Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

niedziela, 15 października 2017

Od Lind "Jedno ze wspomnień" cz. 3

Marzec 2019
Freeze ruszył w moim kierunku z uśmiechem na pysku. Ignorując ten nienaturalny dla niego wyraz, uderzyłam go w głowę gałęzią. Oto przywitanie, na które sobie zasłużył. 
Basior zatoczył się i wykręcił oczy, chyba właśnie zobaczył sporo gwiazd.
- Lind! - zganiła mnie Babcia.
- To był wypadek - odłożyłam kij, opuściłam uszy i zrobiłam niewinną minę. 
Odpowiedziało mi podejrzliwe spojrzenie. Odwróciłam wzrok dla niepoznaki i doczepiłam bałwanowi brakujące, drewniane ramię. Kiedy starsza wadera zaczęła się witać z wujkiem, jego syn dołączył do mnie obok śnieżnego tworu. Zjeżyłam lekko futro na karku, słysząc szuranie zbrylonego śniegu pod łapami basiora.
- Spóźniłeś się - warknęłam do niego.
- Nie zależało to ode mnie - mruknął ze spuszczonym pyskiem. Kątem oka zauważyłam, że uśmiech permanentnie zniknął.
- Jaaaasne - poprawiłam szalik na szyi bałwana. Sam określiłeś do ilu miesięcy m a k s y m a l n i e. TY OSOBIŚCIE.
- Ładny szal. Czyj to? - zapytał Freeze, chcąc zejść z drażliwego tematu niedotrzymanego terminu. Nie domyślał się nawet, czemu tak bardzo mi zależało. 
- Nie interesuj się - odparłam sucho.
Posłuchał, zamilkł i smętnie spuścił wzrok. Wiecznie zainteresowany tym, po czym chodzi. Trochę jeszcze się dąsałam, udawałam, że go nie widzę, ale w końcu przestało mi się to podobać. Coś ukłuło mnie od środka. 
- Em... Ostatnia trasa czymś się różniła od poprzednich? - spojrzałam spode łba na basiora, zaczynając nową konwersację. Teraz chciałam zapomnieć o poczuciu wstydu, które słusznie do mnie dotarło.
- Raczej nie - wzruszył ramionami, jakby wierzył w swoje słowa.
Tylko, że jego oczy (zwrócone w stronę wujka) mówiły zupełnie inaczej. Coś tym razem przykuło jego uwagę. On ukrywa coś interesującego...
Posłałam mu spojrzenie typu "No powiedz o co chodzi". Odpowiedziało mi przeczące kręcenie głową. Już - już otworzyłam pyszczek żeby domagać się wyjaśnień na głos, kiedy Babcia zarządziła powrót do środka. Szybkim ruchem ściągnęłam szalik z szyi bałwana i pobiegłam pierwsza do drzwi. Przy wejściu szturchnęłam Freeza na znak, że chcę żeby poszedł ze mną do pokoju. Zżerała mnie od środka nieposkromiona ciekawość. Jak do tego doszło? Co to może być? To przecież zjawisko, którego w życiu bym się nie spodziewała. 
Rzuciłam szalik na oparcie krzesła, chwilowo przestał być dla mnie tak ważny. 
W końcu szary basior, po niekończącej się wędrówce przez nasz dom, przekroczył ostatni próg. Zamknęłam drzwi mocą wiatru i wlepiłam weń wzrok.
- No co?
- Nie ma świadków, możesz mówić.
- Aż tak ci zależy? - westchnął Freeze i zajął miejsce na podłodze. 
- Dziwi cię to? - zaczęłam uderzać cicho ogonem o drewnianą podłogę. 
- Bo ja wiem - mruknął.
- Przejdź do rzeczy... - wstałam i podeszłam bliżej, patrząc prosto w jego bladoniebieskie oczy. - Co niezwykłego widziałeś w trasie?
- Nic - powiedział, oglądając się za siebie.
- Jak to "nic"?! - zniecierpliwiłam się, odgarniając grzywkę sprzed oczu.
- Ciszej - kiwnął łapą. - To nie było związane z następną, durną wycieczką - rzucił, odwracając pysk. - Poniekąd. Tata powiedział mi o... - urwał, po czym ściszył głos. - Białym Jaszczurze.
- Em... Pierwsze słyszę - mruknęłam zmieszana. Moja złość na odwlekanie i owijanie w wełnę, czy tam bawełnę, nagle uleciała. - Co to jest?
