Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

piątek, 28 sierpnia 2015

Od Astrid "Obca czy znajoma?" cz. 9 (Cd. Dante)

Zabiłam go. Zabiłam tego wilka z zimną krwią. Dan powiedział, że to był demon, nie ja. Jednak on był we mnie. Mogłam go powstrzymać, a tego nie zrobiłam. Starałam się pocieszyć tym, że to była moja pierwsza przemiana, nie wiedziałam co się dzieję. Niestety, ale wtedy przypominałam sobie skąd jest ten demon, a to dodawało kolejne żale, które do siebie miałam. Zresztą nie ważne, teraz trzeba się skupić i zająć pochowkiem.
- To kto go niesie? - spytałam wskazując na rozprute ciało.
- Mogę ja to zrobić. - ofiarował się Dante.
- Lepiej nie, ja to zrobię. - odparłam zamyślona co basior odebrał jako urazę.
- Uważasz, że ja się do tego nie nadaję? Że go upuszczę i zapomnę? - pytał oburzony.
- Boże, Danny, nie! Nie uważam cię za głupiego! - wykrzyknęłam.
- To o co chodzi? - spytał unosząc brew.
- Chcę go nieść, by odpokutować to, że w ogóle trzeba to zrobić. - wyjaśniłam. Basior nie odpowiedział. Westchnęłam w duchu i zawiesiłam sobie bezwiednie ciało na grzbiecie. Szło mi się ciężko, chwiałam się na oba boki. Gdyby nie Dante, który chronił mnie przed upadkiem już bym się z tysiąc razy przewróciła. Mój towarzysz wędrówki był dziwnie małomówny.
- Nie w tą stronę. Idziemy do Mrocznego Lasu... - powiedział tylko jedno zdanie, kiedy nieumyślnie skręciłam w stronę Cmentarza.
Wstydliwie spuściłam wzrok. Dalej już była całkowita cisza.
Po głowie cały czas chodziły mi jego słowa "Jesteśmy tylko dobrymi przyjaciółmi i nic więcej nas nie łączy". One bolały. Tak bardzo bolały.
- Jesteśmy na miejscu. - moje rozmyślania przerwał nieobecny głos Dante. Delikatnie zrzuciłam wilka z grzbietu.
- No to kopiemy. - westchnęłam i wzięłam się do pracy. Danny zrobił to samo. Po dłuższym czasie wykopaliśmy głęboki rów. Wsadziliśmy tam obcego wilka i zakopaliśmy. Na koniec ułożyłam krzyż z gałązek na świeżo ułożonej ziemi.
- Panie, święć nad jego duszą. - wyszeptałam i dałam upust emocjom.
- Astrid, nie płacz. Musimy stąd iść. - mówił w dalszym ciągu nie wyrażający żadnych emocji Dante. Skinęłam tylko głową i ruszyłam ku wyjściu, Dante szedł za mną. Nagle ktoś wyskoczył przede mnie. Wystraszona pisnęłam.
- Ktoś ty? - zawołałam wystraszona.
- Shadow, ślicznotko. - odparł basior.
- Shadow, cicho siedź! - wykrzyknął drugi basior wyłaniający się z mroku.
- To ty siedź cicho Xander! Nie będziesz mi rozkazywał! - warknął Shadow.
- Proszę, proszę. Kogo my tu mamy? - spytał chichocząc samiec nazwany Xanderem.
- Xander, Shadow. Oni są od Asai! O nie! Chwila, Xander to przecież Alexander! Ale po przemianie, nic nie pamięta, nie wie, że ma przed sobą jednego z wilków co chciały dołączyć, kiedy był na zastępstwie za Kiiyuko oraz (co ważniejsze) swojego siostrzeńca. Znowu podobno Shadow był kiedyś Leo, który jest... - myślałam.
- Ale już nie jestem i musisz się z tym pogodzić, mała. - odparł Shadow.
- Dante...? - wyszeptałam powracając do myśli o nim - Co robimy?
- Nie wiem. - odszepnął.
- Cicho siedzieć! Kto go zabił? - spytał któryś z wrogich nam wilków.
- To ja! - myślałam wbrew woli.
- Ona. - wskazał na mnie Shadow.
- O nie! On czyta w moich myślach! - krzyczałam dalej w swoim umyśle.
- Właśnie złotko. - odparł znowu basior.
Nie wiele myśląc znowu spytałam o to co robimy Dan'a, usłyszałam taką samą odpowiedź.
- Ale ja wiem! Biegnij! - wyszeptałam tak, by tylko on mnie usłyszał i ruszyłam do biegu. Biegliśmy razem, jednak po jakimś czasie zaczęłam opadać z sił. Byłam mniej wytrzymała. Dante biegł dalej nie zdając sobie sprawy, że zostałam w tyle. Biegłam jednak dalej. Zaczynałam go doganiać kiedy drogę zastąpili mi wrogo nastawione wilki.
- Gdzie tak gnasz? - zaśmiał się Xander.
- Byle od was. - warknęłam rzucając się na niego. Zadawałam mu rany, które od razu się goiły.
- Ty mała... - zaczął, ale Shadow go powstrzymał.
- Słyszałeś Asai, ma pojawić się przed nią żywa.
Z pyska basiora znikł uśmiech, kiwnął lekko głową.
- Ok... - westchnął zrezygnowany.
Myślałam właśnie czemu teraz nie mogę zmienić się w demona, kiedy Shadow mi przerwał.
- Widzisz ten wisiorek? - spytał i pokazał na wisior zawieszony za kolcu ze skrzydła. Skinęłam głową. - Blokuje on zamianę w demona i odzyskanie prawdziwej postaci. Działa teraz także na ciebie, teraz dopóki jesteś tu z nami. Dostałem go od Asai tylko na dzisiaj. - skończył z dumą w głosie.

