Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

sobota, 14 marca 2015

1000 postów!!!

Świętujemy! Mamy 1000 postów!!!
Każdy wilk otrzyma po bonusowe 10 pkt. (jak będzie 1100 postów - 11 pkt., 1200 postów - 12 pkt. itd., więc naprawdę watro)!

No i się udało! Wreszcie ten upragniony tysiak! Zakładając WMW szczerze nie myślałam, że kiedykolwiek uda mi się aż tyle opublikować... Myślałam, że 100 postów i do widzenia. Widzicie jakie to było dla mnie zdziwienie? ;p
Ciekawostka? Tak wyglądał post tyczący się opublikowania 100 postów. Podobny, prawda? Trzeba się trzymać dawnych zwyczajów... Można i to nawet już uznać za tradycję. Należy również pamiętać o tym, że kiedyś pkt. miały inną wartość:

Świętujemy! Mamy 100 postów!!!
Każdy wilk otrzyma po 10 pkt. (jak będzie 200 postów - 20 pkt., 300 postów - 30 pkt. itd., więc watro)!

Dziękuję Wam serdecznie za współpracę i pisanie op.,
Kiiyuko

Od Kai'ego "Spacer czy randka?" cz. 6 (cd. Nari)

Znajdowałem się pod powierzchnią wody przez dobre kilka sekund, machając łapami, usilnie starając się wynurzyć. W szarej, zmąconej wodzie wirowały bąbelki powietrza uchodzące z mojego nosa. Było niesamowicie zimno, więc prędko stwierdziłem, że zaraz zamarznę na kość! Machałem jeszcze mocniej łapami, tak, że udało mi się trochę unieść w górę. Jeszcze bardziej się wysiliłem. Bum! Uderzyłem się głową z dość sporą siłą w lód. Skrzywiłem się z bólu. Gdzie była ta dziura, przez któą przed chwilą tu wpadliśmy?! Nerwowo przyglądałem się białej "desce", którą miałem nad głową. Zniknęła! Jak to jest możliwe?! Uderzyłem mocniej, raz, drugi... a za trzecim lód pękł i wreszcie mogłem oddychać. Chwilę odsapnąłem sobie, opierając łeb o krawędź. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie jedną okropną rzecz...
- Nari!... - szepnąłem sam do siebie i ponownie zanurkowałem. Prędko poruszałem łapami, by nie okazało się, że się spóźniłem. Nieprzytomna wadera powoli szła na dno. Niech to szlag! Dlaczego nie mogłem mieć żywiołu wody?! Na szczęście udało mi się pochwycić waderę pod pachy i pociągnąć ku górze. Kosztowało mnie to wiele wysiłku, lecz w końcu udało mi się ją "wyrzucić" na brzeg. Przemoczony jak mops wyskoczyłem zaraz obok niej, o mało się nie wywracając na śliskim lodzie. Wadera dała znak życia tym, że niemalże natychmiast zaczęła kaszleć i tym samym wykrztuszać zaległą w płucach wodę. Drżała. Niestety ponownie lód zaczął pękać. Widząc to, pospiesznie ułożyłem sobie Nari na grzbiecie i popędziłem ku lądowi. Myślałem, że zaraz połamię sobie z wysiłku łapy! Zasapany upadłem na ziemię. Udało się! Zamarznięte jezioro popękało już na dobre. Z wycieńczenia zamknąłem oczy i straciłem przytomność.
***
Ocknąłem się dość późno. Nie wiem nawet kiedy, bo nie mam pojęcia jak długo tak leżałem. Tylko... czy ja jestem wciąż obok Jeziora? Nie, jest zdecydowanie zbyt ciepło, bym był na zewnątrz. Wytężyłem bardziej wzrok, bo dostrzec coś więcej, gdyż było prawie całkowicie ciemno, a moje oczy nie były przyzwyczajone do mroku. Znajdowałem się najpewniej w jakiejś jaskini. Poruszyłem się lekko, a wtedy poczułem, że byłem czymś przykryty. Czyżby był to stary koc z miasta? Tak, zgadza się.
- Eee... halo? - powiedziałem zachrypniętym głosem i jeszcze bardziej otuliłem się kocem. Zimno. Nagle poczułem jakiś ruch po mojej prawej stronie. Spojrzałem w tamtą stronę.
- Nari?
- Uhum...? - mruknęła jeszcze bardziej przybliżając się do mnie. Wtulała się w moje furto w celu znalezienia jak największej ilości ciepła.
- Co się stało?
- Wyciągnąłeś mnie z Jeziora, czyż nie?
- Tak.
- No więc później zasłabłeś, a ja się wtedy obudziłam. Zwołałam pomoc no i przenieśli cię. Ice poleciła, że najlepiej, jakbyś się ogrzał, ja zresztą też i przyniosła nam ten koc.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałem niemrawo rozglądając się dokoła.
- W mojej jaskini. Masz. - powiedziała przesuwając w moją stronę wydrążony orzech kokosowy. Powąchałem.
- Co to?
- Herbata.
- Czym jest ta cała... Herbata? - zapytałem z typowym dla mnie zainteresowaniem.
- Można ją przyrządzić z co niektórych ziół czy liści, zalewając wrzącą wodą. Można do niej dolać świeży miód, bądź wrzucić owoce, aby była jeszcze smaczniejsza...
- Skąd wzięłaś w takim razie jakieś zioła?
- Ususzyłam pozbieraną w lecie miętę.
Popatrzyłem na parującą... herbatę. Kolejna rzecz, o której nie miałem zielonego pojęcia, której istnienie uświadomiła mi dopiero Nari. Powąchałem raz jeszcze, niezbyt pewien, czy to przypadkiem nie jest trujące. Wadera widząc moją minę wybuchnęła śmiechem.
- Po prostu spróbuj. - powiedziała. W końcu jednak zacząłem pić. Początkowo bardzo wolno, kosztując każdym kubkiem smakowym, czy jednak napój jest smaczny. Już po chwili piłem duszkiem, o mało nie wywracając "kubeczka". Nari ponownie się zaśmiała.
- I co? Smakuje?
- I to jak! - wykrzyknąłem uśmiechając się od ucha do ucha, gdy herbata się skończyła.
- Widzę, że już ci lepiej... - powiedziała Nari z dumą ponownie wtulając się w moje futro.
- Jesteś śpiąca? - zapytałem patrząc na jej przymykające się oczy.
- Uhum...
Odsunąłem kubek i ułożyłem wygodnie łeb na łapach.
- A więc dobranoc.
- Dobranoc. - szepnęła w odpowiedzi już na wpół śpiąc. Całe szczęście, że ta cała przygoda z lodowiskiem w końcu skończyła się dobrze, i że nic się nie stało Nari...

<Nari?>

Od Ice "Już nie potrafię kochać" cz.2 (cd. Sagrina)

Jak co wieczór wybrałam się na klif, żeby obejrzeć zachód słońca. Idąc leśną ścieżką zauważyłam Sagrinę. Wyglądała na kompletnie wyprutą z emocji. Grzebała łapą w ziemi myśląc... nie mam pojęcia o czym.
- Sagrina? - zawołałam ją. Nie zareagowała. Musiała mnie usłyszeć, jednak dalej pozostawała ze wzrokiem wbitym w glebę. Podeszłam do niej po cichu i usiadłam obok niej. - Wszystko w porządku?
Wadera zastygła w bezruchu, bijąc się z myślami. Zgadywałam, że musi to być coś poważnego. Jej kamienna twarz przybrała smutny wyraz. W jej oczach pojawił się ból i pustka. Po chwili ciszy wyszeptała:
- Nie. - i rzuciła się na mnie wtulając w moje futro, jak mały, bezbronny szczeniak. Zaczęła cichutko płakać. Pierwszy raz widziałam kogoś tak rozdartego. Objęłam ją i pogłaskałam po głowie.
- Chcesz mi powiedzieć, co cię gryzie? - wadera pociągnęła nosem i spojrzała na mnie oczami pełnymi łez.
- Ja chyba nie potrafię już kochać i myślę, że jestem niekochana. To okropne uczucie pustki mnie rozsadza. Nie mam rodziców, straciłam mojego ukochanego Dragona, a z siostrą to raczej nie chcę rozmawiać.
Uniosłam brew zdumiona.
- A dlaczego nie chcesz rozmawiać z Sorą? Przecież jesteście rodziną, siostrami... BLIŹNIACZKAMI! Powinnyście się wspierać w takich sytuacjach.
- Ale ona wielu rzeczy nie bierze na poważnie. Zgaduję, że rzuci mi coś typu: "Hej siora, nie spinaj dupy... na pewno znajdzie się jeszcze wielu takich, jak on!" - burknęła.
- Myślę, że jednak powinnaś z nią porozmawiać. Wiem, że czasami Sora jest... cóż... jest sobą, ale na 100 % zorientuje się, że jesteś w poważnej rozsypce i takie gadki nic nie wskórają. Wbrew pozorom ona nie jest głupia. Mogę cię do niej zaprowadzić, jeśli chcesz. Sądzę, że rozmowa z bliźniaczką pomoże ci, a nawet jeśli nie, to chociaż trochę złagodzi twoje cierpienie. - powiedziałam i jeszcze raz pogłaskałam ją po głowie. Sagrina spojrzała na mnie na początku nie wierząc w moje słowa, ale zaraz wstała i ocierając zaschnięte łzy powiedziała:
- Może masz rację... dobrze. Chodźmy.

