Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

niedziela, 23 kwietnia 2017

Od Zirael "Porzucona" cz. 2 (c.d. Torance)

Sierpień 2019 r.
Dzień był upalny, wręcz nie do zniesienia. Nie zamierzałam iść tego dnia na zbiórkę, choć wiedziałam, że mi się za to oberwie. Zmrużyłam oczy. Powoli wciągnęłam zatęchłe powietrze, w którym było czuć powoli rozkładające się jedzenie i kurz. Wyszłam z półmroku dusznej jaskini jednak na zewnątrz, mimo że powietrze było świeże, byłam bezpośrednio wystawiona na słońce. Postanowiłam poszukać jakiegoś cienia. Spojrzałam tęsknie w głąb lasu gdzie drzewa stały gęściej, tworząc skuteczną ochronę przed słońcem. Było tam zdecydowanie więcej potworów niż w innych częściach lasu, ale wizja wylegiwania się w chłodnym, cichym miejscu, zamiast iść biegać w kółko w pełnym słońcu była kusząca. W końcu i tak postanowiłam nie iść, a tam mnie raczej nie będą szukać - pomyślałam. Skierowałam tam więc swe kroki i już po chwili poczułam przyjemne orzeźwienie na całym ciele. Wdychałam głęboko chłodne powietrze, przymykając oczy. Zastanawiałam się, czy to możliwe, że w tak upalny dzień można znaleźć takie miejsce. Magia czy wybryk natury? Nie wiem, ale błogosławię to miejsce.
Obudziłam się z nieprzyjemnym uczuciem. Nie potrafiłam tego określić, ale w powietrzu unosił się smutek. Odrzucenie. Cierpienie. Pozostawienie na śmierć. Były mi dobrze znane. Rozejrzałam się. Nie wiedziałam kiedy zasnęłam, ale nie dziwiło mnie to zważając, że całą noc przewracałam się z boku na bok, nie mogąc zasnąć przez gorąco, jakie panowało nawet w nocy. Lato zdecydowanie nie było moją ulubioną porą roku. Obejrzałam się i zorientowałam się jak niedaleko zaszłam. Nikt najwyraźniej nie zawracał sobie głowy szukaniem mnie. Było mi to obojętne zważywszy, że każdy miał swoje obowiązki. No, ja też. Odgoniłam poczucie winy związane z ucieczką od treningu i dzisiejszego polowania i zajęłam głowę niewyraźnym uczuciem, z którym się obudziłam. Od kogo dochodziło? Co się z nim teraz działo? Czy znałam tego wilka? Czy był daleko? Nie wiedziałam. Zdziwiłam się kiedy zauważyłam, że mu współczuje. Może nawet wszyscy czują się dobrze! Nie mogę szukać kogoś, posiadając tak wybrakowane informacje. Co ja o nim wiem? Że czuje się źle. To nic, słaby powód, żeby go szukać, każdy może mieć słabszy dzień. Ten argument mnie jednak nie zadowalał. Nie potrafiłam przyjąć myśli, że ktoś cierpi podobnie jak ja kiedyś, a ja będę jak wszyscy członkowie mojej dawnej watahy: nie zauważać, nie słyszeć, nie interesować się. Zostawić i zająć się sobą. Ha! To moja wataha potrafiła najlepiej. Porzucać nie podając powodu. Nie chciałam być jak oni. Byli jak potwory, jak Dwelling, Obscura czy inne byty. Potrząsnęłam głową. Nie ma potrzeby o tym myśleć, nic mi to nie da. Tylko żal. Jeszcze bardziej zmotywowało mnie to do odnalezienia danego wilka. Ruszyłam, coraz bardziej oddalając się od watahy.
