Sierpień 2019 r.
Mówią, że jestem za słaba na wzięcie udziału w praktycznych lekcjach. Nawet tata. Dlaczego tak we mnie nie wierzą? Co prawda jeszcze nie miałam okazji do pokazania na co mnie stać, ale to nie jest znak, by mnie na samym początku skreślać. Jestem młodsza, ale nie gorsza. Pokażę im, że jestem w stanie im dorównać. Nawet, jeśli uczą się od jakiegoś czasu i są na wyższym poziomie.
Tata uparł się, by mnie odprowadzić, więc teraz truchtałam tuż obok jego długich nóg pokrytych niebieskim futerkiem, w które tak lubiłam się wtulać, zasypiając. Cały czas miałam powieki przymrużone, gdyż idąc lasem, czego szczerze nie znosiłam, na przemian świeciło słońce i wpadaliśmy w cień. Oczy mnie od takiego zjawiska nieźle bolały. Uniosłam pyszczek w stronę taty. Nawet, jeśli był za czymś w rodzaju mgły, widziałam, że ma pewne obawy co do mojego nauczania. Pewnie nie chciał mnie tam zostawiać.
Niebawem dotarliśmy na miejsce. Na polanie już turlały się szczeniaki, przepychając się i szarpiąc za swoje uszy. Zauważyłam, że był tam również ten nowy, który każe się nazywać Shenem. Niezbyt za nim przepadałam, był zbyt towarzyski. Szczególnie, kiedy próbował mnie zagadywać. Jeszcze nigdy mu nie odpowiedziałam. Właściwie, nawet nie miałam takiego zamiaru. Kiedy tylko szczeniaki mnie dostrzegły, dumnie uniosłam podbródek. Aoki od razu się zerwała z trawy i do mnie podbiegła.
- Navri! Przyszłaś nas odwiedzić?
- Przyszła się uczyć - odpowiedział mój tata. Ruda wadera szybko uniosła łepek na jego pysk. Był znacznie od niej wyższy, więc widziałam, że zadrżała lekko.
- Jest chyba za malutka, proszę pana - odparła trochę ciszej. Tata się tylko uśmiechnął i zwrócił pysk w kierunku obcej mi wadery o nieprzyjemnych, zielonych oczach. Napięłam wszystkie mięśnie, ale nie reagowałam w żaden bardziej widoczny sposób. Czy to nauczycielka? Przypominała mi cień.
Tata do niej podszedł. Pobiegłam za nim, chcąc podsłuchać, o czym rozmawiają.
- Cześć, Yuki. Już wszystko omówiliśmy z Alfami. Navri dołącza do twojej grupy. Postaraj się, aby miała trochę łatwiejsze zadania...
Zmierzyła mnie zielonymi ślepiami. Nie była zbyt zadowolona z takiego zarządzenia.
- Nie będę robić forów komuś, kto i tak twierdził, że jest dość dobry, by się uczyć wcześniej - zakpiła - Sprawa jest prosta. Nie da rady spełniać moich poleceń: nie ma przychodzić, póki nie będzie w odpowiednim wieku. Chyba była taka umowa.
- Alfa nic nie mówiła...
- W takim razie to ja tutaj jestem nauczycielką i to ja wyznaczam zasady, jakimi będę się kierować. Program nauczania stworzyłam sama i nie pozwolę sobie, aby ktokolwiek mi dyktował, co mam robić, a czego nie.
To zamknęło usta mojemu tacie. Nie wyglądał na zachwyconego. Spoglądałam to na niego, to na waderę o imieniu Yuki.
- Dzieci! W szeregu zbiórka! - ryknęła nagle samica. Na jej polecenie zbiegły się wszystkie szczeniaki i ustawiły w równej linii, jeden obok drugiego. Wiedziałam, że tacie podejście Yuki się to nie podoba, jednak posłał mi taki uśmiech, jakby mówił, że wszystko będzie dobrze. Popchnął mnie delikatnie nosem w kierunku pozostałych, więc niechętnie poczłapałam do rówieśników. Chyba pierwszy raz na tak długo odłączę się od taty, w dodatku po to, by się uczyć. Przeszedł mnie dreszcz podniecenia. Ja jeszcze pokażę tej całej Yuki, że wcale nie jestem taką łamagą, na jaką wyglądam. Tata zniknął za drzewami.
- Wspaniale - syknęła pod nosem, widząc, że jednak nie uciekłam. Posłałam jej beznamiętne spojrzenie. - Od dziś mamy nową koleżankę na zajęciach. Jest nią... - urwała, wyraźnie nie pamiętając mojego imienia. Nie zdążyłam sama odpowiedzieć, bo robiłam to zawsze z opóźnieniem, przez wciąż niewypracowany aparat mowy. Wyręczyły mnie szczeniaki:
- Navri!
Wyglądały na zadowolone z mojej obecności. Ciekawe, dlaczego. Czy praca w większej grupie nie czasem jest trudniejsza? Poza tym chyba przyszliśmy tutaj się uczyć, a nie rozmawiać. To nie spotkanie towarzyskie, tylko ciężka praca. Chciałam coś wynieść z tego na przyszłość.
- Dziś będziemy polować na ryby.
- Znowu? - jęknęły szczeniaki. Tylko Shen wyglądał na całkowicie nieobecnego. Całą swoją uwagę skupiał na mnie, sądząc, że tego nie widzę. Od samego początku wbijał w nas natrętne spojrzenie. Chciał czegoś, ale nie miałam pojęcia, czego.
- Już opracowaliśmy pułapki, więc możecie spróbować je wykorzystać. Ten, kto złowi najwięcej ryb, wygrywa.
- Co takiego? - dopytała Moone.
