Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

sobota, 31 października 2015

Oficjalne zawieszenie

Tak, tymczasowo zawieszam watahę... Ale nie martwcie się kochani! Ten czas wykorzystam na wprowadzanie różnych zmian, które już wcześniej zapowiedziałam. Nie zrobiłam ich wcześniej, bo niestety, ale wolny czas poświęcałam na wstawianie op. czy wilków... No po prostu nie da się tak, by robić kilka rzeczy na raz. xd
Gdy wrócę, będzie odświeżenie watahy. Coś czuję, że wiele osób nie zadeklaruje swojej dalszej chęci należenia do nas... Cóż. Jakby kto pytał, to tak, czuwam na czacie przez większość czasu. Możecie tam wyrażać swoje zdanie, rozmawiać, ogólnie kontaktować się ze sobą...
A właśnie! Osoby, które naprawdę chcą, abym wstawiała ich op. mogą zakupić sobie Złotą Kartę, Kartę VIP lub Kartę VIP Premium. Czym one są, możecie przeczytać poniżej. Kupuje się je w ten sam sposób, bo magiczne przedmioty. Wprowadziłam je tymczasowo, bo jak wiadomo - nie jestem w stanie robić aż tak wielu rzeczy na raz. W ten sposób będę wstawiać tylko co niektóre op. czy wilki, a nie wszystkie na raz (bo wtedy to byłaby jakaś masakra... Istny nawał roboty...). 

Pozdrawiam i liczę, że mnie nie opuścicie,
Alfa Suzanna (Simka Animka/Ishi)

Złota Karta
Dzięki niej wstawiam formularz Twojego nowego wilka. Nie musisz czekać aż do zakończenia się zmian, tylko automatycznie jego profil pojawia się na stronie.
Cena: 5 SG

Karta VIP
Wstawiam op. Twojego wilka zupełnie tak, jakby wataha wcale nie była zawieszona. Op. nie są poprawiane przeze mnie.
Cena: 10 SG

Karta VIP Premium
Daje te same możliwości co Karta VIP, tyle że owe op. dodatkowo poprawiam.
Cena: 20 SG

wtorek, 20 października 2015

Od Darkosa "Nowy znajomy" cz 1

Całe życie wędrowałem po rozległych polanach wśród zamieci śnieżnych, a moje futro nieustannie targał wiatr. Chcąc zmienić nieco otoczenie, postanowiłem wybrać się w bardziej dogodne miejsce do tymczasowego zamieszkania go. Kiedy jednak wedle swojego postanowienia znalazłem się w innym miejscu i spacerowałem niedaleko małego strumienia, odezwał się do mnie dziwny głos.
- Witaj. Jesteś tu nowy? Wcześniej cię tutaj nie widziałam.
- Tak, niedawno tu przybyłem, ale za dwa dni już idę dalej. - odpowiedziałem.
- A gdzie jest twoja wataha?
- Nie mam watahy, wędruję samotnie. - odpowiedziałem ponownie
Postać ta okazała się żółtą wiewiórką, którą wypatrzyłem w koronie jednego z drzew.
- Witaj wiewióreczko, jak masz na imię? - Odpowiedziałem zaciekawiony.
- Mam na imię Żanet. A ty?
- Jestem Darkos.
- Miło cię poznać, Darkos.
- Mnie też cię miło poznać, Żanet.
Kiedy tak rozmawialiśmy zerwał się silny wiatr. Żanet musiała wrócić do swojego domu w starej sośnie, która rosła niedaleko. Ja wróciłem do strumienia i napiłem się wody. Później zacząłem szukać jedzenia, niestety nic nie upolowałem i musiałem zadowolić się korzonkami.

<C.D.N.>

Uwagi: Wstęp jest dość dziwny. Najpierw zaczynasz od szczegółów (moje futro targał wiatr...), później przechodzisz do konkretów (Jednak pewnej nocy...). Powinno być na odwrót. Niektóre zdania powinnaś podzielić na dwa, często zapominasz o przecinkach, szczególnie w wypowiedziach. "Niedaleko" piszemy razem. Następnym razem postaraj się napisać coś dłuższego.

Od Astrid "Identyczna" cz. 1 (Cd. Vanessa)

Obudził mnie chłód wkradający się do jaskini. Mój Boże, jak zimno! Poczułam, że jestem głodna. Już przyzwyczaiłam się, że nie muszę tak często polować odkąd rzuciłam funkcję goniącej dla lekarki. Nowa praca jest trudniejsza, bardziej wymagająca. Tam po prostu biegałam za ofiarą, zaganiałam ją do pułapki stworzonej przez atakujących, zabijających i Tsu, który dowodził. To była po prostu sielanka. Obecna praca wymagała ode mnie większej zręczności, opanowania i troski. Czułam się nie do końca dobrze, musiałam cały czas grać, udawać kogoś innego niż jestem tak w środku. Musiałam pozbyć się swojej wewnętrznej wariatki, która cały czas się wydurnia i śmieje. Nie mogłam taka być, nigdy. Nigdy, nie pokaże tak naprawdę siebie. Takiej jaką chcę być, ale brakuje mi odwagi.
Spróbowałam wstać, jednak zgrubiałe z zimna łapy nie reagowały. Po dłuższym czasie przeznaczony na wysiłek, by w ogóle się podnieść znalazłam się w pozycji stojącej. Lekko się zataczając ruszyłam ku wyjściu z jaskini. Kiedy z niej wyszłam skrzywiłam się. Było jeszcze zimniej. Lodowaty wiatr mierzwił moją sierść. Włosy, które porastały mój łeb wpadały mi do oczu. Praktycznie na ślepo przechodziłam przez tereny. Prowadzona jedynie przez instynkt w końcu doszłam do Zielonego Lasu. Dzięki drzewom, tutaj tak nie wiało, więc w spokoju mogłam rozejrzeć się wokoło. Zielony Las o tej porze roku nie był zbyt zielony. Nagie drzewa ukazywały dookoła swoje puste, zaśnieżone gałęzie. Na ziemi leżało pełno śniegu. Długo rozglądałam się za jakimś zwierzątkiem, który nadawałby się na śniadanie. W końcu zobaczyłam lichego zająca rozglądającego się dookoła. Przyjrzałam się na niego łapczywie i skoczyłam. Po chwili rozgryzałam kości zwierzaka. Nie był to obfity posiłek, zając był jeszcze mały i strasznie wychudzony dlatego zaczęłam łazić w okolicach lasu za jakąś lepszą zdobyczą. Niestety w lesie pustki. Kiedy zrezygnowana wychodziłam z lasu zobaczyłam ładną sarenkę. Rozejrzałam się czy w pobliżu nie ma kogoś, kto mógłby mi przeszkodzić i rzuciłam się na sarnę. Wtedy zauważyłam przed sobą czarną skrzydlatą waderę. Sarna uciekła.
- Przez ciebie uciekło mi śniadanie! - powiedziała niezadowolona. Zignorowałam to. Ta wadera kogoś mi przypominała, w końcu kiedy zidentyfikowałam jej wygląd zapytałam:
- Patty?
- Jaka Patty? Ja jestem Vanessa. - spojrzała badawczo na mnie wadera.
- Patty to wadera należąca kiedyś do Watahy Magicznych Wilków, wyglądała identycznie jak ty. - wyjaśniłam.
- Wyglądała?
- Tak, poszła w świat i nie wiadomo gdzie teraz jest. - odparłam – Zresztą nie ważne. Miło mi cię poznać, Vanesso. Ja jestem Astrid.

<Vanessa?> 

Uwagi: brak

piątek, 16 października 2015

Od Trixi "Trixi błąkała się samotnie po nieznanym jej lesie..."

Błąkałam się samotnie po nieznanym mi lesie, przechodziłam właśnie pod jakimś jaskrawo-pomarańczowym drzewem i wpatrywałam się w nie jak zahipnotyzowana. Siedziałam tak dobre pół godziny. Nagle wyrwana z zauroczenia pięknem drzewa, zobaczyłam pod nim jakąś postać. Troszkę się z początku wystraszyłam... Czyżbym nie była tu sama? Już miałam uciec, kiedy nagle pomyślałam sobie: czy to się nie nazywa przyadkiem tchórzóstwo?... Jeszcze raz stanęłam i wpatrzyłam się w postać... Wreszcie po długich rozmyślaniach postanowiłam wykazać się odwagą:
- Hej! - krzyknęłam. Postać spojrzała na mnie nie nazbyt przyjaznym wzrokiem, jak na jej oko, w tempie błyskawicy znalazłam się przy niej.
- Z jakiej jesteś watahy? - Spytałam, jakby nigdy nic. Dopiero teraz mogłam dostrzec ją w całości. Była cała biała, na czole zwisała jej różowa grzywka, a tułów pokrywały iście zebrze paski. Zdziwiona tym pytaniem, odchrząknęłam i powiedziałam:
- Nie mam watahy... - Spojrzała na mnie zaciekawiona i powiedziała przyjaznym tonem:
- Może dołączysz do naszej?
- Chętnie - odpowiedziałam, bo co mi szkodzi spróbować?...
Troche się nachodziłyśmy, ale wreszcie dotarłyśmy do jakiejś ładnej jaskini.
- Pokażę ci gdzie twoja grotę - Powiedziała. Postanowiłam ją przy tej okazji poznać.
- Jak masz na imię? - Spytałam.
- Nazywam się Kiiyuko, a ty? - Spojrzała na mnie.
- Jestem Trixi ale możesz mówić mi Trix. Weszłyśmy do groty, była taka... neutralna... Od razu mi się spodobała!
- Mogłabyś mnie oprowadzić? - zapytałam. Kiiyuko postanowiła dokonać szybkiej prezentacji. I tak owo "szybka" prezentacja zajęła nam cały dzień. Teoretycznie znałam już wszystkie miejsca, ale nie do wszystkich Kii była w stanie mnie zaprowadzić. Z wilkami było trochę kłopotu, bo miałam słabą pamięć do imion, ale ostatecznie zdołałam poznać znaczną część watahy. Nie udało mi się tylko nawiązać jakiegokolwiek kontaktu z Kazumą, która od początku zrobiła na mnie złe wrażenie. A dokładnie przywitała mnie słowem "A mi to obojętnie". Nadeszła noc, Kiiyuko zaprowadziła mnie do mojej groty, a ja natychmiast pogrążyłam się w głębokim śnie bez marzeń.

Uwagi: W połowie i pod koniec zmieniłaś osobę, którą piszesz... Co prawda poprawiłam to, ale na przyszłość chcę powiedzieć, żebyś pisała w 1 os. lp. (ja). "Zahipnotyzowana" pisze się przez "h". "Pomyślała se"? Tak to jest, gdy mowa potoczna miesza się już z językiem występującym w literaturze. "Se" to skrócony wyraz "sobie" i to właśnie jego masz używać. "Wataha" pisze się przez "h". Wypowiedzi pisz od nowej linii... Masz wszystko w jednym ciągu. ;/ W op. nie używamy emotikon!

Od Vanessy "Zakochanie..." cz. 1 (cd. Toboe)

Ten dzień zaczął się jak każdy inny. Wstałam ze świadomością, że w końcu muszę popracować nad moimi mocami. Przecież w chwilach, gdy się zdenerwuje lub przestraszę, mogę komuś coś zrobić!
Nawet nie myśląc o śniadaniu, udałam się na małą "wycieczkę", po terenach watahy. Chciałam znaleźć jakieś spokojne miejsce, jednak wszędzie było tłoczno. Dopiero w Magicznym Ogrodzie było pusto. Odetchnęłam i skupiłam się na małym drzewku. Pozwoliłam na to, by myśl o nim wypełniła cały mój umysł. A potem wyobraziłam sobie, jak drzewko staje w płomieniach. Zacisnęłam przy tym powieki, więc gdy je otworzyłam i spostrzegłam, że drzewko naprawdę się pali, zaczęłam podskakiwać z radości. Zdekoncentrowałam się i płomienie zniknęły. Ale to i tak było coś.
Teraz postanowiłam poćwiczyć trochę żywioł wiatru. Wyobraziłam sobie małe tornado, przemieszczające się po Magicznym Ogrodzie. Nie mogłam pozwolić moim myślom obijać się we wnętrzu czaszki, o nie; teraz musiały "sproszyć" się w kupę i dokładnie skoncentrować. Nigdy nie próbowałam opanować tej trudniejszej magii, więc zdziwiłam się widząc tornado, które zaczęło szybko wirować. Kilka mniejszych drzewek zostało wyrwane z ziemi. Wszędzie latały przedmioty, których znaczenia nie znałam. Chciałam sprawić, by tornado znikło, ale te tylko powiększyło się i siało okropne spustoszenie. Zdążyłam tylko pomyśleć, że znów straciłam kontrolę, gdy nagle wielka powietrzna siła uderzyła we mnie.
***
Znowu znajduję się w szpitalu. Poznałam to miejsce po charakterystycznym zapachu. Uderzyłam się łapą w głowę. Potem zaczęłam analizować bandaże i tego typu rzeczy znajdujące się na moim ciele. Było tego naprawdę dużo. Zapewne tamto tornado "porzuciło mnie" dopiero w samym centrum watahy. Stąd tyle obrażeń.
W tym momencie do pomieszczenia weszła lekarka. Od razu zasypałam ją pytaniami:
- Kiedy będę mogła stąd wyjść? Mogę chodzić? Czy ktoś już opanował to tornado?
Lekarka uspokoiła mnie.
- Tak, tornado zostało "opanowane", na razie radziłabym ci nie chodzić, a wyjść stąd będziesz mogła zapewne za około tydzień - wyjaśniła.
- Dobrze... - Mruknęłam. - Ale strasznie będzie mi się tu nudzić.
- Trzeba było nie wywoływać tornada - wzruszyła ramionami (tak, wiem, anatomia wilka) lekarka i wyszła. Może i miała rację...
***
Minęły trzy tygodnie. Od czasu drugiego wypadku nie próbowałam ćwiczyć ujarzmiania moich żywiołów. Może to i dobrze, przynajmniej nie muszę narażać się na niebezpieczeństwo. Ale w końcu muszę ujarzmić moce. Może ktoś z watahy pomógłby mi? Ale kto w takim razie? Mało osób tu znam...
W tym zamyśleniu wpadłam na jakiegoś basiora. Zrobiłam się cała czerwona ze wstydu i wybąkałam ciche:
- Przepraszam...
Po raz pierwszy w życiu przy basiorze odebrało mi mowę. Dlatego, że był to najprzystojniejszy basior, jakiego kiedykolwiek widziałam. I... Zakochałam się z punktu.

<Toboe? Xd> 

Uwagi: "Walnęłam" to nie jest właściwe słowo. Przynajmniej w op. nie używa się takich określeń. Lepiej zastosować wyraz "uderzyłam".

Od Kirke "Kim jestem?" cz.3 (cd. Vanessa)

Nie wiem ile czasu minęło czasu odkąd rozdzieliłam się z Shayle... Nie patrzę na czas. Ale jeśli się nie mylę minęły około 2-3 dni. Pewnie się zaczęli martwić, czemu mnie tak długo nie ma. Ale ja muszę się dowiedzieć kim jestem. Nie mogę przestać szukać. Często tak mówię... Nagle usłyszałam jakieś szumy. Szumy, które rozumiałam. Odpowiedział mi na moje myśli... chwila... moje myśli?!
- Kto tam? - powiedziałam patrząc wokoło. Szum mi odpowiedział. Czy ja naprawdę zwariowałam? Rozumiałam szumy! Czy to przez to, że jestem tutaj zbyt długo?! Na moje myśli to coś też mi odpowiedziało.
- Kim jesteś?! - warknęłam wściekła. Kto mądry czyta mi w myślach, co?! A ten ktoś mi odpowiedział. Nadal szumem, a ja go rozumiałam.
- A więc... nazywasz się Riven? A po grzyba się pojawiłeś po roku i kim do jasnej cholery jesteś?!- powiedziałam z warkotem. Odpowiedział mi znowu szum. Czemu ja go rozumiem? Czemu teraz się wybudził? I czemu tyle myślę skoro ten bałwan mnie słyszy?! Odpowiedział mi na moje wszystkie pytania.
- Do jasnej czy możesz już iść?! Nie wiem, może... AŁ! - kiedy mówiłam, dostałam od kogoś śnieżką. 
- To ty tak?! Pokaż się!- warknęłam patrząc w stronę rzuconej śnieżki. Wnet pod moimi łapami zaczął się pojawiać napis. Jestem tu, tam, wszędzie przy tobie.
- Ty... jesteś duchem?! - spytałam wystraszona. Odpowiedział mi i opowiedział coś o sobie. 
- Czyli, że się już nie odczepisz? Wspaniale... - powiedziałam zniechęcona podróżą. Znowu rzucił we mnie śnieżką.
- Ej! Możesz prze... - zamilkłam i zobaczyłam zasypane śniegiem bramę. Podeszłam do nich.
- Możesz je odgrodzić? - spytałam. Chwila... czy ja właśnie poprosiłam go o pomoc?! Kirke, ogarnij się! Zobaczyłam, że brama jest odśnieżona. 
- Nawet nie odpowiadaj na moje myśli... - powiedziałam i weszłam do środka. Nagle wszystkie pochodnie zaczęły się zapalać. Na posadce na końcu korytarza stał list. Podbiegłam do niego, gdy nagle Riven mnie zatrzymał.
- Czego znowu?! Tam jest list, ja muszę do tego dojść! - warknęłam. Riven rzucając kamieniem uruchomił zapadnię, na którą bym wpadła, gdyby nie on.
- Dzięki... ale się przyzwyczajaj do takich pochwal - powiedziałam i szłam tym razem ostrożnie. Gdy była jakaś pułapka, pomagał mi ją ominąć. Dotarłam do listu. Był zaadresowany... do mnie? Ale jak? Kto by znał taką nie potrzebną, jak ja? Jestem zwykłym szczeniakiem, za nie długo waderą bez mocy, bez talentu i bez wiedzy o sobie. Po co ktoś adresował do mnie list i zostawiał w takiej wielkiej... świątyni? Mogę chyba tak to nazwać. Oczywiście Riven... "przyjaciel", który się wybudził musiał mi odpowiadać na moje myśli... bo jakby nie inaczej.
- Wiesz Riven... nie wiem czy wiesz, ale potrzebuje prywatności. Więc mógłbyś jaśnie łaskaw chociaż udawać, że nie słyszysz moich myśli? Proszę? - powiedziałam do niego trochę zdenerwowana. Ale trochę do serca wzięłam do jego słowa...  Musisz wytrzymać, wiem, że to trudne, ale w końcu poznasz prawdę. Chwila... prawdę? Czyli, że on zna moją przeszłość?!
- Riven! Czemu ty ukrywasz prze de mną kim jestem co?! - warknęłam. Bo ja nie znam jej tak dużo, byś się dowiedziała tego, co chcesz. 
- Grrr... Dobra niech będzie... - popatrzyłam na list i go otworzyłam po czym zaczęłam czytać.
Witaj
Jeśli to czytasz, znaczy że dostałaś wiadomość. Pewnie się teraz zastanawiasz, kim była wadera znajdująca się na zdjęciu, prawda? Ta wadera jest... a raczej była twoją matką zanim cień nią zawładnął. Tutaj nie będzie napisane kim jesteś i kim byli twoi rodzice. Ani twoja przeszłość. Dopiero teraz się zaczyna twoja podróż, Kirke. Musisz teraz odnaleźć nie tylko siebie, ale i to kim jest twój towarzysz i jak liczysz się dla świata.
Przyjaciel K.
Tak ja zwariowałam. Albo to sen z którego się wybudzę. Ten ktoś zamiast mi powiedzieć wprost kim jestem piszę mi, że dopiero zaczynam swoją podróż. Do czego?! Do prawdy?! Aż tak muszę się poświęcać, co?! Oczywiście... musisz mi odpowiadać, prawda Riven?! Musisz po prostu musisz!
- Dobra Riven już cicho! - warknęłam. Odwróciłam kartkę z listem. Tam też było coś napisane: Tam gdzie wody nie ma, tam gdzie góry nie dosięgają. Kolejna podpowiedź siedzi na największej z nich. Oczywiście zagadki... jak ja je kocham... 
- A ty Riven nawet nie odpowiadaj... - powiedziałam i poszłam w stronę zerwanego mostu. I teraz problem. Jak przejść przez urwany most? Nie umiem latać ani tak dobrze skakać. Nagle zobaczyłam po drugiej stronie jakiegoś wilka. Czerwono-czarny patrzący na mnie. Natychmiast przeskoczył bez problemu w moją stronę i mnie złapał jedną łapą.
- Czego tu szukasz, smarkulo?! - spytał z złowieszczym uśmieszkiem. Zaczęłam puszczać zły, gdy Riven nagle go odepchnął, a ja mogłam uciec. Niestety basior natychmiast ruszył za mną w pościg i mnie przygwoździł do ściany.
- Czego uciekasz? - spytał patrząc na mnie groźnie. 
- J...ja szukałam tu czegoś... - powiedziałam wystraszona.
- Bidulka nie może polecieć na drugą stronę, co? Heh... wiesz, pomogę ci jak mi podasz jeden powód bym Cię nie zabił... - powiedział, patrząc na mnie. Natychmiast wyciągnął pazury i podrapał mnie w brzuch tak, że zostały mi ślady i zaczęła lecieć krew. Basior uśmiechnął się chytrze, a ja... nie reagowałam. Czułam ból, ale go nie okazywałam po sobie... czyżby to był mój... talent? Czy ja naprawdę odkryłam swój talent?! 
- Jeśli mnie wypuścisz... to nie naskarżę swoim, że mnie zaatakowałeś - powiedziałam patrząc na niego. 
- A jeśli ci powiem, że to mi nic nie da? - powiedział i powoli ściskał łapię którą mnie trzymał za szyję. 
- To wtedy zaintryguje Riven... - powiedziałam. Riven natychmiast odepchnął go, puszczając mnie.
- Dobra... ale jeśli wydasz komuś, że Cię zaatakowałem... możesz się pożegnać ze swoim nędznym życiem smarkulo... - powiedział i wziął mnie za kark i pobiegł w stronę wąwozu. Natychmiast zamknęłam oczy. Gdy przeskoczył przez niego to mnie puścił. Kiedy otworzyłam oczy nie było go. Moja rana cały czas krwawiła. Ledwo wstałam. Krew kapała na ziemię, a moja sierść robiła się na brzuchu czerwona. Od razu poszłam w stronę watahy.
*****
Im bliżej byłam watahy, tym bardziej widziałam niewyraźnie przez utratę krwi. Szłam, kołysząc się. Cały czas czułam obecność mojego... ducha? Jeśli mogę tak to ująć. Ciągle był przy mnie. Kiedy zobaczyłam jakiegoś wilka słyszałam bicie swojego serca i zaczęłam dyszeć. Nic nie widziałam, wszystko było rozmazane.
- Kirke! - krzyknęła jakaś wadera, biegnąc w moją stronę. Nie przyglądnęłam się jej... dalej film się urwał. Ledwo żywa co jakiś czas usłyszałam jakieś głosy.
- Do le---rza już! - słyszałam wszystko nie wyraźnie. Ale chyba to była Alfa. 
- Za--- opa--- ---ko! - tylko to pamiętam, mówiła chyba Kiiyuko. Po czym obudziłam się w jakiejś jaskini z opatrzoną raną. Koło mnie leżała jakaś czarna wadera z skrzydłami jak u nietoperza. Nie miałam sił by wstać, więc postanowiłam nie wstawać, lecz położyć się tak bym mogła popatrzeć na nią.

<Vanessa? Tak dokończę twoje cd ;)> 

Uwagi: Jest sobie brama, stoi na samym środku wśród śniegu, nie wiadomo na czyje podwórze prowadzi, nie ma mowy o żadnym płocie ogradzającym działkę... A tu nagle okazuje się, że brama to wejście do jakiejś... jaskini? Jeśli jeszcze się nie domyśliłaś, o co mi chodzi - twoje opisy są zbyt ubogie.

czwartek, 15 października 2015

Od Nightmare Moon "Nie jest to czas życia przeszłością, tylko przyszłością" cz. 1 (cd. chętna wadera)

Ciemna i zimna noc. Taka jaką lubię. Stąpając po ziemi, pokrytej śniegiem, czułam przyjemny chłód pod łapami. Cały czas szukałam miejsca gdzie zostanę na dłużej, miejsca gdzie poczuje się jak w domu. Dom... Te słowo odbijało się echem w mojej głowie. Kiedyś byłam małą i szczęśliwą waderką mieszkającą wraz ze swoją rodziną złożonej z dwójki rodziców i trzech braci. Pewnego, zwyczajnego dnia, goniłam zająca, chcąc go upolować i zanieść do domu jako pierwszą zdobycz. Ścigałam go aż przekroczył granice watah. Nie zauważyłam że minęłam Drzewo Rady, gdzie umownie była granica watah. W końcu odpuściłam i gdy chciałam wrócić do domu zatrzymał mnie pewien wilk. To był Bruno - syn Alfy i znany morderca.
- Czego tu chcesz? - zasyczał basior.
Ja skuliłam się i odpowiedziałam:
- Już... sobie... pójdę... - wyszeptałam piskliwym głosikiem.
- Jeszcze zobaczymy... -zaśmiał się diabelsko. Wykorzystałam chwile nieuwagi Bruna i biegłam ile sił w łapach. Po drodze zauważyłam wilki które kierowały się w stronę jej watahy. Przy Drzewie spotkałam swoich rodziców wraz z Alfą.
- Gdzie ty byłaś?! - pytał ojciec.
- Co się stało? - spytała delikatnie matka.
- Zając... Bruno... Inni... - sapałam cichutko.
- O nie... - rzekł cicho Alfa i zawył. Po kilku minutach przybyły wszystkie wilki.
- Zabierzcie szczeniaki i ukryjcie je. - rozkazał przywódca. Ja jednak z poczuciem winy poszłam w inną stronę... By wymierzyć sobie karę. Kiedy wróciłam na pole bitwy, chcąc przeprosić rodzinę i Alfę, widziałam to co było moimi najgorszymi koszmarami... Wszędzie ciała... Krew... Echa krzyków... W końcu odnalazłam swoją rodzinę. Mama imieniem Andromeda leżała na plecach, w kałuży krwi. Łapę miała na sercu, gdzie była ogromna dziura.
Tata, który nazywał się Orion, miał wszędzie rany. Największa była na brzuchu. Najpierw zaszlochałam, później zawyłam z łzami w oczach.
Przez wiele dni w moim sercu gościła żałoba. W końcu otrząsnęłam się ze wspomnień. Nie jest to czas życia przeszłością, tylko przyszłością. Nagle cichy szelest obudził w niej czujność.
- Pokaż się! - wykrzyczała, szykując się do ataku jeśli to wróg.
Wreszcie z ukrycia wyszła...

<Ktoś?>

Uwagi: Literówki... Masz problemy z wyrazami kończącymi się polskim znakiem "ę" (karę, Alfę, stronę itd.). Popatrz, jak zapisane są myślniki przy wypowiedziach w innych op. i zacznij je stawiać z właśnie tymi odstępami. Skoro wcześniej pisałaś o "tajemniczej postaci" jako o samicy, to dlaczego ostatnie zdanie mówi o tym, że to była ona lub on? Tak trochę się pogubiłam...

wtorek, 13 października 2015

Od Yuki "Próba Mroku" cz.3 (cd. Kazuma)



Siedziałam przykuta do ściany przez kilkanaście minut. Chciałam się przeteleportować, nici. Próbowałam się zbliżyć do kluczyka. Łańcuch był zbyt krótki. Kobieta stała z uśmiechem zwycięstwa. Zdenerwowałam się i warknęłam. Jeszcze bardziej się uśmiechnęła. Poczułam się bezradna. Nagle poczułam odór pleśni. „No przecież” pomyślałam i próbowałam kopnąć w podłogę, żeby się załamała i słoiczek się przekulał i mogłabym się uwolnić, lecz nici. Jej uśmiech trochę zmalał, lecz i tak bił w oczy. Zauważyłam, że ściany, do których jestem przykuta są stare i spleśniałe. Kręciłam się i próbowałam rozwalić ścianę. Za jednym szarpnięciem prawej łapy, a raczej ręki, ściana zaskrzypiała. Za dziesiątym razem pękła. Zrobiłam tak samo z lewą ręką i byłam w połowie wolna. Wstałam i szarpałam nogami, łańcuch się oderwał i byłam wolna. Podeszłam do słoiczka otworzyłam go i zabrałam zawartość i się uwolniłam. Twarz kobiety zmieniła się na zaskoczoną. Uśmiechnęłam się ironicznie.
- I co… zdałam? - Zapytałam się
- Nie - Uśmiechnęła się - To była dopiero rozgrzewka
- Co jeszcze mam zrobić?
- Przynieś mi szmaragdowy medalion - zrobiłam wielkie oczy
- A gdzie się go znajduję? - zapytałam się
- To już twój problem - powiedziała – a, i masz 23 godziny.

Poszłam szukać tego medalionu. Po chwili chodzenia usłyszałam szelest za sobą. Odwróciłam się, żeby sprawdzić co to było… Odskoczyłam z przerażenia. To coś się na mnie patrzało. Zauważyłam na jego szyi medalion. Podszedł do mnie jak zwierzę. W wersji „człowieka” byłam bezbronna. Zaczął mnie wąchać. Nagle poczułam ból. Wgryzł mi się w nogę. Poczułam, że wlewa mi się coś w nogę. Zaczęłam się szarpać. Przewróciłam się i usłyszałam bieg. Pojawiło się więcej takich istot, lecz bez medalionu. Zaczęły mnie gryźć. Byłam bezbronna, ale walczyłam. Rzucałam się w boki. Nie pozwalałam im ugryźć szyi i twarzy. Usłyszałam dziwny ryk. Istoty rozbiegły się. Ja wstałam jak najszybciej i rzuciłam się na istotę z medalionem. Zaczęła dziwnie ryczeć i się wiercić. Pociągnęłam za łańcuszek. Istota nie miała czym oddychać. Po chwili zmarła. Zabrałam medalion i schowałam go do kieszeni. Odwróciłam się. Odskoczyłam z przerażenia. Stał nade mną czarny smok. Popatrzał na mnie ognistym wzrokiem i przeszedł obok mnie. Zaczął jeść martwe ciało istoty. Nie zwracał na mnie uwagi. Popatrzałam na jego skrzydło. Było widać na nich białe kropki podobne do gwiazd łączące się liniami. Jego ogon jakby kości, był czarny. Miał ostrza ustawione jak pióropusz na grzbiecie. Z jego głowy wystawały rogi. Popatrzałam jak je istotę. Bawił się nią. Nagle przytrzymał jego ciało i wyrwał głowę. Podniósł głowę do góry. Machną skrzydłem i prawie by mnie uderzył. Upadłam na ziemie. Jęknęłam i podniosłam plecy. Nagle smok na mnie popatrzał. Podszedł do mnie i zaczął mnie obwąchiwać. Ostatnim razem, gdy coś mnie wąchało skończyło się to ugryzieniem. Nagle wsunęło głowę pod moją rękę i „rzuciło” swoim ciałem o ziemie. Zamknęło oczy i odetchnęło. Pewnie to dziwnie wyglądało. Czarny smok z głową na kolanach nastolatki. Otworzył oczy i tak jak by chciał mi powiedzieć „Ufasz mi?”
- Tak - odpowiedziałam. Podniosłam rękę i zaczęłam go głaskać. Głaskałam go gdzieś pół godziny, aż nagle przypomniało mi się, że muszę znaleźć medalion w dwadzieścia trzy godziny. Smok się nagle zerwał i podniósł mnie za top. Podrzucił mnie i wylądowałam na jego szyi pomiędzy kolcami. Poczułam jak on wystartował. Leciał tak parę minut aż nagle zobaczyłam chatę tamtej kobiety.


<Kazuma?>


Uwagi: "Nagle poczułam pleśń." - w jakim sensie poczuła? Nie lepiej to jakoś uwzględnić? "Odkluczyć" czy "przekulać" nie są poprawnymi słowami. To pierwsze można zastąpić inaczej, niestety do drugiego nie mogłam znaleźć pasującego synonimu. Jeśli wypowiedź jest pytająca lub gdy postać krzyczy, należy podkreślić to używając właściwego znaku interpunkcyjnego. "Podeszedł"? "Ugryźnięciem"? "Jakby" piszemy razem. "Rzuciło" piszemy przez "rz". Um... Posłańcy Mroku są więksi od typowych smoków. Uznajmy więc, że ten spotkany przez Yuko był jeszcze młody. Posłańcy Mroku z prawdziwego zdarzenia są duzi jak... Hm... W każdym razie, gdyby taka Yuko położyła się na jego głowie, jeszcze miałaby sporo miejsca (czyli logiczne, że gdyby z kolei on położył łeb na jej kolanach nie dość, że by to się nie udało, a jeśli nawet, to połamałby jej kości). Jeden taki smok może mieć do dwustu metrów długości. Tymczasem ten, o którym pisałaś był wyraźnie kilkakrotnie mniejszy.

poniedziałek, 12 października 2015

Od Mizuki "Samotna wadera" cz.3 (cd. Valka)

Gdy wadera usłyszała mój głos, natychmiast rzuciła się do ucieczki, a ja w pewnym momencie straciłam ją z oczu. Powoli godziłam się z myślą, że po raz kolejny udało jej się uciec, lecz gdy tylko zrobiłam jeden krok usłyszałam strzał. Natychmiast zrozumiałam, co się stało i pobiegłam w kierunku odgłosu. W mojej głowie układały się najgorsze scenariusze, które niestety potwierdziły się. Gdy tylko dobiegłam do płotu, ujrzałam Valke leżącą we własnej krwi. Szybkim ruchem przeskoczyłam płot i podbiegłam do wadery,
- Valka! Valka! Nic ci nie jest? - krzyczałam bezmyślnie, było to niemal oczywiste, że jest. Leżała bowiem w ogromnej kałuży krwi.
Użyłam swojej mocy i częściowo zamroziłam jej krew. Po chwili ujrzałam biegnących w naszą stronę ludzi. Wzięłam Valke na grzbiet i przeskoczyłam przez płot. Już miałam zamiar uciekać do watahy, lecz stwierdziłam że to bardzo głupi pomysł, bo ściągnę ludzi do watahy. Używając resztek energii schowałam się za kamień i stworzyłam mojego "lodowego klona" by odwrócił uwagę ludzi. Poczekałam aż wszyscy pobiegli za drugą wersją mnie i powolnym truchtem pobiegłam w stronę watahy. Dobiegłam do Zielonego Lasu i poczułam, że odzyskuje przytomność. Zatrzymałam się i delikatnie położyłam ją na trawie. Wyglądała na zdezorientowaną, więc postanowiłam wytłumaczyć jej co się stało. Moje słowa nie docierały do Valki. Zaczęła się kręcić, było to dla niej bardzo niebezpieczne, bo ponownie mogła otworzyć ranę. Przygwoździłam wilczycę do ziemi i ponownie wyjaśniałam, co miało miejsce raptem pięć minut temu. Gdy wadera usłyszała, że zamroziłam jej krew, niemal natychmiast straciła przytomność. Po chwili podbiegł do nas wezwany chwilę wcześniej prze zemnie zespół medyczny. Natychmiast zabrał ją do wilczego szpitala. Poczułam silne wyrzuty sumienia, gdyż była to moja wina. Pobiegłam do wilczego szpitala. Jednak mimo moich próśb zostałam wyproszona z jaskini. Moja osoba ponoć "przeszkadza im w pracy". Nie chcąc robić scen, wróciłam do swojej jaskini. Z samego rana poszłam w odwiedziny do Valki, jednak już przy samym wejściu zastałam poinformowana, że nie jest to najlepszy wybór, ze względu na charakter wilczycy.
- Muszę z nią porozmawiać, choćby nie wiem co! - powiedziałam, podnosząc ton.
- Jej stan jest naprawdę zły, może przyjdź później.
- Proszę tylko o dziesięć minut.
Wilk popatrzył do wnętrza jaskini i odrzekł:
- Niech będzie, ale jeśli pacjentka sobie tego zażyczy, natychmiast stąd wyjdziesz.
- Dobrze.
Bezgłośnym krokiem weszłam do jaskini. Valka leżała na jednej z półek skalnych ciężko oddychając. Jej bok był w całości zabandażowany i wysmarowany jakąś mazią.
Gdy podeszłam bliżej wadera otworzyła oczy i chyba chciała coś oznajmić, jednak powiedziałam pierwsza:
- Valka... Przepraszam.

<Valka? Wybacz że takie krótkie i nudne, ale nie mam weny> 

Uwagi: Popracuj nad przecinkami. Wypowiedzi i narracja jak normalne zdania wymagają na końcu kropki.

sobota, 10 października 2015

Od Takashi "Jak rozpętałam II wojnę międzyświatową" cz.1 (cd. chętny)

Zimno. Buro. Ponuro.
Byłam głodna. Brakowało jedzenia. Miałam ochotę osobiście pójść i ochrzanić tych od polowań za niedopilnowanie obowiązków. Bo jak to inaczej nazwać? Ale już się nie odzywałam, bo to nie moja w tym dola.
I to właśnie głód wyrwał mnie ze snu. Z cichym jękiem przewróciłam się na drugi bok, po czym usiadłam. Nie było sensu dalej próbować wpaść w letarg. Nie mogłam, zważając na burczący brzuch. Jedyne wyjście? Iść samej sprawdzić, czy cokolwiek się uchowało. I tak zrobiłam. Wyszłam na lekki mróz, który szczerze mówiąc, był ledwie wyczuwalny dzięki grubej, aczkolwiek kolorowiastej, sierści. Wszędzie było biało.
Kilka wilków także postanowiło wyjść ze swoich jaskiń. Wśród nich była Astrid, jeżeli się nie mylę, to też Dante i chyba przewinęła się Lithium Vane.
Ostatnia postać, czyli Lithium - dla mnie była zagadką. Z tego, co się dowiedziałam, pracuje w bibliotece i zajmuje się młodymi. Dosyć miła i tak dalej, ale i tajemnicza. Ktoś mi powiedział - nie pamiętam już, kto - że jest córką Wilka Śmierci. Hej, to coś jak ja. Powiem jeszcze coś - on prawdopodobnie był jej ojcem.
Istna kotłownia myśli. Porzuciłam te jakże głębokie rozważania i zeszłam na dół. Tak jak większość, ku mojemu zaskoczeniu, wilków. Po chwili chyba byli wszyscy. Co się tutaj dzieje? Jako, że stałam w samym środku, po prostu się przedarłam, przepychałam się na chama na zewnątrz. Z kimś się zderzyłam. I nagle coś trzasnęło.
Jakby strzał. Rozległy się krzyki. Coś błysnęło. Kiedy wstałam, ogarnęłam, że wpadłam na Lithium. A jakieś dwa metry od nad otworzył się portal. Rozległy się kolejne strzały. Nagle wypadł z niego jakiś mały krasnal, a za nim taka chmara ludzików tego samego gatunku. Każdy z kijaszkiem, z których tryskała magia. Na początku się śmiałam, potem zdębiałam. Z portalu wkulkował się ogromny potwór, takie połączenie Frankensteina, wilka, feniksa i dementora z sagi "Harry Potter".
- Potępieni, do boju! - wrzasnął krasnal, rozwijając czarno - niebieski sztandar z narysowanym mieczem. Bo to był miecz, prawda? - Potępieni z Otchłani, ogłaszam wojnę z Ziemskim Wymiarem!
- Wojna! - krzyknęło stadko i Franken-feni-wilk-dementor.
- Co się dzieje!? - rozpoznałam głos Astrid.
- Zostało otwarte przejście do Otchłani! - krzyknęła Lithium, pomagając wstać jednemu z wilków. - Potępieni to walczący o prawa, których tak na prawdę wywalczyć się nie da. Dlatego szukają okazji, aby przedrzeć się do naszego świata. I widzą w nim okazję na to, aby wywołać wojnę. Chcą zasiedlić tereny.
Przeraziło mnie to, co powiedziała czarna wadera. Złapałam się za łeb i wytrzeszczyłam gały. Z mojego pyska wyrwała się pewna sentencja.
- O rany Julek... Znowu nawarzyłam bigosu.

<ktoś chętny? Potem można dać albo do Lithium, albo do Takashi - bez różnicy! :D> 

Uwagi: brak

Od Shayle "Nowa ja" cz. 1 (cd. Kazuma)

Doszłam właśnie do podnóża góry. Zaczęłam się rozglądać, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Powinnam teraz kogoś poszukać... Tylko kogo? Jedno jest pewne: z dala od różowych wilków... Nie mam nic do nich, po prostu źle kojarzy mi się ten kolor. Jak jakaś tęcza, miłość... Ugh... Ja chciałabym być twarda, bezlitosna... A nie jakaś zniewieściała waderka. Poszłam więc przed siebie. Nie widziałam żadnego wilka, który sprostałby moim "oczekiwaniom". Szłam w tej chwili po lesie. Czułam zimną ziemię pod łapami. Postanowiłam wejść na drzewo. Wdrapałam się na najniższe w okolicy i zaczęłam skakać na kolejne gałęzie. Trochę to było męczące. Po dłuższej chwili zeszłam i zobaczyłam granicę ciemnego, czarnego lasu.
"Idealnie..." - Pomyślałam. Z nieco podkulonym ogonem weszłam do Mrocznego Lasu i zaczęłam się rozglądać za jakąkolwiek żywą duszą. Wyglądało na to, że nikogo w tym lesie nie ma. Wszystko tu wyglądało na takie... Martwe. Coraz bardziej się bałam.
"Nie Shayle... Masz być twarda! Dasz radę... Ty się nie boisz..."
Stawiałam kolejne, niepewne kroki. Bałam się, że coś wyskoczy zza krzaków i się na mnie rzuci. Nagle zauważyłam ogon. Byłam pewna, że był to ogon wilka. Pobiegłam więc w tamtą stronę. Przez własną nieuwagę, wpadłam na właściciela owego ogona. Była to szaro-zielono-fioletowa wadera, zdaje się, że z drutem w ogonie. Już sam jej wygląd mi zaimponował. Ona odwróciła się w moją stronę i warknęła:
- Patrz gdzie leziesz, durny szczeniaku!
- Przepraszam... Szukałam tylko kogoś, kto może mi pomóc...
- Pomóc? - prychnęła. - To nie do mnie... Ja nie pomagam.
Wstałam z ziemi z nadzieją, że może ktoś w końcu pomoże mi się zmienić, chociaż w tym przypadku były to marne szanse.
- Ale nie... Nie o taką pomoc chodzi.
Szara wadera odwróciła się w moją stronę.
- A jaką? Przeczytać ci bajkę na dobranoc? - warknęła z pogardą. Przewróciłam oczami.
- Naucz mnie być taka jak ty - popatrzyłam na nią z nutą nadziei.
- W jakim sensie? - zapytała zdziwiona.
- No taka jak ty... Nie boisz się, i w ogóle... Proszę, ktoś musi mi pomóc...
<Kazuma?>

Uwagi: Przecinkiiiii... Mroczny Las to nazwa. "W ogóle" piszemy osobno.

Rewolucja WMW

Tak jak tytuł Wam podpowiada: na WMW w tym miesiącu szykują się zmiany, nawet kilka z nich już widać (mówię tu o pełnych opisach niektórych z terenów).
Piszę to nie tylko dla Waszej informacji... A głównie dlatego, że potrzebuję Waszej pomocy! Kto przeglądał zakładkę "O watasze" (Jak dołączyć --> O watasze), ten zapewne już widział (znajdujący mniej-więcej w połowie strony) punkt o nazwie "Opinie członków i gości o watasze". Otóż proszę, aby chętne wilki napisały swoją opinię o tym blogu. W nagrodę dostaną skromny bonus w wysokości 5 pkt. Na Wasze opinie czekam na czacie lub na HW. :)

A oto inne zmiany, których możecie się spodziewać:
  • Drobne edycje w starych legendach.
  • Opisy zwyczajnych, magicznych i niezwykłych zwierząt zamieszkujących nie tylko tereny WMW, ale i także całe ZKWMW.
  • Lekka zmiana mechaniki karier wilków.
  • Zmiana opisów terenów na dokładniejsze, z dokładnym ich umiejscowieniem i dodanie kilku nowych, które pojawiały się w op., ale nigdzie nie zostały oficjalnie przedstawione.
  • Nowe konkursy i przygody!
  • Poprawa niedoskonałości w zakładce z kontaktem kontakcie.
  • Nieco zmienione rzadkie i magiczne przedmioty, dodanie wyjątkowe rośliny i broń.
  • Zmiana sojuszników, dodanie formularzy nowych wrogów (min. 4).
  • Zmiana opisu zakładki z partnerstwami i ciążami wilków.
  • Zmiana treść zakładki "O watasze", o której już wspominałam.
  • Edycja niektórych punktów regulaminu i waluty oraz to, za co otrzymuje się pkt.
  • Opracowanie dokładnie mechaniki nauczania szczeniaków (godziny lekcyjne, plan nauczania w danym wieku) wilczego szpitala (sposoby leczenia chorób, jakie są tam stosowane, zioła, jakich używają), wojska i patrolów (zmiany warty, sposoby ataków), polowań (dyżury, będzie można u nich zamawiać wybrane zwierzęta, które mają upolować), stanowisk rekreacyjnych (przykładowo będzie opcja zamawiania tematyki książek, oczywiście za opłatą).
  • Pobudzenie do życia Radę Żywiołów (dopiero później się dowiecie, o co w tym chodzi).

piątek, 9 października 2015

Od Shayle "Kim jestem?" cz. 2 (cd. Kirke)

- Kirke! Zaczekaj! - krzyknęłam. Niebieska wadera się odwróciła i popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.
- Shayle?! A co ty tu robisz? - zapytała, przekrzywiając lekko głowę. Dobiegłam do niej w końcu zdyszana.
- Widziałam, że gdzieś idziesz i pomyślałam, że może być ciekawie i pójdę za tobą...
- Ehh... No dobra, to chodź - powiedziała i wznowiła wędrówkę. Ledwo zdążyłam się zatrzymać, a już trzeba znowu iść... Ugh...
- A w ogóle... Dokąd idziemy?
- Nie mam pojęcia... Chyba w Góry, coś mi mówi, że powinnam tam pójść...
- No dobra... Ale nie wejdę z tobą na szczyt - odparłam po chwili.
- Dlaczego? - odwróciła głowę w moją stronę, nie zatrzymując się.
- Bo... Powiedzmy, że muszę kogoś poszukać...
- A kogo? - dopytywała się. Zaczęło mnie to denerwować... Znowu.
- Aj no, nie mam pojęcia... Po prostu chce znaleźć kogoś kto może mi pomóc się zmienić... W sensie... Mój charakter...
Wadera pokiwała głową. Ucieszył mnie fakt, że taka odpowiedź jej wystarczy. Doszłyśmy do urwiska. Dalej prowadził tylko most. Nie było innej drogi. Nie mogłam się powstrzymać... Musiałam wykrzyknąć to, co pomyślałam.
- Co za idiota stawia urwisko na środku ścieżki!
Kirke popatrzyła na mnie z dziwnym wyrazem pyska. Po chwili jednak zaśmiała się z tego co powiedziałam. Rozbujałam lekko linę i weszłam na pierwszą deskę, która lekko zaskrzypiała pod moim ciężarem.
- Chyba wytrzyma... - mówiłam, stawiając kolejne kroki.
- Jeżeli będziemy iść... - w połowie drogi odwróciłam się i zobaczyłam tuż za sobą Kirke. Westchnęłam.
- Pojedynczo...
Nagle deska pode mną zerwała się. Pisnęłam z przerażenia, ale zdążyłam się złapać zębami liny. Wisiałam teraz nad głębokim wąwozem.
- Shayle! Czekaj, pomogę ci! - Kirke podała mi ogon. Jakoś się go złapałam, ale wtedy lina się urwała. Most złamał się na dwie połowy, które poleciały w dwie różne strony. Na szczęście obie wylądowałyśmy na ziemi... Tyle, że po przeciwnych stronach...
- Idź dalej! Nie ma innego przejścia! Ja zawrócę do innego wyjścia, bo chyba takiego nie ma! - krzyknęłam do niej. Zauważyłam, że pokiwała głową na znak, że rozumie. Patrzyłam jeszcze chwilę jak odchodzi, potem zwróciłam i poszłam w swoją stronę.
<Kirke?>

Uwagi: "W ogóle" piszemy osobno, a "pojedynczo" przez "n". Wilki nie mają twarzy! Przed "ale", "który", "że", "więc" i "bo" stawiamy przecinek. Jest jeszcze więcej sytuacji, w których warto ich używać, ale ja podałam tylko te podstawowe i najprostsze do zapamiętania, bo zauważyłam, że ty praktycznie z nich nie korzystasz.

Od Kiiyuko "Przygotowania do imprezy" cz. 3

Siódme op. na wrześniowy Tematyczny Weekend!

