Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

piątek, 23 czerwca 2017

Od Navri "Jestem młodsza, ale nie gorsza" cz. 6

Październik 2019 r.
Minął kolejny miesiąc. Spod przymrużonych oczu patrzyłam na widok rozciągający się przed Wschodnim Klifem. Warto było przyjść tu tak wczesną porą. Uśmiechnęłam się z zadowoleniem.
- I jak ci się podoba? - zapytał tata. Nawet nie musiałam na niego patrzeć, by wiedzieć, że jest uradowany moją pozytywną reakcją.
- Śśświetne - skomentowałam. Westchnął z dumy, przybliżając się do mnie. Szturchnął mnie po przyjacielsku bokiem. Prawdę mówiąc domyślałam się, o co mu chodziło. Mój aparat mowy był coraz sprawniejszy. Zdarzało mi się tylko od czasu do czasu przedłużać niektóre głoski lub pomijać co niektóre litery.
- Jeśli chcesz, możemy przyjść tutaj również jutro.
Skinęłam głową. Wizja przychodzenia tutaj każdego dnia zapowiadała się obiecująco.
- Niestety pojutrze już jestem zajęty...
- Sama - zasugerowałam. Uwielbiałam w tacie to, że rozumiał moje krótkie hasła. Zareagował niezadowolonym mlaśnięciem językiem.
- Nie możesz tu przychodzić bez niczyjej opieki. Jeszcze coś ci się stanie i co wtedy?
- Sohara - podsunęłam.
- Zastanowię się - Westchnął. Wciąż się mimowolnie uśmiechałam z rozmarzeniem. Ten moment był taki błogi.
- Dzisiaj masz pierwszą lekcję obrony z Fermitate. Cieszysz się? - zapytał po kilku dłuższych chwilach milczenia. Skinęłam głową i kilka razy zamachałam ogonem. Rzeczywiście, czułam podekscytowanie na samą myśl o tym, że będzie właściwie moja pierwsza lekcja od dawna, która nie będzie polegać na w dużej mierze siedzeniu. Fakt, trochę się denerwowałam, ale przecież nie powinno być tak źle. Odbywałam coraz więcej lekcji wraz z rówieśnikami. Wciąż wiedziałam, że są ode mnie starsi, ale dziwne uczucie pozostało. Sama nie wiedziałam, czy jestem z tego powodu szczęśliwa, czy wręcz przeciwnie.
- To bardzo dobrze - odpowiedział tata, ponownie wpatrując się w wschodzące słońce. - Wierzę, że pójdzie ci świetnie.
Nieznacznie uniosłam kąciki ust. Tak, ja też miałam taką nadzieję.
Niebawem musieliśmy się już zbierać. Nie czułam większego żalu, bo niebo już powoli uzyskiwało swoją zwykłą barwę, pozbywając się pięknego różu, którym się tak zachwycałam. Wszystko dookoła straciło swój urokliwy pomarańczowy kolor. Tata zadeklarował, że odprowadzi mnie na zajęcia i dopiero później pójdzie na służbę. Taki układ jak najbardziej mi odpowiadał. Nawet jeśli szczeniaki widząc, że nie przychodzę sama rzucały mi dziwne spojrzenia. Prawdopodobnie były zazdrosne.
Tak było i tym razem. Aokigahara ostatnio stała się nieco poważniejsza, ale nie w kierunku, który bym uważała za prawidłowy. Rzuciła mi wręcz pogardliwe spojrzenie i natychmiast wróciła do rozmowy z Moone i Torance. Spuściłam łeb i poczłapałam do Shena.
- Hej - powiedział wesoło na powitanie. Skinęłam tylko nieznacznie głową i kątem oka zarejestrowałam, że tata oddala się już za krzaki. - Będziemy ćwiczyć w parze?
Pytanie to mnie nieco zaskoczyło, choć nie dałam tego po sobie poznać. Czy znaczyło to, że żadne ćwiczenia nie były przeprowadzane w pojedynkę? Jęknęłam w myślach. Wolałam działać sama, ale najwyraźniej nie miałam innego wyjścia. Przystałam na jego propozycję. Wyglądał na uradowanego.
- Cześć, dzieci - oznajmił szary basior, wchodząc na Szczenięcą Polankę. Widziałam go już wiele razy. Chadzał terenami watahy, jednak najczęściej pałętał się w okolicach Jaskini Alf. Był na moje oko całkiem nieźle zbudowany i wcale nie wyglądał na starego. To on musiał nazywać się Fermitate i być partnerem Suzanny. - Dziś skupimy się na przerzutach przez bok.
