Dzień zapowiadał się pięknie. Z rana musiałem się wybrać do Kiiyuko, by
objaśnić wszystko dotyczące zbliżającego się święta. Było to święto
bogów naszych żywiołów. Tradycja mówi nam że każdy wilk z jakiegokolwiek
żywiołu, ma zostawić w miejscu (np. żywioł ziemi, prezent kładziemy w
lesie, prezent ma reprezentować żywioł). Na następny dzień podarunki
tajemniczo znikają. Wszyscy nie mogli doczekać się święta. Każdy wilk
miał obowiązki. Z Tiffany nie widziałem się 2 dni, bo ma próby śpiewu,
a Damien próbuje wymyślić zaklęcia na północ.
<chętny?>
Zacieśnianie więzi
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)
wtorek, 26 sierpnia 2014
Od Asuny "Nowa znajoma? cz. 1" (cd. Sora)
Ta noc nie była dla mnie spokojna... Cały czas po mojej głowie pętały
się koszmary, dlatego ucieszyłam się, że już jest ranek. Słońce wdarło
się do mojej jaskini i zmyło sen z powiek. Wstałam wolno i ziewnęłam
leniwie. Wyciągnęłam się i przeszłam do wnęki obok. Ruszyłam wąskim
korytarzem, po czym skręciłam w prawo. Na środku pomieszczenia znajdował
się kamienny stół. Wyciągnęłam ze spiżarni kawałek mięsa. Położyłam go
na stole, po czym zajęłam się jedzeniem.
***
Po śniadaniu postanowiłam wyruszyć na spacer. Za cel wybrałam Park w watasze.
Wyszłam na zewnątrz, promienie słoneczne oślepiły mnie na chwilę. Ruszyłam raźnym krokiem. Bacznie obserwowałam wszystkie zwierzęta i rośliny, jakbym chciała zapamiętać każdy szczegół.
Gdy dotarłam na miejsce zaczęłam się rozglądać. Mój wzrok padał dosłownie na wszystko, rośliny, kwiaty, drogi, kamienie, żywopłoty. Szłam przed siebie oglądając wszystko co napotkałam.
Przez nieuwagę zderzyłam się na zakręcie z jakąś waderą.
- Bardzo przepraszam! Nie zauważyłam Cię. - powiedziałam.
Wilczyca miała miodowobeżową barwę futra, a łapy, ogon, brzuch i "grzywka" były białe. Na szyi miała przewiązaną granatową apaszkę i naszyjnik z wąsami.
Spojrzała na mnie i powiedziała:
<Sora? Odpowiesz Królu Julianie, Mortowi? XD>
***
Po śniadaniu postanowiłam wyruszyć na spacer. Za cel wybrałam Park w watasze.
Wyszłam na zewnątrz, promienie słoneczne oślepiły mnie na chwilę. Ruszyłam raźnym krokiem. Bacznie obserwowałam wszystkie zwierzęta i rośliny, jakbym chciała zapamiętać każdy szczegół.
Gdy dotarłam na miejsce zaczęłam się rozglądać. Mój wzrok padał dosłownie na wszystko, rośliny, kwiaty, drogi, kamienie, żywopłoty. Szłam przed siebie oglądając wszystko co napotkałam.
Przez nieuwagę zderzyłam się na zakręcie z jakąś waderą.
- Bardzo przepraszam! Nie zauważyłam Cię. - powiedziałam.
Wilczyca miała miodowobeżową barwę futra, a łapy, ogon, brzuch i "grzywka" były białe. Na szyi miała przewiązaną granatową apaszkę i naszyjnik z wąsami.
Spojrzała na mnie i powiedziała:
<Sora? Odpowiesz Królu Julianie, Mortowi? XD>
Od Aramisy "Nieznajomy cz.3" (cd.chętny)
Basior jakiego spotkałam, był bardzo przystojny, ale najpiękniejszy był chyba jego uśmiech. Z początku nieco się zawstydziłam.
Zawsze tak mam gdy ktoś przyłapie mnie na śpiewaniu.
- Schlebia mi, to jak uważasz, że pięknie śpiewam - uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił uśmiech - Czyżby była tu w pobliżu jakaś wataha? Nie widuję często samotnych wilków...
- Ach, tak! - niecierpliwie machał ogonem - Chętnie zabiorę cię tam, jeśli oczywiście zechcesz mi towarzyszyć?
- Oczywiście, bardzo chętnie! - zamachałam raz ogonem i zrównałam z nim krok.
- Masz naprawdę piękne imię. - powiedział to, jednak wydawało mi się, że był czymś zasmucony, jak gdyby jakaś zła myśl przemknęła mu przez głowę.
- Czy coś cię martwi?- zapytałam.
- Hmm..? - zamyślony odrzekł - Och nie, nie to nic takiego. A zdradzisz mi, z jakich krain pochodzisz?
- Przybywam z zachodu.
- A co stało się z twoją starą watahą?
- Wojna... Ale nie chcę o tym rozmawiać. - Myśl o domu na chwilę zaćmiła mi umysł, kiedy zobaczyłam watahę wilków, a na jej czele potężną Alfę.
<Kiiyuko?>
Zawsze tak mam gdy ktoś przyłapie mnie na śpiewaniu.
- Schlebia mi, to jak uważasz, że pięknie śpiewam - uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił uśmiech - Czyżby była tu w pobliżu jakaś wataha? Nie widuję często samotnych wilków...
- Ach, tak! - niecierpliwie machał ogonem - Chętnie zabiorę cię tam, jeśli oczywiście zechcesz mi towarzyszyć?
- Oczywiście, bardzo chętnie! - zamachałam raz ogonem i zrównałam z nim krok.
- Masz naprawdę piękne imię. - powiedział to, jednak wydawało mi się, że był czymś zasmucony, jak gdyby jakaś zła myśl przemknęła mu przez głowę.
- Czy coś cię martwi?- zapytałam.
- Hmm..? - zamyślony odrzekł - Och nie, nie to nic takiego. A zdradzisz mi, z jakich krain pochodzisz?
- Przybywam z zachodu.
- A co stało się z twoją starą watahą?
- Wojna... Ale nie chcę o tym rozmawiać. - Myśl o domu na chwilę zaćmiła mi umysł, kiedy zobaczyłam watahę wilków, a na jej czele potężną Alfę.
<Kiiyuko?>
Od Damien'a "Randka ? cz 3" (cd. Desari)
- Super że się zgodziła - pomyślałem.
- No to gdzie? - przerwała mi rozmarzanie się.
- Hmm... Nie wiem... Na pewno Różowego Lasu nie lubisz, nie? - zapytałem odwracając łeb.
- Tak, za dużo tej miłości - odpowiedziała z pogardą.
- To zapraszam Cię do Tajemniczych Podziemi, co? - zapytałem patrząc jej uwodzicielsko w oczy.
- Może być - odrzekła obojętnie.
- To może być jutro na 18:05? - spytałem znowu.
- Mi wszystko jedno - bąknęła i odeszła.
- Hmm... Nie zbyt dobrze to wyszło... - opuściłem łeb.
Ale żeby tylko zobaczyła jaki dla niej mam prezent...
Wiem, że czuje lub czuła coś do Percy'ego, ale on nie był nią nawet zainteresowany! Dziwne to życie...
<Desari? Tylko mnie nie zabij XD>
Od Sziry "Jak dołączyłam? cz.3" (cd. Kai)
- Uciekałam przed byłą watahą. Przydała by mi się wizyta u lekarza - mówię patrząc na skrzydło.
- To chodź zaprowadzę cię - uśmiechnął się.
- Dziękuję - również się uśmiechnęłam.
- Nie ma za co, zawszę służę pomocą. - powiedział.
Wędrowaliśmy powoli, nigdzie się nam nie spieszyło, po pewnym czasie dotarliśmy do jaskini Asuny.
- Wchodź, śmiało - wymamrotał, a ja weszłam za nim.
- Cześć! - wykrzyknęła As.
- Hej - odpowiedziałam.
- No co ja tutaj widzę... Złamane skrzydło i tyle. Zaraz cię opatrzę, zaczekaj tutaj chwilę.
Po kilku minutach As wróciła i mnie opatrzyła. Nareszcie mnie tak nie boli.
- Przejdziemy się gdzieś? - zaproponował.
- Pewnie tylko gdzie, wybierz miejsce - odpowiedziałam.
<Kai?>
- To chodź zaprowadzę cię - uśmiechnął się.
- Dziękuję - również się uśmiechnęłam.
- Nie ma za co, zawszę służę pomocą. - powiedział.
Wędrowaliśmy powoli, nigdzie się nam nie spieszyło, po pewnym czasie dotarliśmy do jaskini Asuny.
- Wchodź, śmiało - wymamrotał, a ja weszłam za nim.
- Cześć! - wykrzyknęła As.
- Hej - odpowiedziałam.
- No co ja tutaj widzę... Złamane skrzydło i tyle. Zaraz cię opatrzę, zaczekaj tutaj chwilę.
Po kilku minutach As wróciła i mnie opatrzyła. Nareszcie mnie tak nie boli.
- Przejdziemy się gdzieś? - zaproponował.
- Pewnie tylko gdzie, wybierz miejsce - odpowiedziałam.
<Kai?>
Od Desari ''Odejść czy zostać cz.9'' (cd. Percy)
Widziałam, że Percy'emu zależy, żeby się dowiedzieć czegoś o proroctwie.
Wywnioskowałam, że to ze strachu, nie dziwiłam się, mogło się to
zdarzyć w każdej chwili.
- Druga część jest ukryta... W innym wymiarze. Prawdopodobnie zniszczona, przez mojego Ojca. - Zerknęłam na niego.
- Można się tam jakoś dostać? - nadal się upierał przy swoim.
- Kiedyś umiałam stworzyć portal... Teraz już nie mam tych zdolności. - spuściłam łeb.
- Czyli... Nie ma szans, żeby udało się nam zdobyć przerwany fragment? - pytał.
- Nawet jeśli udało by mi się otworzyć przejście do Azarath, raczej go nie odnajdziemy. Chyba, że.. - przerwałam. Pociągnęłam nosem, doszła do mnie silna, dusząca woń. Znałam ten zapach. To była... Biała lilia?!
- Uciekaj. - szepnęłam, rozglądając się.
- Co? - spojrzał na mnie, otwierając szerzej ślepia.
- Już! - odepchnęłam go w najbliższe krzaki i obróciłam się gwałtownie. W tej samej chwili otoczyła mnie szara mgła, która przemieniła się w barierę w kształcie półkola, nie próbowałam uciec, wiedziałam, co mnie czeka.
- Desari... - zamruczał uwodzicielsko znany mi głos.
- Kovu. - wbiłam szpony w ziemię, najeżyłam sierść, wyprostowałam się dumnie.
- Pani Demonów, Cieniu Azarath, czemu ukrywasz się w wilczej masce, pośród tych prostych zwierząt? - dopiero wtedy go zauważyłam. Wysoki, kruczowłosy chłopak o zielonych oczach stał przede mną w ciemnej szacie z założonym kapturem.
- Sam mnie taką porzuciłeś. - odwarknęłam. Zaczął się do mnie powoli zbliżać.
- Najukochańsza, wiesz, że musiałem odejść. - mówił spokojnie, powoli, z lekkim, sadystycznym uśmiechem.
- A musiałeś zabrać mojego syna?! - rzuciłam się na niego, ale ten zapadł się pod ziemię, by po chwili wyrosnąć znów nade mną.
- To nie jest wyłącznie twój syn, Kochanie. - uśmiech na jego twarzy powiększył się, oczy iskrzyły wręcz.
- Chociaż powiedz mi, czy żyje? Jest bezpieczny? - usiadłam, spuszczając łeb, przykucnął obok.
- Uwierz mi, ma się dobrze. - mówił przymilnie, głaskając mnie delikatnie po grzbiecie, nie odsuwałam się, nie mogłam.
- Nie wierzę. - zaskamlałam.
- Najdroższa... Odejdź ze mną do Niego. - cały czas zbliżał się powoli. Wtedy dostrzegłam Percy'ego, nie słyszał nas, ale widział w półprzeźroczystej powłoce. Starał się ją zniszczyć, wtedy Kovu zerkając na niego rozzłoszczony odepchnął go mocą, upadł, dysząc głośno.
- Nigdy. - odsunęłam się, ukazując kły.
- Cóż, jednak nie przybyłem tu, żeby z tobą rozmawiać. - podszedł i dotknął błyszczącą dłonią czubek mojej głowy.
- Spóźniony prezent urodzinowy od ojca. - powiedział i zniknął razem z barierą. Podbiegłam do basiora, nie ruszał się. Wtedy ja również zaczęłam lśnić. Otrzymałam odrobinę mocy Luny, którą musiał przejąć On. Moje oczy stały się białe od ilości blasku. Spojrzałam na samca i kierując na niego białą, leczniczą manę, obudził się. Wtedy wróciłam do normy, ale osłabłam. Usiadłam niedaleko Percy'ego.
- Nic ci nie jest? - szepnęłam.
- Nie, ale.. - spojrzał na mnie, zdziwiony. - Jesteś człowiekiem. - wtedy zaczęłam oglądać moje nogi i ręce. Na kolanach zbliżyłam się do małej kałuży, która nie zniknęła jeszcze po ostatniej burzy i przyjrzałam się swojemu odbiciu. Nie zmieniłam się za bardzo... Jasna cera, krótkie, ciemnofioletowe włosy, granatowa, długa szata.
- Wreszcie... - mruknęłam.
<Percy?>
- Druga część jest ukryta... W innym wymiarze. Prawdopodobnie zniszczona, przez mojego Ojca. - Zerknęłam na niego.
- Można się tam jakoś dostać? - nadal się upierał przy swoim.
- Kiedyś umiałam stworzyć portal... Teraz już nie mam tych zdolności. - spuściłam łeb.
- Czyli... Nie ma szans, żeby udało się nam zdobyć przerwany fragment? - pytał.
- Nawet jeśli udało by mi się otworzyć przejście do Azarath, raczej go nie odnajdziemy. Chyba, że.. - przerwałam. Pociągnęłam nosem, doszła do mnie silna, dusząca woń. Znałam ten zapach. To była... Biała lilia?!
- Uciekaj. - szepnęłam, rozglądając się.
- Co? - spojrzał na mnie, otwierając szerzej ślepia.
- Już! - odepchnęłam go w najbliższe krzaki i obróciłam się gwałtownie. W tej samej chwili otoczyła mnie szara mgła, która przemieniła się w barierę w kształcie półkola, nie próbowałam uciec, wiedziałam, co mnie czeka.
- Desari... - zamruczał uwodzicielsko znany mi głos.
- Kovu. - wbiłam szpony w ziemię, najeżyłam sierść, wyprostowałam się dumnie.
- Pani Demonów, Cieniu Azarath, czemu ukrywasz się w wilczej masce, pośród tych prostych zwierząt? - dopiero wtedy go zauważyłam. Wysoki, kruczowłosy chłopak o zielonych oczach stał przede mną w ciemnej szacie z założonym kapturem.
- Sam mnie taką porzuciłeś. - odwarknęłam. Zaczął się do mnie powoli zbliżać.
- Najukochańsza, wiesz, że musiałem odejść. - mówił spokojnie, powoli, z lekkim, sadystycznym uśmiechem.
- A musiałeś zabrać mojego syna?! - rzuciłam się na niego, ale ten zapadł się pod ziemię, by po chwili wyrosnąć znów nade mną.
- To nie jest wyłącznie twój syn, Kochanie. - uśmiech na jego twarzy powiększył się, oczy iskrzyły wręcz.
- Chociaż powiedz mi, czy żyje? Jest bezpieczny? - usiadłam, spuszczając łeb, przykucnął obok.
- Uwierz mi, ma się dobrze. - mówił przymilnie, głaskając mnie delikatnie po grzbiecie, nie odsuwałam się, nie mogłam.
- Nie wierzę. - zaskamlałam.
- Najdroższa... Odejdź ze mną do Niego. - cały czas zbliżał się powoli. Wtedy dostrzegłam Percy'ego, nie słyszał nas, ale widział w półprzeźroczystej powłoce. Starał się ją zniszczyć, wtedy Kovu zerkając na niego rozzłoszczony odepchnął go mocą, upadł, dysząc głośno.
- Nigdy. - odsunęłam się, ukazując kły.
- Cóż, jednak nie przybyłem tu, żeby z tobą rozmawiać. - podszedł i dotknął błyszczącą dłonią czubek mojej głowy.
- Spóźniony prezent urodzinowy od ojca. - powiedział i zniknął razem z barierą. Podbiegłam do basiora, nie ruszał się. Wtedy ja również zaczęłam lśnić. Otrzymałam odrobinę mocy Luny, którą musiał przejąć On. Moje oczy stały się białe od ilości blasku. Spojrzałam na samca i kierując na niego białą, leczniczą manę, obudził się. Wtedy wróciłam do normy, ale osłabłam. Usiadłam niedaleko Percy'ego.
- Nic ci nie jest? - szepnęłam.
- Nie, ale.. - spojrzał na mnie, zdziwiony. - Jesteś człowiekiem. - wtedy zaczęłam oglądać moje nogi i ręce. Na kolanach zbliżyłam się do małej kałuży, która nie zniknęła jeszcze po ostatniej burzy i przyjrzałam się swojemu odbiciu. Nie zmieniłam się za bardzo... Jasna cera, krótkie, ciemnofioletowe włosy, granatowa, długa szata.
- Wreszcie... - mruknęłam.
<Percy?>
Od Damien'a "Moje znalezisko''
W nocy wybrałem się do Mrocznego Lasu. Można było nazwać go moim domem,
najbardziej pasujące dla mnie miejsce... Sam na sam z własnymi lękami i
strachem. Czas coś z tym zrobić.
- Nadeszła w końcu ta godzina
Miękkie i zanikające światło
Przekroczyło zachodni horyzont
I życzy nam dobrej nocy.
I co za piękna noc to jest
By chodzić po księżycowym polu
Aby zobaczyć lekkie cienie
Ujawniane teraz przez światło gwiazd.
Więc dlaczego tak jest, że teraz
panują spokój i cisza
Gdy świece płoną i cały świat
Jest w swym najlepszym stanie
Wilki z mojej watahy
Powinny chować się,
Aby unikać Księżyca i czekać,
Na mej Siostry słoneczny dzień?
/''In umbra Luna est (Księżyc jest w cieniu)" - zaśpiewałem sobie/
Las wyglądał strasznie o tej godzinie. Cały las był pogrążony w blasku księżyca. Drzewa lekko kołysały się na małym podmuchach wiatru. Niektóre stworzenia tam żyjące, tworzyły straszne i przerażające cienie padająca na ziemię. Nie przerwana grobowa cisza wałęsała się po całym lesie. Wyobraźnia plotła mi figle. Las był uwięziony w wiecznej mej kołysance, bez uczuć, bez zmartwień. Po Mrocznym Lesie spacerowało się jak po księżycowym polu. Stare wspomnienia przeistaczały się w koszmar. Cel w życiu jest nieubłagany. Nagle mój piękny (dla mnie) nastrój przerwał niebieski błysk.
- Co to do chole** jasnej jest ! - krzyknąłem zły.
Było tak pięknie... No cóż, poszedłem na blaskiem. Doszedłem do ogromnego drzewa. Ono było najstraszniejsze w całym lesie. Siało grozę na kilometry.
- Hmm... Czegoś mi tu brak... - odrzekłem kierując czarne zaklęcie na drzewo.
Dzięki mojemu zaklęciu było jeszcze straszniejsze. Przerywając to, z pod ziemi iskrzyło się to samo światło. Zacząłem kopać w tym miejscu. Ziemia była trudna do kopania.
- Przydałby się żywioł ziemi... - pomyślałem.
Kopałem i kopałem. Nagle wpadłem do jakiegoś korytarza czy nory. Przede mną był jej koniec. Moim oczom okazał się sam pierścień niezgody! To było piękne! Pierścień kłócił pełno osób!
- Moje najlepsze znalezisko - dodałem.
Potem miałem wizję. Byłem w lesie i usłyszałem głos który mówił: "Ten pierścień niezgody pojawia się co 50 księżyców w różnych częściach lasu''. Ocknąłem się.
- Naprawdę aż 50 księżyców ? - zapytałem w myślach sam siebie.
Powoli wziąłem sygnet i poszedłem do jaskini. W niej obejrzałem go porządnie i zalałem go miksturą. Ona miała powiedzieć czy pierścionek jest prawdziwy, z legendy. Mikstura zrobiła się pomarańczowego, zielona.
- Yay! - podskoczyłem w górę.
To był prawdziwy pierścień niezgody w swoim rodzaju! Wyszedłem z pieczary. Chciałem wypróbować pierścień. Na trawie zobaczyłem dwie mrówki. Wcelowałem w nie sygnetem. Mrówki zaczęły na siebie wchodzić i gryźć się nawzajem.
- Super! - krzyknąłem.
Znowu wmaszerowałem do groty. Wyjąłem z podłogi małe pudełeczko. Ukryłem w niej pierścień i znów schowałem do schowka. Zrobiłem też niewidzialne pole obronne by nikt nigdy nie dostał się do znaleziska.
- Nadeszła w końcu ta godzina
Miękkie i zanikające światło
Przekroczyło zachodni horyzont
I życzy nam dobrej nocy.
I co za piękna noc to jest
By chodzić po księżycowym polu
Aby zobaczyć lekkie cienie
Ujawniane teraz przez światło gwiazd.
Więc dlaczego tak jest, że teraz
panują spokój i cisza
Gdy świece płoną i cały świat
Jest w swym najlepszym stanie
Wilki z mojej watahy
Powinny chować się,
Aby unikać Księżyca i czekać,
Na mej Siostry słoneczny dzień?