- Jest to podobno związane ze spadkiem. Moja rodzina...
- Nasza rodzina - poprawiłam go.
- Ta... Jasne... - na chwilę zgubił wątek. - Rodzina jest podobno spadkobiercami jakiegoś średnio ważnego władcy z czasów średniowiecznych. Tata ma mi przekazać część spadku, która...
- Czekaj, władca?! Średniowiecze?! - podskoczyłam z miejsca. - To znaczy, że pochodzimy z jakiejś rodziny królewskiej?!
- Nie wiem - rzucił. - Tak, czy inaczej...
- Ale może jednak gdyby...
- Nie przerywaj, chcesz wiedzieć co i jak, czy nie? - burknął Freeze.
- Tak, chcę - z trudem uspokoiłam się i usiadłam z powrotem na podłodze.
Szary odczekał kilka sekund, dla pewności, że ostudziłam swój zapał chociaż trochę.
- Mam wkrótce otrzymać część spadku, która przypada mojej osobie. Tu ma wkroczyć ten Biały Jaszczur.
- Iii?
- I to wszystko, co wiem na tą chwilę - Freeze popatrzył na ścianę.
- Jak to? Wujek nie powiedział ci nawet co dostaniesz i jak? - wypytywałam dalej. 
- Nie - pokręcił głową. - Ale tata był niesamowicie poważny, kiedy mi o tym mówił. 
- Wujek poważny? To wręcz... Jak to się mówi...
- Podejrzane? - dokończył.
- Właśnie! - znów wstałam. - Coś większego jest na rzeczy, jak nic!
- Ciszej, już ciszej - nakazał szary. - Zaraz nas zdradzisz.
***
- O której mamy być z powrotem? - zapytał Freeze przy wyjściu. 
- Przed kolacją - powiedziała Babcia. - Tylko bądźcie ostrożni.
- Pamiętaj, Freeze - dodał wujek. - Odpowiadasz za was oboje - pokiwał teatralnie łapą.
- Tak, tak... - odparł młodszy basior.
Ruszył pierwszy trasą pośród śniegu. Kątem oka sprawdzał, czy idę grzecznie za nim. Ledwo nadążałam, szedł znacznie żwawszym krokiem, niż zwykle. Dodatkowo, musiałam skakać, żeby nie utonąć zupełnie we wciąż grubej warstwie śniegu
- Mogę ponieść kosz? - zapytałam, podlatując nad coraz większymi zaspami.
- Po co? - zdziwił się basior.
- Bo chcę.
- Starczy ci twoja wielka torba. Naprawdę była konieczna?
Wymamrotałam pod nosem coś wymijającego i uniknęłam kontaktu wzrokowego. Nie twój interes.
Nagle spomiędzy siwych chmur, wysunęło się Słońce. Niebezpiecznie blisko horyzontu, zimowe dni były zbyt krótkie. Zmrużyłam oczy. Na nasze nieszczęście droga nad rzekę prowadziła idealnie na zachód.
Dom Babci wkrótce zniknął za pagórkiem. Otaczała nas teraz już tylko biel i pojedyncze drzewa. 
Skojarzył mi się z tym wszystkim fragment "Kronik Zimy":
"Pola przykryte drobnymi skrawkami lodu. Zimna skorupa sprowadzająca cichy sen na świat. Pusto pośród..." 
Dotarłam myślami prawie do fragmentu, gdzie była mowa o zamarzniętych jeziorach, jednak zderzenie z drzewem zaciągnęło mnie z powrotem do rzeczywistości. Straciłam kontrolę nad mocą wiatru i wpadłam po czubek głowy w śnieg. 
- Lind, gdzie jesteś? - usłyszałam.
- Tutaj - podniosłam łapę nad warstwę zasp.
Wkrótce dotarliśmy nad rzekę. Noc była coraz bliżej. Podeszłam do brzegu i zastukałam pazurami w zamarzniętą wodę. 
- Twarde jak skała.
- Tylko tak wygląda - Freeze położył kosz na ziemię. - Łatwo będzie to przebić, dużo trudniej złapać jakieś ryby przy brzegu. 
- Chcesz łowić tutaj? To nie ma sensu, nic większego nie przypłynie - powiedziałam.
- Humf, trzeba sobie poradzić. Na pewno nie będziemy wchodzić na środek pokrywy lodowej - wymamrotał szary, szukając przynęty.
