Norwegian dotrzymywał mi kroku, jak zwykle. Nudziło mnie to jego
spojrzenie. Nic nie mogłam zrobić, bo nie powiem mu "przestań się na mnie
gapić", było by to nie grzeczne.
Chciałam być wolna, lecz tak się jednak nie stało. Coraz bardziej go nie lubiłam. Aż wnerwiał mnie.
- Shaylin ja... nie wiem jak to się stało, ale nigdy nie
umiałem... kogoś pokochać. Shaylin ja... ja cie kocham. Jesteś
fantastyczna, mądra, piękna... niczego ci nie brakuje.
Stanęłam jak wryta.
Nie umiałam nic wykrztusić z siebie. Boże... myślałam że upadnę.
Biegłam przed siebie... nie myślałam nad tym co robię. Wołał mnie, ale ja
bałam się tych słów...
Wpadłam na jakiegoś wilka. Ten wilk chyba chciał mnie ugryźć. A
przecież to Patty... byłam tak ślepa, że nawet jej nie zauważyłam.
- Dlaczego to robisz? Shaylin... proszę... Dlaczego...? Wiesz jak ja się
czuję. Ja go kochałam, a ty mi go zabrałaś... - warknęła na mnie. Już
wiedziałam o co jej chodzi... Ona kocha Midnight'a.
- Uspokój się Patty. Ja nic nie zrobiłam złego
- Skrzywdziłaś mnie. Mogliśmy być taką świetną para, a ty wszystko
zniszczyłaś... - miała taką minę, jakby mnie zabić chciała, no i
wskoczyła na mnie. Broniłam się...
Usłyszałam szelest zza krzaków wyłonił się Midnight, a po boku
szedł Norweg. Co się stanie? Nikt chyba nie wie, oprócz mnie...
<Mid?>
Zacieśnianie więzi
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)
środa, 7 stycznia 2015
Od Wissy "Czarna Chwila" cz.1
Chodzę samotnie po terenach watahy, jak zwykle bez skutecznie i bez
żadnego powodu. Lubię takie samotne spacery, zwłaszcza po pięknym
złocistym lesie.
Nudno. Nie ma tutaj zupełnie nic interesującego, żadnej nowej rzeczy, wszystkie Alfy poznikały, szczenięta wolą bawić się ze sobą, każdego akceptują - oprócz mnie... - małej, bojaźliwej waderki. Jak tak sobie pomyślę... po co ja tu jestem? W jakim celu? W watasze dzieje się wiele rzeczy, i miło mi nawet popatrzeć na nie wszystkie... Tylko po co?
- Sama dałabym radę, bez nikogo. Jestem w tej watasze jak piąte koło od wozu - czyli bez znaczenia i większych możliwości - powiedziałam sama do siebie idąc dalej.
Właśnie wkroczyłam w pewien las. Dość ciemny i nieprzyjazny... Ja - jak to ja - popatrzyłam się i bez chwili większego namysłu uciekłam. Cisza tam była przerażająca i głucha, nie czułam tam żadnego żywego zwierzęcia.. Nie lubię takich miejsc, więc postanowiłam po prostu odejść. Tamorayn nauczył mnie polować. Niedaleko wyczułam świeżo upolowane mięso, bez wahania zaczęłam iść w kierunku zapachu. Szłam pewnym szlakiem, a raczej ścieżką. Doszłam w końcu do oczekiwanej ofiary. Był to najzwyczajniejszy w świecie biały, puszysty królik, który ku mojemu zdziwieniu był jeszcze żywy. Machał błagalnie swoimi mięciutkimi łapkami o pomoc, o darowanie życia.. Ale przypomniałam sobie, jak to mojej rodzinie nikt go nie darował, a także prosili o pomoc, o łaskę. Wzięłam królika do pyska, i zacisnęłam na nim mój pyszczek tak mocno, jak tylko potrafiłam. Jego krew napływała do mojego pyska... A ten zapiszczał, powierzgał trochę łapkami i najzwyczajniej w świecie - zdechł. Odstawiłam ciało na ziemię i zaczęłam zjadać.
Po zakończonym posiłku oblizałam się i poszłam dalej zostawiając za sobą resztki królika.
Nagle zdałam sobie sprawę, że nie jestem na terenach watahy. Nie wiem, gdzie jestem. Szłam przed siebie tak długo, że straciłam orientację, a byłam na terenach obszernych, pustych, ciemnych. Co jakiś kawałek rosła pojedyncza trawa, a w oddali widziałam drzewo. No cóż, tam gdzie drzewo, tam musi być wodopój. Pobiegłam w jego stronę, już dobiegałam, zobaczyłam malutkie jeziorko, już czułam smak pysznej wody w pyszczku...
Ale nagle wyskoczył przede mnie biały jak śnieg wilk, z perłowymi oczyma, futrem ułożonym w jak najlepszym porządku i z zębami jak mniejsza wersja sztyletu.
Wydawał mi się znajomy...
- K-kim jesteś? - zapytałam niepewnie oczekując na odpowiedź.
- Twoim koszmarem... - odpowiedział, a już po chwili leżałam, nieprzytomna.
