Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

środa, 1 sierpnia 2018

Od Torance "Nauczycielka na pół etatu" cz. 1

Marzec 2021r
Wychodziłam właśnie z jaskini Alf po codziennym raporcie, gdy usłyszałam jak ktoś mnie woła. Męski głos wydobywał się z dołu, trochę na prawo. Uśmiechnęłam się, słysząc go. Świadomość, że mogliśmy się teraz widzieć – a nie tylko słyszeć – codziennie była bardzo przyjemna.
Zerknęłam w stronę młodego basiora. Jego brązowe futro zdawało się odrobinę przygaszone, gdy nie padały na nie promienie słoneczne. Na pysku samca widniał jak zwykle wesoły uśmiech, a oczy błyszczały się radośnie. Miałam wrażenie, że nic i nikt nie jest w stanie zabić w nim entuzjazmu. Jednak nagle zauważyłam, że to tylko pozory. Jego sylwetka zdradzała napięcie. Jego zwykłą radość coś tłumiło...
- Młoda, ruszaj się! - zawołał basior.
W odpowiedzi przewróciłam oczami i uśmiechnęłam się lekko. Widząc jednak zniecierpliwienie wilka, przyspieszyłam odrobinę.
- Czego chcesz, As? - spytałam, gdy się do niego zbliżyłam.
Basior nie odpowiedział od razu. Zamiast tego ubijał ziemię swoimi wielkimi – przynajmniej moim zdaniem – łapami. Wydawał się trochę zdenerwowany i... Dobrze widziałam? Asgrim, mój ukochany przyjaciel, znany również jako Staruszek, był zawstydzony? Cóż się właśnie działo?
- Bo... Ja... - zaczął niepewnie. Patrzył się wprost na swoje łapy, a nie jak zwykle w moje oczy.
- Ty co?
As podniósł na mnie wzrok. Był zgarbiony, więc nie musiałam zadzierać łba do góry, by odwzajemnić spojrzenie.
- Wiesz, że nie umiem polować, prawda? - spytał cicho.
Pokiwałam głową. Wyznał mi to już jakiś czas temu. Byłam wówczas więcej niż zdziwiona i już chciałam rozwinąć temat, ale samiec mi na to nie pozwolił. Wiedziałam, jak bardzo się tego wstydził i nieraz próbowałam mu wytłumaczyć, że to nic takiego. Ucinał jednak każdą rozmowę na ten temat. Z tego powodu, byłam jeszcze bardziej zszokowana, że teraz sam rozpoczął ten temat.
Samiec przełknął głośno ślinę. Widziałam, że to, co ma zamiar powiedzieć, wiele go kosztuje. A dokładniej jego ogromną dumę.
- Ty natomiast polujesz tak, no wiesz... Zawodowo – spojrzał na mnie wyczekująco, więc czym prędzej przytaknęłam zaciekawiona, do czego zmierzał. As odchrząknął zmieszany i dopiero po chwili znowu się odezwał – Może mogłabyś dać mi jakieś korki czy coś? Nie chciałbym przymierać głodem, a głupio mi wyjadać jedzenie dla tych, którzy sami nie mogą.
Basior mówił szybko i cicho, jak zwykle kiedy się wstydził. Dopiero po chwili zrozumiałam, co powiedział.
Miałam być jego nauczycielką? Przecież sama dopiero skończyłam szkołę, a w polowaniach nadal nie byłam najlepsza. Popełniałam naprawdę wiele błędów, które Yuko nie puszczała mi płazem, odkąd jesteśmy w tej samej grupie. Ta wilczyca chyba nadal nie ogarniała, że nie jestem już jej małą uczennicą i podopieczną. Było to na swój sposób urocze z jej strony. Może odczuwała syndrom pustego gniazda i z tego powodu czepiała się nawet najdrobniejszego błędu...? Nie, dobra nie. Bardziej prawdopodobne, że po prostu lubi się wszystkiego czepiać.
Przydałoby się niedługo ją odwiedzić... - pomyślałam.
- Tor? - głos Asa wyrwał mnie z zamyślenia. Rany, w jaki sposób od jego pytania doszłam do rozmyślania o mojej kochanej opiekunce?
- Co? Ach, tak – zamrugałam, jeszcze nie do końca ogarniając, co się dzieje – As, nie poluję tak dobrze, jak ci się wydaje. Powinieneś zapytać o to Yuko. Jest w końcu nauczycielką polowań.
Basior spuścił uszy zawiedziony.
- Nie chcę jej narzucać... - mruknął.
- A mi już możesz? - spytałam lekko rozbawiona.
- Tak. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Liczyłem na to, że mi pomożesz...
Głos basiora brzmiał żałośnie. Wyczuwałam, że naprawdę jest mu trochę smutno i czuje ogromną niechęć do lekcji u prawdziwej nauczycielki.
- Czy ty musisz mnie brać na litość? - spytałam, udając niezadowolenie. Jednak nie trzeba było być mistrzem obserwacji, by dostrzec, że grałam.
As nie odpowiedział, tylko podniósł szybko łeb. Jego oczy ponownie rozbłysły radośnie i właśnie ten błysk był ostatnim, co widziałam, zanim samiec zamknął mnie w ucisku. Jego sierść otarła mi się o zęby, na co parsknęłam cicho.
- Dziękuję! Jesteś najlepsza! - zawołał samiec, przytulając mnie jeszcze mocniej.
- Wiem, wiem... - mruknęłam, opatulając go delikatnie jedną łapą – Możesz nie zmiażdżyć mi wszystkich organów? Z góry dzięki.
Czułam, jak ciało basiora się napięło. Z jego gardła wyrwało się krótkie „och” i już po chwili się odsunął. Poczułam, jak robi mi się z tego powodu trochę przykro. Lubiłam się przytulać...
Zwłaszcza z nim, co? - usłyszałam w myślach swój głos, przez co zrobiło mi się głupio.
Zamknij się – odpowiedziałam samej sobie, mając nadzieję, że nie widać po mnie jak bardzo byłam zawstydzona.
Jeśli As zauważył moje zmieszanie, nie odniósł się do tego, za co byłam mu bardzo wdzięczna.
- To kiedy mógłbym zacząć, proszę pani? - roześmiał się.
Podniosłam wzrok i zaczęłam wypatrywać słońca za chmurami. Niedawno minęło popołudnie, a że nie miałam żadnych planów na ten dzień...
- Teraz.
- Teraz? - powtórzył zaskoczony samiec. Takiej odpowiedzi się nie spodziewał...
- Tak. Chyba że masz już jakieś plany...?
- Nie, nie mam. To dokąd idziemy? Od razu polować?
Roześmiałam się, słysząc, że nadal był trochę skołowany.
- A znasz pozycje myśliwskie i teorię?
Asgrim pokręcił głową.
- Normalnie zaproponowałabym Wrzosową Łąkę, ale ze względu na festyn odpada. Możemy poszukać jakiejś polany w Zielonym Lesie, jednak wszystkie, które by się nadawały, też są zajęte przez festyn... - myślałam na głos. Czułam na sobie wyczekujące spojrzenie mojego przyjaciela – Pójdziemy do parku.
- Mamy tutaj park? - basior zmarszczył brwi.
- Ostatnim razem, kiedy tam byłam, był trochę w rozsypce... Myślę, że będzie odpowiedni ze względu na niewielką ilość wilków, które tam przychodzą. Nikt nie będzie nam przeszkadzał – słysząc ostatnie zdanie, mój przyjaciel parsknął cicho, na co zmroziłam go spojrzeniem i dokończyłam beznamiętnym tonem - ...w lekcji.
- Oczywiście. Niech pani prowadzi – skłonił się wilk.
Przewróciłam oczami i ruszyłam w stronę naszego wilczego parku.

- W rozsypce, mówisz? - zapytał As, gdy doszliśmy na miejsce.
Nie odpowiedziałam zbyt zdumiona widokiem, który roztaczał się tuż przed nami. Drewniane ławki były podreperowane, a fontanna w miarę czysta. Rośliny, choć dopiero odżywające, nie rosły już tak dziko. Park wyglądał na znacznie mniej zaniedbany, niż gdy byłam tutaj ostatnim razem.
- Taa... Ktoś musiał się nim zająć... - mruknęłam dalej trochę zszokowana – Chyba już nie jest odpowiednim miejscem do nauki. Za bardzo wypiękniał...
- To... Gdzie idziemy?
- Nie wiem – westchnęłam. Dziwnie się czułam w tym miejscu. Wydawało się one zbyt piękne i ludzkie jak na nasze tereny – Może poszukamy jakiejś polany w Żółtym Lesie? Jest znacznie bliżej niż Zielony.
As w odpowiedzi wzruszył ramionami i nie oglądając się za siebie, ruszył z powrotem. Ja natomiast ponownie rozejrzałam się po parku, by po chwili westchnąć i dogonić mojego przyjaciela. Zastanawiała mnie ta zmiana...

Gdy dotarliśmy na jakąś niewielką polanę, nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Teoria, którą próbowałam wtoczyć mojemu przyjacielowi do łba, była męcząca. Wiedziałam, że gadanie jest ważne, ale wprost nie mogłam doczekać się akcji. Albo przynajmniej pozycji myśliwskich. Musiałam coś robić.
Nagle usłyszałam szelest po lewej stronie. Postawiłam uszy i zaczęłam nasłuchiwać, jednocześnie wdychając powietrze. Do moich nozdrzy wkradł się zapach wiewiórki. Mijaliśmy je już wielokrotnie, ale wtedy opowiadałam i nie było czasu na prawdziwe polowanie.
- As, widzisz tę wiewiórkę? - spytałam szeptem. Dostrzegłam kątem oka, jak Staruszek zamiera i nasłuchuje. Po chwili delikatnie skinął łbem - Spróbuj ją upolować. Będę mogła ocenić twoje umiejętności.
Basior czym prędzej ruszył w jej stronę. Wzrok miał wlepiony w zwierzątko, kryjące się wśród liści, więc nie patrzył, gdzie stawia łapy. Owszem, co bardziej doświadczeni łowcy potrafili stawiać ciche kroki bez konieczności spoglądania w dół, ale Asgrim z pewnością do nich nie należał. Wiewiórka szybko zauważyła zbliżającą się do niej sylwetkę wilka i zaczęła uciekać w stronę drzewa. Samiec przyspieszył, jednak nie udało mu się dogonić zwierzątka. Zirytowany przejechał pazurami po korze drzewa, na którym skryła się jego niedoszła ofiara.
Czeka nas sporo pracy – pomyślałam i westchnęłam cicho. Następnie podeszłam do mojego przyjaciela, który nadal wyżywał się na niewinnym drzewie.
- Prawie była moja – mruknął, kiedy położyłam mu łapę na grzbiecie. Musiałam lekko podnieść się na tylnych łapach, by go dosięgnąć. Gdy go dotknęłam, wyczułam tak wielkie poczucie porażki, że aż namacalne.
- Zbyt wiele nie widziałam, ale na pewno masz spore problemy ze skradaniem się. Nie patrzysz, jak idziesz, poruszasz się zbyt szybko, a zwierzęta nie są głuche.
Basior wypuścił głośno powietrze. Był naprawdę niezadowolony z siebie.
- Nie ma dla mnie nadziei, co? - spytał, kiedy się odwrócił. W jego głosie pobrzmiewał smutek.
- No coś ty – uśmiechnęłam się pokrzepiająco – Nauczysz się. Kiedy dołączyłam, szło mi o wiele, wiele gorzej niż tobie. Dalej nie jest idealnie, co lubi uświadamiać mi Yuko, ale na pewno znacznie lepiej. Dasz radę, stary.
- Pewnie, a dziki zaczną latać – mruknął pod nosem.
Roześmiałam się cicho, słysząc jego słowa. As w odpowiedzi zmierzył mnie zarówno pytającym, jak i ponurym spojrzeniem jednocześnie.
- Wyobrażenie lochy ze skrzydłami jest dość interesujące.
As w odpowiedzi pokręcił głową, jakby nie mógł uwierzyć w moją głupotę.
- W każdym razie... Wiesz, w jaki sposób powinieneś poruszać się, żeby tyle nie hałasować?
- Em... No mówiłaś, żeby patrzeć w dół i poruszać się wolno. Muszę przyznać, jest to logiczne...
- Chodziło się na te lekcje polowań – wtrąciłam się z uśmiechem.
- No tak. Sama byś na to nigdy nie wpadła, antyinteligencie.
- Anty-co?
- Nieważne...
Pokręciłam łbem z pobłażaniem. Miałam wrażenie, że przy tym samcu cofam się w rozwoju i znowu jestem małą waderą. Wiedziałam, że nasze rozmowy są bardzo dziecinne, ale w sumie... Chyba właśnie to w nim mi się tak podobało.
- Wracając do nauki polowania... Mógłbyś spróbować? - powiedziałam po chwili.
As nie odpowiedział, tylko od razu zamknął oczy. Dopiero gdy się wyciszył, ponownie je otworzył. Na jego pysku widniał wyraz pełnego skupienia, kiedy postawił powoli łapę na ziemi. Spod niej wydobył się cichy szmer. Niektóre zwierzęta byłyby w stanie go usłyszeć, ale większość by się nie przejęła. Czułam, jak wypełnia mnie duma, gdy basior zrobił kolejny cichy krok.
Zamknęłam oczy, żeby skupić się lepiej na zmyśle słuchu. Przyjemnie było móc słyszeć jedynie ciche szmery, a nie typowe dla tego samca głośne kroki. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że sposób chodzenia Asa tak mnie irytował.
Nagle usłyszałam głośne „łup”. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się zdezorientowana. Dostrzegłam mojego przyjaciela siedzącego pod drzewem i pocierającego łapą swój łeb.
- Auć – mruknęłam i podbiegłam do basiora – Nic ci się nie stało?
Asgrim potrząsnął łbem.
- Głupie drzewo. Nie widziało, że szedłem czy co?
- Miało zejść ci z drogi? - zmarszczyłam brwi.
- Tak.
- Jesteś dziwny – stwierdziłam, jednak dalej nie spuszczałam wzroku z samca. Miałam nadzieję, że naprawdę nic mu się nie stało – Może na dzisiaj starczy, co?
Cynamonowy wilk przytaknął i ruszył w stronę Zielonego Lasu. Po moich namowach zgodził się pójść prosto do jaskini i odpocząć. A gdyby coś mu się stało, miałby zgłosić się do Wilczego Szpitala. Naprawdę się martwiłam, a on mnie jedynie wyśmiewał przez pół drogi. Pewnie miał rację, ale to nic nie zmieniało!
Dla pewności odprowadziłam go pod samą jaskinię. Tam też umówiliśmy się na kolejną lekcję polowania. Dziwnie się czułam jako jego prywatna nauczycielka, ale skoro prosił o pomoc z polowaniami, to nie było tak źle. Chyba.

C.D.N.

Uwagi: Niekiedy stawiasz zbyt wiele przecinków.

