Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

wtorek, 30 grudnia 2014

Od Kiiyuko "Warto było tutaj przyłazić?" cz.4

- Ja tylko po opatrunki... Jestem ranny. - wykrztusił sparaliżowany ze strachu basior.
- Jasne, jasne... - syknęłam schodząc z niego. - Wiesz w jakie kłopoty się w ten sposób wpakowałeś?
- To znaczy? Nie mam pojęcia o czym mówisz.
- Rozejrzyj się i powiedz mi, czy warto było tutaj przyłazić.
Basior podnosząc się wykonał posłusznie moje polecenie. Chyba widział, że znajdujemy się w szpitalu od dawna opuszczonym przez ludzi. Nie był to taki normalny szpital, lecz wielki budynek, który sypał się w oczach. Ściany gdzie nie spojrzeć były naruszone, a wózki inwalidzkie czy reszta sprzętu tego typu nie nadawała się już do użytku. Metalowe elementy porosły w kilkuletniej już rdzy o barwie złoto-czerwono-pomarańczowej. Lampy ledwie co trzymały się na cienkich stalowych drucikach, urywające się z kabli przymocowanych do sufitu. Same żarówki były popękane. Wyglądało na to, że albo pękły pod wpływem wieku, albo szpital zamknięto z powodu jakiegoś ostrego spięcia co zaszkodziło ludziom przebywającym wówczas w ośrodku.
- Eee... Ja tylko po bandaże, nic więcej. Biorę i znikam.
- No i właśnie o to chodzi.
- Nie myślisz chyba, że tutaj straszy. - na jego pysku pojawił się drwiący uśmieszek.
- A skąd wiesz, że nie?
- Udajesz komandosa, a sama wierzysz w jakieś nieistniejące duchy!
- Po prostu siedź cicho to wszystko będzie dobrze. - syknęłam.
- Bo co? Jakiś duch nas dorwie? - drwił sobie ze mnie.
- Milcz. - rzuciłam zakrywając łapą jego usta. - Słyszysz?
Basior wytężył słuch, by usłyszeć to, co słyszałam już od kilku dobrych minut. Było to pewnego rodzaju szuranie, a może bardziej buczenie pochodzące z rur znajdujących się u dołu ściany, przy podłodze. Służyły one niegdyś do przeprowadzania wody do grzejników, aby było ciepło. Obecnie w sumie jakby dłużej nad tym się zastanowić, brzmiało to trochę jak czyszczenie albo ponowne napełnianie ich wodą. Było zimno jak nie wiem, a nic, a nic się nie nagrzewało.
- Słyszę... Co to może być?
- Nie wiem, ale wolę się tego nie dowiadywać.
- Może zawracajmy? - wyszeptał.
- Ciekawe jak? Popatrz.
Spojrzał w kierunku wskazywanym przez moją łapę. Drzwi, przez które wszedł do szpitala były przysłonięte czymś dużym, czarnym i oślizgłym. Jego usta wykrzywione w przerażająco szerokim uśmiechu zdobiły rzędy ostrych, białych kłów. Z niego całego wydobywały się jakieś czarne, śmierdzące opary.
- C-co to? - wykrztusił basior.
- Takie coś, z takim czymś, bez takiego czegoś. - prychnęłam. - Nie wiem.
- Nie pomagasz... Wiesz co, może lepiej uciekajmy? To coś wygląda, jakby miało zamiar nas pożreć!
- I kto teraz tu się boi? - zapytałam z wyższością posyłając do parszywego stworzenia kulę ognia. Ona jednak w niewyjaśniony sposób zniknęła zaraz przed zderzeniem się z potworem, dlatego też on nawet tego nie zauważył i zaczął się posuwać w naszym kierunku.
- Niech to!! - wrzasnęłam obracając się w przeciwnym kierunku i zaczęłam uciekać. Basior postąpił tak samo jak ja, kulając trochę przez zranioną łapę.
- Jak tak właściwie się nazywasz?! - krzyknął.
- Kiiyuko!
- Ja Midnight! - po tych słowach wyprzedził mnie, bo ja już zaczęłam powoli zwalniać.
- Uważaj! - wrzasnęłam jeszcze, nim wpadł w poślizg i wpadł na zardzewiały płotek wyrywając go. Spadł. Była tam klatka schodowa. W pierwszej chwili pomyślałam, że już po nim, bo było tam bardzo wysoko, zanim dostrzegłam, że zdążył się zaczepić łapą o krawędź i tak sobie dyndał.
- Ratunku! - wrzasnął.
- Ciii... Bo wszystko się teraz niesie i więcej takich stworów tu przylezie.
- To mnie wciągnij. - pisnął. Westchnęłam i zrobiłam co mówił.
- Kurde... - mruknął patrząc na ranę na łapie, która się rozszerzyła, a teraz nawet krwawiła.
- Poczekaj tu i się nigdzie nie ruszaj.
- Ok... - odparł kładąc głowę na łapach i nerwowo wszystko obserwując. Pilnował, czy nikt do nas nie idzie.

<C.D.N.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz