Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

piątek, 31 sierpnia 2018

Od Navri "Jestem młodsza, ale nie gorsza" cz. 24

Sierpień 2021 r.
Tego dnia miałam odbyć ostatnie spotkanie z moimi nauczycielami na lekcjach. Już za kilka kolejnych mogłam oficjalnie zacząć pracować na upragnionym stanowisku. Podejrzewałam, że będą mieli zamiar mnie jeszcze przeszkolić. Hitam być może o tym coś wspominał... W każdym razie nie miałam zamiaru celebrować szczególnie mojego przejścia w dorosłość. Chciałam się skupić na płynnym przyzwyczajeniu się do nowych warunków, do przeprowadzki do oddzielnej jaskini, a za pojedyncze gratulacje w związku z zakończeniem życia jako szczeniak dziękować w mało entuzjastyczny, jednocześnie dość typowy dla mnie sposób. Nie chciałam wyprawiać przyjęcia, nie byłam Shenem. Nie kręciło mnie to szczególnie, a zaproszone przeze mnie osoby mogłyby nie mieć nawet czasu na spędzenie go ze mną.
Ostatecznie wylądowałam na lekcjach magii prowadzonych jak zwykle przez Kai'ego. Tym razem siedziała razem z nami Gaja, nie mogąc się już doczekać pierwszych zajęć. Dla mnie były to ostatnie... Chciałam dać z siebie wszystko. Basior przywitał nas radosnym uśmiechem. Wzrokiem przeskakiwał z wilka na wilka, jakby nie mógł się na nas napatrzeć. Ostatecznie skupił się na mojej sylwetce. Wytrzymałam jego spojrzenie bez mrugnięcia okiem.
- To twoja ostatnia lekcja, prawda? - dopytał. Skinęłam bez słowa głową.
- Będziesz mieć zamiar kontynuować edukację u starszych wilków? - dopytywał dalej. Uniosłam brew.
- Jest taka możliwość?
- Z tego co mi wiadomo, to tak... - Mówiąc to, popatrzył na resztę szczeniąt. Gaja wyglądała na już zniecierpliwioną. - Szczegóły mogę ci podać po lekcji, żeby już nie tracić czasu.
- Rozumiem, odpowiada mi taki układ - odrzekłam spokojnie.
- Dobrze... w takim razie... - Kai przeszedł się po jaskini - Dzisiaj będziemy próbować zmieniać się w człowieka. Nie każdy wilk posiada tę zdolność, więc nie martwcie się, jeśli się wam nie powiedzie. Ja przykładowo nie mam takiej możliwości. Próbowałem naprawdę długo, ale wciąż nie mogę się uwolnić z mojej wilczej skóry. Nie użalajcie się nad sobą, jeżeli wam dokucza to samo. To nie oznacza niczego złego i można przywyknąć. Nigdy nie miałem z tym większego problemu. Jedynie musiałem uczyć się pewnych rzeczy tylko z opowieści, prosić zmiennokształtnych o pomoc... Ogólnie mogę wam powiedzieć, że jest to często uwarunkowane genetycznie, więc o ile musimy do tego dojść w waszym wypadku... - Mówiąc to, popatrzył w kierunku Aokigahary i Gai - ...tak jeśli chodzi o Navri, to jestem niemal przekonany, że wystarczy tylko odpowiednia determinacja oraz wysiłek. I Astrid, i Dante, i Valixy byli wilkołakami. Jedynie jest szansa na przejście genu braku zmiany postaci od Leonarda... - Ostatnie zdanie wypowiedział nieco ciszej.
- I co? Ta lekcja będzie się kręcić wokół Navri? - zapytała nieco zgryźliwie Aoki. Kai potrząsnął głową.
- Nie, oczywiście, że nie. Próby wyzwolenia zdolności przemiany mogą prowadzić także do odkrycia mocy, bo wymagają podobnego skupienia. Pierwsza przemiana jest najtrudniejsza, bo wymaga aktywowania ogólnego źródła energii. Mam nadzieję, że dzięki temu dowiemy się jeszcze czegoś ciekawego na temat waszych zdolności - Nauczyciel magii uśmiechnął się serdecznie do wader. Gaja entuzjastycznie pokiwała głową, jednocześnie niespokojnie przebierając łapkami. Już zdołałam się zorientować, że zawsze reagowała tak na nadmiar emocji.
- Czyli robimy jak zawsze? Skupiamy się na źródle energii i staramy się ją uwolnić do kończyn? - dopytywała ruda wadera. Kątem oka cały czas ją obserwowałam. Jej pysk wyrażał mieszankę znużenia i rozbawienia. Nie wiem z czego ona wynikała. Możliwe też, że po prostu mi się wydawało.
- Zgadza się - potwierdził nauczyciel. Aoki się nieznacznie uśmiechnęła, prawdopodobnie zadowolona z tego, że miała rację.
- Aoki, Navri, możecie się już brać do roboty. Ja w tym czasie zajmę się Gają, bo spędziła na zajęciach znacznie mniej czasu niż wy i nie jest do końca zorientowana. Wy sobie już poradzicie bez mojej pomocy, ale będę was w razie czego obserwować.
Aoki pokiwała głową ze zrozumieniem i spojrzała na mnie z drobną niechęcią. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że przewyższałam ją o dobre pół głowy. Zawsze to ona była wyższa... Wyglądało na to, że muszę przywyknąć do nowego stanu rzeczy.
- Pracujemy razem czy oddzielnie? - zapytałam cicho.
- Oddzielnie - odrzekła, jakby to było oczywiste i odeszła ode mnie na odległość kilku kroków. Westchnęłam z zrezygnowaniem, ale nie pozostało mi nic innego jak tylko wykonać polecenie nauczyciela. Miałam nadzieję, że pójdzie mi łatwiej, choćby z racji tego, że już znałam swój żywioł i wiedziałam dokładnie jakim uczuciem jest uwalnianie energii, o którym Kai regularnie wspomina. Zacisnęłam powieki i skupiłam się najbardziej jak tylko mogłam. Odruchowo wbiłam pazury w twardą skałę, myśląc o tym, że rosnę, rosnę, rosnę... Mimo, że wydawało mi się, że mogłam osiągnąć swój cel, skupiałam się dalej, jakby chcąc utrwalić efekt. Po uchyleniu oczy jednak się rozczarowałam. Co prawda moje futro pokryte było czymś na wzór bąbelków świecących trudną do opisania żółtą poświatą. Spojrzałam na Kai'ego, ale tego nie zauważył. Następnie skierowałam wzrok na Aoki, ale stała ona do mnie tyłem. Dopiero jak odchrząknęłam basior zwrócił na mnie uwagę. Otworzył szerzej oczy w głębokim zdumieniu.
- Wygląda jak... pył lub piana - powiedział zmieszany i zaśmiał się nerwowo - Nigdy czegoś takiego nie widziałem.
W tym samym czasie Aoki ryknęła na całe gardło "nienawidzę mojego żywiołu!" i cisnęła czymś bardzo jasnym prosto we mnie. Nawet nie zobaczyłam co to mogło być. Odskoczyłam przestraszona, pewna, że trafi. Tak się jednak nie stało. Kai wyglądał na jeszcze bardziej zaszokowanego i patrzył to na mnie, to na Aoki. Wadera prawdopodobnie nawet nie dostrzegła, że cokolwiek zrobiła. Gaja zapewne też była świadkiem zdarzenia, bo wyrwał się jej zdławiony pisk.
- Przeniknęło przez ciebie - stwierdził Kai, patrząc na mnie - Podejrzewam, że to aura ochronna... Przepraszam, ale muszę póki co porozmawiać z Aoki.
- Nic nie szkodzi... - odrzekłam cicho, ponownie zerkając na tę złocistą powłokę. Miałam teorię, że mogła neutralizować cudzą moc... Jednocześnie straciłam skupienie nad utrzymaniem zaklęcia, więc obserwowałam jej powolne znikanie. Interesujące, pomyślałam w zadumie. Gdybym umiała czytać, na pewno zagłębiła się w temat. Wygląda na to, że nawet nauczyciel magii nie jest pewien co do moich zdolności.
Zerknęłam na Aoki. Jej mina wyrażała to, że rzeczywiście nawet nie dostrzegła, że cokolwiek zrobiła. Zaraz potem wstąpiła w nią złość. Powoli przeniosłam wzrok na Gaję. Wciąż była porządnie przestraszona.
- Nic się nie stało... - Powiedziałam, podchodząc bliżej - Nie ma co tracić czasu na przejmowanie się.
Wciąż wbijała we mnie wzrok tych wielkich fioletowych oczu. Chyba jej nie pomogłam. Nie jestem najlepszym wsparciem... Powinnam się nauczyć pocieszania, skoro mam zamiar zostać nauczycielem - pomyślałam niezbyt zachwycona. Ukończenie szkoły nie było równoznaczne z automatycznym posiadaniem pełnych kompetencji na dane stanowisko... Jeszcze przede mną wiele nauki, w dodatku tej dużo trudniejszej, zwanej doświadczeniem życiowym...

Uwagi: Brak.

czwartek, 30 sierpnia 2018

Od Valkoinena "Fantastyczni idioci" cz. 2 (CD. Asgrim)

Oba opowiadania z serii były wymyślane przez autorki, które siedziały razem w pokoju i wymieniały się głupimi pomysłami.

Sierpień 2021
Ukłoniłem się i rozejrzałem po sali. Twarze były bardzo znajome, jednak z imienia rozpoznałem tylko jedną osobę, Cess. Siedziała w jednym z dalszych rzędów, gdy nasz wzrok się skrzyżował pokiwała delikatnie głową z uznaniem. Skierowałem się za czerwoną kurtynę, zawieszoną wysoko nade mną, na dole była lekko zawinięta. Poczłapałem bardzo wolnym krokiem zwanym u mnie jako krok "jestem bardzo elegancki i dostojny" do przebieralni. Gaja podeszła do mnie i pogratulowała występu. Niedawno jeszcze taka młoda, teraz rosła w oczach. Pokłoniłem się nawet bardziej teatralnie niż na samej scenie. Wadera zaśmiała się swoim jeszcze dziecięcym głosikiem i ruszyła do wyjścia z małą torbą. Zdawało mi się, że jest starsza, niż zawsze podejrzewałem, jednak nie wypadało mi o to pytać.
Podszedłem do lustra i przyglądnąłem się mojemu "strojowi". Nie był on do końca przebraniem. Coś takiego to chyba nieprzebranie. Wyglądałem... dziwacznie, powiedziałem w duchu tylko dlatego, żeby nie powiedzieć jak debil. Na sierści namalowane miałem szare pasy w odstępie jednej łapy. Codziennie przed występem Gaja rysowała mi coś takiego na ciele. Wydawać by się mogło, że nasza praca nie jest wymagająca, jednak musimy już godzinę przed występem być na miejscu. Wyglądało to jak jeden ze śmieci, które czasem znajduję w lesie. Ludzie porzucają tego pełno w lesie, nigdy nie wiesz, co znajdziesz. Ostatnio znalazłem przed wejściem do smoczych podziemi jakiś dziwny medalion. Moja babcia kiedyś nosiła podobny. Dowiedziałem się, że to jakiś medalion ognistych smoków, cokolwiek to znaczy. Dzisiaj po pracy chciałem go dokładniej zbadać. Zastanawiałem się, czy ktoś go czasem nie zgubił.
Wziąłem do mojej ogromnej łapy malutką, różową buteleczkę i wylałem trochę jej zawartości na ciało. Szybko zmazałem wszystkie ślady. Co prawda nie było to tylko wylanie płynu na ciało. Rzuciłem na siebie ponownie okiem. W takim stanie mogłem już wyjść.
Z wielkim uśmiechem na pysku wyszedłem z małej jaskini. Spojrzałem na ślady moich łap na piasku. Były bardzo mocno wgłębione, jakbym ważył więcej, niż naprawdę. Sączyła się z nich woda, a ja tylko wzruszyłem na to obojętnie ramionami. Co prawda to nie był jeden z cieplejszych dni tego miesiąca, ale kiedyś na pewno wyschnę.
Przed moimi oczami ukazał się basior ze średnio ciemnym futrem. Obok niego stał drugi. Jego futro było już nieco bardziej unikalne, nawet o wiele bardziej. Niebieski bardzo do niego pasował. Jak to ja oczywiście bardzo miło powitałem moich dwóch szanownych kolegów. Kiwnęli tylko głowami, a tak, chyba właśnie przeszkodziłem im w rozmowie.
Nie kontynuowali jej dalej, tylko czekali, aż ja coś powiem. Także jak to ja, musiałem coś genialnego odpalić. Nie byłbym sobą, gdybym coś takiego nie powiedział.
- A to co za zebranie? - Spytałem jakoś w tym stylu. Na pewno byłem bardziej elokwentny niż zazwyczaj, a przynajmniej się starałem taki być. Jak mi wyszło, to już druga, zupełnie inna, odmienna sprawa.
Po dłuższej rozmowie obydwoje, a bardziej ten wredny As wkopał mnie w konkurencję o jakiś magicznych stworzeniach. Był całą sprawą bardzo zaciekawiony, a ja nie mając na dzisiaj nic do roboty oprócz wisiorka. Stwierdziłem, że nawet może być. Oczywiście musiał, ale to musiał mi trochę podokuczać. Nie byłby inaczej sobą. Taki młody, a taki cwaniaczek.
- To co? Bierzemy udział? – Zwróciłem się w jego stronę. Mogłem przyrzec, że dostrzegłem błysk w jego oczach.
- Nie boisz się porażki, staruszku? - Uniósł tylko jeden kącik wargi w górę. Pokpiwał sobie ze mnie w żywe oczy!
- Nie. - Byłem bardzo pewny tego, że moja ogromna wiedza rozmiecie go na łopatki. Padnie i nie wstanie. - Zwykle starsi odznaczają się rozleglejszą wiedzą – powiedziałem dumny z siebie.
- Właśnie, zwykle... jednak u ciebie wiek i mądrość chyba nie idą w parze.
- Masz rację, moja inteligencja znacznie przerasta mój wiek. - Wypiąłem pierś przed siebie i byłem jak prawdziwa wadera.
- Chciałbyś – skomentował krótko i spojrzał na samca obok. Bardzo grzecznie stał obok. - To chyba znalazłem swojego przeciwnika.
Spojrzałem na niego jeszcze raz dogłębniej. Czy ja aby na pewno chcę brać w tym całym zadaniu udział? Pomyślałem prawie na głos. Nie chciałem przecież go pogrążyć. Biedny pewnie jeszcze nie wie na co się pisze.
- Kiedy możemy wziąć udział? – Spytał przebierając łapami, a ja prawie wykrzyczałem, że natychmiast. Moja duma i honor jednak mi na to nie pozwoliły. Wziąłem głęboki wdech, zanim się odezwałem. Może nawet kilka.
- Teraz – powiedziałem z nonszalancją i ogromnym spokojem jak na mnie.
Basior tylko niby obojętnie wzruszył ramionami. Samiec, który ciągle przysłuchiwał się naszej rozmowie zamienił się w człowieka. Szczerze mówiąc brzydziły mnie te istoty. Tylko śmiecą lub cmokają do mnie. Tacy durni, a uważają, że to ja nie mam mózgu. Zbiorą trujące grzyby i uchachani próbują mnie nakarmić. Ja z zadowoleniem zawsze odmawiałem. Patrzyłem ciekawie jak chowają to do swoich toreb. Później nie przychodzili. Nie smakowały grzybki?
- Gotowi? - Tym razem z odpowiedzią wyrwał się Młody.
Drugi samiec, którego imienia nigdy nie pamiętałem (jego istnienia również) spojrzał na nas wyczekująco.
No to zaczynamy.
Basior wyciągnął pierwszą kartkę z uśmiechem. Co tu dużo mówić, przecież nawet ludzkie szczenię by to odgadło. Kilka węży wpadło w pułapkę, zaplątały się ze sobą przypadkowo. Chyba że po prostu się ze sobą wspaniale bawiły przyjaźnie przytulając. W końcu każdy gatunek bawi się w inny sposób, chociaż większość na siebie skacze, a oni robią chyba co innego.
- Ja wiem! - Krzyknąłem zdzierając sobie gardło i klepiąc obydwoma łapami o podłoże. - To są przecież węże! One się ze sobą po prostu poplątały!
Mogłem przyznać, że zauważyłem kątem oka mały ruch ciała basiora. Może się hamował? Przemknęło mi pytanie. Kiwał twierdząco głową, może nawet nieświadomie, ale zdawało mi się, że potakuje na moją niewiarygodnie mądrą odpowiedź.
- Debilu, nie widzisz, że to nie są żadne węże?! - Krzyknął na mnie, a ja o mało co nie poleciałem z zaskoczenia w tył i na ziemię. Na szczęście tylko się zachwiałem. Ten wilk jest okropny!
- No to może panie geniuszu powiesz mi co to takiego jest? - Wiedziałem, że nie wie. Byłem tego prawie pewny.
Wilk zamknął pysk. Już chciał mnie dalej zjechać z góry do dołu. Jednak on na pewno nie znał odpowiedzi na te pytania.
- Kto wymyśla takie głupie obrazki? - Spytał, patrząc na mnie i szukając w moich oczach uznania. Gdyby nie fakt, że właśnie ze sobą rywalizowaliśmy, to śmiało bym przyznał mu rację.
- Wilki głosu nie mają – powiedział animator. Chyba sam nie do końca pamiętał, że jest wilkiem. - Nie mogę żadnemu uznać odpowiedzi. Jest to hydra.
Zgodnie z jego słowami wilki nie mają głosu. Porozumieliśmy się z Asem wzrokiem i obydwoje zamieniliśmy się w posągi.
- No to teraz to. - Wyciągnął coś jeszcze dziwniejszego. Mieliśmy siedzieć cicho i właśnie to robiliśmy. - Czemu siedzicie cicho?
Żaden nie zamierzał nic mówić. Patrzeliśmy się tylko po sobie.
- Mieliśmy się nie odzywać – odrzekł Asgrim z bestialskim uśmieszkiem.
- Tęczowy jednorożec! - Wykrzyczałem, korzystając z nieuwagi rywala.
Obydwoje ze zdziwieniem spojrzeli się na mnie.
- To jest nie fair – powiedział urażony. - Ja też to wiedziałem przecież.
- Według zasad jest sprawiedliwe – powiedział prowadzący.
Asowi najwyraźniej nie spodobało się moje zachowanie. Jednak chciałem, chociaż teraz coś odgadnąć, w głębi serca wiedziałem, że nie znam się na tym. To mogła być jedyna okazja, żebym coś zgadnął.
Basior od karteczek znowu zaczął coś tam mieszać w ludzkich łapach. Chociaż na miano łap to one nie zasługują. Pokazał lisa, albinoskiego lisa. Był bardzo... dziwny. To znaczy wszystkie lisy są nie fajne, ale ten chyba wygrywał. Dostał jednak plusa za bycie białym. Tak jakoś podświadomie go dostał, nawet tego nie planowałem. Miał kilka ogonów, jakby poobcinał innym i przykleił sobie. Miałem wrażenie, że nieruchome oczy na kartce niemal mrugały w moją stronę. Bardziej przypuszczałem opcję drugą, po prostu chciały mnie spalić.
- Czy to jest coś w rodzaju... białego lisa? - Spytał geniusz odkrywca. Miałem ochotę wstać i krzyknąć "klękajcie watahy, oto wasz geniusz się ukazał" – Z dużą ilością ogonów... ? - Stawał się coraz bardziej odkrywczy.
- Poważnie? - Prychnąłem w jego kierunku i o mało nie pokiwałem z niedowierzaniem łbem.
- A co CI to przypomina? - Jego oczy zamieniły się w kreseczki. Nadal był na mnie wkurzony, chyba nawet się wcale temu nie dziwiłem. Też byłbym na jego miejscu wkurzony. Chyba nawet o wiele bardziej.
Oczywiście obrazek przypominał mi to, co jemu. Jednak prawdziwa nazwa tego zwierzęcia gwizdała w moich myślach. Chyba chciała, żebym do niej przyszedł. Jednak zupełnie nie wiedziałem, gdzie ona może być.
- Białego lisa z kilkoma ogonami – wilk parsknął, a ja nie zrozumiałem czemu. Przecież wpadł na to samo. - Znaczy... No tak. Patrz, jakie ma oczy.
- To Kitsune Zenko – powiedział basior, który teraz stał przed nami jako człowiek. Mógłbym się założyć, że sam tego wcale nie wiedział. Musiał wyczytać to wszystko z kartki.
- Co?! - Z naszych gardeł wyrwał się równy okrzyk jak wojskowych.
- Kitsune Zenko – powtórzył człowiek. No gościu, to było przecież pytanie retoryczne.
Wymieniliśmy z Asem zgodne spojrzenia, ale nie wiedziałem, na co ja się zgadzam. Na następnej kartce była ogromna gadzina, taką znalazłem przed wejściem na smocze podziemia, ledwo uszedłem z życiem, kiedy zionął ogniem nad moją głową. Prawie przypalił mi uszy! Pochwyciłem medalion i zacząłem uciekać. Smok gonił mnie jeszcze trochę po wyjściu, po czym z powrotem powrócił do swoich podziemi.
Patrząc na moją niedawną przygodę, to zgadnięcie tego nie było trudne. Naprawdę, tym razem nie żartowałem, wiedziałem. To był smok. Zwykły najzwyklejsze smoczysko.
- Smok latający! - Krzyknął równo ze mną.
- Smok! - Dopiero w tym momencie zdałem sobie sprawę, że było już trochę za późno. Chyba powinienem powiedzieć latający.
- Przykro mi Valk. Zbyt mała precyzja. Punkt zdobywa As. - Dante skinął głową do Asa. To był jakiś spisek! As krzyknął głośno, nawet chyba aż za bardzo. O mało nie ogłuchnąłem.
Nabrałem powietrza po jego okrzyku, ledwo słyszałem! Kilka kartek potem zakończyliśmy grę. Wiedziałem, że Dante miał nas bardzo szybko dość. Pewnie miał nas za ogromnych debili. Jednak miałem wrażenie, że on wcale lepiej by sobie w tym nie poradził.
Stwierdziłem, że najbardziej wkurzający basior, jakiego w życiu poznałem, może nie jest taki zły. Może kiedyś bylibyśmy w stanie się zaprzyjaźnić? Nie denerwował mnie przynajmniej tak jak wcześniej.
- To co, za jaki czas dogrywka? - Wiedziałem, że będzie chciał! Najszczerzej mówiąc, całkiem przyjemnie się bawiłem. Cokolwiek bym nie mówił, właśnie tak było.
- Kiedy zechcesz. Obserwowanie twojej przegranej to będzie wspaniały widok. - Uśmiechnąłem się, ukazując rządek białych kłów.
- Zobaczymy, kto przegra.
Każdy z nas poszedł w swoją stronę. Byłem naprawdę zadowolony. Teraz tylko medalion.

<As, ale nie kończ za szybko>

Wygrał Asgrim!
Asgrim: brązowe: Sarny, Wojownik, Bibliotekarz, Medalion Rosnącej Potęgi, Róża Harmonii; srebrne: Woda, Powietrze, Świat Mroku; złote: Valixy i Leonard
Valkoinen: brązowe: Wodopój, Jezioro, Róża Hery, Niebieski Agrest; srebrne: Gamma, Xeral

Uwagi: Nie można "przykiwnąć", tylko "kiwnąć". Za dużo przecinków.

Od Asgrima "Zamek z duszą" cz. 1

Listopad 2021r
Był już późny wieczór, gdy postanowiłem trochę połazić po terenach. Zwykle jako wieczorne łażenie wystarczał mi zwykły patrol, ale tego dnia byłem zbyt zamyślony i nie odczuwałem jakiegoś wielkiego zmęczenia. Jeśli miałem grzecznie i normalnie zasnąć, to potrzebowałem jakiegoś wysiłku fizycznego. Chociaż minimalnie podobnego do tego sprzed jeszcze kilku tygodni.
Świat się kończył – tęskniłem za polowaniami, których lekcje ostatnio zostały zawieszone. Zajęcia u Młodej pomagały mi się zmęczyć i choć nie byłem nigdy w nich jakoś szczególnie wybitny i wątpię, by kiedykolwiek miało się to zmienić, to... Z każdym upolowanym zwierzątkiem czułem się lepszy, silniejszy i szczęśliwszy. Lubiłem ze wstydem i jednoczesną dumą wspominać o moich początkach, a teraz czekała mnie cała zima bez tego. No serio, jakiego trzeba mieć pecha, by zrezygnować z czegoś, co właśnie zaczęło sprawiać przyjemność?
Wiedziałem, że to nie była wina Tori, a jednak miałem do niej niewielki żal. Tak, powinienem go skierować raczej do jakiś bogów pogody, natury, zwierząt jadalnych, ale nawet w nie wierzyłem. Jeśli jednak gdzieś tam są, to mogliby zesłać płodność na jakieś jelonki czy kozice. Ewentualnie na mnie. Też bym się nie obraził.
Czy to zabrzmiało jakbym chciał zjeść własne szczeniaki? Cholera. Nie to miałem na myśli. Uwielbiam szczeniaki, naprawdę! Są takie zabawne i pozytywne! O wiele lepsze od tych wszystkich dorosłych nudziarzy.
W każdym razie, tego wieczora nie brakowało mi energii, którą nie wiedziałem, w jaki sposób spożytkować. Z braku lepszych pomysłów łaziłem po gdzieś po jakichś lasach i cholera wie, jak to się w ogóle nazywało. Ważne, że będę potrafił wrócić.
W pewnym momencie dostrzegłem dość sporej wielkości budynek. Ze względu na późną porę nie widziałem go zbyt dobrze, a drzewa wokół niego nie ułatwiały mi zadania. Co mógłbym powiedzieć, jeśli nie to, że zbliżyłem się, czując niemal pulsującą ciekawość?
Starałem się iść ostrożnie i cicho. Nie wiedziałem, co to była za budowla, jednak na pewno nie została stworzona przez wilki, a z takimi trzeba się obchodzić ostrożnie. Każda rasa miała własne zabezpieczenia, a ja zbyt kochałem życie, by pchać się jak największy idiota prosto w nieznane terytorium.
Budynek z bliska wydawał się nieco mniejszy, ale nadal z łatwością pomieściłby cały oddział Watahy Magicznych Wilków i pewnie zostałoby w nim sporo miejsca. Posiadał on wysokie i zapewne grube mury. Spomiędzy cegieł, którymi był wyłożony, wychylały się różne rośliny, a wiele ścian było zakrytych pędami - jak sądziłem – bluszczu. Musiałem przyznać, że robił ogromne wrażenie na takim wilczku jak ja.
Zadarłem wyżej łeb i dostrzegłem małe, wąskie wnęki, które chyba miały być oknami. Wątpiłem, bym był w stanie się przez nie przecisnąć, a przecież nie należałem do grubych wilków.
- To wygląda jak jakiś zamek – mruknąłem do siebie, przypominając z sobie typ budowli, który był bardzo popularny u ludzi wiele, wiele lat temu. Za czasów mojego prapraprapraprapra... Nawet nie chcę myśleć, ile jeszcze „pra-” dziadka. W każdym razie były to bardzo dawne czasy i dziwiło mnie, że odnalazłem go w tak dobrym stanie.
Gdy tylko o tym pomyślałem, zauważyłem, że w kilku miejscach w ścianach ziały piękne dziury, a coś co chyba miało być schodami, było w tym momencie zbiorem wielu kamieni i prochu.
Ciekawe jak wygląda w środku – pomyślałem i wykonałem kilka kroków w stronę zamku. Nie było to zapewne mądre, zwłaszcza po moim cichym wykładzie o niebezpieczeństwach, ale na wilki! To byli ludzie, którzy nie dość, że nie mieli na swoje użytki magii, to jeszcze nigdy nie dbali o takie drobnostki jak odpowiednie zabezpieczenia. W skrócie: Byli tumanami i chyba nigdy się to nie zmieni.
Nagle poczułem dużą kroplę, która wpadła prosto na mój pysk. Tuż po niej spadła następna, tym razem na moją łapę. Kolejna na grzbiet... Już po chwili nie byłbym w stanie opisać każdej kropli, która uderzała w moje ciało. Deszcz lunął niespodziewanie, ale chyba jednak nie było to tak dziwne zjawisko, biorąc pod uwagę porę roku. Chyba.
Czułem na sobie lodowate, ogromne krople. Wiatr z każdą chwilą się wzmagał, a ja bez namysłu umknąłem w stronę najbliższego schronienia – do zamku.
Nigdy nie byłem dobry w skakaniu i nieźle dało mi się to we znaki, gdy cudem podciągnąłem się na podest tuż przed ogromnym wejściem, w którym kiedyś musiały być drzwi. Dobra, może nie było jakieś bardzo wielkie, bo w formie ludzkiej musiałbym się schylić, ale w tamtej chwili byłem wilkiem i wszystko wydawało się większe, jasne?
W miejscu, w którym się znajdowałem, nie było żadnej ochrony, a mi robiło się coraz zimniej. Chociaż sierść zmieniała się już na cieplejszą, zimową, nadal nie była odpowiednia na takie ulewy.
Rzuciłem ostatnie spojrzenie na bezlistne drzewa, które teraz uginały się od silnego wiatru. Niebo rozświetliło się za sprawą błyskawicy, a zaledwie kilka chwil potem nadszedł głośny grzmot. Było to na tyle niespodziewane, że podskoczyłem i z cichym piśnięciem wycofałem się do wnętrza zamku. Zapowiadało się na to, że spędzę tutaj noc...

C.D.N.

Uwagi: Brak.

środa, 29 sierpnia 2018

Od Asgrima "Fantastyczni idioci" cz. 1 (Cd. Valkoinen)

Oba opowiadania z serii były wymyślane na bieżąco przez autorki, które siedziały razem w pokoju i wymieniały się głupimi pomysłami.

Sierpień 2021r
Podszedłem do wysokiego wilka o niebieskim futrze. Miałem przyjemność wziąć udział w wielu konkurencjach, ale nigdy jeszcze nie zajmował się żadną z nich Dante. Dzisiejszego popołudnia nie mogłem powstrzymać ciekawości i łapy same zaniosły mnie w stronę stanowiska samca.
Szybko okazało się, że basior zajmuje się aktualnie konkurencją jednoosobową polegającą na znalezieniu ukrytego przedmiotu. Nie powiem, brzmiało to interesująco, ale nie czułem się chyba wystarczająco pewnie w tropieniu. Niby Tori – moja partnerka, w co nadal nie potrafiłem uwierzyć. Na samą myśl, czuję jak uśmiech wkrada się na mój pysk – uczy mnie polowania i innych tego typu bzdur, ale... To chyba jeszcze nie był ten czas...
Inną konkurencją był konkurs wiedzy o magicznych stworzeniach. To brzmiało już naprawdę interesująco i choć przeczuwałem, że z moją nikłą wiedzą na ten temat nie miałem szans, to naprawdę chciałem wziąć w tym udział.
Według Dana już jedna osoba zapisała się na listę oczekujących. Była to moja kochana Aokigahara, o której wiedziałem więcej niżbym chciał. A raczej o tym, jak się zachowywała, gdy Mała dołączyła do watahy. Cóż, choć wcześniej nie spotkałem jej ani razu, nie poznałem jej od tej dobrej i pozytywnej strony. Ba, ten mały rudzielec w niczym nie dorównywał temu mojemu i był jeszcze bardziej irytujący niż Pan Idealny...
Dan chyba wyczytał z mojego pyska, że nie jestem zbyt zadowolony z pomysłu, żeby dać się pokonać Aoki.
- Możesz też znaleźć kogoś na własną rękę – zaproponował z uśmiechem.
Skinąłem łbem, wzdychając z ulgą. Na szczęście.
Tylko kogo? - chciałem zapytać, jednak zanim otworzyłem pysk, wtrącił się czyiś niski i dość ciepły głos. Jak zwykle, gdy go słyszałem, nie wiedziałem, czy się uśmiechnąć, czy też jęczeć i wzywać pomocy.
- Cześć, Młody. Cześć... Animatorze...
Już po chwili biały samiec stał po mojej prawej stronie i mierzył nas spojrzeniem. Blizna na jego twarzy sprawiała wrażenie uśmiechu, ale w tym momencie basior nadal zachowywał powagę. Tak, słowem kluczem jest słowo „nadal”.
Przywitaliśmy go w sposób nieszczególnie wylewny, ale przecież nie byliśmy waderami, żeby się przytulać na powitanie. No i z tego co wiedziałem, żadnego z nas nie łączyła przyjaźń czy coś w tym stylu.
- Co to za zebranie?
Wymieniłem nieco zdezorientowane spojrzenia z Dante. Na pysk samca wkradł się jednak uśmiech.
- As pytał o konkurencje. Jak wnioskuję, ty również po to przyszedłeś.
- Nieee... Po prostu stęskniłem się za Asgrimem – wilk posłał mi oczko, a ja jęknąłem teatralnie – Na żadne konkurencje się nie pisałem. Ale jeżeli muszę...
Widziałem blask w jego jasnoniebieskich oczach i jak zwykle wywoływało u mnie to jednocześnie irytację oraz rozbawienie.
- Nikt cię do niczego nie zmusza – wzruszyłem ramionami.
- Oj, no przyznaj się, że bardzo tego chcesz. To jakie są te konkurencje?
- Poszukiwanie ukrytego przedmiotu i konkurs wiedzy o fantastycznych stworzeniach – wyjaśniłem krótko, a Dan skinął łbem w podziękowaniu. Chyba nie chciało mu się tego tłumaczyć kolejny raz w ciągu zaledwie kilku chwil.
- Konkurs? - powtórzył Valk. Jego głos chyba miał być obojętny, ale pobrzmiewało w nim zaciekawienie.
- Pokazuję uczestnikom kartki z rysunkami różnych istot, a oni muszą je odgadnąć. Za każdą przypasowaną poprawnie istotę zyskuje się jeden punkt. Wygrywa ten, kto pierwszy uzyska dziesięć punktów – wyjaśnił Dante. Oboje słuchaliśmy go z zainteresowaniem. To brzmiało naprawdę ciekawie...
- To co, bierzemy udział? - Valky zwrócił się w moją stronę.
- Nie boisz się porażki, staruszku?
- Nie – na pysk samca wkradł się pewny siebie uśmiech – Zwykle starsi odznaczają się rozleglejszą wiedzą.
- Właśnie... Zwykle. Jednak u ciebie mądrość i wiek chyba nie idą w parze.
- Masz rację. Moja inteligencja znacznie przerasta mój wiek.
- Chciałbyś – nagle przypomniałem sobie o Danie, który przysłuchiwał się naszej wymianie zdań z rozbawieniem – To chyba znalazłem swojego przeciwnika. Kiedy możemy wziąć udział?
Ostatnie pytanie było skierowane do Valky'ego. Mnie pasowałoby nawet teraz, więc wszystko zależało od niego.
- Teraz – głos wilka był stanowczy. W odpowiedzi wzruszyłem ramionami i skinąłem w stronę Dantego. Niebieski basior uśmiechnął się i zmienił w człowieka.
Podszedł w stronę stosu kartek i usiadł koło nich. Po chwili milczenia i stania jak totalni idioci, usiedliśmy naprzeciwko mężczyzny.
- Gotowi? - spytał, przekładając w połowie kartki.
Wymieniłem spojrzenia z Valky'm. Na moim pysku widniał wesoły uśmiech, a oczy mojego znajomego błyszczały pewnością siebie.
- Gotowi – zdecydowałem, zanim wilk zdążył się odezwać.
Dante odwrócił pierwszą kartkę, ukazując nam tym samym dziwne stworzenie. Przypominało ono splątane ze sobą węże, które błyszczały w naszą stronę ostrymi zębami, jakby specjalnie pozowały z uśmiechem. Był to zdecydowanie nieprzyjemny uśmiech, może nawet bardziej przerażający od srogiego spojrzenia Suzanny. Pewności nie miałem.
- Ja wiem! - zawołał samiec, a ja omal nie ogłuchłem. Jego przednie łapy uderzyły rozmachem o podłoże i gdybym nie cofnął swojego ogona, to trafiłby prosto w niego. Nie dość, że się drze, to jeszcze chce mnie obmacywać. I to niby ja jestem dziwny... - To są przecież węże! One się ze sobą po prostu poplątały!
Ledwo przełknąłem natychmiastowy komentarz. Zamiast tego kiwałem delikatnie łbem, jakbym rozważał niewyobrażalnie głupią odpowiedź mojego przeciwnika. Owszem, to wyglądało jak węże, ale było tam jeszcze ciało, z którego te okropne stworzenia wyrastały.
- Debilu, nie widzisz, że nie są to żadne węże?! - krzyknąłem, zbliżywszy się w stronę Valkoinena. Wilk zachwiał się ze strachu, czy też z zaskoczenia. Nie miało to znaczenia. Zemsta była słodka i tylko to się liczyło.
- No to może, panie geniuszu, powiesz mi, co to takiego jest? - powiedział, gdy się uspokoił.
Otworzyłem szerzej oczy. Kurde, tego się nie spodziewałem. Nie miałem pojęcia, co to było za stworzenie, ale na pewno nie były to żadne węże. Co do tego byłem pewien.
- Kto wymyśla takie głupie obrazki? - spojrzałem wymownie w niebo, by po chwili przenieść wzrok na Valka. Byłem ciekaw, czy się ze mną zgodzi.
- Wilki głosu nie mają – naszą rozmowę przerwał głos animatora. Zwróciliśmy w jego stronę lekko zdezorientowane pyski. Przecież on też był wilkiem... W każdym razie zazwyczaj. Teraz się wcale nie liczyło! - Nie mogę żadnemu uznać odpowiedzi. Jest to hydra.
Hydra... - stłumiłem prychnięcie – Dziwniejszych nazw nie mieli?
Czułem na sobie wzrok Valky'ego, więc zwróciłem w jego stronę pysk. Jeśli myślał o tym samym, co ja...
Gdy jego oczy zalśniły, na mój pysk wkradł się uśmiech. Tak, zdecydowanie, myśleliśmy o tym samym.
- No to teraz to – Dante nie zważał na nasze konspiracyjne spojrzenia i pokazał następną kartkę. Tym razem obrazek przedstawiał białego konia o tęczowej grzywie oraz długim, złotym rogu. Przypasowanie nazwy rasy nie było tym razem ani trochę trudne, ale milczałem wraz z białym basiorem. Mężczyzna w pewnym momencie dostrzegł ciszę oraz lekkie uśmieszki na naszych pyskach – Czemu siedzicie cicho?
- Mieliśmy się nie odzywać – odpowiedziałem, uśmiechając się jeszcze bardziej.
- Tęczowy jednorożec! - wtem usłyszałem czyiś krzyk. Valkoinen perfidnie wykorzystał nasz cichy układ, by zdobyć punkt... Co za menda.
- To nie jest fair – mruknąłem urażony – Ja też to wiedziałem przecież...
Dante wzruszył ramionami z uśmiechem.
- Według zasad jest sprawiedliwe.
Stłumiłem warknięcie. No poważnie? Przecież tak się nie robi! Więcej nie idę w żadne układy tego typu. Nikomu nie można ufać. Własną matkę by zabili, byleby podać nazwę tęczowego jednorożca...
Animator pokazał nam kolejny obrazek, na którym było coś w rodzaju lisa. Różnił się on jednak od tego zwykłego dużą ilością ogonów, które wyglądały interesująco, ale przy tym trochę... Ohydnie. Zimne barwy futra nie dodawały mu typowego, lisiego wyglądu. Oczy stworzenia spoglądały w naszą stronę i wydawały się wręcz palić. Na miejscu Dante, wolałbym nie tykać całej kartki w obawie przed poparzeniem. Oczywiście miałem na myśli to ogniste spojrzenie.
- Czy to jest coś w rodzaju... białego lisa? - spytałem, zanim ugryzłem się w język. Miałem nadzieję, że tym samym nie zniszczyłem mojej szansy na zdobycie punktu – Z dużą ilością ogonów...?
- Poważnie? - Valk prychnął z rozbawieniem, słysząc moje słowa.
- A co ci to przypomina? - zmrużyłem gniewnie oczy. Nadal byłem zdenerwowany tym, jak basior wystawił mnie do wiatru.
- Białego lisa z kilkoma ogonami – powiedział z dumą wilk, a ja parsknąłem śmiechem – Znaczy... No tak. Patrz, jakie ma oczy!
- To Kitsune Zenko – zlitował się nad nami animator.
- Co?! - z mojego i Valky'ego gardła wyrwał się zgodny okrzyk.
- Kitsune Zenko – powtórzył najstarszy wilk, a my wymieniliśmy ze sobą porozumiewawcze spojrzenia. Komu nudziło się tak bardzo, że wymyślił tak dziwne nazwy?
Następny był ogromny gad ze skrzydłami. Jego realistycznie narysowane łuski były barwy granatowej, a długie kły zdawały się błyszczeć. Nie czekałem tym razem z odpowiedzią i od razu zawołałem:
- Smok latający!
- Smok! - usłyszałem głos Valka w tym samym czasie. Na Eydis, czy naprawdę przegrywałem z tym idiotą? Ach, no i jeszcze ta głupio-irytująca synchronizacja... Tragedia.
- Przykro mi, Valk. Zbyt mała precyzja. Punkt zdobywa As – Dante skinął łbem w moją stronę, a ja wydałem z siebie krótki okrzyk zwycięstwa. Wolałbym diametralne prowadzenie i pewną wygraną, ale remis też nie był zły.
Słyszałem, jak mój przeciwnik nabiera powietrza, by po chwili zacząć je powoli wypuszczać. Ktoś tu nie lubił przegrywać. Och, jak mi przykro... Dobra, jednak nie, ale liczą się chęci. Chyba.

