- Czyli mówisz, że myślałeś, że zabiłeś braci, ale jakimś cudem przeżyli?
- Tak.
- Hm... Może ktoś jakimś cudem się nad nimi zlitował i ożywił?
- Tego nie wiem. Miałem nadzieję, że ty mi to powiesz.
Zamyśliłam się. Naprawdę, nie miałam pojęcia, jak to jest możliwe. Może wówczas uderzenie było słabsze, niż mu się wydawało i jakoś się wykaraskali?
- Wybacz, ale nie wiem. Możemy się tylko domyślać. Czego od nas tak właściwie chcą?
- Wspominali o jakiejś zemście...
- To niedobrze. - zmartwiłam się. - To nie wróży niczego dobrego. Może spróbuj się z nimi jakoś dogadać?
- Chcieli mnie zabić.
- A no tak. Może zadowolą się czymś w zamian?
- Tego nie wiem.
- A gdzie teraz mogą przebywać?
- Gdzieś się powinni plątać w okolicach twojej jaskini, bo wiedzą że tutaj jestem i tylko czekają aż wyjdę. A co, chcesz do nich iść? - Rayn wytrzeszczył na mnie oczy zdumiony.
- Zgadłeś. Nie powinni mi niczego zrobić, bo w końcu jestem nieśmiertelna i rany mi się bardzo szybko goją. Nie ma obaw. Będę cię osłaniać.
- Trochę głupio się czuję z świadomością, że wadera będzie mnie osłaniać i to w dodatku Alfa... Powinno być na odwrót. - mruknął.
- Nie przejmuj się tym. Takie życie. Idziemy.
- Jasne...
Wyszliśmy powoli z mojej jaskini. Na pobliskiej skale stało dwóch silnych basiorów z wścipskimi pyskami. Nie ma innej możliwości: to są jego bracia.
- Ej, Rayn! Swoją dziewuszkę przyprowadziłeś?! Wiedz, że to był błąd! Ją też zabijemy! - krzyknął jeden z nich rechocząc.
- Nie jestem jego dziewczyną, ani też partnerką. Nazywam się Kiiyuko i jestem Alfą Watahy Magicznych Wilków, na której tereny się wdarliście. Grzecznie was proszę o zawrócenie z powrotem tam, skąd przybyliście. Nie jesteście tutaj mile widziani.
- Oh, naprawdę? A co jeżeli nie? - syknął drugi z nich przybliżając się trochę. Rayn stał za moimi plecami bacznie przyglądając się wszystkiemu.
- A może chcieliby panowie coś w zamian? Tylko bez żadnych ofiar czy zakładników. I macie zostawić Tamorayna w spokoju, inaczej będziecie mieli do czynienia ze mną.
- Z tobą? A co nam taka mała różowiutka waderka zrobi? - zaśmiał się ten pierwszy. Rzuciłam się na niego z pazurami na pierwszym planie i przygwoździłam go do ziemi nie wysilając się szczególnie, tak że nie mógł się poruszyć. Ten drugi wskazywał na to, że się mnie zaczyna bać (no cóż, chyba zauważył moją niesamowitą siłę i szybkość, której na pierwszy rzut oka nie widać).
- Ja? Ah, nic. A więc jak będzie? - syknęłam mu prosto w twarz.
<Tamorayn? Wątpię, aby ci dwaj razem wzięci byli silniejsi od mojej Kii. :D>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz