Gdy tylko się dowiedziałam, że przyjęli mnie na na wybraną przeze mnie uczelnię poszłam pochwalić się tym przyjaciołom z watahy.
- Patty ja w to po prostu nie wierzę. Jestem taka szczęśliwa!
- Masz się z czego cieszyć - odezwał się Mid
- No i to nie wiesz jak... a co z wami? - zapytałam się ich.
- Wiesz, ja będę sekretarką - odezwała się Kiiuko
- Kazuma będzie pracować w policji.
- Dla mnie jest opcja strażak - dodała Patty
- Ja to jeszcze nie wiem - uśmiechnął się Midnight.
Tylko był jeden haczyk - internat. Szkołę zaczynam za 3 dni... ogólnie za cztery ale muszę się zakwaterować. Co do kierunku wybrałam wojskową, inaczej mundurową. Jednym z wymagań jest tam mundur. Na zwiedzanie szkoły jestem umówiona jutro i dostanę plan lekcji. Wiem tylko tyle, że będą tam zajęcia z samoobrony, poznawania i uczenia strzelania z broni palnych i nie tylko. Dobra, dowiem się jutro. Gadaliśmy tak do północy. Potem wszyscy się rozeszliśmy i akurat ja poszłam spać, tylko miałam problem. Nie potrafiłam zasnąć... patrzyłam się w niebo i na te piękne gwiazdy. Cały czas myślałam o szkole
- Taaa, jasne... Shay będzie wojskową... i czego jeszcze dusza zapragnie?
Zmusiłam się do spania. No i po jakimś czasie zasnęłam, czekając na jutrzejszy dzień.
<cdn>
Uwagi:
Nadal przecinki niestarannie stawiasz. Powinno być "samoobrony, poznawania", a nie "samoobrony,poznawania". Nie zapominaj o Spacji PO przecinku.
"Po prostu" piszemy osobno.
Nadal wypowiedzi (myślniki) nie są postawione tak, jak sobie tego życzyłam.
W wyrazie "policji" piszemy jedno "i".
"Tylko był jeden haczyk-internat." - jeżeli piszesz coś w ten sposób, czyli <wraz>-<wyraz>, oznacza to, że może to być biało-czerwone, albo drewniano-metalowe. W tym przypadku więc pisz "haczyk - internat", czyli dodaj Spację przed i po myślniku.
Wyraz "wojskową" starczy, że napiszesz małą literą. W op. nie był to początek zdania.
Zacieśnianie więzi
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)
niedziela, 18 stycznia 2015
Od Valki "Tam jest północ, a tam południe" cz. 1
- Czyli tam jest północ, a tam południe... - mruknęłam do siebie patrząc w niebo. - A może na odwrót?
To moja pierwsza lekcja w terenie... Znaczy się całkowicie sama. Miałam za zadanie spędzić tydzień sama w lesie. To mój pierwszy dzień. Tak, pierwszy, a już mam dosyć. Niezbyt lubię tego typu zadania. Kręciłam się w kółko od dobrych paru godzin. I co teraz? Nie wolno było mi wracać do innych wilków. Eh... Co ja teraz zrobię? Usiadłam na miękkim mchu. Zmarszczyłam brwi i w skupieniu "wgapiałam się" w pobliskie drzewo. Zagapiłam się tak, że nie usłyszałam zbliżającego się do mnie od tyłu pewnego zwierzęcia. Ono chyba też mnie nie dostrzegło. Usłyszałam je dopiero po chwili, gdy ten podszedł odrobinę bliżej i złamał kopytem gałąź. Powolutku obróciłam głowę, zastanawiając się, któż taki chciał mi zrobić niespodziankę. Był to okazały, brązowy jeleń z pięknym dużym porożem. Atakować? Sama nie wiem, czy dałabym radę w pojedynkę. Wydało mi się to trochę dziwne, że jest sam, bez swojego stada. Patrzyłam na niego przez chwilę w bezruchu, póki on nie zauważył mnie. Również mi się przyglądał.
- Eeee... Cześć? - powiedziałam niemalże niesłyszalnie. Nie wiedziałam na co liczę, bo przecież wilki nie mogą się porozumiewać z innymi zwierzętami. Jeleń parsknął i ku mojemu zaskoczeniu odpowiedział:
- Witam. Cóż tu porabia taka zacna dama?
- Uh... Od dziś jestem wegetarianką. - rzekłam sama do siebie patrząc na niego w zdumieniu.
- Słuszna decyzja. Zgubiłaś rodziców?
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie. Mam tutaj pewien... sprawdzian. Mam 7 dni spędzić sama w lesie.
- Jesteś wilczym szczeniakiem, jak mniemam?
- Zgadza się.
- Dlaczego mnie w takim razie nie atakujesz?
- Nie lubię polować. Jak nie mam czego jeść, w ostateczności to robię...
- A nie możesz jeść trawy, tak jak ja? Jest bardzo smaczna. - uśmiechnął się zachęcająco. Roześmiałam się.
- Wybacz, ale jestem wilkiem i mogłoby mi to zaszkodzić, dlatego ja podziękuję za tą propozycję. Więcej dla ciebie.
- Skoro tak mówisz... Mogę wiedzieć, jak ci na imię?
- Valka, a tobie?
- Summer.
- Wiesz, że summer to po angielsku lato?
- Nie. Naprawdę? - zapytał zaintrygowany. - A czymże jest ten "angielski"?
- Taki język. Mówią nim w innym kraju.
- Króliki?
- Nie... - roześmiałam się. - Ludzie.
- Znasz ten angielski? - zdumił się.
- Tak, ale tylko kilka słówek.
- A po ludzku potrafisz mówić?
- Tak. Nieskromnie mówiąc świetnie mi to idzie.
- Naprawdę? Wiesz, że masz niesamowite szczęście? Niewiele zwierząt umie się posługiwać tym językiem. - rzekł patrząc na mnie z podziwem.
- Heh... Różnie w życiu bywa. Po prostu lubię sobie podpatrywać ludzi w mieście i się nauczyłam...
- Jak to "podpatrujesz"? Poszłaś do miasta?
- I tak i nie... Stoję na skraju, czając się za drzewami. Czasami przychodzą na tereny watahy i rozmawiają.
- A wiesz, że przy tym dużo ryzykujesz?
- No wiem... - zmartwiłam się. - Ale nie mam w sumie niczego innego do roboty.
- A rodzice ci na to pozwalają?
Zapanowała cisza.
- Valka? - zapytał po kilku sekundach pozbawionych odpowiedzi z mojej strony. Uniosłam łeb i popatrzyłam na niego. Siorbnęłam nosem ledwie co powstrzymując łzy napływające do oczu.
- Rodzice nie żyją...
- Bardzo mi przykro... Nie wiedziałem. - zmartwił się podchodząc trochę bliżej. - Wszystko w porządku?
Zamrugałam szybciej oczami. Zrobiłam to, ponieważ po pierwsze w ten sposób powstrzymałam całkowicie łzy, a po drugie mrówki zaczęły oplatać moje łapy. Najwidoczniej w pobliżu było mrowisko...
<c.d.n.>
Uwagi: brak
- Valka, a tobie?
- Summer.
- Wiesz, że summer to po angielsku lato?
- Nie. Naprawdę? - zapytał zaintrygowany. - A czymże jest ten "angielski"?
- Taki język. Mówią nim w innym kraju.
- Króliki?
- Nie... - roześmiałam się. - Ludzie.
- Znasz ten angielski? - zdumił się.
- Tak, ale tylko kilka słówek.
- A po ludzku potrafisz mówić?
- Tak. Nieskromnie mówiąc świetnie mi to idzie.
- Naprawdę? Wiesz, że masz niesamowite szczęście? Niewiele zwierząt umie się posługiwać tym językiem. - rzekł patrząc na mnie z podziwem.
- Heh... Różnie w życiu bywa. Po prostu lubię sobie podpatrywać ludzi w mieście i się nauczyłam...