- Zgodzisz się, żebyśmy powiesili twój rysunek nad sceną? - zapytałam z uśmiechem. Waderka zaczęła na mnie patrzeć, pogrążona w głębokim zamyśleniu. Gdy już przeliczyła wszystkie wewnętrzne głosy "za" i "przeciw", również odpowiedziała uśmiechem.
- Jasne. Możecie go powiesić gdzie chcecie, jest wasz.
Już wzięłam oddech, by jej odpowiedzieć, gdy poprzedził mnie głośny trzask dobiegający spod sceny. Mała Shayle tak się wystraszyła, że nie tylko podskoczyła, a jeszcze automatycznie pobiegła na tyły i schowała się za jednym z drewnianych pudeł, wniesionych przez któregoś z członków watahy. Lekko poirytowana nagłym przerwaniem mojej próby zawarcia przyjaźni ze szczeniakiem, odwróciłam głowę w stronę źródła hałasu. Pod sceną stała Kazuma, a zaraz obok niej leżało doszczętnie zniszczone pudło identyczne do tego, za którym schowała się mała rysowniczka. Cała jego - jak się okazało, niezwykle krucha, bo szklana - zawartość również uległa zniszczeniu.
- Co ty zrobiłaś? - zapytałam zaskoczona.
- Jak to co? - syknęła - Spadło mi, rozwaliło i się nie naprawi.
Zamrugałam zdezorientowana oczami. To był nasz ostatni komplet szklanej zastawy, do której miały być wlane napoje i wyłożone wszelkiego rodzaju przekąski zakupione w mieście bądź znalezione w lesie. Sprawnie zeskoczyłam ze sceny i ukucnęłam przy odłamkach szkła.
- I co my teraz zrobimy?
- Nie wiem i nie obchodzi mnie to - wzruszyła obojętnie ramionami, po czym odeszła, kopiąc jakiś kamyk, który niedawno wypłynął z morza. Mój wzrok powędrował właśnie ku niemu. Trzeba było coś wymyślić, i to szybko! Odwróciłam się w stronę małego tłumu pomocników, którzy również w osłupieniu patrzyli na porozrzucane szkło.
- No dobra, nic się nie stało! - mówiąc to, zaśmiałam się kłopotliwie - Trzeba to tylko wybrać z piasku, żeby nikt się nie pokaleczył, zakopać i po problemie...
- A co z zastawą? - zapytał ktoś. Znieruchomiałam. Właśnie akurat na to nie miałam najmniejszego pomysłu... Wtedy doznałam olśnienia.
- Jak na razie po prostu zbierzcie to na jedną kupkę... I wiecie co? Nie zakopujcie. W zamian tego chcę znać imiona wszystkich wilków o żywiole ognia!
Wilki przemienione we większości w ludzkie postacie popatrzyły na siebie nawzajem.
- Na pewno ty masz żywioł ognia...
- Sora i oczywiście Tsume...
- I Toboe, ale on tak raczej nie do końca.
- Ja mam żywioł ognia.
- Vanessa chyba coś wspominała.
- Ta nowa Igła, czy jak jej tam.
- Hehe... Szydełko, wiesz?
- Tylko bez obrażania, ok? - poprosiłam błagalnym tonem. Po tym wszyscy zamilkli.
- Tsume - ktoś jeszcze dodał, ale na to odpowiedział mu inny wilk:
- Już to mówiłam.
- W takim razie... Poproszę wszystkich dostępnych ognio... hm... - zamyśliłam się, nie mogąc znaleźć właściwego słowa. Postanowiłam wymyślić własne. - ...ogniożywiolnych tutaj!
Niektórzy słysząc obcobrzmiące słowo zaczęli chichotać, a inni nawet nie zwrócili uwagi na moje ogłoszenie, gdyż już zbierali odłamki szkła, które gdzieś zaczęły tonąć w złocistym piasku. Niektóre wilki jednak zniknęły gdzieś za skałami pokrywającymi skraj plaży, a jedna z samic podeszła bliżej mnie.
- Jestem Mizuki. Miałam w czymś pomóc...
Uśmiechnęłam się, chwytając w garść połamane szkło, które ktoś przed sekundą położył na brzegu sceny. Nie zwróciłam uwagi na to, że przejrzyste drobinki weszły mi pod skórę, a nieco większe spowodowały krwawienie. Już wcześniej obiło mi się o uszy, że nie dość, że jestem nieśmiertelna, to jeszcze każda, nawet najmniejsza rana, zagoi się w przeciągu kilkunastu sekund.
- Wystarczy, że rozgrzejemy to do właściwej temperatury i uformujemy nowe, dużo ładniejsze naczynie. Wspólnymi siłami wszystko się uda! - powiedziałam ciepło. Mizuki wciąż patrzyła na mnie niepewnie.
- Nigdy nie próbowałam topić szkła... Nie wiem, co z tego wyjdzie. Nie mam talentu artystycznego.
- Ale warto spróbować!
- Siemka, po co miałyśmy przyjść? - odezwała się jakaś wadera z sympatycznym uśmiechem na pysku. U boku miała inną, ciemniejszą waderę, która nie zdradzała żadnych większych uczuć, no może prócz małego zagubienia.
- A wam jak jest na imię?
- Ja jestem Igła, a ta to Vanessa! Van, powiedz coś!
- Cześć - powiedziała cicho fioletowo-czarna wadera. Chyba czuła się zmiażdżona przez optymizm i gadatliwość Igły.
- To co mamy zrobić? Przenieść coś? Ułożyć? Powiesić? Położyć? Zamieść? Posprzątać?
- Nie, ale jesteś blisko - zaśmiałam się - Możecie mi pomóc roztopić to szkło? Kazumcia przypadkowo upuściła pudło ze zastawą.
Dziewczyna ubrana w czarno-zielone barwy, mające na myśl przywodzić strój policjanta, prychnęła. Stała akurat oparta biodrem o pusty stół, który zrobiły kilkanaście minut temu wilki o żywiole ziemi i natury.
- Kazumcia? Przypominam ci, że jestem dorosła i moje imię nie ma żadnych zdrobnień. Jest całkowicie poważne...
- Jak to nie ma? Kazumcia, Kazu, Zumba no i oczywiście Kazia, co za tym idzie Kazimiera. Jesteś pewna, że nie ma?
Wilki wybuchnęły głośnym śmiechem. Kazuma aż zagotowała się ze złości.
- Wymagam kultury, bo inaczej zniszczę wam kolejną rzecz... I wiedz, że talerzy i całej reszty nie zniszczyłam przypadkowo! - warknęła, a później sypiąc piaskiem spod ciężkich butów, odeszła.
- Ojej, ależ ona jest nerwowa - westchnęłam - Chyba musimy iść do zielarzy po melisę na uspokojenie dla naszej koleżanki.
Kolejny wybuch śmiechu. Uśmiechnęłam się do pozostałych. Lubiłam, gdy ktoś rozumiał moje żarty i śmiał się razem ze mną. Im więcej śmiechu na ziemi, tym lepiej! Każdy uśmiech wydłuża w końcu nasze życie!
- To jak? Pomożecie mi? Nie ma już chyba sensu czekać na resztę, bo nim to stwardnieje na dobre, trochę czasu minie.
Wadery popatrzyły po sobie. Jako pierwsza pewnie uśmiechnęła się Igła, czyli tak jak myślałam na początku, kolejna była Mizuki, a na samym końcu Vanessa.
- To super! - uradowałam się - Położę wam na tamtym stole więcej odłamków szkła, a wy już próbujcie je stopić.
Mówiąc to popatrzyłam na wyzbierane już z piasku odłamki szkła, które teraz lśniły, leżąc na jednej kupce na skraju sceny, tak jak te, które miałam w dłoniach. Następnie podeszłam do stołu, o który jeszcze kilka chwil temu opierała się Kazuma i tam delikatnie położyłam to, co do teraz ściskałam w dłoniach. Poczułam ulgę, widząc, że rzeczywiście skaleczenia goją się w natychmiastowym tempie, a ból ustaje. Pierwsza w człowieka zmieniła się Mizuki, kolejna Vanessa, a Igła patrzyła na nie niezadowolona.
- Hej! Jak wy możecie?! Ja nie potrafię zmieniać się w człowieka! To niesprawiedliwe!
Wadery wybuchnęły śmiechem, Igła po chwili również. Tymczasem ja poszłam po całą resztę i przeniosłam im na stół. Zadowolona stwierdziłam, że Mizuki już miała ułożone dłonie w miseczkę, a w nich znajdował się gęsty, przezroczysty płyn - stopione szkło.
- I co dalej? - zapytała, patrząc na mnie wyczekująco.
- Spróbuj z tego zrobić talerz - wyjaśniłam, jak gdyby nigdy nic. Dziewczyna zmarszczyła cienkie, czarne brwi.
- Świetnie by było, jakbym chociaż wiedziała, jak to zrobić.
W skupieniu popatrzyłam na szkło. Miała rację. Ja również nie miałam zielonego pojęcia, jak to zrobić. Mimowolnie mój wzrok powędrował ku zgarbionej sylwetce, która przysiadła sobie pod drzewem i z zacięciem coś rysowała, a jej brązowa czupryna tylko lekko poruszała się za szkicownikiem.
- Wiesz co... Poczekaj. Chyba znalazłam duszę artystyczną, która byłaby w stanie nam pomóc.
Gdy Mizuki skinęła głową, podeszłam do dziewczyny. Za stolik służyło jej udo i kolano, na którym to opierała szkicownik.
- Co rysujesz? - zapytałam z zainteresowaniem. Brunetka szybko przycisnęła szkic do swojej piersi i z przestrachem popatrzyła na moją twarz.
- Nieważne.
- No pokaż, jestem ciekawa, co tam tworzysz. Kto wie, może jesteś konkurencją dla Shayle?
- Shayle? Tej młodej? - zapytała, marszcząc brwi.
- Tak. Jak się okazało ona również jest artystką.
Dziewczyna potrząsnęła krótkimi lokami o kolorze miedzi, wzdychając przy tym.
- Tsa... Rzeczywiście, mam konkurencję.
- To pokażesz, co narysowałaś? - prosiłam dalej. Popatrzyła na mnie nieufnie.
- No dobra... Ale to będzie tylko jednorazowe.
Odwróciła w moją stronę szkicownik. Rysunek przedstawiał Kazumę opierającą się o stół, patrząc wybrednym wzrokiem w moją stronę i moich rozmówców, usadowionych w tle. Niekoniecznie wszystko było całkowicie realistyczne, ale chociaż dobrze wykonane.
- Bardzo ładnie. Ja bym czegoś takiego nie narysowała - oświadczyłam szczerze. Po raz kolejny tego dnia ktoś oszołomił mnie swoim talentem artystycznym, którego ja nie posiadałam.
- To tylko szkic... I rysunek a szkic to nie jedno i to samo. Rysunek jest pokolorowanym szkicem, malunek lub obraz jest namalowany farbami - Gdy zobaczyła, że patrzę na nią nierozumiejącym wzrokiem, dodała speszona: - Po prostu wiem, że z całą pewnością pomylisz te pojęcia.
- Ok, rozumiem... Może nam pomożesz?
Podniosła na mnie wzrok, mrużąc oczy przed słońcem, które świeciło za moją głową. Właściwie to nie mrużyła tylko oczu, ale i także nos pokryty ledwo widocznymi piegami słonecznymi oraz marszczyła brwi.
- W czym?
- Kazuma nam roztłukła zastawę i trzeba uformować ze szkła nową...
- I co? Co mam niby zrobić? - mruknęła.
- Zrobić jakieś ładne naczynia.
Wytrzeszczyła na mnie oczy, nerwowo przyciskając do piersi szkicownik, jednocześnie bawiąc się palcem kartką, która się z niego zaczęła wysuwać.
- Uformować? Z rozgrzanego szkła?
- Tak - uśmiechnęłam się.
- Popatrzę się.
- Nic sobie nie zrobisz. Użyjemy takiego zaklęcia, byś była na to odporna. Co ty na to?
- I tak jestem na nie.
Uniosłam brwi, zaskoczona jej decyzją. Aż tak obawiała się poparzeń?
- Dlaczego?
Spuściła wzrok.
- Bo nie. Jeśli nie chcę, to nie możesz mnie zmuszać.
Przykucnęłam przy niej, kładąc dłoń na jej kolanie. Posłała tylko urywane spojrzenie na moją dłoń, a później wróciła do upartego patrzenia w piach.
- Aż tak boisz się gorąca?
- Też... Ale nie o to chodzi.
- W takim razie o co?
- Nie chcę się ośmieszyć przed innymi, że czegoś nie potrafię.
- Jak nie spróbujesz, to nigdy się nie dowiesz, czy potrafisz, czy też nie. Być może okaże się, że to twój największy talent.
- Nie rozumiesz... Po prostu nie chcę pokazywać obcym swojego kiepskiego talentu... Jeśli jednak komuś się on spodoba, to zaczną się teksty z typu: "Suzi, narysuj mi coś" lub "ty to zrób, ty masz talent". Po prostu inni nie ogarniają, że nie mam ani ochoty, ani czasu rysować dla innych. Mam na głowie wystarczająco dużo obowiązków, a niektórzy nie rozumieją, że nie mam czasu na rysowanie.
Popatrzyłam na nią, myśląc co odpowiedzieć. Nigdy nie spotkałam się z taką sytuacją w swoim życiu, a przynajmniej takowej nie pamiętam.
- To wyjaśnij innym, że nie życzysz sobie tego rodzaju zamówień i po problemie.
Popatrzyła na mnie jak na głupią.
- To niczego nie zmieni. Po prostu inni są głupi i nigdy nie zrozumieją twojej sytuacji nawet nie warto się fatygować, by mówić.
- Za bardzo się ograniczasz... Musisz się wziąć w garść i pokazać się światu! Ukrywanie talentów nie jest dobre, bo takim sposobem nigdy ich nie udoskonalisz i przejdziesz przez życie nie pozostawiając po sobie chociażby najmniejszego śladu. Zrób coś naprawdę pozytywnego, dzięki czemu na zawsze zapiszesz się na kartach historii! I pamiętaj: życie jest za krótkie, żeby nie bawić się dobrze, więc korzystaj z tego, jak tylko zdołasz!
Popatrzyła na mnie nieruchomym wzrokiem, jakby oczekiwała, że coś jeszcze powiem. Albo po prostu się zawiesiła? Wstałam.
- To jak? Pomożesz?
Zamknęła szkicownik i odłożyła go na bok, a następnie wstała i otrzepała się z piasku.
- Niech ci będzie, ale jeśli zrobię sobie krzywdę, to będzie tylko i wyłącznie twoja wina.
Zaśmiałam się. Dziewczyna, choć dorosła, była o głowę ode mnie niższa, przez co czułam się nieco dziwnie. Zazwyczaj to inni mnie przewyższali wzrostem.
- Jasne. Przejmuję winę na siebie. W takim razie chodź, bo jeszcze chwila i Mizuki zdenerwuje się, że tak długo nam to zajęło.
Skierowałam się w stronę stołu, a Suzi poszła za mną. Była całkiem sympatyczna, choć było widać, że nie ma przekonania do szczerości ze strony innych wilków. Potrzebowała więcej zrozumienia... ale i tak zapewne go nie przyjmie. Jest dość zamknięta w sobie i potrzebuje czegoś, co by jej pozwoliło się otworzyć.
- I co? - powiedziała Mizuki, patrząc na moją koleżankę. Zmarszczyła brwi. Pewnie jeszcze się nie znały.
- To jest Suzi - uśmiechnęłam się, wskazując na towarzyszkę, a ta naburmuszona odpowiedziała:
- Suzanna. Suzi to idiotyczne imię.
Mizuki popatrzyła zszokowana na młodą dziewczynę. Ja dopiero po chwili połączyłam wątki, orientując się, że to Alfa watahy. Nie powiedziałam jednak nic na ten temat. Ja również nie spodziewałam się, że tak wyniosła wadera mogła być nie dość, że niska, to jeszcze wyjątkowo uparta.
- To jest to szkło? - popatrzyła na ciecz, którą nadal Mizuki trzymała w dłoniach pilnując, by nie zalała stołu. Niestety Igła nie mogła się tym pochwalić, bo jej porcja szkła najprawdopodobniej najpierw się roztopiła, a później stwardniała na stole. Spanikowana wadera właśnie próbowała jakoś je oderwać od drewna. Vanessa dopiero wzięła się za roztapianie, a patrząc na jej skupiony wyraz twarzy można było łatwo stwierdzić, że robiła to albo używając wzorku, albo siłą woli.
- Tak.
- W takim razie jak mam to niby uformować? - mruknęła. Chyba nie miała dziś zbytnio humoru... lub po prostu wyjątkowo bardzo nie lubiła pomagać.
- Nie wiem, wymyśl coś.
Po raz kolejny posłała mi spojrzenie z typu "czy ty jesteś głupia?". Patrząc na nią poczułam się dziwnie poniżona, więc odruchowo zaczerwieniłam się i posłałam jej kłopotliwy uśmiech. Widząc, że rzeczywiście jej w tym nie pomogę, wróciła wzrokiem do cieczy.
- Dalej, bo mi już ręce cierpną... - poskarżyła się Mizuki. Suzanna przygryzła wargę, próbując coś wymyślić. Koniec końców zanurzyła dłoń w rozgrzanym szkle i... wtedy zdałam sobie sprawę, że nie nałożyłam na nią obiecywanego jej zaklęcia chroniącego przed gorącem. Z sykiem wciągnęłam powietrze oczekując bolesnego wrzasku... ale nic takiego się nie stało. Alfa całkowicie pochłonięta pracą wzięła od Mizuki część szkła oraz zaczęła robić z niego placek na dłoni. Gdy skończyła wzięła rękę i ze zdumieniem wszystkie zauważyłyśmy, jak placek formuje się w idealnie równy talerzyk, a następnie pojawiają się na nim misterne zdobienia. Suzi z wrażenia aż upuściła swoje najnowsze dzieło. Na szczęście wylądowało w piasku, więc nic poważnego się nie stało. Szybko schyliłam się i wyciągnęłam je z piasku. O dziwo było również stwardniałe.
- Jak to zrobiłaś? - zapytałam.
- N-nie mam pojęcia - wykrztusiła, również zaskoczona swoim wyczynem.
- Możesz spróbować zrobić to jeszcze raz? - zaproponowała Vanessa.
- Um... Mogę... Ale nie gwarantuję, że się uda... - mruknęła, robiąc to samo, co wcześniej z kolejną porcją stopionego szkła, z tym samym efektem, a może i nawet lepszym. Wzory były ładniejsze i dokładniejsze. Gdy odkładała drżącą dłonią czwarty talerz na stertę, usłyszałyśmy trzaśnięcie, połączone z szarpnięciem stołem. Suzi w ostatniej chwili podtrzymała ręką ledwo co zrobioną zastawę i popatrzyła w stronę winowajcy problemu. Igła miała w pysku kawał oderwanego drewna ze stołu, na którym przyległo szkło. Upuściła deskę w piasek i wyszczerzyła się do nas.
- Wyczyściłam stół!
Ja i reszta dziewczyn zaczęłyśmy się śmiać, prócz Suzi, która tylko się krzywo uśmiechnęła.
- Tylko, że trzeba to jeszcze naprawić.
Igła popatrzyła zmieszana na dziurę.
- Eee... To ja może to po prostu czymś przykryję i nikt nie zauważy?
- Wątpię, aby to był dobry pomysł.
- Dlaczego?
- I tak jest dziura i tak - odpowiedziała Alfa.
- E, tam. Nikt nie zauważy. Po prostu zrób taki duży talerz czy coś...
Suzanna popatrzyła na nią, całkowicie poważniejąc. Od razu pojęłam o co chodzi: "ty to zrób, ty masz talent". Tekst, którego szczerze nienawidziła. Nie czekając na komentarze, poważna i najwyraźniej rozzłoszczona chwyciła Vanessę za nadgarstki i przyciągnęła do siebie. Następnie wzięła od niej szkło i w dłoniach urosła jej wspaniała figurka, która pochłonęła nawet szkło przyległe do deski, którą chwilę temu Igła oderwała od stołu. Suzi, nie mogąc już jej udźwignąć, położyła ją na stole.
- Proszę.
Z trudem popchnęła ją i zasłoniła dziurę w stole. Zszokowane popatrzyłyśmy na wspaniałą figurę. Nóżka była ozdobiona różnego rodzaju motywem roślinnym i owocami, na niej stał wilk z uniesioną głową, a na nosie miał misę, do której można było nakłaść owoców. Zatkało nas. Po prostu zatkało.
- Może być? - zapytała Alfa, krzyżując ręce na piersi.
- Jak najbardziej... - wykrztusiła pełna podziwu Vanessa.
- Suzanno, powiedz mi proszę... Czy ty masz żywioł szkła? - zapytałam.
- Szkła? - powtórzyła - Przecież nie ma takiego żywiołu.
- Najwyraźniej jest i ty go posiadasz.
Suzi patrzyła na mnie bez wyrazu. Znowu się zamyśliła. Jest bardzo skupioną osobą... Później wyciągnęła dłoń do Mizuki. Ta dopiero po chwili zorientowała się, o co chodzi i dała jej ostatnią i największą porcję szkła. Ta z niej zrobiła kilka kieliszków, misek i talerzy.
- Zadowolone? - zapytała.
- Tak...
- Coś jeszcze chcecie, czy mogę już iść?
- Jeśli chcesz, to idź... Tylko przyjdź na imprezę! - powiedziałam ze szczerym uśmiechem.
- Ta... I tak pewnie nie przyjdę - mruknęła pod nosem, już na odchodnym. Odwróciłam się w stronę Mizuki, Vanessy i Igły.
- Wy też jeśli chcecie idźcie się przygotować, ja zajmę się całą resztą.
Ku mojemu miłemu zaskoczeniu postanowiły zostać. Pomogły mi w montowaniu reszty oświetlenia oraz nagłośnienia, zasilanego przez wilki o żywiole elektryczności, które oddały część swojej mocy do zasilatora magicznego, którego miał na własność któryś z wilków. Szczeniaki nosiły wskazane przeze mnie jedzenie i picie, a mianowicie upolowane przez zespół polowań na moją prośbę, soki z owoców leśnych, wodę oraz różne owoce znalezione na terenie watahy. Pod wieczór wszystko było gotowe, więc musiałam jeszcze tylko wybrać się do siebie i przygotować.
Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Już pół godziny później byłam w swojej jaskini całkowicie gotowa - umyta, wyperfumowana, włosy miałam uczesane, a kokardy w nie wplecione poprawione. Znalazłam również przyciemniane okulary nabyte najprawdopodobniej podczas którejś wyprawy do miasta i nałożyłam je na nos. Wiedząc, że jest już chłodno i powinnam się przemienić w wilka, bo w tej postaci miałam grubszą skórę i futro, dlatego też tak zrobiłam. Wychodząc z jaskini, zobaczyłam, że jakiś basior idzie ścieżką tuż przed wyjściem od mojej groty. Z uśmiechem wpadłam na genialny pomysł. Chciałam go wystraszyć, wyskakując zaraz przed jego pyskiem. Plan się powiódł. O mało nie dostał zawału serca. Widząc jego minę wybuchnęłam głośnym śmiechem.
- Co ty tutaj robisz? I jak ci na imię? Bo wiesz, miałam taki mały reset mózgu i mogę cię nie kojarzyć - spytałam.
- Jestem Kai... - powiedział niepewnie, po czym zapanowała cisza. Czekałam, co jeszcze interesującego może mi powiedzieć.
- Jeśli dobrze mi się zdaje, idziesz na tą imprezę. Może pójdziemy razem?
Gdy popatrzyłam na niego zdziwiona, ten zakłopotany spuścił wzrok. Po chwili jednak wykrzyknęłam, jednocześnie rzucając mu się na szyję:
- Oczywiście, że idę!
Bardzo lubiłam się przytulać, więc nie było w tym niczego dziwnego. Kai jednak chyba miał inne zdanie o takim wyrażaniu szczęścia.
- Proszę nie rozczulaj się... - poprosił błagalnym tonem. Szybko puściłam go i cofnęłam się o jeden krok, a szeroki uśmiech wciąż nie schodzi z mojego pyska. Byłam w doskonałym nastroju i nie zamierzałam tego ukrywać.
- No to idziemy, czy nie?
- No, ok idziemy - odparłam szybko, a następnie szybko ruszyłam w stronę Wschodniej Plaży. Basior podążył za mną, powłócząc leniwie łapami. W końcu nasze tempo się wyrównało, a ja z podniecenia skręcałam lekko to w prawą, to w lewą stronę. Kai czuł się z tego powodu chyba nieco niekomfortowo, gdyż za każdym razem się ode mnie odsuwał.
Kilka chwil później dotarliśmy do celu i spotkaliśmy się z tłumem wilków oczekujących na moje nadejście, czekając na rozpoczęcie zabawy. Byłam naprawdę szczęśliwa widząc, że nie było nas wcale aż tak mało. Przyszła nawet Suzi i Kazuma, co było już nie lada wyczynem i niesamowitą satysfakcją z sukcesu! Kiedy podbiegłam bliżej, rozległy się gwizdy, oklaski i okrzyki radości. Witałam się z każdym po kolei, nie przestając się uśmiechać. Kai zszedł na sam bok, obok stołu zapełnionego jedzeniem i przepięknymi dziełami Suzanny, zasiadając obok Desari.
- No, Kii! Otwieraj to już! - ponaglał tłum.
- Ok, tylko mi pomóżcie wejść! - odpowiedziałam zanosząc się śmiechem. Już po chwili ze zdziwieniem zorientowałam się, że wilki wzięły to zbyt dosłownie i uniosły mnie na rękach w górę, jak prawdziwą gwiazdę. Ja nie odrzuciłam ich pomocy, więc już po chwili byłam już na scenie. Szybko zorientowałam się, że mikrofon jest zamontowany w stojaku, więc podeszłam do niego i powiedziałam:
- Cześć, wszystkim świetnym wilkom, którym chciało się tutaj przyjść i bawić razem z nami! Imprezę czas zacząć! Tego wieczoru grać nam będzie zespół Lithium Vane! Zapraszam!
Wilki po raz kolejny wydały z siebie okrzyk radości, a chwilę później moje miejsce zajęła muzykalna Lith oraz jej koleżanki. Sprawnie zeskoczyłam ze sceny do publiczności, a mój upadek zamortyzowała wyciągnięta dłoń Tsume, której się chwyciłam. Kapela nastroiła instrumenty i zaczęła grać, a ja mogłam się bawić z przyjaciółmi. Nawet po jakimś czasie z uśmiechem na pysku zobaczyłam, że Desari i Kai, którzy początkowo raczej nie palili się do tańca, zajęli parkiet. Suzi przekonała się do tego trochę wcześniej i tańczyła na zmianę to z koleżankami, to z Toboe i próbowała odklejać niechętnych od stołu z przekąskami.
Zabawa skończyła się dopiero około czwartej nad ranem, gdyż było widać, że wszyscy są bardzo wykończeni. Wszyscy, prócz oczywiście mnie. Widząc pyski zmęczonych wilków, wpadłam na pewien pomysł, jak można by ich jeszcze na jakiś czas zjednoczyć. Weszłam na scenę i wzięłam do ręki mikrofon, przed chwilą zostawiony przez spoconą Lith. Ten wydał z siebie nieprzyjemny pisk, ale na szczęście po chwili ustał. Jeszcze moment temu skrzywione wilcze pyski na nowo się uśmiechały.
- Widzę, że jesteście bardzo zmęczeni... Ale tak świetnie się bawimy, że nie warto tego psuć, prawda? A więc zapraszam was serdecznie na Wrzosową Łąkę, na której to będziemy oglądać gwiazdy, bo z tego co mi wiadomo, dziś jest noc spadających gwiazd!
Pomysł się przyjął. Ponad połowa wilków podążała za mną, a właściwie za lewitującą przede mną kulą ognia, którą wznieciłam. Miała nam służyć jako pochodnia, więc tak się stało. Po upływie niecałych dziesięciu minut byliśmy już na miejscu. Teraz byliśmy już otoczeni wysokimi wrzosami. To było ostatni miesiąc, kiedy kwitną. Później będziemy musieli czekać aż do lutego, kiedy się trochę ociepli. Wszystkie wilki albo usiadły, albo położyły się na Łące i w ciszy obserwowały spadające gwiazdy. Ja również. Były piękne. Ale... czegoś mi zaczęło brakować do pełni szczęścia. Prawdziwej miłości.