Od Navri "Jestem młodsza, ale nie gorsza" cz. 20

Marzec 2021 r.
Rozpoczęto przygotowania do festynu. Zaczęto od sporządzenia listy kto chciałby nad nim pracować i w jakiej roli dokładnie. Ogłaszano to publicznie, dokładniej na zebraniu pod Pomarańczowym Drzewem. Swoją drogą miałam wrażenie, że widujemy się wraz całą watahą rzadziej niż kiedyś... Być może tata kiedyś coś na ten temat wspominał i z jego opowieści wynikało, że niegdyś panował nieco inny zwyczaj odnośnie oficjalnych przemówień Alf. Ja na takim spotkaniu byłam dwa, góra trzy razy w moim krótkim życiu. Jak na tak żywotną watahę było to według mnie dość mało. Najwidoczniej Alfy niewiele rzeczy chciały ogłaszać w taki sposób. Może problemem było też to, że w połączeniu z Watahą Czarnego Kruka staliśmy się stadem tak licznym, że nie mieściliśmy się na zebraniach i łatwiej było puścić wiadomość w obieg, mając nadzieję, że nie dojdzie do zabawy w głuchy telefon.
Mój tata zgłosił się na technika, jednak mnie nieszczególnie cieszyła wizja biegania i pomagania gdzie popadnie. Nadal byłam szczeniakiem (według mnie) dość kruchym. Wolałam robić coś, co pozwoli mi swobodnie rozmyślać. Niezbyt ruchliwe miejsce byłoby idealne... Tak trafiłam na stanowisko jako animator. Miałam pilnować kilku punktów, do których wilki mogły przybywać w celu otrzymania zadań. Ja miałam ich za to obdarowywać kartami. Objaśnienie mi, ile powinnam ich wydać było dość trudne, bo wciąż nie umiałam liczyć. Ostatecznie zapamiętałam wzrokowo.
Wilki patrzyły na mnie dziwnie z powodu okularów, które nie tak dawno otrzymałam od Magnusa. Póki co sprawowały się dobrze. Nawet w pochmurniejsze dni oraz w trakcie wypraw do zacienionego Zielonego Lasu widziałam całkiem wyraźnie. Musiałam jedynie udać się do taty o pomoc z oprawką, z której wysunęło się nieco jedno ze szkieł. Od tamtej pory wszystko zdawało się być w porządku. Magnus kilkakrotnie przychodził i wypytywał o nie, ale zapewniałam, że wcale nie pieką mnie oczy. Jak później przyznał, to właśnie tego skutku ubocznego obawiał się najbardziej przy wręczaniu mi wynalazku.
Jeśli chodzi o moje stoisko, to jednak przez większość czasu byłam sama. Niewykluczone, że niektóre wilki nawet mnie nie zauważały lub uznawały, że jestem za młoda na pełnienie tej funkcji i prawdopodobnie zastępuję właściwego animatora. W marcu przybyło do mnie raptem kilka wilków z Watahy Czarnego Kruka i w dodatku głównie szczeniaki. Nikt poza tym. Co prawda miałam więcej czasu dla siebie, ale dyżury po jakimś czasie zrobiły się zwyczajnie nudne. Tata i Joel mogli chociaż ze sobą porozmawiać. Ja zazwyczaj jedynie obserwowałam pogaduszki dorosłych. Czasem nawet się wygłupiali, zupełnie jak szczeniaki, a nie dorośli faceci. W pewnym momencie zauważyłam, że Joel próbuje nauczyć tatę tańca... Jego nieporadność trochę bawiła. Przestałam się śmiać w duchu dopiero jak poprosił i mnie. Okazało się, że jestem w tańcu jeszcze większą ciamajdą niż tata.
Tego dnia również po lekcjach musiałam się udać na dyżur. Ostatnimi zajęciami miały być sztuki walki. Zauważyłam, że Aoki bardzo często na tych zajęciach lubiła wylewać swój gniew. Miała go w sobie dość sporo. Później prawdopodobnie szła się umyć, bo nierzadko kończyła wybrudzona, a na festynie pojawiała się już czysta. Sztuki walki jako ostatnia lekcja były chyba jedynym przypadkiem, kiedy nie bała się brudzić swojego futerka.
- Dzisiaj zajmiemy się uderzeniami z wyskoku i blokowaniem ciosów - zaczął Hitam - Pierwszą rzecz wypróbujecie na manekinach, które dla was przygotowałem.