<Sagi?> 

Uwagi: Po znakach interpunkcyjnych, w tym po "..." używamy Spacji.

Od Patricii "Impreza się skończyła" cz.3 (Cd.Sarah lub Yusuf)

Zza rogu wyłoniły się dwa wilki. Na pewno były z watahy jednak nie kojarzyłam ich zbytnio. Pewnie nowe. Zmierzyłam ich wzrokiem.
- Mówiłam! - zawołała jasnobrązowa wadera.
- Miałaś racje. - odparł szary basior.
- Kim jesteście? - zapytałam.
- Ja to Sarah, a to Yusuf. - powiedziała wadera - A ty to...?
- Patricia. - przedstawiłam się
- Nie kojarzę cię chyba... - pomyślał głośno Yusuf.
- Tak, nikt już nie kojarzy starych członków, bo tyle tu natrętnych nowych. - westchnęłam przewracając oczami.
Wilki nie odpowiedziały.
- Co czytasz? - spytała Sarah.
Spojrzałam na grubą książkę o żółtych stronach w czarnej oprawie.
- "Śmierć - zagadki, historia, ciekawostki" - przeczytał powoli basior
- No dobrze. Hmm... Ciekawa? - zapytała Sarah z wybałuszonymi oczyma.
- Tak. Bardzo. Ja już chyba pójdę. - powiedziałam i odeszłam.
Nie poszli za mną. Dzięki Bogu! Temu samemu co chciał mnie stąd zabrać. Jestem wierząca czy nie wierząca...? Bóg to Bóg szanuje go i miłuje (?), ale za co kazał mnie zabrać do Nieba, Piekła lub Czyśćca.
Postanowiłam nie wychodzić z biblioteki tylko odejść kawałek dalej. Schować się w kąt i zagłębić się w lekturę.
Pochodziłam trochę po bibliotece i w końcu znalazłam. Oddalony od wszystkiego kąt. Pokój zrobiony z regałów książek.
Usiadłam na ziemi i otworzyłam księgę. Jednak nie było tam literek. Puste strony. Zaklęłam i rzuciłam książką. To zwabiło do mnie Sarah i Yusufa.
- Książką sobie rzucasz? - spytali
- A co nie mogę? - odpowiedziałam zadziornie
- No nie bardzo. - powiedziała Sarah
- A kto mi zabroni?
- My.
Roześmiałam się na tę słowa.

<Sarah? Yusuf?> 

Uwagi: brak

Od Dakara "Dołączenie" cz.1 (cd. Leyanira)

Płynąłem tuż pod powierzchnią wody. Padał deszcz i na tej wysokości podwodną ciszę przeszywał przyjemny szum. Przed oczami przemknęła mi ryba, którą po chwili już jadłem w jakiejś głębinowej jaskini. Zamierzałem jeszcze dziś dostać się na teren WMW. Jakiś czas temu dołączył tam mój syn, by odnaleźć Leyę. Po najedzeniu się popłynąłem prosto na południe. Wypłynąłem na brzeg i zmieniłem formę na zwykłą. Pobiegłem przed siebie. Czuć było już inne wilki. Bez ostrzeżenia pojawiła się przede mną mała polana. Wpadłem na szczeniaka.
- Tata! - Krzyknął, zanim zdołałem się podnieść. - Zostaniesz?
- Chyba tak. - Uśmiechnąłem się. Miałem już dość, że wszyscy oskarżali mnie o śmierć partnerki - Loreline. Tutaj nikt o niej nie wiedział, więc będę miał spokój. - Czy... Leyanira...
- Ona jest tam - Pokazał łapą skraj łąki. Nox odskoczył w krzaki, zanim Leya go zobaczyła. Musiałem powiedzieć jej to sam.
Nox uśmiechnął się do mnie z kryjówki. Zbliżyłem się do mojej córki ostrożnie, by jej nie wystraszyć. Szykowała się do ucieczki, ale rzuciłem szybko.
- Witaj Leyo. Jestem twoim ojcem.

<córko?>

Od Aredhel Alcarin "Dotarcie" cz. 1 (cd. Kazuma)

Siedziałam w mojej komnacie znajdującej się w zamku Zakonu Quattro Elementi. Do tego zakonu należały tylko anioły ciemności oraz wampiry. Nie zapominajmy, oczywiście, o takich dziwolągach, jak ja. Anioł ciemności, wampir, oraz wilk. Ale wracając do tego, co robiłam. Otóż siedziałam w mojej komnacie i czekałam na tak zwaną przełożoną. Była ona wnerwiającą wampirzycą. Właściwie to każdy tu, oprócz mnie był wnerwiający. Ale takie życie, czy raczej nieżycie, ponieważ nie żyłam, jak każdy "normalny" człowiek. Po chwili zaczęłam rozmowę z moją drugą jaźnią. Każdy anioł ciemności ma taką.
- Długo mamy jeszcze na tą "wspaniałą i wszechmocną" przełożoną czekać?
- Skąd mamy wiedzieć?
- Stąd, że ta k*rwa nie przepuści żadnej okazji, aby nas upokorzyć.
- Lecz dzisiaj my się zemścimy.
Wyjęłam z kieszeni drewniany kołek.
- Dzisiaj ta s*ka pożałuje.
- A my zatriumfujemy.
Po chwili usłyszałam kroki. Pośpiesznie ukryłam korek. Po chwili do komnaty weszła ona. Przełożona, jak zwykle patrzyła na mnie z pogardą, a ja nie byłam jej dłużna. Odkąd pamiętam byłam jaj największym wrogiem i vice versa.
- Czego chcesz?! - Syknęłam.
- Powiedzieć ci, że zostajesz wygnana. - W jej oczach widać było triumf.
- Bardzo się cieszę, bo z takimi d*bilami, jak ty, albo inni członkowie Zakonu, trudno wytrzymać!!!
Wyciągnęłam korek i rzuciłam się z nim na przełożoną. Po kilku sekundach wbiłam jej go w serce. Potem zamieniłam się w wilka i odeszłam z tamtego domu wariatów. Tak bowiem nazywałam Zakon.
***
Wędrowałam już kilka dni bez chwili odpoczynku. Nie zatrzymywałam się, nawet, aby napić się czyjejś krwi. W moich oczach widać było więc, już obłęd. Po chwili wpadłam na jakąś czarno-zieloną waderę. Moje oczy stały się czerwone. Dzięki temu wyglądałam na jeszcze bardziej, obłąkaną.
- Uważaj jak leziesz!!! - Warknęłam do niej. - Chyba, że chcesz skończyć swój marny żywot!!
Spojrzałam na nią moim obłąkanym wzrokiem. Poczułam, że moje kły się wydłużają.

<Kazuma?>

 Uwagi: Na przyszłość: mniej przekleństw. Oby to był ostatni raz, jasne?

Od Tamorayna "Miriam" cz. 1 (cd. Chętna wadera)