*** (mija trochę czasu, spędzonego na podróż na tereny wrogiej watahy) ***

- (...) I właśnie dlatego masz nie odchodzić daleko od nas. - gadał jeden z basiorów.
- Przepraszam was, ale teraz MUSZĘ odejść od was. Mam potrzebę. - wyjaśniłam zalewając się rumieńcem. Było mi wstyd o tym gadać, jednak tylko to mogło mi pomóc. Samce wyrazili zgodę. Odeszłam za krzaczek gdzie szybko użyłam mocy i zmieniłam wygląd na dowolny inny.
- Długo jeszcze? - spytał Shadow.
- Astrid, tak? Idziesz czy nie? - wtórował mu Xander.
- Jaka Astrid? Kto to? - spytałam wyłaniając się zza krzaków jako inny wilk. Zmienił mi się nawet głos. Basiory spojrzeli na siebie i ruszyli za krzaki, prawdopodobnie myśląc, że spotkają tam mnie w moim zwyczajnym wyglądzie. Krzyczeli jak najęci, sama nie wiedziałam co który mówił.
- Nie ma jej!
- Przecież widzę!
- Asai nas zabiję!
W końcu im przerwałam.
- Przepraszam was, ale mogę prosić was o przedstawienie się? - spytałam udając lekko urażoną.
- Jasne, jasne. Jestem Shadow, to jest Xander. A ty ślicznotko jak się nazywasz?
- Ja mam na imię A... Ahira, tak Ahira. - odpowiedziałam.
- Idziesz z nami? - pytał Shadow dalej pożerając mnie wzrokiem. On serio jest dziwny i desperacko szuka dziewczyny. Ja raczej podziękuję, chociaż jako Ahira mogę się trochę pobawić i nakłonić go do pójścia prosto w łapy Suzanny i Kiiyuko.
- A gdzie idziecie? – spytałam udając zaciekawienie.
- Do domu, do Watahy A… - zaczął Xander, jednak Shadow mu przerwał.
- Właściwie to nigdzie, a ty?
- Ach, do Watahy Magicznych Wilków, mam do pogadania z Alfą. – parsknęłam udając kompletny brak szacunku do Ishi.
- Możemy iść z tobą? – spytał Shadow.
- Mów za siebie. Ja nie idę! – oburzył się Xander i odszedł. Shadow został – punkt dla mnie!
- Jasne, chodź. – powiedziałam i ruszyłam w przeciwną stronę niż Xander. Basior z szerokim uśmiechem szedł za mną.
Po dłuższym czasie, który mijał mi niezbyt fajnie (Shadow cały czas próbował mnie poderwać, na co ja niestety musiałam odpowiadać promiennym uśmiechem) w końcu doszliśmy do terenów Watahy Magicznych Wilków.
Powoli, kiedy zagłębiliśmy się w tereny zauważyłam znajomą mi sylwetkę basiora, który szybko tu przybiegł.
- Co tu robisz?! – warknął Dante, którym oczywiście był on – I gdzie jest Astrid?
- Młody, cicho siedź. Zniknęła, nie ma jej. – wzruszył ramionami Shadow. Zanim Dante zdołał coś powiedzieć odezwałam się ja.
- Shadow, kochany (jak te słowo przeszło mi nie mam zielonego pojęcia!) daj mi chwilę porozmawiać z tym o. – wskazałam na Danny’ego.
- Dobrze, ale wracaj szybko. – odparł tylko tamten.
- Chodź. – syknęłam do Dan’a i odeszłam nie co większy kawałek dalej.
- Kim ty do diabła jesteś i czego chcesz?! – zawołał.
- Cicho, Dante. To ja, Astrid. Zmieniłam wygląd. – wyszeptałam nerwowo.
- Skąd mam mieć pewność, że to prawda? – spytał podejrzliwie.
- Możesz mnie o coś zapytać. O coś co tylko Astrid wie. Ale najpierw posłuchaj, wierzysz czy nie. Zaprowadź mnie do Alfy, mnie i Shadow’a.
- Dobra, powiedz mi… - zamyślił się basior.
- Możesz szybciej? – spytałam zniecierpliwiona.
- Tak, tylko daj mi pomyśleć. – odparł.
- Ok, ok. – westchnęłam.
- Dobra już mam! – zawołał.
- No? – spojrzałam z pytaniem wymalowanym na pysku.

