Sierpień 2019 r.
Dzień był upalny, wręcz nie do zniesienia. Nie zamierzałam iść tego dnia
na zbiórkę, choć wiedziałam, że mi się za to oberwie. Zmrużyłam oczy.
Powoli wciągnęłam zatęchłe powietrze, w którym było czuć powoli
rozkładające się jedzenie i kurz. Wyszłam z półmroku dusznej jaskini
jednak na zewnątrz, mimo że powietrze było świeże, byłam bezpośrednio
wystawiona na słońce. Postanowiłam poszukać jakiegoś cienia. Spojrzałam
tęsknie w głąb lasu gdzie drzewa stały gęściej, tworząc skuteczną
ochronę przed słońcem. Było tam zdecydowanie więcej potworów niż w
innych częściach lasu, ale wizja wylegiwania się w chłodnym, cichym
miejscu, zamiast iść biegać w kółko w pełnym słońcu była kusząca. W
końcu i tak postanowiłam nie iść, a tam mnie raczej nie będą szukać -
pomyślałam. Skierowałam tam więc swe kroki i już po chwili poczułam
przyjemne orzeźwienie na całym ciele. Wdychałam głęboko chłodne
powietrze, przymykając oczy. Zastanawiałam się, czy to możliwe, że w tak
upalny dzień można znaleźć takie miejsce. Magia czy wybryk natury? Nie
wiem, ale błogosławię to miejsce.
Obudziłam się z nieprzyjemnym uczuciem. Nie potrafiłam tego określić,
ale w powietrzu unosił się smutek. Odrzucenie. Cierpienie. Pozostawienie
na śmierć. Były mi dobrze znane. Rozejrzałam się. Nie wiedziałam kiedy
zasnęłam, ale nie dziwiło mnie to zważając, że całą noc przewracałam się z
boku na bok, nie mogąc zasnąć przez gorąco, jakie panowało nawet w nocy.
Lato zdecydowanie nie było moją ulubioną porą roku. Obejrzałam się i
zorientowałam się jak niedaleko zaszłam. Nikt najwyraźniej nie zawracał
sobie głowy szukaniem mnie. Było mi to obojętne zważywszy, że każdy miał
swoje obowiązki. No, ja też. Odgoniłam poczucie winy związane z
ucieczką od treningu i dzisiejszego polowania i zajęłam głowę
niewyraźnym uczuciem, z którym się obudziłam. Od kogo dochodziło? Co się
z nim teraz działo? Czy znałam tego wilka? Czy był daleko? Nie
wiedziałam. Zdziwiłam się kiedy zauważyłam, że mu współczuje. Może nawet
wszyscy czują się dobrze! Nie mogę szukać kogoś, posiadając tak
wybrakowane informacje. Co ja o nim wiem? Że czuje się źle. To nic,
słaby powód, żeby go szukać, każdy może mieć słabszy dzień. Ten argument
mnie jednak nie zadowalał. Nie potrafiłam przyjąć myśli, że ktoś cierpi
podobnie jak ja kiedyś, a ja będę jak wszyscy członkowie mojej dawnej
watahy: nie zauważać, nie słyszeć, nie interesować się. Zostawić i zająć
się sobą. Ha! To moja wataha potrafiła najlepiej. Porzucać nie podając
powodu. Nie chciałam być jak oni. Byli jak potwory, jak Dwelling,
Obscura czy inne byty. Potrząsnęłam głową. Nie ma potrzeby o tym myśleć,
nic mi to nie da. Tylko żal. Jeszcze bardziej zmotywowało mnie to do
odnalezienia danego wilka. Ruszyłam, coraz bardziej oddalając się od
watahy.
Nie wiem, jak długo szłam, ale w końcu zauważyłam zwiniętą kulkę futra,
przywiązaną nieznaną mi liną do drzewa. Mała wadera. Nie podobała mi
się. Nie wyglądała na groźną, ale miała zapach ludzi. Zatrzymałam się w
bezpiecznej odległości i obserwowałam ją. W końcu wstała i otrzepała się
niezdarnie. Rozglądała się, ale nie mogła odejść przez linę. Wyczuła
mnie i przemówiła drżącym głosem:
- Yyy... Kim jesteś? Co tu robisz?
Wyszłam z ukrycia i położyłam się przed nią. Wsparłam łeb na łapach i
lekko przechyliłam. Przyglądałam się jej z ciekawością. Jej futro
przypominało lisie, ala było bardziej... dzikie. Czarne futro na szyi
było raczej niespotykane wśród lisów. Jednak była chyba zbyt niska na
wilka... A może?
- Lis? - zapytałam.
- N-nie... - odpowiedziała zaskoczona.
- Pies!? - wykrzyknęłam z wahaniem. Wydawało mi się, że w końcu wpadłam
na rozwiązanie. Spotkałam się z nimi w przeszłości. Były to mniejsze
wilki towarzyszące ludziom. Nie miałam z nimi nic do czynienia, więc
byłam bardzo podekscytowana.
- Tak.
Uśmiechnęłam się. Wadera była chyba zdezorientowana taką sympatią ze strony nieznajomej wadery.
- Zirael - wstałam i wyszczerzyłam zęby - Wilk z Watahy Magicznych Wilków.
Dopiero po chwili zrozumiałam, jak głupio to musi brzmieć.
- Tori - przeciągnęła ostatnią literę.
Podeszłam do drzewa i rozgryzłam linę. Chciałam też usunąć pasek ze
skóry wokół jej szyi, ponieważ to do niego był przywiązany drugi koniec,
ale zaprzeczyła. Pozostały kawałek zwisał do ziemi.
- Jak chcesz - wzruszyłam ramionami. Nie wiedziałam, po co jej to ale
szanowałam jej decyzję. Może noszą to wysoko postawione psy? A może to
symbol przynależności do psiej watahy? Postanowiłam później zapytać.
- Chcesz pójść ze mną do mojej watahy? - Byłam tak podekscytowana.
Miałam nadzieję, że się zgodzi. Zauważyłam, że zachowuje się infantylnie
i bardzo... otwarcie? Czy to dlatego, że jest młodsza? A może to
dlatego, że przywiodły mnie tutaj uczucia, które sama czułam w
przeszłości. Pomyślałam, że musiałam być w jej wieku, kiedy mnie
wyrzucili. Darzyłam ją raczej nieodwzajemnioną sympatią.
- Chyba nie mam wyboru... - spojrzała tęsknie w przeciwną stronę od tej,
z której przyszłam. Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie boi się mi
odmówić. Dopiero teraz zauważyłam przy niej wodę i coś, co pachniało
może jak jedzenie, ale i tak bym tego nie tknęła. Zastanawiałam się
czemu ma tak małą wydzieloną część i to jeszcze na srebrnym czymś... Czy
na kogoś czekała?
- Czy ktoś po ciebie przyjdzie? - zapytałam niepewnie. Moje słowa chyba
sprawiły jej ból, po jej pysku przeszedł cień. Chyba właśnie sobie coś
uświadomiła. Spuściła głowę i nieznacznie zaprzeczyła. Chciałam jej
pomóc. Serce mi się ściskało, bo widziałam w niej dawną siebie. Chciałam
dać jej dom, tak jak Wataha Magicznych Wilków dała mi. Byłam gotowa się za nią wstawić w
razie, gdyby Alfa nie chciała przyjąć psa do watahy.
- No to w tę stronę - powiedziałam łagodnie i obróciłam się w stronę, z
której przybyłam. Spojrzałam na nią przez ramię, a ona podążyła za mną,
ciągnąc za sobą krótki kawałek liny, którym była niedawno przywiązana.
<Torance?>
Uwagi: Rozwijaj skróty (np. WMW). Zapomniałaś o kilku przecinkach (np. przed a lub że). "Zważywszy" piszemy przez "ż". Wilki nie mają twarzy!