Nie wiem, jak długo szłam, ale w końcu zauważyłam zwiniętą kulkę futra, przywiązaną nieznaną mi liną do drzewa. Mała wadera. Nie podobała mi się. Nie wyglądała na groźną, ale miała zapach ludzi. Zatrzymałam się w bezpiecznej odległości i obserwowałam ją. W końcu wstała i otrzepała się niezdarnie. Rozglądała się, ale nie mogła odejść przez linę. Wyczuła mnie i przemówiła drżącym głosem:
- Yyy... Kim jesteś? Co tu robisz?
Wyszłam z ukrycia i położyłam się przed nią. Wsparłam łeb na łapach i lekko przechyliłam. Przyglądałam się jej z ciekawością. Jej futro przypominało lisie, ala było bardziej... dzikie. Czarne futro na szyi było raczej niespotykane wśród lisów. Jednak była chyba zbyt niska na wilka... A może?
- Lis? - zapytałam.
- N-nie... - odpowiedziała zaskoczona.
- Pies!? - wykrzyknęłam z wahaniem. Wydawało mi się, że w końcu wpadłam na rozwiązanie. Spotkałam się z nimi w przeszłości. Były to mniejsze wilki towarzyszące ludziom. Nie miałam z nimi nic do czynienia, więc byłam bardzo podekscytowana.
- Tak.
Uśmiechnęłam się. Wadera była chyba zdezorientowana taką sympatią ze strony nieznajomej wadery.
- Zirael - wstałam i wyszczerzyłam zęby - Wilk z Watahy Magicznych Wilków.
Dopiero po chwili zrozumiałam, jak głupio to musi brzmieć.
- Tori - przeciągnęła ostatnią literę.
Podeszłam do drzewa i rozgryzłam linę. Chciałam też usunąć pasek ze skóry wokół jej szyi, ponieważ to do niego był przywiązany drugi koniec, ale zaprzeczyła. Pozostały kawałek zwisał do ziemi.
- Jak chcesz - wzruszyłam ramionami. Nie wiedziałam, po co jej to ale szanowałam jej decyzję. Może noszą to wysoko postawione psy? A może to symbol przynależności do psiej watahy? Postanowiłam później zapytać.
- Chcesz pójść ze mną do mojej watahy? - Byłam tak podekscytowana. Miałam nadzieję, że się zgodzi. Zauważyłam, że zachowuje się infantylnie i bardzo... otwarcie? Czy to dlatego, że jest młodsza? A może to dlatego, że przywiodły mnie tutaj uczucia, które sama czułam w przeszłości. Pomyślałam, że musiałam być w jej wieku, kiedy mnie wyrzucili. Darzyłam ją raczej nieodwzajemnioną sympatią.
- Chyba nie mam wyboru... - spojrzała tęsknie w przeciwną stronę od tej, z której przyszłam. Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie boi się mi odmówić. Dopiero teraz zauważyłam przy niej wodę i coś, co pachniało może jak jedzenie, ale i tak bym tego nie tknęła. Zastanawiałam się czemu ma tak małą wydzieloną część i to jeszcze na srebrnym czymś... Czy na kogoś czekała?
- Czy ktoś po ciebie przyjdzie? - zapytałam niepewnie. Moje słowa chyba sprawiły jej ból, po jej pysku przeszedł cień. Chyba właśnie sobie coś uświadomiła. Spuściła głowę i nieznacznie zaprzeczyła. Chciałam jej pomóc. Serce mi się ściskało, bo widziałam w niej dawną siebie. Chciałam dać jej dom, tak jak Wataha Magicznych Wilków dała mi. Byłam gotowa się za nią wstawić w razie, gdyby Alfa nie chciała przyjąć psa do watahy.
- No to w tę stronę - powiedziałam łagodnie i obróciłam się w stronę, z której przybyłam. Spojrzałam na nią przez ramię, a ona podążyła za mną, ciągnąc za sobą krótki kawałek liny, którym była niedawno przywiązana.

