Zmęczony, głodny, ranny. Taki właśnie teraz jestem, ale idę. Idę dalej w
cieniu drzew nie przeszkadzając nikomu, nie zważając już na żadne
przeszkody czy niebezpieczeństwa. Mam tego wszystkiego już serdecznie
dosyć. Odkąd ojciec wyrzucił mnie z watahy i nasłał na mnie tych
wrednych i bezlitosnych strażników, świat przestał dla mnie istnieć.
Jestem po prostu nikim. Nic nie wartym śmieciem.
Idąc tak sobie i rozmyślając natrafiłem na czyjeś tereny. Nie
chciałem znowu od kogoś oberwać więc nie zatrzymywałem się tylko
szedłem dalej. Miałem przeczucie, że ktoś za mną idzie i mnie
obserwuje. I miałem rację. W pewnym momencie usłyszałem szelest w
pobliskim krzaku. Zatrzymałem się jak gdyby nigdy nic i pochyliłem .
Udawałem, że wącham rosnące obok jagody. Kątem oka obserwowałem krzew.
Nieznajomy wilk zauważywszy, że spoglądam w ziemię, wychylił głowę ponad
roślinę i bacznie mi się przyglądał.
- Nie ładnie tak podglądać innych - powiedziałem z uśmiechem, a wilk (była to wadera) strasznie się wystraszył i znów ukrył.
- Już sobie stąd idę. Nie chcę kolejnych kłopotów.
Ruszyłem przed siebie, ale wadera wyskoczyła z krzaka i szła za mną. Nie
odzywała się tylko delikatnie dreptała kilka kroków z tyłu.
Przeszliśmy tak około pół kilometra. Zaczynało mnie to wkurzać. Co ona
ode mnie chce?
- Mogę wiedzieć co robisz? - zapytałem już strasznie zdenerwowany.
<chętna wadera?>
Zacieśnianie więzi
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)
piątek, 11 lipca 2014
Od Iloriel "Niegrzeczna i chcąca poflirtować cz.3" (cd. Alexander)
W towarzystwie Alexandra czułam się dosyć nieswojo, ale wiedziałam czemu
tak jest. Do dzisiejszego dnia, uważałam, że miłość nie istnieje. A teraz
najchętniej rzuciłabym się na Alexandra i zaczęła go całować. Może nawet
zdecydowałabym się na coś jeszcze. Po chwili usłyszałam w moim umyśle
głos.
Pocałuj go.
Kim jesteś?
Kimś, kto każe Ci go pocałować.
A dokładnie?
Twoją drugą jaźnią.
Kim?
Twoją drugą jaźnią, czyli twoim drugim "umysłem".
Po chwili doszłam do siebie. Podeszłam do Alexandra i go pocałowałam.
<Alexander?>
Pocałuj go.
Kim jesteś?
Kimś, kto każe Ci go pocałować.
A dokładnie?
Twoją drugą jaźnią.
Kim?
Twoją drugą jaźnią, czyli twoim drugim "umysłem".
Po chwili doszłam do siebie. Podeszłam do Alexandra i go pocałowałam.
<Alexander?>
Od Kai'ego "Leo i Shadow cz.3" (cd. Shadow lub Sora)
- Co ja z tego będę miał?
- Hm... Shadow? Masz jakiś pomysł? - zapytała Sora.
- Coś się wymyśli, ale potem. Chcę sobie teraz tylko przypomnieć, to czego zapomniałem.
- Tylko żeby nie było że mnie wkręciliście... Będziecie mi winni przysługę.
- Zgoda, ale nie rozpowiadaj nikomu o tym, co zobaczysz w jego głowie. Czy to jasne? - powiedziała Sora.
- Jasne, nie ma sprawy. To zaczynamy? - zapytałem.
- Tak. - odparł Shadow cicho. Było widać, że nie za bardzo mu się to podoba.
Przyłożyłem łapę do jego czoła, zamknąłem oczy i mocno się skupiłem. Zobaczyłem plątaninę kolorowych i ruchomych obrazów, które odtwarzały się jak film. Zacząłem powoli je przeglądać.
Sora i Shadow razem chodzą? - pomyślałem widząc kilka z jego wspomnień.
Może już są parą? Ciekawe czy Sora zajdzie w ciążę... - zaśmiałem się pod nosem. - Na pewno.
Po kilku minutach dla mnie, niczego sensownego nie udało mi się znaleźć, więc powędrowałem dalej w jego przeszłość. Tam ujrzałem Asai, jej tereny, to jak włada, nawet to, że Shadow był jej prawą łapą, co wprawiło mnie w zdumienie.
Kai, nie po to tu przyszedłeś, żeby się przyglądać Asai, chociaż może to się w przyszłości przydać watasze. - pomyślałem i poszedłem jeszcze dalej.
Tam ujrzałem dwa bawiące się szczeniaki. Dwóch małych chłopców, którzy mieli zabawę na całego i turlali się po całej łące. Jeden był trochę koloru podobnego trochę do czerwieni, a trochę do pomarańczy, a ten drugi sprawiał wrażenie trochę starszego i miał skrzydła - to musiał być z całą pewnością Leo. Czas przewinął się trochę do przodu i mały Leo był śmiertelnie wręcz poturbowany: cały zakrwawiony, kości gdzieniegdzie mu wystawały, rany aż do mięśni... Współczułem temu dzieciakowi, ale nic na to nie mogłem poradzić. Patrzył na teren, na którym najprawdopodobniej niedawno zakończyła się jakaś wojna, ponieważ leżało tam mnóstwo martwych ciał wilków. Maluch odszedł bardzo zasmucony. Nie było z nim już jego przyjaciela. Szedł tak z opuszczoną głową w nieznanym mu kierunku, aż wpadł na jakąś białą, młodą i piękną waderą, nie była to Kii, ani żadna inna z naszej watahy. Uniósł powoli łepek i spojrzał jej prosto w twarz.
- Pomóc ci? - zapytała z matczyną troską. Skądś ją kojarzyłem, ale nie wiedziałem skąd. Leo pokiwał głową. Ona wyszeptała jakieś zaklęcie i Leo był całkowicie zdrowy. Nie krył zaskoczenia. Wadera uśmiechnęła się promiennie.
Czas ponownie się przewinął, tak że widziałem w przyśpieszonym tempie, że powoli rosnący Leo zaprzyjaźniał się coraz bardziej z waderą, która założyła własną watahę. To Leo należał do jeszcze innych watah? Pojawiał się też tam jakiś dorosły basior, ale nie umiałem stwierdzić, jaką on tam rolę odgrywa. Biała wadera z czasem pod wpływem jakiegoś zaklęcia stała się cała czarna i tym samym zła. Mały Leo, który traktował ją jak matkę, krzyknął ze łzami w oczach:
- Nie! Asai!
T-to była... Asai?! Zatkało mnie. Robiła się coraz czarniejsza, a jej ciało wyginało się z bólu. Ten nieznany mi basior zakrywał Leonowi oczy, żeby nie patrzył na coś tak przerażającego, bo dla dziecka byłaby to trauma na całe życie. W końcu stała się taką Asai, jaką my obecnie znamy.
- Ja... Ja też chcę się poświęcić! Nie pozwolę jej samotnie cierpieć! Nie po tym, co dla mnie zrobiła! - krzyczał chłopak. Basior zasmucony jego życzeniem puścił go. Leo poddał się zaklęciu, a jego ciało też zaczęło się wykręcać z bólu. Nie widziałem tylko, kto rzucał to zaklęcie. Wtedy Leo stał się dobrze znanym nam Shadow'em. Czyli oni od samego początku byli jedną i tą samą osobą, a nie połączonymi dwoma...
Wróciłem "na ziemię". Patrząc na to, ile mi to zajęło, wychodziło dla nich zaledwie kilka sekund, ale dla mnie dużo dłużej... Nawet może pół godziny.
- I co...? - zapytał trochę skulony Shadow.
- Oj stary... - powiedziałem. Moje oczy były okrągłe, albo ze strachu, albo od nadmiaru migawek obrazów. Opowiedziałem im wszystko dokładnie, i czekałem na ich reakcję...
<Shadow? Sora?>
- Hm... Shadow? Masz jakiś pomysł? - zapytała Sora.
- Coś się wymyśli, ale potem. Chcę sobie teraz tylko przypomnieć, to czego zapomniałem.
- Tylko żeby nie było że mnie wkręciliście... Będziecie mi winni przysługę.
- Zgoda, ale nie rozpowiadaj nikomu o tym, co zobaczysz w jego głowie. Czy to jasne? - powiedziała Sora.
- Jasne, nie ma sprawy. To zaczynamy? - zapytałem.
- Tak. - odparł Shadow cicho. Było widać, że nie za bardzo mu się to podoba.
Przyłożyłem łapę do jego czoła, zamknąłem oczy i mocno się skupiłem. Zobaczyłem plątaninę kolorowych i ruchomych obrazów, które odtwarzały się jak film. Zacząłem powoli je przeglądać.