- Dlaczego nie? - popatrzyłam w jego stronę.
- Jest za cienka, żeby utrzymać ciężar całego wilka - odparł, niemalże nurkując w koszu.
- Nieprawda. Patrz - wskoczyłam na lód.
- Co ty robisz?! - basior poderwał się z miejsca. 
Zaczęłam się beztrosko ślizgać w kierunku drugiej strony rzeki.
- Ale to fajne! - ucieszyłam się.
- Lind! Wracaj natychmiast! - warknął stanowczo Freeze, podchodząc do brzegu.
- Czemu? Ty chodź do mnie - zakręciłam się w miejscu.
- To niebezpieczne! Masz wrócić, w tej chwili! - głos mu drżał.
- Nie panikuj - zatrzymałam się, wbijając pazury w pokrywę lodową. - Nie pęka. Widzisz? - zaczęłam podskakiwać. 
- NIE! PRZESTAŃ! 
Nie posłuchałam. Śmiałam się jedynie w myślach z paniki mojego przyjaciela. 
Stało się więc, co się stać musiało. Podłoże z trzaskiem załamało się pode mną. Nie miałam czasu na reakcję, użycie mocy wiatru. Wpadłam prosto do lodowatej wody. Kiedy tylko w miarę oprzytomniałam, przerażona spróbowałam wypłynąć, walczyć z prądem rzeki ciągnącym na dno. Bez otwierania oczu, nie umiałam tego zrobić w wodzie. 
Uderzyłam boleśnie głową w warstwę lodu. O nie, o nie!
Prąd zaczął mnie znów wlec ze sobą jak kłodę. Nie mogłam już mu się opierać, wszystkie mięśnie sztywniały z zimna. W ataku paniki próbowałam się czegoś złapać na ślepo, lecz skończyło się na obijaniu o skały, później o zatopione pniaki. Przy kolejnym uderzeniu o dno, pojawił się piekący ból z boku szyi. 
Serce waliło mi jak szalone. Brakło już powietrza w płucach. Nie wiedziałam co mam robić, co mogę robić. Zimno połączone z bólem i strachem sparaliżowało mnie już zupełnie. 
Wtedy ktoś złapał mnie ma kark i pociągnął w górę. Freeze! Jak się okazało, cudem zdołał mnie dogonić i wyciągnąć na brzeg. Od momentu wynurzenia, zaczęłam łapczywie połykać powietrze. Otworzyłam oczy, jednak zobaczyłam tylko koncert niewyraźnych kształtów. Szary wilk coś mówił, wypytywał jak się czuję, ale kiedy nie miałam siły mu odpowiadać, czy choćby kiwnąć łapą, wziął mnie na grzbiet i pognał w stronę domu Babci. Droga powrotna ciągnęła się dla mnie w nieskończoność. Na domiar złego, mokre, posklejane futro przestało być ochroną przed mrozem. Drżałam jak listek na wietrze.
W końcu znalazłam się z powrotem w ciepłym wnętrzu domu. Wujek natychmiast wziął mnie z grzbietu Freeza i zaniósł do pokoju. Widziałam jak przerażona Babcia szybko idzie za nami, a szary basior zostaje przy wejściu. Dostrzegłam coś czerwonego na moim białym futrze.
***
Ocknęłam się w środku nocy. Wstałam powoli na łóżku i odkryłam opatrunek na szyi. W pysku miałam posmak czegoś, co przypominało koniczynę. Gdyby nie te wskazówki, pomyślałabym, że całe wyjście na ryby było długim, strasznym koszmarem. 
Za zamkniętym oknem wirowały płatki śniegu na tle atramentowego nieba. Spojrzałam na podłogę. Jak zawsze przy okazji przyjazdu wujka, rozłożono tam prowizoryczne miejsce do spania dla Freeza. Nie było puste, właściciel tego imienia leżał tam, odwrócony do ściany. Mogłam mieć pewność, że nie spał. W przeciwnym wypadku, gwizdałby. To jego odpowiednik tradycyjnego chrapania. Klatka piersiowa basiora delikatnie unosiła się i opadała. Zsunęłam się po cichu z łózka i podeszłam do niego.
- Przepraszam - szepnęłam.
- Nie strasz mnie tak więcej - westchnął smutno, spoglądając w moim kierunku. - Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało. 
