Wędrowałam już od dwóch dni głodna, zmęczona i przestraszona tym, co może się zdarzyć. Nagle zobaczyłam jeszcze świeżo upolowaną
zwierzynę. Obejrzałam się dookoła czy nie ma żadnych
drapieżników. Gdy upewniłam się, że jestem sama, podeszłam, a nagle zza krzaków wyskoczyły inne wilki.
Przestraszyłam się więc okropnie i zaczęłam uciekać. Krzyczeli pod moim adresem:
- STÓJ!
Ale nadal uciekałam nie zwracając na nich żadnej uwagi. I gdy tak biegłam poczułam skurcze i walnęłam w drzewo.
Przez około godzinę byłam nieprzytomna, więc nie wiedziałam co się dzieje wokół mnie.
Gdy
się obudziłam zobaczyłam dwóch jakiś strażników przymnie stojących i pilnujących mnie. Chciałam wymknąć się tyłem, ale zobaczyłam że kilka innych wilków tu idzie. Trochę
się wystraszyłam, więc postanowiłam się nie ruszać. Któryś z wilków się zapytał:
- Ja się nazywasz, moja droga?
- Sofija - odparłam zmieszana.
- Co cie tu sprowadza? - zapytał ponownie wilk. Gdy na niego spojrzałam, stwierdziłam iż to wadera.
- Mój ojciec wyrzucił mnie ze stada bo jestem w ciąży z synem wroga. Przez dwa dni przed nim uciekałam. I za jakiś 3, 4 dni będę rodzić. Ja mogę teraz z
waszego terenu mogę odejść i już nie wrócić, jeżeli mnie tutaj nie potrzebujecie. - odparłam niepewnie.
- Możesz zostać u nas ile chcesz.
- Dziękuję Wam bardzo.
Wadera z którą rozmawiałam kazała mi iść za sobą. Według jej polecenia poszłam się przespać we wskazanym przez nią miejscu i coś zjeść.
Nazajutrz odwiedził mnie jakiś basior...
<Percy?>