Wstałem rano wyczerpany. W nocy nie mogłem spać. Cały czas miałem "gęsią skórkę. Przeraźliwe zimno wydobywające się gdzieś z mojego wnętrza rozpierało mnie całego. Nie mogłem nic z tym zrobić, czułem się bezradny wobec tego dziwnego uczucia. Bałem się. Ale właściwie czego? Niestety nie umiałem tego określić. Zmęczonym wzrokiem rozejrzałem się po mojej jaskini. Nic ciekawego. Szarawe ściany tworzące niewielki "pokój" idealnie dopasowany dla jednego wilka płci męskiej dzisiaj były jakby ciemniejsze. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Na jednej z czterech ścian zauważyłem podłużny cień. Na początku był rozmazany jednak przeraźliwie szybko nabierał ostrości. Zobaczyłem coś, a raczej kogoś strasznego. Kogoś kto prześladował mnie od dzieciństwa. Wystraszony uciekłem na plaże. Tutejsza plaża zawsze, ale to zawsze kojarzyła mi się z czymś przyjemnym. Teraz jest wiosna, więc tym bardziej przebywanie tam powinno mi pomóc powstrzymać wspomnienia powracające do mnie. Biegłem odwracając się co chwilę by spojrzeć czy nie idzie za mną. Zobaczyłem znowu jej cień. A dokładniej elipsę cienia zbliżającą się w moją stronę. Przyspieszyłem. To nic jednak nie dało. Elipsa tak samo jak jakieś 3 lata temu stała się jeszcze szybsza, Im szybciej uciekałem tym ona była bliżej. W końcu dotarłem. Na plaży była jakaś wadera z watahy. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem, kiedy wparowałem na plaże oglądając się za siebie.
- Cześć. - przywitała się.
Wystraszony podskoczyłem. Wadera spojrzała mi w oczy.
- Boisz się mnie? - spytała.
- Nie ciebie tylko JEJ! - wyszeptałem ze strachem malującym się w moich oczach.
- Kogo? - spytała.
- JEJ. - wskazałem za siebie.
- Nikogo tam nie widzę. - odparła.
- Przypatrz się. - rozkazałem.
Wadera spojrzała w stronę z której przybiegłem. Nic nie mówiła tylko patrzyła.
- Chodzi ci o ten cień? - zapytała.
Pomyślałem chwilę po czym powiedziałem:
- Tak.
W końcu teraz była jako postać cienia. Już nie była elipsą, a to oznaczało, że jest coraz gorzej.
- Ohh... Szczeniaczek wystraszył się cienia? - zapytała z drwiną.
- Nie. To nie jest jakiś tam zwyczajny cień. To MIRIAM! - powiedziałem szybko.
- Kto? - zapytała.
- Miriam. - powtórzyłem - Miriam jest w moich stronach ucieleśnieniem morderstwa. Była człowiekiem. Za życia była dobra. W ostatni dzień swojego życia (miała 15 lat) siedziała ze swoim szczeniaczkiem na wieloosobowej, drewnianej huśtawce. Szczeniaczek był jednym z 6 jej małych szczeniaczków, jej ulubieńcem. Wokół huśtawki rosło wiele kolorowych kwiatów. Wieczorem szczeniaczek wystraszony uciekł do pobliskiego lasu. Miriam wystraszona, że jej ulubieńcowi może coś się stać ruszyła za nim. Popełniła swój największy błąd w życiu. Właściwie to on był jej ostatnim. Po wsi, w której mieszkała grasował wtedy seryjny morderca. Uciekł z pobliskiego więzienia. Był akurat w lesie. Zabił swoim wielkim, szerokim nożem Miri i jej pieska. Posiakał ich jak cebule do pierogów! Miriam rządna zemsty zabija innych. Uwzięła się na mnie. Prześladowała mnie odkąd skończyłem 4 miesiące do czasu, aż miałem około 1 roku i 2 miesięcy. Teraz wróciła.
Jak na potwierdzenie moich słów usłyszeliśmy zachrypły głos, a potem jej właścicielkę.
- Witaj Rayn. Stęskniłeś się?
Głos oczywiście należał do Miriam.
- Że ktoś jeszcze pamięta o tym wszystkim. - uśmiechnęła się złośliwie odsłaniając równe, białe zęby.
Miriam za życia uchodziła za prawdziwą piękność. Atłasowa karnacja, długie, czarne, włosy, mały nos, ładne zawsze uśmiechnięte usta i duże oczy o nieokreślonym kolorze patrzące radośnie na świat. Była też smukła i wysoka.
Po śmierci się zmieniła. Nie tylko psychicznie, ale też fizycznie. Choć może nie do końca... Włosy stały się jeszcze prostsze. Zaplątawały się tam często małe gałązki. Oczy nie zmieniły swojej barwy, ale spojrzenie stało się dzikie i patrzące na wszystko z nienawiścią. Na ciele miała blizny i strupy tworząc w kratkę.
Zawsze chodziła w białej sukience, w której zginęła. Przy sobie miała też często ten sam nóż co ją zabił.
Piesek natomiast zmienił się w wielką, ciemną świnie czy to też dzika. Zależy jak kto go zauważy. Miriam trzyma go na srebrnym łańcuchu (tego psa najpierw uduszono łańcuchem).
Wadera stająca obok mnie patrzyła wystraszona na Miriam.
- Jak masz na imię? - zwróciła się natomiast Miriam w stronę wadery.
Przypomniało mi się wtedy, że byłem tak zajęty M., że zapomniałem jej imienia.
- Jj... Jes... Jestem... - jąkała się samica.

<Wadero? Kim, żeś ty jest, bo nie pamiętam XD>




Uwagi: brak


Miriam za życia:
https://encrypted-tbn2.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcQ5Nzx6WHWx3hco7fwo_KiIIGumFAfDUbbvJxpEqWVlzahiTtzgBA

Po śmierci:
http://us.123rf.com/450wm/lario76/lario761212/lario76121200019/17057183-kobieta-z-d%C5%82ugimi-czarnymi-w%C5%82osami,-w-bia%C5%82ej-sukni-w-upiorny-ciemny-las.jpg

Mały Rayn (jak był prześladowany przez M.):
http://fc02.deviantart.net/fs71/i/2009/349/8/9/_holiday_gift__Tamorayn_by_DemonSnake.png

Od Maddy "Jak dołączyłam" cz. 1

Pewnego dnia matka wyrzuciła mnie z domu, bo miała już nowy miot więc dla mnie nie było miejsca. Błąkałam się po okolicy, aż napotkałam jakąś wilczyce.
- Cześć jestem Kiiyuko. - Powiedziała wilczyca.
- Hej, ja jestem Maddy. - Odpowiedziałam.
- Skąd jesteś? - Zapytała.
- Matka mnie wyrzuciła, bo ma już nowy miot. - Odparłam.
- Pewnie teraz szukasz nowego stada, co?
- Tak, to prawda może kiedyś je znajdę. - Westchnęłam.
- Masz szczęście. Trafiłaś na właściwą wilczyce: jestem Alfą Watahy Magicznych Wilków.
- Serio?! - Spytałam.
- Serio. - Odpowiedziała mi Kiiyuko.
- Super, może byś mnie przyjęła do watahy?
- Oczywiście, poznaj tylko parę zasad.
Gdy Kiiyuko wyjaśniła mi zasady, wskazała mi moją jaskinie.
- Jaka wielka! - Powiedziałam. - W moim rodzinnym domu miałam tylko małą grotę.
- Ale jak widzisz tu masz większą. - Odparła Kiiyuko. - No kończmy już tą dyskusję. Musisz obejrzeć grotę.

Uwagi: Wypowiedzi zaczynamy od nowego akapitu, od myślnika.

Od Soulisa ''Wataha i zakochanie?'' cz. 1 (cd. Norina)

Wstałem jak zwykle znudzony tą codzienną rutyną, marsz, marsz, bieg, odpoczynek, jedzenie, picie, spanie, i tak dzień w dzień, wyruszyłem tym razem biegiem, byłem w sumie... pełen energii, to czemu by nie? Biegłem i biegłem aż stoczyłem się po górce wypełnionej kwiatami, gdy ''zleciałem'' do końca górki zatrzymał mnie... kamień? Kręgosłup mnie nap****alał jak nie wiem, ledwo wstałem
- Jezu, kiedyś nie wstanę, po prostu... nie wstanę. - wyszeptałem pod nosem
- Hej. - zapytała nieśmiało nieznajoma wadera
- Witaj. - odwróciłem łeb w jej stronę, była piękna, ja chyba się zakochałem
- Kim jesteś?
- Ja? Ja jestem Soulis, a ty Aniele? - spytałem całując jej łapę
- Nie rozpędzaj się tak kochasiu. - uśmiechnęła się lekko
- A ty co tu robisz Aniołku? - uśmiechnąłem się szarmancko
- Spaceruję, nudzi mi się, a ty co tu robisz?
- A co? Przechodnie wchodzić nie mogą?
- Nie no, mogą, mogą. - zaśmiała się trochę
- Em, panienko, gdzie tu można znaleźć watahę?
- Możesz dołączyć do naszej, o ile zechcesz.
- Prowadź Królowo. - pokłoniłem się dla wadery ''Królowej''
- No bez przesady, jestem zwykłą waderą z owego morza, nie ma we mnie nic szczególnego.
- Z morza? Czyżby piratka?
- Tak, byłam piratką, w sumie to teraz też jestem.
- Ar Kapitanie! Widać chyba jakiś skarb na horyzoncie! - krzyczałem udając pirata, waderę to śmieszyło
- Czemu ty to robisz? - spytała ze śmiechem
- Kapitanie! Rekiny przegryzają pokład!
- Dobra! Dobra! Stój, zaprowadzę cie do Alfy
- Więc prowadź. A tak! Zapomniałem, jak się nazywasz?
- Nazywam się Norina.
- Piękne imię Aniele.

<Norina?>

Uwagi: "Horyzoncie" piszemy przez "n" i "h".