- Nie będę - zakaszlałam. Narastało we mnie poczucie winy. Za wszystko. W moich oczach pojawiły się łzy, nie zdołałam ich tym razem powstrzymać. Położyłam się na boku przyjaciela i zaczęłam płakać w jego gęste futro. Starszy wilk delikatnie mnie przytulił. Uspokojenie się trochę mi zajęło.
- Bardzo zły jesteś? - zapytałam niepewnie.
- Nie - zaprzeczył. - Zapomnijmy o tej sprawie, najważniejsze, że nic ci nie jest.
Znów wtuliłam się w zimowe okrycie Freeza. Sama nie wiedziałam kto bardziej się przeraził tego dnia, ja sama, czy pozostali. Po upływie kilku minut, wstałam na równe łapy i odnalazłam wzorkiem moją torbę. Była wciśnięta pod łózko. Podeszłam do niej i wydobyłam stamtąd szalik. Szary basior uważnie śledził moje poczynania zmęczonym wzrokiem. Wróciłam do niego i założyłam mu wełniany szal na szyję.
- To miało być dla ciebie. Wszystkiego najlepszego - mruknęłam. 
- Dziękuję - uśmiechnął się lekko po chwili. - Sama go zrobiłaś?
- Prawie. 
- Gdybym wiedział, że przygotowałaś dla mnie prezent, bardziej ponaglałbym tatę z powrotem do was. 
- Nie mogłeś wiedzieć. Na tym polegają niespodzianki, nie?
- Cóż... Chyba masz rację - pokiwał głową. 
Przerwało nam stukanie w szybę. Oboje zamilkliśmy, jak na rozkaz i zwróciliśmy pyski w tamtym kierunku. Dźwięk powtórzył się. Zebrałam moc wiatru i podleciałam cicho do okna. Oniemiałam na widok stworzenia, które siedziało na zewnątrz.  
- Freeze... Musisz to zobaczyć - oznajmiłam. 
- Co tam masz? - podszedł do mnie.
Był jeszcze bardziej zdziwiony niż ja. Wyglądał jakby się zawiesił. Szepnął tylko "Biały Jaszczur" i otworzył okno. Pokryte lśniącą łuską zwierzę wskoczyło do pokoju, odbiło się od krzesła i usiadło na moim łóżku. Gad nie był większy od polnego szczura. Ciało miał długie i chude, prawie przypominające węża o długim ogonie. Dopiero wtedy zauważyłam, że trzyma w pysku coś błyszczącego. Jaszczurka skupiała wzrok na Freezie. W powietrzu wisiało napięcie, wilk chyba obawiał się zbliżyć. Poruszał się bardzo powoli, bardziej niż na co dzień. Może obawiał się, że spłoszy to niespotykane stworzenie, nie wiem. Kiedy nareszcie dotarł do białego gada, ten rzucił przed jego pysk nieduży przedmiot i natychmiast uciekł przez niedomknięte okno. Dosłownie rozpłynął się w ciemnościach nocy. Szary wilk podniósł podarek i zaczął go dokładnie oglądać.
- Co to jest, co to jest? - podskakiwałam, zerkając Freezowi przez ramię. 
- Jakiś pierścień. Srebrny sygnet z kamieniem. To chyba... Diament.
- Łał... Pokaż, pokaż proszę.
Wówczas usłyszałam jakiś szmer za drzwiami. Postawiłam uszy. Wątłe światło, zaglądające przez szpary w ścianie, potwierdziło moje przypuszczenia. Ktoś szedł w stronę pokoju. Powiadomiłam o tym cicho przyjaciela, który pośpiesznie ukrył pierścień pod swoim posłaniem. Zdążył idealnie, akurat zanim otworzyły się drzwi.
- Nie śpicie? - w progu stanęła Babcia z zapaloną świecą. 
- Tak wyszło - wyjaśnił Freeze.
- Lepiej się czujesz, Lind? - popatrzyła na mnie z troską. Pokiwałam głową i kichnęłam.
- Całe szczęście. Kładźcie się już, nie siedźcie po nocy. I zamknijcie okno. 
- Pewnie... - mruknął basior. 
- No już. Dobranoc, maluchy - dodała na odchodnym i zamknęła drzwi. 
- Nie jestem już mała - burknęłam po cichu i spojrzałam na Freeza oczekując potwierdzenia.
Ten jednak pokręcił głową, po czym wrócił do oglądania swojego spadku. Co mi innego pozostało, prócz dołączenia do niego?

Uwagi: Kilka literówek.