Jego wzrok zatrzymał się na mnie. Miał oczy koloru podobnego do moich. Równie złote, lecz jego były znacznie bardziej... niezwykłe.
- Jak ci na imię?
- Navri - odparłam bez wahania. Skinął głową z uśmiechem.
- Możesz dzisiaj zająć się odbijaniem tej gumowej piłeczki - Mówiąc to, obrócił się w stronę czerwonego przedmiotu leżącego w trawie. Ponownie na niego spojrzałam, nawet nie mrugnąwszy. Czy on sobie ze mnie żartował? Sądził, że sobie nie poradzę? Miałam ochotę warknąć, ale tego nie zrobiłam. Pokornie, zachowując resztki dumy, potruchtałam ku piłce. Nie spuszczała z oczu reszty szczeniaków. Shen wyglądał na zawiedzionego. Do pary przypadła mu Torance, która wyglądała na skupioną na wszystkim innym, tylko nie na nim. Rzucał mi tęskne spojrzenia, lecz ja akurat schyliłam się ku zabawce. Zamierzałam pokazać temu bucowi, że tak naprawdę stać mnie na więcej.
Poodbijałam ją kilka razy, ale było to niezwykle nużące. Nie lubiłam takich rzeczy. Wolałam znacznie poważniejsze i pożyteczniejsze zajęcia. Fermitate akurat tłumaczył pozostałym, jak należy wykonać daną czynność. Nie słyszałam, o czym mówił, lecz bacznie obserwowałam to, co prezentował innym. Kiedy zauważył, że zastygłam w bezruchu, dał znak, bym kontynuowała rzuty. Z tym, że ja nie chciałam tego robić. Tak bardzo nie chciałam.
Cisnęłam nią o drzewo. Odbiła się z taką siłą, że kawałek kory aż odpadł, a ona sama poleciała daleko za mnie. Moone w ostatniej chwili zdołała zbiec. Szczeniaki, włącznie z nauczycielem, patrzyły na mnie z oczami okrągłymi jak spodki. Zmierzyłam ich spojrzeniem.
- Navri, co się stało?
Jeszcze pytasz, głupku? - pomyślałam o wypowiedzi Alfy. Niemalże czułam, że moje oczy płoną złością. Im dłużej tak stał, najwyraźniej wciąż nie wiedząc, w czym problem, czułam narastający gniew. Niby Alfa, a tak mało domyślny. Groźnie stąpając zaczęłam się zbliżać w jego kierunku. Piłka odbiła się w końcu gdzieś nieopodal niego, a ja próbowałam dociec do tego, gdzie się zatrzymała. Gwałtownie się do mnie zbliżył, postępując zaledwie jeden krok w bok. Nie wiem dokładnie, co chciał zrobić, ale podejrzewałam, że zagrodzić mi drogę. To jednak nie było najlepszym pomysłem. Odruchowo wbiłam zęby w jego pierś i bez większego wysiłku przerzuciłam go za siebie. Gruchnął na trawę, a ja pokłusowałam ku piłce. Szczeniaki stały oniemiałe.
Kiedy wracałam na swoje stanowisko w pobliżu drzew, Fermitate już zdołał się podnieść. Po raz kolejny czegoś ode mnie chciał. Tym razem w jego głosie pobrzmiewała nutka czegoś, czego nawet nazwać nie potrafiłam. Podziwu?
- Jak to zrobiłaś?
Wzruszyłam ramionami. Podświadomie czułam, że stać mnie na znacznie więcej, ale skoro nie chciał, bym się wykazała, to nie.
- Ktoś cię tego nauczył?
Przystanęłam. Kto niby? Sohara? - kpiłam w myślach. Nauczenie mnie tego jest w obowiązkach nauczyciela obrony, a nie kogokolwiek innego. Basior odchrząknął i zaproponował nieśmiało:
- Jak chcesz, możesz zaprezentować co jeszcze potrafisz...
- Nie - odparłam bez chwili zastanowienia. Nie miałam zamiaru się ośmieszać przed resztą. Nie wiedziałam, co potrafię, a czego nie.
- W takim razie sądzę, że mogłabyś już jednak dołączyć do reszty grupy. Zobaczymy, jak sobie będziesz dalej radzić...
Teraz się nagle obudził - przeszło mi przez myśl, ale przełamując swoją niechęć do basiora, odwróciłam się na pięcie i odrzucając przeklętą piłkę w krzaki, wróciłam do reszty grupy. Mimowolnie patrzyłam z wyższością na pozostałych. Czy nimi otwarcie gardziłam? Tego nie wiedziałam. Mimo wszystko nie miałam za co ich nienawidzić.