Sora i Shadow razem chodzą? - pomyślałem widząc kilka z jego wspomnień.
Może już są parą? Ciekawe czy Sora zajdzie w ciążę... - zaśmiałem się pod nosem. - Na pewno.
Po kilku minutach dla mnie, niczego sensownego nie udało mi się znaleźć, więc powędrowałem dalej w jego przeszłość. Tam ujrzałem Asai, jej tereny, to jak włada, nawet to, że Shadow był jej prawą łapą, co wprawiło mnie w zdumienie.
Kai, nie po to tu przyszedłeś, żeby się przyglądać Asai, chociaż może to się w przyszłości przydać watasze. - pomyślałem i poszedłem jeszcze dalej.
Tam ujrzałem dwa bawiące się szczeniaki. Dwóch małych chłopców, którzy mieli zabawę na całego i turlali się po całej łące. Jeden był trochę koloru podobnego trochę do czerwieni, a trochę do pomarańczy, a ten drugi sprawiał wrażenie trochę starszego i miał skrzydła - to musiał być z całą pewnością Leo. Czas przewinął się trochę do przodu i mały Leo był śmiertelnie wręcz poturbowany: cały zakrwawiony, kości gdzieniegdzie mu wystawały, rany aż do mięśni... Współczułem temu dzieciakowi, ale nic na to nie mogłem poradzić. Patrzył na teren, na którym najprawdopodobniej niedawno zakończyła się jakaś wojna, ponieważ leżało tam mnóstwo martwych ciał wilków. Maluch odszedł bardzo zasmucony. Nie było z nim już jego przyjaciela. Szedł tak z opuszczoną głową w nieznanym mu kierunku, aż wpadł na jakąś białą, młodą i piękną waderą, nie była to Kii, ani żadna inna z naszej watahy. Uniósł powoli łepek i spojrzał jej prosto w twarz.
- Pomóc ci? - zapytała z matczyną troską. Skądś ją kojarzyłem, ale nie wiedziałem skąd. Leo pokiwał głową. Ona wyszeptała jakieś zaklęcie i Leo był całkowicie zdrowy. Nie krył zaskoczenia. Wadera uśmiechnęła się promiennie.
Czas ponownie się przewinął, tak że widziałem w przyśpieszonym tempie, że powoli rosnący Leo zaprzyjaźniał się coraz bardziej z waderą, która założyła własną watahę. To Leo należał do jeszcze innych watah? Pojawiał się też tam jakiś dorosły basior, ale nie umiałem stwierdzić, jaką on tam rolę odgrywa. Biała wadera z czasem pod wpływem jakiegoś zaklęcia stała się cała czarna i tym samym zła. Mały Leo, który traktował ją jak matkę, krzyknął ze łzami w oczach:
- Nie! Asai!
T-to była... Asai?! Zatkało mnie. Robiła się coraz czarniejsza, a jej ciało wyginało się z bólu. Ten nieznany mi basior zakrywał Leonowi oczy, żeby nie patrzył na coś tak przerażającego, bo dla dziecka byłaby to trauma na całe życie. W końcu stała się taką Asai, jaką my obecnie znamy.
- Ja... Ja też chcę się poświęcić! Nie pozwolę jej samotnie cierpieć! Nie po tym, co dla mnie zrobiła! - krzyczał chłopak. Basior zasmucony jego życzeniem puścił go. Leo poddał się zaklęciu, a jego ciało też zaczęło się wykręcać z bólu. Nie widziałem tylko, kto rzucał to zaklęcie. Wtedy Leo stał się dobrze znanym nam Shadow'em. Czyli oni od samego początku byli jedną i tą samą osobą, a nie połączonymi dwoma...
Wróciłem "na ziemię". Patrząc na to, ile mi to zajęło, wychodziło dla nich zaledwie kilka sekund, ale dla mnie dużo dłużej... Nawet może pół godziny.
- I co...? - zapytał trochę skulony Shadow.
- Oj stary... - powiedziałem. Moje oczy były okrągłe, albo ze strachu, albo od nadmiaru migawek obrazów. Opowiedziałem im wszystko dokładnie, i czekałem na ich reakcję...
<Shadow? Sora?>
Od Kai'ego "Konkurencja cz.5" (cd. Alexander)
- Konkurencja wzrasta... - powiedziałem z uśmiechem.
- Kto jeszcze przyjął wyzwanie?
- Ten Alexander.
Nie do końca była to prawda, ale fakt to fakt. Jeżeli Alex nie przyjął wyzwania, to jest tchórzem.