<Dante?> 

Tak wyglądała Astrid po przemianie:
http://fc02.deviantart.net/fs71/f/2011/197/a/a/rainbow_wolf_adopt_by_animals_adoptables-d3wdect.jpg

Uwagi: Rozwijaj skrót "WMW".

Od Suzanny "Moja historia" cz. 2 (cd. chętny)

- Yyy... Dzień dobry, mogę dołączyć do watahy? - spytałam niepewnie mała waderka. Patrzyłam na nią z góry marszcząc brwi.
- Ty jesteś... szczeniakiem?
- Tak.
- Ile masz miesięcy?
- Sześć, proszę pani.
W zamyśleniu przyglądałam się waderce. Nie mogłam jej zostawić na pastwę losu, ze względu na bardzo młody wiek. Nie poradziłaby sobie w tak wielkim świecie kompletnie sama. Wilki, w szczególności młode, powinny przebywać w stadzie, w otoczeniu innych wilków.
- A imię?
- Iv.
- To jest skrót od czegoś, prawda?
Mała się skuliła.
- E... Nie...
Po oczach poznałam, że nie mówiła prawdy. Lekko się uśmiechnęłam. Trochę jakbym widziała siebie: częściej przedstawiałam się używając ksywki, niż imienia.
- Wiem, że to jest skrót. Gdy dołączasz do watahy muszę mieć pewność, że masz imię takie, jakie podajesz, by się nie okazało, że jednak jesteś po stronie wroga. Gdy używasz tylko i wyłącznie swojej ksywki, nawet do spraw ważnych, które wpływają na twoje dalsze życie, inne wilki mogą nie mieć do ciebie zaufania. Domyślam się, że po prostu nie lubisz swojego imienia. Ja jestem Suzanna, lecz dużo bardziej przypadła mi do gustu ksywka Ishi czy Pestka. W takim razie powiesz mi, jak masz na imię?
- Ivette. - mruknęła odwracając wzrok zawstydzona.
- No dobrze. Więc Iv, mówisz, że chcesz dołączyć do watahy?
- Tak...
- Myślę, że znajdzie się tutaj miejsce dla ciebie. Pamiętaj, że przez pierwszy miesiąc będziesz obserwowana, więc nie wywiń czasem czegoś, co zepsuje twoją reputację już na samym starcie.
- Dobrze. - pokiwała potakująco łebkiem. Wydawała się być całkiem sympatyczna.
- Chcesz, żeby ktoś cię oprowadził?
- Nie, dziękuję. Sama sobie poradzę.
- W takim razie możesz już iść. Jaskinie dla szczeniąt są około stu metrów na lewo od mojej.
Iv pokiwała po raz kolejny głową i szybko wyszła w wyznaczone przeze mnie miejsce. Po chwili zastanowienia zdałam sobie sprawę z tego, że pora rozprostować kości. Wyszłam przed jaskinię i ujrzałam zdumionego Yusufa obserwującego Iv, która właśnie poszukiwała wolnej jamy, gotowej do zamieszkania.
- Jak ją poskromiłaś?
- Proszę? - zapytałam zwracając wzrok na basiora.
- Jak ją poskromiłaś? - powtórzył.
- Nie rozumiem.
- Była wobec mnie strasznie pyskata, a teraz zmieniła się w istnego... aniołka. Jak to zrobiłaś? Czy to jakaś czarna magia?
Zaśmiałam się ironicznie.
- Tsa... Tylko, że ona była taka od początku, jak ją tylko zobaczyłam.
Yusuf uniósł brwi zaskoczony.
- Może ma jakieś rozdwojenie jaźni?
- Tego nie wiem, ale jak chcesz, możesz ją trochę poobserwować i sprawdzić. I tak jest na okresie próbnym, więc można uznać, że masz do tego prawo.
- Dobrze, choć sądzę, że mam inne sprawy na głowie.
- W porządku, rozumiem. Idę się przejść. Wybierasz się ze mną?
- Niestety nie, a jakbym chociaż chciał, to i tak nie mam czasu.