Resztę lekcji spędziłam na słuchaniu i wykonywaniu poleceń Fermitate. Moim partnerem w końcu był Shen, a Torance przypadł nie kto inny, jak sam nauczyciel. Nie wyglądała na zadowoloną z tego powodu, ale nie narzekała. Ponadto, jak to określił basior, wszystkie ćwiczenia wykonywałam perfekcyjnie. Wielokrotnie kazał całej reszcie na mnie spoglądać. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że Aokigahara patrzyła na mnie z serdeczną nienawiścią. Stopniowo zaczynałam czuć do niej dokładnie to samo. Czyżbyśmy miały się już niebawem stać rywalkami? To się już niebawem okaże.

<C.D.N.>

Uwagi: Brak.

Od Torance "Ostatnie tchnienie młodości" cz. 1

Opowiadanie wchodzi w skład sztafety.

Luty 2020 r.
Niebiesko-zielone oczy błyszczały w gniewie. Miałam ochotę się skulić i przyznać jej rację, powiedzieć cokolwiek, byle tylko na mnie nie naskoczyła, jak to miała ostatnio w zwyczaju. „Nie tym razem” - pomyślałam. Rozumiałam wszystko, naprawdę wszystko. „Księżniczkowatość”, wieczne zdenerwowanie i brak szacunku dla innych. Zawsze wystarczało nie słuchać połowy o czym mówi. Zawsze, nie licząc dzisiejszego dnia. Moja metoda mnie zawiodła...
Dlaczego ty się z nią w ogóle zadajesz? Wybacz, Tori, ale naprawdę tego nie rozumiem. Ta wadera to tyran.”
- Wiem – westchnęłam. Oczywiście jak zawsze kiedy rozmawiałam z Asem, było to wszystko tylko w myślach – Mówiłam ci już to tyle razy: Boję się, że gdyby nie „przyjaźń” z nią wszystko wróciłoby do stanu pierwotnego. Nie chcę powtórki z rozrywki.
Och, mała.... Rozumiem, że się boisz, ale nie możesz dać sobą pomiatać. Gdybym tutaj był, dałbym jej w pysk.”
Roześmiałam się. Nigdy nawet mi przez myśl nie przeszło, że mogłabym tak zaprzyjaźnić się z osobą, której nawet nie widziałam. Co prawda, często miałam dość tego, że ktoś prawie cały czas siedzi w mojej głowie i czyta moje myśli, ale po... Czterech? Czterech miesiącach zdążyłam się przyzwyczaić do wszechobecnego głosu w swoim mózgu.
- Nie wątpię, As - spoważniałam – Tyle, że ciebie tutaj nie ma.
Spotkamy się. Niedługo. Obiecuję ci to, Lisico.”
- Trzymam za słowo – powiedziałam i „wróciłam” do prawdziwego świata. Ów powrót nie był ani trochę przyjemny.
Aoki stała przede mną i patrzyła na mnie z góry. Niestety, choć sama nie była specjalnie wysoka, zdecydowanie górowała nade mną wzrostem. Gdyby spojrzenie wilczycy mogło zabijać już od paru minut leżałabym pozbawiona życia na zamarzniętej ziemi.
- Powtórz to. - zażądała. Te dwa słowa ociekały taką złością, jak jeszcze nigdy. Samica nie mogła znieść myśli, że ktoś może jej się przeciwstawić.
Chociaż miałam ochotę się skulić i wycofać, to tego nie zrobiłam. Zamiast tego przewróciłam demonstracyjnie oczami.
- Nie, Aoki. Nie opuszczę zajęć z magii, tylko dlatego, że boisz się zobaczyć z naszym nauczycielem – starałam się nadać swojemu głosu stanowczość. Miałam dość bycia na każde jej zawołanie. Bycia posłuszną, grzeczną i nie mającą własnego zdania Tori. W końcu ile można?
Samica wypuściła powoli powietrze z płuc. Jej pysk wyrażał czystą furię. Taką, jak przy każdej rozmowie z Shenem. Czyżbym mu dorównała?
- Nie powiedziałaś tego – wysyczała.