<Torance?>

Uwagi: Rozwijaj skróty (np. WMW). Zapomniałaś o kilku przecinkach (np. przed a lub że). "Zważywszy" piszemy przez "ż". Wilki nie mają twarzy!

Od Moone "Szkoła: Polowania" cz. 1

Sierpień 2019
Któregoś dnia, konkretnie w czwartek, poszłam na lekcję polowań. Ten przedmiot był jednym z ciekawszych, gdyż polubiłam zabijanie. Jedzenia, nie wilka. Zajęcia odbywały się na Szczenięcej Polance. Na miejscu była już Aoki i nowy wilk, Shen. Dziś mieliśmy praktykę. Nauczycielka kazała nam upolować rybę, dlatego poszliśmy nad Jezioro. Shen, widać nie był zainteresowany już nami tak jak wcześniej. W połowie drogi doszła jeszcze do nas Narvi, szła pośpiesznym krokiem. Nagle basior przystanął i ją podziwiał.
- Chodź! Nie stój tak! Nie czekaj na nią, dojdzie. - powiedziała Yuki.
- Dobrze, już idę. - odpowiedział.
Pomyślałam sobie, że widocznie Shen się w niej zakochał. Dobrze, że do nas już tak nie chciał zarywać. Gdy byliśmy już na miejscu, to ustawiliśmy się naokoło jeziora.
- Musicie być cicho i skupieni. Inaczej ryba do was nie podpłynie. - wytłumaczyła nam pani.
Przyczaiłam się i wyciągnęłam jedną łapę. Obserwowałam, czy jest coś w wodzie, lecz po chwili przypomniało mi się, jak wyprzedziłam i pobiłam Shena. Chciałam powstrzymać śmiech, lecz wybuchłam i wpadłam do wody. Wystraszyłam nie tylko ryby, ale i też moje koleżanki.
- Co ty wyrabiasz! - wykrzyknęła Yuko.
- Przepraszam... - mówiłam.
Basior się zaczął ze mnie wyśmiewać, a ja tylko się na niego popatrzyłam i szczerzyłam kły. Nagle z mojej blizny wydostał się fioletowy, falujący dymek. Z moich oczu także. Wyszłam z wody. Shen wystraszył się tego, bo na chwilkę za mną pojawił się duch Sagope'a. Ale tylko na chwilkę. Gdy znikł, to zasłabłam. Po przebudzeniu się, wstałam i otrzepałam się, a wilki patrzyły się na mnie zdziwione.
- No co? Ja tak czasem mam. - rzekłam, wymawiając smutno ostatnie słowo. 
- Ciekawe, czy kiedyś tak zaśniesz na zawsze. - powiedział sobie pod nosem.
Popatrzyłam się krzywo na niego z lekkim uśmieszkiem. Kontynuowaliśmy tę lekcję. Czekaliśmy jeszcze długo, aż ktoś złowi pierwszą rybę. Pierwszym wilkiem była Aoki. Była z siebie dumna. Kolejna byłam ja. Łapą uderzyłam o wodę i przyciągnęłam ją do siebie. Wtedy zdobycz wyskoczyła z wody, a ja chwyciłam ją do pyska. Jeszcze się trzepała, ale odeszłam trochę od wody, żeby w razie czego nie uciekła. Pod koniec lekcji zauważyłam, że wszyscy mieli przynajmniej po jednej. Nauczycielka poinformowała nas o tym, że można zjeść swoją ofiarę, lecz jeśli ktoś nie chce, to może ją oddać. Ja jeszcze nie jadłam ryby, więc chciałam ją spróbować. Wzięłam jednego gryza i stwierdziłam, że jest niezła. Zjadłam resztę, gdyż byłam głodna. Pożegnałam się z waderami, a z basiorem nawet nie miałam zamiaru. Wróciłam do siebie. Ułożyłam się do snu. W nocy obudziłam się i popatrzyłam w księżyc. Wtedy mój tata znowu się pojawił. 
- Tato... ja... - jąkałam się- ...tak za tobą tęsknię...
- Ja też, moja kochana. - odpowiedział.
- Też miałeś wrogów? Za szczeniaka?
- Tak, czemu pytasz?
Opowiedziałam tacie o wszystkim co mnie spotkało. Jego głos stał się bardziej, jak by tu ująć, zmartwiony. Brzmiał na zaniepokojonego. Jednak kiedy rozmawiałam z tatą, to usnęłam.

<C.D.N.>
 
Uwagi: Nie "ździwione", a "zdziwione"! Nie "tą lekcję", a "tę lekcję". Przed "ale" stawiamy przecinek.