/''In umbra Luna est (Księżyc jest w cieniu)" - zaśpiewałem sobie/
Las wyglądał strasznie o tej godzinie. Cały las był pogrążony w blasku księżyca. Drzewa lekko kołysały się na małym podmuchach wiatru. Niektóre stworzenia tam żyjące, tworzyły straszne i przerażające cienie padająca na ziemię. Nie przerwana grobowa cisza wałęsała się po całym lesie. Wyobraźnia plotła mi figle. Las był uwięziony w wiecznej mej kołysance, bez uczuć, bez zmartwień. Po Mrocznym Lesie spacerowało się jak po księżycowym polu. Stare wspomnienia przeistaczały się w koszmar. Cel w życiu jest nieubłagany. Nagle mój piękny (dla mnie) nastrój przerwał niebieski błysk.
- Co to do chole** jasnej jest ! - krzyknąłem zły.
Było tak pięknie... No cóż, poszedłem na blaskiem. Doszedłem do ogromnego drzewa. Ono było najstraszniejsze w całym lesie. Siało grozę na kilometry.
- Hmm... Czegoś mi tu brak... - odrzekłem kierując czarne zaklęcie na drzewo.
Dzięki mojemu zaklęciu było jeszcze straszniejsze. Przerywając to, z pod ziemi iskrzyło się to samo światło. Zacząłem kopać w tym miejscu. Ziemia była trudna do kopania.
- Przydałby się żywioł ziemi... - pomyślałem.
Kopałem i kopałem. Nagle wpadłem do jakiegoś korytarza czy nory. Przede mną był jej koniec. Moim oczom okazał się sam pierścień niezgody! To było piękne! Pierścień kłócił pełno osób!
- Moje najlepsze znalezisko - dodałem.
Potem miałem wizję. Byłem w lesie i usłyszałem głos który mówił: "Ten pierścień niezgody pojawia się co 50 księżyców w różnych częściach lasu''. Ocknąłem się.
- Naprawdę aż 50 księżyców ? - zapytałem w myślach sam siebie.
Powoli wziąłem sygnet i poszedłem do jaskini. W niej obejrzałem go porządnie i zalałem go miksturą. Ona miała powiedzieć czy pierścionek jest prawdziwy, z legendy. Mikstura zrobiła się pomarańczowego, zielona.
- Yay! - podskoczyłem w górę.
To był prawdziwy pierścień niezgody w swoim rodzaju! Wyszedłem z pieczary. Chciałem wypróbować pierścień. Na trawie zobaczyłem dwie mrówki. Wcelowałem w nie sygnetem. Mrówki zaczęły na siebie wchodzić i gryźć się nawzajem.
- Super! - krzyknąłem.
Znowu wmaszerowałem do groty. Wyjąłem z podłogi małe pudełeczko. Ukryłem w niej pierścień i znów schowałem do schowka. Zrobiłem też niewidzialne pole obronne by nikt nigdy nie dostał się do znaleziska.
Od Naaz'a "Obcy cz. 7" (cd. Tsume/Nasari/Nari/Sora)
- Cześć. Jestem Sora.
- Ja Nari.
- A ja Nasari - uśmiechnęły się wszystkie trzy.
- Dokąd idziecie? - zapytała Nari.
- Miałem mu pokazać okolicę, ale na was wpadłem - uśmiechnął się Tsume.
- To może chodźcie z nami? - za proponowałem.
- Z miłą chęcią się przyłączymy, prawda? - powiedziała Nasari.
- Pewnie - Sora i Nari powiedziały równo.
Wędrowaliśmy przez wiele pięknych miejsc opowiadając sobie o wszystkim.
- No to wszystkie miejsca zwiedziliśmy. Na moje oko nie znasz jeszcze innych wilków ale wszystko w swoim czasie - uśmiechnęła się Nari.
<Tsume? Nasari? Nari? Sora?>
- Ja Nari.
- A ja Nasari - uśmiechnęły się wszystkie trzy.
- Dokąd idziecie? - zapytała Nari.
- Miałem mu pokazać okolicę, ale na was wpadłem - uśmiechnął się Tsume.
- To może chodźcie z nami? - za proponowałem.
- Z miłą chęcią się przyłączymy, prawda? - powiedziała Nasari.
- Pewnie - Sora i Nari powiedziały równo.
Wędrowaliśmy przez wiele pięknych miejsc opowiadając sobie o wszystkim.
- No to wszystkie miejsca zwiedziliśmy. Na moje oko nie znasz jeszcze innych wilków ale wszystko w swoim czasie - uśmiechnęła się Nari.
<Tsume? Nasari? Nari? Sora?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)