Aoki zwróciła głowę w stronę przyglądającej się całej scenie Moone. Czarna wadera nie brała udziału w kłótni. Zawsze milcząca, posłuszna i spokojna. Sypała dobrymi radami jak z kapelusza. Czasem miałam wrażenie, że była w tej watasze tylko po to, by uspokajać szalejącą Aokigaharę. Skrzydła złożyła na ciele. Jej spojrzenie wędrowało ze mnie na Aoki i z powrotem. Złapałam z nią kontakt wzrokowy. „Odpuść. Wiesz, że nie warto.” Tu się mylisz, Moone. Warto.
- A ty? Idziesz czy zostajesz z tą pokraką?
Czarna skierowała wzrok w dół, jakby jej pazury były w tej chwili najciekawszą rzeczą na świecie.
- Idę – mruknęła tak cicho, że gdyby nie to, że stałam tuż obok niej, nie usłyszałabym odpowiedzi. Aoki triumfowała. Nie musiałam mieć mocy polegającej na czytaniu w myślach by wiedzieć co myśli. „Ha! Oto jedyna prawdziwa przyjaciółka. Dalej nie mogę uwierzyć w to, co zrobiła Torance, ale sprawię, że tego pożałuje.”. Nie znałam bardziej mściwej osoby.
Samice wstały i otrzepały się. Zaraz pójdą. Będę miała czas, by ochłonąć przed lekcją.
- Baw się dobrze ze swoim kochasiem. - wysyczała Aokigahara, kiedy mnie mijała. Zmarszczyłam brwi ze zdziwienia. O co mogło jej tym razem chodzić? Albo raczej o kogo.
- Co masz na myśli? - zapytałam. Na pysku wilczycy pojawił się szeroki uśmiech.
- Nie udawaj. Myślisz, że nie widzę, że zaskakująco często rozmawiasz się z tym staruchem po lekcjach? Tego, że wpatrujesz się w niego jak w obrazek?
Zamurowało mnie. Totalnie mnie zamurowało. Jak ona...? Zacisnęłam szczęki ze złości.
- Nie martw się, Aoki. Piłeczki Kai'ego są tylko i wyłącznie twoje. - powiedziałam i zerwałam się z miejsca, by uciec. Co za dużo to niezdrowo.
Biegłam prosto na Szczenięcą Polankę. Prędkość, którą teraz osiągałam bez trudu, dawała mi zazwyczaj poczucie wolności - teraz koiła emocje.
Jeszcze nigdy nie pokłóciłam się o nic tak bardzo jak dzisiaj z Aoki. Pomimo tego, że samica mnie denerwowała już od jakiegoś czasu, czułam żal do samej siebie. Jeszcze te durne teksty, żenada. Nie powinnam tak się zachowywać, ale nie miałam zamiaru poświęcać swojej edukacji, bo Aoki ma taki kaprys.
Dobrze zrobiłaś. Nie przejmuj się nią, Tori.” - powiedział cicho As. Podziękowałam mu za to. Jak bardzo cieszyłam się, że go miałam.
Zatrzymałam się przed wejściem na polanę. Z pewnością byłam lekko spóźniona, ale trudno. Wzięłam głęboki wdech, by po chwili wypuścić powietrze.
Truchtem wbiegłam na Szczenięcą Polanę. Wypatrzyłam grupę składającą się z dwóch szczeniaków i nauczyciela, by skierować swoje kroki w ich stronę.
- Przepraszam za spóźnienie - wydyszałam, kiedy znalazłam się już koło nich.
Kai w odpowiedzi skinął głową. Dziwne, ale wyjątkowo nie ochrzanił mnie za spóźnienie się. Może jest chory? Basior patrzył przed siebie nieobecnym wzrokiem. Był całkowicie oderwany od świata.
Wbrew temu co uważała Aoki, nie przyglądałam się dokładnie swojemu nauczycielowi. Zamiast tego podeszłam bliżej pozostałej dwójki szczeniaków. Shen rozmawiał po cichu z tym nowym, Winterenem, jeśli się nie mylę.
- Cześć? - przywitałam się z basiorami. Shen zanim mi odpowiedział przewrócił oczami, jakby witał mnie bardzo niechętnie. Pacnęłam go lekko łapą, na co on tylko się uśmiechnął. Pomimo początkowych spięć, jakimś cudem się z nim zakolegowałam. Basior może był trochę irytujący, a ciągłe gadanie o samicach bywało trochę denerwujące, niemniej fajnie się z nim rozmawiało. Wolałabym zadawać się z nim, a nie z Aoki i Moone.
- Hej – odpowiedział nowy z uśmiechem. - Gdzie...?
- Przepraszam cię – przerwałam mu – Jak masz na imię? Winteren? Przepraszam, ale naprawdę nie potrafię tego zapamiętać.