- Jak to "podpatrujesz"? Poszłaś do miasta?
- I tak i nie... Stoję na skraju, czając się za drzewami. Czasami przychodzą na tereny watahy i rozmawiają.
- A wiesz, że przy tym dużo ryzykujesz?
- No wiem... - zmartwiłam się. - Ale nie mam w sumie niczego innego do roboty.
- A rodzice ci na to pozwalają?
Zapanowała cisza.
- Valka? - zapytał po kilku sekundach pozbawionych odpowiedzi z mojej strony. Uniosłam łeb i popatrzyłam na niego. Siorbnęłam nosem ledwie co powstrzymując łzy napływające do oczu.
- Rodzice nie żyją...
- Bardzo mi przykro... Nie wiedziałem. - zmartwił się podchodząc trochę bliżej. - Wszystko w porządku?
Zamrugałam szybciej oczami. Zrobiłam to, ponieważ po pierwsze w ten sposób powstrzymałam całkowicie łzy, a po drugie mrówki zaczęły oplatać moje łapy. Najwidoczniej w pobliżu było mrowisko...
<c.d.n.>
Uwagi: brak
Od Ajaxa "Tajemnica starej księgi" cz.16 (cd. Rose)
I jej się udało. "Wyczarowała" lustro. W nim, zamiast szkła, znajdowało się dziwne, świecące coś, co wyglądało jakby ktoś godzinę wycierał kartkę kurą pomalowaną na czarno i czerwono. Do tego bolały przez to oczy.
- Co to ma być? To wygląda jak obiad autorstwa mojej matki! – Krzyknąłem.
- To portal. – Powiedziała Rose. Sądziłem, że portale istnieją jedynie w bajeczkach dla szczeniaków. A tu proszę – jednak nie. Nie wiedziałem, co będzie dalej.
- I kto pierwszy? – Zapytałem.
- Sądzę, że ty.
- Co? Przecież panie mają pierwszeństwo! – Uśmiechnąłem się i wepchnąłem ją do portalu. Tak, żem się nagle elegancki zrobił. Zaraz po wepchnięciu tam Rose, postanowiłem nie zostawiać jej tam samej i powoli, ostrożnie wszedłem. To było bardzo, bardzo dziwne. Nie wiem, co działo się po tym. Widziałem ciemność, jakbym śnił, ale byłem totalnie rozbudzony. Nawet raz się uderzyłem, by sprawdzić czy na pewno jeszcze żyję, czy nie śpię. To było okropne. Nie wiem, czy spadałem, czy stałem na niewidzialnej ziemi. Wszystko nagle zniknęło, a Rose nigdzie nie było. Mogłem tylko stać, czy tam lecieć, czekając na to, co może nastąpić lada chwila...
<Rose? Żyjesz tam? xd>
Uwagi: brak
- Co to ma być? To wygląda jak obiad autorstwa mojej matki! – Krzyknąłem.
- To portal. – Powiedziała Rose. Sądziłem, że portale istnieją jedynie w bajeczkach dla szczeniaków. A tu proszę – jednak nie. Nie wiedziałem, co będzie dalej.
- I kto pierwszy? – Zapytałem.
- Sądzę, że ty.
- Co? Przecież panie mają pierwszeństwo! – Uśmiechnąłem się i wepchnąłem ją do portalu. Tak, żem się nagle elegancki zrobił. Zaraz po wepchnięciu tam Rose, postanowiłem nie zostawiać jej tam samej i powoli, ostrożnie wszedłem. To było bardzo, bardzo dziwne. Nie wiem, co działo się po tym. Widziałem ciemność, jakbym śnił, ale byłem totalnie rozbudzony. Nawet raz się uderzyłem, by sprawdzić czy na pewno jeszcze żyję, czy nie śpię. To było okropne. Nie wiem, czy spadałem, czy stałem na niewidzialnej ziemi. Wszystko nagle zniknęło, a Rose nigdzie nie było. Mogłem tylko stać, czy tam lecieć, czekając na to, co może nastąpić lada chwila...
