Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

poniedziałek, 25 lutego 2019

Od Torance "Spotkań nadszedł czas" cz. 2

Kwiecień 2022
Od rana czułam się, jakby niewidzialna dłoń uciskała mój żołądek. Nerwy całkiem opanowały mój umysł, nie pozwalając mi skupić się na czymkolwiek innym poza spotkaniem, które zbliżało się z każdym moim krokiem.
- Może zrobimy przerwę? - zaproponowałam, przebierając niepewnie łapami.
As zmierzył mnie zmartwionym spojrzeniem, pod którym zrobiło mi się głupio.
- Tor, stoimy kilkanaście długości ogona od miejsca, w którym zaczyna się terytorium Zakonu.
- Tak, wiem, ale... - mój głos był zabarwiony obawą - Jestem zmęczona.
Basior westchnął przeciągle i uniósł wzrok na pokryte nienaturalnie ciemnymi chmurami niebo.
- Tori... 
- Słucham? - spytałam, siląc się na beztroski ton. Wyszło to, delikatnie mówiąc, marnie.
Wilk jedynie pokręcił głową w niedowierzaniu i położył łapę na mojej.
- Musimy iść.
Przyglądałam się przez chwilę jego pokrytej pyłem łapie, by nagle podnieść wzrok na zmartwiony pysk. Samiec niemal nie zmienił się przez ostatni rok. Nadal ciągle uśmiechał się w ten swój radosny, czasem nieco zwariowany sposób. Jego oczy wciąż błyszczały zainteresowaniem, gdy tylko ktoś wspomniał o magii lub czymś dotyczącym roślin. Był ciągle Asem, szczeniakiem, który odnalazł mnie w dzień, w który porzuciła mnie Anna.
Kiedy tak na niego patrzyłam, ciężko było mi uwierzyć, że zimą samiec skończy pięć lat. Z drugiej strony nie byłam od niego o wiele młodsza, a przecież też nie czułam się tak staro, jak mógłby świadczyć o tym mój rzeczywisty wiek. Moja dusza miała zdecydowane dwa lub trzy lata i tego wolałam się trzymać.
- Musimy - przyznałam w końcu, wzdychając głęboko.
As pokiwał głową i uśmiechnąwszy się pokrzepiająco, ruszył w stronę niewielkiej sosny, wyznaczającej początek terytorium Zakonu.
Gdy powoli mijaliśmy miejsca, przez które - według Asa - niegdyś przechodziliśmy wiele razy, zdenerwowanie powoli zastępowała ciekawość. Przyglądałam się każdemu drzewu, każdej skale czy wzniesieniu, szukając czegoś, co mogłabym poznać. Nadaremnie. Moja pamięć została idealnie wymazana, a próby przywołania wspomnień były zbyt niebezpieczne.
As wspominał, że tereny Zakonu zawsze były pewne wilków. Gdy znaleźliśmy się w samym centrum i nadal nie spotkaliśmy żywej duszy, zaczynałam w to wątpić. Chociaż obserwując minę mojego partnera, mogłam zauważyć, że coś nie grało.
- Idziemy do czyjej jaskini? - zaryzykowałam pytanie. Basior nie odpowiedział. - As?
Cisza.
Zerknęłam w jego stronę, jednak basiora nie było obok mnie. Momentalnie serce podskoczyło mi do gardła. Wystraszona obróciłam się, szukając Asa. Na moje - i jego - szczęście stał koło niewielkiego głazu, wpatrując się tępo w przestrzeń.
- As? - podbiegłam do niego - Ziemia do Asgrima. Co się stało?
Wilk lekko podskoczył, jakby wybudzony z głębokiego transu.
- Ja... - zaczął, potrząsając głową. - Nieważne. Chodź, zaprowadzę cię do jej jaskini.
- Czyjej?
As uniósł brwi.
- Jak to: "czyjej"? Vestar, oczywiście. Wybacz, ale jakoś nie mam ochoty spotkać się ze swoim ojcem.
Pokiwałam głową i wskazałam łapą zejście z wzgórza, na którym się znajdowaliśmy.
- No tak. Jasne. Prowadź.
Basior wyszczerzył zęby w wymuszonym uśmiechu.
- Z miłą chęcią.