Gra była strasznie trudna. Widziałem, że Dante pod koniec zaczynał tracić cierpliwość. Chyba według niego byliśmy ogromnymi ignorantami, ale... No trudno się mówi. Ważne było, że chociaż się świetnie bawiliśmy. Gdy któryś raz gadaliśmy bzdury o jakimś magicznym stworzeniu, stwierdziłem, że ten irytujący basior, który czasem zachowuje się jak upośledzona wadera, nie jest aż tak zły. Może nawet bylibyśmy się w stanie zaprzyjaźnić?
- To co, za jakiś czas dogrywka? - uśmiechnąłem się zaczepnie, trzymając w pysku zdobyte karty.
- Kiedy zechcesz. Obserwowanie twojej przegranej, to będzie wspaniały widok.
- Zobaczymy, kto przegra – prychnąłem i nie czekając na odpowiedź, odszedłem w swoją stronę. Na moim pysku dalej widniał uśmiech.

<Valky? Teraz twoja perspektywa ^^)

Uwagi: Brak.

Od Magnusa "We mgle" cz. 2

Październik 2020r.
Jako pierwszy pojawiłem się na miejscu zbiórki grup polowań. Usiadłem na skraju polany, przyglądając się skaczącym po gałązkach krzaku bzu wróblom. Pochmurne niebo zaczęło czernieć, zwiastując kolejne opady. Z głębi lasu dobiegło mnie ciche pohukiwanie.
Około kwadrans później usłyszałem, jak jakiś wilk biegnie w moją stronę. Zastrzygłem uszami i odwróciłem głowę w jego stronę.
Zbliżała się do mnie wadera o futrze w kolorze gorzkiej czekolady. Uwagę przykuwały błękitne skrzydła, wyglądające, jakby miały rozpłynąć się w powietrzu. Wilczyca była ode mnie sporo wyższa.
– Cześć – uśmiechnęła się.
– Witam – obrzuciłem ją wzrokiem, stwierdzając, że jest ode mnie młodsza, nawet jak na wilcze standardy.
– Na kogoś jeszcze czekamy? – zapytała.
– Dante. Zaraz powinien być – odparłem, z powrotem wracając do obserwacji wróbli.
– Nazywam się Bona – dodała po chwili, siadając obok.
– Magnus. Miło poznać.
Dopiero po chwili zorientowałem się, że wadera patrzy na mnie wyczekująco. Musiałem się zamyślić.
– Słucham? – mruknąłem, spoglądając na nią.
– Nie słuchasz.
Z lekka zirytowało mnie to, że uznała, iż może przejść już na "ty". Kto ją wychował?
– Zamyśliłem się. – odwróciłem wzrok.
– Pewnie jesteś tu od niedawna? – spytała.
– Tak – odparłem beznamiętnym tonem.
– Od jak... – Bonie przerwało nadejście Dante, za co w duchu mu podziękowałem.
– Przepraszam za spóźnienie, musiałem pomóc Alfom – uśmiechnął się przepraszająco.
Kiwnąłem głową, a Bona stwierdziła, że "nie ma problemu". Omówiliśmy plan działania. Za dzisiejszy cel obraliśmy znajdujące się na południowym zachodzie stado saren, wytropione przez Dante dzień wcześniej. Rozpoczęliśmy wędrówkę na południe, w celu ominięcia Drzewa Wiedzy. Przez większą część drogi rozmyślałem o tym intrygującym bycie. Miałem wiele pytań dotyczących zarówno swojej przeszłości, jak i przyszłości. Rozważałem, czy warto podjąć ryzyko i ostatecznie się rozmyśliłem.
Po około godzinnym marszu dotarliśmy na granicę Zielonego Lasu. W pobliżu można było dostrzec już złociste korony. Spomiędzy masywnych pni wyglądały dwa tęczowe unipegi, przyglądające nam się z zainteresowaniem.
– Dziwne... – Dante rozejrzał się. – Nigdzie nie czuć ich zapachu, a mógłbym przysiąc, że jeszcze wczoraj tu były.
– Szukajmy dalej – zaproponowała Bona.
Przez dłuższy czas kręciliśmy się po okolicy. Deszcz pojawił się tak nagle, jak zniknął i zaczął tworzyć głębokie kałuże. Zdążyłem potknąć się trzy razy i wpaść do wody, doszczętnie przemakając.
W końcu natrafiliśmy na pojedynczy trop. Zbłąkana sarna była tak zdezorientowana, że darowaliśmy sobie gonitwę. Dante po prostu rzucił się na nią i rozszarpał jej gardło, nim zdążyła zareagować. Chwilę jeszcze pokręciliśmy się w okolicy, ale nie znaleźliśmy ani śladu po stadzie.
Basior trochę zmartwił się, Bona nie powiedziała nic. Skierowaliśmy się do Jeziora i złowiliśmy dwie ryby, w drodze powrotnej chwytając jeszcze starego zająca, wyglądającego tak żałośnie, że z pewnością długo już by nie pożył. Wróciliśmy do watahy sporo spóźnieni. Żaden z łupów nie trafił do spiżarni. Wszystkiego było za mało.
Powróciłem do swojej jaskini i wziąłem się za urządzanie swojego lokum. Posłanie przeniosłem pod lewą ścianę, obok wyjścia, tak, by jak najlepiej ochronić się przed wiatrem z zewnątrz i umieściłem na nim brązowy koc. Przyniosłem z Lasu przemoczony chrust, którego chciałem po wyschnięciu zrobić ognisko, a także kilka desek, z których w około godzinę godziny udało mi się zbić prowizoryczne, niezbyt stabilne biurko, które umieściłem przy prawej ścianie. Do wnęk w skale włożyłem książki i większość zabranych z domu drobiazgów. Po lewej stronie biurka znalazła się skrzynka na narzędzia i apteczka. Dostrzegłem też półkę w skale nad wejściem, do której nie miałem jak się w chwili obecnej dostać. Postanowiłem w najbliższym czasie zdobyć w Mieście w drabinę i wykorzystać dodatkową przestrzeń jako schowek.
Zadowolony ze swojego dzieła, usiadłem na legowisku. Obraz przez moimi oczami zaczął znajomo migać, zwiastując nadchodzący atak migreny. Westchnąłem i wlepiłem wzrok w zegar, czekając na rozpoczęcie swojego patrolu.
To będzie długa noc.

<C.D.N.>

Uwagi: "Pojedynczy" piszemy przez "n".

wtorek, 28 sierpnia 2018

Od Asgrima "Łowca spinek"

Październik 2021r
- Hej, Navri! Pamiętasz mnie? - podbiegłem w stronę animatorki. Musiałem przyznać, że wilczyca przez ostatnie miesiące wyładniała. Jej biała sierść powiewała za sprawą chłodnego wiatru. Złote oczy samicy spoglądały na mnie z pomocą dziwnych szkiełek.
- Witaj – kiwnęła łbem na przywitanie – W jakiej konkurencji bierzesz udział tym razem?
Zmrużyłem oczy trochę zdziwiony.
- Skąd wiedziałaś, że po to przyszedłem?
Samica wzruszyła ramionami.
- Jestem animatorką, a ty zbierasz karty. Po co innego miałbyś przyjść do mnie?
- Och, racja... - spuściłem wzrok. Biała wadera potrafiła mnie mocno zawstydzić, a pod naporem jej złocistych oczu, czułem się bardziej niż niepewnie. No po prostu było w niej coś takiego... - Szukanie przedmiotu.
Navri skinęła krótko łbem i podeszła w stronę niewielkiej kupki jakichś szpargałów. Pogrzebała w niej chwilę, a gdy wybrała odpowiedni, wróciła do mnie i położyła go tuż przed moimi łapami.
- Co to? - zainteresowałem się, widząc dziwną rzecz. Była czarna i lekko połyskiwała. Miała dziwny kształt; z jednej strony rozszerzała się, a z drugiej stykała się małymi ząbkami z samą sobą. Jedna jej strona była identyczna jak druga.
- Spinka. Kobiety używają jej spinania włosów – wyjaśniła wilczyca.
- Spinania włosów? Po co im to? - zmarszczyłem brwi, nadal niewiele z tego rozumiejąc.
Navri wzruszyła ramionami i sięgnęła po chustę, leżącą nieopodal. Obserwowałem jej poczynania, nadal marszcząc brwi.
- Muszę ci nią zasłonić oczy, więc usiądź, proszę.
Jak niby ma zamiar mi to zrobić w tej formie? - pomyślałem, jednak wykonałem grzecznie jej rozkaz czy też prośbę. U wilczyc to i tak jedno i to samo.
Co by nie było, że podglądam, zacisnąłem dodatkowo powieki. Czułem, jak Navri wykonuje dziwne ruchy, zaciskając mi z tyłu pyska chustę. Jeśli wcześniej widziałem chociaż światło, to teraz przed moimi oczami nastała całkowita ciemność.
- Jest dobrze? – usłyszałem gdzieś za sobą głos wilczycy. Przytaknąłem, czując, że zaczyna mi się kręcić w głowie. Totalne utracenie wzroku nie podobałoby mi się za bardzo, ale było za późno, by zrezygnować.
Wilczyca nic więcej nie powiedziała. Słyszałem jedynie jej oddalające się kroki i czułem, jak wypełnia mnie przerażenie. Co jeśli nie wróci i zostanę tak na zawsze? Chciałem do niej podbiec, ale nie wiedziałem, gdzie jest. Prosić o zdjęcie tej głupiej chusty, przywrócenie wzroku.
Ciche kroki oddaliły się jeszcze bardziej.
- Navri!? - zawołałem już całkiem przestraszony.
- Słucham? - chłodny głos samicy nie przychodził z tak daleka, jak myślałem, że jest. Kiedy zdałem sobie z tego sprawę, nie mogłem powstrzymać odetchnięcia z ulgą. Wiedziałem, że zachowuję się jak przerażony szczeniak, ale... Lubiłem widzieć, dobra?
- Nieważne – mruknąłem, uspokajając oddech. Nie wiedziałem, czy wilczyca w ogóle mnie usłyszała, ale nawet jeśli, to pewnie i tak moje małe dramaty ją nie obchodziły.
Po dźwiękach wnioskowałem, że wilczyca chodzi dookoła, jakby nie mogła się zdecydować, gdzie chciała ukryć tę jej całą spinkę. Jeśli chodzi tak tylko dla niepoznaki, to i tak nie miałbym pojęcia, w którym momencie ją schowała. A gdzie to już całkiem.
Starałem się skupić, w którą stronę szła i kiedy, ale było to naprawdę trudne. Podobno, kiedy jeden zmysł zanika, reszta się wyostrza. Gówno prawda. Nadal nic nie wiedziałem i wątpiłem, by miało się to kiedykolwiek zmienić. Czyli, gdy przyjdzie co do czego, to będę miał – delikatnie mówiąc – przechlapane.
W końcu, po zdecydowanie zbyt długim czasie, Navri wróciła do mnie i zaczęła odwiązywać materiał zakrywający mi oczy.
Szybciej, proszę. Zabierz to – błagałem w myślach.
Gdy chusta opadła, odetchnąłem z ulgą i jako bardzo inteligentny samiec, otworzyłem szybko oczy. To nie był dobry pomysł.
Pomimo chmur zakrywających od kilku dni niebo, było jasno. A już na pewno znacznie jaśniej, niż gdy ma się oczy zakryte jakimś materiałem.
Mrugałem, starając się, jak najszybciej przyzwyczaić do jasności. Przy okazji przeklinając w myślach tę głupią konkurencję. No bo kto to widział, żeby zabierać nam, biednym, bezbronnym wilkom, wzrok?!
- Spinka znajduje się w promieniu... - wilczyca zmrużyła nosek, by po chwili wskazać łapą na jedno z drzew – Jak stąd do tego drzewa.
Skinąłem łbem, przyjmując to do wiadomości i schyliwszy nos do ziemi, podążyłem tropem wadery. Wychwytywałem woń z naprawdę wielu dni i było mi naprawdę ciężko je rozróżnić. Gdy po raz któryś z kolei podążyłem za złym zapachem, poddałem się i postanowiłem po prostu przejść się po niewielkiej polanie w poszukiwaniu tej głupiej spinki.
Szedłem krok za krokiem, przeczesując uważnym spojrzeniem teren. Na szczęście nie był on aż tak duży, ale i tak zajęło mi naprawdę dużo czasu.
- Mam! - zawołałem w pewnym momencie. Znajdowałem się właśnie koło jakiejś starej gałęzi, która najpewniej upadła tu podczas jakiejś burzy. Tuż pod nią pobłyskiwał delikatnie mały, czarny przedmiot.
Nie mogłem powstrzymać podziwu, jak wilczyca go dobrze ukryła. Przechodziłem koło tej gałęzi wiele razy, a jednak dostrzegłem go dopiero teraz.
Spróbowałem wygrzebać go łapą, jednak nie szło mi to zbyt dobrze. Była ona chyba trochę zbyt duża... Już zaczynałem tracić mą anielską cierpliwość, gdy spinka odskoczyła i poleciała w swoją stronę.
Uśmiechnąłem się triumfalnie i podszedłem do niej. Następnie wziąłem jej do pyska i nadal z szerokim uśmiechem podszedłem do wilczycy, która przygotowała już kilka stosów kart. Odłożyłem ten wspaniały przedmiot koło Navri i wskazałem na jedną z kupek. Byłem z siebie dumny. Skoro zdołałem wytropić spinkę do włosów, to nic nie było mi straszne.
Już wyobrażałem sobie minę Małej, gdy opowiem ją moje polowanie na czarne, błyszczące rzeczy. Oczywiście z idealnym dla sytuacji dramatyzmem.