<Rose? Żyjesz tam? xd>
Uwagi: brak
Od Patricii "Impreza się skończyła" cz.1
Przechadzałam się po terenach. Od dawna nic nowego tutaj się nie wydarzyło. Cały czas przychodzili tu nowi. Kii w końcu przestała ich przyjmować. Myślałam, że teraz to wreszcie przestanie ich przybywać... Jednak nie. Jak ktoś tylko sobie pójdzie od razu wychodzą z ukrycia i chcą dołączyć. Ostatnio nie chcę towarzystwa. Hałas, ruch i dźwięki mnie denerwują. Czuje się wiecznie zmęczona. Cały czas czuje ból. Przez to jestem dla wszystkich wredna. Tłumacze się im jednak. Chyba mi nie wierzą. Ważne jest to że wybaczają. Wiele razy chodziłam do medyczki. Badała mnie i badała. Nie mogła jednak rozpoznać jaka to choroba.
Poszłam nad wodospad. Napiłam się wody. Ból się powiększył. Ugh... Położyłam się na ziemi. Czułam jak bije mi serce. Coraz szybciej i szybciej. Nagle przestało. Poczułam się jakby ktoś mnie podnosił do góry. Poczułam wiatr. Byłam na wysokości drzew. Spojrzałam na dół. Tam byłam ja, leżałam. Podniosłam łapę i na nią spojrzałam. Była na pół przezroczysta. Chciałam zejść na dół wejść do swojego ciała. Tak jak chciałam zniżyłam się. Jednak nie udało mi się wejść do ciała. I co, będę sobie tak latać już zawsze?! Ktoś mnie zobaczył, a raczej moje ciało. To był Kai. Gdybym była żywa zabiłoby mi szybciej serce. Chwila, chwila.... Ja jestem martwa?! Nie to przecież niemożliwe! Czemu ja?! Kai spojrzał na mnie.
- Patricia! - usłyszałam jego krzyk jakby był bardzo daleko.
- Jestem tutaj! - krzyknęłam, on jednak mnie nie usłyszał. Basior potrząsnął mną.
- Idziemy do Ice! - powiedział, wziął mnie na grzbiet i zaniósł do jaskini lekarki.
- Ice! Ona zemdlała! - krzyknął i położył mnie na skale, który udawał stół. Wadera szybko podbiegła. Położyła twarz w okolicach mojego serca.
- Kai, ona nie żyje.... - powiedziała Ice.
- Nieprawda! Ja jestem tutaj! - krzyknęłam. Dalej mnie nie słyszeli.
- Na co ona zmarła? - spytał Kai chowając twarz
- Nie wiem. Nie znam tej choroby. - powiedziała Ice
- Kai.... Wadera zaczęła coś mówić, ale nic nie usłyszałam. Przeszedł przez moją duszę dreszcz. Wszystko się rozmazało. Zobaczyłam światło. Wyrywałam się, by nie iść w jego stronę. Jednak wbrew mojej woli byłam coraz bliżej niego.
- Twoja impreza zwana życiem się już skończyła. - usłyszałam niski głos
- Nie! - krzyknęłam
- Ja nie chcę! - wyrwałam się tej nieziemskiej sile
- Nie masz wyboru. Twój czas już się skończył. - usłyszałam
- Nieprawda! Wracam na Ziemię. - oznajmiłam i zaczęłam się cofać. Otworzyłam oczy. Byłam na ziemi. Podniosłam się. Podniosłam łapę. Już nie była przezroczysta. Miałam sierść. Wstałam i zaczęłam tańczyć. Podczas moich wygibasów w progu jaskini stanęła Ice, Kai i Kiiyuko. Szybko jednak uciekli. Usiadłam osamotniona.
<C. D. N.>
Uwagi:
"Wierzą" piszemy przez "rz", bo wymienia się na "wiara".
W wyrazie "niemożliwe" cząstkę "nie" piszemy razem.
W wyrazie "nieprawda" cząstkę "nie" piszemy razem.