Basior roześmiał się i pokręcił pyskiem na boki. Podczas tego ruchu niebieska grzywka opadła mu lekko na również niebieskie oczy. Samiec powinien zdobyć medal dla szczeniaka o najdziwniejszym kolorze sierści w watasze. Posiadał niebieskie futro z białymi przebarwieniami i kropkami na grzbiecie. Na prawej przedniej łapie nosił czarną bransoletkę. Jakieś oznaczenie? Jeśli tak to czego?
- Tak, Winteren. Możesz mówić na mnie Wii. - odparł tłumiąc śmiech. Skinęłam głową w odpowiedzi. „Wii” brzmiało ładnie, poza tym było łatwe, więc powinnam zapamiętać. - Wracając: Gdzie Aoki i Moone?
Zachmurzyłam się. Nie chciałam o nich mówić. Może i trochę ochłonęłam, ale i tak...
W tym momencie Kai wyrwał się z dziwacznego letargu, w którym się znalazł. Na dźwięk jego głosu, ponawiającego zadane pytanie podskoczyłam ze strachu.
- Nie przyjdą – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nie miałam zamiaru ich kryć. Kai westchnął zrezygnowany. On naprawdę się przejmował swoimi uczniami.
- I bardzo dobrze. - mruknął Shen. Uśmiechnęłam się do niego szeroko. No tak, skoro się urwały to ich nie będzie, a to oznacza, że będzie spokój. Dlaczego dopiero teraz to ogarnęłam? Czasem moja inteligencja – a może bardziej jej brak? - mnie zadziwia.
Przeniosłam wzrok na Winterena (zapamiętałam!). Wydawał się z tego powodu trochę smutny. Polubił je? Rozumiem, też dałam się zwieść, ale przyjaźń z nimi – lub bardziej z Aoki, Moone jest w porządku – nie należy do przyjemnych rzeczy.
Moje rozmyślania przerwał głos nauczyciela, który zarządził początek lekcji. Tym razem mieliśmy iść nad Jezioro. Od razu ruszyliśmy w tamtą stronę.
Kiedy tam szliśmy Kai standardowo zapytał nas o nasze postępy w nauce, a niebieskiego samca wypytał o jego zdolności w magicznym zakresie.
Jezioro było położone bardzo blisko naszej polany, więc dostaliśmy się nad nie w zaledwie parę minut. Ledwo doszliśmy, a nauczyciel kazał nam pokazać swoje zdolności, by samemu osądzić co już umiemy.
Na pierwszy ogień poszedł Wii, który lekko dotknął tafli wody. Okolice miejsca, w którym zanurzył łapę, pokryły się lodem. Basior zamknął oczy i wystawił lekko język z pyska. Widać było, że próbuje się skupić. Dosłownie chwilę później na lodzie pojawił się skomplikowany wzór przedstawiający kwiaty.
Otworzyłam pysk ze zdziwienia. Niesamowite...
Wii nie dał mi dużo czasu, by pozbierać się po pokazie, bo szybko złapał rybkę, którą wyciągnął na brzeg. Przyglądałam się zafascynowana jak ta w pewnym momencie cała zamarza. I to nie tak, że stawała się zwyczajną mrożonką, a zamieniała się w lód. Prawdziwy lód.
No, tego to chyba nic nie przebije.
- Wow... - powiedziałam tylko, na co samiec uśmiechnął się szeroko zadowolony z siebie.
- Ładnie – pochwalił go Kai, na co Wii się szeroko uśmiechnął – Tori, teraz twoja kolej. Zademonstruj na Winterenie.
Otworzyłam oczy ze zdziwienia. Dlaczego na kimś kogo tak słabo znam? Nie mogłabym na Shenie? Do niego jestem przecież przyzwyczajona.
Czekałam na ciche słowa „Żartowałem” ze strony nauczyciela, których się nie doczekałam.
- Powodzenia – wyszeptał Shen.
Dawaj mała, powal go!”
Westchnęłam i usiadłam naprzeciw Wii'ego, który patrzył zdezorientowany to na mnie, to na Kai'ego.
- Usiądź, proszę – powiedziałam do basiora. Posłusznie usiadł na zimnej ziemi i patrzył na mnie wyczekująco.
Speszona położyłam łapę na jego łapie. Niestety było to konieczne. Bez dotyku nie byłam w stanie nic zrobić. Dopiero się uczyłam... Wii podniósł brwi ze zdziwienia, ale nic nie powiedział, za co byłam mu wdzięczna.
Skupiłam się na tym jaką emocję chciałam u niego wywołać. Od razu stwierdziłam, że nie wywołam żadnych negatywnych, więc takie jak smutek, gniew czy zawstydzenie odpadały. Przez chwilę myślałam, aż w końcu zdecydowałam się na rozbawienie.
Zacisnęłam oczy najmocniej jak mogłam jednocześnie skupiając się na siedzącej naprzeciwko postaci i emocji, którą chciałam wywołać.
Czułam jak magiczna energia przepływa przez moją łapę na Wii'ego. Jak zawsze uczucie, które próbowałam wywołać lekko na mnie działało, więc miałam ochotę zacząć się śmiać. Powstrzymałam się jednak i na powrót skupiłam na tym, by to Winteren parsknął śmiechem.
W końcu otworzyłam oczy i zabrałam swoją łapę.
„Teraz.” - rozkazałam w myślach.
Niebieski basior roześmiał się w tym momencie głośno, na co uśmiechnęłam się triumfalnie. Udało się. Zadowolona przyglądałam się jak Winteren zwija się ze śmiechu. Kiedy położył się na ziemi, stwierdziłam, że wystarczy. Wstałam i ponownie go dotknęłam. Uspokajanie zawsze było najprostsze, więc nie musiałam się nawet specjalnie się starać.
„Koniec.” - nakazałam.
Wii w ułamku sekundy przestał się śmiać. Spojrzał na moją łapę, którą znowu stykałam z jego łapą. Szybko ją zabrałam i się od niego odsunęłam.
- To byłaś ty? - zapytał Winteren, na co cicho syknęłam niezadowolona. Miałam nadzieję, że tym razem ktoś nie będzie pamiętał, że na niego wpłynęłam. Samiec patrzył wyczekująco, aż raczę odpowiedzieć, więc przytaknęłam. - Nieźle.
Uśmiechnęłam się i podziękowałam. Tak, ja też byłam z siebie dumna. Może mogłabym wpaść samozachwyt, ale wiedziałam, że nie osiągnęłam swojego celu. Winteren pamiętał co się wydarzyło, a nie powinien. Czeka mnie jeszcze dużo pracy...
- Ok, tym razem to moc sprawiła, że się roześmiał, a nie twoja mina jak to było w przypadku Shena. Jest już lepiej, ale musisz ćwiczyć dalej. - stwierdził w końcu Kai. Basior był surowym nauczycielem, którego zadowalała jedynie perfekcja. Dlatego taka uwaga wprawiła mnie w ogromną radość. W końcu niedawno ledwo potrafiłam kogoś uspokoić, a teraz...
- A ja, proszę pana? - zapytał Shen – Dalej nie znam swojego żywiołu.
- To chyba to co zawsze, prawda? - odpowiedział nauczyciel.
~*~
Lekcja magii skończyła się moim zdaniem zdecydowanie za szybko. Uwielbiałam te zajęcia i żałowałam, że odbywają się jedynie dwa razy w tygodniu. Według mnie mogłyby być codziennie.
Teraz mieliśmy godzinę wolną, a potem zajęcia z walki. Te znowu były dla mnie neutralne. W sumie jak większość przedmiotów. Tak naprawdę lubiłam jedynie magię i polowania. Reszta była, bo była. Ach, jeszcze eliksiry. Jak mogłam zapomnieć? Pomimo tego, że te lekcje były z Kai'm to nie potrafiłam ich ogarnąć. To dopiero była czarna magia...
- Może poczujmy w końcu zimę, co? - zaproponował Shen, kiedy błąkaliśmy się po terenach watahy. Mieliśmy dużo czasu do następnej lekcji, więc teraz łaziłam bez celu z Shenem i Winterenem. Na propozycję pokręciłam jedynie ogonem, co miało oznaczać „Nie wiem”. Szczerze mówiąc było mi wszystko jedno.
Wii podniósł brwi nagle zainteresowany. No tak, niebieski był naszym szczenięcym Panem Zimy.
- Dawajcie. Idziemy! - zawołał Shen i skierował swoje długie łapy w odpowiednią stronę. Ja i Wii ruszyliśmy za nim.
Mijaliśmy powoli tereny watahy rozmawiając i żartując. Całkowicie inna atmosfera, niż przy Aoki i Moone, przy których trzeba być tak bardzo poważnym, że... Och, na samą myśl zachciało mi się spać.
Swoją drogą ciekawe gdzie teraz są...? Mam nadzieję...
Nie skończyłam skończyć myśli, kiedy już moje obawy się sprawdziły. Czy naprawdę musieliśmy je spotkać?