Wygrane karty: brązowe: Jezioro, Pielęgniarz, Medalion Rosnącej Potęgi, Kolczyki Żywiołu; srebrne: Białe Królestwo, Wataha Nuit Solitaire; złote: Fermitate.

Uwagi: Zbyt wiele przecinków.

Od Navri "Jestem młodsza, ale nie gorsza" cz. 23

Lipiec 2021 r.
Byłam niemal pełnoletnia. Od tego dzielił mnie raptem miesiąc. Już w głowie miałam ułożony plan: zostać nauczycielką obrony, być może zaangażować się w jeszcze jakieś stanowisko, ale nie byłam pewna jakie. Pewnie takie, na jakie będzie akurat zapotrzebowanie lub zależnie od moich chęci. Chciałam się w końcu do czegoś przydać, tego byłam pewna. W dodatku nauka Aoki musiałaby być ciekawym doświadczeniem, szczególnie, że jeszcze nie tak dawno była starsza ode mnie. Do teraz nie poznałam powodu tej zmiany. Miałam jedynie świadomość, że musiała być to wina Eliksiru Wieku. Jaka była szczegółowa historia? Tego nie wiedziałam.
Hitam akurat przenosił manekiny z miejsca na miejsce, a ja zadeklarowałam się mu pomóc przed lekcją, więc natychmiast przystąpiłam do pracy. Od razu szło sprawniej. Nie rozmawialiśmy zbyt wiele, prócz przekazywania sobie informacji, gdzie i co odstawić. Po zakończonej robocie nauczyciel obrony uważnie zlustrował mnie spojrzeniem.
- To jedna z twoich ostatnich lekcji, prawda?
- Prawda - potwierdziłam, siadając w wysokiej trawie. Był to jeden z powodów dla których lubiłam lato. Może i już nie byłam na tyle mała by się w niej ukryć, bo nie tak dawno zaczęłam rosnąć w znacznie szybszym tempie, ale i tak jakaś przyjemność z tej drobnostki została.
- Jak się z tym czujesz? - zapytał z uśmiechem samiec - Już niedługo sama zajmiesz moje stanowisko.
- Chyba dobrze - Wzruszyłam ramionami - Czekałam na ten moment. Staniemy się znajomymi po fachu.
- Tylko znajomymi? - zapytał, unosząc jedną brew. Miał na pysku wymalowany ten charakterystyczny lekki uśmiech.
- Przyjaciółmi?
- Tak, chyba przyjaciółmi - stwierdził basior, zerkając w niebo - No chyba, że masz inne pojęcie tego słowa.
- Nie, jest w porządku... Wydaje mi się, że jesteśmy przyjaciółmi - mruknęłam pod nosem, wodząc wzrokiem po okolicy. Słyszałam, że Aoki i Gaja się zbliżają. Przybyłam jeszcze przed czasem, więc nie było to żadne zaskoczenie, że dopiero teraz miały się pojawić.
- Idą? - zapytał basior, strzygąc uszami. Skinęłam głową.
- W takim razie koniec tych pogaduszek - dodał cicho - Pora się przywitać i rozpocząć lekcję.
Ponownie mu potaknęłam i potruchtałam w ślad za nim. Wydeptywał ścieżkę w tej gęstwinie traw. Zaraz później zajęłam swoje stałe miejsce na Szczenięcej Polance i oczekiwałam na rozpoczęcie zajęć.
- Dziś zajmiemy się skokami z wysokości na przeciwnika - Zaczął Hitam, kiedy już wszystkie się przywitałyśmy i zajęłyśmy miejsca. - Jak się pewnie domyślacie, musicie dobrze wymierzyć odległość i dopiero atakować. Jest duża szansa na wszelakie urazy, złamania... Musicie mieć odpowiednio wypracowaną tę technikę, inaczej może się to źle dla was skończyć. W najgorszym wypadku, w razie nieostrożnego poruszania się po drzewie, możecie również zostać dostrzeżone. Jeśli macie kontakt z wilkiem władającym nad załóżmy ogniem lub powietrzem chyba doskonale zdajecie sobie sprawę z tego, że to mogłoby się dla was skończyć tragicznie.
Gaja, jako, że była z nas najmłodsza, skrzywiła się. Podejrzewałam, że sobie to wyobraziła.
- Przejdźmy do zajęć praktycznych - zarządził Hitam - Zaczniemy od wspinaczki na drzewa, a następnie przejdziemy do skoków w stogi zeschniętej trawy, którą wcześniej przygotowaliśmy wraz z Navri.
***
Krótko po zakończeniu lekcji, już po posprzątaniu pozostałego bałaganu, postanowiłam odszukać Aoki. Podejrzewałam, że akurat brała kąpiel, więc pospieszyłam do Wodospadu. Jak się okazało na miejscu, nie pomyliłam się za bardzo. Przystanęłam za krzakami i obserwowałam pływającą koleżankę. Nie chciałam przegapić momentu, kiedy wyjdzie na brzeg... Swoją drogą w tej scenie było coś niezwykle hipnotyzującego. Ułożyłam się wygodniej i obserwowałam uważniej. Przez drzewa przebijały się promienie słońca złocące powierzchnię wody, która mącona była nie tylko przez wodospad, ale i również przez ruchy Aoki. Wydawały się być one pełne gracji. Na jej futrze odbijały się tęczowe refleksy...
Niespodziewanie zaczęła zmierzać do brzegu. Wycofałam się głębiej w krzaki, by możliwie jak najdyskretniej podejść do wadery. Nie miałam z tym większego problemu, gdyż Yuki zrobiła co mogła, bylebym tylko umiała poruszać się bezszelestnie. Jak widać jej szkoła, choć surowa, okazała się być skuteczna.
- Aoki - powiedziałam, kiedy w końcu się do niej zbliżyłam. Popatrzyła na mnie nieco przestraszona i oburzona za razem.
- Czego chcesz? Śledziłaś mnie? A może podglądałaś?
- Mam dzisiaj wolne, nie musisz przychodzić na moje stanowisko. Zamiast tego chciałabym cię zaprosić na obiad.
- Obiad? - powtórzyła odrobinę zdziwiona.
- Możesz zamówić co tylko zechcesz. Zapłacę - odparłam, starając się, aby w moim głosie nie pobrzmiewały żadne konkretne emocje. Jakby ta sprawa była mi całkowicie obojętna.
- Ty płacisz... - Mówiła z chytrym uśmieszkiem - Zgoda. Jestem głodna, więc możemy iść już teraz.
Nie odmówiłam. Udałyśmy się od razu na miejsce i zajęłyśmy ostatni wolny stolik. Nie od razu podeszła do nas Yuki, która, patrząc na nas spod zmrużonych powiek niezbyt przyjaznym wzrokiem, przedstawiła menu.
- Co jest najdroższe? - zapytała Aoki słodkim głosem. Ach, tak... To taki miała plan...
Yuki po chwili namysłu wymieniła kilka dań, a Aoki wybrała kilka z nich: padło na leczo z warzyw i mięsa, kawę czekoladową i czekoladowe wilcze łapki. Mnie również naszła ochota na leczo, jednak do tego zamówiłam mrożoną kawę. Kelnerka podała sumę trzydziestu ośmiu Srebrnych Gwiazdek. Podejrzewałam, że było to dużo, ale na szczęście miałam tyle oszczędności. Czego to się nie robi dla swojej symp... swojej koleżanki.
Aoki po odejściu Yuki popatrzyła na mnie z satysfakcją, ale nie zareagowałam na to w żaden sposób. Już po chwili wyglądała na zawiedzioną moją obojętnością. Nie wiedziałam o czym z nią rozmawiać, więc tylko obserwowałam. Po upływie kilku sekund jednak odwróciła głowę, zapewne poirytowana moim wzrokiem, więc sobie odpuściłam i również wypatrywałam powrotu kelnerki.
Pierwsze na stole pojawiły się nasze napoje. Mrożoną kawę kupowałam już kilkakrotnie, więc miała dokładnie taki smak, jak podejrzewałam. Obserwowałam zaś reakcję Aoki. Nigdy nie piłam czekoladowej kawy, ona najwyraźniej też nie. Początkowo spróbowała nieśmiało, a później już brała łapczywie łyki. Kiedy postawiono przed nami dwa talerze leczo jej kubek był już pusty. Coś mi mówiło, że nie zdoła zjeść wszystkiego. Tata już mi w trakcie wizyty w restauracji kilkakrotnie powtarzał, że nie należy pić przed posiłkiem...
Ostatecznie stało się dokładnie tak, jak przewidywałam. Sałatkę z owoców leśnych zjadłyśmy na pół, bo sama nie zdołała. Nie przeszkadzało mi to w żadnym razie. Było to co najmniej... interesujące doświadczenie. Nigdy jeszcze chyba nie miałam tak blisko pyska Aoki mojego. Mogłam również z bliska zobaczyć, że każdy owoc chwytała ostrożnie w zęby, by dopiero go skosztować. Uznałam to za na swój sposób słodkie...

<C.D.N.>

Uwagi: Brak.

Loteria do 02.09

Loteria będzie się odbywać regularnie co 5 dni (wtedy również pojawią się wyniki z poprzedniego losowania), a losy można zakupić zwyczajnie informując mnie o tym. Nie istnieje limit, ile kto może ich zakupić, jednak ograniczająca może być dostępna ilość.
Startowo jest to 6 małych, 4 średnie i 2 duże, jednak kolejne można odblokować pisząc opowiadania na festyn. Nie ważne kto, grunt, byleby ktoś. 1 op. = +3 małe, +2 średnie i +1 duży do zakupu możliwego dla każdego z członków stada.
Nie ma pustych losów, a wygrać można naprawdę wiele rzeczy: nie tylko SG, towarzyszów, punkty doświadczenia, pożywienia czy magiczne przedmioty, ale także całkowicie nowe obiekty, których nie można normalnie zdobyć. Zawartość losów przewyższa koszt losu.
Nie musicie się martwić o oszustwo z mojej strony, bo numerki przeznaczane wszystkim postaciom losuję, a listę nagród stworzyłam już wcześniej. Co prawda wyniki znam prędzej, ale oczywiste jest, że nie zdradzę - ot, tajemnica zawodowa.

Wyniki poprzedniej loterii

Joel
1x duży los: miesięczna wycieczka do Nevramlanu wraz z całkowitym pokryciem kosztów
1x średni los: 30 SG
1x mały los: 5 dzwoneczków słońca

Aktualne losowanie
Małe losy (10 SG)
Numerek 19: wolny
Numerek 22: wolny
Numerek 23: wolny
Numerek 26: wolny
Numerek 28: Crane
Numerek 29: wolny
Numerek 32: wolny
Numerek 33: wolny
Numerek 35: wolny
Numerek 36: Asgrim
Numerek 37: wolny
Numerek 38: wolny
Numerek 39: wolny
Numerek 40: wolny
Numerek 41: wolny
Numerek 42: wolny
Numerek 43: wolny
Numerek 44: wolny
Numerek 45: wolny
Numerek 46: wolny
Numerek 47: Valkoinen
Numerek 48: wolny

Średnie losy (25 SG)
Numerek 14: wolny
Numerek 17: wolny
Numerek 20: wolny
Numerek 21: wolny
Numerek 24: wolny
Numerek 25: wolny
Numerek 26: wolny
Numerek 27: wolny
Numerek 28: wolny
Numerek 29: wolny
Numerek 30: wolny
Numerek 31: wolny
Numerek 32: wolny

Duże losy (50 SG)
Numerek 12: wolny
Numerek 13: wolny
Numerek 14: wolny
Numerek 15: wolny
Numerek 16: wolny

poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Od Asgrima "Echa przeszłości" cz. 2

Wrzesień 2018r.
Z uśmiechem obserwowałem, jak nowa obskakuje kilkoro szczeniaków, które miały przyjemność przyjść dzisiaj nieco przed czasem i poznać od razu tę nieco nadpobudliwą wilczycę. Nie mogłem też powstrzymać rozpływającej się po moim ciele ulgi, że w końcu dała mi spokój i mogę odetchnąć. Niby dzielił nas jedynie miesiąc, ale przy niej czułem się, jakby był już dorosły i przyglądał się harcom szczeniaka, którym była. I którym tak właściwie ja też byłem.
W porównaniu do mojej nowej znajomej schodziłem ostrożnie – pomimo urodzenia i wychowania się w typowo górzystych terenach, nadal zdarzało mi się potykać. Nie miałem najmniejszej ochoty na dotkliwe spotkania typu nos-ziemia, więc...
- Cześć! – uśmiechnąłem się do znajomych, gdy znalazłem się na dole.
W odpowiedzi uzyskałem kilka „hej” i skinięć głowami. Nic nadzwyczajnego, do chwili aż nadeszło typowe pytanie, gdy dochodził ktoś nowy i nowa osoba była płci przeciwnej, niż uczeń wyznaczony do przyprowadzenia jej... Spodziewałem się go przez połowę drogi i nie mogłem powstrzymać jęknięcia, gdy zostało wypowiedziane.
- Stary, cóż to za piękną waderę przyprowadziłeś? Zarywałbym, ale jak tak na was patrzę, to bylibyście tak uroczą parą, że chyba sobie odpuszczę... - jeden z moich kolegów zaczął standardową gadkę, a ja westchnąłem z boleścią, zdając sobie sprawę, że nie mogę się odezwać, dopóki nie skończy... – Chociaż... Chyba już teraz jest coś na rzeczy, nie? Z takim uwielbieniem nie patrzyłeś na żadną inną.
Zerknąłem na rudą samicę, która z zaciekawianiem obserwowała rozgrywającą się scenę. Chyba poczuła na sobie mój wzrok, bo już po chwili odwzajemniła spojrzenie. W jej oczach dostrzegłem... Czyżby to był wstyd?
- Taa... - przewróciłem oczami i uśmiechnąłem się. Miałem ochotę skomentować, że ta mała jest nie na moje siły. Była zbyt irytująca... Jednak w ostatniej chwili powstrzymałem się i z mojego pyska wyrwało się jedynie kilka słów, w które i tak ktoś się wciął – Chyba jednak...
- Chwila! Co tutaj się dzieje? - ruda zmierzyła nas zdezorientowanym wzrokiem, a ja wymieniłem rozbawione spojrzenia z resztą szczeniaków.
W końcu basior, który rozpoczął całą scenkę, zlitował się nad wilczycą i wytłumaczył jej, o co chodziło. Gdy Hal skończył krótką opowieść, Młoda skinęła łbem ze zrozumieniem.
- Ale... On? - skrzywiła pysk w grymasie, jednak błyszczące oczy zdradzały, że żartowała.
- A co? Nie jestem wystarczająco fantastyczny? - posłałem jej szeroki uśmiech.
Wadera otworzyła szerzej oczy i przyglądała mi się znowu zszokowana. W tym momencie nie przypominała zbytnio tej samicy, której poznałem.
- Nie.
- Oj, As... To dziewczę chyba jednak nie odwzajemnia twoich uczuć. Przykro mi – oczywiście, że skomentować musiał to Hal. W sumie... Reszta i tak już straciła zainteresowanie.
- Możesz ją brać – wzruszyłem ramionami – Nie obchodzi mnie to, tak szczerze mówiąc.
- Wszyscy już są?
Naszą rozmowę przerwał niski, dość zachrypnięty, choć nadal ładny głos. Zwróciłem pysk w stronę wysokiej wilczycy o długiej, brunatnej sierści. Wadera po kolei mierzyła nas spojrzeniem jasnoniebieskich oczu.
Gdy jej wzrok znalazł się na naszej małej grupce, jej oczy zalśniły w sposób, który nie wiedziałem, jak zinterpretować. Cała ta nauczycielka była dla mnie wielką zagadką. Dołączyła już jakiś czas temu, bo w miesiącu, w którym się narodziłem. Podobno, kiedy dołączyła była w ciąży, cokolwiek to miało znaczyć.
- A więc mamy nową uczennicę? - samica bez przerwy wpatrywała się w Małą.
- T... Tak... - wyjąkała w odpowiedzi ruda. Wyglądała jakby zaraz miała zemdleć, więc chyba nikogo nie zdziwi, że instynktownie zbliżyłem się do niej, by w razie potrzeby ją podtrzymać. Ktoś w końcu musiał – Jestem Tori.
- Vestar – przedstawiła się nauczycielka i odwróciła wzrok. Niemal widziałem, jak jej myśli powędrowały w stronę dzisiejszej lekcji – Dzisiaj rozpoczniemy naukę liter. Będą wam one potrzebne do badania oraz spisywania ksiąg, kiedy już odkryjecie swoje zdolności zmiany w formę ludzką.
Powiedziawszy to, usiadła i rozpoczęła zmianę. Jej kończyny wydłużały się na naszych oczach, ciemnobrązowa sierść przerzedzała się na rzecz jasnej skóry, uszy i ogon znikały. Było w tym coś magicznego i każdy z nas nie mógł się doczekać, kiedy sami będziemy mogli zmienić tak diametralnie swoją postać.
Po chwili przed nami siedziała kobieta, którą prawdopodobnie pomylilibyśmy ze zwykłym człowiekiem, gdyby nie to, że pachniała wilkiem. Vestar wstała powoli i przeciągnęła się. Była wysoka, nawet jak na człowieka. Futro na głowie – chyba nazywali je włosami...? - miała naprawdę długie, bo do miejsca, z którego powinien wyrastać ogon, którego ona nie miała, oraz proste. Było również tej samej, brunatnej barwy, co jej wilcza sierść.
Taak, ta kobieta robiła wrażenie. Zdecydowanie.
Vestar wzięła do swojej dziwnej łapy patyk i nakazała się nam zbliżyć, co zrobiliśmy bez najmniejszego sprzeciwu. Pomimo młodego wieku i niedługiego stażu w Zakonie, wilczyca osiągnęła dość wysokie stanowisko.
Kobieta usiadła z powrotem na ziemi i zaczęła wyrysowywać coś patykiem na wydeptanej ścieżce, gdzie nie było zbyt wiele trawy. Jej ruchy były lekkie i wyćwiczone, co budziło mój podziw. W końcu jej łapy były tak dziwne, a jej zdawało się to nie przeszkadzać!
Po chwili przed nauczycielką można było dostrzec coś w rodzaju trójkąta z przedłużonymi dwoma bokami. Był to dość osobliwy widok.
- To jest litera „A”. Używa się jej na początku zdania oraz przy zapisie pierwszej litery imienia. Poza tymi przypadkami zapisuje się ją w następujący sposób – wyjaśniała, rysując kolejny znaczek. Był on już całkiem inny i nawet nie wiedziałem, jak mógłbym go opisać słowami. - Podobnie do „a” wygląda „ą”. Jednak różni się ona wymową i ogonkiem po prawej stronie.
Kobieta szybkim ruchem dorysowała wspomniane ogonki do poprzedniej litery.
- Czy wszystko jest jasne?
Moim zdaniem nie było to takie trudne i chyba nie tylko ja tak uważałem, bo wiele osób skinęło łbami czy też krótko przytaknęło. Szybko pokiwałem pyskiem, dając znak, że i dla mnie nie był to problem.
Wilczyca nie czekając dłużej, przeszła do kolejnej litery. Tym razem była jeszcze dziwniejsza od poprzedniej i według naszej nauczycielki było to „B”.
Komu się chciało to wymyślać? - pomyślałem, czując, że to chyba jednak nie było tak proste, jak na początku mi się zdawało.

Pod koniec lekcji czułem się, jakby mój mózg miał mi wybuchnąć od natłoku informacji. Rozumiałem badanie ksiąg, czytanie i wiele innych rzeczy tego typu. Nadal wydawało to mi się bardzo interesujące, ale nauka o jakimś „p” czy innym „d” zdecydowanie nie była fajna! A najgorsze w tym wszystkim było to, że według Vestar mieliśmy się teraz tego bardzo często, dopóki wszyscy nie opanujemy rozróżniania powyższych liter. Już na samą myśl odechciewało mi się wszystkiego.
Och, a teraz jeszcze musiałem odprowadzić pewnego małego rudzielca. Całe szczęście, że Mała była zbyt zmęczona, żeby gadać, biegać i robić nie wiadomo co jeszcze.
- Mas na imię As, tak? - odezwała się, gdy byliśmy już koło jej jaskini.
Powoli skinąłem łbem.
- Tak.
- Brzmi ładnie – stwierdziła, uśmiechając się. Podziękowałem kolejnym skinieniem głowy i już miałem iść, gdy usłyszałem głos Młodej – Przyjdzies po mnie też jutro? Prooosę.
- Mhm – mruknąłem, praktycznie jej nie słuchając. Dopiero po chwili dotarł do mnie sens jej pytania. Już chciałem za nią wołać, że jednak nie, ale zrezygnowałem, gdy zobaczyłem, jak się rozpromieniła.
- Dzięki! To do jutra! - zawołała i odbiegła, podskakując, w stronę jaskini. Zastanawiało mnie, skąd miała tyle siły na takie rzeczy...
Chyba mogę się przemęczyć jeszcze jeden dzień... - pomyślałem, ziewając. W przeciwieństwie do Młodej, ja byłem wykończony...

C.D.N.

Uwagi: Brak.

Od Valkoinena "Skrzydlata wadera" cz. 3 (CD. Lind)

Czerwiec 2021
Wadera siedząca naprzeciwko mnie wpatrzyła się w moje bladoniebieskie oczy, oczekiwała jakiejś odpowiedzi. Nie wiedziałem, ile byłbym w stanie opowiedzieć. To wszystko nadal było dla mnie zbyt trudne. Opuściłem wzrok na jej mrożoną herbatę. Kubek był naprawdę duży, a jej łapki przy nim takie malutkie. Zdawało mi się, że wilczyca była zadowolona ze spotkania, ale łapy nie dałbym sobie uciąć. Jedną z nich bawiła się jeżdżąc po drewnianym blacie. Byłem jak kot, zupełnie nie mogłem oderwać wzroku od poruszającego się obiektu.
- Wcześniej mieszkałem z dwiema siostrami i rodzicami. W naszym domu wybuchł pożar, kiedy byłem w drugiej części jaskini, z której dało się uciec. Jednak pozostali zostali w środku.
- Chyba nie powinnam pytać. Przykro mi z ich powodu.
- Nie mogłaś przecież wiedzieć – spojrzałem na nią. Widać było, że lekko się zakłopotała. - Znalazł mnie basior, As.- Uśmiechnęła się, na pewno poznała go już. Gdyby nie jego upartość i moje zmęczenie tamtego dnia, chyba byśmy się polubili. Chociaż i tak go w pewnym stopniu polubiłem.
- Może pogadajmy o czymś przyjemniejszym – kontynuowałem po kilku chwilach milczenia – masz towarzysza, prawda?
- Mieliśmy pogadać o czymś przyjemniejszym – powiedziała delikatnie roześmiana. Jej śmiech od razu na mnie przeszedł. - Ting co prawda nie jest aż taki zły. Czasem się mnie słucha. Myślę, że tylko sprawia wrażenie takiego, jakim jest.
- To jaki jest?
- Na co dzień jest bardzo złośliwy, rzuca też niemiłymi uwagami. Jednak sądzę, że jakby przyszło co do czego to potrafiłby walczyć o mnie. Nie widziałam wcześniej, żeby był dla kogoś taki miły, jak dla mnie.
Od godziny siedzieliśmy w restauracji. Na zmianę opowiadaliśmy sobie nasze historie w watasze. Nie miałem ich za dużo, także mówiła więcej, szczerze mówiąc odpowiadało mi to. Lind (jej imię zapamiętałem bardzo szybko) często wspominała o swoim towarzyszu. Słuchałem jej słów z uwagą, zresztą ona moich też. Jednak częściej to ona opowiadała. Uzgodniliśmy, że za kilka dni może pójdziemy na festyn i jeszcze większe może pójdziemy zrobić jakieś konkurencje. Za każdym razem, kiedy wspominała o basiorze zwanym Crane coś we mnie pękało. Przed naszym spotkaniem natknęła się na basiora. Kiedy powiedziała o tym moje ciało naprężyło się, nie wiedziałem nawet czemu tak się dzieje.
- Z twoich opowieści wynika, że dużo czytasz – powiedziałem spoglądając się na jej kolorowe piórka.
- Całkiem sporo – uśmiechnęła się w moją stronę, a w środku mnie coś szalało. Chyba jest dla mnie... ważna, chyba tak, nic więcej, Valk, powiedziałem do siebie. Wątpię, żebym miał u niej jakieś szanse. - Umiesz czytać?
Właśnie w tym momencie przyszła chwila, w której miałem się przed nią zbłaźnić. Zobaczy, jakim jestem debilem i już więcej nie będzie chciała się ze mną zadawać.
- Nie umiem – powiedziałem ze wstydem i szybko zacząłem się tłumaczyć - Wiesz, właśnie chciałbym się nauczyć. Jednak najpierw będę uczył się liczenia.
- To wcale nie będzie takie trudne – spojrzała na mnie z pokrzepiającym wzrokiem. Chyba dostrzegła, że nie wiem, czy nawet nauczyłbym się liczenia.
Spojrzałem się na nasze talerze. Wzrok Lind również powędrował w ich kierunku. Nie chciałem, żeby doszła do tego samego wniosku co ja. Na dworze zaczęło się ściemniać. Całkiem dawno temu zaczęło zachodzić słońce. Teraz niebo było prawie czarne. W restauracji nie było wcale wiele wilków. Większość poszła do baru. Uznałem jednak, że dam jej wybór. Chyba stwierdziła, że jak na nasze pierwsze... spotkanie koleżeńskie restauracja będzie lepszym miejscem. Może stwierdziła, że nie będzie mnie ściągać na złą drogę, przeszło mi przez myśl. Poczułem jak moje drugie wcielenie się zaśmiało. Nie, ono nie wyraża uczuć, ty gamoniu.
Podeszła do nas mroczna wilczyca, dam głowę, że nie jest taka młoda, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka zdawać.
- Gołąbeczki coś jeszcze zamawiają?
Moje usta prawie miały skwaszoną minę. Nie przeszkadzało mi to określenie, ale nie wiedziałem, jak sprawa miała się z Lind. Kątem oka spojrzałem na waderę. Z jej sylwetki nie dało się nic dostrzec. Jej pysk też nic nie wskazał. Dziwne, może jednak... nie Valk, lepiej skończ.
- Tak właściwie to nie jesteśmy parą – powiedziała Lind, a Yuki, jeżeli dobrze pamiętałem spojrzała się, jakby to ją wcale nie obchodziło. Miała rację, jest w pracy, a nie na pogawędce. - Nie, to wszystko, zaraz i tak wychodzimy.
Nasze talerze były puste, a wilczycy została jeszcze końcówka mrożonej kawy. Błagałem, żeby nie kończyła tego za szybko. Kelnerka odeszła od nas i ruszyła w kierunku innego stolika. Lind poprawiła grzywkę nalatująca jej na oczy i spojrzała na mnie pytająco.
- Twoje kolorowe piórka to naprawdę nie są skrzydła? - powiedziałem podejmując się tematu sprzed kilku chwil. Wadera uśmiechnęła się.
- Naprawdę, są to tylko zwykłe kolorowe piórka. Unosi mnie moja moc, nie do końca one. Skrzydła naprawdę byłyby mi niepotrzebne.
- Coś jeszcze potrafisz? - spytałem kierując wzrok na przesuwające się łapy.
- Nie tak mało – odparła. Nagle obok moich łap talerz wzniósł się w powietrze i wylądował na środku, pomiędzy nami. Ze swoim zrobiła to samo, a ja nie wiedziałem co się dzieje.
- To ja je w takim razie odniosę – powiedziałem. Wstałem z miejsca i chciałem zabrać talerze.
Wilczyca była znacznie szybsza i wzniosła talerze nad naszymi głowami.
- Najpierw do nich dosięgnij – powiedziała z triumfem w głosie.
- Myślisz, że tak łatwo się poddam? - Spytałem zaczepnie.
- Tak właśnie myślę – powiedziała wyciągając język.
Razem z moją genialnością wymyśliłem plan, na który nic nie mogła poradzić. Skoczyłem i położyłem waderę na ziemi. Brodę umiejscowiłem na jej klatce piersiowej. Przytrzymałem jej łapy moimi.
- I co teraz zrobisz mądralo? - Chyba pożałowałem tego pytania.
Pchnęła mnie wiatrem do tyłu, a ja o mało nie upadłem na stolik obok. Dziewczyna się zaśmiała, a ja zobaczyłem, jak wypuszcza z powietrza talerze. Całkowicie o nich zapomniała. Wypuściłem moje drugie wcielenie i jak zawsze spróbowałem nim czegoś dotknąć. Rozwinięcie tej mocy średnio mi wychodziło. Czasem mi się zdarzało, ale nie tym razem. Przez moment trzymało naczynia, jednak moja jeszcze słaba moc nie umiała ich dłużej utrzymać. Talerze upadły z hukiem na ziemię, a wszyscy dookoła skupili na nas wzrok. Popatrzyliśmy na siebie kryjąc uśmiechy.
- Uciekajcie mi lepiej z tej restauracji! – krzyknęła głośno Yuki. Skarciła nas wzrokiem i pokiwała głową z niedowierzaniem.
Dwa razy nie trzeba było nam powtarzać. Wilczyca, która przed momentem dalej leżała na ziemi szybko podniosła się i spojrzała na mnie z delikatnym uśmiechem.
- Chodź, tak będzie lepiej. - Pokiwała zgodnie głową. Ruszyła ze mną równym krokiem i szliśmy obok siebie łapa w łapę. Wszyscy wokół nas wyprowadzali nas wzrokiem. Ledwo mnie przyjęli do tej watahy, a ja już wszystko psuję.
- Kiedyś to może być naprawdę dobre wspomnienie. – Pokiwałem z uśmiechem głową. Na pewno nie będzie to nasze jedyne wspomnienie, pomyślałem.
Wszystko byłoby prostsze jakbym wiedział chociaż, czy się jej podobam. Nie musiałbym się ciągle zastanawiać nad tym, co powinienem w danym momencie zrobić. Może przyszła tutaj, tylko żeby być miłą, a tak naprawdę jestem dla niej palantem?
Zna przeciwka obserwował nas pewien basior. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Nie wiedziałem, o co mu chodziło. Wpatrywał się w naszą dwójkę już od kilku chwil. Wskazałem Lind łapą na niego, a ona przytaknęła, że go zna. Wilk powoli podchodził bliżej.
Z niewiadomych przyczyn moja sierść się jeżyła, przybrałem wojowniczą posturę. Ciągle wzrok miał wbity we mnie, a ja w niego. Lind poczuła, że coś jest nie tak.
- Nazywa się Crane – wytłumaczyła samica. Kiwnąłem głową, zdawało mi się, że jakoś go nie polubię. W szczególności, jak zobaczyłem jego wzrok zmierzający na Lind. - Pochodzi z tej drugiej watahy.
Dzieliło nas od niego zaledwie kilka kroków. W pewnym momencie stanął i spojrzał na nas. Uśmiechnął się według mnie szyderczo i otworzył pysk, gotowy do rozmowy. No to się zaczyna.

<Lind>

Uwagi: Wciąż są problemy z podziałem zdań i oddzieleniem narracji od myśli.

niedziela, 26 sierpnia 2018

Od Asgrima "Echa przeszłości" cz. 1

(Tori w op. nie wymawia "sz", ani "cz". Jeśli uda jej się to wypowiedzieć, będzie to błąd :D)

Wrzesień 2018r.
Wilczyca odsunęła się w sposób bardzo stanowczy.
- Wystarczy – zarządziła.
Pisnąłem zdezorientowany. Vif zawsze kończyła karmienie o wiele zbyt wcześnie. Według niej i innych karmicielek czas ten był odpowiedni względem mojej płci i wieku, ale jak na mój gust wszyscy dostawaliśmy zdecydowanie zbyt mało mleka. Zamiast tego kazali nam jeść zwykłe mięso, a ono nie było aż tak smaczne. Chociaż jakbym miał się zastanowić, to gryzienie go za każdym razem było przyjemniejsze...
Słysząc mój pisk, samica zmrużyła oczy.
- Nie piszcz tak. Jesteś już dużym wilkiem – powiedziała, odwracając się. Już miała odejść, gdy coś się jej przypomniało – Kiedy będziesz iść na zajęcia, zajdź do drugiej jaskini szczeniaków. Torance rozpocznie dziś naukę, a ty jej pomożesz.
- To... To-ręce? - powtórzyłem po niej, marszcząc brwi – Dziwne imię.
- Torance – poprawiła mnie samica, a ja kiwnąłem szybko łbem i powtórzyłem po niej. Gdy udało mi się wypowiedzieć imię nieznanej mi samicy, byłem z siebie bardzo dumny – Dobrze. Będziesz pamiętać?
- Aha.
Vif wyglądała jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale zamiast tego pokręciło krótko łbem i poszła w swoją stronę. Obstawiałem, że miała zamiar odprawić jakieś obrzędy, o których ostatnio zaczęliśmy się uczyć. Jak każdy dorosły była kapłanką – dość niską stanowiskiem, ale jednak była tutaj, więc musiała być dość potężna.
Choć nie skończyłem jeszcze roku, to zdążyłem zauważyć, że wszyscy tutaj byli uzdolnieni magicznie. Starsze szczeniaki mówiły, że słabych wywalano, ale nikt im nie wierzył. Za bardzo lubili nas straszyć, żebyśmy mieli im uwierzyć w takiej sprawie.
Rozejrzałem się po jaskini. Była ona wypełniona różnymi, zapewne nudnymi książkami i walającymi się wszędzie kartkami. Pod jedną ze ścian dostrzegłem torbę, należącą do Skjalf. Widocznie dzisiaj nie miała żadnych zajęć z pisania, czytania i innych tego typu mało interesujących rzeczy.
Uśmiechnąłem się na wspomnienie wysokiej wilczycy o jasnej, wpadającej lekko w błękit sierści i złotych oczach. Skjalf była najstarsza z naszej jaskini, bo już pełnoletnia. Uczyła się jak zostać pełnoprawną kapłanką oraz dorosłą, jednak nie uzyskała jeszcze tytułu kapłanki. Najpierw musiała nauczyć zmieniać się w człowieka, tę dziwną, dwunożną istotę.
Nie wiedziałem, czy chodziło o młody wiek, czy coś całkiem innego, ale samica nie była jak reszta dorosłych. Dało się z nią porozmawiać, pożartować, wszystko. Owszem, kiedy mówiła do mnie i do reszty młodszych od niej szczeniaków, jej głos był zmęczony, ale brakowało w nim tego poczucia wyższości. Była zwykłą wilczycą o ładnej sierści i jeszcze ładniejszych oczach. W sumie cała była ładna...
- H... Hej – moje rozmyślania przerwało czyjeś dyszenie. Podniosłem trochę zamroczony wzrok na szczeniaka, który przed chwilą wpadł do jaskini.
- Cześć, Ióan – powiedziałem, gdy rozpoznałem chudą sylwetkę prawie dorosłego wilka – Co się stało?
Basior wykonał jakiś dziwny gest ogonem i rozejrzał się nerwowo.
- Widziałeś gdzieś...?
- Co?
Ióan nie odpowiedział, tylko pochwycił jedną z ksiąg porozrzucanych po jaskini i wziął ją do pyska.
- Dzięki. Zielony się wkurzy, jeśli nie przyniosę mu tego... - wyjaśniał przez zaciśnięte zęby. W pewnej chwili znieruchomiał i dodał nerwowym tonem – teraz. Muszę iść. Cześć!
Samiec należał do najszybszych ze szczeniaków, więc w jednym momencie stał, a w następnym został po nim jedynie opadający pył. Też chciałem być tak szybki...
Wychyliłem nos z jaskini i zerknąłem na słońce. O ile nie pomyliłem się w szybkich obliczeniach, powinienem już wychodzić, jeśli miałem zajść po tą nową... Jak ona miała? Torance, tak? Rany, jakie to było dziwaczne imię. Tak bardzo nie pasowało do imion szczeniaków urodzonych w Zakonie, że chyba nikogo nie zdziwi, że wyobrażałem sobie jej posiadaczkę o wyglądzie podobnie nienormalnym.
Ciekawe, czy ma na przykład kilka łap. A może nie ma ogona? - myślałem, wychodząc z groty.
Przez całą drogę wyobrażałem sobie najdziwniejsze kombinacje różnych stworzeń i wilków. Kilka razy roześmiałem się, a mijający mnie uczniowie i kapłani, patrzyli to z zainteresowaniem, irytacją lub obojętnością. Tak, pod tym względem był to całkiem normalny dzień.
W końcu wlazłem do jaskini niemal identycznej do tej, w której zamieszkiwałem. Znaczy, miały inny kształt, ale bałagan panujący w niej był taki sam, jak w naszej.
O tej porze w grocie było jedynie kilka młodszych ode mnie szczeniaków – takich, co jeszcze były zbyt młode, by rozpocząć naukę. Na ten widok poczułem coś w rodzaju żalu; w naszej jaskini, to ja byłem tym najmłodszym...
- Ceść! - usłyszałem dziewczęcy głosik. Zamrugałem, widząc, jak mała kulka rudej sierści biegnie w moim kierunku i zatrzymuje się na odległość wróbla od moich przednich łap – To ty mnie zaprowadzis na zajęcia?
- C-co? - spytałem jeszcze bardziej zdezorientowany, przyglądając się niewielkiej waderze. Była ona ode mnie o całą głowę niższa i wyglądała na szczeniaka, który niedawno nauczył się dobrze chodzić. W większości miała rudą sierść, jednak od brody po czubek ogona stawała się ona biała. Natomiast na szyi miała czarną obwódkę. Spod rozwichrzonej grzywki spoglądały na mnie jasnoniebieskie, błyszczące oczy.
Wilczyca zastrzygła uszami i uśmiechnęła się.
- Olvyn mówiła, że jakiś uceń mnie zaprowadzi mnie na lekcje. To ty?
- Em... Tak. Chyba... Jak masz na imię? - nie wiedzieć czemu, od słów samicy zakręciło mi się w głowie. Mój mózg pracował na zwolnionych obrotach i przesyłał mi teraz jedynie kilka pytań: To ona? Nie jest zbyt mała? Co się dzieję? Czemu ja?
- Tori.
Słysząc dumę w jej głosie, nie mogłem powstrzymać uśmiechu. No i bądźmy szczerzy, poczułem ulgę, że ta nadpobudliwa samica nie jest tą, której szukałem.
- Fajnie... Ja szukam samicy o imieniu... - zawahałem się, próbując wygrzebać z pamięci imię i nie popełnić błędu – Torance. Możesz ją zawołać?
Jasnoniebieskie oczy wilczycy otworzyły się szerzej. Otworzyła pysk, by po chwili go zamknąć. Gdy tylko to zrobiła, na jej pysk wstąpił wesoły uśmiech.
- Hmm... Nie. A tak w ogóle powinieneś się przedstawić – powiedziała po chwili.
- Czemu? - spytałem, marszcząc brwi. Postanowiłem olać jej upomnienie. Ten mały szczeniak coś sobie ubzdurał z zajęciami, a teraz jeszcze mnie poucza. Dobre sobie.
- Bo to ja! - zawołała, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Nie jesteś zbyt... młoda? - spytałem, stłumiwszy jęknięcie.
Spojrzenie, którym zmierzyła mnie wilczyca mogłoby uchodzić za groźne, gdyby nie jej niezwykle dziecięca aparycja. I tak, mówi to szczeniak, który nie skończył nawet roku.
- Nie. Jestem po prostu niska, a ty jesteś bardzo niedobry.
- Ja?
- Tak! Dalej nie powiedziałeś, jak mas na imię. I zaraz się spóźnię przez ciebie na pierwse zajęcia.
Otworzyłem szerzej oczy ze zdziwienia. No nie! Czemu ta piszcząca kulka musi być bardziej ogarnięta ode mnie?!
- Idziemy cy nie?
- Idziemy – westchnąłem i ruszyłem do wyjścia z jaskini, a po moim łbie kołatała się jedna myśl: Za co?
Nie oddaliliśmy się nawet za bardzo od jaskini, gdy młoda samica przerwała ciszę.
- A więc, panie stywny bez imienia...
- Nie jestem „stywny”! Sztywny tym bardziej nie! – przerwałem jej, parskając z niezadowoleniem. Rany, jaka ona była irytująca...
- Jesteś – stwierdziła z uporem – No więc... Cego się ucymy na lekcjach?
- Różnych rzeczy – odparłem wymijająco. Nie chciało mi się jej wszystkiego tłumaczyć i objaśniać. Nie byłem przecież nauczycielem!
- To znacy jakich? - Młoda widocznie nie miała zamiaru dawać za wygraną. Przykro mi, bo ja także.
- Młoda, ile ty właściwie masz miesięcy? Cztery?
- Chciałbyś! Osiem! - zawołała z oburzeniem. Słysząc jej słowa, nie mogłem powstrzymać się od wybuchu śmiechu.
- Że ty?
- Tak. Mówiłam ci, że tylko wyglądam na młodsą! - w jej głosie pobrzmiewała irytacja i coś innego... Zmierzyłem ją rozbawionym spojrzeniem i dostrzegłem łzy zbierające się w jej oczach.
Idiota – wyzwałem siebie w myślach – Nawet jeśli mówi prawdę, to nadal jest mała. Powinienem być dla niej miły...
- Ejejej! Mała, nie płacz! Oczywiście, że tylko wyglądasz. A ja sam dopiero miesiąc temu rozpocząłem naukę.
- Poważnie? - siorbnęła nosem ruda, a ja pokiwałem gorliwie łbem – Nie wyglądas.
- Wiem, wyglądam na starszego i jestem taki... dojczały? - ostatnie słowo zabrzmiało nieco jak pytanie. Nie byłem pewny, czy dobrze zapamiętałem to słowo.
- Doj-co?
Na pysk Małej wkradł się lekki uśmiech.
W odpowiedzi pokręciłem łbem. W razie pomyłki wolałem się nie pogrążać...
- Nieważne.
- Dobrze... W takim razie chciałam powiedzieć, że wyglądas na młodsego.
Jak zauważyłem, łzy zniknęły i oczy wilczycy na powrót błyszczały z rozbawieniem. Czyżby ona znowu...?
- Ja?!
- Ty – potwierdziła samica. Już chciałem coś powiedzieć, ale ta mnie uprzedziła – To tutaj? O, ale fajnie!
I zamieniła się w szybką kulkę rudej sierści, pędzącą w dół góry, ku małej dolinie, gdzie odbywały się lekcje młodszej grupy. Nawet nie zauważyłem, że znaleźliśmy się już tak blisko niej.
Od dzisiaj to będą bardzo ciekawe zajęcia... - pomyślałem, ruszając za młodszą koleżanką.