Poszłam nad wodospad. Napiłam się wody. Ból się powiększył. Ugh... Położyłam się na ziemi. Czułam jak bije mi serce. Coraz szybciej i szybciej. Nagle przestało. Poczułam się jakby ktoś mnie podnosił do góry. Poczułam wiatr. Byłam na wysokości drzew. Spojrzałam na dół. Tam byłam ja, leżałam. Podniosłam łapę i na nią spojrzałam. Była na pół przezroczysta. Chciałam zejść na dół wejść do swojego ciała. Tak jak chciałam zniżyłam się. Jednak nie udało mi się wejść do ciała. I co, będę sobie tak latać już zawsze?! Ktoś mnie zobaczył, a raczej moje ciało. To był Kai. Gdybym była żywa zabiłoby mi szybciej serce. Chwila, chwila.... Ja jestem martwa?! Nie to przecież niemożliwe! Czemu ja?! Kai spojrzał na mnie.
- Patricia! - usłyszałam jego krzyk jakby był bardzo daleko.
- Jestem tutaj! - krzyknęłam, on jednak mnie nie usłyszał. Basior potrząsnął mną.
- Idziemy do Ice! - powiedział, wziął mnie na grzbiet i zaniósł do jaskini lekarki.
- Ice! Ona zemdlała! - krzyknął i położył mnie na skale, który udawał stół. Wadera szybko podbiegła. Położyła twarz w okolicach mojego serca.
- Kai, ona nie żyje.... - powiedziała Ice.
- Nieprawda! Ja jestem tutaj! - krzyknęłam. Dalej mnie nie słyszeli.
- Na co ona zmarła? - spytał Kai chowając twarz
- Nie wiem. Nie znam tej choroby. - powiedziała Ice
- Kai.... Wadera zaczęła coś mówić, ale nic nie usłyszałam. Przeszedł przez moją duszę dreszcz. Wszystko się rozmazało. Zobaczyłam światło. Wyrywałam się, by nie iść w jego stronę. Jednak wbrew mojej woli byłam coraz bliżej niego.
- Twoja impreza zwana życiem się już skończyła. - usłyszałam niski głos
- Nie! - krzyknęłam
- Ja nie chcę! - wyrwałam się tej nieziemskiej sile
- Nie masz wyboru. Twój czas już się skończył. - usłyszałam
- Nieprawda! Wracam na Ziemię. - oznajmiłam i zaczęłam się cofać. Otworzyłam oczy. Byłam na ziemi. Podniosłam się. Podniosłam łapę. Już nie była przezroczysta. Miałam sierść. Wstałam i zaczęłam tańczyć. Podczas moich wygibasów w progu jaskini stanęła Ice, Kai i Kiiyuko. Szybko jednak uciekli. Usiadłam osamotniona.
<C. D. N.>
Uwagi:
"Wierzą" piszemy przez "rz", bo wymienia się na "wiara".
W wyrazie "niemożliwe" cząstkę "nie" piszemy razem.
W wyrazie "nieprawda" cząstkę "nie" piszemy razem.
Od Shaylin "Bójka"
Przemierzałam kolejne kilometry w ludzkim ciele. Spodobało mi się być człowiekiem, gdyż dość rzadko nim byłam. Słyszałam nadjeżdżające samochody oraz czułam zapach benzyny. Wyłaniając się zza lasu... pomyślałam, że to jest przecież miasto. Duże i piękne, w którym znajdę prawie wszystko. Był już zmrok, więc praktycznie sami bandyci czaili się w nim. Na szczęście byłam choć trochę uzbrojona. Unikałam wrogo wyglądających ludzi oraz ich spojrzeń. Byłam nadzieją że nic się nie stanie, lecz byłam w błędzie. Za mną szło trzech chłopaków. Śmiali się.
- Hej, poczekaj na nas... My się tobą zaopiekujemy. - nie miałam ochoty zwracać na tych idiotów uwagi.
- Kiciu... zamruczysz? - zaśmiał się drugi. Trzeci pociągnął mnie za tył bluzy.