- No to widzimy się za jakiś czas, urządzimy w trójkę "zebranie" i pogadamy sobie o tym. Jeżeli ktoś jeszcze przyjmie wyzwanie, to nie ma sprawy. Może też konkurować z nami. - powiedziałem odchodząc.
(Od autorki: przenosimy się do czasu obecnego (11 lipca), bo to op. odbywało się dnia 6 czerwca, a to dość dawno)
- I co? macie już dziewczyny, żony lub partnerki? - zapytałem na powitanie dwóch basiorów.
- Nie. - odpowiedział Rafael.
- Ale ja nie chcę brać w tym udziału... - bąknął Alex.
- Bierzesz i koniec kropka. No co ci szkodzi?
- Najwyżej przegram ten idiotyczny konkurs. - mruknął.
- Ja niestety też nie. Macie już kogoś na oku? Nikomu o tym nie mówimy, czy ktoś jest kimś zainteresowany, czy to jasne? - zadałem pytanie retoryczne, po czym kontynuowałem: - Mam nadzieję, że tak. To ja może zacznę, żeby przełamać pierwsze lody: mi jak na razie spodobała się Nari, bo to jednak ona przebywa zawsze najbliżej mnie i nie przeszkadza jej moje towarzystwo. Wydaje się świetnym materiałem na partnerkę. A wy?
<Alexander? Rafael jest nieobecny.>
- Kto jeszcze przyjął wyzwanie?
- Ten Alexander.
Nie do końca była to prawda, ale fakt to fakt. Jeżeli Alex nie przyjął wyzwania, to jest tchórzem.
- No to widzimy się za jakiś czas, urządzimy w trójkę "zebranie" i pogadamy sobie o tym. Jeżeli ktoś jeszcze przyjmie wyzwanie, to nie ma sprawy. Może też konkurować z nami. - powiedziałem odchodząc.
(Od autorki: przenosimy się do czasu obecnego (11 lipca), bo to op. odbywało się dnia 6 czerwca, a to dość dawno)
- I co? macie już dziewczyny, żony lub partnerki? - zapytałem na powitanie dwóch basiorów.
- Nie. - odpowiedział Rafael.
- Ale ja nie chcę brać w tym udziału... - bąknął Alex.
- Bierzesz i koniec kropka. No co ci szkodzi?
- Najwyżej przegram ten idiotyczny konkurs. - mruknął.
- Ja niestety też nie. Macie już kogoś na oku? Nikomu o tym nie mówimy, czy ktoś jest kimś zainteresowany, czy to jasne? - zadałem pytanie retoryczne, po czym kontynuowałem: - Mam nadzieję, że tak. To ja może zacznę, żeby przełamać pierwsze lody: mi jak na razie spodobała się Nari, bo to jednak ona przebywa zawsze najbliżej mnie i nie przeszkadza jej moje towarzystwo. Wydaje się świetnym materiałem na partnerkę. A wy?
<Alexander? Rafael jest nieobecny.>
Od Leo "To bliźniaki! cz.2"
- To cudownie! Nie spodziewałem się! - odparłem radośnie na tą niesamowitą nowinę. Ja ojcem? To chyba sen. Piękny sen.
- Kiedy poród? - zapytałem.
- Za 5-4 dni.
- No to w sumie szybko... Będziesz musiała na siebie uważać, i ja tego dopilnuję. - odparłem dumnie wypinając pierś, na co Valixy wybuchnęła śmiechem.
- O ile ty czegoś sobie wcześniej nie zrobisz... - wykrztusiła przez śmiech.
- Czy ty we mnie wątpisz?
Nie mogliśmy się przestać śmiać przez te teksty aż do końca drogi, gdzie nakazałem położyć się Valixy i jej odpoczywać. Nadal nie mogłem uwierzyć, że mój sen się spełnił o byciu ojcem...
- Kiedy poród? - zapytałem.
- Za 5-4 dni.
- No to w sumie szybko... Będziesz musiała na siebie uważać, i ja tego dopilnuję. - odparłem dumnie wypinając pierś, na co Valixy wybuchnęła śmiechem.
- O ile ty czegoś sobie wcześniej nie zrobisz... - wykrztusiła przez śmiech.
- Czy ty we mnie wątpisz?
Nie mogliśmy się przestać śmiać przez te teksty aż do końca drogi, gdzie nakazałem położyć się Valixy i jej odpoczywać. Nadal nie mogłem uwierzyć, że mój sen się spełnił o byciu ojcem...
Subskrybuj:
Posty (Atom)