C.D.N.

Uwagi: Brak.

sobota, 25 sierpnia 2018

1900 postów

Świętujemy! Mamy 1900 postów!!!
Każdy wilk otrzyma po bonusowe 19 pkt. (jak będzie 2000 postów - 20 pkt., 2100 postów - 21 pkt. itd., więc naprawdę watro)!

Od Valkoinen "Poranne wróble" cz. 2 (CD. Cess)

Lipiec 2021 r.
Mała wilczyca stała przede mną, a ja wesoło spoglądałem na nią. Musiałem przyznać, że jej wygląd lekko mnie rozbawiał. Była drobna, ale to wcale nie oznaczało, że była niegroźna. W takim małym ciele tkwił diabeł. Chyba nawet coś w tym było, miała dwa rogi. Co prawda tylko ten z lewej strony ciała zachował się nienaruszony. Drugi wyglądał jakby ktoś go urwał. Jej wygląd trochę przypominał smoka.
Wskoczyła do wody i spojrzała wymownym wzrokiem. Jak już wcześniej wspomniałem o diable w tej małej istocie, cóż, przekonałem się, że to nie tylko diablica z wyglądu.
- Widzę, że ty też lubisz pływać – powiedziałem spoglądając na nią wesoło.
- Zaraz dowiemy się, jak bardzo TY lubisz pływać – powiedziała uśmiechając się w moją stronę. Spojrzałem pytająco, a ona odpłaciła mi się gromkim śmiechem. Coś w nim było, nie dało się nie śmiać, słysząc go. Pociągnęła mnie za łapę, a ja niespodziewanie wpadłem do wody. Towarzyszył ku temu ogromny hałas, jakby ktoś wrzucił co najmniej jakiś ciężki kamień do wody. Kiedy wynurzyłem się z wody, mój śmiech dołączył do jej i podpłynąłem w stronę Cess. Musiałem jej przyznać, była bardzo szybka.
- Zaraz się policzymy – rzuciłem w jej stronę z lisim uśmieszkiem. Lisy, okropne stworzenia, zawsze, jak chciało się od nich coś kupić, musiały cię oszukać. Zasada pierwsza: nigdy nie kupować nic od lisów.
- Chciałabym to zobaczyć – powiedziała to jeszcze cwaniej ode mnie.
W pewnym momencie zanurkowałem chcąc ją chwycić za tylne łapy i przyciągnąć do siebie. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że ich nie ma. Szybko wypłynąłem na powierzchnie.
- Gdzieś ty zgubiła te łapy, no i ten ogon. - Była to rzecz naprawdę zdumiewająca. Pomyślałem, że to czary, ale nigdy nie słyszałem o czymś takim. Wadera lekko piskliwie zaśmiała się na moje słowa.
- Każdy ma jakieś talenty, no nie? - Miałem totalnie osłupiałą minę, na co wilczyca, (może jednak diablica) ponownie się zaśmiała. - No dobrze, mam żywioł wody – uśmiechnąłem się, w końcu zaczynałem coś z tego łapać.
- Dlatego tak świetnie pływasz! - Kiwnęła głową na znak potwierdzenia. - Potrafisz coś jeszcze?
- Tak, całkiem sporo rzeczy – spojrzałem na nią ponaglająco. Bardzo chciałem to zobaczyć. No błagam, nie baw się mną! - Nie! - krzyknęła śmiejąc się dalej – Kto wie, czy kiedyś nie będziemy czasem wrogami? - Co za diabeł!
Posłała w moją stronę dumny uśmiech, czy diabły potrafią czytać w myślach? Słońce zaczęło ukrywać się za chmurami. Nie było szansy, aby szybko się wyłoniło. Dzisiejszy dzień był bardzo pochmurny. Od razu stało się zimniej, a ja poczułem ochotę wyjścia na brzeg. Cess ujrzała moją kwaskowatą minę. Jej chyba też było zimno. Im dłużej siedzieliśmy w wodzie, tym bardziej stawało się paskudnie. Będzie trudniej wyschnąć, powiedziałem w mojej głowie.
- Wychodzimy już? - Energicznie przytaknęła głową, przynajmniej znowu mnie nie pociągnie do wody.
Obydwoje prawie rzuciliśmy się na brzeg. Każde z nas wytrzepywało z sierści wodę. Wymieniliśmy spojrzenia.
- Wyglądasz jak niewylizany kot – powiedziała hamując śmiech. Krótko jej się to udawało. Już po momencie położyła się na przednie łapy i ukryła pysk w łapach tłumiąc śmiech.
- Zaraz cię wrzucę do tej wody – powiedziałem zbliżając się do niej. Nic sobie z tego nie zrobiła, więc stanąłem krok przed nią spoglądając w oczy. Powoli się uspokajała.
Pokiwałem głową na boki, jednocześnie wzdychając. Zostawię to bez komentarza.
- Chodź, idziemy – powiedziałem i ruszyłem szybkim tempem przed siebie.
- Idziemy? Gdzie? - Zerwała się i już po momencie dumnie kroczyła przy moim boku. Dało się dostrzec w jej oczach błysk zaintrygowania. Przez moment wpatrywała się we mnie z zaciekawieniem.
- Na festyn – powiedziałem uśmiechnięty. Całkiem miło spędzało mi się z nią czas. Przypominała mi moją młodszą siostrę. Chyba nie dało jej się ujrzeć smutnej. Była bardzo zaintrygowana światem.
- Pracujesz na festynie, prawda? - Kiwnąłem łbem. - Tak właśnie myślałam! Chyba coś takiego mi się zdawało. Kim tak właściwie jesteś?
- Występuję jako mim.
- Ty? Jako mim? Dałabym uciąć łapę, że nie umiesz siedzieć cicho!
- Chyba już nie miałabyś tej łapy – powiedziałem wskazując na jej szarą kończynę. Młoda zapatrzyła się na nią, tymczasem ja popchnąłem ją w krzaki i zacząłem uciekać. Korzystając z chwili przewagi ukryłem się za szerokim drzewem i nasłuchiwałem. Prawie wypuściłem moją drugą postać.
- Myślałeś, że tak łatwo się mnie pozbyć? - powiedziała wskakując na mój kark. Po momencie obydwoje leżeliśmy przewróceni na ziemi.
- Nie siostrzy... Cess – zakończyłem ostro. Podniosła się i spojrzała na mnie z niepohamowanym zdziwieniem – Przepraszam.
- Ty miałeś siostrę? - Spojrzała się na mnie. Zdawało mi się, że Cess też się coś przypomniało. - Chyba nie powinnam się pytać, wybacz.
- Nie, jest w porządku – powiedziałem, dało się dosłyszeć w tym ogromny smutek, którego nie zawsze można pohamować. Dopiero po momencie przypomniało mi się jej pytanie – Tak, miałem dwie siostry. Jedna była całkiem podobna do ciebie.
Szliśmy w totalnej ciszy. Proszę, masz tą swoją, upragnioną ciszę.
- Valk, popatrz tam – powiedziała wskazując pysk na jakąś wilczycę. Nie rozumiałem jednak, co takiego miałem tam dostrzec. - Chodź, szybko. - Puściła się w bieg, a ja totalnie nie wiedząc, o co chodzi, wyruszyłem moment po niej.
Stanęliśmy pyskiem w pysk z niejaką Navri. Nie miałem pojęcia skąd znałem jej imię. Musiałem ją wcześniej gdzieś widzieć, jednak to nie było możliwe. Jej futro było takiej samej barwy jak moje. Jedynie miała coś dziwnego szarawego na sobie. Zdawało mi się, że ledwie wyrosła z bycia szczeniakiem. Przyszliśmy na konkurencję związanych łap.
- Cześć – rozpoczęła Cess (czasem w myślach mówiłem na nią Cessdamer).
- Hej – odpowiedziała samiczka. Od razu spodziewała się, że nie przyszliśmy tutaj dla niej. - Przyszliście na konkurencję związanych łap?
- Tak – odpowiedziałem za naszą dwójkę.
- W takim razie będziecie musieli pokonać tor przeszkód ze związanymi łapami. - Kiwneliśmy potakująco głowami – Twoje prawe – powiedziała wskazując na mnie – a jej lewe.
Wzięła dwa sznury o podobnej długości i przywiązała najpierw nasze tylne kończyny, a następnie przednie. Mieliśmy sprawdzić, czy jest, aby na pewno dobrze zawiązane. Każde z nas ciągnęło łapy w swoim kierunku. Obydwoje uznaliśmy, że wszystko jest tak, jak powinno.
- To jak? - Spojrzałem, układając dynamiczniej łeb.
- Gotowa – powiedziała z zadziornym uśmiechem. - Zaczynamy od związanych, jasne?
- Może być – powiedziałem, ruszając niespodziewanie. Wadera wydała z siebie odgłos zdumienia, po czym jej pysk obił się o jedną z moich wystających kości.
- Mogłeś mnie ostrzec – powiedziała jeszcze się plącząc o swoje łapy.
- Przecież byłaś gotowa – westchnęła, podłożyła przypadkowo łapę pod moją.
Obydwoje straciliśmy równowagę i polecieliśmy w przód. Nasze podbródki przejechały co najmniej metr po ziemi, zanim się zatrzymaliśmy. Na szczęście podłoże tutaj nie było twarde. Obydwoje jęknęliśmy. Podnieśliśmy się i głośno wciągnęliśmy powietrze.
- Teraz tego nie schrzańmy – odezwała się Cess. Mała miała rację.
Ruszyliśmy nawet równym tempem. Na samym początku jedynie znajdywałem się trochę z tyłu, jednak już po momencie biegliśmy równo ramię w ramię. Byłem z nas dumny, nie licząc momentów, w których jedno z nas traciło równowagę. Najgorzej było z błotem, nie dało się chyba wymyślić nic gorszego. Było głębokie na pół łapy i trudno się w nim biegło, szczególnie w sznurze. Jednak była to ostatnia z przeszkód. Wcześniej sprawnie minęliśmy rozłożone drzewo oraz ciemny tunel, w którym tylko otarłem się o ścianę. Reszta przeszkód była bardzo prosta. Na mecie Navri rozwiązała nam łapy. Cali śmierdzący stwierdziliśmy, że trzeba będzie znowu wskoczyć do wody. Zleciało nam już prawie całe popołudnie

<Cess?>

Wygrane karty: brązowe: Jelenie, Nauczyciel, Medalion Rosnącej Potęgi, Złoty Pył; srebrne: Elektryczność, Omega; złote: Hitam.

Uwagi: Pomylony tytuł! Brak daty! Nie można "przykiwnąć", a co jedynie "kiwnąć". Wciąż masz problem z oddzielaniem myśli od narracji i narracji od wypowiedzi. Komentując wypowiedź musisz odnosić się do osoby mówiącej, a nie tej drugiej.