Przechodziły koło nas, jakby nas nie zauważyły.
- Cześć – przywitał się Wii. Bogowie, jaki on jest miły dla wszystkich...
- O, hej – odpowiedziała Moone i posłała uśmiech mnie i Wii'emu. Shena w dalszym ciągu nie lubiła i szczerze mówiąc, wątpiłam, że to kiedykolwiek się zmieni.
Aoki całkowicie nas olała. Może to i dobrze?
- Moone, mówię ci. Będzie super. Nasza przygoda życia! - zwróciła się do Moone. Do czego tym razem ją namawiała?
- O co chodzi? - zapytał Wii. Byłam mu wdzięczna za zadanie tego pytania. Był jedyną osobą, która nie miała spiny z rudą samicą.
Wadera zwróciła pysk w naszą stronę, jakby dopiero teraz nas zauważyła. Jej oczy zabłyszczały, że zaczęłam się bać tego co może wymyślić. Miałam ochotę schować się za towarzyszących mi samców, jednak ogromnym wysiłkiem woli się powstrzymałam.
Aoki nachyliła pysk w naszą stronę, jakby chciała nam przekazać największą tajemnicę wszech czasów. Jej oczy błyszczały, a na pysku widniał szeroki uśmiech. Uwielbiała być w centrum zainteresowania.
- Mam dość wszechobecnej nudy. Chcę uciec. - wyszeptała.
Czułam jak dopada mnie natłok różnych emocji. Przechodziły przeze mnie z taką szybkością, że nie byłam w stanie ich nazwać. Najgorszy chyba był szok. Szok, który całkowicie mnie opętał.
Spojrzałam na pyski samców. Wii przeżywał chyba podobne emocje do mnie, nie mógł w to uwierzyć. Natomiast Shenowi rozbłysły oczy. Już wiedziałam, że pomysł mu się spodobał.
- Zrobisz to? Możemy też? - zapytał. Myślałam, że zaraz zacznie skakać z podekscytowania.
Aokigahara udawała, że się zastanawia. Wiedziałam, że się zgodzi. Nie było innej opcji. Zdążyłam ją dobrze poznać.
W końcu (zgodnie z moimi przewidywaniami) skinęła głową. Możemy, ale... Czy chciałam to zrobić? Opuścić mój nowy dom?
W końcu pewna myśl mnie poraziła. Mogłabym zobaczyć się z Asem. Spotkać go. Jeju, byłoby super.
To byłoby trudne. Mogą mi nie pozwolić.” - powiedział As. Próbował przygasić moje zaangażowanie w ten pomysł. Na marne, w tej chwili nic nie mogło wybić mi go z głowy.
Tor, mówię poważnie. Może zdołałbym się wyrwać, ale na góra jedną dobę. Potem zaczną mnie szukać za pomocą magii.”
- To nie tak znowu krótko. A moglibyśmy się w końcu zobaczyć. Chciałabym wiedzieć z kim tak naprawdę rozmawiam od miesięcy. Jak wyglądasz, no wiesz...
Mogę ci powiedzieć jedno: Jestem cholernie przystojny.” - roześmiał się, na co przewróciłam oczami. Głupek.
- I skromny z tego co słyszę. - mruknęłam powstrzymując śmiech.
Zrobimy tak. Pogadam z Vestar. Możliwe, że mi pomoże. Ostatnio u niej nieźle zapunktowałem. Dam ci później znać. Kieruj się na na południe. W stronę gór.” - powiedział i zniknął z mojej głowy. Jeszcze nigdy nie czułam jego braku tak mocno jak w tym momencie. Dobry jest.
Uśmiechnęłam się szeroko i „wróciłam”.
Rówieśnicy wokół mnie dogadywali się w sprawie ucieczki. Moone i Wii nie chcieli się zgodzić, natomiast Shen i Aoki próbowali ich przekonać. Nie wiedzieć czemu, ale miałam wrażenie, że Moone nie zgadza się jedynie na pokaz. Wii'ego nie potrafiłam jak na razie rozgryźć.
- Moone, Wii, proszę. Niedługo będziemy dorośli, a nie przeżyliśmy tutaj tak naprawdę żadnych przygód - zwróciłam się do nich.
- Musimy coś z tym zrobić. A ile będziemy mieć do tego okazji? Za trzy miesiące Winteren będzie dorosły, ja zaledwie miesiąc po nim, a Tori kolejny po mnie. Do lata nie dociągniemy, bo dopadnie nas diabelna dorosłość - mówił Shen.
Jego słowa obudziły we mnie jeszcze większy entuzjazm do tego pomysłu. Tak, to były nasze ostatnie miesiące beztroski. Powinniśmy je dobrze wykorzystać, a co jest lepszego od ucieczki z watahy w nieznane tereny? Chyba nic.
Aoki jedynie pokiwała głową. O wilki, do czego to doszło, że akurat dzisiaj doszło do pojednania pomiędzy mną, Aoki i Shenem?
- N-no dobra. Jak coś to zostałam przez was zaciągnięta siłą - zgodziła się Moone. Ledwo skończyła mówić Shen podniósł łapę w geście zwycięstwa. Udało się.
- Skoro ty, to ja też - powiedział Wii. Ciekawe, że zgodził się dopiero, kiedy i czarna wadera to zrobiła. - Nie chcę zostać sam z Kurą i Navri.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko. Co prawda, coś w jego wytłumaczeniu mi nie pasowało, ale postanowiłam się nad tym nie rozwodzić. Przynajmniej teraz.
- Właśnie... Co do Navri. Możemy ją wziąć ze sobą? - zapytał Shen. No, tak. Samiec był w niej szaleńczo zakochany, z czego mała chyba nie zdawała sobie sprawy.
Aoki westchnęła głośno.
- Musimy? - zapytała wyjątkowo rezygnując z kłótni. Ciekawe co brała, że jest taka miła... Chciałabym się dowiedzieć i dawać jej to częściej do spożycia.
Basior w odpowiedzi uśmiechnął się szeroko. Nie musiał nic mówić, bo wszyscy wiedzieliśmy jak brzmi odpowiedź.
- To ja po nią lecę. Spotkamy się... Którędy tak właściwie uciekniemy?
- Przez Góry - nie dałam czasu innym na odpowiedź.
Nikt nie wyraził sprzeciwu, więc Shen zamachał skrzydłami i odleciał szukać swojej ukochanej.
~*~
Stałam w miejscu, gdzie teren zaczynał się mocno podnosić tworząc Góry i rozglądałam się szukając wzrokiem Shena i Navri.
Aoki czyściła swoje pazury. Zdawała się nie interesować tym co dzieje się wokół.
Moone i Wii rozmawiali o czymś tak cicho, że słyszałam jedynie niewiele głośniejsze chichotanie. Czyżby w tym momencie powstawała nowa para w watasze? W takim razie czekam na wybuch zazdrości Aoki...
W końcu zobaczyłam lecącego Shena. Leciał wolniej niż zwykle, co mnie trochę zdziwiło. Coś się stało czy o co chodzi?
Basior wylądował jakieś sto metrów przed nami. Z jego tułowia zsunęła się biała kulka sierści, którą z pewnością była nasza młodsza koleżanka.
Shen z wesołym uśmiechem na pysku ruszył w naszą stronę najwolniej jak potrafił. Próbował równać się z o wiele mniejszą od niego Navri, z czego ta chyba nie była specjalnie zadowolona. No cóż, zdarza się.
- No nareszcie – westchnęła teatralnie Aoki, kiedy para się do nas zbliżyła. Ha! Czyli jednak nie była AŻ tak zainteresowana swoimi pazurkami. - Dłużej się nie dało?
- Trzeba było pozbyć się Dante – uśmiechnął się szeroko Shen. Navri zrobiła niezadowoloną minę. Widocznie nie podobało jej się, jak samiec nazwał jej ojca. Postanowiłam zareagować.
- Shen! Jak ty nazywasz swojego przyszłego teścia?! - powiedziałam udając oburzenie.
Navri na moje słowa przewróciła oczami, a Shen w dalszym ciągu się uśmiechał.
- Idziemy? - zapytała Moone przerywając nam tę wspaniałą rozmowę. Wszyscy przytaknęliśmy.
- Ja prowadzę! - zawołała Aoki i zaczęła wspinać się na szczyt. Z Shenem wymieniliśmy się porozumiewawczymi spojrzeniami. „Jak zawsze” - „To było do przewidzenia”.
Ruszyliśmy za nią.
Chyba ominie was lekcja sztuk walki.” - mruknął As w mojej głowie, na co się uśmiechnęłam.
- Żeby tylko ona... - mruknęłam na głos, tak żeby nikt mnie nie usłyszał. 

Uwagi: Przy zwracaniu się do danej osoby, stawiaj przecinek, np. "Cześć, Alicjo", "Tu się mylisz, Moone". "Nie miałam zamiaru je kryć." - bardziej pasuje "ich".