Ostatnio moje dni są całkiem normalne. Zero dziwnych snów. Zero nagłych
napadów psychicznych basiorów. No i las jako tako odżył od ostatniego
czasu jak tam byłem, czyli... Tydzień temu? Wow, dość szybko mu idzie,
bo pierwsze małe siewki już pną się w górę i konkurują o dostęp do
światła. Po tym jak Malachit zniknął, zaszyłem się w norze i spałem.
Chyba musiałem odreagować te nieprzespane noce, bo przyznaję. Bałem się,
że znów nawiedzi mnie jakaś nienormalna wizja i unikałem snu jak ognia.
Teraz czuję się znacznie lepiej. I chyba w końcu ruszę te leniwe kości,
żeby jakoś przeczołgały się do miejskiej biblioteki, bo jeśli dalej
będę przedłużaj moje "wakacje", to w końcu jakiś Rubin, czy Topaz
przyjdzie i skróci mnie o łeb.
Zmieniłem się w człowieka i przekroczyłem granicę miasta. To już drugi
raz w tym miesiącu kiedy odwiedzam bibliotekę. Lubię to miejsce. Jest
tam sporo rzeczy, których normalnie w internecie się nie znajdzie. A już
widzę strony jakie by mi wyskoczyły jakbym wpisał "Kamienie
Szlachetne - tajna organizacja wilków".
Stanąłem na schodach, wziąłem głęboki wdech i otworzyłem skrzypiące
drzwi. Nie wiem czemu, ale ta atmosfera w bibliotece zawsze wprawia mnie
w jakieś takie dziwne uczucie. Jakbym był obserwowany przez te tysiące
ksiąg. Trochę nieprzyjemne, ale idzie się przyzwyczaić. Ruszyłem w
kierunku regałów z rzadziej odwiedzanymi egzemplarzami. Kątem oka
wychwyciłem "Ezoterykę", a potem wziąłem jeszcze "Historie
Swiftkill - czyli dziewczyna, która myślała, że jest wilkiem". Cóż za
tytuł. Nie dało się krócej? No nie ważne. Usiadłem na hebanowym krześle i
zacząłem kartkować te opasłe tomiszcza. Po dwóch godzinach zmagań z
morzącym snem, w końcu zacząłem mu się poddawać i lekko przysypiać nad
"Ezoteryką". Jak nie widać efektów, to od razu traci się zapał.
Wyszedłem bardziej niż zawiedziony.
Nie dowiedziałem się niczego nowego. No może prócz tego, że na południu
watahy lubiły dzielić się na komanda, a te nie zawsze były "prawe" i
"dobroduszne".
A nie. Nauczyłem się jeszcze jednej rzeczy. Nie wszystko jest takie
proste, że wystarczy odwiedzenie miejskiego magazynu starych papierów
żeby to rozwiązać. Będę musiał ruszyć trochę głową. Echh... Jakie to
upierdliwe.
Nie znam nikogo, kto mógłby mi pomóc. Jedyna droga jaka wydaje mi się
słuszna to wyruszenie na południe. Mogę jeszcze czekać aż ktoś przyjdzie
do mnie, ale chyba wybiorę element zaskoczenia. Już nieraz słyszałem o
tym jak odmieniał losy całych wojen.
Zmieniłem się w wilka i wróciłem do swojej jaskini. Po drodze
uśmiechnąłem się do Alfy i jakiejś innej wadery, która jej
towarzyszyła - to już coś. Przynajmniej ich nie zignorowałem, a mam
tendencję do nakładania maski z marmuru jak kogoś widzę. Taki swoisty
bitch-face.
Rozejrzałem się po moim "mieszkaniu". No niewiele tu jest. Złapałem
jakieś suszone mięso i owoce, wrzuciłem je do torby i przewiązałem ją
sobie przez ramię, tak, że wisiała mi na łopatce. No dobra. Nie ma na co
czekać.
Uwagi: "Historie
Swiftkill - czyli dziewczyna, która myślała, że jest wilkiem" - nie stawiasz tych dwóch Spacji między myślnikiem a tekstem. Postaraj się następnym razem napisać trochę dłuższe op.