytuliłam się do miękkiego futra basiora. Czułam się bezpiecznie. Poczułam coś, czego nie czułam od dawna. Nie wiem jak opisać to uczucie. Jest przyjemne i… miłe. Wtuliłam się jeszcze bardziej. Zamknęłam ślepia i zapomniałam o wszystkim. O świecie, o Navri, o wrednej nauczycielce czy o Torance i Moone. 

<Kai? :3 >

Uwagi: Brak daty! Już nawet nie chciało mi się poprawiać tego "Pan", "Nauczyciel", "lekcja Eliksirów" czy "Mama" zapisane wielką literą. Jest to błąd! Wszystko powinnaś pisać małą. "Kauczuk" piszemy przez "k"! Nie "pisknęłam", tylko "pisnęłam. Nie "rosnęło", tylko "rosło".
Wiem, że pomagałam Ci w tym op., ale to nie znaczy, że podane przeze mnie opisy sytuacji należy prawie że przepisać (dialogi są najważniejsze, je akurat można skopiować, choć przyznam, że czasem mi się nie chce stawiać kropek na końcu. Dlaczego ich nie dopisałaś?). Chodzi o to, że piszę to nieskładnie, czasem całkiem bezsensownie, przez co czasem te fragmenty op. brzmią dziwnie np. (Sympatyczny, ale zarazem przyjazny. - tutaj "ale" zdecydowanie nie pasuje, bo sympatyczny a przyjazny to poniekąd synonimy. Ja dałam oba słowa po przecinku, byś sobie wybrała któreś określenie lub po prostu jakoś opisała ten uśmiech, kierując się tymi odczuciami, jaki miał wywołać).