- Spadaj! - wrzasnęłam, uderzając go w twarz. Pobiegłam przed siebie, starając się uciec. Oni niestety podążyli za mną. Udawałam przerażenie, choć wiedziałam, że to ja wygram... chciałam ich podręczyć. Teraz to ja się pośmieję. Stanęłam nagle na przeciwko nich. Również się zatrzymali, o mało na siebie nie wpadając. Ten pierwszy spojrzał na mnie lekko zdziwiony, nie wiedząc, cóż takiego uknułam.
- Nie boisz się? - spytał - Nie boisz się swoich lęków?
Ścisnęło mi żołądkiem.
- Nie - skłamałam. Skierował w moją stronę sztylet, lecz ja się cofnęłam.
- A powinnaś... Chłopaki, bierzcie ją. Przyda się.
Po tych słowach nie miałam już czasu na głupie pogawędki... biegłam dalej. Potykałam się o własne nogi. Tym razem naprawdę mnie nastraszyli. Schowałam się za następną aleją. Dwóch biegło dalej, lecz ten jeden zniknął z mojego pola widzenia. Starałam uspokoić swój oddech.
- Znalazłem cię - szepnął mi niespodziewanie jeden z chuliganów do ucha, który najwidoczniej ukrył się wcześniej za mną. Wykręcił mi rękę do tyłu.
- Nie powiedziałabym. Masz problem, bo ja się nie boje żadnego z was - parsknęłam. Wykręcił je boleśnie jeszcze mocniej. Zamknęłam oczy marszcząc nos z bólu. Potem drugą ręką zakrył mi usta. Po co? Nagle popchnął mnie na ziemię, o mało nie łamiąc mi kości. Stał nade mną, a gdy chciałam się podnieść kopnął mnie z całej siły w plecy. Z bólem padłam na brzuch. Usiadł obok mnie gwiżdżąc.
- Po co dziewczyny wybierają się po zmroku na miasto? Nie myślisz, że to jest niebezpieczne?
- Co cie to obchodzi?! - krzyknęłam podnosząc się z trudem z chodnika. Miałam ten moment... wyciągnęłam po cichu scyzoryk z kieszeni i niezauważalnie wbiłam kolesiowi w nogę. Podniosłam się całkowicie, a on prędko chwycił moją nogę. Wyrwałam się mu i na dokładkę kopnęłam go nogą w twarz, łamiąc mu przy tym nos. Nie wiedziałam, że jest taki kruchy. Zaklął. Jego kumple wtedy również się zjawili. Po krótkim spojrzeniu rzuconym na kolegę garbiącego się z bólu, przetestowałam na ich twarzach wykop wpół obrotu. Lekko dysząc już z wyczerpania wbiłam im po moim zapasowym nożyku w brzuchy, tak szybko, że nie zauważyli nic. Pobiegłam w stronę lasu, nim zdążyli się zorientować, co się stało.
- Chłopaki, nie zadziera się z obcymi! - krzyknęłam śmiejąc się. Zostawiłam ich rannych. Ojoj, za to będę mieć kłopoty.
- Dorwę cię ty... - wystękał jeden, ale nie chcąc już tego słuchać, zwyczajnie ulotniłam się.
Uwagi:
Tytułuj op.!
"-- Przemierzałam kilometry w ludzkim ciele." - po co te dwa myślniki na początku? Najpierw pisałaś "........", a teraz myślniki. To jest zbędne.
"Benzyny" piszemy przez "en".
Ogranicz ".." i "...".
Przyjrzyj się temu, jak stawiasz przecinki, bo raz wygląda to tak: nie, bo nie (prawidłowe), raz tak: nie , bo nie, raz tak: nie ,bo nie.
"Za mną szło trzech chłopaków. Śmiali się za mną." - unikaj powtórzeń.
Wypowiedzi postaci zaczynające się od myślnika piszemy od wielkiej litery, bo to początek zdania.
Zamiast: "- nie-skłamałam.", pisz: "- Nie - skłamałam.", widzisz różnicę? Przyjrzyj się odstępom przed i po myślniku.