- Czyli mam rozumieć, że nie chcesz? No dzięki, wiesz? - skrzywiłam się, a następnie ruszyłam w swoim własnym kierunku z wysoko zadartym nosem. Nie będę się dalej użerać z tym plebsem. Tylko, że gdzie mogłabym się udać? Może zrobię kółeczko po terenach, gdzie wilki pełnią swoje stanowiska, a później skierować się do biblioteki? Tak, do dobry pomysł. Przez tan czas powinnam zebrać trochę weny i pomysłów na pierwszą książkę, którą dopiero napiszę. Nawet jeszcze nie wiem, o czym mogłaby być... Właśnie. Yusuf mówił coś o rozdwojeniu jaźni? To może być dobry temat. To będzie główny bohater, czy też bohaterka? Hm... Bohaterka, która ma w dodatku siostrę bliźniaczkę. Tak! Świetnie!
Minęłam Plażę.
I będą nie dość, że się zamieniać na miejsca, to jeszcze sprawiać wrażenie trojaczków, bo jedna z nich będzie miała rozdwojenie jaźni! Super! Tylko, że czy to ma być świat rzeczywisty, czy fantastyczny? Hm... Trudna decyzja. Może coś na wzór Opowieści z Narnii, że odnajdują magiczny przedmiot, których ich przenosi do innego świata...
Wyszłam z Zielonego Lasu.
Nie, to przereklamowane. Przez cały czas idę tokiem myślenia jako człowiek... A może moje bliźniaczki będą magicznymi wilkami? Chociaż... Mogę z nich zrobić dowolne inne stworzenia. Albo jednak nie. Niech będą magicznymi wilkami, które przechodzą przemianę w... hm... Xerale. Tak, magiczne wilki z przemianą w xerala. Genialne. I może na samym końcu zostaną przemienione w xerale na zawsze? Niech tak będzie. Trochę tragedii musi być. Może zdarzą się wilki, które po przeczytaniu tej książki uznają to za legendę opartą na faktach? To byłoby niezłe.
Ostanie drzewo Magicznego Ogrodu jest już za mną. Moim oczom ukazało się wydrążone drzewo, w środku którego kryła się nasza Biblioteka Barwnej Duszy. Weszłam do środka i powitałam krótko Lithium. Poprosiłam o mój notes, który zawsze leżał w jej biurku, gdyby nagle naszła mnie wena twórcza oraz wieczne pióro nabyte kiedyś w Mieście. Kolejną czynnością było udanie się w najdalszy zakątek biblioteki, przemiana w człowieka oraz usadowienie się na krześle i rozpoczęcie pisania.
Nawet nie wiem kiedy skończyłam czterdziestą stronę zeszytu i wyjrzałam przez małe okienko przy dębowym stole. W szybie odbijała się świeca postawiona po mojej prawej stronie przez Lith, bym cokolwiek widziała, pisząc bez pamięci o przygodach Ylium i Mlium oraz ich urojonej siostrze Xlium. Westchnęłam i zamknęłam zeszyt. Dopiero wtedy poczułam, jak bardzo byłam głodna i zmęczona, a także uświadomiłam sobie, że jestem tam zupełnie sama. Zawahałam się. Może się tutaj zdrzemnę? Pomysł nie był wcale aż taki zły, bo kanapa zrobiona z wystruganego drewna oraz przykryta starym kocem wyglądała całkiem obiecująco. Zamknęłam zeszyt, poczłapałam do biurka bibliotekarki, włożyłam notes i pióro do szuflady i ją zasunęłam. Tam mój rękopis był bezpieczny, bo nikt prócz mnie i Lith nie wiedział, że tam jest. Ziewając, poczłapałam do prowizorycznej kanapy, położyłam się i przemieniłam w wilka. W tej formie mniej mi przeszkadzała jakość łóżka, więc mogłam spać na praktycznie wszystkim. No dobrze, na PRAWIE wszystkim, bo prócz rozgrzanych węgielków, gwoździ lub ostrych kamieni. Pewnie ta lista by była dłuższa, gdybym nie była tak wykończona.
- Dobranoc. - szepnęłam do siebie, już na wpół śpiąc. Rzadko kiedy udaje mi się wpaść w sidła mroku, nazywane snem tak szybko od położenia się, ale tym razem odpłynęłam po czasie nie większym, niż dwie minuty.

