- Co...? E... nic... - mruknął mój przyjaciel wpatrując się gdzieś w dal.
Coś jest nie tak – zdążyłam pomyśleć zanim spostrzegłam łzę na policzku
Dan'a. Poczułam dziwny impuls otarcia jej. Nie lubiłam kiedy ktoś w moim
otoczeniu się smuci, a zwłaszcza ktoś tak mi bliski. Szybko otrząsnęłam
się z takich myśli i uniosłam do góry brwi zdziwiona tym, że Dante
płacze. Co się stało, że tak nim wstrząsnęło? Chłopak pospiesznie otarł
łzę rękawem kurtki i uśmiechnął się lekko.
- Wszystko ok. Nic mi nie jest. Po prostu... coś mi wpadło do oka. -
powiedział. Skierowałam spojrzenie na jego oczy. Niby takie jak zawsze,
jednak coś nie w nich czaiło. Smutek, żal? Nie mam pojęcia.
- Dante, co się stało? - spytałam – Powiesz mi? - to pytanie wydawało mi się tak naiwne i głupie, a jednak je zadałam. Idiotka.
- Nie ma o czym mówić, nie ważne. - mruknął – Może lepiej... E... Poszukajmy jakieś trumny.
- Nie musimy szukać. Wracajmy lepiej do domu. - powiedziałam
zrezygnowana. Dante spojrzał na mnie zdezorientowany. - Na nic nie
starczy nam pieniędzy. Nici z pogrzebu. Musimy go po prostu zakopać bez
trumny i innych takich typu rzeczy – wyjaśniłam. Mijająca nas kobieta
skierowała zaciekawiony i jednocześnie lekko oburzony lub też przerażony
wzrok. Jestem beznadziejna z odczytywania emocji innych, zwłaszcza
dzisiaj.
- Dobre i tyle. Przynajmniej nie zgnije gdzieś pod drzewem. - spostrzegł
Dante i skierował się w stronę, gdzie miasto się kończyło i jakiś
kawałek dalej zaczynał się Zielony Las. Ruszyłam za nim. Przed oczami
miałam tą chwilę gdy po policzku Danny'ego spadała łza, co z nie znanego
mi powodu sprawiało, że czułam smutek. W myślach przestudiowałam
wydarzenia w zakładzie pogrzebowym, próbując zrozumieć o co mogło
chodzić mojemu przyjacielowi. Cokolwiek to było musiało być poważne
skoro wywołało w nim takie emocje. Czułam się jakoś nieswojo, kiedy
przypomniałam sobie, że jeszcze niedawno go nie poznałam idącego obok
mnie chłopaka. Droga dłużyła mi się przeogromnie, chciałam coś
powiedzieć, pocieszyć Dan'a, ale nie wiedziałam jak to mam zrobić. Kątem
oka obserwowałam przyjaciela. Dante szedł chodnikiem całkowicie
pochłonięty swoimi myślami, które musiały być dość ponure, bo widziałam,
że ma tak zwane szklane oczy. Nie wiele myśląc, złapałam jego dłoń w
swoją i lekko ścisnęłam. Praktycznie od razu poczułam bijące od niego
ciepło. Dante spojrzał na mnie zaskoczony, jednak nie zabrał ręki.
Uśmiechnęłam się lekko. To wszystko było takie dziwne, robiłam w
ostatnim czasie tyle rzeczy, których całkowicie nie rozumiałam.
Oddawałam się po prostu instynktom, a zdrowy rozsądek odszedł gdzieś
daleko i nie chcę do tego wrócić. Spojrzałam znowu na Dantego. Zdecydowanie
wyprzystojniał, już nie przypomina aż tak szczeniaka, którego poznałam
dawno temu. Westchnęłam w myślach i odrzuciłam wszystkie myśli o tym, co
było i będzie. Po prostu czułam coś w stylu szczęścia z powodu, że idę
teraz koło Dante, że trzymam go za rękę, że go w ogóle znam.
W końcu doszliśmy do lasu, który zaczynał tereny naszej watahy. Puściłam
rękę Dantego i na niego spojrzałam. Chłopak odwzajemnił spojrzenie.
- To... Chodźmy może głębiej w las i się przemieńmy. - powiedziałam. Dan
skinął głową na zgodę. Tym razem ja ruszyłam przodem. Powoli mijałam
drzewa czekając, aż las zacznie się tak naprawdę. Kiedy uznałam, że
jestem w odpowiednim miejscu zamieniłam się w wilka i rozejrzałam za
Dante. Ten już od jakiegoś czasu przemieniony w wilka szedł w moją
stronę.
- Dalej się smucisz? - zadałam kolejne głupie pytanie. Nie dość, że idiotka to jeszcze żałosna...
- Co? Ja się wcale nie... - zaczął basior, po czym zamilkł, w oku
pojawiła mu się łza. Nie rozumiałam co się stało, ale cokolwiek to było
nie powinno w ogóle istnieć i męczyć Danny'ego. Podeszłam do niego i
przytuliłam na tyle ile pozwalało mi ciało wilka.
<Dante?>
Uwagi: Nie "te pytanie", tylko "to pytanie". "Niedawno" piszemy razem.