Dialogi
są napisane w j. polskim, aby były wszystkim zrozumiałe, jednak w
rzeczywistości Aurelliah mówi po angielsku z wyraźnym amerykańskim
akcentem.
Sierpień 2019 r.
W
sali panował półmrok, spotkanie było zaaranżowane całkowicie
spontanicznie. Mój agent nerwowo pukał palcami w szklany blat, ja
obserwowałam to z tępym wyrazem twarzy. Aż po prostu czułam, jak twarz
robi mi się sina. Nie miałam siły patrzeć mu w oczy.
- Pani Vinyl,
naprawdę to nie ma sensu dalej tego drążyć! Proszę nie udawać, że
wszystko jest w porządku. Nie mamy już pieniędzy!
- Zwrócą się po premierze. To naprawdę wielki projekt, musimy zdobyć więcej...
-
Nasze studio wcale nie jest takie popularne! Nie ma szans na
wpuszczenie filmu do wszystkich kin w kraju! Nie kupią go, bo może być
słaby i nikt nie przyjdzie! Mówiłem pani! Powinna pani zacząć od czegoś
mniejszego, obyczajówki, albo co...
- Kiedy ja chciałam i wciąż
chcę film akcji! - krzyknęłam, podnosząc się z miękkiego, skórzanego
fotela - Nie dam wyrzucić mojego projektu do kosza!
- Jesteśmy zmuszeni to zrobić. Ponosimy zbyt wielkie straty...
-
Scenariusz jest już napisany, krytycy uważają go za dostatecznie dobry.
Mamy speców od efektów specjalnych, wszyscy uważają to za naprawdę
obiecujący projekt i...
- I czym pani im zapłaci? - powiedział zmęczonym głosem - Nie będą pracować za darmo.
- Nie pozwolę... - zaczęłam ostro, ale ponownie mi przerwał:
-
Sprawa jest już przesądzona. Zamykamy prace nad pani filmem już w
przyszłym tygodniu - oznajmił sztucznie zasmuconym głosem. Zacisnęłam
ręce w pięści, z trudem opanowując gniew.
- Może jak zdołam coś zrobić...
-
Miliard dolarów w funduszach i ani grosza mniej - oznajmił, zbierając
swoje dokumenty do czarnej teczki - Dopiero wtedy możemy mówić o
kontynuacji. Jeśli pani się nie uda - trudno. Kasujemy projekt.
Miliard, miliard, miliard...
- ta liczba grzmiała w mojej głowie. Agent finansowy wyszedł z sali
konferencyjnej, a ja dalej stałam, skupiając się. Na pewno młodzi
Kingdomowie dostali coś z majątku rodziców, mogłabym poprosić chociażby
Patricka... O ile go znajdę. Ostatnimi laty zniknął bez śladu i w tym
problem. Kilkaset tysięcy mogłabym również pożyczyć od Biscuita, ale i
tak do chociażby ćwierci miliarda brakuje mi całkiem sporo.
Poczułam
jeszcze większa złość. Skąd ja niby miałabym tyle wytrzasnąć? Już i tak
podbierałam znajomym trochę funduszy na rzecz realizacji "Astro". Nie
wiedziałam, czy dadzą jeszcze więcej. Ciężko padłam na krzesło. Miałam
mnóstwo długów, a i tak wyglądało na to, że będę mieć ich jeszcze
więcej... Nagle kompletnie znieruchomiałam. Miliard? Podobno najdroższym filmem do tej pory był ten po trzysta milionów łącznie. Może w to wliczony jest również podatek, jednak i tak zdawało mi się, iż ilość wydatków na film wynosi znacznie więcej, niż słynni "Piraci z Karaibów". Co jeśli naprawdę szykował się nowy najdroższy film w historii kinematografii? Zabębniłam paznokciami w śnieżnobiałe zęby. Miałam już totalny mętlik w głowie. Musiałam iść się przewietrzyć i zadzwonić do Herberta.
Kiedy wstałam, krzesło cicho zaskrzypiało. Wzięłam wszystkie swoje rzeczy i wyszłam z sali konferencyjnej. Ruszyłam niezmiennie cichym korytarzem, kierując się do windy. Wcisnąwszy guzik, wyciągnęłam z torebki telefon. Pospiesznie wybrałam numer swojego chłopaka. Jak zwykle odebrał prawie że od razu.
- Halo?
Słysząc jego ciepły głos, uśmiechnęłam się do siebie.
- Cześć, Biscuit. Jest tak, jak przewidziałeś. Zamierzają usunąć mój film. Nie mieści mi się to w głowie. Naprawdę. Każą mi zdobyć w tydzień miliard dolarów, inaczej nie ma mowy o kontynuacji - opowiedziałam, wchodząc do całkowicie pustej windy. Na całe szczęście w jej wnętrzu wcale nie było tej irytującej muzyki, która mogłaby mi przeszkodzić w rozmowie. Wcisnęłam przycisk okraszony największym numerem. Po drugiej stronie zapanowała cisza. Drzwi się zatrzasnęły, winda ruszyła. Mężczyzna dopiero po chwili zdołał wyrzucić z siebie ciche mruknięcie.
- Rozumiesz ty to? Chamstwo po prostu. Zupełnie, jakby mogli mieć władzę nad takimi rzeczami.
- Kochanie, ale mają do tego jak największe prawo - powiedział ostrożnie, starannie dobierając każde słowo - Rozumiem ich warunek, jednak również uważam go za nieco przesadzony. Gdyby zmniejszyli tę sumę o połowę...
Po chwili milczenia, w końcu odetchnęłam z zrezygnowaniem.
- Masz rację, zachowałam się jak idiotka. Powinnam była zdobyć te pieniądze już na początku. Wybacz, poniosło mnie.
- Nie dziwię się. Dobrze, że nie zadzwoniłaś po adwokata - zaśmiał się, na co ja odpowiedziałam tym samym.
- Racja, gość mógłby być trochę zmieszany.
Śmialiśmy się jeszcze przez chwilę, póki nie uświadomiłam sobie, że Herberta wcale nie ma ze mną. Że słyszę go tylko po drugiej stronie. Nie jest w tej dziurze, zwanej Polską, gdzie miasto graniczy z lasem, tylko siedzi w swoim wygodnym studiu w Wielkiej Brytanii. Sama już nie pamiętałam, kto mnie namówił do nakręcenia tych kilku scen akurat tutaj. Już nawet zaśmierdły Londyn, gdzie niebo było praktycznie całą dobę zachmurzone zdawało mi się być znacznie dogodniejszym miejscem.
- Wiesz, brakuje mi ciebie - powiedziałam w końcu. W moim głosie pobrzmiewał nieskrywany smutek. Chciałabym, by mnie teraz jak zwykle objął i pocałował w policzek, drapiąc swoim tygodniowym zarostem, którego nigdy nie chciało mu się golić. Bym mogła się roześmiać, próbując go odepchnąć, na co on by usiłował się wtulić jeszcze bardziej. Następnie wrócilibyśmy do domu, włączyli dobry film, porozmawiali ze sobą... Życie tutaj bez niego było tak pozbawione wyrazu.
- Mnie ciebie też - odparł po chwili. Słyszałam, że mówił szczerze. Po raz kolejny się uśmiechnęłam.
- Jeszcze kilka tygodni i wracam - stwierdziłam, starając się pocieszyć nie tylko jego, ale i samą siebie.
- Będę czekać - odparł. Drzwi windy się otworzyły, od razu dobiegło do mnie orzeźwiające, acz wilgotne powietrze. Wydałam z siebie ciche westchnięcie, widząc, iż na dworze zaczęło padać. I to wcale nie tak słabo. Lało jak z cebra. Latem to się niestety zdarzało i wyglądało na to, że w Polsce to również było dość powszechne. Rozłożyłam parasol i ruszyłam przed siebie. Byłam na dachu wieżowca, więc całkiem mocno wiało. Już miałam zacząć przeklinać wichurę, która zawiewała deszcz również na mnie, pomimo pozornej ochrony nad głową, kiedy stało się coś, czego nie przewidziałam. Naraz zrobiło się jasno, a mnie przeszył ból. Ostatnie, co pamiętałam, to uczucie spadania i całkowitej bezwładności ciała.
***
Ocknęłam się nagle, a brak poczucia jakiegokolwiek bólu w pierwszej chwili sprawił, że sądziłam, że wybudziłam się z kolejnego snu. Jednak kiedy nie ujrzałam pocieszającej, beżowej ściany swojej sypialni na którą wdzierały się poranne promienie słońca, ani zielonkawej farby, której użyto do zabarwienia pokoi, które wynajmowałam mieszkając w Polsce, ani nawet nie beznamiętnej bieli szpitalnej sali, tylko coś, co było... no właśnie, czym? Stękając cicho, podniosłam się do siadu i przyjrzałam się tej pochyłej powierzchni. Orientując się, iż była to skała, wybałuszyłam oczy. Jeszcze większym zdumieniem było dla mnie to, że moje piękne pastelowe ubrania, które kupiłam raptem trzy dni temu, cała biżuteria czy nawet zgrabne ludzkie dłonie, zwyczajnie zniknęły. Zamiast tego byłam porośnięta dziwnym, ciężkim futrem. Pisnęłam ze strachu. Nie miałam pojęcia, co się dzieje. Sama perspektywa, w jakiej się znajdowałam była dość... przerażająca. Zmieniłam się w potwora?! Co się tak właściwie stało?
Usłyszałam jakiś ludzki głos, jednak nie rozumiałam ani słowa. Mówił w jakimś innym, dźwięcznym języku, który prawdopodobnie już wielokrotnie słyszałam, będąc w mieście. W pierwszej chwili poczułam ulgę, jednak odwróciwszy się za siebie, poczułam jeszcze bardziej narastającą panikę. Stał przede mną... właśnie, kto? Ni to wilk, ni to pies... Kolorów też nie miał typowych do żadnych z ras. Przeraziłam się jeszcze bardziej, wycofując się jeszcze głębiej pod ścianę. Nie wiedziałam co mówił, jego wyraz pyska też kompletnie nic mi nie przekazywał. Nigdy nie miałam ręki do zwierząt, nie umiałam odczytywać ich emocji. Cała drżałam.
Na co dzień nie byłam taką panikarą, jednak cała ta sytuacja była dla mnie koszmarnie stresująca. Nie miałam zielonego pojęcia, co się stało i dlaczego, ani jakim cudem wylądowałam w takim, a nie innym miejscu.
- Kim jesteś? Kim JA jestem? I czy możesz mówić po angielsku? - zapytałam, jednak zwierz tylko przechylił głowę. Prawdopodobnie był to gest niezrozumienia. Zrobiło mi się znowu słabo. To brzmiało jakbym wciąż śniła, jednak wszystko wskazywało na to, że jednak był to świat całkowicie realny i prawdziwy.
<Chętny? Dla przypomnienia: Aurelliah nie umie mówić po polsku. Została znaleziona w okolicach Wodopoju. Była całkowicie nieprzytomna. Nie wiadomo dokładnie, jak się tam znalazła>