poniedziałek, 5 października 2015

Od Angeli "Lecieć ku księżycu" cz. 1 (cd. Suzanna)

Była zima, a o pożywienie było trudno. Wyszłam na chwileczkę, ale po to, żeby kogoś poznać. Byłam zimna (bo w moim plemieniu była zima, ale ona miała minimum dziesięć stopni Celcjusza). Nikogo nie widziałam, więc wróciłam do jaskini, gdzie było mi cieplej i mogłam rozpalić małe ognisko. Po drodze zebrałam kilka grubszych gałązek. Rozpalając w mieszkanku ognisko, nagle coś pojaśniało na ścianie. Podeszłam do jakiegoś napisu, a były to hieroglify. Przyjrzałam im się i trochę umiałam przeczytać, bo były to prawdopodobnie znaki od naszych wilczych przodków. Mówiły one tak: "Poszukać trzeba głowę słonia, co posiada diamentowy kieł. Nie kieruj się północą kompasu, bo on zmyli cię, a na kolejne przeszkody napotkasz się". Nie wiedziałam czy mam powiedzieć o tym Alfie czy nie, ale zostałam przy tym drugim. Myślałam o co tu chodzi, czy to tylko jakiś skarb, czy do czegoś się przyda.
- Nieee... jednak pójdę do Alfy. - odrzekłam nie wiedząc co robić.
Szłam do Suzanny szybkim krokiem, aż ją zobaczyłam i podeszłam do niej.
- Witaj, muszę Ci coś powiedzieć. - powiedziałam.
- Dzień dobry, a co się stało? - spytała Alfa
- W mojej jaskini były hieroglify, które... - powiedziałam wszystko przywódczyni watahy.

<Możesz dalej, Suzanno? Nie wiem co na to powiesz.>

Uwagi: Liczby w op. piszemy słownie. Na przyszłość postaraj się pisać nieco dłuższe op.