Od Tori "Porzucona" cz.1 (Cd. Chętny)

 Sierpień 2019 r.
Czułam na sobie wzrok dziewczyny. Przyglądała mi się z niechęcią, prawie pogardą. Była na mnie zła, zawsze. Nigdy nie wiedziałam z jakiego powodu. Kiedy słyszałam jak krzyczy, podkulałam ogon i uciekałam z dala od niej. Przerażała mnie. Teraz, pod samym jej spojrzeniem miałam ochotę się skulić. Jednak starałam się nie okazywać strachu, tak jak kazał mi Piotrek. Chłopiec zawsze wiedział co mówi, jest mądry i dobry. 
- Tori, idziemy. - powiedziała. Wyczułam w jej głosie, postawie, że ból, który tak głęboko skrywała, wzmocnił się. Wstałam cicho i zamerdałam ogonem. Podeszłam do Anny i pozwoliłam, by przypięła do mojej obroży smycz. Spacer - to z pewnością dobrze jej zrobi.
Wyszłyśmy z małego mieszkania. Dziewczyna zamknęła drzwi i zbiegła ze schodów. Mieszkanie było wysoko, co mnie zawsze przerażało. Nie miałam jednak wyjścia. Musiałam biec razem z nią. Po paru minutach byłyśmy już na dworze. Prawie czułam, jak żar bije z nieba. Było tak gorąco... 
Anna skierowała swoje długie kroki w stronę cmentarza. Wiedziałam dokładnie co to za miejsce. Anna lubiła tam chodzić. Lubiła tam płakać i mówić tam do Piotrka, mamy i taty. Chociaż ich tam nie było. Moim zdaniem to nie było zbyt fajne miejsce. Pachniało tam smutkiem i czymś rozkładającym się. Nie rozumiałam, co Annie tak podoba się w tym miejscu. Jednak byłam grzecznym psem, zawsze posłusznie truchtałam przy jej nodze. Na cmentarzu siedziałam i czekałam, aż dziewczyna zabierze mnie z tego strasznego miejsca. Czasem nawet bardzo długo.
Teraz jednak cieszyłam się samym spacerem. Wyczuwałam wokół siebie tyle ciekawych woni, że ledwie zdążyłam się powstrzymać, żeby nie stawać co chwilę i szukać ich źródeł. W końcu doszłyśmy do bramy cmentarza. Nie myśląc o tym długo skierowałam swoje kroki w tamtą stronę. Anna jednak szła w inną stronę. Pociągnęłam ją w odpowiednim kierunku. Może się zamyśliła?
- Tori, nie. Nie dzisiaj. - powiedziała i pociągnęła mnie w inną stronę. Co miałam zrobić? Poszłam tam, gdzie mi kazała. W końcu była... była moją... nową panią. Na wspomnienie tego poczułam łzy zbierające się w oczach. Tor, nie myśl o nim. Nie będziesz płakać. Nie teraz. Nie.
Spojrzałam w dół, na swoje łapy. Szłam bez namysłu tam, gdzie prowadziła mnie Anna. Straciłam ochotę na rozglądanie się i poznawanie świata. Nawet nie zdałam sobie sprawy, ale weszłyśmy do lasu. Tego zakazanego, nawiedzonego - jak zwykł mówić Pio... Nie, stop. 
Nie wiedziałam dlaczego tutaj idziemy, nie powinnyśmy tu być. Ten las jest podobno niebezpieczny. Nie wolno do niego wchodzić, a my w nim jesteśmy. Czułam jak strach formuje w moim brzuchu wielką kulę. Bałam się, tak bardzo się bałam. W pewnym momencie Anna się zatrzymała i kucnęła obok jakiegoś drzewa. 
- Idziemy? Proszę, powiedz, że wracamy! - powiedziałam. Dziewczyna spojrzała w moją stronę, jakby zrozumiała co powiedziałam. Wiedziałam jednak, że to niemożliwe. Ludzie mnie nie słyszą. Zaczęłam się dokładniej przyglądać jej poczynaniom. Właśnie wyciągała ze swojej wielkiej torby moją miskę, torebeczkę z karmą i butelkę wody. Ciekawe po co jej to? Anna, wcale się mną nie przejmując postawiła miskę, napełniła karmą i wodą. Następnie obróciła się w moją stronę i złapała mój pysk w dłoń. Zmusiła mnie, bym patrzyła się jej w oczy.
- Tori, Torance... Mała, to nie tak. Ja nie mogę cię dłużej trzymać, nie mogę cię oddać. Piotrek byłby na mnie zły. Kochany braciszek... On by nie zrozumiał. Muszę to zrobić. Przepraszam cię, psinko... - mówiła, a w jej głosie pobrzmiewał smutek i poczucie winy. Puściła mój pysk, a ja polizałam ją po dłoni. Nic z tego nie rozumiałam, nie darzyłam Anny wielką miłością, jednak zrobiło mi się jej szkoda. 
Nagle dziewczyna wstała i pobiegła w stronę, z której przyszłyśmy. Beze mnie. Próbowałam biec za nią, jednak coś pociagnęło mnie  z powrotem. Smycz. Była mocno przywiązana do drzewa, a wraz z nią i ja. Anna tymczasem znikła za drzewami. Nie było jej. Chciałam wierzyć, że wróci po mnie, jednak gdzieś głęboko słyszałam jak coś mówi "A co jeśli nie? Co jeśli cię tutaj zostawiła?" 
Nie wiedziałam co robić. Wiedziałam, że się nie uwolnię. Zaczęłam skomleć i wyć. "Anno, wróć..." Położyłam się na mchu i czekałam piszcząc. Nic innego mi chyba nie zostało...
***
Nie wiem, kiedy zasnęłam. Obudziło mnie uczucie, że jestem obserwowana. Może to Anna! Szybko wstałam i się otrzepałam. Zaczęłam się rozglądać wokoło i wąchać. Nie wyczułam jednak jej zapachu. Jej, ani żadnego ludzkiego. Za to bardzo dobrze wyczuwałam coś innego, dzikiego, a jednak podobnego do mnie. 
- Yy... - zająknęłam się wystraszona. - Kim jesteś? Co tu robisz? 
Zza krzaków wyszła jakaś postać. Większa ode mnie, psowata, podobna. A jednak nie do końca. Czułam jak jakieś wspomnienie, urywek informacji, próbuje przypomnieć mi o sobie. Bezskutecznie, aż w końcu mnie olśniło. To musiał być wilk, magiczny wilk...
<Ktoś chętny?>
Uwagi: Brakuje daty!

Od Navri "Jestem młodsza, ale nie gorsza" cz. 2

Sierpień 2019 r.
Następna lekcja polowania odbyła się już kolejnego dnia w południe. Walcząc z zakwasami po zbyt intensywnym pływaniu w stawie, zwlokłam się z legowiska. Taty już nie było. Najwyraźniej poszedł na swoją zmianę. Musiałam iść na zajęcia sama. Miałam nadzieję na wyjątkowo słoneczny dzień, bym nie musiała błądzić po Zielonym Lesie, sądząc, że każde zamazane drzewo jest tym samym, co poprzednio. Podobno od zbyt długiego przebywania w półmroku robiłam zeza. Przynajmniej tak mówił tata. Jakby zobaczył to któryś ze szczeniaków, byłabym skończona.
Szłam na polanę zbiórek na podstawie własnej pamięci. Wielokrotnie potykałam się o wystające korzenie, których nie mogłam dostrzec. Zdarzało mi się czasem nawet upaść, więc moje futerko już nie było całkiem czyste. Musiałam mieć jeszcze kilka otarć, jednak całkowicie niegroźnych. Tylko trochę szczypały. Tylko z jednego popłynęła odrobina krwi. Nie zamierzałam się wracać z tak głupiego powodu. Chciałam pokazać tej zarozumiałej Yuki, na co mnie stać.
Kiedy stanęłam na zbiórce, aż uniosła brwi na mój widok.
- Taka jesteś zdeterminowana? - mruknęła wyzywająco. Nawet nie mrugnęłam. Odpowiedź była przecież oczywista. Gdybym nie była, nie przyszłabym do niej. Jeśli sądzi, że to dlatego, że ją polubiłam, to jest w wielkim błędzie.
- Dziś będziemy polować na zające. Dzieciaczki, które się za bardzo boją, mogą uciec do domu, żeby później nie było płaczu, że coś nie wychodzi. Nie mam zamiaru tracić nerwów na uspakajanie jakichś beks. Czy to jest jasne? Oczywiście. W takim razie proszę się rozejść - syknęła, jednak nikt ani nie drgnął. Utkwiła swoje spojrzenie zielonych ślepi we mnie, jednakże ja odpowiedziałam dokładnie tym samym. Nawet to mnie nie porażało. Wiedziałam, że jeśli nie spróbuję, to nigdy się nie dowiem, czy coś umiem, czy nie. Nawet jeśli okaże się, że nie, to zawsze mogę się tego nauczyć. Uciekanie przed swoimi słabościami nie miało sensu. Trzeba albo nauczyć się z nimi żyć, albo je zniwelować. Najgorsze były takie wilki, jak Yuki. Wmawiające, że coś nie wyjdzie, nawet jeśli okaże się, że jest kompletnie na odwrót.
- Rozumiem, później będę musiała wysłuchiwać waszych jęków i płaczami nad skręconymi łapkami lub nieudanym polowaniem. Cudownie - westchnęła zniesmaczona - Za mną.
Idąc, myślałam nad tym, że miałam wielką nadzieję, że pozostali nauczyciele nie byli tak... wredni, jak ona. Nie była zbyt zachęcającą osobą. Jako, że była pierwszym nauczycielem, z którym zajęcia mieć mogliśmy, mogła skutecznie zniechęcić do jakiejkolwiek nauki. Kiedy będę starsza, chyba poproszę Alfy o zamienienie ją na kogoś innego. Jak chce sobie uczyć, to ewentualnie później i to jeszcze czegoś innego. Można być wymagającym, ale nie tak, jak ona. Była straszna. Posłałam jej nienawistne spojrzenie.
Myślami byłam już na lekcji kreatywności, na którą miałam się udać za kilka dni. Nie była ona obowiązkowa, więc możliwe, że będę jedyną osobą, którą na nią przybędzie, ale może nauczyciel będzie bardziej wyrozumiały i wszystko wytłumaczy od początku. Mogłam działać, ale tylko mając odpowiednie podstawy, których jednak mi nie dawała Yuki. Miałam w planach szybko zakończyć naukę, osiągając naprawdę dobre efekty, by mieć to z głowy i nie męczyć się z tym do końca mojej edukacji, ale jak to się skończy - zobaczymy. Po lekcji chciałam poprosić tatę, aby nauczył mnie paru podstawowych rzeczy o polowaniu, żebym nie była w tyle w stosunku do starszych kolegów i koleżanek.
Zatrzymaliśmy się na jednej z łączek w środku Zielonego Lasu. Była porośnięta wysoką trawą, od pyłków której trochę mnie zakręciło w nosie. Gdzieniegdzie wychylały się kolorowe kwiatki. Yuki dała nam znak, abyśmy się ukryli. Podczas gdy lustrowała spojrzeniem łąkę, my czekaliśmy na znak. Szeptem Aoki, Moone i Shen krótko mi wyjaśnili, co powinnam zrobić, aby nie zepsuć akcji i jak wykonać odpowiedni skok. Po tych radach kazali mi patrzeć na nauczycielkę, która wyda nam znak do startu. Chociaż na coś się przydali. Może mają szczyptę szans na moją przyjaźń. O ile mają coś wartościowego do przekazania, przyjmę ich obecność bez oporów. Jeżeli jednak będą próbowali rozmawiać o bzdurach, mogą się spotkać z ignorancją. Ot, taki sobie plan ubzdurałam. Jak to się skończy - zobaczymy.
Yuko machnęła łapą, więc ruszyliśmy na oślep. Kątem oczu obserwowałam pozostałe szczeniaki, orientowałam się, w którym kierunku biegną, oszacowałam odległość. Nie chciałam na nie wpaść. Nagle wyczułam soczysty aromat zajęczego mięsa. Jest niedaleko. Przyspieszyłam. Nawet nie wiedząc kiedy znacznie wyprzedziłam rówieśników i jako pierwsza dopadłam nic nie przeczuwającego gryzonia. Zrobiłam to na tyle szybko, że nie tylko chwyciłam jego miękki grzbiet w szczęki, ale również potykając się o niezauważony przeze mnie kamyk, przekoziołkowałam kilka razy, nieświadomie przy tym miotając zającem. Musiał uderzyć głową o jakiś kamyk, bo gdy podniosłam się ze kotłowanej trawy, wisiał z mojego pyska całkowicie nieruchomy i wykrzywiony pod dziwnym kątem. Miałam zbyt małą szczękę, by go dalej utrzymać, więc zwyczajnie mi wypadł z zębów. Kręciło mi się przy tym w głowie, więc usiadłam.
Szczeniaki zorientowawszy się zapewne, że coś jest nie tak, kiedy do mnie dotarły, już wcale nie biegły. Był to raczej trucht. Potrzebowały dobrej chwili, by zorientować się, co się stało. Martwy zając leżący przed moimi łapkami mówił najwyraźniej sam za siebie, bo Shen zagwizdał przez zęby.
- Nieźle - skomentował. Za chwilę zza trawy wyłoniła się Yuki. Musiała się domyślić, co zaszło, bo była wściekła.
- To miała być praca grupowa.
- Ale się jej udało - bronił mnie Shen, jednak go całkowicie zignorowała.
- Chcesz się popisać, co? Łamiąc moje nakazy niczego nie osiągniesz - mówiła groźnym tonem, zbliżając się do mnie. Siedziałam dalej niewzruszona. Ziewnęłam.
- Więc to tak się bawimy? Zamierzasz mnie całkowicie ignorować i sama sobie wydawać polecenia? Lekceważysz przy tym nauczyciela. Naskarżę twojemu ojcu na to, jak się zachowujesz...
A ja na panią - pomyślałam, będąc w pełni świadomą, że co prawda samodzielnym polowaniem nieco zagroziłam swojemu zdrowiu, ale z drugiej strony będąc absolutnie pewną, że wina była równa. W końcu nie wyjaśniła mi, co zrobić. Gdyby nie pozostałe szczeniaki, mogłoby się to wszystko skończyć wprost tragicznie. Nie chciałam udawać skruszonego malucha, nie było mi ani trochę żal swojego występku. Przynajmniej mam okazję do drobnej zemsty. Karma zawsze wraca.
Wzięła kilka uspokajających oddechów. Wiedziałam, że tak się robi, bo moja ciocia często w ten sposób czyniła, kiedy ktoś ją czymś zdenerwował. Ona jednak umiała trzymać złość na wodzy. Yuki sobie z tym nie radziła i w dodatku nic sobie z tego nie robiła. Mruknęła pod nosem jeszcze kilka nieprzyjemnych słów, odwróciła się na pięcie i zagłębiła w wysoką trawę.
- Idziemy - warknęła. Reszta szczeniaków posłusznie podążyła za nią. Tylko ja, patrząc na martwego zająca, zaczęłam się zastanawiać, co z nim zrobić. Szybko go pochwyciłam w pyszczek i poszłam tunelem z traw wydrążonym przez grzbiet Yuki i łapki pozostałej części grupy. Nie czekali na mnie. Jak tylko udało mi się ich dogonić, nauczycielka posłała mi niezadowolone spojrzenie.
- Zostaw to - syknęła. Speszona odłożyłam truchło zająca w krzaki, jednak zapamiętując miejsce. Zamierzałam po niego wrócić. Po co marnować jedzenie?
Resztę lekcji spędziła na prawieniu nam morałów co do słuchania jej, przeplatanego pozorną nauką robienia rozbrajania wnyków, w których utknęła zwierzyna zdatna do jedzenia, którą możemy zaciągnąć w krzaki i tam bezpiecznie spożyć. Tak właściwie, to jej nie słuchałam. Skupiałam się wyłącznie na próbach otworzenia metalowych zębisk, w które wcześniej wsadziła kości jakiegoś jelenia. Oczywiście wyzywała mnie jeszcze kilka razy, ale wiedząc, że robiła kompletnie niesłusznie, to także zlekceważyłam.
Czekałam na tatę po lekcjach dłużej, niż dnia poprzedniego. Kiedy tylko przyszedł, a Yuki mogła wrócić do swojej jaskini (oczywiście przy tym głośno narzekając), oświadczyłam:
- Jecenie. Idźiemy.
Kiedy zaczęłam go samodzielnie prowadzić do krzaków, w których porzuciłam zająca, nie zadawał pytań, rozumiejąc, że rzucone przeze mnie hasła oznaczały, że albo znalazłam jedzenie, albo miejsce, gdzie było go dużo. Pod drodze opowiedziałam mu krótko o tym, jak zostałam potraktowana przez nauczycielkę. Zareagował zmęczonym westchnięciem.

<C.D.N.>

Uwagi: Brak.