- Witaj, Skarbie. – usłyszałam za sobą sadystyczny głos. Nie zdołałam
przebiec zaledwie kilku kilometrów od miejsca zostawienia Percy’ego.
Byłam zbyt wycieńczona psychicznie, żeby w jakikolwiek sposób bronić
się, lub chociaż zareagować. Siedziałam z opuszczonym łbem i podkulonym
ogonem, nie miałam sił ani chęci do stawiania oporu. Nie mogłam nawet
się odezwać, moje usta wydały jedynie złamane, piskliwe, nieokreślone
dźwięki.
- Co się stało, Ukochana? – znów podjął temat, chociaż doskonale
wiedział w jakiej jestem sytuacji. – Znów Cię ktoś zranił? –
zakapturzony chłopak podszedł do mnie spokojnie i uklęknął obok.
- Zapomniałeś, że pierwszą osobą, która mnie zraniła, byłeś ty? –
wyszeptałam tak cicho, że nawet pojedynczy świerszcz zdołałby mnie
zagłuszyć.
- Ależ doskonale wiesz, że zrobiłem to dla dobra naszego dziecka. Wyrósł
na wspaniałego księcia. Chciałabyś go zobaczyć? – uśmiechał się
złowieszczo, powoli cedził słowa przez zaciśnięte szczęki. Milczałam,
kurczowo zamykając ślepia, z których cienką stróżką wypływały łzy o
barwie głębokiego złota.
- Wystarczy tylko, że zgodzisz się na powrót do Azarath. Wiesz, co
niedługo nastąpi. Jeśli pójdziesz ze mną, oszczędzisz proste stworzenia z
tego świata i spotkasz syna. – mruczał, sprowadzając mnie do ludzkiego
wyglądu. Następnie zdjął mi nakrycie z głowy i podniósł mój podbródek na
tyle, żebym mogła spojrzeć mu w oczy. Nasze twarze dzieliły centymetry,
czułam jego chłodny oddech. Protestowanie w tym momencie było
bezcelowe, byłam w stanie wyłącznie zacisnąć usta i spuścić wzrok.
- Desari… Kocham Cię. – wyznał, chociaż wiedziałam, że były to
nieszczere słowa. Coraz bardziej zmniejszał odległość między nami, serce
łomotało mi w piersi. Moim jedynym pragnieniem było wyrwanie się,
ucieczka, ratunek…
- Zostaw mnie… - piszczałam cienko. – Oddaj mi syna i zniknij… Błagam. –
uciszył mnie krótkim pocałunkiem. Po zetknięciu się z jego szorstkimi
ustami zyskałam napływ siły, wstałam odpychając go lekko. Wtedy poczułam
na sobie zdenerwowany wzrok Percy’ego. Niczym między Scyllą a Charybdą
nie widziałam żadnej drogi ucieczki. Z drugiej strony wolałam zniknąć w
Azarath, niż rozmawiać teraz z Jared’em.
- Ty nadal kochasz to ścierwo… - syknął Kovu rozpływając się w
powietrzu. Osunęłam się niczym martwa na wilgotną ziemię. Wszystkie moje
zmysły zaczęły szwankować. Zemdlałam…
<Percy?>