Od Kiry "Moja historia"

Gdy byłam mała rodzice porzucili mnie. Miałam wtedy chyba dwa miesiące. Od tego czasu musiałam radzić sobie sama. Nie umiałam jeszczę polować i płoszyłam ciągle zwierzęta. Pewnej ciemnej nocy spotkałam czarne wilki. Nie wiedziałam kim są i czego chcą, więc po prostu powiedziałam im "Cześć". Chyba myślały, że będę idealnym materiałem na jednego z nich, bo postanowiły mnie wytrenować. Tam zostałam wytresowana na maszynkę do zabijania. Gdy miałam po raz pierwszy zaatakować jakąś watahę, uciekłam. Nie chciałam być taka jak oni... zła. Znów musiałam radzić sobię sama, ale tym razem lepiej. W poszukiwaniu watahy ruszyłam na południe. Tam spotkałam wilka o imieniu Ayame. Ayame opowiedziała mi o waszej watasze. Pomyślałam "Może to moje miejsce?". Żeby ją znaleźć wyruszyłam na północ. Tam zaczełam śledzić jakiegoś wilka. On doprowadził mnie do Watahy Magicznych Wilków. A ja postanowiłam spróbować swoich sił i do niej dołączyć.

Uwagi: Trochę krótko... Literówki. Liczby w op. piszemy słownie.

Podsumowanie września


 W tym miesiącu dużo się działo. Wróciła szkoła, koledzy (juhuuu... Wyczujcie ten sarkazm)... Ale niektórzy (w tym ja) zmienili szkołę i zaleźli się w kompletnie innym otoczeniu. Na nowo musimy wziąć się do nauki, odrabiania prac domowych, a obowiązki się piętrzą i piętrzą, a op. nie ma kiedy pisać... Z tego właśnie powodu, kto jeszcze nie zauważył - tabelka może być przeze mnie uzupełniana raz na 2 tyg., bo właśnie co tyle musicie coś napisać. Wyjątek stanowią wilki na okresie próbnym, które muszą wycisnąć z siebie siódme poty, by się dostać oficjalnie do naszego grona. Pocieszeniem jest to, że gdy już się w końcu dostaną, nie będą musieli pisać aż tak często. :)
Ponadto w tym miesiącu po raz pierwszy pojawił się Tematyczny Weekend (TW)! Niestety nie cieszył się oczekiwaną popularnością, ale cóż poradzić. Może nie każdy jeszcze wiedział. No, ale mniejsza o to. Niestety w październiku TW nie zostanie poruszone, gdyż nie spełniliście moich warunków - na WMW nie pojawiło się 50 op., tylko niecałe 30.
Dodatkowo opowiem może Wam jeszcze dokładnie historię pewnej osoby, która zapewne Was zastanawiała (jeśli tak się nie stało, to wiedzcie, że to zły znak)...
TOMEK 
Otóż nasz pan Tomasz to sympatyczny gimnazjalista chodzący do klasy trzeciej. Jest przyjacielem Ishi. Jest naprawdę koleżeński i ma niskie wymagania względem innych, niestety wyróżnia się małą wiarą we własne możliwości. Jako, że jego przyjaciółka przechodziła małe załamanie nerwowe, poleciła mu zająć się tymczasowo watahą. On, nie wiedząc, co i jak poprosił o wyjaśnienia. Ona mu wszystko ładnie wytłumaczyła... I wziął się do roboty. Zalogował się na czata pod nazwą SimkaAnimka i działał.
Podobało mu się właściwie każde opowiadanie, gdyż sam rzekomo nie potrafi pisać, lecz do każdego jednak potrafił wypisać uwagi. Dogadywał się z większością członków, pracował nienagannie... A nawet udało mu się przekonać Alfę WCN (wataha, z którą WMW toczyła wojnę, gdyż Adminka kopiowała wszystko nie tylko z WMW, ale i także WZP i się pod tym podpisywała), Zuko, by ta zmieniła wszystko na jej stronie i zaczęła od początku. Dzięki niemu burzowe chmury między WCN a WMW i WNS (wataha będąca następstwem WZP) się w końcu rozwiały. Któregoś dnia jednak Ishi powróciła, oświadczając, że już czuje się dobrze i Tomek pożegnał się, a następnie odszedł.
Wszystko brzmi pięknie, prawda? W rzeczywistości brzmi to trochę inaczej i nie chciałam Was oszukiwać, dlatego miałam w planach napisanie tego już na początku. W każdym razie... kto uznał, że to ciupkę dziwne, że nagle pojawił się przyjaciel Ishi, o którym ona nigdy nie mówiła (a raczej pisała), ten zasługuje na porządną nagrodę. Tomek w rzeczywistości nie istniał, nie istnieje i nigdy istnieć nie będzie! SimkaAnimka to Ishi, Tajga to jej kumpel z reala, o którym ma zwyczaj gadać, a Ślicznotka to jej koleżanka, z którą po prostu się wydurniała (tsa... My od początku do końca nie brałyśmy tej kłótni i wymądrzania się na serio. To MIAŁ był kabaret, więc gratuluję wszystkim, których to rozbawiło. Tak to właśnie miało wyglądać).
Racja, naprawdę cierpiałam na naprawdę złe samopoczucie, wiedziałam, że lada dzień mogło się wszystko we mnie sypnąć, tym bardziej, że ostatnio wśród watah zaczęło się źle dziać... Admini kradli cudzą pracę, obrażali się nawzajem... By to wytrwać, potrzebny był WMW Admin o stalowych nerwach. Ale nagle pojawił się pewien plan - przedstawić na WMW kompletnie nowego Admina. Nie wiedzieć dlaczego, gdy udaję kogoś, kim nie jestem, łatwiej mi działać. Zaczęłam udawać optymistę i wychodziło mi to całkiem nieźle. Wczułam się w rolę na taką skalę, że nawet udało mi się ze spokojem obejść się z ludźmi, którzy próbowali zniszczyć WMW. Efekty były oszałamiające. Dzięki zmyślonej postaci imieniem Tomek nie dość, że łatwiej było mi się wyrwać z załamania, to jeszcze wszystko szło mi lepiej i przyjemniej. Ponadto dowiedziałam się, kto z watahy jest tolerancyjny, a kto podejrzliwy i nieufny wobec obcych.
Jeszcze coś... Pewnie myślicie, skąd wpadłam na ten pomysł? Hm... To wcale nie jest tak zawiłe, gdyż starsi członkowie tejże watahy pamiętają, że kiedyś wstawiłam tutaj ankietę z pytaniem o zmiany, które mogłyby wystąpić. Była tam też propozycja zmiany Admina. Oczywiście 50% zagłosowało na tę zmianę. Dnia, w którym powstał Tomek, będąc naprawdę przybitą, przypominałam sobie głównie smutne rzeczy i w tamtym momencie doznałam olśnienia. Postanowiłam "zmyślić" Admina. Stąd też ankieta, którą nadal możecie zobaczyć. Jeśli już nie, to przedstawię wynik: Którego Admina wolisz? 23% - Ishi, Tomek - 33% (pozostałe procenty to odpowiedzi, gdzie odpowiadający nie może się zdecydować). Oczywiście widząc wynik nic, jak tylko zaczęłam się śmiać. Dzięki temu eksperymentowi poznałam również Wasze opinie. Jak się okazało - wolicie, jakbym była milsza i mniej surowa. Jak widzicie, i pewnie dość się zdziwiliście - potrafię tak zrobić, a idealnym przykładem jest na to pan Tomasz. Mogę spróbować upodobnić się na co dzień do niego, aczkolwiek jak wiecie - odnoszę takie samo wrażenie, jak udając jego postać, czyli przez cały czas wydaje mi się, że jestem postacią fikcyjną, co oznacza, że bez wyraźnej przyczyny nie wolno mi zmienić swojego charakteru, nawet sztucznie. Widzicie? Oto efekty kilkuletniego siedzenia w pisaniu op.
Podsumowując: wcale nie chciałam Was oszukać, a jednie był to pewnego rodzaju SPRAWDZIAN. Najważniejsze, że powiedziałam prawdę, nie? Jeśli ktoś jednak prosiłby o powrót Tomka, to zawsze mogę się jeszcze wcielić w jego rolę. ;)

Wykaz op.:
Leniwe Alfy:
Kiiyuko - 2
Suzanna - 1
-------------------------
  1. Kirke - 5
  2. Shayle - 3
  3. Mizuki - 2 <-- Beta
  4. Moon - 1 <--- Gamma
  5. Kazuma - 1 <--- Delta
  6. Yuki - 1
  7. Yui - 1
  8. Igła - 1
  9. Takashi - 1
  10. Vanessa - 1
  11. Chester - 1 
  12. Valka - 1
  13. Lithium Vane - 1
  14. Astrid - 1
  15. Dante - 1
  16. Ice - 0
  17. Kai - 0
  18. Tsume - 0
  19. Desari Valentine - 0
  20. Sohara - 0
  21. Yusuf - 0
  22. Toboe - 0
Za zostanie Betą dostaje się 15 SG i 40 pkt., Gammą 10 SG i 30 pkt., a Deltą 5 SG i 20 pkt.


Okres próbny ukończyli (osoby zaznaczone na czerwony nie dostały się do watahy):
Kirke - 5
Shayle - 3
Igła - 1
Takashi - 1
Vanessa - 1
Chester - 1
Skreślone są te, które nie przeszły.
Wilki, które napisały poniżej 3 op. i są dość długo na watasze zostają wyrzucone, a te mające powyżej 3 op. są już pełnoprawnymi członkami. Zaznaczone na czerwono i nie skreślone mają drugą szansę.
Tak, ilość napisanych op. podczas okresu próbnego też ma znaczenie!

niedziela, 4 października 2015

Od Kirke "Kim jestem?" cz.1 (cd. Shayle)


Wyszłam w nocy do lasu. Tym razem starałam się nie zapuszczać się tak daleko. Wspięłam się na drzewo i popatrzyłam na księżyc.
- Cześć... - powiedziałam do księżyca. Uśmiechnęłam się gdy popatrzyłam na niego, kiedy wyłaniał się z chmur.
- Wiesz... znalazłam dom. Ale nie wiem czy tu zostanę... - powiedziałam i opuściłam głowę. Nagle zobaczyłam, że koło księżyca zabłysło światełko. Popatrzyłam na nie. Poczułam jak moje oczy zaiskrzyły. Wnet usłyszałam... sokoła. Potem zobaczyłam jak jakaś kartka spada w moją stronę. Zaczęło spadać na ziemię. Natychmiast zeskoczyłam z drzewa i pobiegłam do skrawku papieru. Nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że to ważne. Popatrzyłam na nie. Było na nim napisane Wszędzie widzisz mrok, Góra podpowiedź ci da. Odwróciłam kartkę a na nim było zdjęcie jakiejś wadery:
 http://animewerewolfpack.yolasite.com/resources/Blackwolf%5B1%5D%20%282%29.jpg

 Czy to moja matka? A może moja znajoma? A może i ktoś z mojej rodziny? Nic już nie wiem... ciągle nie wiem co powiedzieć... Od kogo to jest? Czemu ja? Kim jestem? Te wszystkie pytania są bez odpowiedzi do teraz. To mnie dobija. Schowałam zdjęcie i wróciłam do watahy. Starałam się nikomu nie mówić... 
****
Pobiegłam i wzięłam ważne rzeczy, po czym poszłam w Góry, jak było napisane na zdjęciu. Chwila... Czy ja zwariowałam? Poszłam w Góry, bo mi kazała jakaś karta! Kirke, do jasnej cholery, ty zwariowałaś?! Ale trudno... jestem już w połowie drogi... muszę znaleźć miejsce, gdzie ma być kolejna wskazówka. Spacerowałam po górach, szukając czegoś nadzwyczajnego. Nie wiem co to miało być. Patrzyłam cały czas wokół. Nagle usłyszałam, jak ktoś bądź coś idzie za mną. Zamarłam. Bałam się odwrócić. Słyszałam to coś lub kogoś coraz bliżej.
- Kirke! Zaczekaj! - krzyknął do mnie znajomy głos.

 <Shayle?>

Uwagi: Przecinkiiii...

Od Mizuki "Znajomi? Może i wrogowie. Nigdy nie wiesz co się stanie." cz.2 (cd. Styx)

Mijał kolejny dzień mojej ulubionej pory roku, a mianowicie: zimy. Chodziłam w poszukiwaniu czegoś do jedzenia, jednak wszystkie zwierzęta zapadły w sen zimowy, a wataha była na skraju zagłodzenia. Powoli zapadał wieczór, temperatura spadła do około minus piętnastu stopni, a wszędzie pojawiła się mgła gęstości zupy. Postanowiłam wrócić do jaskini, jednak ni stąd ni zowąd pojawił się zapach nieznajomego mi wilka. Zaczaiłam się i bardzo nisko ziemi podążałam za zapachem. Po chwili doszłam do jego źródła i ujrzałam błądzącego we mgle basiora. Podeszłam bliżej, by mnie zobaczył.
- Co ty tutaj robisz?! - zawarczałam, jeżąc całe futro i pokazując kły
- Ja? - spytał
Jego pytanie było strasznie nie na miejscu, wróć powiedziałabym, że brzmiało jakby zadał je jakiś świeżo urodzony szczeniak.
- Nie! Święty Mikołaj - syknęłam
- Ha... -  odparł
Rany boskie, że też akurat ja musiałam wpaść na takiego wilka. Postanowiłam raz a dobrze wytłumaczyć mu że to o niego chodzi
- Jasne, że Ty! Głąbie - Powiedziałam, niemalże krzycząc
- Ej! To ja sobie wypraszam! A tak w ogóle to jestem Styx, jak już.... - nie dokończył
- I co? Może chcesz dołączyć do naszej watahy? - powiedziałam, a na końcu zaśmiałam się
- Sam nie wiem - mruknął
Usiadłam no ziemi i zaczęłam myśleć, co powinnam zrobić. Z jednej strony sprowadzenia obcego wilka w czasie zimy oznacza kolejny pysk do wykarmienia, jednak z drugiej strony jak go tu zostawię mogą znaleźć go wilki z watahy Asai i w przyszłości może sprawić problemy. Co powinnam zrobić? Z mojego myślenia wyrwał mnie ten wilk
- A tobie jak na imię? - spytał
Kolejne strasznie kłopotliwe pytanie, ale w sumie co w tym będzie złego, jak się przedstawię?
- Jestem Mizuki - Powiedziałam nieufnie
Podjęłam decyzję, że zaprowadzę go do Alfy, jednak najwcześniej rano. Postawiłam kilka kroków, po czym odwróciłam się do wilka i zadałam pytanie:
- Idziesz?
Basior przez chwilę stał osłupiały, jednak po chwili do mnie dołączył. Szliśmy bardzo blisko siebie, by ten wilk się nie zgubił. Po jakiejś godzinie dotarliśmy do mojej jaskini.
- Dzisiaj przenocujesz u mnie, jednak rano musisz porozmawiać z Alfą czy będziesz mógł zostać - powiedziałam odwracając wzrok
- Dziękuję - powiedział, wchodząc do wnętrza jaskini
Basior położył się i po chwili usnął, jednak ja nie poszłam spać. Nie ufałam mu. Mógł przecież udawać że śpi i czekać aż usnę i wtedy podgryźć mi gardło. Noc szybko minęła. Gdy tylko basior się obudził, zaprowadziłam go do jaskini Alfy, by ta postanowiła, co z nim zrobić.

<Styx? Wybacz że takie nudne>

Uwagi: Liczby zapisujemy słownie, skróty rozwijamy. Zapominasz o przecinkach. Niektóre zdania są za długie.

sobota, 3 października 2015

Od Shiro "W poszukiwaniu watahy"

"Patrz, jaki słodki z niej szczeniaczek!"
"Nasza mała dziewczynka..."
"Mam młodszą siostrę?"
"Zaopiekuj się nią dobrze."

"Musiałam zasnąć" - Była to moja pierwsza myśl po przebudzeniu się. Znów śniłam o swojej rodzinie. Niestety nie znam jej. Czasem miewam niewyraźne wspomnienia z okresu, z którego praktycznie nic nie powinnam pamiętać. Czy te wydarzenia miały miejsce? Może to tylko moja wyobraźnia? Nie wiem. Wstałam powoli, prostując łapy i ruszyłam przed siebie z pustym brzuchem. Zimą ciężko mi cokolwiek upolować i od jakiegoś czasu nic nie jem. Westchnęłam. "Gdybym tylko znalazła jakieś schronienie...".
Właśnie zbliżał się wieczór. Musiałam znaleźć miejsce, w którym mogłabym się zatrzymać na noc. O dziwo, niedaleko mnie znajdowała się wielka jaskinia. Bez zastanowienia ruszyłam w jej stronę i wpadłam do środka. Dopiero wtedy zrozumiałam, że mógł być tu jakiś nieprzyjaźnie nastawiony zwierzak. Nie ucieszyła mnie ta wizja i postanowiłam wejść głębiej, by sprawdzić, czy nic mi nie grozi. Niestety we wnętrzu groty leżał wielki niedźwiedź. Nie zapadł jeszcze w sen zimowy i bardzo szybko mnie dostrzegł. Spanikowałam i odruchowo zaczęłam uciekać. Misiek podniósł się ociężale i szybko mnie dogonił. Po jakimś czasie ucieczki dopadło mnie zmęczenie i stopniowo zaczęłam zwalniać. "Nie zwalniaj, nie zwalniaj!" - powtarzałam sobie w myślach, sapiąc ze zmęczenia. Mieszkaniec jaskini wciąż miał sporo siły i wyraźnie uparł się, by mnie dogonić. Co prawda był dalej ode mnie, jednak z łatwością mógł mnie w każdej chwili dogonić, jakbym zwolniła jeszcze trochę. Wtedy zauważyłam przed sobą dróżkę prowadzącą w prawo. Skoczyłam w nią z nadzieją, że uda mi się schować między gałęziami, jednak zanim zdążyłam obrócić głowę wpadłam na obcego wilka. Była to biała wadera z niebieskim księżycem i gwiazdką na tylnej łapie.
- Dokąd tak pędzisz? - spytała zaciekawiona
- Grota, niedźwiedź, za mną, pomóż! - Był to jeden z niewielu razy, gdy prosiłam o pomoc. Na szczęście waderze nie były potrzebne dodatkowe wytłumaczenia mojej poplątanej wypowiedzi i odsunęła mnie do tyłu. Skuliłam się gdzieś za gałęziami, a wilczyca odstraszyła wroga używając swoich mocy i po chwili wróciła do mnie.
- Nic ci nie jest?
- Nie, nie. D-Dz-Dzię... Nieważne! - Niestety nie udało mi się podziękować.
- Powiedz, należysz do jakiejś watahy? - zapytała.
- Nie, uciekłam.
- Rozumiem. - pokiwała głową.
- A ty do jakiejś należysz? - tym razem ja zadałam pytanie.
- Tak, jesteś właśnie na jej terenach. - potwierdziła.
- Aha... A-a mogę dołączyć? - Kiedyś musiałam znaleźć stałe schronienie.
- Mogę zaprowadzić cię do Alfy, ona zadecyduje.
- Okej, prowadź! - zawołałam i ruszyłam szybkim krokiem za waderą. Kilka minut później doszłyśmy do miejsca, gdzie było pełno jaskiń. Kierowałyśmy się w stronę jednej z nich. Inne wilki obserwowały nas zaciekawione, jednak po chwili znalazły sobie inne zajęcia.
Stanęłam przed młodą wilczycą (przynajmniej z wyglądu) i obserwowałam ją z dołu, gdyż była ode mnie znacznie wyższa. Ona jedynie spojrzała na mnie krzywo i zadała kilka pytań. Odpowiedziałam na nie, nie spuszczając wzroku z, rzekomo, Alfy i czekałam na "wyniki". Po krótkiej ciszy, wadera zwróciła się do mnie:
- Powiedz, po co nam w watasze mały bachor bez wykształcenia?
- W sumie to nie wiem, po prostu szukam miejsca, w którym dożyję chociażby dorosłości. - Na moją odpowiedź Suzanna, gdyż tak jej na imię, zerknęła na mnie i znów zapadła głucha cisza. Po krótkiej wymianie spojrzeń poprosiła kogoś, by zaprowadził mnie do bezpiecznego miejsca i dał pożywienie. Nie było go dużo, chociaż co się dziwić, jest zima. Podziękowałam i zabrałam się za jedzenie. W pewnym momencie dopadło mnie nagłe wyczerpanie i nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam. Rano, ta sama wadera, która mnie wczoraj obroniła, obudziła mnie i powiedziała, że zostałam przyjęta na okres próbny. Uśmiechnęłam się do siebie i znowu zasnęłam. Właśnie zaczęłam nową przygodę!

Uwagi: Nie rób takich przerw w tekście! "Jakby" piszemy razem.

Od Sory "Postanowiłam się ogarnąć i pójść do miasta..."

Nie wiem który dzień siedzę sama w jaskini. Może trzy? Może tydzień? Przestałam liczyć. Tsume wyjechał na kolejną misję, mój syn prowadzi własny tryb życia, a przyjaciółki chyba zapomniały o tym, że istnieję. Nie mam ochoty na nic. Nie kąpałam się już długi czas, a jem jedynie to, co zostało w spiżarni. Zapewne wyglądam jak g*wno, ale tak też się czuję. Nikogo nie obchodzi to co się ze mną dzieje, a przynajmniej takie mam wrażenie. Coraz częściej zadaje sobie pytanie "Czy Tsu dalej mnie kocha?". Kiedyś dostawałam od niego masę listów. Nawet kiedy był daleko, czułam to znajome ciepło. Miałam świadomość, że mimo wszystko jest tu ze mną jakąś częścią siebie. Teraz czuję pustkę...
***
Obudziły mnie promienie słońca wpadające do tej zatęchłej nory, której jest mój dom. Otworzyłam zaspane ślepia i przeciągnęłam się, ziewając. Przez kolejne (nie mam pojęcia ile) myślałam nad swoim nędznym życiem. Chyba powinnam pójść do pracy, tylko... czy jeszcze ją mam? Zaniedbywałam ją dość długo, więc równie dobrze mogli mnie wyrzucić i zastąpić kimś innym. Przydałoby się to chyba sprawdzić. Podniosłam się do pozycji pionowej i podeszłam do zakurzonego lustra stojącego przy legowisku. Wyglądałam jak siedem nieszczęść. Sierść brudna, posklejana i skołtuniona, grzywka rozczapierzona na wszystkie cztery strony świata, podkrążone oczy, lekko wystające żebra. Postanowiłam się ogarnąć i pójść do miasta, żeby dowiedzieć się, czy nadal jestem modelką. Chociaż, gdyby mnie teraz zobaczyli, nawet by mnie nie poznali. Sama siebie nie poznawałam. Jak to się stało, że wiecznie wesoła, kochająca i szalona Sora stała się nikim innym jak wrakiem wilka?
Zjadłam śniadanie, składające się z martwego królika i wyszłam z jaskini zmierzając się do gorących źródeł. Przechodząc obok innych wilków widziałam ich krzywe spojrzenia kierowane w moją stronę. Nie bardzo mnie to jednak obchodziło. Po paru minutach znalazłam się w miejscu, gdzie z małych zbiorników wodnych unosiła się para. Dawała przyjemne ciepło. Zanurzyłam się w wodzie i dokładnie obmyłam z wszelkiego brudu. Zajęło mi to może godzinę. Po kąpieli wróciłam do siebie. Zmieniając postać w człowieka wyciągnęłam z szafy lekką i przewiewną białą sukienkę. Założyłam ją na siebie, a włosy spięłam w niedbałego koka. Oglądając się w szarej tafli lustra stwierdziła, że wcześniej idealnie pasująca sukienka, którą dostałam od mojego partnera na rocznicę, teraz wisi na mnie jak na wieszaku. No nic, czasem tak się zdarza. Chwyciłam torebkę leżącą na ziemi i po raz kolejny zmieniając postać ruszyłam do miasta. Na granicy lasu natknęłam się na mojego syna.
- Mamo, dokąd idziesz? - zapytał Toboe. Zmierzył całą moją sylwetkę, po czym zmarszczył brwi. No tak, nie widział mnie jakiś czas. Mam nadzieję, że nie zauważył jakichkolwiek zmian w moim wyglądzie, czy zachowaniu. Muszę przynajmniej udawać, że jest tak, jak było zawsze. Nie chcę, żeby się zamartwiał.
- Idę do miasta, skarbie. - powiedziałam, zakładając na twarz maskę optymizmu, jaki na ogół u mnie widział. - Może mam ci coś przynieść?
- Nie, dziękuję, chociaż... mam ochotę na pączka z jagodami. A w jakiej sprawie tam idziesz?
- Muszę wstąpić na chwilę do studia i pogadać z szefem.
- A stało się coś? - dopytywał.
- Ależ skąd! - zaśmiałam się sztucznie. - Niedługo wrócę. Porozmawiamy wieczorem... i kupię pączki.
- Dobrze, mamo.
Ruszyłam przed siebie. Usłyszałam jeszcze z oddali:
- Kocham cię!
Skąd miałam wiedzieć, że były to ostatnie słowa, jakie usłyszałam od niego.
***
Już jako człowiek szłam ulicami zatłoczonego miasta. Przechodnie byli wszędzie. Cały chodnik był zapchany tak, że gdybym coś upuściła i chciała to podnieść zostałabym stratowana przez to gigantyczne stado. Zamiast zadręczać się własnymi myślami, zaczęłam przyglądać się mijanym ludziom. Widziałam starszego pana z okularami przeciwsłonecznymi na nosie, niosącego gazetę pod pachą, starszą panią z pieskiem, młodą kobietę mniej więcej w moim wieku z wózkiem, jakiegoś biznesmena w drogim garniturze. Mogłabym tak wyliczać w nieskończoność. W pewnym momencie, na drugim końcu ulicy zauważyłam dziwnie znajomą mi postać. "Kto to?" myślałam gorączkowo. Na pewno już gdzieś ją widziałam. Niestety była ona do mnie odwrócona tyłem i nie mogłam sobie przypomnieć, kim jest. Postanowiłam przejść przez jezdnię, żeby odpowiedzieć sobie na to nurtujące mnie pytanie, kiedy usłyszałam głośny pisk opon. Obejrzałam się w tamtą stronę. Dosłownie sekundę później samochód uderzył we mnie z taką siłą, że poleciałam kilka metrów dalej. Poczułam przeszywający ból w okolicach klatki piersiowej. Miałam plamy przed oczami. Kierowca wysiadł i podbiegł do mnie. Mówił coś, ale słyszałam co piąte słowo. Jedyne co udało mi się zrobić, to obrócić głowę w stronę znajomej, nieznajomej postaci. Zniknęła. Zaraz potem nastała całkowita cisza, a świat spowiła ciemność. Moje serce powoli zwalniało rytm, aż do momentu, gdy całkowicie się zatrzymało, a ostatni oddech opuścił moje płuca.

Uwagi: Lustro no dobra, mogła przytargać z Miasta... Ale szafa? Szafa w jaskini? Po trzech kropkach stawia się Spację! Zjadasz przecinki.