- Brak lania - syknęła. Szczeniaki się skuliły, ale kiedy nauczycielka ruszyła z polany w głąb lasu, wszystkie posłusznie za nią podążyły.
- Będziemy padnięci, a mamy jeszcze później lekcję magii... Kai będzie się znowu denerwował, że wyglądamy jak żywe trupy - mówiła półgłosem Moone do Shena. Ten tylko potakiwał. Zmarszczyłam nos. Trochę racji jednak mieli. Zanosiło się na to, że ja również będę miała w przyszłości taki problem, szczególnie, że wychodziło na to, że nie mamy zbyt wiele przerwy między kolejnymi zajęciami.
- A ja idę do domu! - wtrąciła Aoki, jednak starsze szczeniaki zmierzyły ją wzrokiem. Uśmiechnęła się tylko triumfalnie, zupełnie jakby miała powód do radości. Niebawem sama będzie narzekać, a Moone i Shen będą się śmiać, bo już ukończą szkołę. Cały czas mrużyłam oczy i wlokłam się za pozostałymi. Im dłużej szliśmy, tym mniej chęci do nauki miałam. Nigdy nie potrzebowałam się jakoś bardzo wysilać fizycznie, a taki start nie zanosił się dobrze. Miałam nadzieję, że jezioro lub staw będą w słońcu. Jeśli jednak padnie na cień... już po mnie.
- Razi cię słońce, że tak mrużysz ślepka? - zagadała Moone. Nie odpowiedziałam. - Bo słyszałam, że w Mieście ludzie chodzą z takimi przyciemnianymi szkiełkami na oczach, żeby ich nie raziło. Nazywają to okularami przeciwsłonecznymi. Możesz kogoś poprosić, aby ci kupił, albo co...
Wciąż milczałam. U mnie problem był odwrotny, a rozwiązanie nie było tak proste, jak jej się wydawało. Co jeśli bolała mnie ciemność, a nie jasność? Czy są szkiełka, które rozjaśniają widok? Naświetlają oko? Chyba nie.
Zatrzymaliśmy się przy stawie. Na szczęście nad nim nie było żadnych gałęzi, więc było dość jasno, bym dostrzegła, że w wodzie pluskały się dziesiątki rybek o błyszczących, kolorowych łuskach. Jeszcze nigdy nie polowałam. Przełknęłam ślinę.
- Gotowi, do startu... Start! - krzyknęła nauczycielka do wilków, które już się ustawiły na odpowiednich stanowiskach. Ja jako, że się zamyśliłam, stałam zbyt daleko. Moone i Aoki sprawnie maczały łapki i pyszczki we wodzie, starając się wyłowić którąś z rybek, a Shen widocznie wpadł na inny pomysł. Dosłownie w momencie startu skoczył do wody. Z wrażenia aż podbiegłam, żeby zobaczyć, co kombinował. Jednak umiał pływać i nurkował. To jednak raczej rozpraszało rybki, lecz zdawał się tego nie dostrzegać. Od razu było widać, że albo nie uczęszczał na lekcje, albo nie uważał. Taka strategia nie należała do najlepszych.
- No dalej, Navri! Do roboty! - poganiała Yuki. Ogarnęła mnie lekka irytacja. Nie miałam pojęcia, jak się za to zabrać, a miałam łowić. Nie wiedziałam nawet, czy w razie poślizgu i wpadnięcia do wody bym się nie utopiła. Zerknęłam raz jeszcze na koleżanki i zdecydowałam robić to samo, co one. Jednak moja łapka była za krótka, by sięgnąć chociażby tafli z wyższego brzegu, więc przeniosłam się na nieco niżej usytuowany punkt. Tam jednak nie pływały ryby. Miałam ochotę powiedzieć coś niemiłego w kierunku Shena, który skuteczne je odganiał, ale dałam sobie spokój. I tak by nie usłyszał.
Moone wyłowiła najwięcej rybek. Aoki zabrała się za robienie prostej konstrukcji z gałązek, która musiała być tą pułapką, o której wspominała Yuki. Shen właśnie wyrzucił pierwszą złowioną rybę na brzeg. Ja dalej stałam, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić.
- Łowić, łowić!
Zdecydowałam się w końcu wejść do wody, zupełnie jak basiorek. Tata mi kiedyś wspominał, że każdy psowaty umie pływać od urodzenia i okazało się to być prawdą. Na całe szczęście. Próbowałam nurkować, jednak wychodziło mi to naprawdę kiepsko. Pływałam w kółko jak głupia, będąc nieprzyjemnie morką. Było mi zimno. Podążyłam na płyciznę, by tam się otrząsnąć z lodowatej wody, jednak kiedy tylko to zrobiłam, poczułam na plecach przyjemne ciepło. Zaczęłam się opalać. Patrząc, jak cała reszta grupy zawzięcie łowi, poczułam, że coś mnie połaskotało w łapę. Były to... rybki. Uznając moje łapy za jakieś kłody, pogryzały futerko. Miałam ochotę odskoczyć i uciec od dziwnego łaskotania, ale uznałam to za moją jedyną szansę. Szybko zanurzyłam pyszczek i zacisnęłam szczęki. Udało mi się pochwycić za jednym razem dwie małe rybki. Jako, że wbijałam w nie tępe jeszcze zęby, nie poczułam krwi, tylko dziwne chrzęszczenie. Chyba połamałam im ości.
Pomimo tego, że udało mi się upolować najmniej, byłam najbardziej zadowolona ze swojego dokonania, choć nie okazywałam tego przed nikim, prócz taty, który przyszedł niedługo po zakończeniu zajęć.
<C.D.N.>
Uwagi: Brak.