"Wrzasknęłam" - nigdy nie słyszałam o takim słowie. Jak już to "wrzasnęłam".
"- Nie boisz się? -spytał- nie Boisz się swoich lęków?hee..-ścisnęło mi żołądkiem." - szkoda mi aż po prostu słów, bo nic nie rozumiem. Kto co mówi? To dwie wypowiedzi czy jedna?
Opowiadanie ogólnie jest bardzo chaotyczne, dokładnie nie wiadomo co się dzieje i kiedy, za dużo ciosów jak na raz. Zrobiła to bez jakiegokolwiek zmęczenia. Czyż to nie jest dziwne? Wyrwała się z jego uścisku, ot tak, ale już nie napisałaś w jaki sposób. Mam wrażenie, że słabo znasz odruchy i ograniczenia fizyczne ludzi. Rzucając ją na ziemię z takiego uchwytu złamałby jej rękę. Skąd tyle scyzoryków i noży? Skąd je w ogóle wyciągali? Z kieszeni? A może brzydko mówiąc z d**y (przepraszam za słowo)? Czy to normalne, że wilk lub zwykła dziewczyna ich nosi przy sobie całe mnóstwo? Od zawsze dziewczyny były słabsze od mężczyzn, a ona ich pokonała bez trudu. Mają też krótszy czas reakcji, a tutaj było na odwrót. Jak? Nie ma wpisane przy form żadnych super sił, ani nie ma medalionu, dzięki któremu by się nie zmęczyła i miała większą siłę. Nie rób z niej Supermana. Musiałam też poprawić kilka innych rzeczy, aby nabrało to większego sensu...
Mam wrażenie, że nie czytasz tych op. po napisaniu. Gdy jednak to zaczniesz robić i poprawiać błędy, zobaczysz, jak wielu pomyłek się pozbędziesz.
- Hej, poczekaj na nas... My się tobą zaopiekujemy. - nie miałam ochoty zwracać na tych idiotów uwagi.
- Kiciu... zamruczysz? - zaśmiał się drugi. Trzeci pociągnął mnie za tył bluzy.
- Spadaj! - wrzasnęłam, uderzając go w twarz. Pobiegłam przed siebie, starając się uciec. Oni niestety podążyli za mną. Udawałam przerażenie, choć wiedziałam, że to ja wygram... chciałam ich podręczyć. Teraz to ja się pośmieję. Stanęłam nagle na przeciwko nich. Również się zatrzymali, o mało na siebie nie wpadając. Ten pierwszy spojrzał na mnie lekko zdziwiony, nie wiedząc, cóż takiego uknułam.
- Nie boisz się? - spytał - Nie boisz się swoich lęków?
Ścisnęło mi żołądkiem.
- Nie - skłamałam. Skierował w moją stronę sztylet, lecz ja się cofnęłam.
- A powinnaś... Chłopaki, bierzcie ją. Przyda się.
Po tych słowach nie miałam już czasu na głupie pogawędki... biegłam dalej. Potykałam się o własne nogi. Tym razem naprawdę mnie nastraszyli. Schowałam się za następną aleją. Dwóch biegło dalej, lecz ten jeden zniknął z mojego pola widzenia. Starałam uspokoić swój oddech.
- Znalazłem cię - szepnął mi niespodziewanie jeden z chuliganów do ucha, który najwidoczniej ukrył się wcześniej za mną. Wykręcił mi rękę do tyłu.
- Nie powiedziałabym. Masz problem, bo ja się nie boje żadnego z was - parsknęłam. Wykręcił je boleśnie jeszcze mocniej. Zamknęłam oczy marszcząc nos z bólu. Potem drugą ręką zakrył mi usta. Po co? Nagle popchnął mnie na ziemię, o mało nie łamiąc mi kości. Stał nade mną, a gdy chciałam się podnieść kopnął mnie z całej siły w plecy. Z bólem padłam na brzuch. Usiadł obok mnie gwiżdżąc.