Manekiny? Po raz pierwszy mieliśmy takie lekcje. Wymieniłam z Aoki spojrzenia. Gdy wadera uświadomiła sobie co zrobiła, popatrzyła na mnie z niechęcią i odwróciła głowę. Czasem miałam wrażenie, że wcale mnie aż tak nie nienawidzi i wyżywa się na mnie dla samej reguły.
- Wiem, że jesteście zdziwione, ale miałem chwilę wolną... Kilku basiorów mi w tym pomogło - Uśmiechnął się lekko. - Chodźcie.
Zaprowadził nas w miejsce, gdzie nie tylko stały manekiny, ale i również, sądząc po bałaganie, zostały przygotowane. Były to kukły wielkości dorosłego wilka wypchane ususzoną trawą i obite jakimś materiałem. Miały cztery łapy, tułowie, koślawy ogon i równie krzywą głowę. Wyglądało raczej jak jakaś mała sarna ze zbyt krótkimi nogami...
Hitam wysunął się na przód naszej ekipy. Aoki była zajęta obwąchiwaniem jednego z manekinów. Na końcu prychnęła, marszcząc nos. Najwidoczniej nie miały zbyt przyjaznego aromatu.
- Aby wykonać silne uderzenie w locie, nie tylko za pomocą łap, ale i także mocy, trzeba umieć dobrze skakać. Znam jako tako wasze możliwości, więc jestem pewien, że podołacie zadaniu bez większego problemu. Musicie się odbić, wykonać zamach łapą i... uderzyć - Mówiąc to, wykonywał wszystkie czynności po kolei. - Możecie także wskakiwać na grzbiet i przeskakiwać napastnika. - To również zaprezentował. - Dzisiaj macie pewną dowolność, bo już ćwiczyliśmy skoki. Teraz możecie wypróbować wszystkie po kolei na manekinach. Nie bójcie się ich zniszczyć, bo można je wykonać bardzo łatwo i całkiem szybko.
Aoki wyglądała na uszczęśliwioną i zaraz zebrała się do ataku. Ja radziłam sobie nieco gorzej, bo nie czułam większej potrzeby wyżywania się. Po prostu próbowałam wszystkich chwytów, jakie zdołaliśmy poznać. Nie wykorzystywałam zbyt wielkiej siły... Aoki za to doszczętnie zniszczyła jeden manekin. Wtedy padła wykończona na ziemię. Hitam skwitował to cichym śmiechem. Kiedy się zebrała, oświadczył, że teraz skupimy się na blokowaniu ciosów. To akurat było mniej męczące, jednak nadal wymagało jakiegoś zaangażowania. Ja atakowałam Aoki, a ona miała mnie przed tym powstrzymywać. Później przyszła kolej na moje ciosy. Szło nam mniej więcej tak samo dobrze.
Następnie Hitam oświadczył o zakończeniu lekcji. Mogłyśmy się rozejść. Tego dnia postanowiłam potruchtać za Aoki. Czasem mi się to zdarzało, ale nigdy nie wyglądała na zachwyconą z tego powodu.
- Co tym razem? - zapytała niezbyt optymistycznie.
- Pracujesz na festynie?
- Nie.
- Nie chciałabyś...? - zaczęłam, ale nie dała mi dokończyć:
- Nie.
Westchnęłam cicho. Jak by ją zachęcić?
- Możesz chociaż do mnie przyjść w odwiedziny. Pracuję jako animatorka... - Zrobiłam krótką pauzę - Nie chcę, byśmy były wrogami. To chyba by był dobry sposób by zacząć znajomość od nowa.
Aoki spojrzała na mnie spode łba, więc dopowiedziałam:
- Proponuję przyjaźń.
Zmierzyła mnie wzrokiem, aż w końcu nie parsknęła śmiechem. Nie był on jednak śmiechem szczęścia. Starałam się nie dać po sobie poznać czegokolwiek, o czym myślałam. Po prostu dalej na nią patrzyłam zza szkieł okularów, mimo, że było mi odrobinę przykro.
- Przyjdziesz? - zapytałam.
- Zobaczę - odparła, wciąż nie starając się ukryć swojego rozbawienia.
- W takim razie będę czekać. Do zobaczenia - odrzekłam i skręciłam w kierunku festynu.
Miałam cichą nadzieję, że te dwa krótkie zdania skłonią ją do tego, by jednak przyjść... Żeby poczuła obowiązek spełnienia obietnicy... Tak bardzo bym chciała, by się pojawiła i dotrzymała mi choć przez chwilę towarzystwa...