<Kto znajdzie Suzi drzemiącą w bibliotece do południa? xD>

Od Moon "Spotkanie" cz.2 (cd. Achita/Draven)

- Na pewno ich znajdziemy. – pocieszałam waderkę, która wyglądała na przestraszoną. – A wiesz jak się nazywają?
- Kai i Nari – odpowiedziała z większą pewnością siebie.
- No dobrze to pójdziemy ich poszukać – odpowiedziałam i poszłyśmy przed siebie.
W sumie… nie za bardzo wiedziałam dokąd zmierzamy, gdyż Achita biegła przede mną. W końcu dotarliśmy do Żółtego Lasu.
- To na pewno tutaj? – zapytałam.
Waderka się skuliła.
- Eee… raczej nie.
Westchnęłam.
- To może wracajmy? – zaproponowałam – Tutaj nie ma nic ciekawego.
- A właśnie, że jest! – powiedziała Achita i wskoczyła w górę liści, która znajdowała się niedaleko nas. Po chwili usłyszeliśmy jakieś wołanie.
- Achita! Achita!
Odwróciliśmy się w kierunku skąd dobiegało nawoływanie. W naszą stronę biegł jakiś szczeniak.
- Draven! – krzyknęła Achita i zaczęła biec w jego kierunku.
Podeszłam do nich. Kiedy Draven mnie zobaczył, zaczął cofać się ze strachu.
- Nie masz się czego bać. To jest Moon – odpowiedziała i odwróciła się w moim kierunku, po czym dodała: - To jest mój brat Draven.
- Hejka Draven! – powiedziałam i zbliżyłam się do niego.
Draven nadal był przestraszony, ale jednak udało mi się zdobyć trochę jego zaufania. W końcu Dravn podszedł do Achity i powiedział:
- Mama mówiła żebyś wracała.
- A wiesz gdzie mamy iść? – zapytała.
- Raczej tak – powiedział trochę niepewny.
- No to prowadź!

<Achita? Draven? Któreś z was dokończy? I przepraszam, że takie beznadziejne op. Ale nie miałam weny.> 

Uwagi: brak