Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

piątek, 1 stycznia 2016

Od Kirke "Lekcja magii" cz.1 (c.d Desari)

- Szkoła... słyszałam plotki o takim czymś jak "szkoła". Co to jest szkoła? Może jakaś zabawka a może jakiś talent... Riven, co o tym myślisz? - spytałam go w myślach. Odpowiedziały mi jak zawsze szumy, które rozumiałam.
- Aha... czyli dzięki temu będę mieć łatwiej w życiu? - spytałam go ponownie w myślach i znowu szum odpowiedział. Gdy przechodziłam obok innych wilków i gdy Riven mi odpowiadał patrzyli na mnie jak na ducha, a niektórzy podnosili brew, patrząc na mnie. 
- Czekaj, tam jest ten cały plan lekcji o którym mówiłeś - odparłam w myślach i pobiegłam pod plan.
- Poniedziałek... zaczynamy od... lekcji magii?! - wykrzyczałam na cały głos i wszyscy popatrzyli na mnie jak na wariatkę. 
- A...ale... ja nie mam mocy... - powiedziałam w myślach cała roztrzęsiona ze smutku i strachu. Riven mnie jakoś próbował pocieszyć, ale bez skutku.
- Daj spokój...  prędzej powiem, że mam swojego, coś a la towarzysza... - powiedziałam i poszłam na miejsce, gdzie zaczynały się lekcje. Nikogo nie było... widziałam tylko czarną waderę, która siedziała czekając na... uczniów. Usiadłam i czekałam, aż wadera popatrzy się na mnie.
- Em... przepraszam? - powiedziałam i czarna wadera się odwróciła.
- O... a jednak ktoś przyszedł... - odparła, patrząc na mnie.
- Tak... miło mi... Jestem Kirke - powiedziałam i patrzyłam na nią wystraszonym wzrokiem.
- Jestem Desari. Przyszłaś na lekcje prawda? - spytała patrząc na mnie, a ja przytaknęłam.
- Podobno pomoże mi to w przyszłości - powiedziałam, a czarna wadera się odwróciła.
- No dobrze... Powiedz mi... jakie masz moce? - spytała, patrząc na mnie, nadal stojąc tyłem.
- Em... moce... ta... - zaśmiałam się nerwowo - właśnie dlatego tutaj jestem... - powiedziałam i skuliłam ogon ze smutku.
- A no tak... to o tobie mówili, jeśli chodzi o szczeniaka bez mocy... - powiedziała i podeszła do mnie.
- Tak... to... od czego zaczynamy? - spytałam patrząc na nią, a ta wzięła głęboki oddech.
- Chodź... zaczniemy od podstaw - odparła i poszłyśmy nad wodospad. Trochę nam to zajęło, ale w końcu dotarłyśmy.
- Ale tu pięknie... - powiedziałam, patrząc na wodospad.
- Właź... - powiedziała i wskazała łapą na tafle wody.
- Mam... wejść do tej wody? - spytałam, a Desari przytaknęła. 
Raz się żyje... - powiedziałam w myślach i wskoczyłam do wody. Na szczęście byłam prawie przy brzegu, więc zdążyłam dopłynąć na odpowiednią odległość.
- Co czujesz? - spytała patrząc na mnie.
- Wodę - odparłam prawie od razu, a ta podeszła bliżej.
- Co jeszcze? - spytała nadal patrząc na mnie i na tafle wody równocześnie.
- Chłód, który jest pod wodą... i... nie wiem o co w ogóle chodzi proszę pani. Po co to wszystko? - spytałam zniechęcona.
- Skup się, nie gadaj - odparła nieco surowej, a ja się zamknęłam. Około dwie godziny siedziałam w wodzie, patrząc na Deasri, która zaczęła godzinę temu medytować. Słyszałam, że będzie lepiej jeśli nie będzie jej się przeszkadzać w trakcie medytacji... więc lepiej będzie jak będę cicho.
- Riven... czemu tak... dziwnie się czuje w jej towarzystwie? - spytałam go w myślach i odpowiedział mi szum, a Desari przerwała medytacje.
- Wyłaź, bo jeszcze mi się pochorujesz... - powiedziała i wyszłam z wody i się otrzepałam. 
- Czyli woda to nie twój żywioł... - odparła - spróbujemy gdzie indziej - powiedziała i ruszyła bez słowa, a ja za nią.
******

- Około godzinę idziemy już przez ten las, proszę pani... łapy mnie bolą - powiedziałam i popatrzyłam na nauczycielkę, patrzyła jedynie przed siebie i wyglądała jakby się nad czymś zastanawiała. Zamilkłam i szłam z nią dalej.
- Rzadko widuję szczeniaki, które w twoim wieku nic o sobie nie wiedzą... - odparła, a ja popatrzyłam na nią gwałtownie.
- Chwila... skąd pani wie? - spytałam.
- Po twoich oczach. Widać w nich zagubienie i smutek... - powiedziała i się zatrzymałyśmy.
- Usiądź - powiedziała i zrobiłam to co prosiła.
- Spróbujemy odkryć twoje żywioły poprzez tak zwaną "powiązanie" - odparła.
- "Powiązanie"? Co to jest? - spytałam, słysząc szum liści i traw.
- Kiedy odkryjemy jakie są twoje moce, pod tobą powinien się pojawić znak tego żywiołu - odparła - a teraz zamknij oczy - powiedziała i zamknęłam oczy. Czułam wiatr, który porywał moją sierść w przeciwną stronę, słyszałam szelest drzew i szum traw. Słyszałam nawet bicie mojego serca. Ale... nie czułam czegoś konkretnego. Przypominałam sobie rzeczy, których bym nie chciała pamiętać, zaczęłam się trząść ze strachu i zaczęłam puszczać łzy. Teraz czuje strach, ból... słyszę krzyki... mroczne śmiechy... widzę też... Boże... nie...
- Kirke? - powiedziała Desari, patrząc na mnie jak drżę ze strachu. Otworzyłam oczy i natychmiast popłynęły mi łzy. Położyłam się i skuliłam.
- Co widziałaś, Kirke? - spytała się mnie podchodząc, a ja siedziałam cicho i skuliłam się niczym kłębek wełny.
- Kirke, co ty widziałaś?! - powiedziała, patrząc na mnie.
- W...widziałam... - podniosłam głowę i popatrzyłam na nią - widziałam śmierć... moją śmierć jak mnie... rozszarpują... - powiedziałam i skuliłam się bardziej. Czyżby moją mocą była śmierć...? Riven otulił mnie swoim nieczułym ciałem, które ja czułam i się uspokoiłam. Wstałam i popatrzyłam na Desari.
- Kontynuujemy lekcje? - spytałam normalnie jakby nic się nie stało. 

<Desari?>

Uwagi: Jak mi wyjaśnisz coś takiego "Em... moce... ta... (nerwowy śmiech)"? ;/ Jeśli mowa o dwóch lub więcej przedstawicielkach płci żeńskiej nie mówi się "poszliśmy", tylko "poszłyśmy". Liczby i cyfry w op. zapisujemy słownie.

Od Kiry "Wilcze spojrzenie na nowe otoczenie"


Minęły zaledwie dwa dni od spełnienia się mojego największego marzenia, by dołączyć do watahy. Po kilku minutach zażartych błagań zeszłam w końcu na łaski Alfy Watahy Magicznych Wilków i koniec końców zgodziła się mnie przyjąć.
- Przyjęli mnie do watahy. S-super, a ty co o tym myślisz?
Odpowiedziała mi cisza. Zrobiłam dzióbek z ust niezadowolona i odparłam sama sobie:
- Dobra, to głupie przecież mówię do drzewa...
Znowu cisza.
- Nie martw się Kira, tylko nie się martw... Oni są na pewno super... - dodałam sobie otuchy, symulując słodki głos.
- No brawo, teraz mówię do siebie - powiedziałam na nowo używając własnego tonu. Westchnęłam. - Dobra, idę się z kimś zapoznać.
Wyszłam z lasu, w którym miałam okazję przebywać i stanęłam na skraju polanki, którą miejscowe wilki nazywały jeśli się nie mylę, Wrzosową Łąką. Moje bystre oczy wypatrzyły jakąś wilczą sylwetkę. Dumnie poszłam w stronę jego stronę, aż coś mnie nie powstrzymało.
- Może jednak najpierw pójdę na polowanie... - mruknęłam sama do siebie.
Pobiegłam w stronę lasu i zobaczyłam jakieś zwierzę.
- Dobra skup się, najpierw polowanie, później zapoznanie.
Biegłam w stronę zwierzęcia. Prawie go złapałam, ale... Wpadłam w drzewo.
- Aua! Co się ze mną dzieje? Aż tak się stresuje nową watahą?
Gdy użalałam się nad sobą znowu ujrzałam to zwierzę.
- Dobra, tym razem Cię złapię!
Niestety, za głośno to powiedziałam... Rozglądając się za zwierzęciem ujrzałam jakiegoś wilka.
- Ej! Ty! Od kiedy tu stoisz?!
- Od wtedy gdy próbowałaś go złapać! Hehe. Przy okazji jestem Killer - odpowiedział przyjaźnie chuderlawy basior.
- A ja Kira.
Wydawało mi się, że go znam.
- Pomóc Ci go złapać?
- Nie. Dzięki, poradzę sobie.
- Myślisz? Może mały konkurs? Kto upoluje to zwierzę wygrywa.
- Spoko.
- Dobra, a widzisz go gdzieś? - mówiąc to, zaczął się rozglądać.
- Yyy... - jąkałam się. Nagle dostrzegłam to, czego szukałam. - Tak! Jest tam!
Oboje rzuciliśmy się na niego.
- Wygrałam!
Basior zrobił skrzywioną minę, a później dziwnie się uśmiechnął.
- Miałaś szczęście. Dobra, ja muszę iść, pa.
- Pa...  - odpowiedziałam nieco zawiedziona tym, że musi już odejść. Jednak może się z kimś zapoznałam... a był nim Killer. Zdawało mi się, że nie pochodził z tej watahy, ale to nie miało znaczenia. Ważne, że natrafiłam na kogoś, kto darzy mnie jakąkolwiek sympatią...

Uwagi: Opisy są bardzo ubogie, a właściwie wcale nie istnieją. Jest za dużo dialogów, a za mało narracji, więc ciężko zrozumieć, co w ogóle się dzieje. Dlaczego bohaterowie odpowiadają na niezadane pytania (np. to "ok" po zdaniu oznajmującym, że mówi do drzewa, albo rozmowa zaczynająca się od "heh").

Od Habry "Jak dołączyłam?"

Było zimno... niewiele pamiętam z tego czasu, ale na tyle żeby o tym opowiedzieć. Byłam mała, sama w lesie. Wędrowałam głodując i szukając pożywienia. Dorastając w samotności nauczyłam się polować i znalazłam przyjaciela... przyjaciela tak wiernego, że rzucił by się w paszczę niedźwiedzia, by mnie uratować. Miał na imię Hokus. Pewnego dnia gdy polowaliśmy i coś się nie udało. Jeleń, którego złapaliśmy był za silny. Próbowaliśmy go utrzymać w szczękach, lecz swym wielkim porożem zabił Hokusa. Pogrążyłam się w żałobie. Szukałam nowego schronienia. Odnalazłam bardzo ciekawe miejsce, które przywróciło mi życie. Wodospad nad którym się znajdowałam był piękny. Postanowiłam tu zamieszkać. Dowiadywałam się stopniowo, że jestem magiczna. Że jestem żywiołem wody. Wskakując do wodospadu czuję, że mam w sobie moc! Po kilku tygodniach okazało się, że to teren pewnej watahy. Na początku uznali mnie za intruza i chcieli mnie wygonić. Lecz gdy powiedziałam, że nie mam gdzie się podziać... jeden z wilków zaproponował abym dołączyła do watahy. Byłam bardzo ucieszona, że będę miała dom, przyjaciół, jedzenie i wspólne przygody!

Uwagi: Literówki. "Rzucił" piszemy przez "rz". I mam pytanie... Jak to zrobiłaś, że Twoje op. jest napisane w identyczny sposób (choć o zupełnie czymś innym, chodzi mi głównie o czas i sposób opowiadania oraz podsumowanie), co moje pierwsze, jakie kiedykolwiek naskrobałam na watahę (nie tą, zupełnie inną)? o.O

Od Vanessy "Kim jestem?" cz. 4 (cd. chętny)

Ze średnim zainteresowaniem zlustrowałam wzrokiem małą waderkę o niebieskiej sierści w czarne prążki. Mimo wszystko jednak dobrze będzie zabić nudę rozmową z kimś. Jako, że waderka nie spała, tylko również wpatrywała się we mnie swoimi ciemnymi oczami, postanowiłam zagadać:
- Jestem Vanessa, a ty, mała? - zapytałam.
- Ja nazywam się Kirke - pisnęło szczenię.
- Czemu jesteś w szpitalu? - drążyłam temat.
- Miałam ranę... - zacięła się Kirke. - No i ktoś mnie tu przyniósł i opatrzył - dokończyła kulawo.
- Aha - pokiwałam ze zrozumieniem głową. - A ja wywołałam tornado, które dosłownie uderzyło mną o ziemię z wielkiej wysokości. I teraz jestem cała połamana.
Szczenię spojrzało na moje bandaże ze współczuciem. Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale nagle skrzywiłam się z bólu i jęknęłam przejmująco.
- Co się stało? - zaniepokoiła się Kirke.
- Żebro - wydyszałam, czując jak zaczyna ogarniać mnie ciemność. Chwilę później nie było nic oprócz niej.

***
- I jak? Lepiej? - spytała zatroskana Ice. Kiwnęłam głową w odpowiedzi, gdyż nadal nie byłam w stanie mówić.
- Najwyraźniej za pierwszym razem nie udało nam się nastawić twojego żebra, dlatego odczułaś taki ból i zemdlałaś - wyjaśniła lekarka.
- Yhy - kaszlnęłam. Ice poradziła mi się położyć i wypoczywać, ale ja nadal stałam w miejscu. Poczułam jakieś ciepełko pod prawym skrzydłem... Spojrzałam tam i okazało się, że to mała Kirke. Uśmiechnęłam się błogo i popatrzyłam na to małe stworzonko. Czegoś takiego mi brakowało...

***
Dopiero co wyszłam ze szpitala. Postanowiłam nigdy więcej nie próbować używać moich mocy. Jednak trudno jest tak nagle stać się "zwykłym" wilkiem. Westchnęłam i pokręciłam głową z rezygnacją. Potem wpatrzyłam się w horyzont. Było tak pięknie. A może poszłabym na spacer? Nie czekając na nic poszłam przed siebie. Szłam tak caaaaały dzień. Przekroczyłam już granicę watahy. Wokół mnie rosły białe, obumarłe brzozy. Wśród wieczornej szarówki wyglądało to upiornie. Nagle usłyszałam jakiś głos.
Zdziwiłam się. Powoli zaczęłam skradać się w stronę gdzie znajdowała się postać wypowiadająca owe słowa. Gdy weszłam pomiędzy brzozy, zobaczyłam małą polankę. W samym środku niej, stała niebieska wadera. Wypowiadała dziwne słowa. Po chwili wadera uniosła się do góry, a jej oczy zapłonęły czerwienią. Skuliłam się tak, by mnie nie zauważyła.
Buchnęła para i z piersi wilczycy zerwał się medalion. Upadł na ziemię, w trawę.
I wtedy wilczyca zniknęła. Tak po prostu. Podeszłam do miejsca gdzie upadł medalion. Leżał tam. Był niebieski, w czarne, jakby wypalone czymś wzorki. Dotknęłam go łapą, i wtedy poczułam jakby... przypływ mocy. W mojej głowie zaświtała pewna myśl. Skupiłam się na jednej z martwych brzóz, i po chwili drzewo zapłonęło. Zrobiłam to bez żadnego wysiłku.
- Opanowałam swoje moce! - krzyknęłam w euforii. Dzięki temu medalionowi, nie muszę bać się że coś mi nie wyjdzie. To dzięki niemu mogę normalnie korzystać z mocy.
W tym momencie mój dobry humor przerwał dziwny odgłos, dobywający się z krzaków. Coś jakby kichnięcie. Najwidoczniej byłam śledzona!
- Wyłaź! Wiem, że tam jesteś! - zawołałam, a z krzaków wynurzył się wilk.

<chętny?>

Uwagi: W ostatnim fragmencie nie ma prawie wcale polskich znaków... Zmieniłam wilka, do którego op. jest adresowane, gdyż Moon zgłosiła, iż odchodzi.