<C.D.N.>

Uwagi: Brak.

Od Asgrima "Zaczynamy problemy" cz. 2 (Cd. Valkoinen)

op. na podstawie RP z dn. 31.07.2018r. Zostało one przeprowadzone przez Asgrima i Valkoinena.

Maj 2021r
Przechadzałem się po Górach z szerokim uśmiechem na pysku. Uwielbiałem to miejsce, więc chyba nikogo nie zdziwiłby fakt, że byłem bardzo zadowolony, kiedy okazało się, że będę odbywał co wieczór patrol. A jakby tego było mało, do mojej trasy należała Wrzosowa Łąka, która była równie piękna. Już nie mogłem doczekać się września, kiedy zakwitną na niej wrzosy...
Nagle do moich nozdrzy wdarł się zapach wilka. Zaciekawiony wciągnąłem powietrze i zamarłem. Ktokolwiek tutaj był, nie należał ani do Watahy Magicznych Wilków, ani Watahy Czarnego Kruka. Jego zapach był inny.
Zbliżyłem nos do ziemi i zacząłem tropić. Dzięki lekcjom z Tori nie gubiłem tropu już tak często, jak na początku wiosny, kiedy to podróżowałem, żeby odnaleźć moją irytującą przyjaciółkę.
- Och, fuj – mruknąłem, gdy zapach nasilił się. Ktokolwiek to był, nie pachniał fiołkami.
Zdegustowany ruszyłem tym tropem aż do nagłego obniżenia terenu. Pod moimi łapami ziemia nagle się kończyła i tworzyła niewielkie urwisko, wprost do stawu z czystą wodą. W tym miejscu kończył się też zapach obcego wilka. Już miałem dać sobie spokój i się odwrócić, gdy dostrzegłem odciski łap w błocie koło stawu.
- Mam cię – uśmiechnąłem się szeroko i zszedłem na dół. Miałem zamiar odnaleźć tego wilka i uświadomić go, gdzie się znajduje. Czułem w związku z tym ekscytację. W końcu coś ciekawego się działo i na moim patrolu!