***
Ocknęłam się w tym samym miejscu, w którym go spotkałam. Ta sama szara gleba, ten sam kamień leżący obok mnie, to samo drzewo, to samo malutkie jeziorko... Ale wilka brak. Nie było go nigdzie, a przynajmniej pod moim kątem widzenia. W końcu dla pewności poruszyłam lekko łapą.
Nie, nie było nikogo. Byłam sama.
Czym prędzej się podniosłam, i po cichu podeszłam do jeziorka się napić. Piłam, cały czas w niepewności.
- Pij, pij malutka, przyda Ci się, przed Tobą długa podróż. - Usłyszałam głos dochodzący zza moich pleców.
- Ż- że co?!
- W tej torbie masz wszystkie potrzebne rzeczy, a teraz chodź, nie ma czasu. - nie zdążyłam nawet zapytać o co dokładnie chodzi, kiedy biały wilk chwycił mnie za kark i pobiegliśmy w głąb tego szarego pustkowia.
<C.D.N.>
Nudno. Nie ma tutaj zupełnie nic interesującego, żadnej nowej rzeczy, wszystkie Alfy poznikały, szczenięta wolą bawić się ze sobą, każdego akceptują - oprócz mnie... - małej, bojaźliwej waderki. Jak tak sobie pomyślę... po co ja tu jestem? W jakim celu? W watasze dzieje się wiele rzeczy, i miło mi nawet popatrzeć na nie wszystkie... Tylko po co?
- Sama dałabym radę, bez nikogo. Jestem w tej watasze jak piąte koło od wozu - czyli bez znaczenia i większych możliwości - powiedziałam sama do siebie idąc dalej.
Właśnie wkroczyłam w pewien las. Dość ciemny i nieprzyjazny... Ja - jak to ja - popatrzyłam się i bez chwili większego namysłu uciekłam. Cisza tam była przerażająca i głucha, nie czułam tam żadnego żywego zwierzęcia.. Nie lubię takich miejsc, więc postanowiłam po prostu odejść. Tamorayn nauczył mnie polować. Niedaleko wyczułam świeżo upolowane mięso, bez wahania zaczęłam iść w kierunku zapachu. Szłam pewnym szlakiem, a raczej ścieżką. Doszłam w końcu do oczekiwanej ofiary. Był to najzwyczajniejszy w świecie biały, puszysty królik, który ku mojemu zdziwieniu był jeszcze żywy. Machał błagalnie swoimi mięciutkimi łapkami o pomoc, o darowanie życia.. Ale przypomniałam sobie, jak to mojej rodzinie nikt go nie darował, a także prosili o pomoc, o łaskę. Wzięłam królika do pyska, i zacisnęłam na nim mój pyszczek tak mocno, jak tylko potrafiłam. Jego krew napływała do mojego pyska... A ten zapiszczał, powierzgał trochę łapkami i najzwyczajniej w świecie - zdechł. Odstawiłam ciało na ziemię i zaczęłam zjadać.
Po zakończonym posiłku oblizałam się i poszłam dalej zostawiając za sobą resztki królika.
Nagle zdałam sobie sprawę, że nie jestem na terenach watahy. Nie wiem, gdzie jestem. Szłam przed siebie tak długo, że straciłam orientację, a byłam na terenach obszernych, pustych, ciemnych. Co jakiś kawałek rosła pojedyncza trawa, a w oddali widziałam drzewo. No cóż, tam gdzie drzewo, tam musi być wodopój. Pobiegłam w jego stronę, już dobiegałam, zobaczyłam malutkie jeziorko, już czułam smak pysznej wody w pyszczku...
Ale nagle wyskoczył przede mnie biały jak śnieg wilk, z perłowymi oczyma, futrem ułożonym w jak najlepszym porządku i z zębami jak mniejsza wersja sztyletu.
Wydawał mi się znajomy...
- K-kim jesteś? - zapytałam niepewnie oczekując na odpowiedź.
- Twoim koszmarem... - odpowiedział, a już po chwili leżałam, nieprzytomna.
***
Ocknęłam się w tym samym miejscu, w którym go spotkałam. Ta sama szara gleba, ten sam kamień leżący obok mnie, to samo drzewo, to samo malutkie jeziorko... Ale wilka brak. Nie było go nigdzie, a przynajmniej pod moim kątem widzenia. W końcu dla pewności poruszyłam lekko łapą.
Nie, nie było nikogo. Byłam sama.
Czym prędzej się podniosłam, i po cichu podeszłam do jeziorka się napić. Piłam, cały czas w niepewności.
- Pij, pij malutka, przyda Ci się, przed Tobą długa podróż. - Usłyszałam głos dochodzący zza moich pleców.
- Ż- że co?!
- W tej torbie masz wszystkie potrzebne rzeczy, a teraz chodź, nie ma czasu. - nie zdążyłam nawet zapytać o co dokładnie chodzi, kiedy biały wilk chwycił mnie za kark i pobiegliśmy w głąb tego szarego pustkowia.
<C.D.N.>
Subskrybuj:
Posty (Atom)