- Po co dziewczyny wybierają się po zmroku na miasto? Nie myślisz, że to jest niebezpieczne?
- Co cie to obchodzi?! - krzyknęłam podnosząc się z trudem z chodnika. Miałam ten moment... wyciągnęłam po cichu scyzoryk z kieszeni i niezauważalnie wbiłam kolesiowi w nogę. Podniosłam się całkowicie, a on prędko chwycił moją nogę. Wyrwałam się mu i na dokładkę kopnęłam go nogą w twarz, łamiąc mu przy tym nos. Nie wiedziałam, że jest taki kruchy. Zaklął. Jego kumple wtedy również się zjawili. Po krótkim spojrzeniu rzuconym na kolegę garbiącego się z bólu, przetestowałam na ich twarzach wykop wpół obrotu. Lekko dysząc już z wyczerpania wbiłam im po moim zapasowym nożyku w brzuchy, tak szybko, że nie zauważyli nic. Pobiegłam w stronę lasu, nim zdążyli się zorientować, co się stało.
- Chłopaki, nie zadziera się z obcymi! - krzyknęłam śmiejąc się. Zostawiłam ich rannych. Ojoj, za to będę mieć kłopoty.
- Dorwę cię ty... - wystękał jeden, ale nie chcąc już tego słuchać, zwyczajnie ulotniłam się.
Uwagi:
Tytułuj op.!
"-- Przemierzałam kilometry w ludzkim ciele." - po co te dwa myślniki na początku? Najpierw pisałaś "........", a teraz myślniki. To jest zbędne.
"Benzyny" piszemy przez "en".
Ogranicz ".." i "...".
Przyjrzyj się temu, jak stawiasz przecinki, bo raz wygląda to tak: nie, bo nie (prawidłowe), raz tak: nie , bo nie, raz tak: nie ,bo nie.
"Za mną szło trzech chłopaków. Śmiali się za mną." - unikaj powtórzeń.
Wypowiedzi postaci zaczynające się od myślnika piszemy od wielkiej litery, bo to początek zdania.
Zamiast: "- nie-skłamałam.", pisz: "- Nie - skłamałam.", widzisz różnicę? Przyjrzyj się odstępom przed i po myślniku.
"Wrzasknęłam" - nigdy nie słyszałam o takim słowie. Jak już to "wrzasnęłam".
"- Nie boisz się? -spytał- nie Boisz się swoich lęków?hee..-ścisnęło mi żołądkiem." - szkoda mi aż po prostu słów, bo nic nie rozumiem. Kto co mówi? To dwie wypowiedzi czy jedna?
Opowiadanie ogólnie jest bardzo chaotyczne, dokładnie nie wiadomo co się dzieje i kiedy, za dużo ciosów jak na raz. Zrobiła to bez jakiegokolwiek zmęczenia. Czyż to nie jest dziwne? Wyrwała się z jego uścisku, ot tak, ale już nie napisałaś w jaki sposób. Mam wrażenie, że słabo znasz odruchy i ograniczenia fizyczne ludzi. Rzucając ją na ziemię z takiego uchwytu złamałby jej rękę. Skąd tyle scyzoryków i noży? Skąd je w ogóle wyciągali? Z kieszeni? A może brzydko mówiąc z d**y (przepraszam za słowo)? Czy to normalne, że wilk lub zwykła dziewczyna ich nosi przy sobie całe mnóstwo? Od zawsze dziewczyny były słabsze od mężczyzn, a ona ich pokonała bez trudu. Mają też krótszy czas reakcji, a tutaj było na odwrót. Jak? Nie ma wpisane przy form żadnych super sił, ani nie ma medalionu, dzięki któremu by się nie zmęczyła i miała większą siłę. Nie rób z niej Supermana. Musiałam też poprawić kilka innych rzeczy, aby nabrało to większego sensu...
Mam wrażenie, że nie czytasz tych op. po napisaniu. Gdy jednak to zaczniesz robić i poprawiać błędy, zobaczysz, jak wielu pomyłek się pozbędziesz.
Subskrybuj:
Posty (Atom)