Trop prowadził mnie do niewielkiego lasu w Górach. Byłem niemal całkowicie pewien, że wilk był nowy w tych stronach. Ścieżka wybierana przez niego wydawała się być czysto intuicyjna.
Poruszałem się dość sprawnie i ślad stawał się powoli coraz świeższy. Kiedy uświadomiłem sobie, że niedługo dogonię tego tajemniczego intruza, nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu.
W końcu dostrzegłem wśród drzew masywną i wysoką sylwetkę. Basior miał zapewne białe futro, jednak teraz było ono pokryte... Nawet nie chciałem myśleć czym. W każdym razie nie wyglądał on zbyt schludnie. Gdy mnie zobaczył, wilk spiął się. Z jego oczu wprost biła podejrzliwość. Czułem się dziwnie, gdy tak mnie obserwował. Zdawał się gotowy do ewentualnego ataku.
- Przybywam w pokoju! - zawołałem szczerząc wesoło zęby.
Wilk zmierzył mnie kolejnym uważnym spojrzeniem. Postanowiłem jednak to olać i podszedłem w jego stronę najspokojniej jak umiałem, jednak zachowując czujność.
- Stary, chyba mnie nie zaatakujesz, co? Nie miałbyś szans – roześmiałem się.
- Skąd mam mieć pewność? - prychnął. Widziałem jednak, że lekko się odprężył. Widocznie mój przystojny pysk działa nawet na samców.
W odpowiedzi wzruszyłem ramionami, nie przestając się szczerzyć.
- Nie wiem, ale wyluzuj. Mogę?
Nie czekając na reakcję, usiadłem koło samca. Odór, który wokół się roztaczał, drażnił mój nos. Powstrzymywałem się jednak od prychnięcia.
- As jestem, a ty?
Wilk zawahał się. Chyba nie był pewien, czy może mi zaufać.
- Valkoinen – mruknął.
- Rany, długie trochę. Będę mówić ci Valk, dobra? - samiec skinął głową, a na jego pysk wkradł się lekki uśmiech – No więc, Valk. Przykro mi to mówić, ale znajdujesz się na terenie należącym do pewnej watahy. O ile nie jesteś zainteresowany dołączeniem, powinieneś się stąd wynieść w trybie natychmiastowym.
Basior zmierzył mnie kolejnym spojrzeniem. Tym razem, co by być oryginalnym, spod zmrużonych powiek.
- Dobrze wiedzieć.
Słysząc jego odpowiedź, przewróciłem oczami. Wilk był irytujący, ale kogoś mi przypominał... Niestety, nie wiedziałem kogo.
- To... Mam cię odprowadzić do naszych granic? - z mojego pyska nie znikał uśmiech.
- Odpocznę sobie najpierw – odpowiedział, siadając. Widząc to, nie pohamowałem niezadowolonego parsknięcia. Chciałem mieć w miarę szybko za sobą rozmowę z tym samcem, bo jeśli miał zamiar tak siedzieć, to całkiem nie wiedziałem jak powinienem zareagować.
- Wiem, że spędzanie ze mną czasu jest bardzo fascynujące, ale mógłbyś sobie stąd pójść? To nie są twoje tereny.
- Co za tereny? - przewrócił oczami Valkoinen.
- Góry – mruknąłem pod nosem. Słowo daje, ten wilk był okropnie irytujący – Watahy Magicznych Wilków i Watahy Czarnego Kruka. Także jeśli nie masz sprawy do nikogo stąd, powinieneś sobie iść.
Valk w odpowiedzi mruknął coś na znak zgody, jednak nie wstał. Zamiast tego położył się na ziemi. Widząc to, wziąłem głęboki wdech, by po chwili powoli wypuścić powietrze. Czułem jak wypełnia mnie irytacja.
Za kogo on się ma? Jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś tak... - pomyślałem, tracąc siły, by dłużej się uśmiechać. Byłem zbyt zirytowany, a nieruchome spojrzenie niebieskich oczu samca, wcale mnie nie uspokajało.
- Gościu, mówię poważnie. Masz zamiar dołączyć czy coś w tym stylu? - starałem się, żeby mój głos brzmiał spokojnie.
- Daj mi rozprostować gnaty... Jestem zmęczony – Valk przytulił pysk do ściółki, mrucząc – O tak...
Zamknąłem na chwilę oczy, jeszcze bardziej zirytowany.
- Nie. Opuść nasze tereny.
Liczyłem na to, że samiec wstanie i pójdzie sobie z podkulonym ogonem. Niestety, ale ten jedynie przewrócił się na plecy.
- Dołączę, ale daj mi poleżeć moment..
Pozostaje mi jedno – pomyślałem już lekko zdesperowany – Jeśli to nie zadziała, to poczekam grzecznie.
- No dobra.
Zamknąłem oczy i skupiłem się na wdychanym i wydychanym powietrzu. Gdy udało mi się wyciszyć, uwolniłem umysł i zacząłem poszukiwać nim innego. Dostrzegłem ciepło wskazujące na umiejętności powiązane w pewien sposób z umysłem, co mnie lekko zbiło z tropu. Szybko jednak ogarnąłem się i zanurzyłem się w myślach leżącego nieopodal wilka.
- Może opowiesz mi coś więcej? - usłyszałem na chwilę przed straceniem części świadomości typowej do zagłębiania się w czyjś umysł.
Rusz się – wysłałem mu wiadomość wprost do umysłu.
Już chciałem odejść, gdy dostrzegłem pomysł planu. Valkoinen chciał użyć jakiejś swojej zdolności. Nie wiedziałem, na czym ona miała dokładnie polegać, ale plan był prosty. Basior miał zamiar w pewien sposób opuścić swoje ciało i zajść mnie od tyłu. Samiec już widział oczami wyobraźni jak krzyczę tym moim durnym, wysokim głosem.
Opuściłem czym prędzej umysł wilka i nie otwierając oczu, czekałem, aż wilk przejdzie do akcji. Gdy poczułem delikatny powiew na swoim barku i ciche mruknięcie, nawet nie podskoczyłem. Zamiast tego otworzyłem oczy i przyjrzałem się zdezorientowanej minie Valkoinena.
- To nie było mądre, Valk. Nigdy nie planuj, jak kogoś zaskoczyć, gdy ten ktoś czyta twoje myśli – pouczyłem go, jednak ten puścił moją uwagę pomiędzy uszami.
- To opowiesz mi coś w końcu czy mam tak siedzieć jak cymbał?
...Którym już jesteś – dokończyłem w myślach.
- Co chcesz wiedzieć? - westchnąłem głośno.
- Cokolwiek powinienem wiedzieć.
- Dobra... - ponownie westchnąłem. Przypomniałem sobie kurs historii watahy, który zrobiła mi niedawno Tori. Od czego zacząć? - W takim razie tak w praktyce, tereny na których się znajdujemy należą do jednej watahy. Te dwie, o której wspomniałem wcześniej połączyły się po wojnie za sprawą związku Suzanny z wybieranym demokratycznie przedstawicielem Watahy Czarnego Kruka.
Valk kręcił energicznie głową, udając powagę. Widząc to, pokręciłem głową z niedowierzaniem. Co za wilk...
- Wiesz co, młody? - wtrącił się po chwili – Kogoś mi przypominasz.
Zastrzygłem uszami nagle zaciekawiony.
- Kogo?
- Ach, to nie jest istotne. Opowiadaj dalej – przewrócił oczami.
Stłumiłem kolejne westchnięcie. Czy on musiał tak się mną bawić?
- Nie mogę ci powiedzieć zbyt wiele, a jedynie rzeczy dość oczywiste i ogólnie znane o naszej watasze. Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś szpiegiem? - powiedziałem, przewracając oczami. Postanowiłem wziąć przykład z białego basiora.
- Och, dobra, sztywny. Po prostu mnie przyjmij – jęknął.
- Nie jestem sztywny, a jedynie zirytowany. Miałem nadzieję na odnalezienie pięknej wadery, a zobaczyłem leniwego samca. Żaden basior nie byłby z tego powodu zadowolony – sprostowałem - No i nie mogę cię przyjąć. Nawet nie jestem pełnoprawnym członkiem... Jeszcze.
- To czemu możesz patrolować? - widziałem, jak kącik jego ust zadrgał w hamowanym uśmiechu – Czy to nie jest zbyt odpowiedzialne zajęcie? Może ty jesteś szpiegiem?
- Kogo miałbym szpiegować? Ciebie? - nie mogłem powstrzymać śmiechu. Choć mnie irytował, zaczynałem lubić tego białego lenia - Dla twojej wiadomości: jesteśmy co jakiś czas sprawdzani, czy nikt nie zaniedbuje swoich obowiązków. Jest to jednak stosunkowo prosta funkcja i nawet taki idiota jak ty dałby sobie radę.
Basior parsknął i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Młody i głupi... To czemu Pan Mądrala dostał tak idiotyczną funkcję?
Przewróciłem oczami i uśmiechnąłem się, słysząc jak mnie nazwał. No, tym to akurat u mnie zaplusował.
- Ponieważ jestem nowy – dobitnie podkreśliłem ostatni wyraz – Do wyboru miałem jeszcze wojownika i stanowiska polowań, a to mnie już całkiem nie kręci.
- Ja rozumiem, że jestem stary, ale nie przygłuchy – mruknął, a jego oczy zabłyszczały z rozbawieniem – Przecież dla ciebie powinny być ambitniejsze stanowiska, zdolny basiorze.
Postanowiłem udać, że nie dostrzegłem sarkazmu jego w głosie.
- A no nie ma na razie, ale w przyszłości mam zamiar być nauczycielem. Patrole to tylko przystanek, aż nie zyskam odpowiedniego zaufania i nie odzyskam swoich zdolności.
Poczułem, jak robi mi się smutno. Niby potrafiłem już co nieco, ale dalej to nie był poziom, który by mnie zadowalał.
- Masz rację. To miejsce jest dla głupków. Nie nadaje się dla takich ambitnych wilków jak ty.
Gdy to powiedział, poczułem jak irytacja wraca. Tori z własnej woli zajmowała się patrolem. Uwielbiała to. Owszem, nie było to zbyt ambitne, ale nie była głupia.
- Nie jest dla głupków – warknąłem. Valk podniósł brwi w niemym zaskoczeniu, a ja wziąłem głęboki wdech. Po chwili mogłem kontynuować, a mój głos był znowu spokojny – Po prostu patrolowanie, co prawda pięknych terenów, nie jest dla mnie. No i zwykle jest dość nudne i proste. Chyba że natrafię na kogoś bardzo namolnego.
Zmierzyłem wymownie sylwetkę Valkoinena, który nadal leżał na ziemi i nie zanosiło się na to, że miałby się z niej ruszyć.
- Czyli, jak dobrze rozumiem, ta praca jest zbyt prosta dla ciebie? - zapytał unosząc brwi. Widziałem, że próbuje zachować powagę, ale z każdym słowem szło mu coraz gorzej – Miałeś strasznego pecha, że trafiłeś na kogoś tak namolnego. Mam nadzieję, że moja obecność będzie dla ciebie odpowiednią rekompensatą.
- Przykro mi, Valky. Wolałbym jednak jakąś uroczą waderę – starałem się, żeby i mój głos brzmiał poważnie, co chyba niespecjalnie wychodziło.
Wilk przewrócił się na brzuch i zatrzepotał rzęsami.
- Cześć, em... - odparł wysokim głosem – słodziaku mój. Uważam, że jestem dobrą rekompensatą. Nie możesz liczyć na nikogo lepszego.
Słysząc jego nieudane próby mówienia jak kobieta, roześmiałem się.
- Stary, wiem, że jestem bardzo przystojny – uśmiechnąłem się najładniej jak umiałem – ale opanuj się, gościu.
- I w dodatku sztywny – parsknął.
- Chciałbyś – prychnąłem i nagle skamieniałem – Cholera.
Wokół robiło się ciemno, co oznaczało, że mój patrol się kończył. Jeśli chciałem zaprowadzić tego matoła do Alf, to musieliśmy się pospieszyć. Nie zdawałem sobie sprawy, że patrzyłem idealnie w stronę Valka. Z zamyślenia wyrwał mnie dopiero jego głos.
- Aż tak piękny jestem?
Puściłem jego pytanie mimo uszu.
- Dobra, Valk, skończymy tę rozmowę po drodze do... Właśnie chcesz zaliczyć pięknego kopa w okolicach ogona czy idziesz ze mną do Alf?
Biały wilk westchnął z ogromną boleścią. Następnie wstał i leniwie się przeciągnął.
- Okej, chodź – jęknął wyraźnie niezadowolony.
W odpowiedzi przewróciłem oczami i również wstałem.
- Tylko się nie zgub, stary. Baaardzo by mi cię brakowało.
- Aż tak mnie pokochałeś?
- Oczywiście. Kooocham cię nad życie – posłałem mu oczko i uśmiechnąłem się – Chodź, chciałbym jeszcze dzisiaj wrócić do swojej jaskini.
Nie czekając na wilka, odwróciłem się i ruszyłem w odpowiednią stronę. Valk jeszcze przez jakiś czas jęczał coś pod nosem, jednak grzecznie truchtał za mną. Zdziwiony zauważyłem, że poruszał się znacznie wolniej niż ja.
To będzie dłuuuga wędrówka – pomyślałem, słysząc jak z gardła basiora wyrywa się przekleństwo, kiedy się potknął o jakiś wystający korzeń.

<Valky? Reszta jest twoja, ale jak znowu wyjdzie tyle, to mi oddajesz! xD>

Uwagi: Brak.

Od Yuki „Deszczowy Przybysz” cz.2 (c.d Joel)

Wrzesień 2020
Spojrzałam krzywo na człowieka, który chwilę temu zamienił się w wilka. Jego wilcza forma zdawała się być odrobinę niższa ode mnie, jednak z powodu tego, że stał w małym zagłębieniu moje przypuszczenia mogły być błędne. Jego sierść była koloru mokrego, morskiego piasku, zapewne z powodu ulewy. Posiadał krótką grzywkę, z końcówkami koloru ziemi z mojej dawnej watahy, coś w rodzaju mieszanki brązu z pomarańczowym. Tego samego odcienia były jego przebarwienia na łapach. Brzuch miał lekko jaśniejszy od reszty ciała. Patrzył na mnie z strachem w swoich ciemnych oczach.
Kiedy na mnie spojrzał, przez moje ciało przeszła obezwładniająca fala powodująca, że nie mogłam zaszarżować na intruza. Nie rozumiałam co się ze mną dzieje. Zawsze byłam tym wilkiem, zachowującym zimną krew w sytuacjach, które nie jednemu by zmiękło serce. Gdybym rozczulała się nad pierwszym lepszym stworzeniem nie mogłabym być nauczycielką polowań.
Orientując się, że dłuższą chwilę stoję nic nie robiąc z groźną miną, postanowiłam w końcu coś powiedzieć:
- Co ty tutaj robisz, hę? – Prychnęłam gniewnie.
- Z-zwiedzam – powiedział jąkając się. Położył po sobie uszy w uległej pozie i obniżył grzbiet, włącznie z ogonem. Jego odpowiedź zbiła mnie z tropu. Czułam się słabsza niż kiedykolwiek.
- Nie powinno cię tu być – warknęłam ostrzegawczo.
- D-dlaczego? – zapytał bardziej przestraszony niż wcześniej.
- Jesteś na terenie Watahy Magicznych Wilków – wyjaśniłam. – Lepiej by Suzanna nie dowiedziała się o twojej obecności – skłamałam. W sumie, nie wiedziałam co takiego Alfa zrobiłaby z intruzem, jednak lepiej być przezornym.
- W takim razie wrócę i nie będę tutaj przechodził… - Jednak nadal stał w miejscu i patrzył na mnie wyraźnie przerażony. Skrzywiłam się niezadowolona. Potulny wilkołak trzymający się zasad.
- Tylko żartowałam – powiedziałam ponuro, na co przybysz jakby ledwo się rozluźnił.
- Z czym żartowałaś?
- Z Suzanną – burknęłam i odwróciłam się zamachując puchatym ogonem. Ruszyłam w stronę centrum watahy.
- Czyli mogę tutaj zostać?! – Usłyszałam jego głos zza siebie.
- Tak, zostawaj sobie na ile chcesz, lecz nie ręczę za to, co inni z tobą zrobią. – Sapnął ociężale. – Dlatego lepiej byś trzymał się kogoś z tych stron. – Spojrzałam na niego przez ramię uśmiechając się chytrze. Basior spojrzał na mnie zdezorientowany i po chwili niepewnie zapytał:
- Mógłbym iść z tobą?
- Jeżeli chcesz. - Wilk się zawahał jednak ostatecznie zrównał kroku ze mną.
Szliśmy w ciszy. Jedynym słyszalnym odgłosem był szum deszczu.
- Tak w ogóle, dokąd właściwie idziemy? – odezwał się w końcu.
- Do mojej jaskini.
- Nie przeszkadzałoby ci gdybym poszedł razem z tobą?
- Rób co chcesz. – Byłam już trochę zmęczona jego obecnością, ale czego się nie robi dla zabawienia się czyjąś psychiką.

Po dłuższej chwili wchodziłam już do swojej jaskini. Basior powlókł się za mną, uważnie oglądając wnętrze mojego miejsca zamieszkania. Otrzepałam się z wody i położyłam się w swoim łożu. Spojrzałam na wilka, który obecnie dziwnie się wiercił, kręcił, jakkolwiek można to nazwać.
- Co ty niby masz zamiar osiągnąć? – Zmarszczyłam brwi. Osobnik zaprzestał swoich czynów i powiedział ostrożnie:
- Próbuję wytrząsnąć wodę…?
Prychnęłam śmiechem.
- Jeżeli chcesz się tak wytrzepać to chętnie popatrzę. – Wgapiłam się w niego z szyderczym uśmiechem na ustach. Jak można być takim głupim by nie wiedzieć jak wytrząść wodę?
Basior speszył się i przestał tańcować, odchodząc na bok jaskini. Spojrzał przez wejście do jaskini na zewnątrz. Zdawał się być bardzo zamyślony. Tymczasem ja nawet się nie zorientowałam, że tak jak on patrzy na deszcz, tak ja patrzę na niego.

<Joel?>

Uwagi: Powtórzenia.