W momencie, gdy wspinaliśmy się na górę zamieszkiwaną przez kapłanów o wyższej randze, natknęliśmy się na kogoś. Nie byłam zaskoczona - spodziewałam się spotkania z kimś już od momentu, w którym położyłam łapę na terytorium Zakonu. Dlatego jedynym, co mnie zdziwiło, był fakt, że zdążyliśmy przejść niemal całą drogę.
Wilk, który mrużył oczy, przyglądając się nam, wyglądał młodo - jak szczeniak, wkraczający dopiero w dorosłość. Możliwe, że był dopiero uczniem, który wracał z zajęć ze swoim mentorem. Niemniej samiec z pewnością był niebezpieczny. W końcu należał do Zakonu, więc jego umiejętności raczej nie kończyły się na lekkiej manipulacji wspomnieniami.
Zmierzyłam go szybkim spojrzeniem. Był posiadaczem muskularnej sylwetki godnej wojownika oraz ogromnego wzrostu. Stwierdziłam, że z pewnością dorównywał Danowi - najwyższemu samcowi z naszej watahy. Wątpiłam jednak, by był równie szybki, co choćby ja.
- Kim jesteście? - warknął.
- Przybywamy w pokoju, spokojnie - As zignorował pytanie nieznanego samca. Odsłonięte kły były jawną oznaką, że temu się to nie spodobało. 
- To już osądzi Wielki Mistrz. Za mną - polecił, posyłając nam groźne spojrzenie.
Zerknęłam z niepokojem na Asa, który zdawał się całkiem nieporuszony całą sytuacją. Mało tego! Na jego pysku widniał delikatny uśmiech, jakby wcale nie miał zaraz się spotkać z kimś, kto był odpowiedzialny za wszystko, co spotkało go w jego życiu.
Czując na sobie mój wzrok, wilk odwrócił się i wskazał łapą, żebym ruszyła za nieznanym szczeniakiem.
- Wszystko jest pod kontrolą, Mała.
- Jasne - prychnęłam, automatycznie wykonując jego polecenie.
- Zaufaj mi - poprosił, zrównując się ze mną.
- Cicho!
Ponownie zerknęłam w stronę mojego partnera, który teraz przewracał wymownie oczyma.
Ktoś tu jest nerwowy - usłyszałam w swoim umyśle głos basiora.
Oj tak. Szczeniaczek próbuje być groźny...  - prychnęłam w myślach z rozbawieniem. Cała ta sytuacja była w pewnym stopniu zabawna. Nigdy nie sądziłam, że gdy znajdę się w watasze, z której pochodzę, złapie mnie byle szczeniak.
Zrobiliśmy zaledwie kilka kroków, kiedy zza wzgórza wyłoniła się wysoka sylwetka wilczycy. Długie futro o ciemnej barwie powiewało na wietrze, ujawniając smukłą sylwetkę. Nie musiałam widzieć jej z bliska, by zauważyć, że wyglądało ładnie i kobieco. Nawet, gdy sierść normalnie sięgająca jej zapewne za pierś, wpadała do jej pyska, psując cały majestat.
Basiorek, idący dotychczas krok za nami, podbiegł do samicy i ukłonił jej się. Widziałam, jak coś do niej mówi, jednak wiatr porwał jego słowa. Cokolwiek to było, zdawało się nie zrobić żadnego wrażenia na wysokiej piękności, która jedynie pokiwała głową i powiedziawszy coś do wilka, podniosła na nas wzrok.
Gdy na mnie spojrzała, poczułam się... Dziwnie. Nagle przez moją głowę przeszło kilkadziesiąt myśli, wspomnień z życia, które prowadziłam dotychczas oraz tych... Tych, które nie spodziewałam się jeszcze kiedykolwiek posiadać. Wspomnień życia w Zakonie.
- Vestar... - wyszeptałam, ledwo zdając sobie sprawę z tego, że coś mówię.
Nawet nie zauważyłam, kiedy szczeniak zniknął, a ja i As znaleźliśmy się tuż przed wilczycą, która przyglądała się z niepokojem.
- Zawsze musicie dać się przyłapać, prawda? - spytała, kręcąc z niedowierzaniem łbem. Jej głos był niski i zachrypnięty, a przy tym silny. 
As skinął łbem, uśmiechając się delikatnie.
- Witaj, Ve...
Samica nie zwróciła na niego najmniejszej uwagi. Zamiast tego rozglądała się, zapewne sprawdzając, czy w okolicy nie ma nikogo innego. Gdy upewniła się, że jesteśmy sami, wskazała łapą kierunek, w którym wcześniej zmierzaliśmy.
- Wasze szczęście, że moja jaskinia jest niedaleko. Chodźcie 
Nie powiedziawszy nic więcej, odwróciła się i ruszyła w odpowiednią stronę. Jej kroki były żwawe i długie, więc musiałam truchtać, by za nią nadążyć. As nie miał takich problemów. Zastanawiało mnie jak to możliwe, że tak wielka wilczyca wydała na świat takiego mikrusa jak ja...
Szybko doszliśmy do groty, która wielkością przypominała mi Jaskinię Alf w naszej watasze. Z tą różnicą, że ta była wypełniona różnego rodzaju księgami, ziołami i... Kurzem. Wszystko wyglądało tak, jakby było nieużywane od dawna.
- Wybaczcie mi za bałagan. Już od dawna tutaj nie mieszkam - wyjaśniła, siadając z dala od wejścia. 
Usiadłam naprzeciwko niej i przyglądałam się jak układa swoją rozwichrzoną sierść. Moja prawdopodobnie wyglądała identycznie, jednak ja nie zamierzałam się tym przejmować. Miałam ważniejsze sprawy na głowie niż rozczochrane futro.
Bez słowa przyglądałam się jej pyskowi, próbując odnaleźć coś, co bym odnalazła w sobie. Z pewnością miałyśmy równie długą sierść oraz identyczne, jasnoniebieskie oczy, jednak czy coś jeszcze? Czy to moja wyobraźnia, czy nos wilczycy był lekko niebieskawy, a uszy ciemniejsze od reszty futra?
Usłyszałam chrząknięcie, dobiegające z mojej lewej strony. Spojrzałam pytającym wzrokiem na Asa, który siedział, nerwowo przebierając łapami.
- Vestar... Ty... Skąd wiedziałaś, gdzie mam szukać Tori?
Odpowiedziało mu głośne westchnięcie.
- Od razu do rzeczy? Nie spytacie co u mnie? Nie opowiecie, jak wam się wiedzie jako para? Kiedy zostanę babcią? - spytała, uśmiechając się nieco nieprzyjemnie.
- Skąd wiesz...? - wtrąciłam zszokowana.
- Och, Torance, błagam cię. Już od pierwszego dnia było widać, że Asgrim ci się podoba. Jemu zajęło to trochę więcej czasu, ale zanim został mi przydzielony, już był tobą zauroczony. Dziwi mnie, że zajęło wam to aż tyle... - zamilkła na moment, który wykorzystałam na otwarcie pyska w niemym zdziwieniu i wymienieniu zszokowanych spojrzeń z Asem. - Chociaż Eydis wam raczej nie sprzyjała.
Zimny głos wilczycy pobrzmiewał rozbawieniem, a oczy błyszczały, gdy patrzyła to na mnie, to na Asa.
Po dłuższej chwili zdołałam się otrząsnąć i odezwać:
- Opowiedz mi, skąd wiedziałaś, że należę do Watahy Magicznych Wilków i gdzie ona leży. Czemu pozwoliłaś mi żyć wśród ludzi nieświadoma swojego pochodzenia? Czemu w ogóle musiałam odejść? I czemu...
Wadera uniosła łapę, nakazując mi zamilknąć.
- Zadajesz za dużo pytań - stwierdziła. Odpowiedziałam jej niezadowolonym prychnięciem. - To długa historia, a ja nie mam zbyt wiele czasu.
- Ale...
Vestar posłała mi groźne spojrzenie, pod którym natychmiastowo umilkłam.
- Muszę powiedzieć Nevrze, że nie wrócę na noc oraz, że nie życzę sobie, by mi przeszkadzano. Poczekacie tutaj do czasu, aż wrócę, jasne?
Poczułam nagły wybuch niedowierzania tuż obok mnie.
- Nie wrócisz na noc do...?
- Mojego partnera. Wielki Mistrz i ja założyliśmy rodzinę. Mamy szczeniaka, Nilsa - odpowiedziała wilczyca i nie zwracając uwagi na naszą reakcję, wyszła z groty.
Wpatrywałam się zszokowana w pysk Asgrima, który - ku mojemu jeszcze większemu zdziwieniu - uśmiechał się. Chwilę po nim nastąpił głośny wybuch histerycznego śmiechu.
Basior śmiał się i śmiał, a ja czułam się, jakby grunt osunął mi się pod łapami.
- Ma... Mają... Szcze... niaka... - powiedział między wybuchami śmiechu samiec. Spojrzałam w niego zdenerwowana i szybką myślą, nakazałam mu opanować histerię.
Przyglądałam mu się, gdy oddychał głęboko. Gdy zdołał się uspokoić, podniósł na mnie wzrok i skinął lekko w podzięce.
- Co... Co o tym myślisz? - spytałam, siląc się na spokojny ton.
- Myślę, że to jest nienormalne - odpowiedział - Mamy przyrodniego brata. Tego samego brata.
Po chwili milczenia, zapytał:
- A ty, co o tym sądzisz?
Ja tylko głośno przeklęłam.

<C.D.N.>